Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o prl

Jerzy Łaniewski - Ruiny

Lata 50. W tytułowych ruinach zostają znalezione zwłoki Janette Worek, młodej repatriantki z Francji. Akcja milicji jest dość chaotyczna - młody prokurator Jacek Trzebiński, niewyspany po nocy nad brydżem[1] prowadzi sprawę, bo jako jedyny ma telefon[2], a zgon i wstępną ocenę ciała robi internistka z łapanki. Akcja prowadzona jest dwutorowo: opis śledztwa, które głównie skupia się na Janie Worku (it’s always a husband) przeplatają relacje z procesu, gdzie młodego prokuratora, przekonanego o winie męża bezlitośnie punktuje z zaniedbań w śledztwie stary wyga, adwokat Wisłocki. Sam oskarżony przyznaje się do tego, że planował niewierność (Moja żona była chorowita, w nocy była zawsze zmęczona, senna, nie dała się obudzić i dlatego miałem zamiar ją zdradzić…), ale wystarczyło skłamać, a nie mordować. Wtem książeczka kończy się słowami “Sędzia podejmie decyzję”. I tyle, bez wyjaśnienia, co się stało i kto zabił. Tak się nie robi.

Się nosi: angielski battle-dress. Się pali: wczasowe, chesterfieldy i caporale (dla świadków, bo jak zapalą dobry papieros, to chętniej mówią).

Się je: krem sułtański (Janette), czarny chleb z formy i bułki paryskie, które Janette przywozi z drugiego końca miasta, kiełbasę, wędlinę i ogórki (na szkolnej imprezie).

Się pije: kawę i herbatę, wino (na szkolnej potańcówce). Za kulisami się pije więcej, bo zwłoki znajduje zbierająca butelki staruszka.

Humor codzienny:

- On [Jan Worek] tam rozumów za wiele nie zjadł. A jak się taka mądra na niego zezłości, to mu coś powie takiego, że nie zrozumie i wstyd mu będzie powiedzieć, że nie rozumie. To się zezłości i babę zleje. Mówię, jak myślę, bo sam bym taką zlał. A ta jego Żanieta, czy jak, to i do bicia się nie nadaje.
Na sali rozległy się tłumione chichoty. Sędzia Lepiński też nieco poczerwieniał na twarzy. Jego grdyka wykonywała ruchy, jakby połykał śmiech.

[1] Powodem zarwanej nocy był bridge - jedyna naganna słabostka młodego prokuratora o proletariackim sumieniu i piastowanej w zetempowskiej duszy wrogości dla wszystkiego, co choć trochę pachniało „zachodnim stylem życia”. (...) Więc nawet, w dobie bezpardonowej walki klasowej młody prokurator pozwalał sobie czasem na spędzenie nocy w składzie dobranej czwórki. (...) Cóż tu bowiem ukrywać — Jacek grał już znakomicie, a że dawni koledzy ojca posiadali jeszcze resztki przedwojennych fortun, a w brydża grali ostro, taka spędzona przy kartach noc przynosiła mu niejednokrotnie więcej , niż cały miesiąc spędzony przy biurku podprokuratora dzielnicowego.

[2] (...) tę pierwszą poważną sprawę dostał prokurator Trzebiński tylko dzięki nie najlepszemu pochodzeniu społecznemu. Znakomita bowiem większość młodzieży z zespołu prokuratury Warszawa-Praga pochodziła z mocnych klasowo, robotniczych rodzin. A takie rodziny - jak wiadomo - telefonu w domu nie posiadały.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#112

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 28, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, kryminal, panowie, prl - Skomentuj


Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani

Trochę się bałam, bo to jedna z moich ukochanych książek od zawsze, tylko oczko niżej od "Lesia"; na szczęście szydera z pracy w biurze się nie starzeje, nawet jeśli realia się zmieniają (patrz “The Office”).

Joanna, architektka, ma nieco nadczynną wyobraźnię i nagle doznaje wizji morderstwa w pracowni, w której pracuje. Zostaje zamordowany niejaki Stolarek, inżynier instalacji sanitarnych, który szantażuje większość współpracowników i pożycza od nich pieniądze na wieczne nieoddanie. Dla zabawy bohaterka dzieli się tą wizją w biurze, jest trochę uciechy i kolektywnego uzupełniania szczegółów, po czym jak grom z jasnego nieba spada odkrycie, że Stolarka rzeczywiście ktoś w konferencyjnej zamordował. Jak sugeruje tytuł, podejrzani są wszyscy, Joanna trochę z poczucia obowiązku - wszak czuje się nieco winna, bo możliwe, że jej opowieść dała mordercy sumpt do zabicia - prowadzi z najlepszą przyjaciółką Alicją samodzielne śledztwo. Pomaga w tym znajomość konstrukcji pracowni - z damskiego wychodka słychać rozmowy kapitana i prokuratora - oraz fakt, że wie, czym Stolarek szantażował współpracowników. W śledztwie pojawia się niesamowicie przystojny prokurator, znany niesławnie potem jako Diabeł, z którym Joanna nawiązuje bliższe i nie tylko oficjalne stosunki.

Oczywiście o urodzie tej książki nie decyduje sama fabuła, ale otoczka. Wazon na balkonie, w którym trwa wybuchowy eksperyment, Leszek malujący smętne bohomazy i życzący sobie, żeby podwórkowi grajkowie zagrali mu Ramonę, bałagan w pracowni i liczne półlegalne interesy i rozrywki, którym się pracownicy oddają w trakcie i po pracy. Faceci z gumy i piwa, zawartość szuflad (“siedem pustych butelek po wysokoprocentowym alkoholu, bardzo ładnie poukładanych” u Kazia, “stary łańcuch od lampy, korki od butelek i karty do kabały” u Joanny, zaś u Leszka “po całym dnie rozmazane było stare, zjełczałe masło, po którym poniewierały się resztki zeschniętej na kość kiełbasy, kawałki nadgryzionych bułek i skórek od chleba, papierki po topionym serze i jeszcze kilka bliżej nie sprecyzowanych pozostałości po innych artykułach spożywczych. Wśród tego pobojowiska turlał się beztrosko słoik po musztardzie”), sugestia sprowadzenia osła z ubłoconym brzuchem - wszystko jest tu pyszne i takie ponadczasowe.

Się je: bułkę z polędwicą, wędzoną rybę, pomidory (z solą), bułkę paryską z salcesonem (na stypie).

Się pali: na potęgę, również przy biurkach; m. in. Żeglarze.

Się pije: piwo, jarzębiak, wódkę.

Inne tej autorki, inne z tej serii.

#109

Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 20, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, kryminal, panie, prl - Komentarzy: 3


Jadwiga Kaflińska - Powikłane ślady

Emerytowana redaktor Kalkowska pośrednio przyczynia się do rozwiązania sprawy niebieskiego taunusa, usiłowania zabójstwa, zabójstwa i bezczelnej próby uwiedzenia w celu uzyskania korzyści. Pośrednio, bo kapitan Kosiński, jedna z gwiazd[1] komendy, zapamiętał audycję radiową, w której Kalkowska opowiadała o swoim pobycie w niemieckim więzieniu podczas okupacji i poznał charakterystyczny przydomek, jakim więźniarki obdarzyły śliczną Sarę Gruber. I tak powieść to właśnie beletryzacja śledztwa pióra Kalkowskiej.

Mecenas Korczyński obawia się o swoje życie i słusznie, bo w drodze do kancelarii zostaje potrącony, cudem przeżywa. Samochód zamachowca ląduje na drzewie, ale przestępcy udaje się uciec. Śledztwo wykazuje, że pojazd został skradziony urzędnikowi PZU, który wprawdzie ma alibi, ale zachowuje się podejrzanie. Kapitan Kosiński rozpytuje o wydarzenia sprzed wypadku i dochodzi do relacji z proszonej kolacji, gdzie mecenas opowiadał historię z czasów wojny o pewnej szmalcowniczce, niejakiej Wiklinie. Traf chce, że niedługo potem zwłoki wspomnianej Wikliny zostają znalezione w jej splądrowanej willi pod Warszawą. Sprawę udaje się wyjaśnić dzięki - poza audycją radiową - pięknej pannie Iglińskiej, która nie dość, że daje kapitanowi do myślenia, to jeszcze pozwala na dość bliskie spoufalanie się[3]. W ramach metod śledczych milicja stosuje też szantaż[4], ale nieskutecznie oraz mistyfikację, tym razem efektywnie.

Się ma: pomoc domową (jeśli się jest mecenasem).

Się nie pracuje zawodowo: jeśli się jest żoną mecenasa.

Się je: smażone jajka, tort (w kawiarni), ogórki i salceson (pod wódkę), kanapki (od sekretarki szefa).

Się pije: kawę, lody i włoski vermouth, wódkę, herbatę.

Się pali: pali Kosiński, ale pojawia się tylko jedna wzmianka, że szef mu pozwala na palenie w gabinecie.

Szowinizm codzienny: - Niezbadane są reakcje kobiet - powiedział sentencjonalnie kapitan.
- Ach, te kobiety! Trzeba będzie jednak jakoś rozsupłać ten węzełek - pomyślał z humorem.

- A można wiedzieć, o czym to piękne panie rozmawiały?
- Jak to kobiety, o wszystkim i o niczym: o kłopotach zaopatrzeniowych, o niesłownych krawcowych, o psujących się stale programach telewizyjnych.

[1] Kapitan Stefan Kosiński cieszył się dużą popularnością na terenie komendy. Pracował cicho, bez zbytniego rozgłosu i szumu, ale przeważnie, jak to mówią, „trafiał w dziesiątkę". Jego miły, spokojny sposób bycia, przyjazne spojrzenie, zachęcający uśmiech - jednały mu przyjaciół zarówno wśród kolegów, jak i podwładnych. (...) Szczupła, zwinna sylwetka, jasne, zaczesane do góry włosy oraz wesołe oczy nadawały mu wygląd raczej młodziutkiego sportowca niż dojrzałego mężczyzny, mającego już za sobą kilkadziesiąt rozwikłanych zagadek kryminalnych, a także dwie blizny: jedną po bandyckiej kuli, a drugą od noża młodocianego ”gitowca”[2].

[2] Pozdrawiam plebiscyt na Młodzieżowe Słowo Roku AD 2023.

[3] Iglińska spojrzała na niego uważniej. Spodobał jej się ten sympatyczny blondyn w dobrze skrojonym ubraniu, spodobała się jego bezpośredniość i szczere spojrzenie błękitnych oczu wpatrzonych w nią teraz jakby z sympatią i jakimś szczególnym oczekiwaniem. No cóż... Wiedziała, że jest ładna, a milicjanci to przecież również mężczyźni - pomyślała z humorem.

- Proszę sobie nie robić żartów z biednego milicjanta. Przecież milicjant też człowiek.
- Ja bym to ujęła nieco inaczej: milicjant też mężczyzna. I to - w naszym przypadku – stuprocentowy. - Nie ocenia mnie pani trochę na kredyt?
Roześmieli się oboje; było im ze sobą dobrze.
Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale zamknął jej usta niespodziewanym pocałunkiem. Oddała mu go z gwałtownością, która ją samą zaskoczyła najbardziej.

[4]

- A co zrobicie ze mną? - spytał cicho Markowski.
- Na razie nic. Dopóki nic nie podważa pańskiego alibi, dla milicji jest pan niewinny, ale wyobraża pan sobie, jak będą na to patrzeć pańscy koledzy, znajomi? W oczy będą współczuli, a za oczami... zresztą pan bardzo dobrze wie, jak wygląda taka szeptana propaganda i do czego może doprowadzić; kto wie, czy nie będzie pan musiał nawet zmienić pracy. Prawo jest prawem, ale opinia publiczna bywa nieubłagana. Podobno najcięższy wyrok - to uniewinnienie z braku dowodów.

Inne z tej serii, inne tej autorki:

#102

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 25, 2023

Link permanentny - Tagi: 2023, kryminal, panie, prl, klub-srebrnego-klucza - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Jerzy Edigey - Błękitny szafir

Wszystkie opisywane wydarzenia są tylko fikcją. Podobieństwa imion, nazwisk czy nazw miejscowości są całkowicie przypadkowe. Autor jest również przekonany, że nie ma u nas takich komisów ani takich ich pracowników[1].

Koniec lat 60. Pułkownik Niemiroch wezwał do siebie swojego ulubionego oficera dochodzeniowego, majora Kaczanowskiego, żeby wmasować mu kłopotliwe śledztwo - w lesie w podwarszawskiej miejscowości znaleziono zwłoki Krystyny Cieślikowej, po trzydziestce, ale ciągle pięknej kierowniczki jednego z warszawskich komisów. Co ciekawe, w torebce zamordowanej znaleziono schowane 20 tysięcy, zniknęła tylko charakterystyczna złota bransoletka z błękitnym szafirem. Orzeczono więc szybko, że to nie mord rabunkowy, tylko na tle osobistym i po tej linii major rozpoczął żmudny proces przesłuchiwania licznych mężczyzn obecnych niegdyś w życiu pani Cieślikowej. A to mąż, który załatwił jej wyprowadzkę z Włodawy do Warszawy; dyrektor, który awansował ją ze sprzedawczyni w spożywczaku do roli kierowniczki w sklepie z tekstyliami; kolejny dygnitarz, dzięki któremu została kierowniczką komisu; dziany badylarz, który kupił jej mieszkanie; wreszcie “milioner” z Anglii, za którego chciała się wydać po rozwodzie, żeby zostać “prawdziwą” lady. Każdy z panów został wykorzystany i porzucony poza ostatnim, ale tu obrotna dama planowała zrobienie mu sporej przykrości, więc motyw był. Ponieważ jednak na żadnego z panów nie znaleziono haka, milicja rozpoczyna żmudny proces podchodów incognito do wszystkich podejrzanych, żeby odkryć, kto posiada skradzioną bransoletkę. A to z żoną jednego z podejrzanych zaprzyjaźnia się sympatyczna starsza pani, we wsi u narzeczonej kolejnego przeprowadza się rewizję w kilku domach pod pretekstem poszukiwania broni, do dyrektora, jadącego do świeżo urodzonego wnuka przysiadł się w pociągu sympatyczny pan i razem raczą się alkoholem w Warsie. Wreszcie - po odnalezieniu feralnej bransoletki - sprawę wyjaśnia jeden z młodszych funkcjonariuszy, czytając wnikliwie akta.

Się nosi: ciepłą czapkę, dawniej zwaną „chruszczowówką”.

Seksizm codzienny: “— Brzydka na pewno by nie zginęła — dodał filozoficznie porucznik MO, kierujący pracą ekipy dochodzeniowej. — Statystyka stwierdza, że wśród zamordowanych kobiet ogromną większość stanowią właśnie te bardziej przystojne”; “Ładna i młoda kobieta, więc motywy nasuwają się same”; jak kobieta się “awanturuje”, to jest akceptowane, żeby jej “dać po buzi”. Na temat wszystkich zaawansowanych wiekowo panów, którzy byli “dobroczyńcami” młodej ślicznej panny i uważali, że to ona była tą złą, zwyrodniałą i interesowną osobą, nawet się nie będę wypowiadać, zacytuję tylko umieszczony w książce zabawny żart, idźcie po igłę z nitką, żeby naprawić zerwane ze śmiechu boki:

Do pewnego kuśnierza przyszedł klient w towarzystwie pięknej dziewczyny. Zaproponował jej, aby wybrała sobie futro, nie krępując się ceną. Kiedy dziewczyna wybrała wspaniałe norki, mężczyzna wyjął książeczkę czekową, wypisał czek na żądaną sumę i ustalił, że nazajutrz rano kuśnierz podejmie gotówkę, zaś w południe piękna pani zgłosi się po swoje okrycie. Z rana futrzarz telefonuje do wystawcy, że czek nie ma pokrycia.
„Wiedziałem o tym” — spokojnie odpowiada ten pan. „To ja nie wydam futra” — grozi kuśnierz. „Niech pan nie wydaje — zgadza się wystawca czeku — ale powiem panu, jaką ja wspaniałą noc spędziłem!”
Oficerowie roześmieli się.

Się pije: francuski koniak, winiak, Meukow, jarzębiak, wódkę, “Soplicę”, piwo.

Się zataja: walkę w Powstaniu w najbliższym oddziale wojskowym, który okazuje się być organem pewnej organizacji politycznej, wyraźnie faszyzującej i pod koniec wojny idącej na współpracę z Niemcami.

Się ma zasady moralne:

— Bardzo pan kochał tę kobietę?
— Bardzo — Lanota był wyraźnie wzruszony.
— Że też pan się z nią nie ożenił?
— Przecież ja mam żonę i czworo dzieci! Najstarszy syn niewiele młodszy od Kryśki — Lanota był szczerze zdumiony pytaniem oficera milicji.
— Są rozwody.
— Te rozwody to tylko grzech i obraza boska.

Się używa importowanej antykoncepcji i ma się opcje:

Nawet próbowała mnie przestraszyć, że jest w ciąży.(...)
— Ja też tak przypuszczałem [że nie]. Przecież przywiozłem jej z Anglii tego tyle, że starczyłoby chyba na pięć lat. Odpowiedziałem jej więc, że chyba stać ją na wydatek tysiąc- złotowy. Doszło wtedy do potwornej awantury.

Się je: schaboszczaka z kapustą, a na deser kawę z tortem węgierskim; śledzia matjasa i świeżutkiego łososia z plasterkiem cytryny; chłodniczek, sznycelki po wiedeńsku z młodziutkiej cielęcinki, z ogóreczkiem i frytkami (ach te kelnerskie zdrobnionka!), pieczoną kurę w pociągu.

Mental load: Związek małżeński państwa Kaletów układał się na tej samej zasadzie, co ogromna większość wszystkich małżeństw na świecie. O wszelkich ważnych sprawach miał decydować mąż, o tych drobnych żona. Państwo Kaletowie przed rokiem obchodzili dwudziestolecie ślubu. Dzieci dorastały, ale jeszcze nie zdarzyła się jakaś ważna sprawa. Zawsze te drobne, o których decydowała żona.

[1] “Major wolał nie zagłębiać się w dyskusję na temat tak ujętej moralności niektórych pracowników handlu uspołecznionego”, ale strasznie zirytowany był, że ludzie wyjeżdżają za granicę, żeby handlować, a nie zwiedzać. Bo to wstyd. Na szczęście to fikcja. Tak? Tak?!

Inne tego autora, inne z tej serii.

#95

Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 1, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, kryminal, panowie, prl, z-jamnikiem - Skomentuj


Jerzy Głowacki - Testament królowej Nefertite

Kilku robotników Arabów prosiło o zrobienie im zbiorowego zdjęcia. Przyjemnie im będzie, kiedy w gazecie dalekiego kraju, który nazywają Bolanda, ukaże się ich fotografia.
Tak, to ojciec tego Głowackiego, czymś trzeba było na chleb zarobić, nawet nagrodę dostał.

Dwóch przyjaciół - porucznik Kania i kapitan Wojnar - planują wspólne śledztwo. Profesor Sulima, światowej sławy archeolog, zostaje znaleziony martwy w swojej willi na Żoliborzu. Przed śmiercią pracował nad odszyfrowaniem papirusu, znalezionego w sarkofagu; mumię oczywiście trzymał w domu[1]. Kapitan Wojnar, przystojny i wysportowany (trenuje judo) od razu zachwyca się piękną siostrzenicą profesora, Ewą. Podejrzany jest asystent profesora, docent Radoń, który przebywał akurat w domu Sulimów, po czym wyjechał nagle do Egiptu. Sprawa się komplikuje, gdy zostają znalezione zwłoki siostrzeńca profesora, który przedawkował morfinę. Kania inwigiluje w Warszawie w nocnych klubach, bo skądś młody narkotyki brał, Wojnar zaś udaje się incognito jako dziennikarz na wykopaliska. Tam się dzieje - podejrzani są wszyscy, a najbardziej egipski intendent, Wojnar niejednokrotnie usiłuje zbliżyć usta do ust Ewy[2], ichneumon ratuje przed kobrą, spotyka się z bossem lokalnego gangu, wreszcie w dramatycznym finale jak z “Indiany Jonesa”, gdzie kolejne zwłoki ujawniają pułapki sprzed tysięcy lat, pojawia się skarb. Kolejne zwycięstwo białego Europejczyka nad prymitywnymi Arabami.

Mizoginia jest obecna na każdym kroku - kobiety to “dziwne istoty”, nie ma co przejmować się ich humorami, wystarczy być cierpliwym, a rozwieją się jak mgła. Ciotka profesora bez żadnego powodu określona jest jako “zdziwaczała stara panna”. Jedna z pań - specjalistka od mechaniki precyzyjnej i astronautyki - jak na kobietę, dziwny wybrała sobie zawód — obserwował ją Kania. Żona jednego z archeologów jest “tęgawa”, “uśmiech rozkapryszonego dziecka” i “szczebiotliwy głos”, wymawia się migreną, że nie zajmuje się Wojnarem. Na szczęście jej mąż umie się znaleźć: - Przepraszam za żonę (...). - wyciągnął do Wojnara kościstą dłoń mężczyzna o sępiej, spalonej słońcem twarzy. Kilka scenek z kairskiego klubu nocnego - najpierw taniec brzucha, zaanonsowany jako wschodni strip-tease, potem taniec skąpo ubranej Fatimy - jest absolutnie w porządku, bo to egzotyka i taki zwyczaj:

- Wiesz, co bym teraz najchętniej zrobił? - zwrócił się do Wojnara. - Wszedłbym na parkiet, jak tenisową rakietę wziąłbym tę małą pod pachę, każdemu, kto stanąłby na drodze, dał kopniaka i pognałbym z nią gdzieś w dal. Raczej w mrok, gdzieś pod piramidy. (...)
- Ile ona może mieć lat?
- Najwyżej piętnaście, ale tu na Wschodzie takie smarkate uważane już są za dojrzałe kobiety.

Się pije: herbatę, wermuth (“na pokrzepienie mięśnia sercowego”), cherry z kawą, wódkę (kucharz w “Narcyzie”, inaczej nie ma dań z patelni oraz babcia klozetowa, bo inaczej nie wydaje papieru toaletowego i mydła klientom), koniak w samolocie i diabelnie mocną kawę.

Się je: wymyślnie skomponowane kanapki, łososia, szary astrachański kawior, mleko, mięso i daktyle (w arabskiej niewoli), lokalne owoce - banany, mango, daktyle, figi, morele i winogrona.

Się pali: najtańsze papierosy (bo mają mocniejszy tytoń), “sporty”, fajkę, egipskie “Złoty Ramzes”, robione na zamówienie, wodną fajkę (w klubie).

Się interesuje: Komendant kairskiej policji przejawił żywe zainteresowanie polską kuchnią i prosił Wojnara, żeby mu opisał kilka narodowych potraw polskich.

Się ozdabia wnętrza: golaskiem-murzynkiem na tapczanie.

Bawiąc-uczyć: rodowód i historia faraonów oraz egipscy bogowie (“Widzę, że olśniłam pana moją wiedzą”).

[1] Podobno rząd Egiptu ofiarował mu ją w podziękowaniu za odkrycia. Ale praktyka pobierania fantów z wykopalisk była powszechna (Początkowo miałem zamiar ofiarować naszyjnik Ewie. Nie jest praktykowane robienie prezentów z rzeczy znalezionych na terenie wykopalisk, lecz miałem nadzieję, że jakoś to oficjalnie załatwię).

[2] Serio, milicjant nieustająco atakuje swoim afektem osobę, nie dość, że zależną od niego, bo związaną ze śledztwem, ale dodatkowo w żałobie - w którym okresie straciła wuja i brata. Ale wszystko w porządku, ma oczy bizantyjskiej ikony, to można.

Inne z tej serii.

#89

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 14, 2023

Link permanentny - Tagi: 2023, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie, prl - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Barbara Gordon - Ćmy

Otóż to nawet nie jest książka w książce, to książka w książce w książce (tak, oglądałam wczoraj Incepcję, dalej ładna, chociaż już mniejszy zachwyt niż dekadę temu). Autorka spotyka się z zaprzyjaźnionym kapitanem Chmurą (“uśmiechnął się pobłażliwie. (...) Jego szarozielonkawe oczy wyrażały życzliwość”), który - żeby zaspokoić jej ciekawość - pokazuje dokumenty nietypowego śledztwa sprzed lat, gdzie mało przydały się mikroślady, a bardziej psychologia i dedukcja. To, co pokazuje, to jednak nie są suche protokoły, ale dziennikarska relacja spisana przez jednego z uczestników wydarzeń (jednak czy wierna faktom?) oraz pamiętnikarskie wstawki opisane przez samego Chmurę. Rzecz się działa w środowisku filmowo-dziennikarskim, z pozoru wśród ludzi “porządnych”, inteligencji i kwiatu kultury[1], ale jak się zeskrobało pozłotę z wierzchu, wyszedł brud, zgnilizna i patologia.

W willi znanego i nagradzanego reżysera, męża równie znanej i nagradzanej aktorki, odbywa się przyjęcie. Na przyjęcie z jakiegoś powodu została zaproszona Jolanta, dziennikarka i pisarka, pogardzana przez środowisko, jakiś czas temu rozwiedziona z mężem, wziętym aktorem, grającym etatowo u gospodarza. Poza nimi w imprezie uczestniczą: kierownik zespołu filmowego, dwóch dziennikarzy, druga żona byłego męża Jolanty, jej były kochanek z nową flamą i (w kuchni) gosposia. Oraz syjamski kot Yogi, przez jednych kochany, przez innych znienawidzony. Towarzystwo za mało zjadło, za dużo wypiło, kiedy zaczęła się szydera z Jolanty, ta wybuchnęła i metodycznie wyliczyła każdemu jego przewiny - zdrady, dzieci w domach dziecka, przemoc wobec starej matki, kradzieże (w tym mienia uspołecznionego), plagiaty i wreszcie morderstwo[2]. Ale zanim była skłonna zrobić formalny użytek z posiadanej wiedzy, zakotłowało się i padła martwa, a chwilę po niej kot. Ja się okazało, ktoś wysmarował kotu pazury cyjankiem, używanym przez reżysera do zabijania tytułowych ciem, których był kolekcjonerem, a ten (kot, nie reżyser) najpierw zadrapał Jolantę, na którą w zamieszaniu skoczył, po czym - oblizawszy łapę z krwi - otruł się sam. Chmura, który nie jest w ciemię bity, rozumie, że każdy coś ukrywa, więc same rozmowy nic nie dadzą, analizuje więc szczegółowo wszystkie powiązania, a finalnie zbrodniarza wykrywa dzięki napisanej przez zamordowaną Jolantę książce o wszystkich jej znajomych.

I tak się zastanawiam, na ile jest to paszkwil na rzeczywiste realia (nadęte środowisko przeciętniaków i pieczeniarzy, którzy wspólnie tworzą towarzyski krąg przysług i szantażu, więc nawet podłość i zbrodnia uchodzi na sucho) i na ile jest to serio (bo czasem czytając takie pasusy - “sprzedalismy je za dewizy tak chłonnym odbiorcom jak Angola, Pernambuco i Rwanda-Burundi” - jednak myślę, że to parodia). Autorka wprawdzie opisuje wszystkich dość czarno, ale jej mizoginia jest nieskrywana. Zamordowana Jolanta - zdradzona przez męża, okradziona przez kochanka, oszukana przez współpracowników, rozczarowana synem w poprawczaku - jest bardzo ostro oceniana: że przeciętnej urody, że zawaliła związek (mimo że to mąż ją zdradzał), że napisany przez nią scenariusz był do niczego (mimo że obiektywni eksperci stwierdzili, że ostateczna wersja była zbieżna z tym, co ostatecznie poszło do produkcji), że nie umiała “odpuścić” mężowi w nowym związku i ciągle chciała od niego pieniędzy (mimo że wcześniej go utrzymywała, zanim stał się znany); Mariola, druga żona byłego męża Jolanty, wprawdzie dobrze tańczy, ale jest niekobieca, zbyt kanciasta, za mało pulchna; z kolei Bożena, aktorka, jest zbyt “postawna” i już po 40, więc brzydko się starzeje oraz nie posiada w ogóle gustu.

Szowinizm codzienny: żonę trzyma się w domu, bo “nie interesuje ją życie zawodowe męża”, baby mają “humory”, a jak się między sobą kłócą, to nic nie widzą oraz są gadatliwe (Chmura zamawia żonie pod choinkę szczeniaka boksera: ”Uważam, że to lepszy prezent niż bluzka. Będzie nareszcie miała na kim wyładowywać swoją energię, kiedy mnie pochłaniają służbowe zajęcia. Już taki bokser da sobie z nią radę... Kanarka zagadałaby na śmierć”). Zaś kiedy przydarza się ciąża… “Cóż jestem winien, że była głupia i nie uważała. Proponowałem, żeby się pozbyła kłopotu, ale nie chciała. Dla kobiet też nie należy być zbyt hojnym, bo zaczynają uważać to za oczywiste.

Się pali: papierosy, angielską fajkę Dunhilla nabitą tytoniem amerykańskim, kubańskie cygara.

Się pije: “ale nigdy się nie upija”, znakomicie zamrożonego szampana, kawę, herba mate (z Kostaryki!), jaśminową herbatę, nalewkę z mandragory zmieszaną z sokiem granatu (obrzydliwą), jałowcówkę, żubrówkę, dżin i whisky z sokiem cytrynowym, pomarańczowym albo wodą sodową i lodem, koniak.

Się jada: szarańczę opiekaną w ryżowej mączce (z obrzydzeniem, jako starter), słone herbatniczki z pastą homarową i serowo-ziołową, faszerowane pieczarki i pieczone kabanosy, oblane spirytusem i podpalone.

Popkultura: reżyser próbuje kariery za granicą, ale “w złotej koszulce, jak Polański, chodzić nie będzie”, Chmura obiecuje synowi Jolanty płytę Okudżawy.

[1] Jak ją pedikiurzystka kiedyś niechcący w palec zacięła, to ta „pani” całą michę wody, w której nogi moczyła, dziewczyninie na łeb wylała. Suszyło się później u mnie w kuchni, biedactwo, i płakało rzewnymi łzami. Tak żadna prawdziwa pani nie robi.

[2] Ocknąłem się i zobaczyłem na tle otwartego okna moją dziewczynę, na wpół nagą, w podartej sukience. Broniła się przed Firką, który wyglądał przerażająco, bo on w ogóle do pięknisiów nie należy, a jak się spije, można się go przestraszyć. Pomagali mu ci dwaj młodzi aktorzy, których nazwisk wolałbym nie wymieniać, też kompletnie pijani. Moja dziewczyna, Kama, lubiła tę melodię, kiedy trochę wypiła, zaczynała wygłupiać się i kaprysiła, że chce fruwać jak ptak. Pewnie i tym razem tak było, a oni pchali ją w stronę otwartego okna i rechotali wstrętnie, rżeli jak konie i bełkotali: „Polataj, polataj, no, pokaż, że umiesz fruwać...” Jeden z tych młodych ludzi miał ustosunkowanego ojca, drugi zaś miał talent. Mówiło się, iż nie należy łamać im życia i kariery. Sprawę zatuszowano. Nikt nie odpowiadał za śmierć mojej Kamy. [pogrubienia moje]

Inne z tej serii, inne tej autorki.

#87

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek września 29, 2023

Link permanentny - Tagi: klub-srebrnego-klucza, kryminal, panie, prl, 2023 - Kategoria: Czytam - Skomentuj