Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

O zieleni w domu

Latami się nic nie działo, ale zmotywowana do działania przez obietnice Zarządu Wspólnoty, że remont elewacji, a z drugiej strony chęć przespania nocy bez hałasów samochodów zza okna (tak, niby cicha dzielnica, ale cofająca się o 6:15 ciężarówka spod pobliskiej hurtowni, gdzie nie powinna wjeżdżać, a wjeżdża czy śmieciarki), kazałam wymienić okna. Oszczędzę Wam epopei pt. okna wymienione, trzeba znaleźć ekipę, która je opaździerzy, żeby nie było widocznej pianki, okna są oporządzone[1], a przy okazji robienia dokumentacji powdrożeniowej na specjalne życzenie telewidzów zaczęłam fotografować doniczkowe, których trochę mi się w sypialni pojawiło w ostatniej pięciolatce . Wiele w sypialni poza tym się nie zmieniło - doszły nowe szafki nocne i nowe książki do przeczytania. I trochę kurzu.

Szafki: Mørteens - Actona Buca
Muszelka na biżuterię: IKEA NYFÅNGAD
Kwietnik: Jak-Pol - LOFT
Kwiaty: różne źródła - figowiec benjamina (również jako bonsai), begonia koralowa, monstera dziurawa i odmiana minima, pilea, alokazja, grubosz, geranium, maranta (kwitnie!), skrzydłokwiat (kwitnie!), grudnik (kwitnie co roku), zamiokulkas, fitonia zielona i nieco zaniedbana miseczka z sukulentami.

Geranium / Monstera minima Zapomniałam odlepić wszystkie naklejki Maranta - kwiatek / Parapet z zielonością Alokazja / Monstera i kwietnik Się śpi, się czyta Się czyta / Kwietnik Pilea / Pani Pyza, gościnnie Maranta Biżuteria / Grudnik

[1] Tak, ściany nie są pomalowane, tylko zagruntowane pod malowanie. Na razie nie mam siły organizować ekipy ani malować. Dojdziemy do tego.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 16, 2021

Link permanentny - Kategorie: P jak Posesja, Fotografia+ - Komentarzy: 3


A echo odpowiedziało

Pytacie, jak jest. Różnie. Czasem lepiej, nie gniecie mnie nic w dołku, wstaję rano, nic nie boli, pracuję, robię obiad, idę na spacer, czytam, robię zdjęcia i zasypiam jak kamień. Z tym "dołkiem" przypomniała mi się taka raczej refleksyjna anegdotka. Po latach odbijania się od lekarzy ortopedów ("ja tu nic nie widzę, proszę łykać coś przeciwzapalnego i więcej się ruszać, no i schudnąć"), dostałam wreszcie skierowanie na fizjoterapię. Pierwsza wizyta, specjalista mnie ogląda, dotyka tu i ówdzie, wreszcie zjeżdża na okolice splotu słonecznego i pyta: "Pani to się raczej tak wszystkim stresuje, co?". Tak, 0,8 filifionki. Wracając do tego, jak jest, to czasem mam ochotę zwinąć się w kłębek pod biurkiem, a konieczność zalogowania się do służbowego komputera napawa mnie przerażeniem, mimo że lubię swoją pracę i ludzi, z którymi pracuję. Zwykle jest pomiędzy, niestety z wyraźnym skrętem w stronę "zawsze, kurwa, coś". Przepracowuję powoli stratę, po dwóch miesiącach zakończyłam wymianę okien, młodzież zakończyła rok szkolny (+10 do ulgi), Bursz wyleczon z nie wiadomo czym spowodowanej niedyspozycji, zdążę z naprawą felernego mostka, bo dentysta miał termin jeszcze przed urlopem, po czym przychodzą wyniki kolejnej morfologii kota Szarsza, gdzie przeraźliwa anemia, a pod kocią pachą wtem guz. Ci, co bywali tu w 2007/2008 może pamiętają operacje i chemioterapię kota Hery, która nie zakończyła się sukcesem. Szarsz ma 13 lat, objawy nietypowe, czekam na wyniki panelu hematologicznego i cytologii płynu z guza.

No chciałabym się tak nie stresować.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lipca 15, 2021

Link permanentny - Kategorie: Z głowy, czyli z niczego, Koty - Komentarzy: 4


Barbara Kosmowska - Niechciana

Kasia uczy się w gimnazjum, dobrze jej idzie, dodatkowo tańczy też salsę w zespole i szykuje się do zawodów, z dużą szansą na wygraną, bo w parze z jej przyjacielem - Piotrem - są świetni. Nie sprawia kłopotów rodzicom, czasem zajmie się bratem, dziecko idealne. Problem pojawia się nagle, kiedy nastolatka orientuje się, że się jej spóźnia okres; nietrudno się domyślić, że winna ta jedna noc na zimowisku, kiedy zdecydowała się na inicjację z niedawno poznanym Tomkiem. Mimo że Kasia ma teoretycznie dobry kontakt z rodzicami, dziadkami, nowoczesną ciotką Hanią i przyjaciółkami, postanawia nie mówić o swoim stanie nikomu, licząc chyba na to, że pewnego dnia przestanie być w ciąży. Nie przestaje, sprawa się w pewnym momencie sypie i Kasia musi wszystko przewartościować.

Biorę poprawkę, że to książka dla młodzieży, ale nawet z tą poprawką jest to bardzo toporny przegląd rodzinnych patologii. Matka Kasi jest skupiona na zarabianiu pieniędzy, bo chce kupić większe mieszkanie, jedynym zajęciem ojca jest oglądanie sportu w telewizji. Dziadek jest przyklejony do komputera, babcia krząta się po domu i karmi. Kiedy wjeżdża temat nastoletniej ciąży, następuje powrót do lat 50. - wstyd przed sąsiadami, jak my się w kościele pokażemy, hańba. W domach przyjaciół Kasi są inne typy problemów - Iza zajmuje się chorą, nieporadną matką i trójką mniejszego rodzeństwa (ojciec zniknął po urodzinach najmłodszych); matka Olki jest skupiona na karierze córki, rekompensując sobie pozostawienie jej przez męża dla innej kobiety (niech żałuje, że nas zostawił); Piotr obserwuje obojętnego, nadużywającego alkoholu i raczej inwestującego emocjonalnie poza domem ojca i zabiegającą o względy męża zaniedbywaną matkę; wreszcie matka Tomka wyrzuca z domu Kasię, twierdząc, że jej Tomuś na pewno nie jest sprawcą ciąży. Jedynymi osobami stającymi na wysokości problemu są oschła wychowawczyni, zwana Wredzią i ciotka Hania, niezamężna i niezależna (obowiązkowe kolczyki w twarzy i kolorowe włosy), która decyduje się przygarnąć dziecko siostrzenicy, bo Kasia nie czuje się jeszcze dojrzała do roli matki, co zapewnia “powrót do normalności” i szczęśliwe zakończenie.

Jak macie przeczytać coś młodzieżowego Kosmowskiej, to idźcie czytać "Bubę", "Buba" zdecydowanie bardziej.

Inne książki tej autorki tu.

#76

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 14, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, mlodziezowe, panie - Skomentuj


The Dead Don't Die (Truposze nie umierają)

Małe miasteczko gdzieś w USA. W wyniku eksploatacji lodowca w okolicach polarnych przesuwa się oś Ziemi, co powoduje rozregulowanie rytmu dobowego. Zwierzęta chowają się przed właścicielami, a lokalna policja - stary rutyniarz i dwójka młodszych, mniej doświadczonych - zostają wezwani na miejsce brutalnej zbrodni: ktoś w lokalnym barze zabił i częściowo zjadł kelnerkę i właścicielkę. Szybko się okazuje, że to zombie, które w wyniku zaburzeń rytmu wstają z grobów. Młody policjant stwierdza, że to się nie skończy dobrze i ma rację (n gnxv ząqel wrfg, ob cemrpmlgnł fpranevhfm, avr jfcbzvanłnz, żr gb Wnezhfpu?).

Są takie filmy, że jeszcze przed oglądaniem wiadomo, że będzie dobrze. Same kasowe nazwiska (Murray, Swinton, Sevigny, Driver, Gomez, Pop, Waits, Buscemi, Glover), Jarmusch to nieustająco klasa sama w sobie. Jest zabawnie, refleksyjnie, są zaskoczki (kosmici!), a nieco cyniczna narracja leśnego pustelnika dodaje pikanterii).

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 13, 2021

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Poznań Pride 2021

[3.07.2021]

Mnóstwo koloru, podobno 7 tysięcy pięknych ludzi na ulicach, brak nienawiści dookoła, ludzie machający z okien. Młodzież, mimo pewnej niechęci - wszak trzeba wyjść z domu, abominacja - pobrała chętnie tęczową chorągiewkę i przespacerowała się po Poznaniu, nieustająco dziwiąc się, że komuś przeszkadza chłopak z makijażem albo dziewczyny trzymające się za ręce. A ja spotkałam zaskakująco dużo znajomych oraz C., z którą się nie widziałam od chyba z przed (sprzed?) pandemii.

GALERIA ZDJĘĆ.

PS Bo zapomniałam - zdecydowałam się na spacer w tłumie, choć na świeżym powietrzu, bo jestem już po drugiej dawce szczepienia. Duża ulga psychiczna, mimo że i tak wiem, że mogę zachorować.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 12, 2021

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: pride - Skomentuj


Zośka Papużanka - Przez

”A o czym jest ta książka?” - zapytała mnie obserwatorka mojego czytania. I jak zwykle mogę odpowiedzieć “kryminał z czasów PRL-u” czy “dziewczyna z depresją prowadzi śledztwo”, tak tutaj… Powieść w zasadzie nie ma akcji, nie ma też żadnego satysfakcjonującego finału; Papużanka doskonale umie w opisywanie patologicznej relacji i to chyba samo w sobie jest sednem “Przez”.

Narrator wynajmuje mieszkanie krótkoterminowo, wprowadza się w tajemnicy. Plan jest taki, że nie będzie wychodził, chyba że ukradkiem (śmieci!), zakupy mu dostarczą, żadnych kontaktów z ludźmi (co się szybko sypie, bo kurier oddaje przesyłkę dla sąsiada, a imprezujący studenci z piętra niżej upierają się, żeby przepraszać za imprezę), a jego głównym zajęciem jest obserwacja i fotografowanie kobiety mieszkającej naprzeciwko. Z pełnego reminiscencji monologu wewnętrznego powoli buduje się obraz - obserwowana kobieta to była żona narratora, chociaż wcale nie jest formalnie była, tylko opuszczona przez niego od 5 lat. Narrator jest głównie zainteresowany rejestrowaniem obrazu, skupiony na świetle i fotograficznej czułości, sfera uczuć w zasadzie nie istnieje, nie da się ustawić niczego precyzyjnym parametrem, co - jak się okazuje - było powodem setek kłótni w związku, czego nie niwelowały jej nieudane próby zgłębienia teoretycznych tajników fotografii.

Jaka to jest straszna psychologicznie sytuacja, życie z osobą, która jest skupiona na pasji, a nie na drugim człowieku. Ona chce zainteresowania, rozmowy, uczucia, nie chce być obiektem na fotografii. On nie wybacza najmniejszego potknięcia życiowego (i nie, nie rzucam kamieniem, też mnie irytują rzeczy drobne[1], czasem za bardzo, ale pracuję nad tym!), każdego zejścia z nakreślonej przez niego drogi, wreszcie wpada na pomysł, żeby żonę ukarać.

[1]

Inne tej autorki.

#75

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 11, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, beletrystyka, panie - Skomentuj


Eduard Fiker - Seria C-L

Lata 50. W wagonie pocztowym, transportującym 20 milionów koron w świeżo wydrukowanych banknotach z tytułowej serii C-L, wybucha bomba. Giną wszyscy konwojenci poza pracownikiem Urzędu Bezpieczeństwa, który - bardzo ciężko ranny - twierdzi, że nie było szans na to, żeby pieniądze nie uległy zniszczeniu. Kapitan Kalasz z Komendy Głównej i młodziutki Karliczek, oddelegowany jako asystent, są sceptyczni - dziwne ślady (nieużywany w pociągu klucz francuski i zamordowana dziewczyna przy torach kilkanaście kilometrów przed miejscem wybuchu) oraz pojawiające się epizodycznie na rynku banknoty z feralnej serii sugerują, że eksplozja nie była wypadkiem przy pracy i kradzież jednak nastąpiła. Potem ktoś planuje (na szczęście bez efektu) zgładzenie hospitalizowanego funkcjonariusza, a kolejni podejrzani o posiadanie kradzionych banknotów zostają znalezieni martwi. Przestępca okazuje się psychopatą, który chciał się zemścić na państwie za to, że rozstrzelano jego ojca za odmowę uczestniczenia w 1. wojnie światowej (“ponieważ był członkiem jakiejś sekty religijnej”). Morduje współpracowników, bo byli nierozważni, a narzeczoną, bo ”kobiety nawet za tysiące milionów nie zmusicie do milczenia”.

Się je: czekoladę, pieczywo, kiełbasę i ciastka oraz popija herbatą z manierki, wodą mineralną i kawą (w podróży), jajko w majonezie i rogaliki (w restauracji na Przykopach), dużą porcję lodów, cocktail, czarną kawę, kilka ciastek i papierosy (przesłuchiwana w kawiarni świadkini). Wreszcie dość obficie pożywia się kapitan, strudzony śledztwem[1].
Się gra: w “durnia” (”Grali w skupieniu, z drobnomieszczańską chciwością zagarniali drobne monety, co u tego rodzaju ludzi, mających do czynienia z milionami, wydało mi się groteskowe”).
Się pali: Karliczek nie pali, za to Kalasz pali nałogowo (na szczęście jest zdrów jak rydz), podobnie podpułkownik - straszliwe cygara, ze od ich dymu padały muchy.
Się czyta: “Dikobraz” (ale wcale nie bawi).
Się pije: czerwone wino.
Się zażywa: “chytry środek”, który pozwoli kapitanowi pracować dwa dni bez ustanku i usunie senność i zmęczenie; lekarz przepisujący przestrzega, że “organizm poza zażyciu zjada sam siebie”.
Się udaje: “białego” emigranta rosyjskiego, bo tylko tacy mogli dostać darmowy wstęp na wyższe studia.

[1]

— Zatrzymajcie się, na Boga! — krzyczę niemal. Wszystkie uczucia zagłusza we mnie nagle przemożny głód. Człowiek musi jeść. Kupuję trzy parówki z musztardą, dwie świeże bułki i kufel piwa. Potem z zapalonym papierosem wsiadam znowu do auta.

Inne z tego cyklu.

#74

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 10, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, kryminal, panowie, klub-srebrnego-klucza - Komentarzy: 2


O spacerach zorganizowanych - postmodernizm w Poznaniu

[19.06.2021]

Sobota, upał i - jak to się w Poznaniu mówi - klara daje. 6 tysięcy kroków #pieszopomieście z Kubą Głazem, który w ramach miejskich spacerów organizowanych przez SARP opowiadał - a opowiadać umie, doświadczeni słuchacze Radia Afera wiedzą, o czym mówię - o nieco zaniedbanym kawałku historii Poznania, czyli postmodernizmie bujnych lat 90. Od Zwierzynieckiej do Targów i pawilonu WTC[1], przez Sheraton do Akademii Muzycznej, przez pasaż między 27 Grudnia a Świętym Marcinem i kolejny między Świętym Marcinem a Taczaka (niestety, trasa zakończona zawrotką ze względu na fetysz grodzenia i odcinania przestrzeni publicznej), z Piekar na plac Wiosny Ludów, gdzie Kupiec Poznański i dawny budynek z lodami od Brody. Zabawnie czasem wypada porównanie planów i konkursów z finalnymi realizacjami, gdzie estetyka i założenia to jedno, a kosztorys drugie. Architekci z pracowni Klimaszewska i Biedak opowiadali o wyzwaniach z wprowadzeniem czerwonej cegły w tkankę miejską i o potyczkach z pewną konserwatorką zabytków. Yours truly zapisała się niechlubnie u prowadzącego, dzieląc się bez skrępowania myślą, że jednak od dzikiego parkingu pod Collegium Novum czy Teatrem Polskim wolałaby widzieć cokolwiek, czy to będzie trawnik z ławkami czy nawet biurowiec Liebeskinda; niechlubnie, bo prowadzący był przeciwnego zdania. Bardzo przyjemny spacer, chociaż trasę zdecydowanie lepiej przejść, jak nie jest tak gorąco.

ul. Zwierzyniecka, budynek mieszkalno-usługowy MTP, budynek WTC Aula UAM (przykład nie-pomo) Podwórze hotelu Sheraton i Bałtyku z elementami wystawy Katarzyny Kozyry Akademia Muzyczna Gwarna / Pod Kaponierą Łącznik między 27 Grudnia a Świętym Marcinem Łącznik między 27 Grudnia a Świętym Marcinem, detal i plan ogólny Piekary, zza robinii wystaje budynek mieszkalno-usługowy Łącznik między 27 Grudnia a Świętym Marcinem, detal i plan ogólny plac Wiosny Ludów z niesławnym Narożnikiem im. Pieczonego Kurczaka Piekary 6 / Piekary 19 Sheraton i Concordia, postmoderna i secesja

[1] Tu smutno-zabawna historyjka o tym, że 11 września 2001 ówczesny rednacz jednej z poznańskich gazet, usłyszawszy o samolocie wbijającym się w WTC, miał posłać w te pędy fotoreportera na Grunwaldzką, skądinąd niegłupio, bo to prawie że trasa nalotowa na Ławicę. Ale kilkanaście minut później go zawrócił.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 9, 2021

Link permanentny - Tagi: zbudowane, photowalk, sarp - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj


Lupin

Assane Diop, syn owdowiałego emigranta z Senegalu, nie bardzo radzi sobie z życiem. Żeby finansowo partycypować w wychowaniu nastoletniego syna, który mieszka z eks-partnerką, rozpoczyna mało prestiżową pracę jako sprzątacz, wprawdzie w “Luwrze”, ale jako sprzątacz. Problem w tym, że jest winny pieniądze lichwiarzom, więc wybierając zapłacenie “alimentów”, skazuje się na łaskę przestępców. Udaje się ich ubłagać, obiecując im udział w skoku na jeden ze skarbów Luwru - naszyjnik Marii Antoniny. Niestety plan się sypie, wspólnicy oszukują Assane’a i zabierają łup dla siebie. Tyle że nie do końca, bo Assane to współczesne wcielenie Arsene’a Lupina, który takie rzeczy miał wkalkulowane w znacznie większy plan.

Widziałam dwie skrajnie różne postawy recenzenckie - od absolutnego zachwytu do nazywania bohatera “deklem”, a produkcji niewypałem. Ja jestem pośrodku, ze skrzywieniem w stronę pozytywną, albowiem a) uwielbiam filmy typu heist oraz b) Paryż. Tak, heisty rządzą się własnymi prawami, czasem są absurdalne i nierealne, czasem zwyczajnie niewiarygodne i bajkowe, ale takie są zasady gatunku. Tak, Paryż w serialu to sponsorowana reklamówka, ale jakże ponętna. Mogłabym się czepiać, po co do współczesnego serialu doklejać luźne odniesienia do powieści z początku wieku (nie wspominając o czerpaniu z innych źródeł typu Hrabia Monte Christo), czemu wspominkowe realia AD 1995 wyglądają jak żywcem skopiowane z lat 70., że demoniczny Pellegrini, trzymający wszystkich w kieszeni, jest absurdalny, ale po co się czepiać, skoro się to bardzo miło ogląda.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lipca 8, 2021

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1


Andrzej Strzelczyk - Skok

Ewa wzywa 07, zeszyt 141

Spis osób:

  • Ryszard Ludwiczak - narrator, słabo zarabiający naukowiec, woli stać w kolejce niż słuchać jazgotu żony
  • Grzegorz Matyja - był na dłuższej praktyce w Moskwie i nauczył się zamawiać wódkę na trzech
  • Rafał - najmłodszy, więc biega po flachę, biedny i skąpy
  • Lena - pierwsza miłość narratora, aktualnie callgirl, zarabia więcej niż pęczek profesorów zwyczajnych
  • Zocha - małżonka narratora, albo zrzędzi, albo się drze
  • Zdzisiek, Stefan - synowie narratora, bez wpływu na akcję
  • Edward Waldemar Jon - docent dr hab., piekielna inteligencja, niespożyta energia, kolosalna ambicja i konfliktowy charakter, wysoki, bardzo chudy i zgarbiony
  • Ona - tajemnicza konkubina Grzegorza, pracuje na drugą zmianę, bez wpływu na akcję
  • Milena - sekretarka w SCENTII, pulchnawa apetyczna blondynka z kręconymi włosami i zadartym nosem, ma niewyrafinowane słownictwo
  • Jolka - pracowniczka kwestury, wiecznie zła, przestraszona i spiesząca się (do czasu)
  • Herr Weinmann - mówi twardą, ale poprawną polszczyzną
  • Czesiek, ps. Okoń - pływa na promach, niezbyt błyskotliwy na pierwszy rzut oka
  • Jasia - cipa Cześka, ma zalotnie rozchylony szlafroczek
  • ”Miętus” - były kochanek Leny, sponsor z Kopenhagi
  • Kulesza - prywaciarz, kontrahent SCENTII
  • Knud Jensen - duński profesor, ma 4 czy 5 dzieci, już nie pamięta
  • Irma L. - zakochana w EWJ bez wzajemności, dziennikarka

Naukowcy, wyrzuceni w połowie lat 80. z instytutów naukowych (m.in. z doświadczeniem internowania) zrzeszyli się w SCENTII, prywatnym przedsięwzięciu błyskotliwego Edwarda Jona (zwanego “i dabju dżejem”, bo wtedy to było modne). Ale że rynek pracy dalej był limitowany przez zaszeregowania i przydziały, więc mimo ciężkiej pracy nie mają legalnej możliwości rozwoju. Narrator jest wściekły z braku perspektyw (wiecznie zirytowana żona, uciążliwości życia w wielkiej płycie na Targówku, rozsypujący się maluch, telefon w planach 10-letnich, marzy chociaż o domku na Zaciszu). Początkowo dla zgrywy, potem już całkiem na serio, Ryszard, Grzegorz i Rafał planują zbrodnię doskonałą. Kiedy się okazuje, że jednak nie da się popełnić przestępstwa nie krzywdząc nikogo, Rafał się wycofuje, a Ryszard raczej skupia się na podbojach erotycznych[1], niejako mimochodem wchodząc w przemyt narkotyków. Po jakimś czasie przestają mu wystarczać zarabiane sumy, planuje więc przejęcie całego łańcucha dostaw, co sytuację mocno komplikuje. Do tego odkrywa, w jaki sposób Grzegorz pomnaża swoje dochody i dwa wątki łączą się ze sobą w dramatyczną scenę tuż przed zakończeniem, które niczego nie wyjaśnia.

Więc jak poprzedni tomik chwaliłam, tak ten w zasadzie to nie wiem, co miał na celu. Napiętnowanie gospodarki nierynkowej, w której cenieni fachowcy nie są w stanie wyżyć z zarobków i muszą zejść na drogę przestępczą? Niewierności małżeńskiej, z której przez seks z profesjonalistką płynnie przechodzi się do przemytu narkotyków? Pokazania, że luksusy bycia ekskluzywną call-girl są naprawdę złudne i krótkotrwałe, a przypadkowe kontakty erotyczne nie są tak emocjonujące jak te z uczuciami? Wiele wątków jest otwartych, podobnie zakończenie, co sugeruje jednak niedoróbki.

Się ma: limit benzyny do malucha na 330 km miesięcznie.
Się pije: wódkę, soviet brandy Ararat, whisky (u damy negocjowalnego afektu), Ballantines (black label).
Się je: elegancko podane ohydne dania z mrożonek (w restauracji), kanapki z pasztetem pod wódeczkę.
Szowinizm powszedni: “Typowa przedstawicielka lepszej połowy ludu polskiego: albo bez sensu chichocze, albo się nadyma, bo wtedy - uważa - nie jest łatwa, natomiast jest elegancka”; “kurewski charakter kobiet czyni z nich naciągaczki” przy jednoczesnej bezrefleksyjnej obserwacji, że żona narratora zarabia najwyżej ⅔ tego, co on.
Się wspomina: Raskolnikowa.
Bawiąc-uczyć: Lisowczycy.

[1] Niestety, jest to taka książka, ja przeczytałam, Wy już nie musicie. W szczytowym momencie narrator obraca kochankę-profesjonalistkę, sekretarkę szefa[2], pracowniczkę kwestury, konkubinę przemytnika i jeszcze znajduje siłę na zaspokajanie żony w celu zachowania miru domowego.

[2] Która to sekretarka oczywiście sypia z szefem i - jak się okazuje w trakcie - nie tylko.

Inne z tego cyklu tutaj.

#73

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 7, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: kryminal, panowie, prl - Skomentuj