Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Ted Lasso

Ted Lasso, amerykański coach, zostaje trenerem klubu Premier League, AFC Richmond. Na miejscu okazuje się, że zatrudniła go Rebecca, właśnie rozwiedziona żona dawnego właściciela klubu, a jej zdradzieckim celem jest doprowadzenie drużyny do upadku, żeby dopiec byłemu. Plan jest świetny, Ted o futbolu, zwanym w USA soccerem, uczy się w samolocie do Londynu i wygląda na to, że drużyna malowniczo polegnie w tym sezonie. A jednak. Ted, mimo braku doświadczenia, wnosi empatię, etos i wsparcie dla każdego członka zespołu, jest zaraźliwie i szczerze pozytywny, dzięki czemu szybko wychodzi z narzuconej mu roli dyletanta i przeprowadza drużynę przez sezon. Siłą Teda jest umiejętność dobierania współpracowników - ze Stanów przywozi przyjaciela, enigmatycznego trenera Bearda, a na miejscu zasiega niespodziewanie rady Nate’a, kitmana, najbardziej pogardzanego członka piłkarskiego personelu, który jednak ma ogromną wiedzę o technice. Słabością - lansowanie podejścia, że nie chodzi o wygraną. Alejakto?!

Jakbyście powiedziały mi, że będę oglądać serial o piłce nożnej i to z pełnym napięciem, to bym Was wyśmiała. A jednak. Wiadomo, nie byłam do tej pory rozczarowana żadnym serialem Billa Lawrence’a i od pierwszego wejrzenia polubiłam wszystkich bohaterów, nawet tych irytujących czy zdradzieckich (oczywiście poza Rupertem, Rupert jest najgorszy). Bo to nie jest serial tylko o piłce nożnej, ale o pęknięciach w skorupach, którymi się bohaterowie otaczają. Zaraźliwa pozytywność Teda skrywa jego alter ego, agresywnego Leda Tasso, od pęknięcia Rebekki po rozpadzie związku zaczyna się cała oś fabularna, Keeley pod trzpiotowatością okazuje się być osobą mądrą i wnikliwą, irytująco flegmatyczny Leslie ma bogatą osobowość, wkurzający Jamie kompensuje sobie brak wzorca ojcowskiego, Nate pod skórą zahukanej owieczki skrywa potężnego wilka, zaś Roy F*king Kent to w ogóle temat na doktorat z opryskliwości, pod którą jest ogrom dobrej woli i odpowiedzialność. Jest wzruszająco, zabawnie, zaskakująco i co, ciekawe, mniej sarkastycznie niż gdzie indziej. A to tylko czubek góry lodowej - specjalnie miejsce w serduszku mają barmanka Mae, Sassy, Phoebe i oczywiście Trent Crimm z “Independent”.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 5, 2025

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 4


Severance

Korporacja Lumon wprowadziła rewolucyjną technikę - za pomocą wszczepionego chipa da się rozdzielić świadomość pracownika na prywatną i służbową. Rano człowiek wchodzi do biura, odcięcie, nie pamięta niczego z życia prywatnego, jest przez 8 godzin wydajnym pracownikiem, wychodzi, odcięcie, w sekundę minął cały dzień roboczy, może cieszyć się swoim życiem. Tyle że nie do końca, bo na przykład taki Mark niedawno stracił ukochaną żonę, więc powrót z pracy oznacza smutek i tęsknotę, której chyba w pracy nie czuł. Nowa pracowniczka Helly jest zdezorientowana, nie ma pojęcia, dlaczego jej “zewnętrzna” osoba zdecydowała się na tak drastyczny krok, buntuje się i wcale nie chce robić idiotycznych, niezrozumiałych rzeczy, nawet jeśli w nagrodę dostanie durnostojkę na biurko. Ba, nie wie nawet, kim naprawdę jest, tak samo jak nie wiedzą tego pozostali pracownicy “odciętego” piętra. Widzowie oczyma Helly widzą, że praca wcale nie jest specjalnie sensowna ani nawet poufna, o co chodzi. Powoli świadomość tego z różnych powodów zaczyna wszystkim doskwierać - kostyczny Irving zakochuje się we współpracowniku, “zewnętrznego” Marka odwiedza dawny współpracownik i opowiada straszne rzeczy o Lumonie, a Dylan zostaje “obudzony” w domu, gdzie widzi, że ma dziecko.

Z jednej strony byłam bardzo zaciekawiona, bo to naprawdę niesztampowa historia - work-life balance, wyrzucenie z pamięci pewnego obszaru życia może dużo ułatwić, korporacja kontra człowiek, humanizm kontra twarde zasady, mnóstwo tajemnic i trudna technicznie do rozegrania komunikacja, bo w teorii nie da się rozdzielonego człowieka z powrotem scalić. Z drugiej… obiecywałam sobie po opiniach bardzo dużo, a tymczasem im dalej w seria miałam poczucie, że to już było. Motywy zapominania były już doskonale rozegrane w “Zakochanym bez pamięci”, “Być jak John Malkovich” pokazało podróż w głąb umysłu, a opowieści o bezdusznej, złej korporacji, która w imię większego dobra albo w ogóle bez kamuflażu jest zła, było wiele. Nie oznacza to oczywiście, że macie nie oglądać, oglądajcie, chociaż może poczekajcie na trzeci sezon, jak nie lubicie wisieć na cliffhangerach między sezonami.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 26, 2025

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Colony

Niedawno wspominałam, jak Zajdel opisywał pojawienie się Obcych na Ziemi i ich dobroczynny, choć szerzej niezauważalny wpływ na ludzkość. W “Colony” sytuacja jest drastycznie inna - Obcy pojawiają się z pierdolnięciem, impulsem elektromagnetycznym likwidują cywilizację i sporą część ludzi, miasta otaczają murami, ustanawiają marionetkowy rząd i zaczynają korzystać z ziemskich zasobów, w tym ludzi, których dzielą na kategorie według przydatności. Historia zna takie przypadki, kiedy technicznie zaawansowana lub jedynie bardziej nakierowana na sukces cywilizacja wchodziła na tereny mniej zorganizowanej i brała, co chciała, prawda? Mija rok. Jedną z otoczonych przez mur kolonii jest Los Angeles, gdzie mieszka rodzina Bowmanów. Will, dawniej agent FBI, cudem uniknął czystki, ukrywa się pod innym nazwiskiem. Jedno z jego dzieci w dniu Przybycia znalazło się za murem, więc przez ten czas Will przygotowuje się do wyprawy poza Los Angeles, żeby uratować syna. Nie udaje mu się to, zostaje złapany, ale zamiast oczekiwanej kary śmierci dostaje “propozycję” współpracy - ma wyśledzić przywódcę ruchu oporu, a wtedy p.o. Gubernatora Snyder pomoże mu sprowadzić dziecko. I tu znowu nie ma fantastyki, tylko znany scenariusz - opcje są dwie: można się poddać i liczyć na to, że posłuszeństwem uzyska się możliwość przeżycia, można też walczyć z nadzieją usunięcia wroga i przywrócenia starego świata, a przynajmniej odejścia z godnością. Obie mają wady. Will nie ma wyboru, ale wybór ma jego żona, Katie, która w tajemnicy działa w ruchu oporu. On zmusza się do współpracy (“a mógłbyś nie być taki dobry w tym, co robisz?”), bo ratuje rodzinę przed śmiercią, ona postępuje zgodnie ze swoją etyką, a w trosce o Willa działa w ukryciu. Pierwszy sezon powoli odsłania tajemnice nowego świata i komplikuje sytuację między małżonkami i ich bliskimi. W drugim dochodzą nowe okoliczności i sojusze, w trzecim świat staje przed ostateczną rozgrywką.

To zaskakująco dobry i nietypowo rozegrany serial, ubolewam, że został przedwcześnie zakończony po trzecim sezonie (i nie tylko dlatego, że jedną z głównych ról gra Holloway). Na plus - większość wątków i tajemnic została rozwiązana, na minus - nie do końca było to satysfakcjonujące rozwiązanie[1]. Złośliwie powiedziałabym, że był zbyt inteligentny jak na strzelankę w sztafażu, ale mam raczej perspektywę, że to tylko strzelanka, ale i thriller, i historia szpiegowska ze skomplikowaną dynamiką między stronami. I jak to w takich opowieściach, nie ma wygranych, walec dziejów może rozjechać równo wszystkich bez względu na wybraną opcję. Świat został wymyślony przyzwoicie i dość spójnie, czasem są drobne kiksy, zapewne wynikające z przedwczesnego zakończenia czy zwyczajnie zmiany koncepcji (sens i ekonomia Outlierów), bardzo ładnie pokazany technicznie; roboty kroczące są moim koszmarem od czasów AT-AT czy centurionów z “Battlestar Galactica”.

[1] Cb cbpmągxbjlz bcbemr Jvyy v Xngvr cbqqnyv fvę flfgrzbjv v cbśjvępvyv qyn jvęxfmrtb, pubpvnż j qnyfmlz pvąth vyhmbelpmartb, qboen. Gebpuę wnx j Zngevkvr - jloenyv pmrejbaą cvthłxę v qbjvrqmvryv fvę, pb ancenjqę mnfmłb, nyr mn jvrqmę mncłapvyv avrjfcółzvreavr qhżb.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 3, 2025

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1


MILF of Norway / Hacks

Bardzo spodobali mi się ”Norsemen”, więc rzuciłam się na kolejny norweski serial jak labrador w błoto. Lene, dyrektorka kreatywna, traci pracę przy okazji fuzji dwóch agencji, pod wpływem alkoholu robi sobie półnagie zdjęcie i publikuje na serialowym odpowiedniku OnlyFans. Kiedy się okazuje, że zaczyna mieć fanclub i wtem wpływają drobne pieniądze, z braku perspektyw na rynku pracy i trochę z nudy zaczyna interesować się dostarczaniem contentu dla dorosłych. W tle jej mąż-prawnik, który przeżywa drugą młodość, nagrzewając się nieco na atrakcyjną współpracowniczkę, siostra próbująca ratować swój związek i nastoletni, wyobcowany syn. Przez chwilę było ciekawie, kiedy Lene podchodziła do nagich fotek z profesjonalnym, agencyjnym doświadczeniem, trochę fajnej chemii z poznanym przypadkiem Emrikiem, ale całość okazała się miałka i raczej żenująca. Oglądałam z poczuciem “Anżej, to walnie”, ale nawet kiedy się zawaliło, też było takie na pół gwizdka. Niekoniecznie.

Niekoniecznie też podobał mi się trzeci sezon ”Hacks”, bo straciłam już zainteresowanie karierą starzejącej się gwiazdy amerykańskiej komedii i tej dynamiki “trzy kroki do przodu, dwa do tyłu” w kontaktach ze światem, a zwłaszcza z autorką tekstów Avą. Za dużo ostentacyjnego blichtru, wszyscy są dla siebie niemili, tak naprawdę nie chodzi o nic, bo poza nachapaniem się pieniędzy od reklamodawców i uzyskaniem posady gospodyni “Late Night Show”, czego Deborah w wieku 70 lat już nie potrzebuje do niczego poza udowodnieniem, że ciągle może. Czy jest szczęśliwsza, kiedy jej się udaje? Niespecjalnie.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 14, 2025

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Kobieta za ladą

Anna Holubova była kierowniczką sklepu, ale ze względu na zawirowania w życiu osobistym - mąż odszedł i zostawił ją z dwójką dzieci - musiała zmienić pracę. Trafia więc do innego sklepu, gdzie bez problemu przyjmuje stanowisko ekspedientki. Szybko okazuje się, że jest doskonale zorganizowana i, co chyba niespotykane, asertywna, dzięki czemu daje sobie radę z nawigowaniem służbowych problemów - praktykantką podkradającą towar, mikromenażującą żoną zastępcy kierownika, awansami ze strony tegoż zastępcy, pokłóconymi kasjerkami, niepewną siebie ekspedientką z warzywnego, ukrywaną miłością między magazynierem a sprzedawczynią. Gorzej w życiu osobistym - mąż wprawdzie ją zdradził i mieszka z inną, ale jak pies ogrodnika trzyma się blisko, niby dla dobra dzieci, ale ciągle kontroluje, z kim Anna się spotyka. Dzieci też niechętnie patrzą na sympatycznego klienta, który ewidentnie chce spędzać czas z ich matką. 12 odcinków[1], 12 miesięcy, dwanaście historyjek i gwiazdkowy finał.

Absolutnie nie dziwię się, że w latach 80. w Polsce serial był hitem. Wzorcowy sklep w Pradze i dzisiaj jest absolutnie oszałamiający - trzy rodzaje francuskiego koniaku, sałatki na wagę, szynka, ogromne kręgi gatunkowych serów, cytrusy, piwo, kawior, kanapki… Oczywiście nachalna propaganda idąca za tym była widoczna nawet wtedy, pochód pierwszomajowy, bijemy się o złotą patelnię i kwieciste przemowy kierownika Karasa, kupca z dziada pradziada, dumnego z sukcesów handlu uspołecznionego, który wyrósł na gruzach małych, zapyziałych sklepików. W warstwie społecznej oczywiście króluje szowinizm i seksizm, wszystkie panie są obiektami komplementów i niewyszukanego podrywu zarówno ze strony współpracowników (i kadry kierowniczej!), jak i klientów. Jednocześnie wstydem jest mieć dziecko bez męża, rodzice nie mają oporów przed wyrzuceniem z domu córki, która wbrew ich woli zadaje się z chłopakiem, a główna bohaterka jest prawdziwą skandalistką, idąc pod pierzynę z gachem bez odpowiedniego sakramentu. A, i wszyscy wyglądają okropnie staro, zwłaszcza panowie.

[1] Oczywiście myślałam, że o wiele więcej!

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 6, 2025

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Lost

TL;DR w formie streszczenia wideo (są spoilery).

Lot Oceanic Airlines 815, z Sydney do Los Angeles z niewiadomych przyczyn samolot rozpada się w powietrzu i część pasażerów cudem uchodzi z życiem z katastrofy, spadając na dziwną wyspę, gdzie Dzieją Się Rzeczy. A to Czarny Dym niespodziewanie zabija ludzi, a to zdziczała osadniczka zastawia pułapki, ktoś porywa dzieci, znajdują się dziwne artefakty typu monstrualna rzeźba stopy z czterema palcami, a w bunkrze siedzi zarośnięty Szkot i wciska guzik co 108 minut. Eklektyczna grupa pasażerów - lekarz z osobowością typu A, przestępca, oszust, artysta/inżynier, ćpun, milioner z przypadku, małżeństwo nie mówiące po angielsku, surwiwalista, rodzeństwo kidults, żołnierz, policjant, dentysta, ksiądz, psycholog, przyszła matka, męczennik, święty, grzesznik (płci dowolnej) - każdy ma jakąś tajemnicę, często tragedię w przeszłości, co wychodzi w przerywających akcję na wyspie flashbackach, i dla każdego to miejsce jest nowym, chociaż niekoniecznie optymalnym początkiem, a często niespodziewanym końcem. Wszyscy - poza jedną osobą - mają jeden cel: wydostać się z wyspy.

Zacznijmy to zwierzeń. Od wielu lat określałam siebie jako “sierotę po Lost”, bo mało który serial dał mi tyle emocji, co gorączkowe binge’owanie kolejnych odcinków pierwszego sezonu, kiedy wszystko było niespodziewane, nieoczywiste, zaskakujące i, cholera jasna, to jest całkiem nowa telewizja! Tym boleśniej odczuwałam przerwy między sezonami i wreszcie dziwny, niejednoznaczny finał, ckliwy do wyrzygu i niekoniecznie wyjaśniający wszystko w stopniu wystarczająco wprost, ale jednocześnie taki ładny i robiący ciepełko w serduszku. Minęło 20 lat od premiery, wczoraj skończyłam ponowne oglądanie serialu (120 odcinków + apokryfy), w międzyczasie zrobiłam doktorat z interpretacji i analiz, które powstały przez te wszystkie lata i… niczego nie żałuję. To dalej fantastyczny serial, ze świetnymi postaciami, mieszanką wszystkiego - dramy, romansu, tajemnicy, mistycyzmu, podróży w czasie, podstępnej korporacji, teorii spiskowych, zbiegów okoliczności, sarkastycznego i czasem autoironiczego humoru[1] i, co chyba najważniejsze, pokazujący, że nic się od tysiącleci nie zmienia: człowiek potrzebuje drugiego człowieka i poczucia sensu tego, co robi. Dodatkowo jest zaskakujący technicznie - kilka planów czasowych, asynchroniczne wydarzenia, czasem zupełnie niespodziewana scena ma swoje rozwiązanie kilkanaście odcinków później. Kolejne oglądanie ma też tę zaletę, że nie czeka się tak żarłocznie na wyjaśnienie tej setki tajemnic, bo zasadniczo już wiadomo, co jest ważne, a co nie i można się skupić na tym, co dzieje się między ludźmi. Niekoniecznie wszystkie rozwiązania fabularne mi się podobają, niektóre elementy się mocno zestarzały[2], bo jednak świat zmienił się od lat 2004-2010, nie przepadam też za mistycyzmem, wynagrodzenie cierpienia i wyrzeczeń w życiu za pomocą połączenia w buddyjskim bardo, gdzie szczęśliwość i możliwość przejścia do wiekuistego, ekumenicznego światła, jest teorią z gruntu mi obcą, a wcale niesubtelne wyjaśnienie przyczyn jak ze złego dowcipu nie pomogło, ale ostatnie trzy miesiące oglądania sprawiły mi mnóstwo przyjemności[3]. To, co mi znacznie pomogło z perspektywy czasu, to odkrycie, że to logiczne wyjaśnienie tego, co się działo w świecie “Losta” niekoniecznie jest logicznym wyjaśnieniem w naszym świecie - stąd tłumaczenie Czarnego Dymu nanobotami czy szukanie na mapie przenoszącej się wyspy, która jest na Osi Świata i jest zasobnikiem życiodajnej energii jest czynnością zarówno rozczarowującą, jak i bezsensowną. I jeśli się przyjmie tę optykę, to serial ma o wiele więcej sensu, łącznie z zakończeniem jak z ulotki Świadków Jehowy. A, jakby kto pytał - nieustająco Team Sawyer (oraz absolutnie chcę sidequel, gdzie Lapidus, Miles i Hurley będą komentować rzeczywistość).

[1] Uwielbiam to w popkulturze, że można zmontować taki świat, gdzie jednocześnie łezka mi leci, bo protagonista odchodzi, dokonawszy Ostatecznego Aktu nadludzkim wysiłkiem (i jest piesek, piesek zawsze +50 do wzruszenia), a 30 sekund później chichoczę ze sceny jak z “Pingwinów z Madagaskaru”, gdzie da się samolot naprawić za pomocą srebrnej taśmy (“I don’t believe in a lot of things, but I do believe in duct tape”).

[2] Arab = terrorysta, tylko mężczyźni mogą być bohaterami, Koreanka musi znać się na ziołach (chociaż nie jest farmaceutką, a córką wpływowego biznesmena), osobie z niepełnosprawnością trzeba przede wszystkim współczuć, gruby = leniwy. Nie wchodzę nawet w kwestię omijania poczucia zagrożenia u kobiet, żaden z większości mężczyzn na wyspie nawet nie pomyśli przedmiotowo i takiej myśli nie zrealizuje, chociaż czasopisma z gołymi paniami są elementem scenografii. Mogę tak długo, ale jakby nie o to chodzi.

[3] Nieustająco mam ciarki, jak widzę to promo. Uwielbiam sposób, w jaki w tym serialu udało się zbudować klimat niesamowitości i przeżycia transcendentalnego, nawet jeśli nie wszystkie obietnice zostały dotrzymane. I tak, daję się łatwo łapać na większość filmowych sztuczek typu "on tak na nią patrzy", trudno.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 26, 2025

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 5