Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Wielkopolska w weekend - Muzeum Sztuk Użytkowych

[5.08.2017]

W ramach leniwej rodzinnej soboty, w upalne sierpniowe przed- i popołudnie przeszliśmy przez Poznań znany i mniej znany. Po śniadaniu w Republice Róż (nieustająco polecam) zdążyliśmy na południowe Koziołki na Ratuszu, gdzie - wśród zwyczajowych tłumów - po raz pierwszy słyszałam, że rozentuzjazmowana publiczność klaszcze na widok figurek jak nie przymierzając w Ryanairze (również polecam, acz wcześniej nie słyszałam, żeby ludzie klaskali). Maj zaciągnął nas przy okazji do Fotoplastikonu w Galerii Arsenał, gdzie za 10 zł (bilet rodzinny, indywidualne taniej) przez chyba 20 minut przekrzykiwaliśmy się, jaką akurat dioramę z pamperkami Lego kto widzi (gorąco polecam, mój ulubiony był nurek w słoiku z kiszonymi). Po krótkiej wizycie w kościele Franciszkanów, gdzie Maj ze zblazowaniem bywalca objaśnił nam, jakie są obrazy na suficie, że smok przy ołtarzu i organy na galeryjce ("bo my tu byliśmy na półkoloniach i ja wszystko pamiętam"), dotarliśmy do Muzeum; cały czasu oczywiście poruszaliśmy się w obrębie Rynku, więc nie były to jakieś dramatyczne odległości, w końcu to letnia leniwa sobota.


(Koziołki)

(Kościół Franciszkanów)

Sztuka użytkowa (z frazami-wytrychami "estetyka" i "funkcjonalność") to chyba moja ulubiona dziedzina sztuki. Muzeum nie jest duże - w sumie dwa piętra plus dodatkowa mała sala w piwnicy, ale dobrze pomyślane i pełne takich fajnych i ciekawych rzeczy. Ubrania, biżuteria, meble, naczynia (sporo sakralnych, ale też i sporo takich codziennych) ładnie poukładane, dobrze opisane (czasem etykiety na gablotce, czasem wirtualna galeria na standzie) i dobrze oświetlone; co najlepsze - sporo rzeczy można dotykać, wziąć do ręki albo przymierzyć, sala z ubraniami była hitem. Niechcący Maj został bohaterką sesji zdjęciowej "nos-ręka" przy zgadywance z wiktoriańskimi zapachami, zgadłam mncnpu eóżnal, zvtqnłbjl nie przypominały nic, a xjvng cbznenńpml coś, ale zupełnie nie do skojarzenia (idźcie wąchać!). Bardzo miłe, kompaktowe muzeum, a do tego wieża widokowa, tego nie warto opuścić, zwłaszcza że w cenie biletu (a we wtorki darmo).


(Muzeum Sztuk Użytkowych)

Na koniec weszliśmy do Cafe Szop, gdzie tym razem były tłumy, a szop został aresztowany na zapleczu za nielicencjonowaną próbę opuszczenia lokalu (poprzednio spał przy routerze), więc ostatecznie wylądowaliśmy w Republice Cacao na kawie, lodach i cieście czekoladowym (jeden kawałek na trzy osoby, a i tak nie daliśmy rady).


(Republika Cacao)

(Cafe SZOP)

Adresy:

GALERIA ZDJĘĆ oraz archiwalnie o tym, że MSU w remoncie (2011) oraz po otwarciu wieży widokowej (2015).

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 5, 2017

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tagi: korona-poznania, sztuka, muzeum - Komentarzy: 3

« Andrzej K. Bogusławski - Świetliste ostrze - 42 »

Komentarze

Bazyl
I jak ja teraz biedny mam dotrzeć z rodziną do Poznania?? Chłopaki oszalały na punkcie szopa w kawiarni :D
Agata
Klaskanie Koziołkom też mnie zdziwiło,ale tak widocznie trzeba...Ciekawe, z której strony stałaś,może nawet się mijałyśmy.A Republikę Róż odwiedzimy następnym razem.
Zuzanka
@Agato, pierwszy raz w życiu słyszałam, żeby klaskali, a parę razy miałam okazję być na rynku w okolicach południa. Stałam w okolicy księgarni pewnie, chociaż ja z tych, co się kręcą.

Skomentuj