Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Safe / Happy Valley

Zamknięte osiedle (stąd zapewne tytuł - "Safe") gdzieś w niewielkim, angielskim miasteczku. Impreza u córki lokalnych bogaczy kończy się nagle, kiedy ta odkrywa w basenie zwłoki jednego z uczestników. Jednocześnie znika córka owdowiałego niedawno chirurga (Michael C. Hall), który - mimo zaprzyjaźnienia z lokalną policjantką, również mieszkającą na osiedlu - rozpoczyna śledztwo sam. Dodatkowo matka utopionego chłopca, nauczycielka francuskiego z lokalnej szkoły, jest oskarżona o molestowanie nieletnich. Serial zrealizowany jest w konwencji kolejnych odsłon, znaczące epizody są pokazywane w coraz szerszym ujęciu, co zmienia ich odbiór. Niestety, mam poczucie, że scenarzysta/producent/twórca Harlan Coben przesadził z myleniem tropów, wkręcaniem widza w coraz bardziej absurdalne odnogi fabuły, bo całość zrobiła się dość niestrawna, a finał - przewidywalny i rozczarowujący. Bohaterowie zachowują się absolutnie nielogicznie, wszyscy mają przed wszystkimi tajemnice, ale w strategicznym momencie każdy musi wszystko wyznać.

Zdecydowanie ciekawszy okazał się "Happy Valley", dziejący się w małym, na pierwszy rzut oka sielskim miasteczku. Stanowcza policjantka, wychowująca wnuka po śmierci córki, staje przed faktem, że z więzienia wyszedł mężczyzna, który przyczynił się do śmierci jej dziecka, zaczyna więc prywatne śledztwo. Niezależnie, księgowy, zirytowany brakiem podwyżki, wpada na błyskotliwy inaczej pomysł porwania córki swojego szefa, pomysłem dzieli się z lokalnym półświatkiem. Śniegowa kula rusza, mimo że szef niespodziewanie decyduje się dać księgowemu kasę na szkołę dla córek i uczynić go swoim następcą i dotychczas obrażony delikwent już nie chce porywać. Świetne jest to, że w żadnym razie nie są to w żadnym razie mistrzowie intelektu, tylko zwyczajne łośki, sprzedające młodzieży narkotyki (oraz - dla ścisłości - jeden psychopata).

Obydwa seriale łączy to, że dzieją się na angielskiej prowincji. Jak w przypadku "Happy valley" ta prowincja barwna, z dużym przekrojem społecznym (fryzjerka model "Doda dwadzieścia lat później"), tak "Safe", niestety, mogłoby się dziać w dowolnym miejscu, a klimat raczej wskazuje na przedmieścia dużego miasta w USA. TŻ stwiedził, że dla niego największą zagadką w serialu był fakt, że główny bohater (Hall) jest Amerykaninem, a nikt na to nie zwraca uwagi, mimo że reszta mówi British English czy inną gulgoczącą gwarą.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 26, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Chimamanda Ngozi Adichie - Amerykaana

Ifemelu i Obinze poznali się w liceum w Lagos, zakochali się w sobie i byli nierozłączni do momentu, kiedy Ifemelu wyjechała na stypendium do USA. Obinze - wprawdzie zafascynowany Ameryką bardziej niż Ifemelu - został, aby opiekować się matką i w oczekiwaniu na wizę, której jednak nie otrzymał. Po kilkunastu latach, podczas których Obinze po emigracyjnym epizodzie w Londynie wrócił do Nigerii, zostając - przypadkiem - znanym biznesmenem, mężem i ojcem, a Ifemelu - wpływową blogerką, piszącą o rasie, spotykają się w Lagos, oboje z bagażem doświadczeń. Tu wchodzi typowa dla komedii romantycznych fraza o tym, czy uda im się nadrobić stracone lata i odzyskać siebie. Ale tak naprawdę to nie jest tylko romans, ale głębokie studium emigracji i re-emigracji Nigeryjczyków. Historie obojga przypomina losy Polaków na zarobkowej emigracji - wykształconych, ze znajomością języka, z tzw. dobrych rodzin, którzy w obcym kraju zniżali się do najpodlejszych, najgorzej płatnych prac, często poniżani przez ludzi z o wiele niższym statusem społecznym, ponieważ w ich rodzimym kraju układ był na tyle źle i bez perspektyw, że nie byli w stanie egzystować. Mit USA jako Krainy Wolności (i w nieco mniejszym wymiarze - Londynu dla Obinze) okazał się boleśnie nieprzystający do rzeczywistości. Podobnie - w drugiej części książki - oboje zaskakująco szybko odzwyczajają się od nigeryjskich realiów, nawet po kilku latach poza krajem zaskakuje ich wszechstronna korupcja, rządy wojskowe, skrywana bieda czy licznie rozplenione prawie że szamańskie kościoły.

Na to nałożona jest druga warstwa, stanowiąca oś życia Ifemelu, która dopiero w Nowym Jorku odkryła, że jest czarna; bez względu na to, kim jest, jej dystynktywną cechą jest kolor skóry i faktura włosów. Pod tym kątem obserwowani są wszyscy, odstający od standardu - jasnoskórego rasy kaukaskiej: Azjaci, Afrykanie oraz (w nieco mniejszym stopniu) Latynosi. Notki na jej blogu poświęcone są całemu zakresowi problemów - od poszukiwania pracy, wymuszonego prostowania afro, żeby choć trochę upodobnić się do "białych", braku kosmetyków do skóry innej niż jasna ("Kiedy używasz bielizny i plastrów w kolorze „nude", z góry wiesz, że kolorystycznie nie będą pasować do twojej skóry?"), obserwowania w luksusowych sklepach pod kątem potencjalnej kradzieży czy wreszcie nieobecności w tzw. mainstreamie, zarówno kulturalnym czy politycznym.

Adichie porównywana jest z Zadie Smith i pod pewnym względem te podobieństwa widać - łatwość konstruowania spójnej, epickiej opowieści, z wieloma bohaterami i bogatym tłem społecznym. Sam sposób pisania jednak jest zupełnie inny, inaczej prowadzona narracja. Dodatkowo nie fabuła jest tu najistotniejsza, a właśnie tło.

Inne tej autorki:

#33

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 22, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, panie, beletrystyka - Skomentuj


Olive Kitteridge / Flaked

4-odcinkowa mini seria, pokazująca kilka rozciągniętych w czasie epizodów z życia prowincjonalnej nauczycielki matematyki, Olive Kitteridge. Trudno fabułę serialu streścić, bo - jak wspomniałam - każdy odcinek pokazuje jakiś epizod: zmęczonego staraniem się o żonę męża, który swoje opiekuńcze uczucia lokuje w asystentce, wypadek ukochanego Olive, ślub syna, udar męża i jego pobyt w szpitalu, wreszcie starość Olive. Główną cechą Olive jest zgorzknienie - nie cieszy się z niczego, nic się jej nie podoba, zawsze jest w stanie znaleźć w czymś wadę. Całość rozpoczyna scena, w której Olive przygotowuje pożegnalny list i z kocem, radiem i pistoletem idzie w las, prawdopodobnie zakończyć życie. Brzmi nieco smętnie, ale na to trzeba nałożyć osobę Frances McDormand, która buduje fantastyczną, wielowymiarową, mądrą i głęboką postać. Jest wzruszająco, ale i zabawnie, a mimo nieco snującego się klimatu, nie jest nudne (aczkolwiek darmowy okres HBO GO wspominam bardzo źle, bo jednak dramaturgia siada, jak co kilka minut pojawia się na ekranie spinner sugerujący problem z transferem).

"Flaked" skojarzyło mi się nieco klimatem - to wprawdzie serial dziejący się w sielskim kalifornijskim Venice, ale o życiowych rozbitkach: alkoholikach spotykających się na mityngach AA. Chip, niepijący od 10 lat, opowiada na każdym spotkaniu, skąd się w Venice wziął - zabił pod wpływem alkoholu w wypadku samochodowym człowieka, od tej pory nie ma prawa jazdy (jeździ rowerem w USA!) i wegetuje kątem u kolegi, prowadząc nieprzynoszący dochodu sklep z trójnogimi stołkami. Mimo to jest podporą klubu AA, sponsorem i motorem napędowym lokalnego stowarzyszenia "SaVenice", które próbuje zapobiec gentryfikacji miasteczka. Problem w tym, że Chip nie dość, ze ukradkiem podpija wino, to dodatkowo nieustająco, choć z wdziękiem, kłamie. Dennis, udzielający Chipowi noclegu, również eks-alkoholik, usiłuje rozpocząć karierę jako sommelier (sic!) oraz nieustająco próbuje nawiązać stosunki z jakąś ładną panią. Panie, niestety, sprząta mu sprzed nosa z ogromnym wdziękiem Chip. Najbarwniejszą chyba postacią jest Cooler, wieczny hipis, mieszkający - między innymi - w przyczepie kempingowej i policjant George, również alkoholik, patrolujący Venice i włączający się do akcji za pomocą syreny i świateł. Osią akcji jest pojawienie się London - interesującej blondynki, do której usiłuje przystawiać się Dennis, co błyskawicznie wzbudza zainteresowanie Chipa.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 20, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Jakub Żulczyk - Radio Armageddon

W prywatnym liceum (czy raczej na "chemicznym poligonie", przechowalni dla bogatych nastolatków w stylu New Age, gdzie każdy coś bierze albo jest na terapii) pojawia się Cyprian, inny od wszystkich i od pierwszej chwili staje się przywódcą elitarnej paczki, składającej się z nijakiego Szymona, wysokiej i elokwentnej Nadziei oraz Gnata, chudego psychopaty. Cała czwórka ma poczucie, że są lepsi od innych, bezrefleksyjnie skupionych na wizualnych wyznacznikach stylu i zamożności (telefonów, imprez, markowych ubrań); lepsi, mądrzejsi, umiejący używać ironii i zdań wielokrotnie złożonych. Cyprian proponuje założenie zespołu muzycznego, którym rozwali to całe zatęchłe w swoim dobrostanie miasto, zaneguje wszystko i zniszczy pełne hipokryzji zadowolenie pokolenia rodziców, żeby kolejne pokolenie mogło sobie świat ustawić po swojemu. Jak - tu już recepty nie daje, ale pozostali członkowie "Radia Armageddon" mają poczucie, że wiedzą: Szymon pragnie stać się częścią "wielkiej sprawy" i uwolnić się od władzy rodziców; Nadzieja kocha Cypriana i zrobi dla niego wszystko; perkusista Gnat liczy na łatwo dostępne narkotyki i łatwy seks. Planują wywołać zamieszki, co jest nietrudne, pytanie - co dalej. Gdzieś w tle pojawiają się pieniądze, skądś biorą się twarde narkotyki, przychodzą dorośli - tacy w garniturach i z umowami na poczet płyt i tras koncertów, ale i tacy, którzy agresję pijanej muzyką grupy chcą wziąć dla swoich czasem dość brutalnych celów. Tuż przed nagraniem pierwszej płyty Cyprian znika, nikt nie wie czy został uprowadzony, czy uciekł, czy nie żyje. Radio Armageddon bez Cypriana przestaje istnieć.

Narracja jest dwutorowa, na zmianę przedstawione są retrospekcje (zwykle przez Szymona) i wydarzenia dziejące się aktualnie (zwykle, w drugiej osobie, przez kogoś, kto mówi do Nadziei). Geneza powstania zespołu miesza się z chaosem po zniknięciu Cypriana, doplata się wiele dodatkowych wątków, czyjaś śmierć, krew i przemoc.

Odpowiadając na czasem pojawiające się w komentarzach pytanie, czy polecam. To mocna lektura, zwłaszcza dla rodzica, bo Żulczyk mocno opowiada się fabularnie po stronie nastolatków, pokazując dorosłych jako zombie na lekach, skupionych na zarabianiu pieniędzy (również na przemocy), gardzących czymkolwiek niematerialnym. Łatwo poprowadzić czytelnika słowem w taką strony, aby ojca, próbującego wyjąć syna z toksycznego przecież otoczenia (wandalizm, narkotyki, przypadkowy seks, samobójstwa równolatków, sekta), określił mianem tępego idioty, który nie rozumie fantastycznej idei buntu, jaki się za sprawą Radia Armageddon wykluł. W ogóle Żulczyk zgrabnie uwodzi przemocą, płomieniami rewolucji; wciąga czytanie o handlarzach narkotyków, przestępcach z wyindukowanym narkotykami błyskiem niepoczytalności w oku. Jeśli więc czytelnik się daje uwodzić autorowi, to tak - polecam. Ale nie jest to książka łatwa, zdecydowanie nie relaksująca, może zapewnić emocjonalny rollercoster i wpuścić w spory dół.

Inne tego autora tutaj.

#32 (dawno skończyłam, ale notka utknęła w szkicach)

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 19, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: beletrystyka, panowie, 2018 - Komentarzy: 2


Hakan Nesser - Jaskółka, kot, róża, śmierć / Sprawa G

Jaskółka, kot, róża, śmierć opisuje serię morderstw dokonanych w ciągu kilku lat na kobietach - zostają znalezione rozebrane, uduszone, czasem okaleczone, ale wygląda na to, że morderca nie wykorzystuje ich seksualnie. Wprawdzie śledztwo prowadzone jest przez ekipę z Maardam, ale wpływ Van Veeterena jest spory - na podstawie drobnych poszlak (odznaka uczelni, tropy literackie zostawione przez mordercę) udaje mu się stworzyć na tyle ścisły psychologiczny portret przestępcy, że policja rusza jego śladem. Co ciekawe, to nie policja ostatecznie wymierza karę zbrodniarzowi.

Tytułowa Sprawa G to pojawiająca się epizodycznie w roli wyrzutu wspomnienie o zbrodni, której Van Veeternowi nie udało się rozwikłać. Książka podzielona jest na dwa epizody - oryginalną sprawę, dziejącą się 15 lat wcześniej (kiedy Veeteren był jeszcze komisarzem) i rozwiązanie jej (w czasie, gdy już konsultował tylko zza antykwarycznej lady). Oryginalna sprawa rozpoczyna się, gdy do staczającego się prywatnego detektywa Verlangena (eks-policjanta, wyrzuconego za korupcję) przychodzi atrakcyjna Amerykanka i prosi o śledzenie swojego męża, Jaana G. Hennana (którego detektyw aresztował kiedyś za sprawy okołonarkotykowe). Verlangen rozpoczyna pracę i ku swojemu zdziwieniu nie znajduje nic zdrożnego w zachowaniu męża; tym bardziej jest zaskoczony, gdy G. go rozpoznaje i spędzają razem pijacki wieczór. Trzecie, największe zaskoczenie ma miejsce, gdy okazuje się, że zwłoki żony zostają znalezione w pustym basenie posesji Hennana, a Verlangen daje mu pełne alibi. Van Veeteren ma osobiste porachunki z G. - chodzili razem do szkoły, G. już wtedy był manipulującym innymi psychopatą, doprowadził do samobójstwa jednego z kolegów (a VV był zbyt słaby, żeby się sprzeciwić) oraz uwiódł mu ukochaną (po czym rzucił). Ale - mimo wykupionej niedawno przez G. polisy dla żony na ponad milion guldenów, aresztowania, intensywnego śledztwa i procesu - nie udaje się doprowadzić do skazania. Mija kilkanaście lat, do emerytowanego już Van Veeterena przychodzi córka Verlangena i zgłasza zaginięcie ojca. Niby powodów może być wiele - Verlangen przez te kilkanaście lat nie zmienił destrukcyjnego trybu życia - ale VV wie, że to zaginięcie ma związek ze sprawą G. Poszukiwania przenoszą ekipę z Maardam do Kaalbringen, miejscowości znanej z tomu "Punkt Borkmana" na ostatnią akcję z tamtejszą policyjną załogą.

Uwielbiam u Nessera polskie akcenty - kochanką Verlangena jest Cara Besbarwny, na posterunku pracuje Kowalski ("Na koniec komisarz odczytał dwustronicowy raport posterunkowego Kowalskiego – zawierający czterdzieści dwa błędy ortograficzne, których nie było słychać podczas czytania na głos"), Van Veeteren z ukochaną chodzą do kina na Dekalog Kieślowskiego i są nim zachwyceni (że można stworzyć coś "tak stuprocentowo prawdziwego przy tak minimalnych środkach") - i za wielokrotnie przemycane jadłospisy: boeuf burguignon z barolo rocznik 97, "danie jednogarnkowe z okonia czerwonego, morszczuka, małży, oliwek, czosnku, obranych ze skórki pomidorów i pietruszki", z ryżem szafranowym z dodatkiem cienkich pasków zrumienionego bekonu oraz z białym mersault rocznik 73 czy wreszcie "zwykłe ratatouille z ryżem basmati" z St. Emillion ’82 oraz serem gruyère i kawałkami gruszki.

Inne tego autora tutaj.

#30-31

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 18, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, panowie, kryminal - Skomentuj


Tabula rasa

Annemie[1], nazywana Mie, wprowadza się wraz z mężem i kilkuletnią córką do zaniedbanego[2], starego, ale pięknego domu, który odziedziczyła po dziadku. Niby wszystko jest w porządku, dom jest piękny, pełen wspomnień i da się wyremontować, ale Mie zaczyna się bać - ktoś ją obserwuje, w piwnicy są przerażające lalki, cała rodzina, a zwłaszcza mąż zachowuje się dziwnie, dziecko - okropnie, a do tego kobieta widzi rzeczy, których nie ma. Nagły skok - trzy miesiące do przodu, Mie jest w szpitalu psychiatrycznym, poraniona, nic nie pamięta; podobno znaleziono ją w lesie, a jeden z mieszkańców miasteczka - Thomas z wysypiska śmieci - zaginął. Okazuje się, że Mie już wcześniej miała problem z pamięcią - od wypadku kilka miesięcy wcześniej nie była w stanie zapamiętać wydarzeń z niedawnej przeszłości, nie panowała nad codziennym życiem; próbowała ratować się, zapisując zdarzenia na karteczkach. Akcja serialu idzie dwutorowo - wydarzenia sprzed trzech miesięcy przeplatają się z 10 dniami w zamkniętej placówce, gdzie Mie jest przesłuchiwana przez policjanta, szukającego zaginionego.

Kolejny serial, po "Dark", kiedy dyskutowałam z telewizorem - jest mnóstwo tropów, rozrzuconych w trakcie kolejnych odcinków, a całość ładnie się spina na końcu (wystarczy przymknąć oko na kilka zbyt naciąganych zbiegów okoliczności). Doskonały drugi plan - przedziwna rodzina (ojciec z alzheimerem, ekscentryczna matka, dziwna siostra, niespecjalnie błyskotliwy szwagier), pacjenci szpitala psychiatrycznego czy wreszcie policjant, posiłkujący się dziwnymi metodami. Dodatkowo cały czas podziwiałam luźne, "domowe" ubrania Mie - kardiganki, dresy, kapciuszki; coś pięknego.

[1] Cóż za piękne imię, Anemia.

[2] Ja wiem, że część tego, co Mie widziała w domu, było wytworem jej umysłu, ale i tak - kto trzyma kilkucentymetrową warstwę wody w piwnicy?!

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 6, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1


The City & the City

Wiem, że to nudne, ale - oczywiście - pamiętam tylko ogólny zarys fabuły, mimo że książkę czytałam raptem trzy lata temu (tamże sztafaż - specyfika podzielonego miasta Beszel/Al Qoma). 4-odcinkowa seria opisuje śledztwo, prowadzone przez doświadczonego policjanta Borlu i młodą policjantkę Corwi, którzy - teoretycznie - usiłują znaleźć mordercę młodej Amerykanki, Mahalii, porzuconej na beszelskim wysypisku śmieci. Dla Borlu to sprawa głębsza - Mahalia jest studentką archeologii z Al Qomy, podopieczną znanego profesora Bowdena, głęboko wierzącą w teorię miasta "pomiędzy", Orciny; kilka lat temu taka sama była zaginiona żona Borlu, Katrynia - również obiecująca archeolożka, związana z Bowdenem i owładnięta pragnieniem odkrycia Orciny. Borlu, łamiąc wszelkie procedury, usiłuje rozwiązać tajemnicę, licząc, że jednocześnie odnajdzie swoją ukochaną.

I jak bardzo zastanawiałam się, jak można pokazać dwoistość podzielonego miasta, tak tutaj udało się to doskonale. Beszel przypomina Istambuł/Budapeszt - ciepła, żółta tonacja, miękkie linie budynków, pewna przestarzałość techniczna, zniszczone samochody i niemodne ubrania. Al Qoma z kolei jest niebiesko-czerwona, nowoczesna, stechnicyzowana, elegancka i raczej zimna, bardziej Berlin czy Sztokholm. Świetnie wyszło pokazanie, że żadne z tych miast nie jest idealne - mieszkańcy Beszel, sterroryzowani nacjonalistyczną partią, odkrywają, że Al Qoma, widziana zza membrany jako kraj wolności, jest państwem policyjnym. Absurdalnie, zdjęcia obu miast kręcone było w Liverpoolu i Manchesterze. Całość montażem trochę przypomina teatr telewizji, co nie jest wadą, bo podkreśla kameralność i intymność sytuacji (chociaż słyszałam takie opinie, że to dowodzi ubóstwa budżetu, meh).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 6, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


O tym, jak dojechać do i wrócić ze Świnoujścia

[30.04 - 5.05.2018]

Ponieważ nie lubię czekać, a żeby dojechać do Świnoujścia, trzeba - zwłaszcza w okolicach rekreacyjnie atrakcyjnych - poczekać na prom, wybrałam drogę nieco dookoła, przez niemieckie przygraniczne landy. I wprawdzie nie wiem, czy zaoszczędziłam na tym czasu, ale absolutnie nie żałuję - mam miękkie miejsce w serduszku dla uporządkowanych, czyściutkich niemieckich wsi. Absurdalnie żółte najżółciejszą żółcią pola rzepaku oczywiście dokładały punktów do uroku. W drodze na majówkę pieczołowicie wybrałam w połowie trasy restaurację hinduską w Eberswalde, żeby nie spędzać całego dnia w samochodzie. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że jednak Niemcy - trzeba sprawdzać godziny otwarcia lokali, bo może się okazać, że w poniedziałki jest nieczynne (na drzwiach radosna informacja o "Ruhetag", szanuję, ale nie wiedziałam, że to taki powszechny zwyczaj) oraz że większość restauracji pracuje w trybie śniadania-lancze (do 13-14) oraz kolacje (od 17 wzwyż). O 14:30, odbiwszy się od drzwi restauracji, do której odbiliśmy kilkanaście kilometrów od ekspresówki, zaczęłam konsekwentnie odbijać się kolejnych, tym razem zamkniętych na sjestę. O tyle to rozczarowujące, że zamiast zjeść i pojechać do eberwaldzkiego zoo (bo mają!), kręciliśmy się z nawigacją po jednokierunkowych uliczkach z wizją KFC, bo tam zawsze otwarte. Pro-tip - restauracje hotelowe zwykle nie mają przerw, warto sprawdzić.

(mural / pomnik połowy krowy)

Z powrotem, nauczona doświadczeniem, sprawdziłam już godziny otwarcia (oraz nie wracałam w poniedziałek, tylko w sobotę). Wstydliwie przyznam, że od zawsze (od kiedy zobaczyłam kierunek przy obwodnicy Berlina) chciałam pojechać do Prenzlau ze względu na uroczą nazwę. Okazało się, że absolutnie warto chociażby na obiad, bo restauracja mieści się nad obłędnie pięknym jeziorem.

O tym, co pomiędzy - niebawem. Żyję w takim mentalnym niedoczasie - niby czasu mam tyle, co zwykle, ale zmiana pracy dość skutecznie drenuje mnie z chęci na aktywność przed komputerem.

Adresy:

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 5, 2018

Link permanentny - Tagi: niemcy, eberswalde, prenzlau, murale, majowka2018 - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Komentarzy: 11


O tym, że jest ciepło, choć niby zimno (4/4)

Jest po 15:30 (tak, patrząc na różnicę między datami wtedy i dziś, minęło mnóstwo "po 15:30"), więc obiecana bułka ze śledziem. Zwykle bywało kilka rodzajów, ale po zadaniu standardowego pytania "Welche ist besser?[1]" wybierałam opcję bardziej kwaśną (pikle, cebulka, sałata, ogórek).

Ogród botaniczny (Usedoms Botanischer Garten Mellenthin), chociaż na pierwszy rzut oka wyglądał jak działeczka przyklejona do pobliskiej restauracji, okazał się ogromną przestrzenią, podzieloną na 14 ogrodów tematycznych. Początek ciepłego maja oznaczał kwitnące tulipany, rododendrony, drzewka owocowe i inne drobne kolorowe kwiatki. Miłe miejsce na spokojny spacer, tak na okrągłą godzinę, zwłaszcza że co jakiś czas dostępna jest ławeczka czy altanka. Wzbudziłam dziką radość dziecka, kiedy spróbowałam dotknąć wygrzewającego się i nieruchliwego zaskrońca, który nagle okazał się nadzwyczaj ruchliwy, powodując moje podskoki i krzyki (“mamo, a pokaż jeszcze raz, jak się przestraszasz”). Przed wejściem do ogrodu stoi klatka z puchatymi królikami i kurami.

Tuż obok ogrodu botanicznego znajduje się zdecydowanie jedno z ciekawszych miejsc w okolicy - otoczony fosą XVI-wieczny zamek (Wasserschloss Mellenthin). Żeby wjechać do środka, należy przejść przez rogatkę, gdzie uiszcza się opłatę 1 euro od wchodzącego; co jest miłe, koszt wejścia można odliczyć sobie od kawiarnianego rachunku. W zamku mieści się hotel, więc zwiedzanie jest ograniczone, można natomiast zjeść coś w zamkowej restauracji[2] i pokręcić się po ogrodzie na wyspie dookoła zamku. Hitem ogrodu okazała się samobieżna kosiarka Husqvarna, za którą Maj podążał, bo byliśmy ciekawi, czy nie zgrzmoci się do fosy. Nie zgrzmociła się, ale w pewnym momencie po podjechaniu do brzegu zaczęła błyskać kontrolkami i zawodzić rozpaczliwie. TŻ przestawił ją jak niezgrabnego żółwia przodem do ogrodu, ale nie pomogło. Polska przeprasza za nienaprawienie kosiarki.

Mikrokościół na wzgórzu obok zamku, otwierany do zwiedzania, jak ktoś akurat jest

Zoo w Bansin (Tropenzoo Bansin) reklamowane jest jako najmniejszy ogród zoologiczny Niemiec i hm, jakby to powiedzieć, użycie określenia “zoo” jest sporym nadużyciem. W zasadzie to średniej wielkości podwórko, na którym stoi kilkanaście niewielkich klatek, zaś w środku budynku jest kilkanaście terrariów. O pomstę do nieba wołają “polskie” opisy pod niemieckimi i łacińskimi, ewidentnie zarobił tu tłumacz automatyczny, który nie zrobił dobrej roboty. Kilka sympatycznych małpek, papuga udająca telefon i gady w akwariach, ale to wszystko; jeśli ma być to cel podróży, a nie krótki przystanek podczas spaceru - nie warto. Zdecydowanie większą przyjemność miałam z kanapki ze śledziem i plaży w Bansin, gdzie tak samo ładnie jak we wszystkich nadmorskich miasteczkach (zdecydowanie nagroda należy się pomysłodawcy postawienia tablic z nazwą miejscowości na końcu mola, bo przynajmniej wiadomo, która to plaża).

GALERIA ZDJĘĆ.

Adresy:

[1] Uczyłam się niemieckiego równe 6 lat, ale ponad 20 lat temu, więc jak się rozkręcę, to nawet wygłaszam zrozumiałe dla rozmówcy zdania i często rozumiem odpowiedź, chyba że nie, a wtedy przechodzę na angielski.

[2] Gotówka i karta EC, zupełnie nie dziwi w przypadku Niemiec.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 4, 2018

Link permanentny - Tagi: niemcy, ahlbeck, uznam, bansin, mellenthin, ogrod-zoologiczny, zoo, majowka2018 - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Skomentuj


Ewa wzywa 07

Pojechałam na wakacje i WTEM na półce trzy tomiki.

#61 Danuta Frey - Pensjonat "Pod Złotym Lwem".

Spis osób:

  • Katarzyna Bergerowa - podwójna wdowa, w kwestii wyglądu czas okazał się dla niej wyrozumiały
  • Bronisława Żarnowska - właścicielka pensjonatu, ostro trzyma personel
  • Agata Ruszkiewiczowa - przy mężu, maniakalnie robi na drutach
  • Jan Ruszkiewicz - emerytowany lekarz
  • pułkownik Ordon - emerytowany wojskowy, łysy jak kolano i z żółtymi zębami
  • Adam Boryczka - dawniej człowiek interesu
  • Kazimierz Skowronek - emerytowany urzędnik, krótkowidz
  • Irena Czerska - dawniej znana śpiewaczka operowa
  • Żaneta Lubieńska - chlubi się szlachetnym pochodzeniem, złośliwie zwana hrabiną
  • Mieczysław Tyniec - podaje się za literata, astmatyk
  • Stefan Góral - zapomniany aktor, mistrz wystudiowanej pozy
  • Michalski - kierownik poczty
  • sierżant Józef Latoszek - tak niezmiernie wysoki, jasnowłosy i niebieskooki, że ludzie biorą go za Szweda
  • Major Rosiński - niski, krępy, maskuje postępującą łysinę

W Jazach, małej górskiej miejscowości, pani Żarnowska prowadzi luksusowy (jak na polskie warunki) pensjonat dla emerytów. Przyjeżdża do niego samotna wdowa po prawniku, Bergerowa, żeby nie siedzieć w domu. Na miejscu zastaje zróżnicowany zestaw ludzi u schyłku życia - emerytowaną śpiewaczkę operową, starego, zapomnianego aktora, tzw. bogatego prywaciarza (parającego się oczywiście nielegalnymi interesami), małżeństwo - lekarza i małżonkę (bez zawodu, za to maniakalnie robiącą na drutach), uwłaszczoną hrabinę, byłego wojskowego czy wreszcie niepozornego urzędnika. Cechą wspólną wszystkich jest starość i brak zajęć; czas spędzają na wspominaniu, kiedy jeszcze byli potrzebni, graniu w brydża (co powoduje wielkie kłótnie) czy szachy (mniejsze) oraz rzadkich spacerach po okolicy, bo nie ta pogoda i oczywiście zdrowie nie za bardzo pozwala. Tragedia rozpoczyna się po tym, jak pewnego wieczoru pani Berger ku rozrywce rozpoczyna stawianie kabały, w której szybko wychodzi as pik - śmierć. I rzeczywiście - niebawem starsza pani ginie. Jakiś czas później ginie kolejna osoba, trzecia zostaje znaleziona z rozbitą głową. Włącza się rzutki milicjant, wspomagany przez młodzika zaraz po szkole (i psa). Rozwiązanie jest, delikatnie mówiąc, rozczarowujące: pubel cflpuvpmavr nxgbe mnovwn ybfbjr bfbol qyn fłnjl v fnz cbqnwr ebmjvąmnavr cbyvpwv, żrol zvrć onejal cebprf.

Fantastyczna skądinąd jest idea takiego pensjonatu - brak jakiejkolwiek aktywności poza siedzeniem w fotelu, czytaniem (czy robieniem na drutach) i czekaniem na posiłki. W tle wszyscy palą (Rosiński - giewonty), nawet chory na astmę, który ma specjalne, "zdrowotne" papierosy.

Inne tej autorki tutaj.

#52 Helena Sekuła - Kartka z notesu

Spis osób:

  • porucznik Jacek Klimas - młody wywiadowca
  • kapitan Adam Zakrzewski - inspektor wydziału służby kryminalnej
  • Władysław Tymon - lubi luksus i eleganckie kobiety, nosi garnitur z jedwabnej popeliny
  • Feliks Walik - ujmujący uśmiech i równe, białe zęby, zupełnie przeciętny człowiek
  • Markiza - dama negocjowalnego afektu, piękne paznokcie w kształcie migdałów
  • Rajmund Gabor (ps. Raj) - światowy człowiek i znawca kobiecej urody, kieszonkowiec
  • Celia Kowalska - studentka o pysznych, oliwkowych udach
  • Michał Dereń - brzydki zazdrośnik, psuje Celii wieczór
  • Józef Dołmontowicz - złotousty taksówkarz zza Buga
  • Magdalena Zulik - dziewczyna Gabora, kelnerka, fertyczna i niebrzydka
  • Andrzej Karski - pechowy uczestnik napadu na jubilera
  • Siemaszkowa - pierze, żeby utrzymać siebie i dzieci
  • Edward Siemaszko - pechowy uczestnik napadu na konwojenta
  • Dziuńka - szefowa brygady obyczajowej
  • Sabina - barmanka w Continentalu, zdecydowanie nie królowa

Napad na jubilera, ginie zabytkowy wisior ze szmaragdem z 1898 roku. Jeden z przestępców zostaje ujęty po spektakularnym pościgu (porywanie tramwaju jednak nie jest opłacalne), ale okazuje się, że jest wynajętą dzień wcześniej płotką. Dowody pokazują, że podobnie bezczelny napad miał miejsce 4 lata wcześniej, gdzie skradziono pół miliona złotych, złapany współuczestnik również okazał się znęconą szybkim zarobkiem frajerem. Milicji udaje się rozwiązać sprawę przypadkiem - przestępca, dostarczający skradzione precjoza, zostaje spłoszony przez tajniaka (jak widać - niezbyt tajnego) i podrzuca wisior do torebki przypadkowej panience, skanując przy okazji jej dowód (jak widać, usunięcie adresu z dowodu nie jest takim głupim posunięciem). Panienka wisior gubi, co zapoczątkowuje ciąg wydarzeń prowadzący do odkrycia zwłok i rozwiązania śledztwa (z niemałym współudziałem zaciągającego taksówkarza pochodzenia kresowego).

Drugoplanowo pojawiają się ciekawe postaci kobiet - luksusowa prostytutka Markiza, czekająca na odsiadującego wyrok Siemaszkowa (wysyłająca przez 4 lata do wiezienia paczki żywnościowe) czy opiekująca się cwaniaczkiem Rajmundem Magdalena, traktująca przestępstwa ukochanego jako nieuleczalną chorobę.

Widome oznaki luksusu: winiak w luksusowym barze hotelu Continental (dwa winiaki plus sok pomarańczowy - 83 zł), włoski garnitur, koszula z jedwabnej popeliny szyta na miarę, woda po goleniu Yardleya (za 10 dolarowych bonów w Peweksie) oraz złoty zegarek Patka (kradziony).

Się pali: egipskie (18 zł paczka).
Złote myśli: Ot, widzisz pan, nie chwal dnia z rana, a baby do śmierci.

Inne tej autorki tutaj.

#42 Artur Morena - Arlekin

Spis osób:

  • Ava - solistka Opery Wielkiej, urodziła się, żeby tańczyć i zachwycać
  • Michał Gabriel - reżyser, znika punktualnie o 21:37 (przypadek?)
  • Henryk Doliński - krytyk muzyczny, właściciel willi, którą kupiła mu siostra, wdowa po rodezyjskim milionerze
  • Klaudiusz Sawa - wujek Avy, łowca dzikich zwierząt i hodowca jadowitych węży
  • Leon Waleń - wiolonczelista, najlepszy z najlepszych
  • Artur Morena - znajomy dziennikarz Avy, przypadkiem narrator
  • kapitan Anioł - ma katar i słabość do Moreny

Autor, dziennikarz Morena, zostaje wezwany do luksusowej willi krytyka muzycznego przez Avę, primabalerinę tuż po tym, jak reżyser oczekiwanej premiery baletowej, Romea i Julii, został znaleziony martwy w basenie. Okazuje się, że wypadł z okna z pokoju, w którym wszyscy byli - Ava, krytyk muzyczny (dawny kochanek Avy), wiolonczelista (aktualny kochanek Avy) oraz wuj Avy (też prawdopodobnie w niej kiedyś zakochany, o tempora, o mores). Problem w tym, że śmierć reżysera nikomu nie przynosi korzyści. Milicjant prowadzący śledztwo niedwuznacznie sugeruje, że zbrodnia była pomyłką i za chwilę pojawią się kolejne zwłoki. I rzeczywiście.

To bardzo zła książka, pełna artystycznej egzaltacji i peror zarówno o istocie sztuki i celu krytyki sztuki, jak i o konstrukcji powieści kryminalnych. W tle tzw. bohema, pijąca drogie alkohole i paląca drogie papierosy (milicjant Anioł dziękuje za Carmeny, bo stać go na sporty).

Się pije: kubański ojen, włoskie chianti.
Się słucha: Juliette Greco.
Bawiąc-uczyć: klasyfikacja jadowitych węży, czasy w języku włoskim.

Inne tego autora tutaj.

Inne z tego cyklu tutaj.

#29

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 4, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panie, 2018, kryminal - Komentarzy: 2