Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Futurama

1999. Philip J. Fry, dowoziciel pizzy, w Sylwestra dostarcza zamówienie do laboratorium, niestety zamówienie jest żartem (I. C. Wiener), a przez przypadek pechowiec ląduje w zamrażarce, gdzie budzi się 1000 lat później. Zakwalifikowany przez sfrustrowaną doradcę pracy, jednooką Leelę, jako doręczyciel, chce uciec przeznaczeniu, odnajduje swojego potomka, profesora Farnswortha i zaczyna pracę w jego firmie kurierskiej wraz z Leelą. W wesołej, choć nieco dyletanckiej ekipie jest już asystentka profesora, Marsjanka Amy, krabopodobny doktor Zoidberg, Hermes - księgowy i mistrz limbo oraz Bender, robot ze specjalnością zginanie, złymi nawykami i skłonnościami samobójczymi. Przez kilka sezonów (aktualnie czekam na sezon 10, już we wrześniu 2024) bohaterowie spotykają mniej lub bardziej zabójczych kosmitów, zakochują się, uczestniczą w kataklizmach lub je wywołują, poznają dość dramatyczne fakty z przeszłości i przyszłości, podróżują w czasie i generują różne paradoksy, irytują robo-diabła, a i jeszcze czasem dostarczają przesyłki. Uwielbiam każdy odcinek, żarty poniżej pasa i w stylu “e, nie zrobią tego, o, jednak zrobili”, liczne przewrotne odniesienia do historii i kultury, czasem bywa lirycznie i wcale nie głupio. Źródło memów i tekstów, które na trwałe wpisały się (co najmniej w moją) popkulturę. Obejrzałam po raz drugi, a kawałkami trzeci, te odcinki, które oglądałam lata temu i z równą radością nowe, wcale nie gorsze.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 11, 2024

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Baby Reindeer

Richard jest aspirującym, chociaż niespecjalnie zabawnym komikiem, zarabia pracą w pubie. Któregoś dnia oferuje samotnej, smutnej kobiecie herbatę gratis, co staje się przyczynkiem do zaprzyjaźnienia się tych dwóch osób. Martha zaczyna odwiedzać pub codziennie, stroi się, żartują, koledzy swatają ich ze sobą, idą na randkę… Czy tylko tak się jej wydaje, bo cała sytuacja w oczach Richarda wygląda zupełnie inaczej. Dość szybko traci zainteresowanie dziwną, nieatrakcyjną, często mijającą się z prawdą kobietą, chociaż ta prawi mi miłe komplementy i usiłuje grzecznie ją zniechęcić. Problem w tym, że ona już zaplanowała im przyszłość i nie reaguje nawet na mniej grzeczne prośby, żeby się oddaliła. Tak zaczyna się nie pierwszy paskudny okres w życiu mężczyzny, który boi się swojej niestabilnej stalkerki, skuteczniej rozwalającej mu życie prywatne i zawodowe. Nie pierwszy, bo w trakcie kolejnych odsłon tej historii okazuje się, że Richard był już wcześniej skrzywdzony i zastraszony, a jego zachowanie w stosunku do Marthy - to zachowanie, przez które widzka przed ekranem udziela porad, żeby nie, uciekaj - ma swoje przyczyny.

Aktualnie w powietrzu są pozwy, bo osoba, która sama poinformowała świat, że jest pierwowzorem Marthy, uważa, że określenie serialu jako prawdziwej historii jej uwłacza. Nawet zakładając jakieś przejaskrawienie dla ubarwienia czy inną licencję poetyczną, serial jest przerażającą opowieścią o przemocy, przed którą nie ma jak się bronić. Raz, że jest nietypowa, bo mężczyznę prześladuje kobieta, dwa, że do pewnego momentu Richardowi wstyd jest w ogóle kogokolwiek poprosić o pomoc czy nawet przyznać, że został skrzywdzony (i jak jesteście wrażliwe, scena, kiedy mówi rodzicom o tym, co się zdarzyło, łamie serce), trzy, że pomoc systemowa jest oględnie mówiąc nieskuteczna oraz zgłaszający jest raczej zniechęcany, wreszcie cztery, że sam Richard niektóre sytuacje prowokuje, mniej lub bardziej świadomie. Jest sporo scen drażniących jak zgrzytanie paznokciami po szybie, sporo przykrych i triggerujących, zdarzają się elementy komiczne, ale nie ma równowagi.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 8, 2024

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Anatomia upadku

Francuskie Alpy, górski domek z dala od cywilizacji, zima. Do mieszkającej na tym odludziu pisarki Sandry przyjeżdża studentka, które chce z nią zrobić wywiad. Wywiad się niespecjalnie udaje, bo mąż Sandry, Samuel, włącza bardzo głośną muzykę i hałasuje przy remoncie. Studentka odjeżdża, 11-letni niedowidzący syn Daniel wychodzi na spacer ze swoim psem-przewodnikiem, Sandra zamyka się w gabinecie, żeby pracować, hałas trwa dalej. Gdy Daniel wraca ze spaceru, potyka się o ciało swojego ojca, który wypadł z poddasza i ewidentnie nie żyje. To zdarzenie rozpoczyna śledztwo i finalizujący je proces, który ma określić przyczynę śmierci Samuela. Samego śledztwa w filmie nie ma dużo, znacznie więcej czasu pokazywany jest proces, podczas którego szczególną rolę mają zeznania Daniela, jedynego “świadka” tego dnia. Opcji jest niewiele ze względu na lokalizację i brak śladów - albo Samuel uległ nieszczęśliwemu wypadkowi, albo popełnił samobójstwo, albo został zabity przez syna lub żonę. Nie ma dowodów i powodu na to pierwsze, za to wiwisekcja związku Niemki Sandry i Francuza Samuela pokazuje, jak wiele konfliktów między nimi było.

Film nie pokazuje ostatecznie, co się stało. Ale nie jest to o tyle istotne, bo skupienie na tym, co wychodzi podczas procesu - jaką żoną i matką była Sandra, jakim ojcem i mężem był Samuel, jaki wpływ miał wypadek Daniela na ich związek, jaką barierą była kwestia języka (rozmawiali najczęściej po angielsku, bo Samuel nie znał niemieckiego, a Sandra słabo mówiła po francusku), czy oboje byli spełnieni w swojej karierze, wreszcie czy istniały powody, żeby zdarzyła się tragedia. Można oczywiście przenieść sobie całą sytuację na własne doświadczenia, analizując, jak wygląda związek z perspektywy osób trzecich, jak drobne rzeczy mogą wyeskalować do przemocy, jak warunkowa zgoda na coś może stać się zarzewiem konfliktu. Wreszcie syn, mimowolny świadek - stracił ojca, mógł stracić również matkę w przypadku wyroku skazującego. Czy kilkunastoletnie dziecko powinno zeznawać? Czy jest wiarygodne? Jakie konsekwencje dla niego ma udział lub zakaz udziału w procesie? Nie będę analizować, czy według polskiego czy francuskiego prawa tak to powinno wyglądać, to nie jest istotne; z psychologicznego punktu widzenia to trudna sytuacja. Świetny aktorsko, bardzo oszczędny w formie, nie żałuję oglądania, aczkolwiek nie jest to film do oglądania ponownie (a z małymi zmianami mógłby).

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 3, 2024

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


The Rookie

Ponad 40-letni, właśnie rozwiedziony, John Nolan (Fillion) jest świadkiem napadu na bank i to zmienia jego postrzeganie świata. Z kontraktora budowlanego przekwalifikowuje się na policjanta, przejeżdża pół kraju i rozpoczyna pracę w LAPD. Jest najniższy w hierarchii, a dodatkowo na każdym kroku jest wyśmiewany i zniechęcany ze względu na wiek. Ponieważ jest to jednak Sztandarowy Ulubiony Bohater Pozytywny, wystarczy podejście can-do i zniewalający uśmiech, udaje mu się przezwyciężać kolejne kryzysy i przez 6 sezonów robi w policji nie lada karierę. Oczywiście sam Nolan nie robi serialu, jego siłą jest sympatyczna grupa różnorodnych bohaterów z wydziału Mid-Wilshire w Los Angeles i zaprzyjaźnionych z nimi osób. Na początku są trzy pary świeżaków - Lucy Chen, Nolan i Jackson, potem dołączają kolejni, ale oprócz setek akcji, aresztowań, czasem zabawnych sytuacji z ulic miasta, pojawia się wiele dłuższych wątków: walka z lokalnym szefem mafii narkotykowej, strzelaniny między gangami, dyrygująca światem zza krat zła superłotrzyca, na której usługach może być każdy, skorumpowani czy rasistowscy gliniarze, akcje undercover oraz nawet black-ops za granicą.

Jakkolwiek serial świetnie się ogląda mimo zdarzającego się niezbilansowana między często komediowymi scenkami a realnym dramatem, tak chyba przy każdej próbie wyjścia ze schematu “jedziemy na patrol, co się nam przydarzy” pojawiają się sytuacje idiotyczne i sztuczne. Na każde wezwanie odpowiada sztandarowa grupa naszych znajomych, w prawie każdym odcinku są strzelaniny, kończące się rozwaleniem pół miasta pościgi samochodowe, do byle pierdoły jest wzywane wsparcie z powietrza. Sponsorem jest firma produkująca dla policji body cams i tasery, co odbija się brzydkim marketingowym smrodkiem, z licznymi przemówieniami, jak to kamery poprawiają jakość i komfort pracy w policji, a tylko źli wyłączają kamery i jest to dowód. To w ogóle bolączka tej produkcji - obraz policji jest raczej aspiracyjny niż prawdziwy, sławetna różnorodność oznacza, że niebiali, kobiety i osoby LGBT+ muszą znacznie bardziej się starać, żeby dopasować na maczystowskiej białej kultury. Dumnie prezentowane procedury na wypadek zastrzelenia podejrzanego, korupcji czy czynności nielegalnych przewrotnie pokazują, jak łatwo je obejść i jakkolwiek serial stara się wybielać i idealizować, gloryfikując policję, tak mógłby służyć jako prezentacja “Co jest nie jak z USA”. Oczywiście mam syndrom sztokholmski, nie mogę się doczekać kolejnego sezonu.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 1, 2024

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


The Menu

Na luksusowy stateczek wsiada grupa ludzi - pretensjonalny, wszystkowiedzący foodie z dziewczyną, Margot, starsze, bogate i znudzone małżeństwo, zamożni młodzi gniewni z korporacji, zapomniany aktor z asystentką/kochanką i krytyczka kulinarna z asystentem wazeliniarzem. Wszyscy udają się na odciętą od świata wyspę, gdzie restaurację ma słynny szef kuchni Slovik, fine exclusive dining experience. Margot jest jakby nie na miejscu, zdziwiona wszystkim, co widzi. W restauracji okazuje się, że nie do końca chodzi o jedzenie, bo każdy z obecnych chce coś uzyskać - starsze małżeństwo głównie rozgrywa dawne pretensje w luksusowych okolicznościach, nie zwracając uwagi na jedzenie, foodie ukradkiem fotografuje i zdradza sekrety przygotowania dań, krytyczka kręci nosem, a korporacyjni ślizgacze chcą celebrować swój sukces. Wtem pierwsze nagłe klaśnięcie i kolacja zaczyna iść w stronę zupełnie niespodziewaną.

Drugim typem filmów (po tych z metaforą), których oglądanie sprawia mi pewien dyskomfort, jest groteska. I niestety, idąc po filmach podobnych do “The Banshees”, trafiłam na ten[1]. I z jednej strony to naprawdę sprawnie skręcony film, świetni aktorzy, estetycznie bardzo dopracowany, ale fabuła delikatnie mówiąc jest dilerska. Nie ma zachowania żadnej racjonalności czy logiki, wykwintna kolacja z emulsjami, dymiącymi wywarami, zdekonstruowanym tym i owym zamienia się w pokaz siły i władzy, co przechodzi w gore, gdzie trup pada gęsto i w sposób dość obrazowy. Czasem zwroty akcji są bez żadnego powodu, ludzie poddani presji tracą jakiekolwiek odruchy obronne, a już finał spowodował tylko przewracanie oczami. Fmrs Fybivx avranjvqmv rfgnoyvfuzragh, xgóel fcenjvł, żr fmghxn xhyvanean gb ebmeljxn mnzbżalpu cebsnaój, jvęp mncebfvł jfmlfgxvpu, żrol vpu elghnyavr mnovć cb xbynpwv. N żr Znetbg qbfgnłn fvę an jlfcę cemlcnqxvrz, ebov wrw mjlxłrtb purrfrohetren v chfmpmn jbyab, cbmbfgnyv cemlwzhwą fjów ybf m cbxbeą, ob vpu żlpvr grż olłb qb xvgh. Jakbym miała podsumować, to rozwinięcie kiepskiego dowcipu, więc niekoniecznie.

[1] Eloy, zdziwiony: Ale co te filmy mają wspólnego? (scena z odcinaniem palca) Aaa, say no more.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 28, 2024

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


The Banshees of Inisherin

Nie uznaję się za znawczynię kina, jest pewna grupa filmów, które lubię i dobrze mi się je ogląda, natomiast jest też druga grupa i są to filmy, gdzie jest baczność, metafora, spocznij. I tu mam takie podejście, że jeśli film się sam w sobie nie broni i wymaga tony didaskaliów, żeby W Pełni Docenić Dzieło, to coś poszło nie tak.

1923. Na maleńkiej irlandzkiej wyspie mieszka Pádraic, prosty, naiwny ale sympatyczny farmer, przyjaźni się z Colmem, starszym muzykiem. Tyle że pewnego dnia Colm nagle już nie chce się z nim przyjaźnić, unika go, tłumaczy, że szkoda mu czasu, bo Pádraic nic nie wnosi do życia Colma. Chce pisać muzykę, która będzie jego dziedzictwem, a wysłuchiwanie nudnego gadania o osłach to strata czasu. Pádraic nie umie sobie z tym poradzić, żali się wszystkim - oczytanej siostrze, zasadniczemu księdzu czy nieco ograniczonemu Dominicowi, synowi lokalnego policjanta, przemocowego pijaka. Zirytowany Colm stawia ultimatum - jeśli Pádraic nie przestanie do niego mówić, zacznie sobie obcinać po kolei palce. Czy wpłynie to na jego cenną umiejętność grania na skrzypcach? Być może.

I jak film jest sam w sobie ciekawy, taki refleksyjny snuj o tym, że ludzie mają różne potrzeby i nie zawsze są to potrzeby zbieżne z potrzebami innych (Pádraic i Colm, Siobhan i Pádraic, Siobhan i Dominic), co może mieć katastrofalne a niekoniecznie oczywiste konsekwencje, to ma drugą, niespecjalnie przepuszczalną warstwę. To metafora Irlandii tamtego okresu, kiedy po wygranej wojnie z Anglią, nastąpił wewnętrzny rozłam w kwestii, co dalej - sojusz z Wielką Brytanią i częściowa zależność, czy wręcz przeciwnie. Brat przeciwko bratu, eskapizm w muzykę, mili Irlandczycy muszą przestać być mili, kościół i policja, a w roli wisienki na czubku banshee przepowiadająca śmierć. Chciałam obejrzeć, bo podobał mi się poprzedni film tego duetu aktorów, imponująca też była liczba nominacji do nagród, ale jeśli w nieco odjechany sposób chodziło o pokazanie kawałka irlandzkiej historii, to jednak niekoniecznie. Wrzucam do kategorii filmów roboczo nazywanej przeze mnie “Taniec ulotnych marzeń”, gdzie przez cały film działy się rzeczy, a w finale wtem wszyscy zatańczyli i pojawiły się napisy końcowe bez żadnego podsumowania czy rozwiązania intrygi. Tu taka druga warstwa podważa w ogóle sensowność szukania sensu w postępowaniu bohaterów, nie dowiemy się, czemu Siobhan wyjechała, co tak naprawdę spowodowało, że Colm zdecydował się nagle odciąć od Pádraica czy czemu ten ostatni z tak maniakalnym uporem nachodził Colma mimo eskalacji przemocy.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 26, 2024

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj