[28.08.2025]
Muzeum Historii Naturalnej to mój ulubiony typ muzeum, więc wybrałam je sobie na prezent na okrągłe urodziny, O KTÓRYCH NIE CHCĘ ROZMAWIAĆ. Wiedeńskie pod względem eksponatów nie zawodzi - multum minerałów, w tym obłędnie piękne gabloty z biżuterią i oszlifowanymi klejnotami, ruchome dinozaury, muszle, ryby, gady, meteoryty i - co mnie zaskoczyło - oryginał Wenus z Willendorfu, taka malutka, jedyne 11 cm wysokości. Oprócz zawartości, muzeum ma też obłędnie piękny budynek - klatki schodowe, kopuły, sklepienia, malunki na sufitach, a już sala kawiarniana, gdzie całkiem przystępnie można kawę, ciastko i co ino, jest przepiękna, złota, ale skromna. Bardzo mi się podobało, ale pewnie nie za szybko wrócę, bo we Wiedniu muzeów jak splunąć.
Bilety nabywa się onlajnem albo w baraczku przed wejściem. Bardzo bogaty sklep z pamiątkami, toalet nie sprawdzałam, trochę żałuję, bo mogły też być na bogato. Wchodzi się od strony Maria-Theresien-Platz, a zaraz na przeciwko jest Kunsthistorisches Museum, podobno też ma wysokiej jakości zawartość i wnętrza.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday October 7, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
B is for Birthday, Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
austria, wieden
- Skomentuj
Zbiór opowiadań, chociaż może to bardziej impresje, monologi czy rozmowy, ze wspólnym mianownikiem, że o kobietach. Diagnoza nowotworu, starzenie się, date fraud w opowieści starszej, samotnej pani (“amerykański lekarz w kłopotach”), przemocy w związku, samoobronie i przeprocesowywaniu traumy sprzed lat, czarnych protestach i ludzkich dramatach, które wyrywają krzyk z gardła, o wewnętrznym dziecku, przyjaźni czy dwugłos o miłości. Wszystko spisane piękną frazą autorki. Miejscami trudne, miejscami wzruszające, ale w każdej historii pobrzmiewa człowieczeństwo, potrzeba bycia zaopiekowaną i potrzebną.
Inne tej autorki.
#77
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday October 7, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, opowiadania, panie
- Skomentuj
Nie wiem, co tu się stało, ale mimo doskonałych warunków brzegowych - świetna książka jako baza scenariusza, Andrew Scott w głównej roli i przepiękne włoskie plenery - serial to niewypał. Nie zrozumcie mnie źle - jest doskonale nakręcony, bardzo artystycznie (czarno-biały), świetnie zagrany i jeśli nie oglądałyście filmu z 1999 (z Damonem, Law i Paltrow), to nawet bym polecała, zwłaszcza dla ultrafanek Scotta. Ale znając książkę i poprzednią ekranizację, jest to produkcja całkowicie zbędna i nic nie wnosząca, typowy vanity project. Gorzej, ta wersja odziera oglądanie z emocji - tak, jak wcześniej było widać, że Ripley został skrzywdzony, a działanie w afekcie spowodowało konieczność eskalacji, tak tutaj od początku wiadomo, że Ripley to cyniczny cwaniak, a wpada zwyczajnie przez arogancję i głupotę. I na koniec - jaki to snuj, 8 odcinków wypełnionych częściowo watą, bo akcji jest maksymalnie na 4. Ale przecież trzeba pokazać kilkanaście razy, jak bohater idzie po niekończących się schodach w czasie rzeczywistym i go to męczy (zaskoczenie) albo przez cały odcinek wlecze zwłoki z miejsca na miejsce. Niekoniecznie.
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday October 6, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
To była moja pierwsza wizyta w Wiedniu, nie wiedziałam, czego się spodziewać poza tym, że secesja, zabytków jak napluć i że jest metro. Więc w dużym skrócie - Wiedeń to taki Berlin, który nie został zdemolowany w 1945 roku. O samym Wiedniu i tym, co widziałam, opowiem niebawem, ale sztandarowym przykładem podobieństwa jest właśnie metro. Jeśli znacie metro w Berlinie, to wiedeńskie wygląda prawie tak samo, tylko jest ciut mniejsze. 6 linii oznaczonych kolorami i numerami U1-U6, znaczek U jak U-bahn, doskonałe do szybkiego dotarcia gdziekolwiek, bo parkowanie bywa upierdliwe i trzeba zrobić magisterkę, żeby wiedzieć gdzie i jak długo. Wybrałam apartament przy metrze, więc dodatkowo było wygodnie. Przejechałam się U1 z Vorgartenstrasse do Karlsplatz, a U2 z Praterstern do Volkstheater. Na następny raz zostawiam sobie polowanie na sztukę w metrze trafiłam tylko na geometryczną instalację Petera Koglera na stacji Karlsplatz.
Pratersterne
Dotychczas:
Berlin *
Budapeszt *
Buenos Aires *
Dublin *
Praga *
Lizbona *
Porto *
Wiedeń.
Niebawem: San Francisco * Taipei * Paryż * Londyn
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday October 5, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
austria, metro, wieden
- Skomentuj
Podczas przyjęcia u znanego aktora, sir Cartwrighta, na którym przypadkiem znalazł się Hercules Poirot, wszyscy są świadkami niespodziewanej śmierci lokalnego pastora, starszego, spokojnego, nikomu nie szkodzącego człowieka. Pada podejrzenie o truciznę, ale szklanka pastora niczego nie zawiera. Goście się rozjeżdżają, gospodarz, który - bez związku - uznał, że obiekt jego uczuć, panna Hermione, zwana Egg, nie odwzajemnia, decyduje się sprzedać posiadłość i wyjechać za granicę. Mija jakiś czas, podobna grupa ludzi spotyka się na przyjęciu u przyjaciela Cartwrighta, doktora Strange’a; nie ma tu Poirota i aktora, którzy bawią na Lazurowym Wybrzeżu. I ponownie, nagła śmierć - umiera gospodarz, a sekcja zwłok wykazuje otrucie stężoną nikotyną, mimo że w szklance zamordowanego śladu również nie ma. Policja wraca do śmierci pastora, ekshumacja potwierdza podejrzenia - to jednak też było morderstwo. Dodatkowo znika świeżo zatrudniony kamerdyner Strange’a, niejaki Ellis. Sir Cartwright, Egg, przyjaciel aktora, pan Satterthwaite oraz Poirot zaczynają własne śledztwo.
To nie jest zły kryminał, ale nie róbcie tego, co ja - nie idźcie sprawdzać, jak się pisze Satterthwaite, bo na wiki jest wyjaśnione, kto jest mordercą. Nie domyśliłabym się, a to mi nieco zepsuło zagadkę. Elementem humorystycznym jest nazwisko pastora, uśmiechałam się każdym razem, kiedy słyszałam o wielebnym Babbingtonie. Poza tym, jak to u Christie, garść obserwacji społecznych - brzydka, acz oddana sekretarka sir Cartwrighta ma podobno starą matkę, ale to niemożliwe, takie stwory nie mają matek, kobiety obdarzone są niewyczerpanym instynktem macierzyńskim (te brzydkie też) i oczywiste jest, że młodym dziewczynom podobają się panowie w sile wieku (wzdech). Osoba zarozumiała kompensuje swoje ciężkie dzieciństwo, bo pochodzi z nieślubnego związku, co prawie że sprowadza go na złą drogę, a przynajmniej udaje mu się wywołać skandal, obrażając przy miłym pastorze Babbingtonie kościół, określając tę instytucję jako powód zła na świecie.
Inne tej autorki.
#76/#20
Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday October 4, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2025, kryminal, panie
- Skomentuj
W ekskluzywnym domu spokojnej starości troje mieszkańców zajmuje się metodycznym rozpykiwaniem nierozwiązanych spraw, odłożonych lata temu ad acta. Aktualnie usiłują wyjaśnić, czy młoda dziewczyna została wypchnięta z okna przez włamywacza, a jej narzeczony, który zbrodnię odkrył, niedługo potem zniknął bez śladu. Do tego potrzebują fachowca od medycyny i wtedy pojawia się nowa lokatorka, dawniej pielęgniarka. Oprócz sprawy archiwalnej zaczynają prowadzić śledztwo w sprawie zamordowania jednego z fundatorów domu, tym bardziej, że drugi rozpoczyna starania o wysiedlenie wszystkich, a teren chce przeznaczyć pod intratną inwestycję. Starsi państwo, a zwłaszcza Elizabeth, kobieta z przeszłością, sprawnie manipulują policją i korzystają z dostępnych zasobów, żeby kierować dochodzenie na właściwe tory. Jak się łatwo domyślić, sprawa prowadzi w przeszłość i za jednym rzutem udaje się wyjaśnić obie tajemnice, ale - niestety - to zwycięstwo raczej gorzkie, bo sprawa przed lat doprowadziła do aresztowania kogoś, kogo dobrze znali. Niby komedia z ogromną ilością sarkastycznego humoru i błyskotliwych dialogów, ale koniec raczej minorowy.
Pomijając wszystko - obsada! Helen Mirren, Ben Kingsley, Pierce Brosnan, Jonathan Pryce, Tom Ellis (również półnago) czy David Tennant. Są też wady - niby rzecz się dzieje współcześnie, ale trochę w Nibylandii. Jednym z podejrzanych jest Polak, Bogdan, który nie może wrócić do chorej matki w Polsce, bo mu zabrano paszport. Serio? Brak dokumentów ogarnia się w pół dnia w ambasadzie, przerabiałam z sukcesem. Ale poza takimi drobnymi kiksami, to bardzo sympatyczny kryminał, z klimatem w stylu Agathy Christie.
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday October 3, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
[27.08.2025]
W Brnie było upiornie gorąco, dla ochłody wybrałam spacer i spływ przez jedne z piękniejszych czeskich jaskiń, przytomnie zlokalizowanych niedaleko Brna, aczkolwiek w stronę przeciwną niż następny cel podróży, czyli Wiedeń (gdzie też było gorąco, ale nie uprzedzajmy opowieści). Istotne są dwie rzeczy - trzeba zarezerwować bilety, bo grupy są odliczone i nie ma opcji “na doczepkę”, a w sezonie są tłumy oraz trzeba przyjechać na czas, bo jak nie wejdzie się z grupą, to pozamiatane. I tu trzeba podejść z logistycznego punktu widzenia - z płatnych parkingów do jaskiń albo się idzie w dół (a potem w górę) jakieś 40 minut, albo się wyjmuje korony i jedzie takim śmiesznym elektrycznym pociągiem, albo zjeżdża kolejką wagonikową i wtedy jest zdecydowanie szybciej. Ja wybrałam ostatnią opcję, bo przecież to fun z kolejką, ale cała trasa zajmuje minut 3 i potem trzeba na miejscu przepękać tę godzinkę zapasu[1]. Można przepękiwać przy budce ze spożywką - frytki i parka w rochliku, z kofolą, co kto lubi, można w sklepikach z pamiątkami, można też ściągnąć appkę i przeczytać opis przewodnika w wybranym języku, bo przewodnik tylko po czesku (i opcjonalnie po angielsku, ale z jeszcze mocniej ograniczoną dostępnością). WC darmowe, jakby co.
A jaskinie są obłędnie ładne i wszystkomające - gładką taflę wody odbijającą wnętrze, formacje mineralne przypominające skrzydła anioła, grzyby czy inne elementy damskiej anatomii czy przepaść Macocha, gdzie na wszelki wypadek puszczana jest symfoniczna muzyka, żeby było wiadomo, że ładnie. Część trasy się idzie wężykiem z grupą, drugą część przepływa w barce. Ominęło mnie zwiedzanie podobno najpiękniejszej sali Masaryka, która była niedostępna z powodu, że zamknięte.
[1] Mądra Polka po, mogłam się zatrzymać na kawę na przykład w mijanym zameczku Kuřim.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday October 2, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
czechy, punkva
- Skomentuj
Wbrew tytułowi, to nie książka piętnująca rozwydrzone madki, a solidne opracowanie na temat problemów z funkcjonowaniem osób zajmujących się pracą opiekuńczą, nie tylko nad nieletnimi. Poza tytułowym oddawaniem moczu, na który rzadko gdzie poza domem jest opcja, a brak toalet prowadzi do tzw. moczowej smyczy, czyli ograniczenia mobilności zwykle kobiet, które nie dość, że fizjologicznie są poszkodowane, to jeszcze często są w ciąży, w połogu, z maluchem na ręku i problemem z mobilnością i nie mogą oddalić się na większą odległość, nie ma usprawnień dla kobiet karmiących, celowej organizacji miasta pod kątem ruchu pieszego i wózków (wiadukty, krawężniki, hałaśliwe drogi szybkiego ruchu), kontroli hałasu czy zwyczajnie miejsca, gdzie jest bezpiecznie. Opisane zjawiska czasem regulują ruchy oddolne typu inicjatywy budżetu obywatelskiego, czasem można zgłaszać jako usprawnienia do urzędu miasta, ale ogólnie dobrostan osób “nieproduktywnych” - z niepełnosprawnością, starych, opiekunek dzieci, dzieci - jest na drugim albo trzecim planie.
Sama pamiętam koszmarną zimę AD 2009, kiedy pojawiła się od dawna niewidziana ilość śniegu, zamiast radości z bieli popłakałam się, próbując przepchnąć wózek z płaczącym dzieckiem przez zaspy na chodnikach, bo odśnieżono jezdnię, zrzucając pod nogi pieszych zwały śniegu. A popłakałam się, bo kiedy próbowałam iść ulicą, zostałam otrąbiona przez radiowóz, że mam nie zawadzać na drodze osiedlowej. Dziś pewnie wdałabym się w pyskówkę, wtedy grzecznie poszłam przenosić wózek z dzieckiem przez grudy. Czasów ciąży, kiedy na przystanku okazywało się, że nie ma gdzie usiąść, a stać nie mogłam czy pociążowego dzwonienia do ochrony, bo w centrum handlowym toaleta z przewijakiem była zamknięta na klucz, nawet nie chcę wspominać. Po lekturze został mi wkurw na organizację świata, który pozornie wspiera dzietność, ale ignoruje potrzeby, jakie za tym idą. Idźcie czytać o tym, gdzie sikają kobiety, potem machajcie wskaźnikami, dziadersi.
#75
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday October 1, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, felietony, panie
- Komentarzy: 1
Jak wspominałam, nastolatka chciała zanurzyć się w kręgu popkultury zgredów, czyli zgodziła się na pokazanie jej komedii z naszej młodości. “Naga broń” się podobała, więc wygrzebaliśmy chyba z Netflixa “Ace Venturę”, bo nic innego nie było. I nie, nie była to dobra decyzja. Nie dość, że nie jest to film śmieszny - cały humor zasadza się na tym, że Carrey wygina twarz i ciało oraz zachowuje się jak rezus, to jeszcze haniebnie się zestarzał. I nie mówię o żartach fekalnych czy obowiązkowej scenie łóżkowej na śmiesznie, ale o tym - że spoiler alert, ale mały, nie chcecie i tak do tego wracać - naczelnym złolem jest osoba trans. Nie wiem, co złego w życiu zrobiła Sean Young, że musiała odpokutować udziałem w tym filmie i koniecznością rozebrania się do bielizny oraz wyemitowania zarysu penisa przylepionego do pośladków (przepraszam, nie mam penisa, ale wydaje mi się to nieco nieanatomiczne), ale nie dość, że zmiana płci w celu zemsty jest strasznie słaba, to przedłużające się sceny obrzydzenia, bo osoba trans pocałowała Prawdziwego Mężczyznę - jeszcze słabsze. Nie ma jasnych punktów, w ogóle. No chyba że jesteście psychofankami Courtney Cox - jest w porządku, zabawne też jest cameo Marka Margolisa (znanego szerzej jako Hector Salamanca z “Breaking Bad”, człowiek, któremu się oddaje długi).
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday September 30, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
[26.08.2025]
Nie żebym to analizowała, ale jest niezerowa szansa, że rodzina takiego Spielberga, niekoniecznie Stevena, ale może jakiegoś innego, na przykład pochodzi z okolic hradu Špilberk, który góruje nad Brnem. Albo i nie, w każdym razie mam za każdym razem chichotki, jak widzę tak zapisaną nazwę. Otóż największym problemem z dostępem do zamku okazał się brak miejsca parkingowego, bo wjeżdża się na uliczkami wyżej i wyżej, po czym następuje koniec ruchu i pięć miejsc do zaparkowania przed kościołem. Więc jak już kilka ulic niżej znaleźliśmy, to trzeba się potem wskrobać. A warto, bo widoki na miasto przepiękne; oprócz nas nagle się okazało, że jest multum ludzi z matami, bo właśnie odbywała się ostatnia sierpniowa joga na zamku, pewnie stąd brak miejsc. Jako że samo podejście było wyczynowe, raczej nie widziałam siebie, żeby jeszcze na macie. Więc zamiast maty kawiarnio-restauracja, bardzo przyjemna kawa i ciasto. I zachód słońca, a potem powrót cichymi uliczkami w dół. Poza spacerem dookoła i po parku, można zwiedzać - na zamku jest muzeum, galeria sztuki, podziemia i co ino.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday September 29, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
brno, czechy
- Skomentuj