Więcej o
Oglądam
W Białym Domu trwa przyjęcie - lokalni oficjele, przedstawiciele rządu Australii, Hugh Jackman, a do kotleta śpiewa Kylie Minogue. Wtem w jednym z pokojów zostają odkryte zwłoki głównego zarządcy, Wyntera (Esposito[1]), szybko zbiera się sztab kryzysowy, składający się z przedstawicieli organów porządku, a jeden z nich przyprowadza znaną detektywkę (detektywę?), Cordelię Cupp. Śledztwo w ciągu feralnej nocy nie kończy się sukcesem mimo wnikliwych obserwacji pani Cupp, bo nie dość, że wszyscy kłamią, to jeszcze przeważa narracja, że Wynter popełnił arcyciekawe samobójstwo (uderzenie w głowę, przecięte nadgarstki, trucizna, a do tego jego ciało było przemieszczane już po śmierci). Druga odsłona - już z finalnym zebraniem wszystkich podejrzanych i zainteresowanych na miejscu zbrodni - odbywa się po roku, po posiedzeniach Kongresu w sprawie ustalenia, czy protokoły bezpieczeństwa były zrealizowane prawidłowo (typowe post mortem).
Klimatyczny (mini[2])serial jest zrealizowany w podobnej konwencji do ”Na noże”: analiza tych samych wydarzeń z punktu widzenia różnych osób, ekscentryczna detektywka (świetna Uzo Aduba), której hobby - obserwacja ptaków - pozwala na nieortodoksyjne podejście do przesłuchań i odkrycie mordercy, dużo humoru i bardzo dobre dialogi.
[1] Oryginalnie ofiarę miał grać Andre Braugher, niestety, nie zdążył. Szkoda, aczkolwiek Giancarlo Esposito jest równie świetny, chociaż gra tylko w reminiscencjach.
[2] Wada - 8 odcinków, z czego ostatni podwójny, to zdecydowanie za długo. Ze spokojem można byłoby całość skrócić do 4 godzinnych bez straty dla przyjemności oglądania.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 6, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Pamiętacie hype sprzed jakiegoś czasu, kiedy w kinach łeb w łeb szły ”Barbie” i “Oppenheimer”, a media przepychały się w analizach i porównaniach? Więc tak jak “B” mi niespecjalnie podeszła, tak też niespecjalnie mi podszedł “O”. Nie zrozumcie mnie źle - to jest świetnie i nietypowo, bo niechronologicznie, nakręcona biografia jednego z największych fizyków, lidera Projektu Manhattan, okrzykniętego ojcem bomby atomowej. Doskonała obsada (“Czy chcemy Cilliana, RDJ, Damona, Pugh, Blunt, Oldmana, Maleka, Branagha…?” “Tak”), zdjęcia i plenery, niesztampowa historia skonfliktowanego człowieka, nawet z perspektywy czasu, ale to jednak za mało, żeby odczuwać jakieś emocje. Film mógłby mieć podtytuł “na podstawie Wikipedii”. Jest II wojna, USA chce uzyskać przewagę, więc proponuje znanemu fizykowi nieograniczone środki, żeby zbudował bombę atomową zanim zrobią to Niemcy i Sowieci. Bomba jest, zostaje użyta w celu spacyfikowania Japonii, do fizyka dociera, co zrobił, po czym w nagrodę dostaje wilczy bilet, bo w ramach szalejącego makkartyzmu łatwiej było go oskarżyć o sprzyjanie komunistom niż nagrodzić. W trakcie tego przewija się kilka kobiet, w tym uparcie rozbierana Florence Pugh (czemu?!), sporo sławnych postaci ma swoje kilka minut, ale to wszystko. Powtórzę - to nie jest zły film, ale absolutnie pomijalny; wygląda jak niekontrowersyjna historia przygotowana w celu wygrania kilku Oscarów (konkretnie 7, misja udana).
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 29, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Lata 70. Jim Ellis jest kierowcą i totumfackim Ezry Saxtona, lokalnego szefa szemranych biznesów. Wtem w jego w miarę spokojne życie - pojechać, przywieźć bez zaglądania do przesyłki, spędzić trochę czasu z “siostrzenicą”, która nie wie, że jest jego córką, zabawić się z jakąś przyjemną damą - wchodzi z rozmachem Nina, agentka FBI świeżo po akademii. Nie dość, że kobieta, to jeszcze czarna, a do tego twierdzi, że ukochany brat Jima, Joey, wcale nie zginął w wypadku, tylko był ofiarą zlecenia Saxtona. Jim nie wierzy, wszak jego ojciec i Ezra to przyjaciele, ale Nina pokazuje dowody i kierowca daje się przekonać o tyle, że chce pracodawcę wybielić. Sprawy oczywiście się komplikują, dochodzą nowe wątki, zdrada, zwroty akcji, szantaż, spisek dużo pościgów i strzelanin, aż w finale bohaterowie na tle zachodzącego słońca rozmawiają o tym, że trzeba wyjaśnić to, co wyszło na jaw w pierwszym sezonie. Nie wyjaśnią, bo nie będzie kolejnych sezonów.
Zajawki były kuszące, nazwiska na liście też - Holloway (latka lecą, ale ciągle to złoczyńca o złotym sercu i kuszącym uśmiechu), J.J. Abrams - niestety, całość nie wypaliła. Może to kwestia sztafażu - nie widzę sensu nagrywania współcześnie filmów, które dzieją się w przeszłości, a dodatkowo nie mam zupełnie sentymentu do lat 70., zwłaszcza w Stanach. Podskórnie mierzi mnie idea pokazywania świata z perspektywy roku 2024, gdzie seksizm i rasizm były normą. Może kwestia niedookreślenia gatunku - czasem miałam wrażenie, że to pastisz filmów sensacyjnych sprzed lat, czasem że to nostalgiczna wyprawa typu “Pewnego razu w Hollywood”, czasem są emocje na serio, a czasem to tylko puszczenie oka do widza. Mnóstwo wysiłku włożono w scenografię i kostiumy, w których niestety większość aktorów wygląda jak z kiepsko rysowanego komiksu, peruka Hollowaya została chyba celowo zaprojektowana, żeby go oszpecić. Fabuła też czasem niespecjalnie trzyma się kupy, możliwe, że w momencie ucięcia funduszy na kolejne sezony, finał był sklejony nieco na siłę; nie jest zły, ale też nie najlepszy. Na plus - serial jest bardzo ładnie filmowany, niektóre ujęcia są świetne technicznie i ciekawe estetycznie. I Holloway, który jest bardzo fajnym protagonistą, ale ekhm, ma ponad 50 lat, a jest sztucznie odmłodzony na trzydziestoparolatka; ten statek odpłynął.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 27, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Po polsku serial nazywa się "W potrzebie", co niejako kładzie grę słowną oryginalnego tytułu - bohaterem antologii, bezimiennym Facetem/The Guy (no, w ostatnim odcinku ujawnione jest jego imię i nazwisko) jest diler miękkich używek, który jeździ po Nowym Jorku i zaopatruje swoich stałych klientów. Każdy odcinek jest o kimś innym, czasem widać związki między postaciami, nie dziwne, wszak wszyscy znają Faceta; czasem nawet w jednym odcinku pojawia się wielu niezwiązanych ze sobą bohaterów, na przykład w jednym z ciekawszych od strony formalnej o starej zapalniczce (epizod 29, sezon 4 "Backflash"). Nie, nie ma fabuły, na serio Facet jeździ i rozwozi marihuanę i grzybki, a widzowie patrzą przez ramię na jego kawałek świata. Jest różnorodnie - ludzie o różnym pochodzeniu, kolorze skóry, orientacji, statusie, wieku - nie mają ze sobą wiele wspólnego, ale wszyscy otwierają się przed Facetem, czasem nawet wprowadzając spory dyskomfort zwierzeniami lub nagością. Wspólnym mianownikiem jest "feel good" - wszystko kończy się dobrze, ludzie są zasadniczo dla siebie mili, nie ma agresji ani żadnej zaskoczki[1], bywa zabawnie, aczkolwiek czasem zdarzają się sytuacje oględnie mówiąc dziwne (na przykład para z lalką niemowlęcia). Bardzo miłe, ale niekoniecznie.
[1] I nie, nie pomaga na oglądanie przeplatanie z serialem sensacyjnym typu "Slow Horses", gdzie na każdym kroku zaskoczka, bo się spodziewasz tu Czegoś, a jest zwyczajnie i miło.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 23, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Slough House to oddział MI5, dość specjalny, bo właśnie tam, w niepozornym i zapyziałym budynku w brudnym zaułku pracują szpiedzy, którzy z jakichś powodów zostali relegowani z głównej siedziby w Regent’s Park. Szybko się okazuje, czemu trafił tu River Cartwright, obiecujący agent, w trakcie kolejnych sezonów wychodzą tajemnice innych pracowników, wszystkich oprócz Jacksona Lamba, szefa. Powiedzieć, że Lamb (Gary Oldman) - zaniedbany, niedomyty, śmierdzący i pierdzący bez skrępowania - jest kiepskim szefem, to mało powiedzieć: każda okazja do obrażenia swoich podwładnych jest doskonała, a wachlarz obelg ma Lamb całkiem bogaty. Do tego Lamb, chociaż leniwy i nieobowiązkowy, wcale nie jest głupi i można podejrzewać, że pod fasadą buca znajduje się całkiem sprawny fachowiec. Mimo pogardy, jaką darzą zesłańców Slough House “właściwi” agenci, to właśnie tej nieco nieposkładanej ekipie udaje się wydatnie rozwiązać kilka trudnych spraw, czasem sporym kosztem dla siebie i dla całego MI5.
Nie jestem fanką szpiegostwa jako głównego wątku, nie poważam idei “cel uświęca środki”, zwłaszcza że w finale najczęściej wszyscy tracą. Mimo to z dużą przyjemnością obejrzałam cztery sezony “Kulawych koni” i czekam na piąty. Bardzo lubię zbieraninę przypadkowych pechowców, zwłaszcza Standish, której łagodność i maniery damy zupełnie nie sygnalizują, jak sprawną jest osobą, i Ho - absolutnie nieprofesjonalnego eksperta komputerowego, zarozumiałego i jednocześnie tak łatwego do wyprowadzenia w pole. Specjalnie miejsce w serduszku ma też Diana Taverner (Kristin Scott-Thomas), dyrektorka "drugiego biurka" w Regent's Park. Bardzo przyjemny Londyn i ciekawa muzyka w tle. Przeczytałam też pierwszy tom cyklu, na podstawie którego postaw pierwszy sezon i szczerze mówiąc bardziej mi się spodobała ekranizacja.
#52
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 20, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale -
Tagi:
2025, kryminal, panowie
- Skomentuj