Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu


True blood

Od pierwszego odcinka się zachwyciłam, bo to i ładne przez kontrast lokalizacyjno-społeczny - dziura gdzieś w środku niczego w Ameryce, wśród oderwanych od młota pneumatycznego małomiasteczkowych rednecków, a w tym wszystkim zalegalizowane, choć ciągle kontrowersyjne, wampiry; i ładne przez dobór bohaterów. Wampiry egzystują w społeczeństwie, ponieważ wynaleziono sztuczną krew, którą mogą pić zamiast ludzkiej. Sookie, kelnerka z maleńkiego baru, umie czytać w ludzkich umysłach. Stara się nie wykorzystywać tego, bo o czym myślą klienci baru - o złapaniu kelnerki za tyłek, o piwie czy o tym, że chętnie by komuś przyłożyli. Tym bardziej ją fascynuje wampir Bill, którego myśli nie jest w stanie przeczytać. Brat Sookie nie ma żadnych specjalnych mocy i przy tym nie jest, jak to ładnie anglojęzyczni określają, najostrzejszym nożem w szufladzie, ale ma dużego stukacza i panny na niego lecą. W pierwszym sezonie ktoś te panny, które ochoczo korzystają z usług, zaczyna mordować i wszyscy w miasteczku podejrzewają się wzajemnie. W drugim sezonie w miasteczku pojawia się piękna kobieta, która zaprzyjaźnia się z pyskatą kelnerką Tarą i zaczyna organizować orgietki (nie, to nie jest serial poniżej 18 lat i całkiem zgrabnie to wychodzi, bo krew, ruja i porubstwo to to, co widz masowy łyka jak pelikan).

Im dalej w las, tym bardziej irytująca jest maniera naiwnej dzieweczki Sookie, ale serial robi się coraz mroczniejszy i krwisty, a przy tym w dość niespodziewanych momentach zabawny i parodystyczny. Uwielbiam Lafayette'a - kuzyna Tary, który trudni się handlem narkotykami i po części męską prostytucją - ma przepiękny makijaż i jest uroczo elokwentny. Przeuroczy jest też policjant Andy, trafiający na coraz to dziwniejsze wydarzenia, w które mu nikt nie wierzy, albowiem Andy jest zwykle przeraźliwie pijany. Liczę, że w trzecim sezonie pojawi się coś świeżego.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 20, 2009

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 4


Zastój na rynku czytelniczym

Chwilowo mam. Bo z żuczkiem na ręku ciężko się czyta z kartki, łatwiej z ekranu, więc w RSS-ach mam czysto, w przeciwieństwie do stosu rozpoczętych książek. Czytam na zmianę polski kryminał o tangu, opowiadania Gibsona, historię poszukiwania pingwina Miszy, a do tego niecierpliwie zerkam na urodzinowego Pratchetta.

Obiecałam sobie, że jednak skończę którąkolwiek z zaczętych, bo czas najwyższy wprowadzać w życie jakiś ład. Sromotnie się już poddałam, żeby dokończyć wszystkie zaczęte książki, leżące w domu, bo czasem się nie da - nie jestem w stanie czytać "Wstrząsającego dzieła kulejącego geniusza", bo za słaba jestem na czytanie o umieraniu. Nie mogę znaleźć prawie skończonej książki z felietonami Bakuły, bo gdzieś ją sprytnie schowałam. Przygody pana Hopkinsa mnie nużą, bo bardziej edukacyjne niż "Pan Samochodzik", a "Dwa lata wakacji" jednak się zestarzało i podśmiarduje mi okrutnie społeczeństwem klasowym i dziewiętnastowiecznymi podziałami (i/oraz nie daję złamanego faka w kwestii poznawania słownictwa żeglarskiego, a książka bogato okraszona jest przypisami, co to są sterburty, foki i inne klamoty). To tak dla wyjaśnienia, czemu tylko kryminały ostatnio.

Ale przynajmniej mogę wsadzać nos w post-urodzinowy bukiet za każdym razem, kiedy przechodzę. Chryzantemki i gerbery mają płatki pokryte aksamitem.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek września 18, 2009

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Fotografia+ - Komentarzy: 7


Better Off Ted

Veridian Dynamics. We're the future of food.
Developing the next generation of food and food-like products.
Tomatoes, the size of this baby.
Lemon-flavored fish, chicken that lay 16 eggs a day, which is a lot for a chicken.
Organic vegetables, chock full of antidepressants.
At Veridian Dynamics, we can even make radishes so spicy that people can't eat them, but we're not, because people can't eat them.
Veridian Dynamics. Food. Yum.

W Veridian Dynamics na stanowisku średniego meneżera pracuje Ted. Ted jest gładki, miły, zawsze uśmiechnięty, głęboko wierzy w dobro korporacji, a przy tym pracuje etycznie. Co jest pewnym ewenementem w VD, ponieważ korporacja nastawiona jest na maksymalne wykorzystanie materiału, również ludzkiego. Na czele działu Research&Development stoi Veronica (urocza Portia de Rossi), piękna i bezwzględna, która nie zawaha się przed zamrożeniem jednego z inżynierów, próbami testowania wynalazków na pracownikach czy poprawieniem wydajności przez wprowadzenie urozmaiceń w zagródkach według czterech personalizowanych schematów. Specyficzni naukowcy - Lem i Phil, polityczna poprawność, procedury, przenoszenie funduszów z jednego projektu do drugiego, korpoabsurdy (źle wydrukowana karta wejściowa), urocza i prawdomówna Linda z działu testów, z którą wiąże Teda przyjaźń i potencjalny firmowy romans.

Serial jest złośliwy i cyniczny, a królowa jest zachwycona, drugi sezon w lutym 2010.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 16, 2009

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 2


Krzywe chodniki w Suchym Lesie

W urzędzie gminy jest podjazd dla wózków, ale cała okolica rozkopana, bo robią nowy chodnik (a panowie fachowcy obrzucali się wyrafinowanymi obelgami w kwestii który ile pracuje i mieli przeciwne zdania w tej kwestii).

Zniknął lokalny Carrefour Express, 1 lipca. Nie żebym żałowała, ale zawsze to jakieś życie we wsi. TŻ złośliwie zasugerował, że przestraszyli się konkurencji Centrum Handlowego A11.

I wszędzie już przeważnie jesień. Późne róże, żółtawe liście lip i winorośl. Dla mnie to pierwsza taka jesień.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 15, 2009

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 4


Daniel Koziarski - Kłopoty to moja specjalność, czyli kroniki socjopaty

Przejrzałam kilka recenzji, w których padały oceny typu "zabawna" i przyznam, że jednak książka mnie bardziej irytowała niż bawiła. Bardzo podobna treściowo do "Sprzysiężenia osłów" J. K. Toole'a, w której bohater uważał wszystkich wokół za głupców i był jedyną sensowną osobą na świecie. Tytułowy socjopata, Tomasz, wszechstronnie nie radzi sobie (w jego opinii - pada ofiarą niesamowitych zbiegów okoliczności) z jakąkolwiek aktywnością społeczną - rozmową o pracę z czarnoskórym rekruterem, podczas której rzuca rasistowskimi żartami, spotkaniami z licznymi kobietami, podczas których jakoś tak wychodzi, że jest homoseksualistą czy w sklepie, gdzie z potencjalnej pomyłki przy wydawaniu reszty robi się eskalacja połączona z rękoczynami i policją. Zdaję sobie sprawę z fikcji literackiej, ale na każdej stronie książki miałam wizję jednego znajomego, który pasuje do opisywanego wzorca (to nie do pana, kochaniutki). Absurdalnie, ostatnia historia - socjopata w Londynie - sprawiła, że poczułam do bohatera jakiekolwiek współczucie, a nie irytację połączoną z odrazą. Nie zmienia to faktu, że czyta się nieźle (a autor na zdjęciu na okładce wygląda jak inny mój znajomy, co mnie dodatkowo bawiło).

Inne tego autora:

#42

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 13, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Black Books

Wiele mądrzejszego niż Radek u siebie [http://radkowiecki.blox.pl - link nieaktywny] napisać nie mogę, ale to bardzo przyjemny, absurdalny i bałaganiarski serial. Lubię Brytyjczyków za ich brak politycznej poprawności, podejście "zadem do klienta" i cyniczne obśmiewanie głupoty bohaterów. Bernard prowadzi maleńki antykwariat, w którym najmniej chodzi o to, żeby coś sprzedać (bo potem trzeba zamawiać nowe książki, ustawiać, płacić podatki i robić te śmieszne rzeczy zwane księgowością), a bardziej, żeby mieć gdzie spaść na podłogę po nadużyciu alkoholu. Bernardowi nie przeszkadza, że podłoga się klei, wszędzie jest pleśń, a do sufitu przylepione są tosty z dżemem (przynajmniej jest szansa, że któryś spadnie i będzie można go zjeść). Nie przeszkadza to też Fran, sąsiadce ze sklepiku z różnościami (w pierwszym sezonie, potem Fran pracuje dorywczo w różnych miejscach), która jest albo sfrustrowana i samotna, albo pijana, a w każdej chwili ma w ustach papierosa. Przypadkiem w antykwariacie pojawia się Manny, były księgowy pod 40-tkę w nieodłącznej hawajskiej koszuli i wiecznie nieuczesanymi długimi włosami dookoła łysiny, i już zostaje, najpierw w celu prowadzenia podupadającej księgowości Bernarda, potem jako współmieszkaniec (mimo licznych sprzeciwów Bernarda).

Serial ma kilka fraz kluczowych: "jeśli coś może pójść nie tak, to pójdzie", "na pewno się nie uda", "nawet jak bohaterowie chcą dobrze, to wyjdzie jak zwykle". Często się coś zapala, przewraca, ktoś kogoś uderza, zatrzaskują się drzwi, klienci są regularnie obrażani, a w następnym odcinku wszystko wraca do normy. 3 zgrabne, sześcioodcinkowe sezony na kilka wieczorów.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 12, 2009

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Roślinom na balkonie się przyschło...

... ale jak wspominałam, nie mam ręki do roślin (a konkretnie do konewki, bo w przeciwieństwie do żywiny nie upomina się, jak jest głodna), a i szpital, i trzy tygodnie popasu ekipy remontującej 1 (słownie: jeden!) balkon piętro wyżej, po której pobycie pozostał kurz, gruz, brud, śmierdząca szmata malowniczo wetknięta między szczebelki barierki i niedopałki papierosów niezbyt roślinności pomogło. Zazdroszczę balkonów, na których coś żyje. Od dawna mam w głowie scenkę, widzianą pewnego letniego wieczoru kilka lat temu - para starszych ludzi, siedzących na ślicznym, głębokim balkonie, pełnym kwiatów i patrzących razem w tym samym kierunku. Takiego balkonu sobie życzę.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 10, 2009

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj


United states of Tara

Po książce o człowieku z osobowością wieloraką czas na serial. Tara jest zamężną projektantką wnętrz, mieszkającą na przedmieściu, matką dwójki nastolatków i ma kilka alternatywnych osobowości, które włączają się w dość nieoczekiwanych momentach - 16-letnią T., głównie zainteresowaną nieskrępowanym uprawianiem stosunków męsko-damskich z kim popadnie, Buckiem - weteranem z Wietnamu czy Alice - idealną gospodynią domową w stylu Stepford. Mąż (bardzo miło było zobaczyć Johna Corbetta, czyli Chrisa o Poranku z "Przystanku Alaska") usiłuje odkryć, co spowodowało rozbicie osobowości żony na kilka i nie dopuścić, żeby któraś z nich zniszczyła rodzinę. Czasem jest dowcipnie, czasem brutalnie, czasem smutno. Ładny, niebanalny serial ze śliczną, wycinaną z papieru czołówką i sympatyczną piosenką.

Bardzo obiecujący pierwszy sezon, drugi zapowiada się na 2010.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 7, 2009

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 2


Terry Darlington - Z wąskim psem do Carcassonne

Whippety to takie małe, wąskie charty. Według autora są tchórzliwe, nie lubią pływać, uwielbiają skwarki[1], pierdzą, szybko biegają i zdecydowanie nie nadają się na towarzysza wyprawy wąską barką rzeczną[2] ze Stone w Wielkiej Brytanii do Carcassonne we Francji, tuż przy brzegu morza Śródziemnego. Terry i Monica, starsze małżeństwo, od kilkudziesięciu lat pływają po angielskich kanałach, ale - wbrew ostrzeżeniem znajomych i rodziny - chcą przepłynąć kanałem La Manche do Francji (niebezpiecznie!), a potem w dół Rodanem do celu (również niebezpiecznie). Po drodze są zachęcani i zniechęcani, wpadają w depresję i hurraoptymizm, trafiają na ludzi miłych i pomocnych oraz zupełnych matołów, a whippet Jim skutecznie pozwala na przełamywanie pierwszych lodów w każdym nowym miejscu. Bardzo miła leniwa wakacyjna lektura, można na podstawie kolejnych miejsc planować wakacje (aczkolwiek rzecz rozpoczęła się w 1998 roku, nie przywiązywałabym się do pomysłu traktowania opowieści jako przewodnika).

Mimo tego czytało się topornie - wiadomo, ostatnio okoliczności przyrody niesprzyjające, ale mam wrażenie, że to również zasługa tłumaczenia i redakcji (bo korekta to na 100% przysypiała w trakcie). Do tego brakowało mi zdjęć, zwłaszcza że Terry opisuje, co fotografował, a miejsca, w których był, są malownicze. Na szczęście dobra Bogini dała internet i zdjęcia z wyprawy francuskiej można obejrzeć na stronie wyprawy.

[1] Skwarki?! Ma ktoś oryginał? Czym ci dziwni ludzie psa naprawdę karmili? Chipsami? Chrupkami? Smażonym bekonem?

[2] Ozdobioną gustownymi kwiatuszkami, a jak.

#41

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 5, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, panowie, podroze - Komentarzy: 3