Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Współcześnie. Saturnin, 30-letni przedstawiciel handlowy mieszkający w Warszawie, ma mnóstwo kompleksów. Jest słoikiem, pochodzi z małej mieściny pod Włocławkiem, ma sporą nadwagę, kiedyś był mistrzem w podnoszeniu ciężarów, ale po skomplikowanym złamaniu ręki musiał sport zarzucić, do tego ma piegi na całym ciele. Oraz to imię - kto to widział, żeby mieć tak idiotyczne imię jak Saturnin. I w tym momencie życia do Saturnina dzwoni spanikowana matka, a z zalewu słów, którym matka maskowała zwykle niepokój i nieprzystosowanie, wynika, że 96-letni dziadek Tadeusz zabrał stary samochód i zniknął bez słowa. Saturnin wraca pod Włocławek, po drodze opowiadając swoją historię, w której liczne luki jest w stanie uzupełnić dopiero po 30 latach - czemu dziadek nalegał na takie imię, czemu rodzice się rozwiedli, a tata wydaje się być doskonale obojętny na fakt, że jest ojcem, wreszcie - czemu dziadek zniknął z domu i odnaleźli go na bagnach nad Bzurą.
I tak naprawdę losy Saturnina są tutaj najmniej istotne, bo to historia dwóch miłości - nieszczęśliwego związki Hanki i Witolda, rodziców bohatera oraz braterskiej miłości dziadka Tadeusza do siostry, Irki. Zwyczajna na pozór rodzina, w której wszystko niby jest jak w innych, okazuje się mieć tajemnice i nieprzepracowane traumy z czasów 2. wojny światowej. To jedna z niewielu książek (i to współczesnych), w której kampania wrześniowa to nie bohaterski przemarsz doskonale wyposażonych polskich wojsk, które jednak musiały ulec przewadze okupanta, tylko dramatyczna historia młodych mężczyzn i chłopców, którzy wcale nie chcieli walczyć z innymi, podobnymi im mężczyznami i chłopcami, ale musieli. W niewygodnych butach, nieprzygotowani na głód, rany i śmierć, wrócili przegrani do domów jako zupełnie inni ludzie, czasem nie mieli do czego wracać, a czasem nie wrócili w ogóle. Tadeusz wrócił, ale jednocześnie umarł kilkadziesiąt lat wcześniej w okopach nad Bzurą i jego ostatni zryw w wieku 96 lat, kiedy stwierdził, że tylko tam może umrzeć, był rozpaczliwą próbą przywrócenia porządku świata. I chyba właśnie o tym ta opowieść Małeckiego jest - o przywracaniu porządku w historii jego rodziny.
TL;DR - świetna książka i to nie dlatego, że dzieje się pod Włocławkiem.
Inne tego autora:
#52