Kwiecień - wrzesień 2022. Lato w mieście, trzy słowa, które budzą we mnie najlepsze wspomnienia. Chłodne bramy i wnętrza, spacery, spotkania z ludźmi, wspólne rodzinne wychodzenie bez narzekania, bo na lody, frytki czy koncert, wieczory poza domem przy zachodzącym słońcu, kolor i błękitne niebo. Pewnie niektóre miejsca pojawiły się już wcześniej przy okazji zorganizowanych spacerów fotograficzno-architektonicznych - Śródka, Łazarz, Wilda; te zdjęcia są zupełnie przypadkiem, przy okazji odbierania nawynosa, pracy czy spotkania. Tęsknię za latem.
GALERIA ZDJĘĆ i więcej kawałków Poznania:
listopad 2020 (1),
listopad 2020 (2),
listopad 2020 (3),
grudzień 2020 (4),
luty 2021 (5),
maj 2021 (6),
maj 2021 (7),
październik 2021 (8)
luty 2022 (9),
marzec 2022 (10) i
październik 2022 (11).
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 6, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Skomentuj
Dwie przeplatające się historie z różnych linii czasowych. Pierwsza - 1985 - to czas, kiedy AIDS zbiera w Chicago, w kręgu zwanym Boystown, największe żniwa. Na pogrzebie Nico, 24-latka, zbierają się znajomi, przerażeni faktem, że odeszła kolejna osoba z ich kręgu, przyglądają się sobie, kto następny. Narratorem jest Yale, pracujący w galerii sztuki, w długotrwałym związku ze swoim chłopakiem, Charliem. Analizuje powiązania między homoseksualistami i heteroseksualnymi, politykę milczenia rządu, grozę testowania lub unikania testów, jednocześnie próbując uzyskać kolekcję szkiców paryskich artystów z lat 1910-1925, które przechowuje umierająca ciotka Nica. Wątkiem wspólnym jest motyw straconego pokolenia - malarzy i artystów, których zniszczyła pierwsza wojna światowa oraz gejów, brutalnie wydartych z życia przez AIDS. Druga linia - 2015 - to historia Fiony, siostry Nica, znanej opiekunki i podpory środowiska gejowskiego, która leci do przyjaciół w Paryżu, żeby odnaleźć swoją dorosłą córkę, która uciekła od rodziny i unika kontaktów. Oba wątki splatają się przez osoby, którym udało się przeżyć bez lub z wirusem HIV.
Jakbym miała to do czegoś porównać, to wątek 1985-1986 przypomina serial "It’s a sin". Wzruszająca, czasem trudna i niejednoznaczna historia znajomych, przyjaciół, kochanków i wspierających ich osób, wybierających różne drogi - monogamię lub poligamię, życie w ukryciu lub w pełnym świetle, testujących się lub nie, żyje już tylko we wspomnieniach ocalałych osób - Fiony, Richarda, cudownie odnalezionego po latach Juliana. Wątek bardziej współczesny dość odstaje - Fiona po latach odrzucenia przez córkę usiłuje zrozumieć, czemu jej macierzyńskie wysiłki zawiodły i czy może jeszcze coś naprawić w ich kontaktach, zwłaszcza że nie wiedząc o tym, została babcią. Tutaj już mniej wzruszeń, ale więcej turystyki w Paryżu i zamykania wątków.
Inne tej autorki:
#134
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 5, 2023
Link permanentny -
Tagi:
2022, beletrystyka, panie -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Może to nie jest dla mnie film kultowy, ale widziałam go już kilka razy i za każdym razem odkrywam coś nowego. Tym razem zaskoczyło mnie, jak wiele jest tej warstwy kultowości i ile analiz powstało o tym dość prostym skądinąd filmie, w którym cała zaskoczka to lekkie zamieszanie achronologicznym ułożeniem epizodów. Tak, aktorzy są świetni, nieustająco uwielbiam Thurman, Keitela i Jacksona, aczkolwiek z perspektywy 2023 jednak niżej oceniam aktorstwo Travolty czy Willisa (nie wspominając o nazwisku Weinstein w czołówce). Trzy wątki - para młodych rozrabiaków napada na diner, gdzie przypadkiem jedzą śniadanie Vincent i Jules, cyngle Marcellusa Wallesa, którzy muszą spuścić ciśnienie po pewnej akcji, która nie poszła najlepiej; Vincent zabiera Mię na kolację na prośbę szefa i impreza kończy się nieprzyjemnie, zamiast przyjemnie; wreszcie bokser nie poddaje ustawionej walki, zwiewa więc z pieniędzmi wygranymi w zakładach, ale na skutek niedbałości narzeczonej wpada w nie lada tarapaty z Marcellusem Wallesem, który zapłacił mu za ustawienie walki (słowa kluczowe: piwnica, pokrak i jesień średniowiecza z dupy). To naprawdę dobry kawałek kina, można obejrzeć więcej niż dwa razy. A muzyki posłuchać nawet więcej razy.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 4, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
We wstępie do książki Kester Brent informuje swojego stryja, znanego detektywa i autora powieści kryminalnych Jamesa Brenta, że wraz z małżonką napisali o nim fanfiction w prezencie urodzinowym. Ten zabieg okazuje się żartem w żarcie, bo Jocelyn i Kester Brentowie to pseudonim Jerzyny i Kazimierza Słomczyńskich, a książka jest rzeczywistym prezentem dla stryja, Macieja Słomczyńskiego, autora powieści o Joe Alexie.
Akcja książki dzieje się - podobnie jak u Alexa - w powojennej Wielkiej Brytanii. James Brent jest w 1958 roku świadkiem śmierci znanego rajdowca na niebezpiecznym torze. Dziesięć lat później pełnoletnia pasierbica zmarłego. Maureen, wraca z Australii, żeby objąć majątek po ojczymie, a spokrewniona z nią żona Brenta, Anna, zaofiarowuje się z pomocą. Okazuje się, że krąży plotka o tym, jako ojczym Maureen przyłożył rękę do przedwczesnej śmierci jej ciężko chorej matki, a plotkę kolportuje niejaki inżynier Andrews, dawniej przyjaciel zmarłego rajdowca. Brent odkrywa, że z 6-osobowego oddziału bohaterów II wojny światowej został tylko Andrews, a pozostali zginęli w różnych wypadkach, przed śmiercią ubezpieczając się na korzyść kolejnej osoby na sporą kwotę. Rusza więc na pomoc Maureen, bo spodziewa się, że Andrews chce ją z jakiejś przyczyny zgładzić, ratuje dziewczynę przed wejściem w śmiertelną pułapkę, ale wtem odkrywa, że Andrews został zabity. Podobnie jak u Alexa, detektyw rozpykuje sprawę za pomocą wnikliwej dedukcji.
To nie tak, że to jest zła książka, zwłaszcza jeśli ktoś lubi kryminały w starym stylu. Mnie przeszkadzała maniera, w jakiej została napisana - dialogi brzmią, jakby ktoś bardzo nieudolnie przetłumaczył powieść z brytyjskich wyższych sfer; może to był celowy zabieg w zestawieniu z genezą, nie wiem.
Inne z tej serii.
#133
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 2, 2023
Link permanentny -
Tagi:
2022, kryminal, panie, panowie, z-jamnikiem -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 2
Miałam na dobry początek wrzucić trochę zdjęć, ale ponieważ spędziłam pół dnia czytając w łóżku, to pogawędźmy sobie o minionym roku i książkach.
Zbiorczo, przeczytałam 45 pozycji polskich, 35 z Wielkiej Brytanii, 32 amerykańskie, po 4 włoskie i szwedzkie, po 3 kanadyjskie i czeskie, po 2 argentyńskie i radzieckie oraz po 1 australijskiej, niemieckiej, irlandzkiej i japońskiej (13 krajów). Nic po angielsku, chociaż dwie zaczęłam. Po raz pierwszy od lat autorki wygrywają z autorami (78:57, bo jedna książka powstała w duecie mieszanym). Zasłonę milczenia spuszczę na wszystkie rozpoczęte, pożegnam tylko dwie szczególnie oporne, których nie chcę kończyć: Mary Roach “Bzyk” (źle napisana/przetłumaczona książka o historii odkryć naukowych w kwestiach seksu i prokreacji) oraz Doroty Masłowskiej “Paw królowej” (dla odmiany świetnie napisana książka bez fabuły i treści, tylko fraza). Mniej niż w ubiegłym roku, pewnie dlatego, że nieco czasu zainwestowałam w vinted i odgracanie.
Best of the best of the best:
- Bill Bryson “Zapiski z wielkiego kraju” - Amerykanin po 20 latach w Wielkiej Brytanii wraca do ojczyzny i wszystko go dziwi
- Dominika Słowik “Atlas: Doppelganger” i “Zimowla” - wspomnienia z czasów transformacji, obie podobne, ale każda inna; jeśli się wahasz, zacznij od “Zimowli”
- AJ Dungo “Fale” - jedyny komiks, o surfingu, miłości i żałobie
- Terry Pratchett “Złodziej czasu” - chyba moja ulubiona powieść spoza cyklu o Straży
- Łukasz Orbitowski “Chodź ze mną” i “Kult” - PRL i transformacja we wspominkach z lekkim elementem nadnaturalnym; jeśli się wahasz, zacznij od “Kultu”
- Connie Willis “Przewodnik stada” - słabiutka recenzja, ale książka doskonała i zaskakująco współczesna: korporacje i trendy.
- Magdalena Mikołajczyk “Jestem dość” - jak nie robić sobie samej krzywdy.
Lista z gwiazdką. Żeby było jasne, to nie jest tak, że poniższa lista jest obiektywnie gorsza. Raczej mniej mi pasuje stylistycznie (np. niespecjalnie mi wchodzą rzeczy reportażowe, wolę fikcję) albo autor/ka ma lepsze pozycje w dorobku.
Podsumowania poprzednich lat: 2020 i 2021.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 1, 2023
Link permanentny -
Tag:
2022 -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 1
Taki miałam plan. Żeby się pozbyć, nie żeby pozyskać. Rozładować wieloletnie złogi, usunąć rzeczy, które nawet nie tyle, że nie dają mi radości, ale zwyczajnie nie są mi do niczego potrzebne. Plany planami, te osoby, które są ze mną już jakiś czas, mogą pamiętać ambitny Projekt 500, kiedy to pozbyłam się 61 płyt DVD i na tym się skończyło (jakby co, płyty dalej do wzięcia, za koszty wysyłki). Jakieś dwa lata temu zaczęłam odgruzowywać pokój nastolatki, sprzedałam część ogromnej kolekcji Duplo, również zatrzymując się w ¼ drogi. Umówiłam się ze znajomą znajomej, która sprzedaje używane ubrania, ale wyszłam z tego z poczuciem bycia naciągniętą. Prawie dwa lata temu zainstalowałam nawet appkę do vinted i nic z nią nie zrobiłam. Aż do stycznia, kiedy to stwierdziłam, że dlaczego by nie teraz; założyłam arkusz kalkulacyjny, gdzie zliczałam wszystkie rzeczy, które zniknęły i sprawdzałam, czy trzymam się w rocznym planie. I żeby nie trzymać Was w niepewności, nie udało mi się w 100%. Ale. Udało mi się w 90% - pozbyłam się z domu 908 rzeczy[1]. Więc ze mną przegrać to jak wygrać. Wprawdzie nie zależało mi na zwrocie z inwestycji, ale też nie chciałam zebrać wszystkiego i wrzucić do pojemnika. W efekcie: oddałam znajomym i na dobre cele 276 rzeczy (30%), sprzedałam 348 (38%) i wyrzuciłam 284 (32%). Niczego nie żałuję, a niektóre rzeczy nawet sprzedały się powyżej ceny zakupu, niektórych pozbywałam się z radością, bo irytowały mnie samym widokiem.
Jak to zrobiłam? Powoli. W przypadku vinted obiecałam sobie wolne tempo - 1 przedmiot dziennie; wystawiłam ponad 300 rzeczy, sprzedało się około 140. Bez napinki. Niektórych rzeczy już nie chcę, ale jako że nie mam gdzie ich oddać, czekają na dobry moment, ważne, że są oddzielone od tych, które chcę. Co zniknęło? Szłam pomieszczeniami - najpierw wyrzucałam rzeczy zepsute, zniszczone, przeterminowane, potem zbierałam te, które mogą się komuś przydać i szukałam miejsca zbytu. Najpierw znajomi, potem potencjalne miejsca dochodowe. Zaczęłam zbierać opakowania zamiast wyrzucać, poza taśmą klejącą nie kupiłam nic do wysyłek (eko!). Poniżej lista moich wniosków z całej akcji:
- Nie jestem fanką wizualizacji, ale wyobraziłam sobie swój dom bez natłoku rzeczy, z miejscem i przestrzenią. I spodobało mi się. Znajduję spokój w tym, że nie mam stert rzeczy w każdym kącie (oczywiście dalej mam kąty ze stertami, ale jest ich MNIEJ). Mój gadzi mózg jest usatysfakcjonowany.
- Jest łatwiej na wielu płaszczyznach.
- Rzeczy gromadzonych przez 20 lat nie da się ogarnąć w tydzień, ale da się w mniej niż 20 lat. I nie szkodzi, że manekin do wyeksponowania ubrań czekał 11 lat na swój moment chwały. Zadanie spełnił i odszedł do nowego domu.
- Zaczęłam od czegoś małego (jedna szuflada, jedno pudełko, szybka satysfakcja).
- Na początek dobrze działało ustawienie minutnika. Jeśli nie wiesz, od czego zacząć, zacznij od 15 minut. Potem zrób przerwę i zdecyduj, czy kontynuujesz.
- Dzieliłam duże na kawałki - ogromne pudło LEGO duplo jest niesprzedawalne, a przynajmniej niesprzedawalne w cenie, która by mnie interesowała. Podzielone na mniejsze, tematyczne zestawy - już jak najbardziej.
- Podeszłam metodycznie: gromadziłam wszystkie rzeczy jednego typu i sortowałam na kupki. Łatwo porównać rzeczy podobne, usunąć duplikaty, zobaczyć wzorce, malowniczo załamać się nad swoimi decyzjami (cztery spraye na owady, ważne do wiosny 2023, a mogłam zużyć jeden).
- Milej zacząć od rzeczy, które cieszą i znaleźć im miejsce, potem martwić się resztą. To znalezienie miejsca jest kluczowe.
- To nic strasznego zostawić coś, co do czego nie jestem przekonana, czy już tego nie chcę. Ważne, żeby odłożyć i okresowo zaglądać, czy jednak chcę to mieć. Bo okazuje się, że nie.
- Największa praca koncepcyjna to ogarnięcie miejsc, gdzie można sprzedać (vinted - ubrania, zabawki, porcelana; skupszop - książki, olx - meble...) lub oddać z pożytkiem (swap w biurze, podzielnia, dedykowana zbiórka, znajomi, schronisko dla zwierząt). Większość sprzedawalnych rzeczy pozbyłam się przez vinted, kilkadziesiąt książek przez skupszop, zasiliłam punkt przerzutowy uchodźców w zestawy zabawek dla dzieci (kredki, malowanki, gry wygodne do zabrania w podróż, część zasobów poszła do szkolnej świetlicy), ciepłą zimową odzież i buty oddałam do Domu Sąsiedzkiego, ubrania córki poszły do młodszych dzieci znajomych, schronisko dla zwierząt dostało zużyte ręczniki, szlafrok, t-shirty i pościel, a restauracja kilkadziesiąt słoików, w których rozdawała zupę uchodźcom.
- Zrezygnowałam z większości zakupów. Naprawiłam kilka rzeczy. Oczywiście to nie tak, że przestałam kupować, ale kupiłam znacznie mniej niż w poprzednich latach.
- Opowiedziałam o swoich planach w domu i nie tylko. Eloy zajrzał do swojej szafy ze sporym zaangażowaniem, córka pomagała przy pakowaniu zestawów dla uchodźców, znajomi z pracy poszli czyścić piwnice i garaże. Z efektami. Jestem influencerką!
- Na decyzyjność pomaga szwedzka metoda “death cleaning” - czy ktoś, kto po Tobie odziedziczy rzeczy, będzie je chciał. Smutna konstatacja jest taka, że nie warto trzymać dla potomnych książek.
- Odczuwam radość, kiedy coś, co zalegało latami nieużywane, idzie do nowego domu. Nawet większą niż kiedy sobie coś kupiłam.
- To nie tak, że w pewnym momencie już skończyłam. Ciągle mam rzeczy, których chciałabym się sensownie pozbyć - książki, DVD, kolekcje, ubrania, które nie wpadły w pierwsze sito.
Nie wiem, czy w 2023 powtórzę całą akcję, ale zdecydowanie będę próbować. Czy mi się uda w 20%, czy w 76% - w obu przypadkach to będzie sukces. Mam zorganizowane całe centrum logistyczne za biurkiem, szkoda, żeby się zmarnowało. I jestem z siebie dumna, pat pat, dobra Zuzanka.
[1] Mogłabym nieco sztucznie nominować brakujące 92 rzeczy, coś kreatywnie zaksięgować, ale jakby nie o to chodzi. Liczy się fakt sensownego zagospodarowania rzeczy bez poczucia straty. Na przykład wyprałam pokrycie mini fotelika dziecięcego, bo dziecko już gabarytowo jakby wyrosło, a koty ignorowały przez ostatnie dwa lata, ale zanim zdążyłam wyprany fotel wystawić, zalągł się na nim Bursz i teraz już nie wyrzucę. Fotelika, nie Bursza.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 30, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Projekt 500
- Komentarzy: 3
Zacznijmy od tego, że ten typ filmów wpisuje się w cały szereg tropów, które lubię: kryminał, wnikliwy i cyniczny detektyw, dekonstrukcja scen i różne podejścia do tej samej sytuacji, wreszcie całe stado świetnych aktorów. “Knives out” to śledztwo w sprawie morderstwa znanego pisarza, autora kryminałów, który po swoich 85. urodzinach zostaje znaleziony martwy, z poderżniętym gardłem. Policja skłonna byłaby uznać, że to samobójstwo, ale ekscentryczny detektyw Benoit Blanc uważa inaczej. Co ciekawe, nie wierzy w szybko odkrytą ewidentną winę opiekunki, która nie kłamie, bo jak kłamie, to wymiotuje, za to odkrywa, że poprzedniego dnia patriarcha rodu zdecydował się wprowadzić znaczące zmiany w testamencie i to mogło być powodem jego przedwczesnej śmierci. Druga, niezależna część, “Glass Onion” jest nieco słabsza, ale równie zabawna. Ekscentryczny miliarder, Miles Bron, zaprasza swoich przyjaciół na grecką wyspę, żeby odetchnęli trochę, nomen omen, od pandemii (ma na wirusa magiczny spray). Na nabrzeżu pojawia się też niespodziewanie Benoit Blanc, znudzony bezczynnością podczas lockdownu oraz dawna współpracowniczka Brona, którą ten wykolegował z lukratywnego biznesu. Miliarder zaplanował swoim znajomym grę w szukanie mordercy, ale jego plany psuje Blanc, a chwilę później tuż pod pożyczonym pod zastaw portretem Mona Lisy pada pierwszy (albo i nie) trup. Tu intryga trochę szwankuje, ale drugi plan jest dość bogaty i zabawny, a i obrazki ładne. W samym finale jednak nie kupiłam zgody Blanca na akt zemsty na przestępcy (frevb, fcnyvć wrqab m anwoneqmvrw manalpu qmvrł yhqmxbśpv, żrol hxnenć cemrfgęcpę vqvbgę? Nie, nie pasuje mi to).
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 29, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 1
Narratorka powoli, dygresyjnie - ale tak fantastycznie w dygresje, że w ogóle nie miałam ochoty jej popędzać, żeby przeszła do konkretu - opowiada o tajemniczych wydarzeniach, które miały miejsce w sierpniu 2005 roku w jej rodzinnym miasteczku o dźwięcznej nazwie Cukrówka. Zaczęło się od tego, że Magdę, córka lokalnego przedsiębiorcy, ktoś zobaczył zimową nocą na dachu domu, nagą i śpiewającą coś w dziwnym języku. A może wcześniej, od budowy Fabryki Ceramiki przez towarzyszkę Sarecką, babkę narratorki? Albo od lat 60., kiedy to wykopano skarb i staraniami ówczesnego dyrektora założono muzeum, dokumentujące życie Cukrówki? Albo może od jednego z cudów, kiedy to obraz w lokalnym kościele - nazwany potem Maryją Stanowojenną - zaczął płakać prawdziwymi łzami o cudownym działaniu? W każdym razie, główną osią wydarzeń z 2005 roku jest leczenie Magdy, przez psychiatrów, lekarzy, egzorcystów czy wreszcie hochsztaplerów, do których niestety zaliczał się ojciec narratorki, księgowy, przekwalifikowany na wróża i radiestetę. Narratorka kręci się ze swoimi kumplami - Hansem, który ma ojca w Niemczech i Miszą, dla odmiany z bratem w policji - po okolicy, śledzi tajemniczego Pszczelarza, który coś zakopuje w lesie, z wykrywaczem metalu poszukuje skarbu na prośbę niejakiego Kablarza, który coś wie, wreszcie odkrywają zwłoki jakoś związane z muzeum, w którym pracuje matka narratorki. Część rzeczy wyjaśnia się pamiętnej sierpniowej nocy, resztę narratorka, już jako dorosła, odkrywa badając dokumenty. Od razu powiem, że tak jak nieco narzekałam przy skądinąd świetnym “Atlasie”, tak tutaj wszystkie wątki są ze sobą związane i wyjaśnione satysfakcjonująco.
Jaka to jest pyszna książka, ironiczna, a jednocześnie ciepła, chociaż zza dojrzałej pobłażliwości czuć rozpacz nastolatki dojrzewającej w dysfunkcyjnym domu bez miłości, z matką skupioną na swojej pracy, z ojcem wkładającym energię w coraz to nowe i bardziej idiotyczne przedsięwzięcie, z babką skupioną na interesach i Partii, od pewnego momentu wielkiej nieobecnej. Chyba w żadnej opisanej cukrowieckiej rodzinie nie było inaczej, ale jednocześnie jest tu czułość i umiejętność znajdowania absurdów w nawet z pozoru tragicznych wydarzeniach. Niespodziewanie to dla mnie książka roku, jeśli macie przeczytać tylko jedną, to weźcie tę.
Inne tej autorki.
#132
Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 28, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2022, beletrystyka, panie
- Skomentuj
O, jakie to było ładne! Fabuła w zasadzie nie zmienia się prawie względem książki (nie że przeczytałam ponownie, bo jednak to tłumaczenie to nie jest za dobre, ale streszczenie na Wiki for the rescue), a te drobne zmiany zupełnie nie przeszkadzały; powiedziałabym nawet, że finał był lepszy i bardziej dramatyczny niż w książce. Realizacja - świetna, zarówno scenografia, efekty i gra aktorska. Mam nadzieję, że wreszcie wyjdzie po polsku druga część cyklu, a Gibson wyda trzecią. Co mnie zastanowiło w serialu: gdzie przebywają ludzie z 2099, którzy po Londynie poruszają się przez peryferale?
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 27, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 5
Jola pracuje w Domu Aukcyjnym, prowadzonym przez niejakiego Wąsa, cwaniaczka i prawdopodobnie hochsztaplera. Kiedy do wyceny trafia obraz Pracza “Piękni 1981”, zaczynają dziać się dziwne rzeczy; jednocześnie w sklepie pojawia się interesujący długowłosy Jacek, podobno wcześniej pracujący w muzeum i obeznany z historią sztuki. Jola i Jacek nawiązują sojusz w kwestii rozpoznania, co się w firmie dzieje, dodatkowo pojawia się oczywiście podtekst erotyczny, bo oboje są atrakcyjni i - jak się okazuje - od pewnego momentu wolni. W sprawę wplątuje się mąż przyjaciółki Joli, Filip; malarz dostaje intratną fuchę namalowania kopii pewnego obrazu. Jednocześnie Jola emancypuje zaniedbaną żonę Filipa, Alutkę, z której za pomocą zmuszenia do depilacji, codziennych przebieżek w celu schudnięcia i makijażu robi seksbombę. Oczywiście jest to powieść humorystyczna, więc pomyłki, nieporozumienia, przemilczenia i wtem nagłe objawienia następują w losowych momentach aż do finału, w którym pojawia się już oficjalnie miłość i radosna nowina.
Od razu zaznaczę, że jest to raczej literatura na leżaczek przy basenie, nic wyrafinowanego. Ale z tym założeniem, to nie jest aż tak złe jak inne tej autorki (por. Łopatą do serca), da się przeczytać, jeśli już nic innego nie ma. Panie, mimo że pierwszoplanowe, są oględnie mówiąc, nieskomplikowane, skupione na ładnym wyglądzie i przerzucają się nowinkami z prasy kobiecej (Alutka robi ciasteczka z książki Marshy Mehran), a szczytem wyrafinowania jest zakładanie gorseciku i pończoszek. Mniej więcej od połowy książki przewracałam oczami, bo intryga była tak toporna i złożona na kolanie, że wszystko mogło się sypnąć w każdej chwili, ale się cudem nie sypało (np. tożsamość tajemniczego szefa Wąsa, który zupełnym przypadkiem był też szefem Nyv).
Inne tej autorki.
#131
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 26, 2022
Link permanentny -
Tagi:
2022, kryminal, panie -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj