Więcej o
z-jamnikiem
Ida Czerska w Powstaniu Warszawskim straciła ukochanego, pozostała po nim nieślubna córka, Monika. Po dłuższej tułaczce w odium wstydu i nieudanym małżeństwie, wypalona i skupiona tylko na tym, żeby nie było gorzej, odrzucając propozycje związków i zmian, pracuje jako księgowa w jednym z warszawskich przedsiębiorstw, a jej dorosła już córka kończy studiować anglistykę. Wtem dostaje od zwierzchniczki propozycję wyjazdu na urlop do Bułgarii. Waha się, że decyduje się na wyjazd, a dodatkowo do tej pory nie lubiąca jej szefowa pożycza jej kilka kolorowych zagranicznych szmatek na wyjazd, w tym niebieskie ponczo. Wakacje są cudowne, chociaż dziwi Idę snujący się za nią Niemiec, który chce się z nią spotkać. Są cudowne do ostatniego dnia, kiedy Ida dowiaduje się, że jej współlokatorkę, której pożyczyła na ostatni dancing feralne niebieskie ponczo, zamordowano. Wraca i zaczynają się dziać dziwne rzeczy - znika Teresa, szefowa, jej były mąż okazuje się być mężem Teresy i prosi o zwrot rzeczy po niej, ktoś ją śledzi, wreszcie jej córka poznaje dziwnego Amerykanina i się w nim zakochuje. Jednocześnie narracja przechodzi na inne osoby, w których czytelniczka domyśla się byłego męża i jego partnerki, którzy snują jakąś karkołomną intrygę.
Się pali: mentolowe.
Się pije: koniak, lokalne wino, szampan, czarną kawę.
Się je: sałatkę z ogórka, pomidora i papryki (w Bułgarii), pierogi ze śliwkami (ciotka Barbara), melbę (w kawiarni), kremówki (w Bristolu), brzoskwinie ze straganu.
Się smaruje: nogi oliwą w celu równomiernego opalania.
Się ratuje: ofiarę stukniętą w głowę za pomocą tabletki cardiamidu.
Szowinizm powszechny: to typowe, że kobiety się nienawidzą, nie ma co dochodzić czemu, tak mają i tyle. Magia zagranicznych strojów działa na każdą kobietę bez względu na poziom intelektualny, to wyznacznik kobiecości. Dodatkowo większość kobiet jest niespostrzegawcza i nie zauważa nic dokoła siebie.
Inne tej autorki, inne z tej serii.
#69/#9
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 5, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2024, kryminal, panie, prl, z-jamnikiem
- Skomentuj
W ciągu doby od rutynowej operacji umiera niespodziewanie dyrektor Maliszewski, z zawodu dyrektor. Zygmunt Niekwasz, chirurg z doskonałą praktyką, zostaje w kuluarach posądzony przez dyrektora szpitala o błąd w sztuce, ale oficjalnie nie ma nagany ani śledztwa. Mimo szykan zaczyna prowadzić prywatne śledztwo, mimo że prokurator odmawia. Szybko dochodzi do wniosku, że ktoś musiał podać rekonwalescentowi szklankę wody, co spowodowało ruchy jelit i krwotok. Problem w tym, że pielęgniarka, która pilnowała chorego, uległa tajemniczemu wypadkowi i zmarła. Niekwasz trafia do majora Kaczanowskiego[2], który mimo braku dowodów, decyduje się współpracować - chirurg nieoficjalnie prowadzi śledztwo w szpitalu, a major w kręgach przedsiębiorstwa, w którym pracował denat. Dochodzenie komplikuje człowiek z brodą, a wyjaśnia się dzięki obowiązkowo pięknym kobietom - wywiadowczyni Basi, dwóm ślicznym pielęgniarkom (na jedną zasadza się Kaczanowski) i stalkowanej przez donżuana Maliszewskiego mężatce - oraz ekskluzywnemu futerałowi z czerwonego safianu[1].
Się całuje: panie w rękę, obowiązkowo. Również milicja.
Się pali: “giewonty” (również personel medyczny), “zefiry”,
Się wspomina: historię z “Tajemnicy starego kościółka”.
Się pije: kawę i winiak, wermut z kostką lodu
Się je: lody w kawiarni, również podczas przesłuchania.
Się załatwia: najmodniejszą kremplinę z Francji
Się używa: najnowszych zdobyczy techniki - magnetofonów kasetowych.
Się (nie) jeździ: brudnym samochodem. Ale można od biedy pojechać nad rzekę i umyć w rzece.
Się łowi: na groch, na rosówkę albo na żywca.
Się narzeka: na kumoterstwo, nawet w milicji.
Się wyjaśnia: odpowiedzialność lekarską i milicyjną:
— Sądzę, że my, milicjanci, także nie jesteśmy lepsi od lekarzy. Ile razy ktoś z nas nie chce uznać własnego błędu i upiera się przy fałszywej koncepcji prowadzenia dochodzenia? Często dlatego, że fałszywa ambicja nie pozwala przyznać się do niedopatrzeń lub zaniedbań.
— Bo my również — odpowiedział pułkownik — mamy wielką władzę nad ludźmi. Wprawdzie nie nad ich
życiem, ale mamy w rękach ich wolność. Na szczęście, ludzie są tylko ludźmi, istnieje u nas bardzo surowa kontrola merytoryczna każdego naszego kroku. I to kontrola aż trzech niezależnych od siebie ogniw. Bezpośrednich zwierzchników z naszego aparatu. Prokuratora który z racji piastowanego urzędu nie tylko poluje na głowę podejrzanego, jak to się laikom wydaje, ale także czuwa, aby niewinnemu nie stała się krzywda. Wreszcie jest jeszcze i sąd, ostatecznie wszystko wyważający. Lekarze tej kontroli merytorycznej właśnie nie mają. Błąd sztuki lekarskiej jest trudniejszy do zauważenia i skorygowania, niż błąd dochodzenia milicyjnego. Stąd przekonanie lekarzy o ich nieomylności i żądanie nie wtrącania się do ich spraw. Nawet prokuratora i sądu.
Się (nie) buduje: hoteli i szpitali, chyba że ze wsparciem Szwedów.
Się jest koneserem: kobiecego piękna - ogólnie znane i akceptowane męskie hobby. Lekarz w szpitalu wybiera tylko ładne pielęgniarki, z prawa pierwszej nocy się kpinkuje, że się panom na stanowiskach należy, podrywanie mężatek nie jest tematem drażliwym, najwyżej zdradzany mąż obije twarz żonie lub fatygantowi. Oraz oczywiście wszyscy mają coś do powiedzenia na temat kobiecych gabarytów:
– To ładna babka, nosi się na rudo, chociaż niepotrzebnie każe sobie tapirować włosy. To już dawno wyszło z mody. Może robi to dlatego, że jak na swoją wagę jest ciut przymała. W ten sposób dodaje sobie z pięć centymetrów wzrostu — funkcjonariuszka milicji nie byłaby kobietą, gdyby nie zajęła się przede wszystkim takimi detalami osoby inwigilowanej.
— Jest tęga?
— To może za mocno powiedziane. Chuda nie jest. Nazwałabym ją pulchną. Moim zdaniem powinna schudnąć ze trzy kilogramy.
(...)
Przyglądał się idącej przed nim kobiecie. Noga w porządku. Może zbyt krótka, co u Polek często się zdarza. Figura niezgorsza, ale rzeczywiście przydałoby się zrzucić nie trzy a cztery kilogramy.
Się nosi: Tradycyjnym zwyczajem panującym w Polsce mężczyźni mieli w rękach teczki. Przeważnie puste. Ale urzędnik bez teczki to jak koń bez ogona.
[1] Konia z rzędem, kto bez sprawdzania wie, co to safian.
[2] Major Kaczanowski oczywiście jest najprzystojniejszy, nie dziwne, że ma powodzenie u płci przeciwnej.
Na powitanie chirurga podniósł się zza biurka wysoki, szczupły mężczyzna w jasnym ubraniu. Ciemne, lekko siwiejące na skroniach włosy miał gładko zaczesane do tyłu. Twarz pociągła, mocno opalona. Nos był zbyt duży. Gdyby ten nos był innego kształtu, Kaczanowski mógłby zrobić karierę nie w milicji, lecz jako amant filmowy. Oczywiście przed dwudziestu laty, kiedy jeszcze nie dociągał trzydziestki. Oczy jasno niebieskie o zimnym, czujnym spojrzeniu.
Inne tego autora, inne z tej serii.
#49
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 17, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, kryminal, panowie, prl, z-jamnikiem
- Komentarzy: 2
Do Allerod zjeżdżają się znajomi Alicji, niestety wszyscy hurtem zamiast po kolei. Podczas przyjęcia pijany Edek nagle zaczyna ostrzegać gospodynię, ale że jest pijany, nikt nie zwraca na niego uwagi; znaczy, wszyscy zwracają, bo jest głośny, ale ignorują, na szczęście szybko się zamyka. Po imprezie okazuje się, że ktoś mu w tym zamknięciu pomógł sztyletem w plecy. Alicja rozpoczyna mozolne poszukiwania listu, który kiedyś od Edka dostała, ale oczywiście go nie przeczytała. Mnóstwo zamieszania, do gości już w domu dołączają kolejni - znienawidzony Bobuś i Biała Glista, duńska ciotka i śliczna Agnieszka plus pojawiają się goście z wizytą. W międzyczasie morderca próbuje zabijać Alicję, ale nieustająco się myli, eliminując fagasa Elżbiety, samą Elżbietę, panią Hansen (sprzątaczkę), skalpując Bobusia, uszkadzając Agnieszkę, duńską cioteczkę, i mordując przypadkowego autostopowicza… Oficjalne śledztwo prowadzi pan Muldgaard, z dalekiego pochodzenia Polak, posługujący się biblijną staropolszczyzną, zaś nieoficjalne Joanna, Zosia, Paweł i Alicja, przy czym ta ostatnia ma jeszcze na głowie skomplikowaną sprawę spadkową po zmarłym mężu Duńczyku.
Kamień spadł mi z seria, bo wprawdzie to chaotyczna, ale dalej zabawna opowieść o bardzo niezorganizowanych ludziach (teraz nawet bym się pokusiła o jakąś diagnozę nawet), którzy niewiele rzeczy traktują poważnie, a wieloma są zwyczajnie niezainteresowani (“- I nie powiedział ci od razu?! Nie spytałaś go?! - Ach, nie - odparła Elżbieta z wyrazem bezgranicznej obojętności na pięknej twarzy zmęczonej Madonny. - Mnie to
nie interesuje. Wolałam, żeby od razu powiedział tobie”). Pikanterii dodaje fakt, że Joanna niedawno poznała bliżej niewymienionego przystojniaka z tzw. służb, zgaduję, że “Diabła” i w tajemnicy przed wszystkimi wymienia z nim korespondencję, co w finale rozwiązuje jeden z wątków.
Się zażywa: krople Inoziemcowa (na żołądek) zamiast walerianowych (uspokojenie).
Duński raj: klucze do domu dorabiają na poczekaniu w dwie godziny, a papierosy można kupić o dowolnej porze dnia i nocy w automacie, podobnie kawę (chociaż raczej podłą). Oraz kasyno i wyścigi.
Się pali: ekstra mocne (Duńczykom na spróbowanie).
Się pije: kawę, koniak, wódkę.
Bawiąc-uczyć: ablegier (ja to znam w formie “aplegierka”).
Się pierze: w gościach, blokując łazienkę.
Się planuje przywozić do Polski: polędwicę wołową niezwykłej urody.
Inne tej autorki, inne z tej serii.
#24
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 8, 2024
Link permanentny -
Tagi:
2024, kryminal, panie, z-jamnikiem -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Doktor Sanders, patolog, zostaje zaproszony na weekend przez znajomego do Fourways, domu Miny i Sama Constable, poczytnej autorki i jej męża-zgryźliwca. Jak się okazuje, oprócz niego zaproszono też dwójkę przyjaciół - Larry’ego i jego narzeczoną Vicky oraz niejako Pennika, niepozornego człowieka, który twierdzi, że umie czytać w myślach. Oczywiście Sanders, jako człowiek nauki, neguje te umiejętności, ale sytuacja się zagęszcza, kiedy Pennik przewiduje śmierć gospodarza i jego ostrzeżenie, początkowo obśmiane przez Constable’a, okazuje się prawdą. W posiadłości w krytycznej chwili znajduje się 6 wspomnianych osób plus dwie dochodzące, służby nie było, bo tego dnia miał miejsce wypadek samochodowy, który - wprawdzie bez ofiar - ale zmusił całą służbę do pozostania w szpitalu. Nadinspektor Scotlandu Yardu Masters włącza się do śledztwa, ale się poddaje, bo nie ma żadnego sposobu, żeby Pennik rzeczywiście zabił Sama. Do śledztwa dołącza sir Henry Merrivale, człowiek o wielkiej przenikliwości i równie wielkim ego[1], dla którego sprawa jest priorytetowa, bo jeśli jej nie rozwiąże, “ każą mi wystroić się w togę i hrabiowską koronę, skóra na mnie cierpnie! Jeżeli to nie są plotki, że ta sępia zgraja czyha na mnie i czeka tylko na pierwszy lepszy pretekst, żeby mnie wsadzić do Izby Lordów”. Kiedy Pennik zapowiada kolejną śmierć i znowu jego przewidywania się spełniają, zaczyna pławić się we własnym sukcesie, twierdząc, że panuje and tzw. Teleforce, największą zdalną bronią ludzkości. H.M. planuje więc prowokację, w wyniku której morderca zostaje ujęty na gorącym uczynku.
Ech, jaka to zła i pretensjonalna historia. Oczywiście nie ma czegoś takiego jak Teleforce, a moc, jaką nadaje sobie Pennik jest efektem jego wychowania - wrfg Zhyngrz v jlpubjljnal olł an fmnznan, fgąq tłęobxn jvnen jr jłnfar fvłl v jpubqmravr j genaf. Morderca sprytnie korzysta z zadufania Pennika, żeby załatwić swoje prywatne porachunki, a jest trudny do wykrycia, bo gb xbovrgn. N xbovrgl fą molg tłhcvr, żrol olć ołlfxbgyvjlzv moebqavnexnzv. Narrator kilkukrotnie wyzywa czytelnika na pojedynek dedukcji, twierdząc iż można się domyślić, kto zabił. Tyle że nie.
[1]
Potem, po starej znajomości mówię: słuchaj, Tom, przesuń się i daj mi poprowadzić to pudło. Tom na to: „A wiesz jak?” Na to ja: „Oczywiście, że wiem”. Obaj musicie przyznać, że mam mechaniczne zdolności, co, a może nie? No to Tom powiedział: „Dobra, tylko prowadź ją jak karawan, powolutku”.
Masters wpatrywał się w niego zafascynowany.
— Chyba nie rozwalił pan pociągu, sir?
— Oczywiście, że nie rozwaliłem! — powiedział H. M. tak, jak gdyby to był właśnie najważniejszy powód do żalu. — Stuknąłem tylko jakąś głupią krowę.
Inne z tej serii.
#5
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 29, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, kryminal, panowie, z-jamnikiem
- Skomentuj
Wszystkie opisywane wydarzenia są tylko fikcją. Podobieństwa imion, nazwisk czy nazw miejscowości są całkowicie przypadkowe. Autor jest również przekonany, że nie ma u nas takich komisów ani takich ich pracowników[1].
Koniec lat 60. Pułkownik Niemiroch wezwał do siebie swojego ulubionego oficera dochodzeniowego, majora Kaczanowskiego, żeby wmasować mu kłopotliwe śledztwo - w lesie w podwarszawskiej miejscowości znaleziono zwłoki Krystyny Cieślikowej, po trzydziestce, ale ciągle pięknej kierowniczki jednego z warszawskich komisów. Co ciekawe, w torebce zamordowanej znaleziono schowane 20 tysięcy, zniknęła tylko charakterystyczna złota bransoletka z błękitnym szafirem. Orzeczono więc szybko, że to nie mord rabunkowy, tylko na tle osobistym i po tej linii major rozpoczął żmudny proces przesłuchiwania licznych mężczyzn obecnych niegdyś w życiu pani Cieślikowej. A to mąż, który załatwił jej wyprowadzkę z Włodawy do Warszawy; dyrektor, który awansował ją ze sprzedawczyni w spożywczaku do roli kierowniczki w sklepie z tekstyliami; kolejny dygnitarz, dzięki któremu została kierowniczką komisu; dziany badylarz, który kupił jej mieszkanie; wreszcie “milioner” z Anglii, za którego chciała się wydać po rozwodzie, żeby zostać “prawdziwą” lady. Każdy z panów został wykorzystany i porzucony poza ostatnim, ale tu obrotna dama planowała zrobienie mu sporej przykrości, więc motyw był. Ponieważ jednak na żadnego z panów nie znaleziono haka, milicja rozpoczyna żmudny proces podchodów incognito do wszystkich podejrzanych, żeby odkryć, kto posiada skradzioną bransoletkę. A to z żoną jednego z podejrzanych zaprzyjaźnia się sympatyczna starsza pani, we wsi u narzeczonej kolejnego przeprowadza się rewizję w kilku domach pod pretekstem poszukiwania broni, do dyrektora, jadącego do świeżo urodzonego wnuka przysiadł się w pociągu sympatyczny pan i razem raczą się alkoholem w Warsie. Wreszcie - po odnalezieniu feralnej bransoletki - sprawę wyjaśnia jeden z młodszych funkcjonariuszy, czytając wnikliwie akta.
Się nosi: ciepłą czapkę, dawniej zwaną „chruszczowówką”.
Seksizm codzienny: “— Brzydka na pewno by nie zginęła — dodał filozoficznie porucznik MO, kierujący pracą ekipy dochodzeniowej. — Statystyka stwierdza, że wśród zamordowanych kobiet ogromną większość stanowią właśnie te bardziej przystojne”; “Ładna i młoda kobieta, więc motywy nasuwają się same”; jak kobieta się “awanturuje”, to jest akceptowane, żeby jej “dać po buzi”. Na temat wszystkich zaawansowanych wiekowo panów, którzy byli “dobroczyńcami” młodej ślicznej panny i uważali, że to ona była tą złą, zwyrodniałą i interesowną osobą, nawet się nie będę wypowiadać, zacytuję tylko umieszczony w książce zabawny żart, idźcie po igłę z nitką, żeby naprawić zerwane ze śmiechu boki:
Do pewnego kuśnierza przyszedł klient w towarzystwie pięknej dziewczyny. Zaproponował jej, aby wybrała sobie futro, nie krępując się ceną. Kiedy dziewczyna wybrała wspaniałe norki, mężczyzna
wyjął książeczkę czekową, wypisał czek na żądaną sumę i ustalił, że nazajutrz rano kuśnierz podejmie gotówkę, zaś w południe piękna pani zgłosi się po swoje okrycie. Z rana futrzarz telefonuje do wystawcy, że czek nie ma pokrycia.
„Wiedziałem o tym” — spokojnie odpowiada ten pan. „To ja nie wydam futra” — grozi kuśnierz. „Niech pan nie wydaje — zgadza się wystawca czeku — ale powiem panu, jaką ja wspaniałą noc spędziłem!”
Oficerowie roześmieli się.
Się pije: francuski koniak, winiak, Meukow, jarzębiak, wódkę, “Soplicę”, piwo.
Się zataja: walkę w Powstaniu w najbliższym oddziale wojskowym, który okazuje się być organem pewnej organizacji politycznej, wyraźnie faszyzującej i pod koniec wojny idącej na współpracę z Niemcami.
Się ma zasady moralne:
— Bardzo pan kochał tę kobietę?
— Bardzo — Lanota był wyraźnie wzruszony.
— Że też pan się z nią nie ożenił?
— Przecież ja mam żonę i czworo dzieci! Najstarszy syn niewiele młodszy od Kryśki — Lanota był szczerze zdumiony pytaniem oficera milicji.
— Są rozwody.
— Te rozwody to tylko grzech i obraza boska.
Się używa importowanej antykoncepcji i ma się opcje:
Nawet próbowała mnie przestraszyć, że jest w ciąży.(...)
— Ja też tak przypuszczałem [że nie]. Przecież przywiozłem jej z Anglii tego tyle, że starczyłoby chyba na pięć lat. Odpowiedziałem jej więc, że chyba stać ją na wydatek tysiąc- złotowy. Doszło wtedy do potwornej awantury.
Się je: schaboszczaka z kapustą, a na deser kawę z tortem węgierskim; śledzia matjasa i świeżutkiego łososia z plasterkiem cytryny; chłodniczek, sznycelki po wiedeńsku z młodziutkiej cielęcinki, z ogóreczkiem i frytkami (ach te kelnerskie zdrobnionka!), pieczoną kurę w pociągu.
Mental load: Związek małżeński państwa Kaletów układał się na tej samej zasadzie, co ogromna większość wszystkich małżeństw na świecie. O wszelkich ważnych sprawach miał decydować mąż, o tych drobnych żona. Państwo Kaletowie przed rokiem obchodzili dwudziestolecie ślubu. Dzieci dorastały, ale jeszcze nie zdarzyła się jakaś ważna sprawa. Zawsze te drobne, o których decydowała żona.
[1] “Major wolał nie zagłębiać się w dyskusję na temat tak ujętej moralności niektórych pracowników handlu uspołecznionego”, ale strasznie zirytowany był, że ludzie wyjeżdżają za granicę, żeby handlować, a nie zwiedzać. Bo to wstyd. Na szczęście to fikcja. Tak? Tak?!
Inne tego autora, inne z tej serii.
#95
Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 1, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, kryminal, panowie, prl, z-jamnikiem
- Skomentuj
Lata 50., frankistowska Hiszpania. Do małego rybackiego miasteczka przybywa emigrant z Niemiec, Willi Mohr. Uciekł z NRD przez RFN, ma trochę oszczędności, planuje malować, bo mu całkiem nieźle wychodzi, aczkolwiek nie jest to jego marzenie, tylko jego kolegi, który miał z nim przyjechać, ale jednak został w rozczłonkowanej ojczyźnie. Poznaje parę Norwegów - Siglinde i Dana, przez dłuższy czas mieszkają razem, przyjaźnią się, Willi jest zafascynowany piękną blondynką, podobnie jak ich lokalny znajomy, Ramón, jeden z braci Alemany. Razem wyjeżdżają na plażę, imprezują, nie myślą o powrocie aż do dnia, kiedy Dan i Sig wypływają z braćmi na wycieczkę i już nie wracają. Czytelnik wie, że bracia zabili zaprzyjaźnionych z nimi turystów po tym, jak Ramon zgwałcił kobietę, Willi się tego domyśla. Snuje się po wiosce, patrzy oskarżycielsko… Chronologia nie jest linearna, jednocześnie narracja przechodzi do serii przesłuchań najpierw w lokalnej policji, potem w hiszpańskim analogu SB, bo nagle się okazuje, że Willi przypadkiem uczestniczy w partyzantce wspierającej strajki robotników.
Jaka to przykra i nieprzyjemna książka. Sielankę (no, powiedzmy, ja bym to nazwała życiem z dnia na dzień z braku pieniędzy i perspektyw) wakacyjnych zabaw trójki emigrantów przerywają wstrząsające opowieści o brutalnym tłumieniu strajków w kopalniach, prześladowaniu wrogów politycznych, w tym wysiedlonych z własnego kraju Asturyjczyków, indoktrynacji, torturach, dramatycznej biedzie i bezrobociu powojennej Hiszpanii. Danowi i Siglinde jest w zasadzie wszystko jedno, gdzie są i co się dzieje wokół nich, Willi żyje w posttraumatycznym zawieszeniu, wprawdzie nie walczył podczas wojny, bo nie zdążył, ale cały jego świat zniknął; na NRD był za mało ideowy, na RFN zbyt komunistyczny. Dodajcie do tego przemoc wobec zwierząt (zabijanie nadmiarowych szczeniąt), zdecydowanie nie musicie czytać, to nie jest jeszcze ten Wahlöö od łagodnej, nieco ironicznej Szwecji i komisarza Becka.
Inne tego autora, inne z tej serii.
#80
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek września 1, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
kryminal, panowie, z-jamnikiem, 2023
- Skomentuj