Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Tales from the Loop

Jest sobie szwedzki artysta, Simon Stålenhag malujący przedziwne obrazy, gdzie zwyczajne, sielskie pejzaże zaludniają dziwne roboty, budynki rodem z enerdowskiego socrealizmu, uzbrojeni w futurystyczne artefakty żołnierze czy wreszcie ludzie, którzy się zupełnie temu, co jest wokół nich, nie dziwią. I to - na pewnym poziomie - jest doskonałym streszczeniem tego nietypowego mini-serialu. Rolnicze Ohio, koło niedużego miasteczka mieści się Pętla - miejsce pracy urzędników i naukowców, głównie fizyków - którzy coś badają. Co konkretnie - nie wiadomo, ale po całej okolicy poniewierają się maszyny nieznanego pochodzenia, o czasem zaskakujących mocach - przenoszenia w czasie, zatrzymywania czasu, przepowiadania przyszłości, rozdzielania rzeczywistości na alternatywne ścieżki, czasem też są świadome i człekokształtne. Każdy z odcinków jest niezależnym epizodem, ale ich fabuła splata się ze sobą. I tak jak na obrazach, nikt się niczemu nie dziwi[1]. 10-letnia Loretta szuka matki, która pracuje w Pętli; matka zabrała jeden z kamieni, z których zbudowana jest tajemnicza kula. Loretta z tym kamieniem przenosi się kilkadziesiąt lat w przyszłość, gdzie spotyka samą siebie - matkę dwóch synów, również pracującą w Pętli. Jeden z synów Loretty wędruje w jeszcze dalszą przyszłość, dziewczyna drugiego odkrywa, że umie wstrzymać czas dla całego świata, strażnik Pętli wtem odkrywa, że w innej linii czasu miałby inne życie.

Serial ma 1 sezon, 8 odcinków, nie wiem, czy będzie więcej. Wbrew moim obawom, stanowi zamkniętą całość, zagadki są - do pewnego poziomu - wyjaśnione. Do pewnego poziomu, gdyż, jak wspomniałam, tu się nikt niczemu nie dziwi, nikt niczego nie wyjaśnia - skąd się wzięły artefakty, kto je stworzył, raz pojawia się informacja, że Pętlę założył teść Loretty, drugi raz, że niektóre z tworów są jego projektu. Tymczasem wszystko jest dość stare, często zniszczone, nawet pracownicy Pętli nie znają zastosowania niektórych mechanizmów. Desant obcej cywilizacji? Świat alternatywny, w którym czas zatoczył tytułową pętlę i cywilizacja odrodziła się w prawie identycznym kształcie na gruzach poprzedniej (przeskoki są między latami mniej więcej 1960 do połowy lat 80., potem do okolic roku 2000)? Poza małym miasteczkiem jest też duże, bardzo futurystycznie wyglądające miasto, ale czy świat tak samo tak wygląda jak w okolicach Pętli? Dziwne i dość niepokojące, ale bardzo ciekawe; klimatem podobne do Eureki czy Fringe’a.

[1] Co oczywiście strasznie mnie irytowało i zmuszało do głośnej dyskusji z ekranem. No na litość, niszczeje sobie budowla, w której można zamienić się z kimś na jaźń, wchodzą tam dzieci bez nadzoru, wychodzą, gromada naukowców jest tak zajęta, że tego nie bada. Bo po co.

Przeczytałam też w międzyczasie Złodzieja czasu Pratchetta.

#68

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 25, 2022

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Oglądam, Seriale - Tagi: 2022, panowie, sf-f - Skomentuj


Majówka 2022: Moritzburg

[30.04 / 3.05.2022]

Tuż obok Radebeul leży miejscowość Moritzburg, znana głównie ze swojego barokowego zamku i uwierzcie mi, że nie jest znana bez powodu. Zamek, jak łatwo zobaczyć w internetach, najlepiej wygląda z lotu ptaka, ale i z ziemi zupełnie niczego (do drona jakoś mi się nie spieszy, jestem słaba w nowe rzeczy). Na wyspie na jeziorze, z licznym ptactwem dookoła; niestety ptactwo, jak to ptactwo, zostawia ślady obecności i piknikowanie na trawie jednak niekoniecznie, chociaż okoliczności nader. Można zwiedzać, chyba że wycieczka jęczy, że może by już na obiad, chociaż chwilę temu było śniadanie; zwiedzanie wnętrza jest płatne, natomiast spacer po parku dookoła zamku - darmo. Ubolewam, ale mam drugi powód, żeby wrócić, pierwszy to niesprytne pominięcie Bażanciarni i jedynej w Saksonii latarni morsk^Wjeziornej (nb. po niemiecku nie dość, że nazywa się toto Leuchtturm, więc nie precyzuje typu zbiornika, to jeszcze jakby co, jezioro i morze to See, różnią się tylko rodzajnikiem), bo okazały się być oddalone o spory spacer od samego zamku.

Miasteczko jest urokliwe, można na dłuższy spacer, chociażby po cmentarzu przy kościele luterańskim.

Rozczarowaniem z kolei było mini-zoo opodal - Wildgehege Moritzburg. Reklamowało się posiadaniem wilków, żbików, lisów i innego lokalnego dobra, w praktyce okazało się, owszem, bardzo przyjemnym leśnym zakątkiem, w którym czasem można było zobaczyć z oddali kozę, daniela czy inne ptactwo. Część była pozamykana, część opustoszała. Sympatyczne na spacer, ale nie na oglądanie zwierząt. Tak, wiem, zwierzęta nie są tam po to, żeby mi robić miło, ale jednak rozczar.

Adresy:

  • Wildgehege Moritzburg - Radeburger Straße 2
  • zamek - Schloßallee
  • Bażanciarnia (Fasanenschlösschen), latarnia (Leuchtturm) - Fasanerie

GALERIA ZDJĘĆ

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 21, 2022

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: niemcy, moritzburg - Komentarzy: 2


Barbara Gordon - Waza króla Priama

Mecenas Stefan Zamorski, znajomy autorki, opowiada jej i przygodnym znajomym o pewnej historii, w której na skutek zbiegu okoliczności zagrał (z sukcesem!) rolę detektywa[1]. Wraz z niedawno poślubioną młodą[2] żoną trafia im się niespodziewanie okazja spędzania “Ostatków” z zagranicznymi gośćmi, żeby wypełnić wakat po parze Szwedów, którzy się niespodziewanie rozchorowali po wizycie w knajpie na warszawskiej Pradze. Poza nimi w “Sowim Uchu”, odosobnionym myśliwskim zameczku, pojawiają się goście zagraniczni - Brazylijczyk z córką, małżeństwo Niemców, Amerykanin, Szwajcar, Brytyjczyk i Francuzka, wraz z mocno niezbornym (ale posiadającym koneksje rodzinne[3]) przewodnikiem o dźwięcznym nazwisku Duda. Zaskoczeniem jednak okazuje się pojawienie się znanego profesora archeologii wraz z małżonką i dwoma asystentami. Przy okazji zwiedzania zamku goście odkrywają tytułową wazę w kształcie sowy, co daje sumpt do dyskusji o antyku (Zamorski jest ekspertem, wszak “chodził do szkoły w czasach, kiedy uczono w gimnazjach greki i łaciny z większym zapałem, niż współczesnych języków obcych, a znajomość wszystkich skomplikowanych powiązań w mitologicznej rodzince bóstw z Olimpu obowiązywała każdego kulturalnego człowieka”) oraz o skarbach zagrabionych przez hitlerowców. W trakcie balu przebierańców (gdzie jednym z zabawnych przebrań jest postać Piętaszka, sprawnie przemalowanego farbą na czarno) ginie dwoje z uczestników, a mecenas Zamorski - jako osoba z boku i z wykształceniem prawniczym - odkrywa, kto jest mordercą, a kto ukrywającym się przed sprawiedliwością zbrodniarzem wojennym.

Zostawiając intrygę z boku, jakże to pretensjonalna historia. Autorka piętnuje brak poszanowania dla kodeksu towarzyskiego w sferach naukowych, gdzie byle asystent lekceważy autorytet znanego profesora i nie tylko potrafi usiąść przed nim przy stole, zamiast poczekać, ale też ośmiela się mieć inne zdanie. Większość gości emocjonuje się polowaniem, również panie, a anegdotka o tym, że matka opiekuna zameczku urodziła go na polowaniu na dziki, bo nie chciała wracać do domu, żeby nie przerywać nagonki, budzi zachwyt. Zgrozę budzi postawa żony profesora, która jawnie przyznaje się do tego, że ma kochanka, bo jest kobietą nowoczesną i ”ma pełne prawo dysponowania dowolnie swoją osobą. Nie jesteśmy już niewolnicami domowego ogniska. (...) Kto mówi o równouprawnieniu? Coś takiego nie istnieje w naturze. Zawsze zachodzi przewaga jednego z czynników. Chodzi o to, czy przeważa lepszy, wartościowszy, czy też mniej wartościowy. Pan to nazywa „nowoczesne poglądy”! Ależ my po prostu zaczynamy zawracać ze złej drogi, na którą wprowadzili mężczyźni ludzkość stopniowo w ciągu wielu wieków.”. Jednocześnie legenda o porwaniu kobiety przez rycerza jest uznawana za “wielką miłość”, a jej samobójcza śmierć po zabójstwie gwałciciela dowodzi, że jednak coś było na rzeczy. Nikt się też nie dziwi, że prosta posługaczka odmawia wyjścia za mąż za swojego zwierzchnika, bo by się jej wstydził, nie mówi nawet synowi, kto jest jego ojcem. To wszystko podlane jest erudycyjnym sosem złożonym z mitologii, Szekspira, Cerama i Schliemanna i piętrowym dyskusjom, do kogo należą starożytne drogocenności.

Się je: flaki z pulpetami, gęś z kapustą, szarlotkę z bitym kremem (a zagraniczni goście zagryzają tabletkami na niestrawność), tradycyjny bigos.

Się pije: rodzimą „czystą” (“napojem, jak twierdzi wielu znawców, szlachetnym i mniej dla zdrowia szkodliwym, niż różne zagraniczne whisky”) i prawdziwą kawę.

Się reklamuje: “Inteflorę”, dzięki której można zamówić kwiaty w Paryżu i wysłać je do Leśnej Podkowy.

[1] Autorka nie stroni od szydery, wspominając, że wprawdzie Zamorski jest świetnym gawędziarzem oraz dostarcza jej tematów do książek, ale kiedy samodzielnie napisał nowelkę kryminalną, otrzymał od redakcji informację zwrotną „Ob. S. Z. — Fabuła nieprawdopodobna, realia sądowe wzięte z sufitu, zupełna nieznajomość środowiska sądowniczego i procedury. Radzimy pójść choć raz na rozprawę i posłuchać mowy obrończej adwokata z prawdziwego zdarzenia, jak np. mecenasa Stefana Zamorskiego. Trzeba również popracować nad stylem”.

[2] Pan mecenas traktuje swoją uroczą żoneczkę protekcjonalnie, ukrywa przed nią informacje, stwierdzając, że jest zbyt naiwna i może je bezmyślnie rozpowiedzieć dalej.

- Ciekawa teoria - zauważyłem ironicznie. Nie lubię kiedy bliska mi kobieta wymądrza się i w dodatku podważa moje koncepcje. Z tego powodu już raz w życiu zrezygnowałem z wielkiej młodzieńczej miłości; była to kobieta zbyt piękna, zbyt zdolna, zbyt inteligentna i piekielnie żądna sławy. Myślałem, że miła i wesoła tancerka rewiowa zaoszczędzi mi pouczeń.
Kiedy żona wyznaje mu pewną, powiedzmy, wstydliwą tajemnicę rodzinną, zamiast potraktować ją jak osobę dorosłą, mecenas “ukrywa wzruszenie” żenującymi żarcikami.
Wstałem, i pogłaskałem ją po włosach, jak małe dziecko. Szukałem w pamięci jakichś słów, które stanowiłyby odpowiedni epilog dla naszej rozmowy. Na próżno. Chyba pierwszy raz w życiu ja, wytrawny majster krasomówstwa, nie mogłem dobrać wyrazów, które nie brzmiałyby sztucznie albo banalnie. Najlepiej w takich wypadkach zażartować:
— Teraz niech Zamorska wróci do klasy, usiądzie grzecznie w ławce i uważa na lekcji. Zadanie domowe omówimy później razem.

[3] W naszej instytucji stale brakuje ludzi, więc chętnie angażują, jeżeli ktoś jako tako wygląda, ma olej w głowie i zna jakiś język. Ja znam rosyjski ze szkoły i średnio angielski. Na turystyce się nie znam. Skończyłem w zeszłym roku stomatologię. Dali mi skierowanie do pracy na prowincję. Ale moja mamusia na to się nie zgodziła. Bo ja jestem jedynakiem. Wymyśliła, żeby mnie wypchnąć na studia podyplomowe, dziennikarstwo albo afrykanistykę. Ale na dziennikarstwo mnie nie przyjęli. Podobno nie zdałem egzaminu. Myślę jednak, że to jakieś szykany. Jeden profesor powiedział mi, że powinienem zęby leczyć, skoro mnie tego przez tyle lat uczono. Więc żebym nie jechał na tę prowincję, mamusia znalazła dla mnie posadę. Właśnie w „Orbisie”. Trochę mnie przyuczyli, ale tak naprawdę, to ja nie bardzo wiem, co z nimi wszystkimi mam robić. (...) No i dogadać się nie ze wszystkimi mogę. Ja do tego Anglika przemawiam, a on prycha ze śmiechu i tyle. I to ma być angielski dżentelmen? Ten Niemiec zaś po angielsku w ogóle nie mówi, a ja niemieckiego ani w ząb.

Inne z tej serii, inne tej autorki.

#67

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 19, 2022

Link permanentny - Tagi: kryminal, panie, prl, 2022, klub-srebrnego-klucza - Kategorie: Czytam, Fotografia+ - Skomentuj


Chloe Benjamin - Immortaliści

Nowy Jork, upalne lato 1969. Czwórka rodzeństwa Goldów - Varya, Daniel, Klara i Simon - zostają namówieni przez Daniela na pójście do wróżki, która przepowiada przyszłość. Okazuje się, że wróżka zdradza tylko jeden szczegół - datę śmierci, nie wyjaśnia, czemu, jak i czy można tego uniknąć. Najstarsza Varya traktuje to jako zabawę, wszak wróżka przepowiedziała jej, że przeżyje 88 lat, ale pozostali są wyraźnie sfrustrowani tym, co usłyszeli, chociaż nie dzielą się swoją wiedzą z innymi. Mija kilka lat, rodzeństwo dorasta, wtem po nagłej śmierci seniora rodu, Saula, pojawia się konieczność decyzji, kto ma przejąć jego zakład krawiecki; Varya i Daniel rozpoczęli już kariery akademickie, Klara oznajmia, że chce zostać iluzjonistką, jak jej babka, a 17-letni Simon - naturalny kandydat na przejęcie biznesu - decyduje się na desperacki krok i ucieka do San Francisco, gdzie może otwarcie być gejem. To wydarzenie rozpoczyna łańcuszek kolejnych, które doprowadzają do wypełnienia się kolejnych przepowiedni wróżki - rodzina Goldów z roku na rok się zmniejsza.

To z jednej strony nietypowy sposób przedstawienia sagi rodzinnej, gdzie losy poszczególnych potomków Saula i Gertie Gold nakładają się na pewne zmiany obyczajowe w latach 1980-2000, z drugiej strony to ciekawe podejście do teorii predestynacji. Czy wiedza o tym, kiedy przypada dzień śmierci daje w życiu, pozwala przeżyć życie w sposób wartościowy, czy wręcz przeciwnie - ogranicza i napawa ogromnym strachem? Czy wpływa to na podejmowanie życiowych decyzji, większe ryzykanctwo czy wręcz przeciwnie zmusza do nadmiernej ostrożności? Czy podjęcie kontrowersyjnej decyzji życiowej ze świadomością, że czas przeznaczony jest krótki, może zaowocować wczesną śmiercią, czego na przykład można byłoby uniknąć, wybierając inną ścieżkę życiową? Autorka nie odpowiada na to jednoznacznie, aczkolwiek w przypadku śmierci samobójczej jednej z osób, odpowiedź jest jednak zbyt oczywista i dla mnie nieakceptowalna.

#66

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 18, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panie - Skomentuj


BoJack Horseman

Czy może być ktoś bardziej żałosny niż postarzały gwiazdor sitcomu sprzed lat, aktualnie głównie grający ogony, a znany z ekscesów wyczynianych pod wpływem obficie zażywanych używek? Pewnie może być, ale BoJack - koń znany z “Rozbrykanych” - znajduje się na pewno dość wysoko na tym podium. W celu ratowania podupadającej sławy, jego agentka, kotka Princess Carolyn, wynajmuje ghost writerkę Diane w celu napisania pochlebnej biografii BoJacka. Podczas prób wyciągnięcia z rozsypującego się aktora jakiejś spójnej historii, powoli zaczyna do niego docierać, że chyba nie odniósł aż takiego sukcesu, jak mu się do tej pory w alkoholowym i narkotykowym przytępieniu wydawało. Nie będę streszczać kolejnych sezonów, które pokazują długą i bolesną drogę BoJacka do zrozumienia siebie, swoich wyborów, wzięcia odpowiedzialności za wszystkie złe uczynki, jakie w życiu zrobił, wyjaśnię tylko, że jest to czarna komedia, która elementy absurdalne i groteskowe i to nie zawsze wynikające z tego, że część postaci to zwierzęta, przeplata momentami absolutnie walącymi po nerkach i poniewierającymi widzów. I, tak jak Waltera White’a, Dextera czy Tommy’ego Gavina, szybko się zaczyna sponiewieranego i zmęczonego życiem i byciem sobą BoJacka lubić.

Jaka tu jest obsada, nawet jeśli wszyscy występują tylko głosami! Will Arnett, Wendy Malick, Stephanie Beatriz, Rami Malek, Angela Basset czy epizodycznie pojawiający się np. Zach Braff (w roli znanego aktora Zacha Braffa). Poziom szydery na Hollywood i ogólnie przemysł filmowo-serialowy jest ogromny, ze wszystkimi patologiami i trendami jak #meetoo i konsekwencje, przeprosiny non-apologies, ukrywanie afer dla celów biznesowych, szybkie romanse i zerwania, stręczenie dzieci czy podporządkowanie wszystkiego karierze. Doskonały drugi plan z meta-żartami dla spostrzegawczych, czasem aż się prosi, żeby zatrzymać oglądanie, żeby złapać wszelkie nawiązania. Co ciekawe, serial nie zachwycił mnie początkowo, odrzuciła mnie animacja, humor też niespecjalnie przyciągnął, ale dość szybko się wciągnęłam i wiernie zostałam przez całe 6 sezonów.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 17, 2022

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Lena Dunham - Nie taka dziewczyna

Zbiór dygresyjnych esejów, składających się na pamiętnik czasu dorastania niespełna 30-letniej autorki i scenarzystki, znanej m. in. z serialu “Dziewczyny” (nie mnie osobiście, chcę obejrzeć?). To nie jest pierwsza tego typu książka, jaką czytałam - przypomina mi eseje i pseudobiografię Caitlin Moran i coś jeszcze, czego nie mogę sobie teraz przypomnieć. Nie sugeruję, że jest to wtórne czy mało odkrywcze, nie - Dunham pokazuje perspektywę na życie osoby z pokolenia milenijnego, a to pokolenie ma swoją specyficzną wizję życia - dorosłości (czy niedorosłości), zakochiwania się i związków, samotności, ciałopozytywności zwłaszcza w ujęciu kariery w przemyśle filmowym, radzenia sobie z chorobami psychicznymi czy używek. Jednocześnie to cenna wypowiedź kobiety, która nie wstydzi się być kobietą i mimo podprogowej sugestii, że nie napisała o niczym ważnym, wszak w kulturze patriarchalnej świadectwo dojrzewającej i młodej kobiety nie jest niczym wartościowym, pokazuje, że to ważne, żeby o sobie mówić. Nie nazwałabym książki przezabawną, ale jest dobrze zbilansowana przez lżejsze, nieco ironiczne ujęcie trudnych tematów typu przemoc seksualna.

#65

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 16, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, felietony, panie - Komentarzy: 2


Majówka 2022: Wackerbarth & Spitzhaus

[30.04-2.05.2022]

O tym, czemu zaczynam od Radebeul, a nie Drezna, chociaż wybierałam się do Drezna - w Radebeul znalazłam świetny nocleg, a miasteczko to w zasadzie przedmieścia stolicy Saksonii. I okazało się, że w samym miasteczku jest dużo uroczych rzeczy, między innymi dlatego, że jest jednym z przystanków na Saksońskim Szlaku Wina (Sächsische Weinstraße), a sama okolica bywa nazywana Saksońską Niceą (Sächsisches Nizza). W Nicei nie byłam, ale w majowy weekend to przepiękna okolica, zwłaszcza o zachodzie słońca. Do samego Radebeul jeszcze wrócę, dziś winnica założona na polecenie hrabiego Augusta von Wackerbartha, kumpla Augusta Mocnego (tego drugiego możecie pamiętać z podręczników historii Polski). Na parkingu akurat miał miejsce mini zlot trabantów (por. Saksonia - kolebka trabanta), ale stwierdziłam, że nie uciekną i jak wrócę z winnicy, to jeszcze będą. Niestety, uciekły. Po winnicy pospacerować można gratis, płaci się za eventy biletowane, pewnie za zwiedzanie zamku (tylko w określonych godzinach, mam wrażenie, że w sobotni poranek szykowała się jakaś impreza i opcji zwiedzania nie było), można też coś zjeść (na przykład tort czekoladowo-malinowy) i bardzo różnorodnie wypić, czy to w restauracji czy na wynos w sklepiku przy wejściu/wyjściu. Lokalne wina od Wackerbartów można też kupić w normalnej sprzedaży w sklepie spożywczym w Radebeul. Winnica, jak widać poniżej, jest malowniczo rozplanowana na terasach wzgórza, można pokręcić się po parku, można pochyłymi ścieżkami pochodzić między winoroślą, co raczej polecam jesienią, bo wiosną to tylko drzewa owocowe i rododendrony, winorośl jeszcze nie wypuściła zielonego.

Parking (można z plakietką[1])Belweder z dwóch stronSchloss WackerbarthZamek / kłącza przed sezonemJak w RogalinieZamek / godło WackerbarthówWzgórza przed sezonemWinnica z dali / z bliżyWidok na Spitzhaus

Winnicę (nie tylko tę, w okolicy jest kilka) można podziwiać również z góry. Dla wytrwałych można się tam wspiąć po 108-metrowych schodach, zwanych Spitzhaustreppe, którymi dociera się do pawilonu nad winnicą, wieży widokowej Bismarcka (na którą podobno też się można wspiąć, ale nie wstrzeliłam się, otwarte 10-17 sobota/niedziela) i restauracji Spitzhaus. Na schodach uprawiane są jakieś straszliwe zawody typu “przebiec w górę i w dół 100 razy” (rekord mężczyzn to ponad 13 godzin, rekord kobiet - 16, podziwiam, nie rozumiem), ale dla ludzi jak ja, który schody i owszem, ale w moderacji, można tam podjechać samochodem, żeby podziwiać zachód słońca czy zjeść pyszny strudel śliwkowy (zdjęcia nie ma, był za dobry) pod drinka czy lokalne piwo.

BismarckturmWidok na winnicę / Panorama DreznaRadebeul i DreznoWieża Bismarcka / SpitzhaustreppeWinnica z widokiem na wieżęPanorama z opisem / zachód słońcaTerasy winnicySpitzhaus / Hugo w kieliszku

Adresy:

GALERIA ZDJĘĆ.

[1] Wreszcie udało mi się dostać tzw. zegar parkingowy, czyli kartonowe gizmo z obracającym się 12-godzinnym zegarem, który na niektórych parkingach można ustawiać na konkretną godzinę i legitnie się parkuje darmo w ramach wyznaczonego czasu - zwykle od pół do 3 godzin. Zegar pozyskuje się np. w REWE, zadając pytanie przy kasie, obsługa się początkowo dziwi (może mojej niemczyźnie), potem po naradzie z kolegą z kasy obok, przynosi z zaplecza. Również darmo. Na stacjach benzynowych też podobno są, ale udało nam się uniknąć tankowania po niemieckiej stronie, benzyna POWYŻEJ 2 euro za litr, a ja narzekałam na ceny u nas.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 15, 2022

Link permanentny - Tagi: niemcy, radebeul, majowka2022 - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Skomentuj


Anabel Abbs - Sekret panny Elizy

Anglia, początek XIX wieku. Eliza Acton, 36-letnia stara panna z bogatej rodziny, wydała jeden tomik wierszy, niestety jej marzenia o wydaniu kolejnego rozbija w pył najpierw wydawca, twierdząc, że wiersze nie przystoją damie i sugeruje powieść romantyczną albo wręcz książkę kucharską, potem nagłe bankructwo ojca. Wyjeżdża więc z matką do małego miasteczka, gdzie utrzymują się z prowadzenia pensjonatu. Zatrudniają 17-letnią Annę, córkę alkoholika i przedwcześnie podstarzałej kobiety z silną demencją; Anna okazuje się być świetną kucharką, umie czytać i staje się natchnieniem dla Elizy. Obie w kuchni znajdują ukojenie, chociaż tymczasowo, bo życie toczy się dalej i u obu pań nie zawsze są to róże. Krótkie rozdziały pokazują na zmianę perspektywę Anny i Elizy na różne sytuacje, dodatkowo wprowadzając czytelniczkę w świat, o którym nie mówi się głośno: nieślubne, ukrywane dzieci, kłamstwa i pozory, małżeństwa aranżowane dla zysku z jednej strony, a dramatyczne ubóstwo, przemoc seksualna wobec służby, przechowalnie dla psychicznie chorych i wstyd z drugiej.

Eliza Acton była postacią autentyczną i rzeczywiście wydała pierwszą dokładną i przetestowaną książkę kucharską, zawierającą spis i ilości składników, przepis wykonania wraz z zalecanym czasem gotowania czy pieczenia. Czy istniała Anna i mała Lizzie - nie wiadomo, ale ich postacie dodają dramatyzmu dość miałkiej w zasadzie historii emancypacji w trudnym okresie historii. Na końcu książki autorka dodaje kilka faktów i przepisów kulinarnych. A ja pozostaję dość obojętna - nie czytało się źle, ale w sumie nie było to zbyt ciekawa lektura.

#64

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 13, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panie - Skomentuj


Jakub Małecki - Nikt nie idzie

To książka o znikaniu i o tym, co zostaje po zniknięciu. Marzena poznaje Antoniego, mają syna, coś z nim jest nie tak chyba; Antoni - pilot myśliwców - ginie, kiedy Klemens ma rok. Po Antonim zostaje ogromna wyrwa w życiu obojga, załatana prowizorycznie albumem z wycinkami, który zawsze ze sobą nosi Klemens. Olga od zawsze kocha Igora, ale pewnego dnia odrzuca oświadczyny i wyprowadza się ze wspólnego mieszkania. Po Igorze zostaje jej album ze zdjęciami, który maniakalnie przegląda i zastanawia się, co było, gdyby. Los rzuca Olgę niespodziewanie w miejsce, gdzie może zaopiekować się Klemensem, kiedy Marzena traci przytomność na ulicy. To wszystko obudowane jest taką masą detali, które wzajemnie wszystko ze sobą łączą, nawet jeśli pozornie do niczego nie prowadzą - bilet na lot balonem, fortepian z kaliskiej fabryki, tatuaż. Każdy z bohaterów jest unikalny i żywy. Czytelnikowi znika finał opowieści, która wtem urywa się, pozwalając - jak w życiu - postaciom wrócić do anonimowości codziennego życia. Nieco zmienionym przez to, co się stało. Bardzo ładna, bardzo trudna do opisania książka.

Inne książki tego autora.

#63

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 9, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Igerspoznan Photowalk - Łazarz

[23.04.2020]

Znajdowanie znajomych, kiedy się już nie ma 20 lat i nie wychodzi co wieczór na miasto, a do tego jest introwertyczką i domatorką, jest nieco skomplikowane. Dlatego bardzo cenię sobie spotykanie się z ludźmi, których - uwaga - poznałam przez Instagram. Piękny sobotni poranek, przez Łazarz, który niby znam, ale nieustająco odkrywam nowe, urokliwe zakątki, przeprowadził mnie (i tylko) Zbyszek, przewodnik i znawca Poznania. Park Wilsona, niemieccy architekci, ukryta willa na Limanowskiego, dolny Łazarz i górny Łazarz, trochę historii i sporo ciekawostek; trochę pokręciliśmy się po klatkach schodowych i podwórkach, trochę po ulicach, bardzo miłe przedpołudnie.

GALERIA ZDJĘĆ, dodatkowo warto zajrzeć na tag wydarzenia #instameet_łazarz.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 8, 2022

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: photowalk - Skomentuj