Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Słucham (literatury)

Joseph Conrad - Jądro ciemności

Narrator, Charles Marlow, płynie ze znajomymi po Tamizie i opowiada o swojej przygodzie w Kongo, gdzie pracował dla belgijskiej firmy, handlującej kością słoniową. Pływał parowcem między placówkami i przewoził ludzi i towary, skrzętnie omijając wzrokiem dramat niewolników, pracujących nad siły w upale i umierających z głodu, chorób lub pobicia; wiadomo, kość słoniowa jest cenna, cel uświęca środki. Ostatnim zadaniem jest przewiezienie z odległego miejsca niejakiego Kurtza, najlepszego agenta, który jest chory. Po drodze słyszy o jego geniuszu, wrażliwości i inteligencji, na miejscu okazuje się, że jest tak samo paskudny jak inni biali i wykorzystuje ufających mu czarnych do swoich celów. Narrator jest zaskoczony, bo spodziewał się kogoś bardziej wzniosłego niż ogarniętego chciwością cwaniaka, mimo to po śmierci agenta przekazuje jego narzeczonej polukrowany obraz rzeczywistości. Kurtyna.

Nie do końca rozumiem przełomowość tej książki, aczkolwiek mam perspektywę roku 2025 i obrzydliwe rzeczy, robione przez kolonizatorów podbitym przez nich ludziom, są znane. Możliwe, że opublikowanie tej opowieści pod koniec XIX wieku wstrząsnęło światem, zapewne traktującym zdobywców Czarnego Kontynentu nie jak bohaterów, za których chcieli uchodzić, a za przestępców, zabijających i wykorzystujących natywnych mieszkańców do swoich celów, zagrabiając im wszystko, co mieli. Sam narrator nie jest też wolny od pogardy w stosunku do Czarnych, wprawdzie sam bezpośrednio nie przyczynia się do ich cierpienia, ale ma w głowie, że jakby mu kazali, to by to robił bez większego wahania. Jak inni pracownicy firmy; cel uświęca środki. Wada - książka jest przegadana, przefilozofowana i napisana drętwym językiem, albo takie jest jej tłumaczenie na polski; słyszałam, że jest znacznie lepszy przekład Dukaja, czytał ktoś?

#100/#26

Napisane przez Zuzanka w dniu Friday November 21, 2025

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Joanna Chmielewska - Lądowanie w Garwolinie

W redakcji dodatku sobotniego panuje letnia nuda, nic się nie dzieje, pracy jest na dzień-dwa w tygodniu. Wtem sekretarz redakcji zadaje sobie filozoficzne pytanie, jaka byłaby reakcja ludzi na pojawienie się statku kosmicznego i kosmitów. Od słowa do słowa wszyscy zapalają się do absurdalnego pomysłu, żeby na rynku w Garwolinie zasymulować taką sytuację i zbadać, co się stanie. I, co jest jeszcze bardziej absurdalne, udaje im się ten pomysł skutecznie zrealizować, że rzecz się dzieje w czasie gospodarki wszelakiego niedoboru, pozyskanie materiałów niezbędnych do zasymulowania obcej cywilizacji jest nietrywialne.

Ta książka wyjątkowo dobrze się zestarzała, była zabawna bez elementu żenady. Mam też wrażenie, że czytałam ją raptem raz, mimo że jest całkiem zabawna; może dlatego, że wyszła późno, odkopana ze stosu niewydanych. Zderzenie realiów PRL-u z nudzącymi się dziennikarzami jest klimatycznie bardzo pokrewne historiom z biura architektonicznego, a przez to dość ponadczasowe. Dodatkowo to świetna satyra na ówczesne społeczeństwo - centralne zarządzanie zmuszające na przykład do upłynnienia szybko psującego się towaru, “załatwianie” po znajomości, kolejki po cokolwiek i całkiem niedelikatnie zarysowana powszechna tendencja do nadużywania napojów wyskokowych. Wreszcie to szydera z prasy jako organu o zerowej wiarygodności, gdzie dementi czasem mówi więcej niż oryginalna wiadomość, bo nawet w takim Garwolinie ludzie nie są tacy głupi, żeby się na oficjałkę nabrać.

Inne tej autorki.

#99/#25

Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday November 19, 2025

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, panie, prl - Komentarzy: 2


Krystyn T. Wand - Trująca mgła

Małe miasteczko gdzieś w dawnym lubelskim. W willi Silberweissów, o której plotki chodzą, że zamordowani żydowscy właściciele zostawili w niej skarby, dochodzi do dwóch niespodziewanych śmierci - nestor rodu, Jan, spada ze schodów, lekarz rodzinny orzeka problemy sercowe i traktuje rzecz jako wypadek, niedługo potem umiera równie wiekowa szwagierka Sieńskiego, Eleonora, która również miała problemy z sercem. Ponieważ jednym z domowników jest milicjant, komendant Maciąg, nikt nie podejrzewa morderstw. Nikt oprócz siostrzeńca zmarłego Sieńskiego, Teofila, który od niedawna zamieszkał w miasteczku, bo otrzymał posadę dyrektora w miejscowej fabryce. Teofil wpada przypadkiem na swojego znajomego, doktora Kostrzewę, który przyjechał na prowincję w celu “podreperowania nerwów”, i od słowa do słowa - wiedząc, że Kostrzewa to oficjalnie lekarz chirurg, a nieoficjalnie współpracownik milicji - proponuje mu mieszkanie w willi (żeby kwaterunek nie dołożył kogoś za nadmetraż) i przeprowadzenie nieoficjalnego śledztwa. Kostrzewa oczywiście w to wchodzi, poluje na tajemniczego włamywacza, analizuje walające się po domu leki, szuka śladów, dyskretnie wypytuje, ktoś nastaje na jego życie (na szczęście nieudolnie), o mało co nie zostaje otruty Teofil, ktoś napada, a potem strzela do sąsiada, podmienia starej służącej lekarstwo… Chirurg mimo że działa nieoficjalnie, ma na usługi milicyjnych analityków, oczywiście “po znajomości”, więc w finale - jak Hercules Poirot - zbiera wszystkich w pokoju i wskazuje zbrodniarza.

Jakie to karkołomne zawiązanie intrygi, a potem i sama akcja zbudowana jest metodą “włamywacz, podglądacz, pościg, bandyci, spelunka, wywiadowca incognito, zamaskowany mściciel, tajemnice z przeszłości, ucieczka?” “tak”. Rozwiązania domyśliłam się dość szybko, zresztą autor niedyskretnie daje znaki czytelnikowi tak od połowy książki - zbeqrepą wrfg manwbzl qrgrxgljn, jpnyr avr fvbfgemravrp qrangn, n hxeljnwąpl fvę rfrfzna, n cebfv tb b cbzbp, żrol cbqnć zh snłfmljrtb jvaartb an gnpl. Całość jest dość odrealniona, raczej klimatycznie pasuje do międzywojnia, a nie PRL-u; w domu jest służąca, starsi państwo nie pracują, młodzi mają prestiżowe zawody typu aptekarka, wynalazca-chemik, dyrektor, od czego odstaje narzeczony jednej z córek, milicjant (i tu tajemnica też jest raczej na miarę przedwojnia).

Się pije: wina, likiery, kawę do każdego posiłku (bo zamożny dom), portwajn, koniak, wódkę eksportową, koktail z likieru, kilku gatunków wódek, porteru i wina(!),

Się je: polędwicę na kolację, ale twardą jak podeszwa, kanapkę z szynką, chleb i mięso na zagrychę, korniszony, sznycle, jajka na twardo i coś smażonego.

Się pali reprezentacyjne, belwedery z filtrem (niechętnie, bo filtr fujka), wawele (ale nie ma w handlu), MDM.

Szowinizm codzienny: Kostrzewa tylko się uśmiecha na wspomnienie, że dawniej taką wiedźmę jak żona denata spalono by na stosie.

Nomenklatura: gazrurka - instalacja gazowa w wedlowskim opakowaniu (czemu wedlowskim?!).

Inne tego autora (również jako Tadeusz Kostecki).

#89/#24

Napisane przez Zuzanka w dniu Monday November 3, 2025

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2025, kryminal, panowie, prl - Skomentuj


Jerzy Edigey - Wycieczka ze Sztokholmu

Edigey miał ewidentnie jakieś konszachty ze Szwecją, bo to kolejna historia o Szwedach. Tym razem grupka zamożnych przedsiębiorców z żonami, sekretarką i sekretarzem, jako jedynym polskiego pochodzenia, przyjeżdża na wczasy do Zakopanego. Wychodzą na wycieczki górskie z przewodnikiem, a wieczorami z tymże przewodnikiem tańczy żona pana Perssona, bo ewidentnie jest między nimi chemia. Niestety, pewnego wieczora w toalecie przy restauracji, pani Persson zostaje znaleziona martwa, zabita celnym ciosem karate w skroń. Znika też jej unikalna, droga złota bransoletka; co ciekawe, pieniądze i reszta równie kosztownej biżuterii zostaje. Śledztwo prowadzi lokalny porucznik Stanisław Motyka, a Warszawa wspiera go, wysyłając do prestiżowej sprawy „asa nad asami” podpułkownika Janusza Kaczanowskiego. Panowie współpracują, tym bardziej, że mają wspólnego konkurenta - na miejscu szybko pojawia się mówiący łamaną polszczyzną szwedzki reporter, który zaskakująco dużo wie o uczestnikach wycieczki. Finał jest dość zaskakujący, bo po tym, jak wykruszają się kolejni podejrzani i nie zostaje nikt, podpułkownik wygłasza płomienną mowę o mrówkach faraona i zachęca winnego, żeby sam się zgłosił. I winny się zgłasza.

Się je: pstrąga po polsku (za 5 milicyjnych pensji), poza tym tematy kulinarne są omijane.

Się pije: winiak, koniak, wódkę, sok grejpfrutowy, kawę.

Szowinizm powszechny: “zna pan powiedzenie, że kobiety są nieobliczalne”.

Się mówi językami: milicja świetnie sobie daje radę po angielsku i niemiecku.

Inne tego autora.

#82/#23

Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday October 19, 2025

Link permanentny - Tagi: 2025, kryminal, panowie, prl - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Skomentuj


Anna Kłodzińska - Przegrana stawka

Sąsiedzi zgłaszają, że w piwnicy ich kamienicy nie dość, że ktoś mieszka, to jeszcze pali papierosy i może zaprószyć ogień. Okazuje się, że wyrodna córka Ewa wyrzuciła do piwnicy matkę-alkoholiczkę, bo ta przeszkadza jej w sprawach męsko-damskich. Mija kilka miesięcy, matka została wywieziona do rodziny na wieś, a córka zniknęła. Milicja odnajduje pokawałkowane zwłoki w walizce w dworcowej przechowalni, wszystko pasuje, matka rozpoznaje ciało córki. Niby sprawa zamknięta, ale Szczęsny, który kiedyś zobaczył Ewę, ma wrażenie, że dziewczynę gdzieś spotkał już po tym, jak zaginęła. Akcja przenosi się do Zakopanego, gdzie Szczęsny przebrany za niedowidzącego inżyniera obserwuje gości pensjonatu, w tym Barbarę, atrakcyjną urzędniczkę wydziału kwaterunku z Warszawy. Wybucha afera, kiedy okazuje się, że dama sprzedawała współmieszkańcom przydział na jedno i to samo mieszkanie; nie udaje jej się ująć, znika podobnie jak Ewa kilka miesięcy wcześniej. Kolejny skok w czasie i lokalizacji - w Łodzi ktoś wywołuje, jak to autorka określa, “sztuczne poronienia”, umiera 18-latka. Szczęsny jedzie i tam, bo w trakcie śledztwa padają znane personalia Ewy i Barbary. Tu dla odmiany się nie przebiera, ale wpada w pułapkę, z której ratuje go zakochana w nim od pierwszego wejrzenia 18-letnia licealistka.

Kłodzińska bardzo lubi karkołomne historie z przebierankami, udawaniem kogoś innego, ludźmi-kameleonami, na szczęście na tyle amatorskimi, że milicja czyta w nich jak w otwartej księdze. Są i wątki społeczne - braki na rynku mieszkaniowym, łapówkarstwo, nielegalna kontrola urodzeń (a można przecież legalnie w szpitalu, bo jest ustawa!), alkoholizm i dziedziczone skłonności przestępcze.

Się czyta: gazety w autobusie.

Się je: smażone ziemniaki, bigos, wędlinę, sałatki (na posiedzeniu rady dzielnicowej), jajko w majonezie, tort węgierski, szarlotkę z kremem, kanapki z szynką (droższe niż te z kiełbasą), pasztet, kaczkę.

Się pije: wódkę pod kiszone ogórki i wędlinę, wyborową.

Się nosi: świeczkę do piwnicy, bo kradną żarówki.

Szowinizm powszechny: “Przysłowie usłyszała, a teraz przytacza bez sensu, ot, kobieta.

Się stosuje nieortodoksyjne metody: milicja kupuje alkoholiczce pół litra, żeby się dało ją przesłuchać, Szczęsny bierze przesłuchiwaną nastolatkę za rękę i czule patrzy jej w oczy, żeby nie bała się podczas zeznań.

Się pali: mazury.

Się leczy wrzody: surowym tartym kartoflem albo krowim łajnem.

Inne tej autorki.

#81/#22

Napisane przez Zuzanka w dniu Friday October 17, 2025

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2025, kryminal, panie, prl - Komentarzy: 5


Jerzy Edigey - Dwie twarze Krystyny

Major Kaczanowski spędza urlop nad morzem. Na dancingu w Międzyzdrojach widzi piękną blondynkę, co prowadzi do zakładu z współbiesiadnikami - major upiera się, że dama jest z Warszawy, zaś jego przeciwnik stawia na Kraków. Kaczanowski prowadzi improwizowane śledztwo, podrywa sympatyczną pannę Krysię ze Szczecina, która spontanicznie udziela mu informacji o pani dyrektorowej Krystynie Niemirowskiej, potwierdzając przypuszczenia majora, że dama jest z Warszawy; zakład wygrany. Major strzela atrakcyjnej pani bardzo udane zdjęcie, mimo że jego znajomi twierdzą, że to przynosi pecha. I rzeczywiście - kilka dni później, 28 sierpnia (przypadek? Nie sądzę) pojawia się informacja o zaginięciu blond Krystyny, prawdopodobnie poszła popływać i utonęła. Major w to nie wierzy i męczy swojego szefa tak długo, aż pułkownik Niemiroch wyraża zgodę na nieformalne śledztwo. I tu pojawia się drugi z regularnych bohaterów u Edigeya - mecenas Ruszyński, znany bawidamek i wielbiciel rudych, co oznacza rywalizację z kochliwym majorem. Okazuje się, że pani Niemirowska była klientką mecenasa, więc ten również włącza się do śledztwa ku irytacji majora. Co gorsze, jego wkład pozwala rozwiązać tajemnicę i odnaleźć przestępcę!

Damsko-męsko: Kaczanowski bez problemu głuszy recepcjonistkę w celu pozyskania informacji, po czym bez żadnych wyrzutów zaczyna się z nią spotykać, udając pracownika ministerstwa; nic to, że chwilę temu miał “tapczan w oczach” na widok pięknej Krystyny.

Się pije: wódkę, piwo pod flaczki, winiaczek na powrót z urlopu, żytniówkę pod golonkę (dietetycznie!), wermut (ulubiony napój Kaczanowskiego), trunki z PeKaO, sklarowaną 5-letnią śliwowicę, koniak na nerwy, gruziniak.

Się je: obiady w smażalni ryb, bo EWP wydaje posiłki tylko między 13 a 14, flaczki w Barze Pod Topielcem, słone paluszki na zagryzkę, wiejską kiełbasę, okonki na masełku, kaszankę, sandacza à la rouge.

Się nosi w torebce: carmeny, watę i papier toaletowy.

Się chłopu należy: wyskoczyć na kielicha, ale zła żona nie pozwala.

Się pomaga: milicja organizuje pomoc dla byłych więźniów - pomaga znaleźć pracę i dba, żeby nie byli szykanowani przez otoczenie.

Się wychowuje córkę: bijąc ją do utraty przytomności i wyrzucając na ulicę, bo zdybano ją z chłopakiem w sytuacji intymnej.

Się cytuje: znane rosyjskie przysłowie “Lubow nie kartoszka”.

Się podejrzewa: przesadnie eleganckiego mężczyznę o bycie pederastą.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#78/#21

Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday October 8, 2025

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2025, kryminal, panowie, prl, z-jamnikiem - Skomentuj