Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Kristin Hannah - Zimowy ogród

Meredith i Nina od dziecka kochają bardziej ojca Evana niż matkę Anję, która zawiodła je wielokrotnie; to zimna, niesprawiedliwa osoba, ignorująca swoje córki i ich próby dotarcia do niej, od kiedy pamiętają. Wprawdzie zdarzało jej się opowiadać piękne baśnie, które przywiozła z rodzinnego Związku Radzieckiego, ale zaprzestała tego po awanturze, jaką zrobiła, kiedy starsza Meredith chciała zrobić dla niej przedstawienie w oparciu o usłyszaną baśń. Mijają lata, obie siostry dorosły: odpowiedzialna Meredith została przy rodzinnym sadzie, rozkręcając firmę handlową i zajmując się rodziną, młodsza Nina jeździ od konfliktu do konfliktu, fotografując śmierć i nieszczęścia. Życie obu sióstr się komplikuje - Meredith przestała się dogadywać z dawniej ukochanym mężem, a Nina czuje się zmuszona do zastanowienia się nad swoim lekko traktowanym związkiem z kolegą po fachu. Gdy ukochany ojciec ciężko choruje, obie siostry muszą zmierzyć się z kwestią opieki nad coraz dziwniej zachowującą się matką, mimo że nie zaznały z jej strony miłości. I absurdalnie właśnie przez opowiadane niegdyś przez matkę bajki docierają do tajemnicy rodzinnej.

Jeśli potrzebujecie jakiejś lekkiej chic-lit na hamaczek, to zdecydowanie nie jest ta książka. Zaczyna się łagodnie - dwie dorosłe kobiety nie zostały wyekwipowane na życie przez zimną, toksyczną matkę, ale dla polskiej czytelniczki szybciej niż amerykańska autorka chyba planowała, dociera, co to za bajki niechętnie opowiada Anja, która - jak się okazuje w ¾ opowieści - przeżyła oblężenie Leningradu i patrzyła na śmierć swojej całej rodziny, czemu zrywa i gotuje paski tapet, gotuje jak dla pułku wojska i do walizki pakuje masło. Zaskakujące jest, jak niechętnie w tej niby szczerej i otwartej rodzinie nie rozmawia się o niczym. Kochający ojciec, który patrzy, jak matka odrzuca córki, bąka coś o tym, że matka je kocha, tylko nie umie okazać, a gdy umiera, nie wyjaśnia niczego, tylko naciska, żeby “wysłuchały bajki do końca”. Oczywiście w finale wszystkie tajemnice się wyjaśniają, trochę w stylu opery mydlanej, i już po 40 latach matka może kochać swoje córki tak jak powinna, bo to przecież była ich odpowiedzialność, żeby się zwierzyła z przeżytej tragedii. To wszystko powyżej nie przeszkadzało mi oczywiście czytać z mokrymi oczami, bo ja się łatwo wzruszam.

Inne tej autorki.

#16

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 18, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panie - Skomentuj


Here I am again

[11-15.02.2024]

Najpierw o przygodach z apartamentem. Otóż zarezerwowałam sobie apartament kilka miesięcy temu, bardzo zadowolona z siebie, bo cena okazyjna, a lokalizacja świetna, po czym przez kilka dni nie zaglądałam do poczty, gdzie przychodzą powiadomienia z bookingu i nie zauważyłam, że zabrakło mi środków na karcie, żeby booking sobie ściągnął należność. Rezerwacja anulowana, w takiej cenie jak miałam, to już nie ma, mogę dwa oddzielne pokoje. Nie bądźcie jak ja. Szczęśliwie okazało się, że niedaleko jest nieco droższy, ale przepiękny apartament, tyle że bez ocen. Trochę niepokoju, ale okazało się po krótkim śledztwie, że to nowy lokal znanej firmy, świeżo po remoncie i jesteśmy jednymi z pierwszych lokatorów. Wszystko elektronicznie, toaleta spłukiwana deszczówką, przestronnie i tak bardziej na bogato, b. Zadowolona. I widok na ratusz i bibliotekę. Już planuję lat 2025.

A w samym Libercu czuję się już dość zadomowiona. Poskładały mi się kolejne kawałki miasta, już rozumiem, gdzie Masarykova, Husova i Přehrada Harcov (koło siebie!). W centrum w zasadzie bez zmian - ratusz i plac przy ratuszu, gdzie okazjonalnie zmienia się sztuka; poprzednio stała tam rzeźba Quo Vadis Černego, a wcześniej Sublima z huty Pačinek, teraz pojawiła się rzeźba roboczo przeze mnie nazwana “Srutu tutu, piesek z drutu”. Rozczarowana byłam oczywiście, że zimą się ratusza nie zwiedza, ani nie wchodzi na wieżę. Odkryłam nowe śniadaniownie i nowe obiadownie, wszystkie bardzo mi pasowały. Pro-tip na krążenie w poszukiwaniu miejsca parkingowego - godzinę darmo ma się w Liberec Plaza, jak się zrobi zakupy w tamtejszej Billi.

Adresy:

Nachalna propaganda LGBT+ Ratusz, a przed ratuszem rzeźba z pieskiem Biblioteka miejska Uczta olbrzymów / Ratusz Husova Widok z aparamentu, rewers Apartament z widokiem / Widok Widok, nocą Bez konceptu Bez konceptu Vita Cafe Indyjska / Wink Cafe

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 17, 2024

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: czechy, liberec - Skomentuj


Kevin Wilson - Nic tu po was

USA. Lilian dostasta w ubogiej rodzinie. Mimo to dzięki ogromnemu wysiłkowi udaje się jej dostać stypendium do prywatnej prestiżowej szkoły, gdzie poznaje Madison, córkę milionera. Wielka przyjaźń, niestety przerwana pewnym przykrym incydentem - buntownicza Madison zostaje złapana z torebką kokainy. Tyle że to nie Madison wylatuje ze szkoły, a Lilian; matka dziewczyny chętnie przyjmuje 10 tysięcy od milionera i przekonuje, żeby córka wzięła na siebie odpowiedzialność, przecież jest najlepszą uczennicą, stypendystką, nic jej nie grozi, będzie miała taryfę ulgową, tyle że jednak tak. Mijają lata, dziewczęta okazjonalnie do siebie pisują, życie Lilian nie jest specjalnie radosne, mieszka na strychu domu matki, ma głodowe prace, ale obserwuje wspaniałą karierę, jaką robi jej przyjaciółka - dobre studia, staż przy kampanii, małżeństwo z senatorem. Wtem Madison zaprasza Lilian, proponując jej pracę - ma opiekować się nieco trudnymi dziećmi jej męża z poprzedniego związku. Trudne to eufemizm - bliźnięta Roland i Bessie czasem zajmują się ogniem, bez szkody dla siebie, ale potrafią spalić wszystko dookoła. To, jak się łatwo domyślić, sprawia, że życie Madison nie jest idealne - nie może być, razem ze ślicznym synkiem, medialnym wsparciem dla męża, kandydującego na ważną rządową pozycję. Lilian z właściwym sobie sarkazmem podejmuje się zadania, odkrywając w sobie ogromną niezgodę na to, jak urządzony jest świat.

Mimo elementu fantastycznego, to celna obserwacja różnic między warstwami w niby demokratycznych Stanach. Szanse na wyjście Lilian z getta są mikre, bo mimo wysiłku wystarczy jeden fałszywy krok (tu nawet nie jej, a jej matki), żeby wrócić do punktu wyjścia. Madison, z ogromnym zapleczem finansowym, nawet jeśli podejmie złą decyzję, nie spada na dół, najwyżej robi mały kroczek w tył. Lilian to doskonale wie, ale przecież kocha Madison i ma nadzieję, że Madison tak samo kocha ją, więc nie protestuje, kiedy z roli przyjaciółki zostaje sprowadzona do roli pracowniczki i ukryta w domku w ogrodzie. Bo to też historia o miłości, która jest rozłożona nierówno i czasem przybiera dramatyczne formy. Roland i Bessie są inteligentnymi dziećmi, ale względu na niezwykłą i trudną do opanowania cechę (i tu zwyczajnie można wstawić dowolną niepełnosprawność, żeby uniknąć efektu nadnaturalnego) są zaniedbywane i przerzucane jak, nomen omen, gorący kartofel. Jedyna wada dla mnie, to że finał następuje za szybko, po długim wstępie i krótkiej historii właściwej wtem koniec. Zgrabny, ale w niewłaściwym miejscu opowieści.

#15

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 15, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, panowie, sf-f - Skomentuj


Łukasz Orbitowski - Inna dusza

Bydgoszcz, koniec lat 90. Trzech nastolatków - Darek, jego kuzyn Jędrek i Krzysiek - przyjaźni się, chociaż bardziej z braku innych opcji niż z rzeczywistej sympatii. Darek chce zmężnieć, bo jest drobny i niski, chce być taki jak Jędrzej, dodatkowo jest najbardziej przedsiębiorczy z całej trójki: pracuje w prowizorycznej myjni samochodów, szuka okazji do zarobku, finalnie wchodzi w krąg niejakiego Wesołego Fido, który zapłaci młodemu chłopcu, jeśli ten będzie dyskretny. Krzysiek odstaje - jest biedny, jego matka dorabia w maglu, a ojciec w najlepszych momentach buduje modele samolotów i pojazdów wojskowych na sprzedaż. Niekoniecznie jednak do tego dochodzi, bo ojciec pije, a jak pije, to z domu znika wszystko, co ma wartość, matka nalega, żeby syn szukał pijanego ojca po mieście i wbrew jego woli przyprowadzał do domu. Krótkie okresy stabilności, kiedy Krzysiek czuje do ojca miłość i myśli, że teraz już będzie dobrze, przeplatają się z horrorem. Dlatego, kiedy ktoś brutalnie zabija Darka, Krzysiek bardzo chce, żeby ta osoba zabiła też jego ojca. A chociaż policja nie wykrywa mordercy, Krzysiek ma niezachwiane przekonanie, że był to Jędrek - złoty chłopak, pomocny, z dobrego domu, obiecujący cukiernik; wystarczy poprosić Jędrka i koszmar Krzyśka się skończy. Czytelnik też to wie, bo pierwszoosobowa narracja Krzyśka przeplata się z trzecioosobową Jędrka, pokazującą, jak budzi się w jego głowie ta tytułowa “inna dusza”, która bez wahania każe mu wyjąć nóż nie raz, ale kilka.

Zaskoczeniem było dla mnie, że to książka oparta na faktach, a nie powieść. Orbitowski opowiedział tę historię, zaczynając od współczesności, kiedy dorosły już Krzysiek regularnie odwiedza Jędrka w więzieniu, gdzie ten odsiaduje dożywocie, a następnie próbując wyjaśnić, dlaczego nastolatek zabił brutalnie dwie osoby. Nie pada satysfakcjonujące wyjaśnienie, Jędrzej nie mówi, jedynie stwierdza: „Nie wiem. Ja sobie myślę, że w każdym drzemie coś takiego, tylko w jednym się budzi, a w drugim nie budzi, i tyle – mówi. – Inna dusza się budzi. A może diabeł. Chętka, by zabić, i już”. Straszne jest też miasto z okresu transformacji - bez perspektyw, niespokojne, gdzie ludzie odwracają oczy do momentu tragedii, ignorują domową przemoc czy krążących po mieście przestępców, ale oczywiście potem uczestniczą w żałobnym marszu, wymieniając uwagi o tym, że przecież to był taki dobry chłopak, mówił zawsze “dzień dobry”. I to chyba jest najbardziej przerażające - normalność, która znienacka wybucha w przemoc: letnia sielska wycieczka, na którą Krzysiek z wysiłkiem pożycza rower, kończy się utopieniem kociąt (nie przeczytałam tych stron), emocjonujący konkurs na najpiękniejsze ciasto, w który Jędrzej wkłada całego siebie, wszyscy go wspierają, a w finale z powodu braku wystarczającej nagrody niewspółmiernie wybucha i grozi otoczeniu, uśmiech i chęć pomocy strapionej sąsiadce, gdy za plecami trzyma nóż ociekający krwią czy wspieranie rodziny wuja w żałobie. I wreszcie finał, który znamy od początku - Jędrek w więzieniu, a Krzysiek, który nie wyjechał z Bydgoszczy, opiekuje się swoim zdegenerowanym ojcem mimo wszystkiego, co ojciec zrobił. I wtedy w głowie pojawia się pytanie “Co można było zrobić, żeby do tego nie doszło?”.

Inne tego autora.

#14

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 14, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panowie - Skomentuj


12 małp

Pamiętam, że obejrzałam pierwszy odcinek 1 sezonu lata temu, wzruszyłam ramionami, bo w zasadzie to była rozwodniona kalka z doskonałego filmu, tylko z mniej znanymi aktorami i stwierdziłam, że meh, niekoniecznie. I w jakże mylnym błędzie byłam! Wprawdzie pierwszy sezon mniej więcej pokrywa się z fabułą filmu, ale od tej pory zaczyna się jazda bez trzymanki w stylu pokrewnym do “Fringe” i “Continuum” (nawet pojawiają się aktorzy z!). I jeśli nieco znudzi Was sezon 1, to wytrzymajcie, trzeba dotrwać do 3 i 4, gdzie brakuje tylko kosmitów.

2043. Świat z populacją mniejszą o 7 miliardów, bo tyle zmarło w pandemii, która błyskawicznie rozeszła się po wszystkich kontynentach w 2016 roku (Emma zawołałaby “Prorocza to noc!” i walnęła kijem od szczotki w podłogę) i doprowadziła do załamania cywilizacji. W cudem uratowanej placówce wojskowej, fizyczka Katarina Jones[1] wysyła w przeszłość Jamesa Cole’a, pierwsza udana podróż po wielu porażkach. Z urywanej wiadomości Cassandry Railly, naukowczyni z CDC, która do ostatniej chwili usiłowała uzyskać szczepionkę na feralną chorobę, wiadomo, kto zapoczątkował katastrofę, więc właśnie do niej kieruje się Cole. Problem w tym, że przyczynowość czasu jest tak silna, że zabicie osoby odpowiedzialnej za pandemię wcale nie sprawia, że przyszłość automatycznie się naprawia. Kolejne misje, kolejne porażki, pojawiający się w pewnym momencie arcyzłoł o pseudonimie Witness (Świadek), który skacze w czasie bez użycia kosztownej aparatury i zna każdy ruch ekipy. Do tego dochodzą paradoksy, przeznaczenie, już raz przeżyte wydarzenia muszą się wydarzyć (co bardzo ładnie jest rozgrywane przez pokazywanie tych samych scen z dodatkowym szczegółem, którego nie było przy pierwszym razie), trochę miłości, nienawiści i komplikacji na poziomie latynoskich telenowel, a wreszcie malowniczy i niejednoznaczny finał.

Co najlepsze, serial bywa miejscami przezabawny zarówno w dialogach (złotousty Ramse i Deacon), postaciach (najlepsza oczywiście jest Jennifer, Która Słyszy Głosy, a dodatkowo jest nadszczera i godna tytułu Jądra Chaosu) czy wreszcie wycieczki w bliższą i dalszą przeszłość, gdzie do rozwiązania fabuły potrzebny jest heist, zdarza się pętla czasowa w stylu “Dnia Świstaka” czy - w ogóle mnie to już nie zdziwiło - lądujemy w czasie drugiej wojny światowej, żeby obserwować zamach na Hitlera. Dużo robi muzyka (“99 Luftballons”!) i scenografia, dopracowana do ostatniego szczegółu. Dygresja - miesiąc temu odwiedziłam Liberec, a tam Muzeum Północnoczeskie; wtem akcja serialu przenosi się do Pragi, gdzie jedna z postaci dokonuje zuchwałej kradzieży w stylu “Mission Impossible” (poniekąd) pewnego artefaktu z muzeum. Tak, właśnie tego. Obśmiałam się jak norka, przypadek? nie sądzę. Jedyne, czego bym się czepiała, to iskry lecące przy byle okazji z aparatury elektronicznej; jeśli coś iskrzy, to nie jest drobny bug, tylko zaraz wszystko się sfajczy. Ale po za tym - mucha nie siada. Oczywiście dyskutowałam z ekranem przez całe cztery sezony. Dla mnie i każdego fana podróży w czasie - must have.

[1] Był czeski akcent, jest też polski - Barbara Sukowa (Jones) przez czas jakiś była konkubiną naszego Olbrychskiego.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 12, 2024

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Dune: Part Two

Poszłam do kina! Z mężem i bez nastolatki, która stwierdziła, że nie lubi filmów z aktorami (aktualnie tylko anime, z grzeczności robi wyjątek dla tzw. klasyków, czyli “Chłopaki nie płaczą” czy “Misia”), a uwielbia, kiedy ma chatę dla siebie i wypycha nas z zastanawiającą skwapliwością. Tyle że jakkolwiek doceniam rozmach, dźwięk, kolor i duży ekran, tak… nie mam poczucia, że nie można poczekać na VOD. Oraz można było zwyczajnie z tego zrobić serial i jeszcze nieco wzbogacić w detale i tło historyczne.

Paul i lady Jessica z niespodzianką po zamachu trafiają do Fremenów. Wprawdzie na początku wszyscy poza Stilgarem traktują ich jak utrapienie, ale propaganda Bene Gesserit robi swoje - Jessica zostaje Matką Wielebną w miejsce aktualnej Matki Wielebnej, zaś Paul pokazuje, że umie się zaaklimatyzować nie tylko na pustyni, ale i w namiocie z Chani; w kwestii jaką Zendaya i Timothee mają chemię na ekranie, to ja w ogóle nie mam słów. Paul na początku nie chce iść śladem napisanej przed wiekami roli, ale po wypiciu Wody Życia dociera do niego, że to jedyna sensowna droga. Mnóstwo walk aż do wielkiego finału z przejęciem władzy i pojedynkiem z psychopatycznym Feyd-Rauthą.

Podobało mi się chyba bardziej niż pierwsza część, mimo że nie było już Duncana Idaho. Imperium Harkonnenów, którzy wprawdzie estetycznie przypominali mi o niesławnej historii chowu wsobnego Habsburgów, wygląda jak mokry sen Nazistów o Brutalistycznej Monumentalnej Architekturze. Pustynia - zwyczajnie piękna w swojej surowości, a skalne wnętrza Siczy Tabr są bogate i oszczędne jednocześnie. W kwestii akcji i uproszczeń - tak niewiele pamiętam z książki, że nie wyłapałam żadnych fabularnych wpadek czy niedomówień, aczkolwiek zupełnie wyparłam pochodzenie lady Jessiki. Czy wbrew postanowieniem dokładam kolejną książkę, a nawet dwie, bo mam to stare dwutomowe wydanie z Iskier, na stosik przy łóżku? Być może.

Pierwsza część.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 10, 2024

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Liberec - rozrywki dla mniejszych i większych

[12-13.02.2024]

Poprzednim razem obiecałam sobie, że w libereckim aquaparku Babylon zobaczę wreszcie tę zachwalaną replikę bramy Angkor Wat, która podobno pcha się każdemu pod oczy. I co? Nie zobaczyłam, chyba jestem jakoś wybrakowana. Lepiej, spędziłam urocze dwie godziny w aquaparku, nie robiąc w nim żadnego zdjęcia, tylko mocząc się w ciepłej wodzie i okazjonalnie zjeżdżając na drugiej co do wielkości zjeżdżalni. Wyszłam tuż przed pokazem laserów o 20:30, bo przecież.

Kilka zdjęć zrobiłam w pobliskim centrum nauki i rozrywki IQLandia, poprzednio zignorowanym, bo w 2021 trzeba było w maseczkach. To też zdecydowanie miejsce na kolejny raz, tylko przemknęliśmy się przez część atrakcji - ogromne bańki mydlane, wirówka poruszająca się w każdej płaszczyźnie, model 1:1 lądownika Sojuz (w środku podśmiarduje i bynajmniej nie ma za dużo miejsca, nawet dla mnie), złudzenia optyczne, światełka, obraz, dźwięk i niestety tłum ludzi, w tym ludzi mikrych rozmiarów, ale o potężnych walorach wokalnych. Trafiliśmy na czeskie ferie, a jak doniósł M., który był tam tydzień później, było jeszcze gorzej, bo do samego wejścia czekał prawie godzinę, albowiem wtedy były już ferie czeskie i niemieckie (nie licząc tych polskich). Przy kompleksie jest parking, ale do niego była również kolejka, krążyliśmy więc jak sępy, odbijając się od kolejnych miejsc, opłacanych stertą monet w automacie, aż wpadłam na pomysł, żeby rozmienić banknot w sklepie z artykułami metalowymi (sic!). Pro-tip na przyszłość - można sprawnie zapłacić przez stronę https://parking.liberec.cz/en (samo rozpoznaje lokalizację albo można podać numer najbliższego parkomatu). W okolicy jest też jeden z najwyższych budynków w Libercu, urząd miasta, gdzie - niestety tylko latem - jest taras widokowy i najdłuższa w Czechach winda typu paternoster. Do zobaczenia się tam z Paniami w 2025.

Adresy:

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 9, 2024

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: czechy, liberec - Skomentuj


P. G. Wodehouse - Wielce zobowiązany, Jeeves

Ten rok nie jest wielce aktywny czytelniczo, znaczy jest, bo już dojechałam do strony 601 z 907, więc całkiem całkiem, ale jeszcze przez 30 dni się nie pochwalę. Do tego obiecałam sobie, że rozładuję ten stos, co kiśnie na szafce przy łóżku, a aktualnie na czubku leży zgarnięty komplet Wodehouse’a z półki, więc. Do tego to jednak kategoria “comfort reading” w zestawieniu ze słoniem w pokoju, wspomnieniami Faludi o ojcu oraz Orbitowskim.

Treść nie jest specjalnie świeża - Bertiego zaprasza kolega, który potrzebuje wsparcia w nadchodzących wyborach, do których pcha go nadambitna narzeczona. Jak się okazuje, to jednocześnie jedna z wielu byłych narzeczonych Bertiego, więc jeśli kolega nie wygra, to Bertie wyląduje z apodyktyczną Florence. A niespecjalnie chce. Wszyscy lądują w majątku ciotki Bertiego, gdzie oprócz wspomnianej pary jest arcywróg Woostera, Spode, aktualnie lord Sidcup, który planuje związek z Madeline, również byłą narzeczoną Bertiego. Ciotka z kolei chce wydoić z pieniędzy amerykańskiego milionera, który sprzedaje jej mężowi zabytkowe srebra, wchodzi więc motyw kradzieży, w którą wplątany zostaje oczywiście Bertie. Pojawia się demoniczny były kamerdyner Brinkley, szantażujący niedoszłego posła księgą, w której zrzeszeni w “Ganimedzie Młodszym” kamerdynerzy notują wszelkie występki panów (sam Bertie ma tam 18 stron). I znowu trzeba zmyślnego Jeevesa, żeby to wszystko rozplątać.

Czytając, zastanawiałam się już po raz kolejny, jak bardzo zmieniłam się albo ja, albo moje poczucie humoru. Pamiętam żywo poprzednią lekturę, kiedy zarykiwałam się w głos ze śmiechu, krążyłam za moim mężem, czytając mu na głos fragmenty; nie doceniał tego specjalnie, ale też nie wystawił mnie za drzwi, musi kochał. Teraz uważam te książki za zabawne, ale nie aż tak, żeby się nimi egzaltować, oczywiście moje lewackie poglądy każą mi tutaj iść w stronę irytacji i “eat the rich”, bo opisana przez Wodehouse’a elitarna grupa społeczna jest, delikatnie mówiąc, bandą idiotów. Boję się trochę sprawdzać “Lesia”, którego nie czytałam również od kilkunastu lat, a wtedy sprawiał mi dużo radości, bo może rzeczywiście się postarzałam i mi poczucia humoru nie staje?

Inne tego autora.

#13

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 7, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 1


Liberec - Muzeum Północnoczeskie

[14.02.2024]

Na ulicy Masarykovej - na którą już po raz kolejny się zasadzam, żeby przejść ją wzdłuż i zaglębić w boczne uliczki - już wcześniej bywałam, poprzednio w Muzeum Regionalnym, które znajduje się dokładnie po przekątnej skrzyżowania. Nie ukrywam, że mniej od ekspozycji ciągnęła mnie architektura i wieża widokowa, a jak się przy bliższym spojrzeniu okazało, ponad 30-metrowa szklana drabina. W środku okazało się, że nie dość, że cena jest z moich ulubionych - “co łaska”, płatny tylko wstęp na wieżę, to jeszcze ma eklektyczny i całkiem ciekawy zbiór eksponatów. Zaczęło się nieco dramatycznie - nastolatce odlepiła się podeszwa w bucie, na szczęście w samochodzie była druga para, a tuż po wejściu uderzyła fala dźwięku, bo w hallu miał próbę skądinąd niezły zespół rockowy, ale było tak dramatycznie głośno, że nie było słychać nawet własnych myśli (oczywiście, że jestem stara i mam za złe). Potem już było tylko lepiej - sztuka użytkowa z biżuterią, lokalnym szkłem i plakatami, automatofony, których można używać! (nb. uruchomienie takiej ulicznej pozytywki wcale nie jest takie trywialne i trzeba się korbą dobrze namachać, żeby sensownie grała), wystawki z wypchanymi zwierzętami w ich naturalnym środowisku, pozostałości po okresie okupacji - w okolicy mieściły się niewielkie obozy koncentracyjne, czy po czasach austro-węgierskich, galeria fotografii, wystawa współczesnych obrazów czy zautomatyzowana szopka z mnóstwem figurek. Na dziedzińcu "Sublima", która w 2021 stała przed ratuszem. No i wieża, niestety bez windy, ale z prezentacją o czeskim szkle wyświetlaną na ścianach, niestety po czesku i szklaną, 38-metrową drabiną w duszy klatki schodowej. Na górze widoki na całe miasto, widać Jested . Z filmu reklamowego sądząc, udało mi się pominąć bibliotekę, ubolewam. Pro-tip - warto zacząć od poziomu -1, bo szatnia. Jest dostępna papierowa ulotka z mapą po polsku.

Adres: The North Bohemian Museum, Masarykova 11.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 2, 2024

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: czechy, liberec, muzeum - Skomentuj


Sarah Waters - Muskając aksamit

Będę zdradzać fabułę, bo mam poczucie zmarnowanego czasu na czytanie, więc Wam zaoszczędzę.

Koniec XIX wieku. 18-letnia Nancy mieszka w nadmorskiej miejscowości, pracuje w rodzinnej restauracji specjalizującej się w lokalnych ostrygach. Jedyną radością są okazjonalne wyprawy z siostrą na rewię do pobliskiego miasteczka. Jej życie zmienia się, gdy na scenie widzi Kitty, artystkę grającą w ekscentrycznym wtedy przebraniu mężczyzny. Zakochuje się, zbliża do niej i jako garderobiana wyjeżdża do Londynu. Tam wyznaje Kitty nieplatoniczne uczucie, jak się okazuje, odwzajemnione, zaczyna też występować z nią w duecie również jako “mężczyzna”. Niestety, Kitty wstydzi się swojej “grzesznej skłonności” i finalnie wybiera związek z mężczyzną. Załamana Nancy wychodzi jak stała, zaczyna zarabiać jako, uwaga, ekskluzywna męska prostytutka. Z ulicy odławia ją Diane, zdeprawowana dama z wyższych sfer, po czym następują opisy wyuzdanych uciech, zakończone wygnaniem Nancy na bruk. Załamana i bez środków do życia, zwraca się do poznanej tuż przed epizodem z Diane działaczki społecznej, w której się zakochuje i której ideały przejmuje. Kurtyna.

Nie wiem do końca, po co ta książka. Protagonistka jest skrajnie egoistyczna, popadająca z jednego ekstremum w drugie - odcina więzi z rodziną, bo siostra nie pochwaliła jej coming-outu, zdradzona, rezygnuje ze wszystkiego, bez wahania zarabia prostytucją. Środowiska homoseksualne to albo zdegenerowane damy z wyższych sfer, kupujące płatne uciechy i nie znające miłości, albo sufrażystki, przez swoją odmienność nie bojące się przyznać publicznie do upodobań. Nic pomiędzy. W tle sporo biedy i szarej codzienności Londynu lat 1890, głównie dla skontrastowania, jak bogate i kolorowe bywało życie Nancy. Całość to taki bardziej ambitny erotyczny dramat les.

Inne tej autorki.

#13

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 29, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panie - Skomentuj