Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Breeders

Paul (Martin Freeman) i Ally (Daisy Haggard, możecie ją kojarzyć z “Episodes”, szefowa działu komedii, która nigdy się nie śmiała; tu się śmieje) wychowują dwójkę dzieci - 3-latkę i 7-latka. I w zasadzie to właśnie serial o tym, jak być rodzicem. Czasem przejaskrawiony, czasem bardzo prawdziwy (“jak chcesz go udusić, to weź kołderkę w tygryski, jest cięższa”), zabawny i posępny jednocześnie. Jak walczyć z absurdalnymi dla dorosłego strachami dziecka, jak położyć dzieci spać, kiedy nie chcą (i żeby żona nie wezwała policji), jak (nie) radzić sobie z balansowaniem między karierą a rodziną, jak być dorosłym dzieckiem nieodpowiedzialnego/narcystycznego rodzica, wreszcie co zrobić, kiedy świat się wali z powodu choroby dziecka. Trochę o rolach w związku - kto sobie radzi, kto nie, kto jest lepszym organizatorem i dlaczego, czy wreszcie czemu się wrzeszczy na dzieci, które się kocha najbardziej na świecie.

Odpowiadając na powtarzające się pytanie - tak, polecam, zwłaszcza rodzicom. Nie rodzicom też, jeśli lubią komedie brytyjskie.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 9, 2020

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Kristina Ohlsson - Niechciane

W większości kryminałów sprawę rozwiązuje doskonale współpracująca i zaprzyjaźniona ze sobą ekipa. U Ohlsson tak nie jest - Alex Recht, szef ekipy - jest doświadczonym rutyniarzem, irtytują go jego podwładni: chłodna i pozbawiona emocji Fredrika, analityczka z wykształceniem uniwersyteckim, która usiłuje oddzielać życie prywatne od sprawy oraz Peder, słabo panujący nad sobą i swoimi popędami. Wymusza szacunek w sposób czasem dość niewyrafinowany[1], co nie pomaga na stosunki w zespole. Peder jest zazdrosny o Fredrikę i jej udział w śledztwie, bo jego marzeniem jest zaprzyjaźnić się z szefem na tyle, żeby razem chodzili na piwo. Jednocześnie rozsypuje się jego życie prywatne, bo zaczął zdradzać żonę z przypadkową koleżanką z pracy, motywując sobie to faktem, że żona cierpi na przewlekłą depresję, a jemu się coś od życia należy. Z Fredriką, mimo że go wkurza, też by się przespał, bo jest atrakcyjna, chociaż wycofana[2]. Fredrika z kolei jest po przejściach - w wieku 15 lat uczestniczyła w wypadku, po którym nie mogła już grać na skrzypcach, co przekreśliło jej karierę skrzypaczki. Dodatkowo spotyka się z żonatym i 15 lat starszym od niej profesorem uniwersyteckim, co raczej ukrywa przed światem. W pracy irytuje ją wszechobecna pogarda dla eksperckiej wiedzy akademickiej.

Tak źle sklejony zespół szuka zaginionego dziecka - z pociągu w wyniku zbiegu okoliczności znika 6-letnia Lilian. Jej matka jest w separacji, bo ojciec dziecka kilkukrotnie ją brutalnie pobił, a sprawy umorzono tylko dlatego, że miał alibi od znajomych. To oczywiście daje policji asumpt do szczegółowego przyjrzenia się jego osobie, tym bardziej, że jest nieuchwytny (mimo nagłośnienia informacji o zaginięciu dziecka), a na jego służbowym komputerze znaleziono treści drastyczne. Sytuacja się komplikuje, kiedy matka otrzymuje w paczce włosy i ubranie dziecka. Dziewczynka niestety się znajduje niedługo później, martwa, naga i z napisem “Niechciana” na czole. To nie kończy listy zgonów w tym tomie, a finał, w którym Alex ulega poparzeniu, jest bardzo emocjonalny.

[1] – Na pewno nie zaszkodziłoby ci, gdybyś odnosiła się z szacunkiem do umiejętności i doświadczenia, które posiadam. Od wielu lat szukam zaginionych dzieci, więc uwierz mi, wiem, co robię.

[2] Fredrika, mimo tych krytycznych uwag pod jej adresem, była wyjątkowo pociągająca. Miała idealną cerę i duże, piękne, niebieskie oczy. Niebieskie oczy w połączeniu z ciemnymi kolorami dawały wręcz powalający efekt. Jej ciało wyglądało, jakby należało do dwudziestolatki, a postawa i spojrzenie były jak u bardziej dojrzałej kobiety. Piersi też wyglądały jak u kobiety dojrzałej. Peder łapał się czasem na nieprzyzwoitych myślach o Fredrice. Podejrzewał, że stowarzyszenia studenckie i studenckie puby przeobrażały wielu młodych ludzi w świetnych partnerów seksualnych. Wyobrażał sobie, że ona też do nich należała.

Inne tej autorki tutaj.

#55-57 (przeczytałam też “Odwet” i “Na skraju ciszy”, albowiem szczęśliwie nic nie pamiętałam).

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 6, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, panie, kryminal - Skomentuj


O tym, że Botanik jednak zamknięty

[3.05.2020]

Zupełnie nie rozumiem tej akcji z Ogrodem Botanicznym w Poznaniu. Bo niby miał być otwarty, ale jak w niedzielne przedpołudnie podjechaliśmy, to jednak okazało się, że do odwołania nie. Smuteczek. TŻ zarządził wycieczkę objazdową do Gołusek, żeby chociaż trochę koloru odzyskać. Mam wrażenie, że podjechaliśmy od innej strony niż poprzednio albo tulipany były wysadzone w innym miejscu, gorzej dostępnym. Do tego burzowe chmurki, drobny deszczyk przegonił mnie z pola.

GALERIA ZDJĘĆ oraz zdjęcia z 2014.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 5, 2020

Link permanentny - Kategorie: Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tag: goluski - Skomentuj


Joanna Bator - Rok królika

Julia Mrok, poczytna pisarka mrocznych powieści historyczno-romansowo-kryminalnych, decyduje się zniknąć, bo narasta w niej podejrzenie, że jej dwóch kochanków - Aleksander i Al (sic! może to znaczące, ale jest w końcu tyle imion...) - chcą ją zamordować. Dyskretnie wybiera pieniądze z banku, kupuje nową tożsamość, pozoruje śmierć, farbuje włosy, zakłada brązowe szkła kontaktowe, żeby ukryć blond włosy i zielone oczy, i jedzie przed siebie. Jeśli już to gdzieś czytaliście, to macie rację: “Zawiązaniem fabuły jest jej ucieczka po upozorowanej śmierci do Włoch, gdzie na tarasie wynajętego domu, z obciętymi i przefarbowanymi włosami, jeszcze pełna przerażenia po tym, co się stało, próbuje posklejać siebie samą” (tak, to “Pani wyrocznia”). Julia przeobraża się w Annę Karr, której siłą napędową stają się, ulubione również przez Julię, nagłówki tabloidów. Do Ząbkowic Śląskich przyciąga ją królik-morderca, w którego wstąpiła dusza zmarłej staruszki, rzucający się ludziom do gardła i terroryzujący miasto. Anna planuje rozwiązać tę tajemnicę, a przy okazji przypadkowe znaki - spotkanie blondynki Sandry, zdjęcie bliźniaczek-sierot, które rozdzielono, nieskładna opowieść menela Konkursowego Dziadka - każe jej właśnie w Ząbkowicach szukać śladów własnej przeszłości, zagubionej w domu dziecka. I ponownie, jeśli już gdzieś to czytaliście, to macie rację: “Alicja, pochodząca z Wałbrzycha dziennikarka, wraca po latach do miasta, z którego uciekła po rodzinnej tragedii - śmierci siostry, a potem ojca. (...) Odkopując historię dzieci, odkrywa też swoją własną” (to już własna fabuła Bator, Ciemno prawie noc).

To nie tak, że jestem rozczarowana, ale nie sposób nie zauważyć, że “Rok” jest połatany z kawałków mniej lub bardziej rozpoznawalnych, dodatkowo nieco rozepchany pisaną przez Annę powieścią, w którą wplata każdego napotkanego człowieka - poparzoną właścicielkę hotelu, chłopca-mężczyznę z zajęczą wargą, niesamowicie podobną do niej Sandrę, która może być jej alter ego/zaginioną przed laty bliźniaczką. Miasteczko jest małe, ale nieustająco się w nim błądzi; ma urząd, w którym każdy przyjezdny musi się zarejestrować, ale po kafkowsku nigdy nie jest czynny, reorganizacja, formularze się właśnie zmieniają, a dodatkowo zalało im piwnicę. Motyw tsunami, przypadkiem pojawiający się w dramatycznej narracji w mediach, zupełnie zignorowany w małym miasteczku, to powidok po reportażowym “Rekinie z parku Yoyogi”.

Tak jak to już zauważyła dees, to historia o kobietach dla kobiet, chociaż może nie do końca w typowym, przyjaciółki-na-zawsze ujęciu. Julia stroni od kobiet, jej uszkodzone ucho nie drga na historie, które opowiadają, woli zdecydowanie historie mężczyzn. Anna w Ząbkowicach wpada w sam środek Spa pod Królikiem, ultra-kobiecej spółdzielni terapeutycznej, głównie dla mężczyzn, których życie naznaczone jest stratą. Mierzi ją przyjaciółkowanie, miękkie zdrobnienia, oblepiające i rozlewające się jak biust kucharki-psycholog Basi; ale mimo niechęci Anna widzi siłę tych kobiet.

Żeby było jasne - to jest świetnie językowo napisana książka, wciągająca do ostatniej strony. Nie jest też tak traumatyczna jak “Ciemno prawie noc”, ale nie tak dobra, nie chcę jej czytać ponownie, po części nieco rozczarowana zakończeniem, po części wspomnieniami po zgrabniejszej poprzedniej powieści.

Inne tej autorki tu.

#54

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 3, 2020

Link permanentny - Tagi: panie, 2020, beletrystyka - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Mary Roach - Osobliwe życie nieboszczyków

Roach wybiera różne tematy, czasem anegdotyczne, wszystkie związane jednak ze śmiercią, zwłokami czy pochówkiem - badania naukowe ciał lub preparatów, crash-testy z użyciem zwłok (jako najbliższych anatomicznie żywemu człowiekowi), rozkład, ekologia pochówku, szacunek dla zmarłych i przesądy związane ze zwłokami, trochę groteski typu eliksir z mumii czy te mniej oficjalne karty z historii patologii, czy wreszcie tabu związane ze śmiercią. Pomijając garść ciekawych historii typu ustalanie przyczyn katastrof lotniczych na podstawie uszkodzeń ciał pasażerów, to, co mi głównie zostało po lekturze dziś, to pełen prawdopośrodkizmu stosunek do medycyny i kuchni chińskiej (czy szerzej - azjatyckiej), słynnej z przetwarzania wszystkie, co da się złapać (historycznie również ludzi). Autorka jest pełna podziwu do przedsiębiorczości Azjatów przez wieki, zwracając białemu człowiekowi uwagę, że pies różni się od krowy tylko społecznie, zaś kość słoniowa na fortepiany czy wątroba tygrysa na leki na potencję to ten sam sposób utylizacji fauny. Wiem, minęło prawie 20 lat od wydania książki (2003), świat się nieco zmienił, zwłaszcza przez ostatnie pół roku, ciekawa jestem, czy dziś również takie podejście by autorka miała; szybki skan Internetu znalazł tylko najświeższe felietony z 2016. Szkoda.

Wadą tej książki jest zupełnie niepasujący sposób pisania, mieszający reportaż z pamiętnikiem (autorka z upodobaniem do relacji wciska niepotrzebne szczegóły typu “przed wejściem do kostnicy chciałam iść na kawę i coś zjeść, ale nie mogłam znaleźć miejsca parkingowego w okolicy, więc zaparkowałam dalej i jak już doszłam na miejsce, to było za późno na szukanie kawiarni”, kogo to obchodzi, serio, jak się czyta o metodach badania czasu rozkładu zwłok czy średniowiecznych preparatach z nieboszczyków). Przeszkadzało też mi skakanie z tematu na temat, czasem zamykając jeden i przechodząc do drugiego dygresyjnie, przy czym przejście było oczywiste tylko dla autorki (typu “kiedy wracałam do domu i popatrzyłam na niebo, przypomniało mi się…”).

Inne tej autorki tutaj.

#53

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 1, 2020

Link permanentny - Tagi: 2020, panie, popularnonaukowe - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 2


Karin Fossum - Czarne sekundy

9-letnia Ida, rezolutna i śliczna, wybiera się na nowym rowerze do kiosku po gazetę dla dziewcząt i gumę do żucia. Matka jest niespokojna, ale to raptem 5 kilometrów, nie ma powodu, żeby zabraniać tej odrobiny samodzielności. Tyle że mija godzina, półtorej, Ida nie wraca. Spanikowana matka zaczyna szukać dziewczynki, niestety ślad po niej zaginął. Policja pojawia się już trzy godziny później, uruchamia szeroko zakrojoną akcję poszukiwawczą, ale bez rezultatów - nie ma żadnego śladu, nie ma ciała dziecka, zniknął też rower. Sejer ze swoim współpracownikiem Skarrem sprawdzają wszystko - lokalnych przestępców (zwłaszcza o predylekcji do dzieci), rodzinę, potencjalnych świadków, ale dopóki matka małej Idy nie znajdzie jej roweru u innego dziecka, nie ma żadnego punktu zaczepienia aż do momentu, kiedy 10 dni później zamrożone ciało Idy, zawinięte w kołdrę i przebrane w elegancką koszulę nocną zostaje znalezione na poboczu drogi.

Mimo trudnego tematu to mało traumatyczna lektura; raczej trzyma czytelnika w napięciu, co się wydarzyło tego feralnego dnia. Autorka - niezależnie od śledztwa - podsuwa czytelnikowi różne tropy - stłuczka samochodu 18-letniego kuzyna Idy, staranowanego przez za szybko jadący samochód, dystrybucja narkotyków w warsztacie samochodowym czy wreszcie dziwne zachowanie Johannesa, autystyka, który potrafi tylko mówić “nie”.

Inne książki tej autorki tutaj.

#52 (nie wychodzę, więc czytam; w poprzednich latach “roczny limit” najwcześniej zrobiłam w maju 2014, kiedy nie performowałam w korporacji).

Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 29, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, panie, kryminal - Skomentuj


Lauren Groff - Fatum i furia

“Fatum” to opowieść Lancelota - od wspomnień z dzieciństwa, przez związek z Mathilde, największą życiową miłością. Od dziecka zwany Lotto, bo imię nawet jak na amerykańskie Południe było zbyt pretensjonalne. Po nagłej śmierci ojca (udar w wieku 46 lat), wyrwał się matce spod kontroli, wszedł w narkotyki i łatwą erotykę, bo mimo trądziku był gładki i wygadany, po aresztowaniu za nieobyczajność opiekuńcza matka wysłała go do szkoły z internatem, a potem na studia. Dziedzic fortuny (wytwórnia wód mineralnych), nagle został wydziedziczony, gdy oznajmił, że się ożenił w wieku lat 23. Aspirujący aktor, nieodnoszący sukcesów, stawał się coraz bardziej zgorzkniały mimo wsparcia żony, utrzymującej dom; sytuacja uległa zmianie, kiedy odkrył w sobie geniusz dramaturga. “Furia” to dwukierunkowa - przeplatająca chronologicznie wspomnienia Mathilde oraz akcja podjęta tam, gdzie skończyło się “Fatum” - druga strona medalu w narracji żony. Opiekuńczej, mówiącej zawsze prawdę, skupionej na dobrostanie Lotta, zajmującej się jego finansami, zarządzaniem dorobkiem, gdzieś tam między wierszami cierpiącej z powodu braku akceptacji ze strony teściowej i niemożności zostania matką. Tyle że nie.

Nie jest to obraz z dwóch kamer, jak było w “The Affair”, ale dopiero po tym, jak niektóre sytuacje, opisywane przez męża, zostaną wyjaśnione przez żonę, można mieć pełen obraz tego, co się przez lata wydarzyło. Jest ogromna różnica, jak bohaterowie postrzegają samych siebie i jak są postrzegani przez partnera, jak wiele słów nie zostaje wypowiedzianych, jak wiele zostaje tajemnicą. Autorka świetnie opisuje wielostronność zdarzeń, brak jedynej prawdy, odcienie szarości sytuacji, kiedy każde z partnerów wchodzi z inną wiedzą i doświadczeniem. Lotto i Mathilde nie żyją też w próżni, dookoła nich krążą przyjaciele i wrogowie, rodzina, a przeszłość kładzie się czasem szarym cieniem na współczesności. Uprzedzam też, że opisy pożycia intymnego zaczynają się już na drugiej stronie, to jest ten typ książki; jednocześnie nie jest to tani erotyk.

Inne tej autorki:

#51

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 27, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, beletrystyka, panie - Skomentuj


Ścieżka w koronach drzew

Spragniona jestem nowości, zwłaszcza że świat nagle skurczył się do najbliższych okolic (Schengen, wróć!), a i w najbliższych okolicach miejsca dzielą się na te jeszcze zamknięte albo zatłoczone. I wtem Poznań otworzył nową ścieżkę w koronach drzew, podobno drugą w Polsce, tuż przy Malcie. Zabrzmię jak egzaltowana nastolatka, ale po raz pierwszy od półtora miesiąca poczułam bezstresową radość, że można wyjść i jest gdzie. Wiadomo, dalej trzeba uważać[1], ale w las można bez maseczki! W zieleni pięknie pachnie, ptaszęta śpiewają, w weekendy jednak bym omijała, bo tłumy. W piątkowe popołudnie było już dość tłoczno, chociaż dało się zachować dystans. Całość jest na jakieś 20 minut spaceru (nawet Majut nie zdążył zapytać więcej niż raz "a kiedy wracamy do samochodu?"), więc nawet po pracy się da przed zmrokiem.

Gdzie to, pytacie. Ja weszłam od ulicy Krańcowej, na wysokości Wiankowej skręca się w las w stronę przeciwną niż Malta i Taj India (ale z Taj India można zamawiać na wynos!). W lesie trzeba kierować się bardziej w lewo niż w prawo, bo jednokierunkowa ścieżka idzie od lewej do prawej. Można też zaatakować od ulicy Czekalskie, ale jak zabłądzicie, to nie moja wina.

GALERIA ZDJĘĆ.

[1] Serdecznie nie pozdrawiam tych, co szli ścieżką pod prąd, mimo że jednokierunkowa. I tych, co przyszli z piwem, bo przecież bez piwa się nie da; kosze pełne, butelki nie tylko przy koszach, ktoś posprząta, jasne. I tych, co pozrywali taśmy zabezpieczające, bo muszą koniecznie siedzieć w zamkniętej jeszcze części piknikowej. Kto im zabroni.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 26, 2020

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tagi: dolina-cybiny, malta - Komentarzy: 1


Terry Pratchett - Panowie i damy

Przeczytałam (chyba po raz czwarty, ale niczego nie żałuję) Wyprawę czarownic, bo akcja “Panów i dam” rozpoczyna się od razu po powrocie trzech wiedźm z Genoi (i odwiedzin u słonia). Magrat wścieka się na Babcię i Nianię, bo nie chcą jej wyjaśnić, co się kryje za Tancerzami, kromlechami ustawiony w krąg w lancranckim lesie, rzuca więc czarownictwo i przenosi do zamku, gdzie Verence II zorganizował już wszystko, łącznie z ustaleniem terminu, na nadchodzący ślub młodej pary. Życie przyszłej królowej jest może i prestiżowe, ale… nudne. Obraza jej nieco mija, kiedy okazuje się, że nierozważna nastolatka przyciągnęła do Lancre Elfy, piękne, eleganckie, magiczne stworzenia, które chcą ludzi nieco sponiewierać, zanim ich zabiją. Na ślubie królewskiej pary, uświetnionym przedstawieniem w wykonaniu lokalnych talentów, pojawiają się też magowie z Niewidocznego Uniwersytetu - Myślak Stibbons, Kwestor, Bibliotekarz oraz sam rektor Mustrum Ridcully, pochodzący z Lancre i niegdyś przez chwilę zaangażowany z Esme Weatherwax[1]. Magrat wpada w furię ponownie, kiedy znajduje list wyjaśniający, skąd propozycja ślubu; a że jednocześnie na zamek (i całe Lancre) jest pełen Elfów, Magrat przekuwa złość w waleczność za sprawą zbroi legendarnej[2] królowej Ynci. Do pokonania Elfów (wiem, zdradzam fabułę, ale na litość, ta książka ma prawie 30 lat, ogarnijcie się) przydaje się obecność Casanundy, drugiego największego kochanka na Dysku, oraz pszczół.

Szekspir też był tutaj grany, mimo sugestii narratora, że “Sen nocy letniej” nie byłby wcale chwytliwym tytułem. Historia odwiecznych, choć zapomnianych istot, obecnych w przetworzonych ludowych legendach, z czarownicami, które jako jedyne pamiętają i dzięki temu mogą obronić świat. Całość nie jest może tak zabawna jak poprzedni tom, ale ma swoje mocne momenty (wychodek w garderobie, oczekiwanie na dostarczenie “Sztuki miłości”, taniec z kijami i wiadrami jako czynnik rozpraszający czy megality, tworzące Wielkiego Stukacza).

[1] Mam wrażenie, że to powielenie wątku z Równoumagicznienia, gdzie Babcia zaprzyjaźniła się (chociaż już w wieku dojrzałym) z ówczesnym rektorem Cutanglem; oczywiście to bardzo kreatywne użycie narracji, bo dzięki temu pojawia pomysł - użyty potem w “Bogach, honorze, Ankh Morpork” - nogawek czasu. Wiecie, to co mamy teraz, kiedy ze smutkiem patrzymy na zapisane w kalendarzu spotkania i wyjazdy, które nagle już nie są aktualne z powodu pandemii. W czwartek nie wyjeżdżam na Rugię, a Wy gdzie nie będziecie?

[2] Czytaj: nieistniejącej. Ale to nikomu nie przeszkadza.

Inne tego autora tutaj.

#50

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 26, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, panowie, sf-f - Komentarzy: 2


Ewa wzywa 07 53-54

Maciej Z. Bordowicz - Fikcja #53

Spis osób:

  • Franciszek Szpakowski (Szpaczek) - sprawia wrażenie przedstawiciela szmatławej elegancji i naciąganych manier
  • Kubisz - dziennikarz, niewysoki, w przyciemnionych okularach, nie wygląda na 40 lat
  • kapitan Jerzy Olecki - dość gwałtowny w reakcjach, przystojny, chłopięcy spryt czai się w oczach
  • Zygmunt Rubin - przedwcześnie łysiejący, typ byłego sportowca wyczynowego
  • Jastroń - dyrektor więzienia w Tarczewie, niski, grubawy, gładko wystrzyżony
  • Jaranowski - więzień z podejrzanie regularnymi atakami gorączki
  • podporucznik Iza - nieduża, ładna, a mundur leży na niej jak fartuszek szkolny na licealistce, nie umie w interpunkcję
  • Adam Zdun - fotograf milicyjny, nadużywa retuszu, gdzie nie trzeba
  • Tomasz Gozda - ma złote ręce do wszystkiego
  • Józef Krupczak - 18-latek po poprawczaku, chętny na łatwy zarobek
  • Staszewski - kasjer, cherlawy mężczyzna w okularach o grubych szkłach
  • Zbyszek - niewysoki, w jasnym garniturze, funkcjonariusz incognito
  • Joanna - młoda, bardzo ładna lekarka, biały fartuch leży na niej, jakby był szyty w Modzie Polskiej
  • Mundzio Cajgowski - świetnie utrzymany facet po 50.
  • Norowska - po 50., jak na swój wiek ma jeszcze pretensje do życia
  • Andrzej - syn Norowskiej, ma smykałkę do elektroniki

Kilka lat przed współczesnym śledztwem, grupa przestępców - Rubin, Gozda i Krupczak - organizuje zuchwały napad na konwojenta przewożącego pieniądze. Krupczak ginie w płomieniach w celowo zablokowanym przez Gozdę samochodzie, wystawionym jako pułapka. Gozda ginie postrzelony przez milicję, pozostaje Rubin, któremu udaje się schować zrabowane walory, a aresztowany zostaje po pechowym spowodowaniu wypadku. W więzieniu w celi opowiada współosadzonym - Jaranowskiemu, Szpakowskiemu i Kubiszowi - o swoich wyczynach. Kubisz, jak się okazuje potem, jest dziennikarzem bez wyroku, który wyżebrał możliwość spędzenia miesiąca w więzieniu w celu uzyskania materiału na książkę. Z sukcesem, bo i sprzedana w sporej liczbie egzemplarzy oraz drukowana w odcinkach. Autor zapomniał już o całej sprawie, ale nagle dowiaduje się o śmierci “Szpaczka” oraz do jego drzwi puka Rubin, niedwuznacznie sugerujący, ze Kubisz podprowadził mu ukryte przed aresztowaniem pieniądze.

Jakkolwiek wprawiona jestem w analizowaniu zagadek kryminalnych, tak tutaj poległam, bo nie rozumiem związków między wszystkimi uczestnikami akcji. Wątek Jaranowskiego, któremu ktoś przemycał leki pozwalające na symulowanie choroby i pobyty w szpitalu, a finalnie go zabił, nie trzyma się kupy, wiążąc ze sobą lekarkę Joannę (notabene między wierszami pojawia się informacja, że to córka fotografa policyjnego) oraz Andrzeja, sprytnego majsterkowicza. Nie mam pojęcia, co z całą sprawą miał biznesmen Cajgowski poza pożyczeniem od śp. Szpaczka 100 tys. złotych, które okazały się być fałszywe. Oraz czemu mężczyzna po 50. “dobrze się trzyma”, a kobieta w tym samym wieku już tylko odcina kupony od własnej urody.

Się pije: koniak, zimne piwo.
Się pali: płaskie, giewonty.

Inne tego autora tutaj.

Andrzej Zarzycki - Dimanche znaczy niedziela #54

Spis osób:

  • Roman Zagórny - dziennikarz z Dziennika Łódzkiego w delegacji, z przeszłością w służbach
  • Roma Kulicka - ostra, przystojna blondynka, z mocnym makijażem oczu
  • kapitan Jerzy Szarecki - Komenda Stołeczna MO, mózg operacji
  • porucznik Paweł Grad - szczupły opalony blondyn, przyjaciel Szareckiego, życzliwie usposobiony do świata
  • podpułkownik Tadeusz Kuźmierek - jowialny, fanatyczny wróg biurokracji
  • Jadzia - sekretarka Kuźmierka, filuternie patrzy na Grada
  • Henryk Kocoń - laborant w Spółdzielni Chemicznej, przypadkowy przechodzień
  • porucznik Grzegorz Filipiak - Komenda Dzielnicowa
  • kapral Leon Sikora - bystry WOP-ista incognito, pojawia się w reminiscencjach (ale istotnych!)
  • Grażyna Holek - telefonistka, miła, lecz sprytna
  • redaktor Andrzej Dymek - znajomy Zagórnego, bywalec SPATiF-u, zwany Otcodymkiem
  • Dudzik (ps. Pyton) - emerytowany rzezimieszek
  • inżynier Robert Skóra - właściciel hacjendy na Bielanach, organizuje imprezy z gołymi tancerkami
  • porucznik Albin Kosma - system nerwowy prowadzonej akcji
  • Zdzisław Trojanek - syn Feliksa, pilny uczeń Dudzika
  • Feliks Trojanek - właściciel posesji przy Morwowej 2, dawniej postrach okolic
  • Czesław Trojanek - syn Feliksa, łatwo nawiązuje kontakty, w tym międzynarodowe

Pół stołecznej milicji szuka tajemniczego “Pana Bolo”, który handluje walutą hurtowo oraz wprowadza zmowę cenową u koników, a krnąbrni dostają ostrzeżenia. Zupełnym przypadkiem Zagórny, mieszkający w Grand Hotelu, znajduje w eleganckiej torbie belgijskich linii lotniczych “Sabena” 20 tysięcy dolarów i karteczkę z tajemniczą notatką. Przepisuje karteczkę skrzętnie niczym student z dowcipu (co to idzie student, leży książka telefoniczna, na wszelki wypadek bierze i się uczy na pamięć), po czym w drodze na posterunek obrywa w głowę, a zawartość torby znika. Wprawdzie podpułkownik Kuźmierek ręczy za znajomego z dawnych czasów, ale jedna z linii śledczych oczywiście sugeruje, że Zagórny może być w szajce rozprowadzającej dolary (fałszywe i prawdziwe). Jak się łatwo domyślić, pomyłka następuje z powodu identycznych toreb, a współpraca Zagórnego pozwala sprawę wyjaśnić.

Się pali: fajkę, triumphy, carmeny.
Się pije: koniak (pliskę), żytnią z lodu.
Się je: strogonoff w kokilce.

Inne z tego cyklu tutaj.

#49 (przeczytałam też po raz kolejny EW052.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 23, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, panowie, prl, kryminal - Skomentuj