Bardzo przyjemny kryminał, w którym ginie pasterz (za pomocą łopaty), a jego owce szukają mordercy. Owieczki są miłe, wcinają trawę i inne zieleniny, a ostatnią rzeczą, jakiej można się spodziewać po przeżuwającym stworzeniu o tępawym wejrzeniu, to to, że właśnie jest detektywem na tropie. Wyczuwam pewien rozjazd mięczy zapewnieniami z blurba, że to "powieść filozoficzna" czy "moralitet na miarę Folwarku zwierzęcego". Zgrabnie napisana, ale podejmowane kwestie filozoficzne typu: jak wygląda Bóg i kościół oczami niewtajemniczonych (wiadomo, nijak, bo tego w oderwaniu od kilku tysięcy lat historii się nie da), że ludzie nie widzą zapachów tak jak owce i są przez to ubożsi (no są), warto być w stadzie, bo owca bez stada to samotna owca (wiadomo) nie są zbyt odkrywcze. Tak jak mówiła Wonderwoman (książkę jeszcze chwilę potrzymam, bo TŻ chce przeczytać) - po lekturze mam ochotę mieć miłą, puszystą owieczkę, mimo że tak naprawdę to śmierdzące i brudnawe kłębki wełny z inteligencją papcia.
#8
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 4, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2007, kryminal, panie
- Komentarzy: 2
Pseudoafrykański kryminał. Trzytorowa akcja - ukrywająca się przed światem pani etnograf, która kilka lat temu upozorowała swoje samobójstwo, a teraz snuje się po Miami, wspomnienia pani etnograf z jej wyprawy do Afryki (i nie tylko), gdzie odkryła Całkiem Inny świat oraz opis śledztwa prowadzonego przez seksownego kubańskiego detektywa. Oczywiście wątki się zazębiają, w Miami jest rzeź, ale nikt nie pamięta, o co chodzi, bo w powietrzu jest stara afrykańska magia. Typowe czytadło do podróży, nieźle się czyta, ale niewiele zostaje.
#7
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 4, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2007, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Koleżanka Siwa mnię wrobiła:
- Kiedyś, dawno temu, jeszcze przed Y2K, pracowałam jako informatyczny support kas teatralnych. Lubię teatry od strony zaplecza. Kręte ciemne korytarze, zakamarki, nagle wyłaniające się drzwi na scenę, w które nie wolno wchodzić. To chyba zostało mi od czasu pierwszej lektury "Lata Muminków", gdzie były drzwi z napisem "Rekwizytornia" (prawdziwie zbójeckie nazwisko). Od frontu też lubię wchodzić do teatru, ale rzadko mam okazję.
- Nie lubię podejmować decyzji. Przez 5 lat pracowałam z TŻ w jednej firmie i osiągnęłam pewną stabilizację (TŻ mówi, że to stagnacja). Może. Teraz mam zdecydować, czy chcę zostać w miejscu (dalej bez perspektyw), iść do ludzi, z którymi mi nie po drodze, ale za sporsze pieniądze i z rozwojem oraz samodzielnością, albo kopnąć to wszystko i zacząć od nowa. No kurna nie lubię.
- Ed Wood miał skrywaną namiętność do różowych sweterków z angory. Ja mam mniej wstydliwą do aksamitów, miękkich futrzanych zwierzaczków i satynowej pościeli. A poza tym jestem ciepłolubna i lubię, jak się mnie drapie za uszkiem. Oczywiście prywatnie. Służbowo jestem jędza z niezłą pamięcią do szczegółów i wieloma talentami.
- Mam więcej przyjaciół w Internecie niż "na żywo". Żywo jest przereklamowane - jąkam się, czerwienię, garbię i ogólnie mam tendencje do zaszywania się w kąt i obserwowania. W Internecie jestem taka, jaka chcę być. Błyskotliwa, riposty wymyślam szybciej niż dopiero za drzwiami, nie opowiadam ciągle tych samych dowcipów, bo to można wygooglać. Umiem googlać i chciałabym to robić zawodowo. Z drugiej strony wolę kontakty z nieinteligentnymi na żywo, bo nienawidzę platfusów umysłowych w terminalu tekstowym.
- Chciałabym mieć więcej czasu. Na czytanie, oglądanie filmów, dom, życie, podróże, próby wyrzucenia z siebie pokładów grafomanii, układanie sobie wszystkiego. A nie mam. Czas przecieka mi między palcami, wszystko mam rozsypane i chyba tego nie lubię. A, i prawa jazdy nie mam kiedy zrobić.
- Miało być pięć, ale będzie sześć. Lubię filmy bez happy-endu.
Następne ofiary [2019 - linki nieaktualne].
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 25, 2007
Link permanentny -
- Komentarzy: 8
- Poziom: 2
Ciemność. Zimowa noc, szczelnie zasłonięte zasłony. Miękka flanelowa pościel. Kot czarno-biały śpi na poduszce i czasem przez sen kładzie na mnie łapę, żeby sprawdzić, czy dalej jestem. Budzę się, gdy do sypialni wchodzi kot czarny i ewidentnie modulowanym miaukiem oznajmia coś kotu czarno-bialemu. Kot czarno-bialy wstaje, przeciąga się i trucha za kotem czarnym. Nie wiem, czy było to wezwanie na ustawkę, żeby komuś/czemuś włomotać, zaproszenie do lizania na parapecie czy do opróżnienia miski z resztek, ale komunikacja wyglądała na zrozumiałą.
Skądinąd bardzo lubię u kotów to, że mają szybsze połączenia między mózgiem a łapą niż między mózgiem a świadomością. Gdy drapię kota pod brodą, tylna łapa szybciej wie, że zaraz kota będzie tam łaskotać i już robi w powietrzu *drap, drap, drap*.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 25, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Koty
- Skomentuj
... niż kot wstający z poduszki na dźwięk budzika, przeciągający wszystkie cztery łapy, ziewający i leniwie truchtający do kuchni. Nawet się nie obejrzał, czy idę.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 19, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Koty
- Komentarzy: 3
... podoba mi się, jak w TV mówią o "dniu kota i roku świni". Może mają w tym względzie doświadczenia niejakie.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 18, 2007
Link permanentny -
Kategorie:
Koty, Śmieszne
- Komentarzy: 2
Spaliśmy wczoraj do prawie 14 (oczywiście w ramach odsypiania jetlaga). To jednak jest bardzo fajna rzecz, jak się leży, jest miękko, ciepło i tylko co jakiś czas trzeba negocjować z kotem czarnym, który woli naszą obecność przy misce. Z przyczyn natury obiektywnej zakup łóżka został przełożony na następny weekend (niestety, sklepy meblowe nie praktykują otwarcia w niedzielę, zupełnie nie rozumiem, czemu).
Uwielbiam pakamerę. Nie za ceny, bo czasem powalają, ale za pomysły. Jak byłam wyjechana, przyszedł newsletter, w którym były wyjazdowe torebki na brudne/czyste. Szczególnie wzruszyły mnie takie z napisamy: "Wash me"/"Wear me" na męskie skarpetki. Teraz cierpię, bo mam problemy decyzyjne z wyborem torebki. Znalazłam trzy i przecież trzech nie kupię. I do tego chyba jeszcze mogę wybrać kolor. Wspominałam, że nie cierpię decyzji?
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 18, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Komentarzy: 2
- Action figures z Losta. To robi wrażenie (bunkier, Jack z ruchomymi ramionami czy Locke z nożem).
- Niech mi ktoś objaśni, czemu pół butelki toniku, dezodorant fkulce i krem nivea są k0sher w foliowym woreczku z suwakiem, a nie są ok w reklamówce?
- Pocztówki wysłane w sobotnie popołudnie z dzielnicy łacińskiej San Francisco są w Polsce u adresatów już czasem we wtorek rano. Czemu priorytet nadany w Poznaniu bywa w Warszawie po tygodniu, nie wspominając o pocztówkach światecznych, wysłanych 22.12, z których jedna była 23.12, a druga (w tym samym mieście) już 18.01 następnego roku?
- Gdzie jest mój brzoskwiniowy peeling z body shopa? Wychodzi, że wypakowałam wszystko, a nie ma. A był [przechwaliłam to "wypakowałam wszystko" - zawartość przywannowej półki z hotelu miałam spakowaną w reklamówce, która stała dzielnie na pralce i czekała, żeby do niej zajrzeć).
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 17, 2007
Link permanentny -
Kategorie:
Przydasie, Listy spod róży -
Tag:
usa
- Komentarzy: 3
Zaskakująco ciekawy film. Sama fabuła pretekstowa, bo to, co się zdarzyło, to wiadomo od kilkuset lat z historii. Ale kolory, faktury, materiały, nieco naiwny zachwyt światem, wschodem słońca, jajkiem świeżo spod kury (nic to, że umytym przez kogoś z setek służących), a do tego całkiem współczesna rockowa muzyka sprawia, że w zasadzie dla obrazów się miło ogląda. Dużo z oniryczności i koronek "Pikniku pod Wiszącą Skałą", trochę z samotności w "Między słowami", pewien fatalizm z "Przekleństw niewinności". Bardzo podobała mi się recenzja z niedawnej Machiny, w której autorka porównała Marię Antoninę do pierwszej celebrity - osoby, której życiową rolą było ładnie wyglądać, pachnieć i tworzyć wzór do naśladowania. Film pieczołowicie omija te wszystkie niewygodne historyczne fakty - że cały Wersal śmierdział z powodu ogólnego niemycia i sikania pod ścianami z braku wychodków, działo się głównie porubstwo (w filmie
delikatnie zaznaczone, że panna się ciut zabujała w przystojnym żołnierzu i się raz czy dwa zborsuczyli w przygodnej okoliczności i to by z tej zgnilizny moralnej było na tyle, a poza tym była żoną i matką
jak należy), jak wyglądała bieda. Widać tylko ten ładny kawałek rzeczywistości, w której sobie dziewczę żyło. Ale na tyle ładnie, że nie czuć, jakim kosztem. Ot - celebrity.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 12, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Boooring. W zasadzie film nakręcono tylko chyba po to, żeby pokazać mnóstwo mniej lub bardziej wyszukanych ciuchów od znanych i znańszych projektantów. Anne Hathaway jest ładniutka i w zasadzie zupełnie umkła mi ta Wielka Metamorfoza, kiedy ze żle ubranej i kiepsko uczesanej absolwentki studiów robi się seksowna i pożądana panna z klasą. Meryl Streep doskonała, jak zawsze, świetna panna grająca pierwszą
asystentkę, ciuchy też fajne, ale to trochę mało, żeby zrobić z tego dobry film. Wiadomo - dylematy moralne typu "korzystać z okazji, czy pozwolić, żeby kto innych skorzystał" (tylko frajerzy nie korzystają, ale nikt nie mówi, że to etyczne) czy "a może nie warto tak zapieprzać 24h/dobę, bo się traci kawałek życia" (nie warto, ale się zdobywa doświadczenie) są takie dość oczywiste.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 12, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 3