Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Ewa wzywa 07, zeszyt 134
Spis osób:
Nie wiem, czy to przypadek, czy zamierzenie, ale fabuła tego i poprzedniego tomiku jest podobna i dzieje się w tych samych miejscach (weźcie poprawkę, że nie znam gór w ogóle).
Dwutorowa narracja. W jednym wątku Kramer, sprawozdawca sądowy z tajemniczą przeszłością, jedzie odpocząć w Tatry. Próbuje też na prośbę kolegi z Wydziału Zabójstw wyjaśnić przyczyny śmierci młodej kobiety sprzed kilku lat, która spadła z dość niebezpiecznej trasy. Kiedy w tym samym miejscu zostaje znaleziona kolejna młoda kobieta (żywa, ale umiera nie odzyskawszy przytomności w szpitalu), Kramer już wie, że to seryjny morderca i przypomina sobie jeszcze jedną taką sytuację z przeszłości, w której uczestniczył osobiście. W drugim wątku sprytny zbrodniarz opisuje, w jaki sposób wchodzi w życie kolejnych kobiet, żeby ich otoczenie o tym nie wiedziało i - kiedy się nimi znudzi - zawozi je w góry, żeby wrócić już z gór samotnie. Tym razem szczęście mu nie dopisuje - wprawdzie wylegitymował się w schronisku fałszywym dowodem, ale dziewczyna przeżyła oraz już w autobusie odkrywa, że chyba zgubił prawdziwy dowód. Finał jest dość zaskakujący - zbeqrepą wrfg xbyrtn aneengben, nqjbxng. Fgenpvł żbaę j oheml śavrżarw, Xenzre cbzntnł wrw fmhxnć v manynmł mjłbxv; cb glz jlqnemravh pbś zh fvę cemrfgnjvłb j tłbjvr, jvęp fmhxnł xbpunarx cbqboalpu qb avrżlwąprw żbal v xvrql bqxeljnł, żr gb wrqanx avr ban (frevb?!), gb wr jljbmvł j Gngel.
Się pije: wódkę[1].
Się je:
Któraś z kelnerek przyniosła wreszcie danie.
- To jest zimne! - zabrała głos matka rodu.
- Niemożliwe.
- Jak to niemożliwe! Niech pani spróbuje sama.
- Ja już jadłam.
- Skandal! -zahuczał gość. - Czekamy pół godziny i jeszcze jest zimne!
- Jak tyle pan siedzi, to faktycznie mogło wystygnąć - z godnością odparła kelnerka i odeszła.
[1] Narrator otwarcie nadużywa alkoholu, bo gryzie go tajemnicza (do pewnego momentu) przeszłość i ma deliryczne koszmary z psychodelicznym ptakiem, inni zaś…
Znałem takiego Krzyśka. Do niego przychodziła taka duża ośmiornica i ołowianymi żołnierzykami grała z nim w wojnę w fałdach brudnej pościeli, gdzie głównie wegetował. Zawsze wygrywała i za karę kazała mu przetapiać te figurki na żywy, roztopiony ołów. Wlewała mu go następnie do ucha. Można powiedzieć, że go zawodowo załatwiała, bo był kiedyś krytykiem teatralnym. Dobrym krytykiem... Źle, nie tak. Ona mu groziła, że to zrobi i to było najgorsze. Tak mi opowiadał i ja mu wierzyłem. „Boże kochany, niech ona wreszcie to zrobi i niech się to skończy" - szeptał mi kiedyś nieprzytomnie, a ręce trzęsły mu się tak, że wylało się prawie całe piwo. które miał w szklance.
Inne z tego cyklu tutaj.