Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

No More Room

Z poniższej listy skreślam Room 55. Wystrój mi nie przeszkadza, bo i tak jedliśmy w ogródku. Przeszkadza mi za to czołowa wada polskich lokali - czekanie. Ja rozumiem, jak jest full complet i cała kuchnia chodzi na rzęsach, żeby dać radę. Tymczasem najpierw czekam kwadrans na kartę, rozglądając się po trzech zajętych stolikach w okolicy, przy których też wszyscy nerwowo rozglądają się za kelnerką. Potem czekam na zebranie zamówienia. Potem na przyniesienie zupy (która jako jedyna była bezkrytycznie smaczna - bo żurek łatwo zepsuć). Potem na zgarnięcie talerza i odczekanie ponownie na resztę zamówienia. Drugiego minusa 55 zarobił sobie na spieprzeniu kurczaka tandoori na sałacie. Nie wiem, jaka to odmiana sałaty, która jest szarożółta i smakuje jak niezbyt świeża kapusta pekińska, ale nie poprawiła smaku nędznych kawałeczków kurczaka, umazanych czymś żółtym, które nie smakowały dla odmiany niczym, co jest dużą sztuką. Przykro mi, nie daję drugiej szansy. Ubolewam, że jednak nie zaczęliśmy od Werandy, która jest o niebo lepsza (i dają potwornie wielką szarlotę).

Żeby nie było tendencyjnie, to się też pożalę, jaką to żmiję przez te lata wychowałam. W Werandzie w kąciku ogródka dość głośno konwersowała sobie para. Najpierw o stosunkach (ale międzynarodowych), potem o wspólnej znajomej, co to ta znajoma... A my się zastanawialiśmy, czy to randka (TŻ), czy nie (ja). Bo pan nie tokował ani nie głuszył, tylko miał tryb przytakiwania, a pani konwersowała z mamusią telefonem, żeby mamusia z solarium jej golfik odebrała, bo kupiła sobie spódniczkę, która do tego golfika pasować będzie. Dylemat pozostał (panna zamówiła mojito, więc jest szansa, że za dwa drinki będzie łatwiejsza), a nam zeszło na czasy licealne i potencjalne randki w ciemno (nie mieliśmy). Ja się ciut żaliłam, że w czasach licealnych nie miałam brania, głównie przez okulary. Na co TŻ błyskotliwie zauważył, że to raczej nie przez okulary. Dziękuję, dobranoc. Idę powiesić się na sznurówce. I to dzień przed X rocznicą ślubu. Przynieście mi na grób orchidee.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 24, 2008

Link permanentny - Kategoria: Moje miasto - Komentarzy: 13

« Food spotting - Waiting, phase 1 »

Komentarze

Orlinos

A może to przez charakterek? (orlinos kiepsko psychologizujący) Powiedziałbym nawet: charakter; wyziera z każdego słowa, które piszesz. Hm, no dobra, powiedzmy, że to był komplement (orlinos – mistrz komplementu) dla Ciebie. Jakieś życzenia odnośnie wyglądu orchidei?

Zuzanka

Orlinos, no offence, ale ty naprawdę niewiele rozumiesz.

Orlinos

Przyznaję. Za to jestem mistrzem głupich komentarzy. :-/

Zuzanka

So don’t do that then.

Orlinos

Postaram się. Po prostu podobał mi się Twój wpis i chciałem coś napisać, a że w główce nie było niczego mądrego… (odgłos zakładanego knebla).

Zuzanka

To przyjmij, że ja mam się zdiagnozowaną. I że używam tzw. środków stylistycznych, a jutrzejszy dzień nie będzie pierwszym dniem separacji. Wężykiem, Jasiu, wężykiem.

Orlinos

Aha, to o to Ci chodziło. Ok – ja nie pomyślałem, że to było na serio. Aż tak źle ze mną nie jest. A z psychologizowaniem to już definitywnie żartowałem (zgoda – kiepsko) i nie mam nawet zamiaru Cię „diagnozować”, czy „rozgryzać”.
Jeżeli chodzi o „psychologizowanie” – to bywa moją rozrywką, ale nader specyficzną. Zwykle wychodzą od jakiejś drobnej cechy (wyglądu, zachowania), jaką obserwuję u nieznajomej mi osoby, buduję sobie na jej podstawie rozbudowany obraz tejże…
...I z dużą przyjemnością obserwuję, jak ten mądry obraz wali się po bliższym poznaniu „obiektu”. Drogie Bravo, czy to masochizm? ;-)
(Dla rozwiania wątpliwości i na wszelki wypadek – nie, nie próbuję tego na Tobie).

robaczywka

Ha! A mnie wkurza jak za szybko wszystko przynoszą! Do resturacji idę towarzysko, spotkać się z ludźmi, porozmawiać. Beznadziejne jest jak jeszcze się nie rozsmakowałam w przystawce, a już kolejny talerz wnoszą.
Najlepiej wspominam pewną belgijską restaurację, w której posiłek z 5 dań (dwie przystawki, danie główne, dwa desery, wszystko wielkosci naparstka) + załe morze wina, serwowali od 19. do 24.

wonderwoman

moim zdaniem przez paskudny charakter ;>
ale serio- za mądra jesteś. przy facetach trzeba być półdebilką (ojejuś! zobacz tomeczku jaki fajny samochód. jaka to marka misiaczku?!), bo inaczej nie będzie brania. tylko silni faceci mają odwagę być z mądrą kobietą.

Orlinos

No, pozwolę się tutaj nie zgodzić – mnie na przykład pociągają inteligentne kobiety, chociaż się ich boję. ;-) Inna sprawa, że faktycznie, do bycia z kimś „charakternym” samemu trzeba mieć mocną osobowość.

JoP

Żałosne tempo obsługi w knajpach to przypadłość nie tylko polska, ale chyba ogólnie byłych demoludów. Co gorsza, ja zauważyłam u siebie, że się na to uodporniłam, bo ostatnio skok jakości obsługi przy okazji bytności w Wiedniu odebrałam jako coś straszliwie in plus, a w sumie powinno być całkowicie naturalne, że kelner pojawia się z kartą zanim jeszcze dobrze nie siądziesz, pyta, czy doradzić, materializuje się w celu przyjęcia zamówienia natychmiast, jak zamkniesz kartę, zupę przynosi w najgorszym razie po kilku minutach, potem dyskretnie monitoruje postępy w spożywaniu, zaś pani kelnerka w byle cukierni natychmiast przechodzi na angielski, wykrywając osobnika nieniemieckojęzycznego i pyta, czy osobnik woli podejść do lady z ciachami i pokazać palcem, niż męczyć się z kartą.

Zuzanka

W Polsce też zdarzają się knajpy, gdzie obsługa jest genialna i wie, kiedy przyjść, a kiedy zostawić w spokoju. Nie wspominając o instytucji czekadełek, przy których można pół godziny poczekać na zupę.

JoP

Zdarzają, ale mam wrażenie, że tu, czyli w jednak niestety turystycznym Krakowie jest coraz gorzej, tzn. coraz częściej jest drogo, średnio jakościowo i obsługowo byle jak, co jest szczególnie dotkliwe w przypadku knajp ze średniej półki, w jakich bywamy najczęściej, bo człowiek wtedy zaczyna obserwować coraz bardziej bolesny rozziew między ceną a jakością. Pewnie, jak się pójdzie do Tesoro del Mar albo Pimiento Argentino to obsługa będzie bez zarzutu, ale kwota od dwóch stówek w górę za kolację dla 2 osób to nie jest coś, z czego jestem skłonna wyskakiwać co tydzień.

Skomentuj