Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panie

Kristin Hannah - Zimowy ogród

Meredith i Nina od dziecka kochają bardziej ojca Evana niż matkę Anję, która zawiodła je wielokrotnie; to zimna, niesprawiedliwa osoba, ignorująca swoje córki i ich próby dotarcia do niej, od kiedy pamiętają. Wprawdzie zdarzało jej się opowiadać piękne baśnie, które przywiozła z rodzinnego Związku Radzieckiego, ale zaprzestała tego po awanturze, jaką zrobiła, kiedy starsza Meredith chciała zrobić dla niej przedstawienie w oparciu o usłyszaną baśń. Mijają lata, obie siostry dorosły: odpowiedzialna Meredith została przy rodzinnym sadzie, rozkręcając firmę handlową i zajmując się rodziną, młodsza Nina jeździ od konfliktu do konfliktu, fotografując śmierć i nieszczęścia. Życie obu sióstr się komplikuje - Meredith przestała się dogadywać z dawniej ukochanym mężem, a Nina czuje się zmuszona do zastanowienia się nad swoim lekko traktowanym związkiem z kolegą po fachu. Gdy ukochany ojciec ciężko choruje, obie siostry muszą zmierzyć się z kwestią opieki nad coraz dziwniej zachowującą się matką, mimo że nie zaznały z jej strony miłości. I absurdalnie właśnie przez opowiadane niegdyś przez matkę bajki docierają do tajemnicy rodzinnej.

Jeśli potrzebujecie jakiejś lekkiej chic-lit na hamaczek, to zdecydowanie nie jest ta książka. Zaczyna się łagodnie - dwie dorosłe kobiety nie zostały wyekwipowane na życie przez zimną, toksyczną matkę, ale dla polskiej czytelniczki szybciej niż amerykańska autorka chyba planowała, dociera, co to za bajki niechętnie opowiada Anja, która - jak się okazuje w ¾ opowieści - przeżyła oblężenie Leningradu i patrzyła na śmierć swojej całej rodziny, czemu zrywa i gotuje paski tapet, gotuje jak dla pułku wojska i do walizki pakuje masło. Zaskakujące jest, jak niechętnie w tej niby szczerej i otwartej rodzinie nie rozmawia się o niczym. Kochający ojciec, który patrzy, jak matka odrzuca córki, bąka coś o tym, że matka je kocha, tylko nie umie okazać, a gdy umiera, nie wyjaśnia niczego, tylko naciska, żeby “wysłuchały bajki do końca”. Oczywiście w finale wszystkie tajemnice się wyjaśniają, trochę w stylu opery mydlanej, i już po 40 latach matka może kochać swoje córki tak jak powinna, bo to przecież była ich odpowiedzialność, żeby się zwierzyła z przeżytej tragedii. To wszystko powyżej nie przeszkadzało mi oczywiście czytać z mokrymi oczami, bo ja się łatwo wzruszam.

Inne tej autorki.

#16

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 18, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panie - Skomentuj


Sarah Waters - Muskając aksamit

Będę zdradzać fabułę, bo mam poczucie zmarnowanego czasu na czytanie, więc Wam zaoszczędzę.

Koniec XIX wieku. 18-letnia Nancy mieszka w nadmorskiej miejscowości, pracuje w rodzinnej restauracji specjalizującej się w lokalnych ostrygach. Jedyną radością są okazjonalne wyprawy z siostrą na rewię do pobliskiego miasteczka. Jej życie zmienia się, gdy na scenie widzi Kitty, artystkę grającą w ekscentrycznym wtedy przebraniu mężczyzny. Zakochuje się, zbliża do niej i jako garderobiana wyjeżdża do Londynu. Tam wyznaje Kitty nieplatoniczne uczucie, jak się okazuje, odwzajemnione, zaczyna też występować z nią w duecie również jako “mężczyzna”. Niestety, Kitty wstydzi się swojej “grzesznej skłonności” i finalnie wybiera związek z mężczyzną. Załamana Nancy wychodzi jak stała, zaczyna zarabiać jako, uwaga, ekskluzywna męska prostytutka. Z ulicy odławia ją Diane, zdeprawowana dama z wyższych sfer, po czym następują opisy wyuzdanych uciech, zakończone wygnaniem Nancy na bruk. Załamana i bez środków do życia, zwraca się do poznanej tuż przed epizodem z Diane działaczki społecznej, w której się zakochuje i której ideały przejmuje. Kurtyna.

Nie wiem do końca, po co ta książka. Protagonistka jest skrajnie egoistyczna, popadająca z jednego ekstremum w drugie - odcina więzi z rodziną, bo siostra nie pochwaliła jej coming-outu, zdradzona, rezygnuje ze wszystkiego, bez wahania zarabia prostytucją. Środowiska homoseksualne to albo zdegenerowane damy z wyższych sfer, kupujące płatne uciechy i nie znające miłości, albo sufrażystki, przez swoją odmienność nie bojące się przyznać publicznie do upodobań. Nic pomiędzy. W tle sporo biedy i szarej codzienności Londynu lat 1890, głównie dla skontrastowania, jak bogate i kolorowe bywało życie Nancy. Całość to taki bardziej ambitny erotyczny dramat les.

Inne tej autorki.

#13

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 29, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panie - Skomentuj


Bethany Clift - Ostatnia na imprezie

Narratorka, wypalona dziennikarka po 30., nie radzi sobie z bezpłodnością, co dramatycznie wpływa na jej związek z Jamesem. Ma romans z początkowo nielubianym współpracownikiem, ale też - jak się w trakcie okazuje - depresja, na którą choruje, nie pozwala jej cieszyć się spotkaniami z Harrym. Czuje, że jest kiepską przyjaciółką dla Xava, zaprzyjaźnionego do lat geja; tak samo słabo jej idzie w kontakty z ukochanymi rodzicami, którym zazdrości pogodnej, wieloletniej miłości. Ale to książka nie o tym, bo rzecz się zaczyna dwa miesiące temu, w grudniu 2023, kiedy - już po covidzie w 2020 - świat czyści z ludzi kolejna pandemia, tym razem 6-dniowej grypy, na którą nie ma lekarstwa, jest za to dostępna darmo tabletka eutanazyjna. Bohaterka odsłuchuje ostatnie słowa nagrane na sekretarkę przez swoją matkę, ucieka z domu, żeby nie patrzeć na przerażającą i upokarzającą śmierć męża i nagle orientuje się, że została sama. W Londynie i chyba w ogóle na świecie. Przez jakiś czas rzuca się w hedonizm - korzysta z łatwo dostępnych luksusowych hoteli, spożywa znalezione narkotyki i alkohol, ale nie dość, że ją to nudzi, to niestety okazuje się, że zaczyna brakować rzeczy podstawowych - sensownego jedzenia, a chwilę potem prądu. Stwierdza więc, że ruszy do najbardziej odległego zakątka Szkocji, bo może tam wirus nie dotarł. Powiedzieć łatwo, zrobić gorzej - nie ma zasięgu, nie działa nawigacja, nie da się zatankować benzyny ani zabrać sensownych zapasów. Ale chyba największym dramatem jest ten obszar, którym człowiek w dobrej wierze się dotychczas zajmował - udomowione zwierzęta, umierające z głodu. Kobieta ratuje jednego psa, wypiera istnienie innych zwierząt, oczywiście do czasu aż spotyka mordercze mewy i doskonale zorganizowane szczury.

Finał może nie jest rozczarowujący, ale z gatunku łatwych przez niedookreślenie. To, co mnie ujęło, to dokładność, z jaką autorka wypunktowuje naszą zależność od zdobyczy cywilizacji - internetu, lodówek, wywozu śmieci. Znalazłam błędy - rozśmieszyło mnie na przykład odkrycie bohaterki na eko-farmie, że jednocześnie dojrzewają fasola, maliny, truskawki, śliwki, kapusta, kukurydza i marchew, złoty sen dziecka supermarketu. Wspomniany jest żartobliwie “Marsjanin”, co ma dużo sensu. Oczywiście zaczęłam się zastanawiać, czy sama byłabym w stanie przetrwać (zapewne nie), czy zjadłabym koty, jakby mi się skończyło jedzenie (nie chcę o tym myśleć) oraz czy wzięcie tabletki na sen, z którego się człowiek nie obudzi, to odwaga czy łatwe wyjście. Podsumowując - brutalna wizja, ale dająca do myślenia.

#10

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 17, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, panie, sf-f - Skomentuj


Sheila Heti - Kim być? Sheila zaczyna od nowa

Dzień dobry się z Państwem. Mamy luty, a ja już mam mocne pierwsze miejsce na najgorszą książkę przeczytaną w tym roku; drugie powoli się czyta, jestem w ⅓ i już się szykuję na soczyście zjadliwą recenzję, tym bardziej, że obrazoburczą. Ale do brzegu.

Sheila poznała malarkę Margaux, kiedy jeszcze była mężatką. Wprawdzie nie planowała żadnych kontaktów z kobietami, ale to Margaux zaczęła o tę przyjaźń zabiegać. Po rozwodzie więc Sheila zdecydowała, że tylko kobiety, żadnych mężczyzn, będzie stawać się najlepszą wersją siebie i napisze powalającą na kolana sztukę o autentyczności. Konsekwentnie więc wdała się w romans z niejakim Israelem, perwersyjnym (czytaj: przemocowcem) przystojniakiem o “grubych rzęsach”. W międzyczasie razem z Margaux zażywały mnóstwo narkotyków, po których pracowały intensywnie. To znaczy Margaux pracowała nad swoimi obrazami, bo Sheila pisała kolejne nieudane kawałki sztuki. Po kolejnej kłótni z Margaux (czytaj: M. wysłała e-mail, w którym napisała, co ją irytuje w zachowaniu Sheili), narratorka wyjeżdża do Nowego Jorku, gdzie dociera do niej, że nie ma sensu wyjeżdżać do Nowego Jorku, bo jest taka sama jak gdzie indziej.

Jaka to jest pretensjonalna i bezsensowna książka. Fragmenty sztuki, polegające na scenopisowym zapisie dialogów z życia Sheili przetykane są detalicznymi opisami treningu fellatio, ciągnącym się wątkiem konkursu na najbrzydszy obraz, dyskusjami o autentyczności, wielokartkową sceną ze sklepu z przyborami piśmienniczymi, coraz bardziej bzdurnymi i przykrymi w odbiorze opisami snów (ten o gwałtach i morderstwach podczas orgii zwyczajnie pominęłam). Postaci drugoplanowe pojawiają się jako statyści, po czym znikają. Nawet ta przyjaźń Sheili i Margaux jest taka… zdawkowa. Spędzają ze sobą czas i rzucają w powietrze niekoniecznie spójne zdania, które nie są czasem rozmową, tylko tzw. głębokimi prawdami. Nie rozumiem zachwytów, nagród, tytułów czy pochwały Margaret Atwood w recenzji. Bez żalu zostawiłam na półce w wakacyjnym apartamencie.

#9

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 16, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panie - Skomentuj


Margaret Durrell - Co się stało z Margo?

Rodzeństwo Durellów było bardzo utalentowane - Gerald, miłośnik i popularyzator przyrody, Lawrence - znany dyplomata i pisarz skandalista oraz jak się okazuje - pisywała też Margo (tylko Leslie, wielbiciel strzelania i podrywu, nie pozostawił po sobie literackiej spuścizny). Książka czekała ponad 40 lat na wydanie i, hm, trochę nie dziwi mnie dlaczego.

Margo, rozwódka z dwoma synami, wpada na pomysł, żeby w turystycznym Bournemouth założyć pensjonat. Do końca nie rozumiem, czemu w tym celu kupuje drugi dom, a dom jej rodziny, która rozjeżdża się po świecie, zostaje zamknięty, zwłaszcza że w pensjonacie pomieszkuje okazjonalnie matka, Leslie i Gerald, ten ostatni z wężami i małpami), ale że oba domy stoją na tej samej ulicy, to nie ma daleko. Wprawdzie jej ciotka, sponsorująca przedsięwzięcie, prosi o uważne wybieranie lokatorów, ale pensjonat szybko zapełnia się ekscentrycznymi osobami - jest malarz specjalizujący się w aktach, szalona staruszka, małżeństwo z nieprzyjemnym i brutalnym mężem, samotna matka z grubym, wścibskim nastolatkiem, dwóch muzyków, w jednym z nich Margo się zakochuje, pielęgniarki, hochsztapler i inne nietypowe osoby. Na każdym kroku skarżą się na pensjonat sąsiedzi, a główna aktywność Margo to ratowanie świata od kolejnych kryzysów.

Przerwałam wcześniej wyjaśnienie, czemu książka została wydana dopiero w latach 90. Otóż nie jest to dobrze napisana książka. Nie dość, że nie byłam w stanie polubić niektórych bohaterów, bo nawet do pewnego momentu w ogóle ich nie rozróżniałam, to wszystkiego za dużo, za szybko, za pobieżnie. Historyjki opisane w powieści są raczej miałkie i nie prowadzą do niczego, nawet często nie mają żadnej pointy. Nie czytało się źle, są momenty humorystyczne, ale całość jest raczej nijaka i do szybkiego zapomnienia.

Więcej o rodzinie Durrellów.

#7

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 4, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panie - Komentarzy: 2


Anna Cieplak - Lekki bagaż

Cieszyn, styk Polski i Czech. Trójka znajomych w okolicach trzydziestki kohabituje w mieszkaniu - Weronika jest działaczką społeczną, prowadzi fundację aktywizującą osoby niewydolne socjalnie, Paweł, zwany Olkowym, uczy polskiego z technikum gastronomicznym, Baśka - dochodząca dziewczyna Pawła - jest dziennikarką lokalnej gazety. Fundacja Weroniki to sól w oku lokalnych władz - chętnie przypisują sobie jej zasługi, ale to ona musi uparcie je wychodzić, znając na pamięć ustawy i przepisy. Wera przyjaźni się z Darkiem, który sam siebie nazywa Beneficjentem, osobą chętnie nazywaną patologiczną, chłopakiem bez perspektyw, z rodziny alkoholików, który dzięki fundacji pracuje jako opiekun w DPS-ie. Jego siostra, Dagmara - na pół etatu barmanka - jest nowym nabytkiem fundacji, dlatego wszyscy nazywają ją Świeżynką. Grupa znajomych, w pewnym momencie żartobliwie nazwana przez jedną z bohaterów, “Cieszyńskimi Friends”, mogłaby być obsadą nudnego serialu o walce z biurokracją, języku, który niszczy i o życiu bez perspektyw. Sytuacja się zagęszcza, kiedy w rodzinie Darka i Dagmary wychodzi na jaw paskudna historia, a Darek zostaje przez prasę oskarżony o przestępstwo. Weronika usiłuje wyplątać z tej sytuacji zarówno “podopiecznego”, jak i siebie i fundację, bo nieświadomie wplątuje się w politykę.

Temat zorganizowanego wolontariatu rzadko pojawia się w literaturze, to nie czasy Pozytywizmu. Tutaj dochodzi do tego ogromne wyczucie autorki, wielostronnie pokazującej, jak bardzo osamotnione są osoby zajmujące się tym wycinkiem rzeczywistości, który skrzętnie omijany jest w planach, a w raportach określanych jako patologia. Jednocześnie nie jest to reportaż ani powieść z tezą, bo gdzieś poza obszarem “zawodowym” jest też zwyczajne życie osób, które zrezygnowały z kariery na rzecz pracy u podstaw, a przy tym mają poczucie, że nie umieją sobie życia ułożyć. Chociaż są w lepszej sytuacji niż “beneficjenci” gminnych programów pomocowych.

Inne tej autorki.

#6

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 30, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panie - Skomentuj