Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Ewa wzywa 07, zeszyt 144
Spis osób:
Alkor wychodzi z więzienia, nie czuje jednak euforii, bo nie dość, że musi podzielić się zachomikowanym łupem ze wspólnikami, których nie wydał, to jeszcze jego dziewczyna niespecjalnie się cieszy, że wrócił po siedmiu latach. Planuje uciec z pieniędzmi, zabierając Iwę; wygląda na to, że jego plan się częściowo powiódł, bo zniknął z pieniędzmi, ale Iwa zostaje i musi zmierzyć się z nachodzącymi ją Płowym i Hefem, wspólnikami Alkora oraz Mecenasową, która trzyma w garści czarny rynek.
Sekuła znana jest z tego, że bardzo dba o sztafaż odzieżowy powieści[1] oraz o realia społeczno-gospodarcze - wspomina o HIV[2], Alkorowi ciężko kupić po odsiadce współczesne ubranie, bo w butikach kosztowało drogo, w uspołecznionym handlu brakowało, dziwią go też ceny oraz zmiany w handlu[3]. Ciekawostka - nie ma w ogóle udziału milicji, o sprawiedliwość występują eks-skazańcy z kodeksem moralnym.
Się kupuje w więzieniu: herbatniki, słone paluszki i cytronadę (przypominającą smakiem i kolorem rozwodniony żółty tusz kreślarski).
Się je: zupę bez tłuszczu, befsztyk à la książę Radziwiłł, wodę po kompocie i kawę z kolejnego naparu (w lokalu “z zadęciem do wysokiej kategorii” za 900 zł), grochówkę i pierogi z serem (w Caritasie za 80 zł), pieczone mięso i węgierskie salami na kolację, skorupiaki, szwedzki półmisek i parówki na gorąco (powiew luksusu), suchary z razowego chleba nasączane smalcem i plaster boczku (w więzieniu), duńskie szynki, różowe jak prosięta z marcepanu, w kołnierzykach z przezroczystej galarety (z Peweksu), szproty w oleju, peklowany ozór i rzodkiewki, kraby z puszki (z cytryną, majonezem albo grzybkami), kindziuk, chiński schab.
Się pije: szkota i koniaki, ostrygę na odtrucie (żółtko, oliwa, sok z cytryny, koniak), mrożoną kawę, brandy.
Się pali: camele, dunhille, sporty, carmeny i klubowe.
Się nosi: japońskie seiko z bransoletką z rodowanego srebra.
Się stoi: w kolejce za odrobiną herbaty, nie ma oliwy ani cytryn (jest olej rzepakowy, a cytryny tylko za dolary).
Się płynie: promem (18 godzin Gdańsk-Nynasham, co ciekawe, tyle płynie i dziś).
[1] Alkor wychodzi z więzienia i powątpiewa w swoje zdrowie psychiczne na widok ludzi na ulicach:
Przypominali statystów, którzy zeszli z planu filmowego i nie zdejmując kostiumów niecierpliwym tłumem podążali na obiad. Supermeni w bluzach z obszernymi rękawami, w gęstwinie patek, pasów, lśniących capów, w ostrych kolorach zestawionych kontrastowo, jakby wyskoczyli wprost z komiksów o istotach z kosmosu, sunęli sportowcy w opiętych dresach i treningowych pantoflach, maszerowały kopie Robin Hooda w sajanach o poszerzonych ramionach jeszcze hardziej podkreślonych pikowanymi wałkami umieszczonymi na szwach, w barwnych, krótkich botach o wydłużonych noskach. (...) Zmieniła się moda. Zrozumiał to spoglądając na swoje oliwkowe drelichy od Woolworth'a z Londynu i buty z cholewkami do pół łydki ze ściemniałego juchtu. Gdy brali go za mury, szyk stanowiły ubrania w stylu militarnym. Młodzi mężczyźni na warszawskiej ulicy przypominali południowoamerykańskich partyzantów na przepustce. Przez miasta Europy maszerowały żołnierskie trzewiki i mundurowe trencze.
[2] Trochę mi zajęło, zanim zrozumiałam, czym jest “ajcza”:
(...) mógł złapać salmonellę albo jakiego ajcza - tak brzmiała w jej wymowie nazwa siejącej grozę choroby. - Od małp się wzięła, a czarni ją roznoszą. Odkąd się ta nowa wenera ujawniła, ni czarneckich, ni szejków na kwaterę nie biorę, żeby mnie nawet afrykanerami inkrustowali, zresztą złoto teraz nie w cenie, dzisiaj kurs na angielskiej giełdzie po trzysta sześćdziesiąt sałaty za uncję, a w naszych bankach zawsze płacą mniej, widać mają trudności ze słuchaniem radia, pewno im zagłuszają w tym temacie!
[3]
- Eee, niewiele straciłeś, tu się kotłowało, niespokojnie było, jedzenia nie było, niczego nie było, gorzała na kartki. Niewiele szefa ominęło, można powiedzieć, spokojnie sobie na państwowym pomieszkał.
Inne tej autorki, inne z tego cyklu.
#77