Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panowie

Zdeněk Jirotka - Saturnin

Tak, jest inna książka o tym tytule, ale bez związku. Za to, mimo czeskiego autora, to humoreska w stylu brytyjskim, przypominająca serię P. G. Woodehouse’a o Jeevesie, sprytnym i elokwentnym lokaju, służącym u nieco nierozgarniętego lorda Bertiego Woostera. Tutaj Saturnin pojawia się znienacka u narratora, młodego i dość nudnego urzędnika, oferuje swoje usługi za umiarkowaną opłatą, po czym przeprowadza go z nijakiej kamienicy na barkę na Wełtawie i ogólnie dba o to, żeby jego pan zasłynął jako osoba odważna i ekstrawagancka. Wielokrotnie ratuje go z opałów, czy to rodzinnych - bo zjadliwa cioteczka Kateřina chce zagarnąć spadek po jeszcze żyjącym dziadku czy zainstalować swojego złośliwego synka Miloša, czy to uczuciowych - pomagając zdobyć względy pięknej panny Barbory. Większość akcji dzieje się podczas urlopu narratora, kiedy to dziadek zaprasza całą rodzinę do siebie, a dramatyzmu nadaje powódź, która odcina willę od cywilizacji. Całość jest zaskakująco świeża i zabawna, może przez zestawienie czeszczyzny z typowo brytyjską flegmą i sarkastycznym poczuciem humoru.

#55

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 5, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Fiodor Dostojewski - Idiota

Dla ustalenia uwagi - książka wygrywa bezkonkurencyjnie Most Upierdliwa Lektura Competition, dystansując nawet poprzednio czytane dzieło tego autora. Przesłuchałam, żebyście Wy nie musiały.

Tytułowy idiota to książę Myszkin, młodzieniec cierpiący na paskudne ataki epilepsji, po których bywa, że szwankują mu funkcje psychomotoryczne. Wraca po latach leczenia w klinice w Szwajcarii, dodatkowo więc nie klei zupełnie rosyjskich konwenansów, a wszystkie interakcje społeczne wymagają nieledwie kontredansa werbalnego, żeby zapytać chociażby o pogodę; słowo “idiota” pada często również z tego powodu. Tuż po przyjeździe do Petersburga przypadkiem wpada w skomplikowany wielokąt uczuciowy - zakochuje się w lokalnej femme fatale, Nastazji Filipownej, w której kocha się też właśnie wzbogacony Rogożyn, człowiek popędliwy i emocjonalny. Nastazja jest niemile widziana w towarzystwie, bo to skandalistka i kobieta upadła; tłumaczę i objaśniam - upadła dlatego[1], że jako dziewczynkę upodobał ją sobie jej opiekun, wykorzystał również erotycznie, a kiedy dorosła i mu się znudziła, zaplanował się jej pozbyć za pomocą zaaranżowanego małżeństwa z potrzebującym pieniędzy sekretarzem generała Jepanczyna. Sekretarz z kolei wolałby oczywiście ożenić się z najmłodszą generałówną, Agłają Iwanowną, ale ta w ogóle nie chce wychodzić za mąż, nawet za Myszkina, który też się w niej zakochuje. I tak wszyscy kręcą się między Petersburgiem a Pawłowskiem, godzą się i kłócą, książe Myszkin popełnia nietakty, spotkania towarzyskie przeradzają się w pijatyki i całonocne dyskusje: o karze śmierci, wyższości kościoła cerkiewnego nad katolickim, który jest bliżej satanizmu i, tfu, nihilizmu, samobójstwie, czy większy grzech zjeść 60 mnichów czy 6 niemowląt (sic!), osłach i innych takich lekkich tematach. Anfgnmwn hpvrxn Zlfmxvabjv ghż fcemrq błgnemn, ob an avrtb avr mnfłhthwr j fjbwrw avfxvrw fnzbbpravr, cb pmlz Ebtbżla wą mnovwn, bpmljvśpvr m zvłbśpv; Zlfmxva hfhjn fvę creznaragavr j bgpułnń pubebol cflpuvpmarw.

Jakże się zmęczyłam, dwa podejścia - poprzednie chyba dwa lata temu, prawie miesiąc słuchania. Nie pomaga, że wszyscy posługują się imieniem i otczestwem, a tym bardziej trudno, bo córka Jana staje się Iwanowną, a tym bardziej nie pomaga, że każdy - oprócz Myszkina - zachowuje się jak sfochowana primadonna. Myszkin to taki boży naiwniaczek, dobrotliwy świątek z ikony, Chrystus, co to o wszystkich dobrze i z życzliwością, a dookoła niego są koterie i układy, których nie rozumie. Przeciwieństwem księcia jest Rogożyn, upadły anioł, Antychryst, co weźmie, to w fekał się obraca. Absolutnie nie rozumiem, czemu tę intrygę trzeba było ubrać w aż tyle słów, podchody, spotkania, wyznania i rzucanie się sobie w ramiona i wyznawanie miłości, również pan panu, ale bez zberezieństw. Jak w przypadku Christie mam poczucie czytania o próżniakach, którym się z nudów w głowie poprzewracało, tak tu - do kwadratu.

[1] Albo dlatego, że przeczytała za dużo poezji i wpadła w szaleństwo, jedno z dwojga.

Inne tego autora.

#52/#12

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 26, 2025

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Slow Horses / Mick Herron - Kulawe konie

Slough House to oddział MI5, dość specjalny, bo właśnie tam, w niepozornym i zapyziałym budynku w brudnym zaułku pracują szpiedzy, którzy z jakichś powodów zostali relegowani z głównej siedziby w Regent’s Park. Szybko się okazuje, czemu trafił tu River Cartwright, obiecujący agent, w trakcie kolejnych sezonów wychodzą tajemnice innych pracowników, wszystkich oprócz Jacksona Lamba, szefa. Powiedzieć, że Lamb (Gary Oldman) - zaniedbany, niedomyty, śmierdzący i pierdzący bez skrępowania - jest kiepskim szefem, to mało powiedzieć: każda okazja do obrażenia swoich podwładnych jest doskonała, a wachlarz obelg ma Lamb całkiem bogaty. Do tego Lamb, chociaż leniwy i nieobowiązkowy, wcale nie jest głupi i można podejrzewać, że pod fasadą buca znajduje się całkiem sprawny fachowiec. Mimo pogardy, jaką darzą zesłańców Slough House “właściwi” agenci, to właśnie tej nieco nieposkładanej ekipie udaje się wydatnie rozwiązać kilka trudnych spraw, czasem sporym kosztem dla siebie i dla całego MI5.

Nie jestem fanką szpiegostwa jako głównego wątku, nie poważam idei “cel uświęca środki”, zwłaszcza że w finale najczęściej wszyscy tracą. Mimo to z dużą przyjemnością obejrzałam cztery sezony “Kulawych koni” i czekam na piąty. Bardzo lubię zbieraninę przypadkowych pechowców, zwłaszcza Standish, której łagodność i maniery damy zupełnie nie sygnalizują, jak sprawną jest osobą, i Ho - absolutnie nieprofesjonalnego eksperta komputerowego, zarozumiałego i jednocześnie tak łatwego do wyprowadzenia w pole. Specjalnie miejsce w serduszku ma też Diana Taverner (Kristin Scott-Thomas), dyrektorka "drugiego biurka" w Regent's Park. Bardzo przyjemny Londyn i ciekawa muzyka w tle. Przeczytałam też pierwszy tom cyklu, na podstawie którego postaw pierwszy sezon i szczerze mówiąc bardziej mi się spodobała ekranizacja.

#52

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 20, 2025

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Tagi: 2025, kryminal, panowie - Skomentuj


Hari Kunzru - Białe łzy

Wycofany, cichy Seth poznaje przebojowego Cartera Wallace’a, dziedzica rodowej fortuny, na studiach. Niespodziewanie zaprzyjaźniają się, bo obydwaj są zafascynowani dźwiękiem - tym, jak można go przetworzyć, jakich analogowych narzędzi do tego użyć, jak wzmocnić, wyciszyć. Dziwna, nierówna przyjaźń przeradza się we współpracę: Carter funduje sprzęt, organizuje profesjonalne studio nagraniowe, zbiera zapomniane winyle i szelaki z prawdziwym bluesem, a Seth nagrywa sample, miksuje, oczyszcza, przetwarza. Wszystko się zmienia, kiedy Seth przypadkiem nagrywa przypadkowo spotkanego mężczyznę, który podczas ulicznej partii szachów nuci piosenkę, rozgramiając przeciwnika. Carter wpada w amok, godzinami przesłuchuje nagrania i wreszcie wyizolowuje dźwięk i śpiew, a celowo zanieczyszczoną i postarzoną piosenkę publikuje w Sieci jako znalezisko fikcyjnego bluesmana, Charliego Shawa. Piosenka staje się wiralem, a do przyjaciół zaczyna się dobijać ekscentryczny kolekcjoner, który twierdzi, że Charlie Shaw naprawdę istniał, a ta piosenka pochodzi z jedynego na świecie nagrania. Seth przewraca oczami, ale Carter się wciąga, bo liczy, że kolekcjoner ma jakieś unikalne nagrania. Wtem Carter ląduje w szpitalu w stanie wegetatywnym, bo ktoś go pobił w tzw. złej dzielnicy. Rodzina Wallace’ów oskarża Setha o doprowadzenie do tej sytuacji, odcinają do od mieszkania, studia nagraniowego i od kontaktu z Carterem w śpiączce. Seth z siostrą Cartera, Leonie, ruszają w podróż, która ma odkryć tajemnicę feralnego bluesmana.

Książka ma sens tak do połowy, niestety w pewnym momencie Seth wpada w paranoję i wszystko, co się dalej dzieje, to już delirium i schiza. Jest sobą, białym hipsterem bez kasy, jest Charliem Shawem, ubogim Czarnym sprzed kilkudziesięciu lat; krąży śladami muzyki, jest dziś, jest kiedyś. Jego peregrynacje przeplatają się historią JumpJima, fanatyka bluesa, który wraz ze swoim mentorem-narkomanem szukał źródeł muzyki. Brutalność policji, rasizm, biali zbawiciele, których zachwyt bluesem wcale nie robi Czarnym dobrze. Morderstwo, coraz większa otchłań szaleństwa, pieniądze za milczenie, krwawy finał. Wszystko obficie wzbogacone o historie kolekcjonerów i fikcyjne lub prawdziwe utwory prawdziwej muzyki Stanów Zjednoczonych. Dobrze się zapowiadało, trochę w stylu Donny Tartt, trochę Marissy Pessl, po czym się dramatycznie zepsuło. Szkoda czasu.

#50

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 13, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Filip Zawada - Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek

Franciszek jest dzieckiem nadpobudliwym, ale bardzo pojętnym. Zasób słów duży. Nie rozumie, że wyrazy wulgarne są nieprzyzwoite.

Pamiętacie serię książek o Mikołajku, nieco naiwnym francuskim chłopcu, który opowiadał zabawne historyjki o swoich przygodach w szkole i po szkole, kolegach i nauczycielach, rodzinie i sąsiadach? To podobnie brzmią historyjki Franciszka, tyle że Franciszek jest Polakiem (“potrafi podać tytuł hymnu, jednak nie chce go śpiewać”), nie ma rodziców, bo wychowuje się w sierocińcu prowadzonym przez siostry zakonne, zwanym Domem Bożym, nazywa siebie i inne sieroty bękartami oraz jego obserwacje nie są do końca tak prostolinijne i naiwne jak Mikołajkowe. O, Franciszek dużo rozumie, zaskakująco dużo, bycie bękartem w bidulu ustawia dziecku perspektywę, tym bardziej, że często trafia za karę do kąta, skąd ma dobry punkt obserwacyjny.

Nie jest to książka brutalna czy kontrowersyjna, raczej refleksyjna. Franciszek wie, że w loterii zwanej życiem wybrał najsłabsze karty, usiłuje się w życiu jakoś umościć. Odwiedza ulubioną ekspedientkę w sklepie, uczy się używać inteligentnych słów, bo to wprawia dorosłych w konfuzję, czasem kradnie lizaki, kocha swojego czarnego kota Szatanka, bawi się z innymi bękartami w gówno[1] albo - ponieważ jest najstarszy - opowiada im niekoniecznie akceptowalne bajki. Bardzo świeże, zupełnie niespodziewanie perełka.

[1] (...) zabawa polega na tym, żeby rozpuścić trochę ziemi w wodzie i natrzeć komuś twarz. Kiedy to się uda, wszyscy się śmieją, a natarty najczęściej płacze.

#49

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 11, 2025

Link permanentny - Tagi: 2025, beletrystyka, panowie - Kategoria: Czytam - Skomentuj