Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o portugalia

O niebieskim niebie

[2/5.11.2023]

Oczywiście, że to nie dziś. Dziś i przez ostatnie kilka dni zarejestrowano w całej Polsce 6 minut światła słonecznego. Dlatego ostatnia porcja zdjęć z Lizbony, a w zasadzie z trasy Poznań - Lizbona i z powrotem. Wprawdzie nastolatka chciała siedzieć przy oknie, ale wynegocjowałam, że na start ja zostaję przy oknie, a potem się zmieniamy. Ale zanim pokażę Poznań i Lizbonę z lotu (stalowego) ptaka, pokażę, gdzie mieszkałam. Ponieważ to był mój pierwszy nocleg w tym mieście, nie miałam wielkiego pojęcia, gdzie chcę. W kwestii cen - sky is the limit, więc wybrałam opcję ekonomiczną - apartament w suterenie blisko lotniska i metra. Bliskość lotniska okazała się nieco iluzoryczna, bo i owszem - samoloty latały mi nad głową - ale dojazd wymagał przesiadki. Bliskość metra - idealna, dom mieści się 5 minut od krańcowej stacji zielonej linii. I jakkolwiek apartament był wygodny, z dostępem do patio i miał wszystko, co trzeba, to niestety nie miał ogrzewania. Zimno nie było, ale ekstremalnie wilgotno (nawet banknoty się marszczyły). Okolica spokojna, cicha, ale przypominała mi poznański Dębiec - nie było tam nic. W pierwszy wieczór w poszukiwaniu restauracji obeszliśmy spoko, żeby odbijać się od kolejnych drzwi, bo chyba Dzień Zaduszny, wreszcie wylądowaliśmy w Burger Kingu. Serdecznie nie polecam. Dwa dni później, złachani po Oceanarium chcieliśmy uniknąć jeżdżenia metrem, padło na obiecujące miejsce o nazwie Dom Churrasco (R. Prof. Paulo Merêa), które okazało się, hm, tanie, ale dość niewyrafinowane - mieli mięso i frytki oraz nikt nie mówił po angielsku. Eloyowi się podobało, nastolatce nie za zbytnio. Więc jeśli planujecie lokalne restauracje bez jeżdżenia, to lepiej się zawczasu rozejrzeć. Albo jeździć.

Listopad w Lizbonie, cytryny i pomarańcze z krzaka

Poznań - Lizbona

Lizbona-Poznań

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 9, 2023

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: lizbona, portugalia - Skomentuj


Lizbona, Oriente

[4.11.2023]

W zasadzie już post factum dowiedziałam się, że Oceanarium leży na terenie dawnego Expo 1999, stąd monumentalne budynki, nowoczesność i rozmach. Wysiada się z czerwonej linii metra na przepięknej, ażurowej stacji Oriente i już stamtąd widać kolejkę teleférico, o której za moment. Zaczęliśmy od śniadania, bo wprawdzie ja już zdążę zawsze coś opędzlować, zanim rodzina się ogarnie do wyjścia, ale oni nie. I głodni. A głodna rodzina = marudna rodzina. Zjedliśmy w bezpretensjonalnym Re-Sugar Brunch & Coffee z widokiem na zatokę; bezpretensjonalnym, bo lokal kawiarni współdzielony jest z hipsterskim punktem restaurowania dizajnerskiego obuwia sportowego. Bo czemu nie. Trochę padało, potem nie padało, jak się przypatrzycie, to gdzieś będzie widać delikatną tęczę. Ponieważ po drodze mijaliśmy Oceanarium i ogromną kolejkę do, poszliśmy w zakup biletów on-line - da się na następną pełną godzinę, a dodatkowo można bilet łączony na przejazd kolejką wagonikową (w dwie strony). I tu druga pułapeczka na turystów - jakkolwiek bardzo miło zawsze w kolejce, zwłaszcza jak popaduje, tak jedzie się wzdłuż wybrzeża i przy ładnej pogodzie można się przespacerować po parku i nabrzeżu, mijając sztukę i architekturę, po czym - tak samo jak kolejką - dociera się do futurystycznego hotelu Myriad i widoku na most Vasco da Gamy. W kolejce robią nieobowiązkową fotkę, którą za jedyne 10 euro można odebrać na drugiej stacji. Być może ją odebraliśmy.

Oczywiście przy podejściu pod Oceanarium okazało się, że kolejki już nie ma, ale i tak wykonałam klasyczną Zuzankę, podchodząc do losowych ludzi i anonsując, że mam e-bilety. Pogratulowali, bo też mieli. Samo Oceanarium jest… no fajne, ale szczerze mówiąc bardziej podobało mi się to w Stralsundzie, sorry. Straszliwy hałas, tłum ludzi, dużo chodzenia, przy czym cały czas krąży się wokół jednego wielkiego akwarium, obserwując to samo z różnych perspektyw. Na jeden raz, ale nie ma sensu wracać.

Adresy:

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 2, 2023

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: lizbona, portugalia - Skomentuj


Kawałek metra (6)

Jeśli macie opcję przyjechania do Lizbony samochodem, to serdecznie odradzam, zwłaszcza do centrum. Bo w centrum, to wiadomo, imperatyw turystyczny to charakterystyczne zatłoczone tramwaje, aczkolwiek tym razem nie przejechałam się takim, za to z przyjemnością jeździłam metrem. Metro jest stosunkowo nowe, budowa rozpoczęła się w latach 50. Cztery linie - Czerwona (Amarela, linia Oriente), Zielona (Verde, linia karaweli), Żółta (Amarela, linia słonecznika) i Niebieska (Azul, linia mew) - dowiozą chyba wszędzie poza zachodnią częścią miasta (tam, gdzie Tor de Belem), ale można przesiąść się w ramach biletu na pociąg. Stacje są różne - od malutkich i niepozornych jak Telheiras do widowiskowych jak Oriente, za to w większości ozdobione kaflami albo muralami.

Dotychczas: Berlin * Budapeszt * Buenos Aires * Dublin * Praga * Lizbona. Niebawem: San Francisco * Taipei * Paryż * Londyn

Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 22, 2023

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: lizbona, metro, portugalia - Skomentuj


Lizbona, Bairro Alto

[3.11.2023]

W poprzednim odcinku zatrzymałam się w jednej ze starszych kawiarni w Lizbonie, żeby nieco, pun intended, odrestaurowana, udać się przez psychodeliczny plac Rossio i plac Carmo w kierunku Windy Świętej Justyny, zwanej też Windą Carmo (tak, to powinno mi dać do myślenia). Oczywiście samej windy nie żałuję, bo Elevador de Santa Justa to przepiękna ażurowa stalowa konstrukcja w stylu neogotyckim, stałam pod nią z szeroko otwartymi oczami i mam nadzieję, że zamkniętymi ustami, ale mogło mi też co nieco i w kwestii szczęki opaść. A stałam ponad 40 minut, bo to sztandarowe miejsce turystyczne i chyba połowa turystów miała plan nią wjechać; eloy rozpoznał nawet pasażerów lotu z Poznania. A kiedy już swoje odstałam (ignorując sklep MUJI, który był tuż obok), kupiłam bilety i wjechałam na górę, zachwyciłam widokiem, okazało się, że można było na platformę widokową wejść darmo z placu Carmo, na którym chyba tylko ze złośliwości nie było wielkiej strzałki “TĘDY PUNKT WIDOKOWY”. A może była, a ja nie znalazłam. Nie zapomnę ci tego, Lizbono, złamałaś mi ufne serduszko. Na placu Carmo oczywiście pominęłam ruiny klasztoru, bo cóż ciekawego mogłoby się w czymś tak antycznym znaleźć, nie poklepałam się za to po ramieniu. Na szczęście kolejny przystanek - Miradouro de São Pedro de Alcântara w Jardim António Nobre był darmowy, a widoki jeszcze piękniejsze, bo właśnie zaczęło zachodzić słońce. W roli wisienki na czubku obiad w restauracji o dźwięcznej nazwie La Paparrucha (“Nonsens”) z tarasem widokowym oraz - już po zapadnięciu zmroku - powrót przez park, wzdłuż trasy ukośnego tramwaju Glória i do metra przy placu Rossio.

Oficjalnie chwalę moją rodzinę, która przeszła kilkanaście tysięcy kroków bez specjalnego narzekania, chociaż warunki terenowe bywały trudne.

Adresy:

Śniadanie w "Dear Breakfast", reszty nie sfotografowałam(!)

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 19, 2023

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: lizbona, portugalia - Komentarzy: 2


Lizbona, Baixa-Chiado

[3/5.11.2023]

Wywiało mnie w listopadzie do Lizbony, impulsowo kupiłam bilety lotnicze zaraz po tym, jak okazało się, że jest lot bezpośredni z Poznania. Niczego nie żałuję, trzy dni w sandałach i gołymi nogami pod błękitnym niebem są absolutnie warte wydatku, a Lizbona prześliczna (choć z drobnymi wadami, ale o tym później).

O tym, że metro jest najlepsze do podróżowania po Lizbonie, opowiem niebawem. Na razie niech Wam wystarczy, że w metrze są ruchome schody (zwykle), a potem jedzie się po płaskim. Albowiem to w Lizbonie jest rzadkość, pozostałe części miasta są skośne, przy czym moje doświadczenie jest takie, że wbrew fizyce i logice więcej się idzie w górę. Więc te naście tysięcy kroków, jakie robiłam z coraz bardziej zrezygnowaną rodziną każdego dnia, powinno liczyć się razy dwa, bo Było Trudno. Zaczęłam od nadbrzeżnej stacji Cais do Sodré, skąd - zerkając tęsknie na to, co po drugiej stronie Tagu - przeszłam przez halę Mercado da Ribeira do Pink Street, gdzie za pomocą subtelnego różu zaznaczono, że tu kiedyś było życie nocne, salony negocjowalnego afektu i inne przybytki rozrywki dla dorosłych. Z przerwą na drugie śniadanie - bo nic tak nie wyczerpuje, jak chodzenie pod górę i z góry - trafiłam na Praça do Comércio, tamże na nabrzeżu poślizgnęłam się na wodorostach, ale utrzymałam pion, a w ramach rekompensaty namówiłam resztę na wjazd na szczyt Arco da Rua Augusta (windą, ale trochę schodów też było). Widoki z jednej strony na wodę, z trzech na miasto, ale to nic unikalnego, bo tutaj punktów widokowych jak napluć; wspomniałam, że prześliczne miasto? Dygresja: pod Łukiem byłam świadkinią, jak w życiu dwóch młodych mężczyzn chyba coś radosnego się wydarzyło, bo obejmowali się i przytulali, a potem poszli za rękę Rua Augusta, przemiły widok, niech się chłopakom darzy w życiu. Na przedobiednią kawę chciałam iść do wzrokowo fantastycznej kawiarni A Brasileira, ale na taki sam pomysł wpadła setka innych turystów, więc wypiłam mazagran i zjadłam truskawkową tartę tuż obok.

W następnym odcinku opowiem o pierwszej pułapce na turystów i dwóch kolejnych miejscach z widokami oraz o Nonsensie.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 13, 2023

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: lizbona, portugalia - Komentarzy: 2


Miejskie klimaty

[29.01 / 1.02 / 3.02.2023]

Jako że nie mieszkałam w centrum Funchal, a właśnie w centrum jest większość typowo miejskich atrakcji - muzea, marina, uliczki, kolejka gondolowa na górę Monte czy do ogrodu botanicznego, trzeba było do stolicy dojechać. Do czasu wypożyczenia czerwonego Forda Fiesty, którym na plener, spod samego hotelu miałam doskonały autobus, regularnie, co 20 minut, dowoził do większości miejsc turystycznych za niewygórowaną opłatą €1,95 u kierowcy albo w automacie (można znacznie tańszy bilet dzienny czy tygodniowy), jeździ też piętrowy hop-on hop-off, ale tu nie korzystałam. Nie wiem, czy dobrze się w Funchal mieszka, ale z punktu widzenia turysty trafia się wszędzie dość prosto, dużo restauracji, można przespacerować się wzdłuż wybrzeża aż do Fortalezzy de Sao Tiago, która ma to do siebie, że jest żółta. Zignorowałam muzea, zwłaszcza starannie zignorowałam Muzeum Cristiano Ronaldo, poszłam za to do Parku Miejskiego (zwanego też Ogrodem Dony Amélii), gdzie widoki jak z gazetki Jehowych i - kawałek dalej - pod nieco kreskówkowy pomnik Elżbiety Bawarskiej, która przed wizytą na Korfu spędziła kilka miesięcy na Maderze, gdzie dochodziła do zdrowia po gruźlicy (i prawdopodobnie depresji). Jak poprzednio, poszłam do Mercado dos Lavradores i przespacerowałam się ozdobioną kolorowymi drzwiami uliczką Świętej Marii.

Restauracje (poza kawiarnią wszystkie ze specjalnością lokalne ryby i mięso):

Jedno z licznych rond, na bogato Droga do katedry Se Uliczki / Calcateros Katedra na muralu Banana's / Katedra Se Po deszczu / Dekoracje świąteczne, wszak styczeń Widok na miasto z fortecy W drodze do portu / Fortalezza de Sao Tiago Falochrony Bulwary / Morze i skałki Kałuże, bo padało co chwila Avenida del Mar Zona Velha Murale Teleferico Palazo de Sao Laurenco / Teleferico Kawiarnia O Verdinho Krzysztof / Dona Amélia Garden Widok na Funchal z obwodnicy Muzeum CR / Pomnik Sisi Widok na marinę z parku Drzwi z ulicy Santa Maria Bogata flora Drzwi z ulicy Santa Maria Marina Mercado dos Lavradores

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 19, 2023

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: funchal, madera, portugalia - Skomentuj