[30.08.2020]
Mam oczywiście poczucie, że majówka na Rugii i wakacje w Chorwacji anulowane z powodu pandemii to problemy pierwszego świata, jednak było mi z tego powodu dość markotno. Tym bardziej ucieszyłam się, że już można na zachód, więc na urodziny zawinszowałam sobie Berlin. Aktualnie - ale oczywiście to się może zmienić, bo idziemy w górę w statystykach - nie ma problemu z przejechaniem granicy, na ulicach nie trzeba nosić maseczek, ale w sklepach i muzeach już tak. Pewnym novum może być konieczność podania danych osobowych w restauracji na wypadek zachorowania pracownika lub gościa. Starałam się wybierać jedzenie na zewnątrz i takież atrakcje (poza muzeum poniżej, ale w muzeum poza nami była tylko obsługa).
Muzeum Neonów mieści się pod wiaduktem S-bahnu, tuż obok stacji Bellevue. Jest otwarte w dość okrojonym czasie (13-17), więc, jako że przyjechaliśmy ciut za wcześnie, bo plany nam skomplikowała demonstracja przeciwników restrykcji okołopandemicznych (o czym niebawem), to poszliśmy na lody na pobliską Flensburger Strasse. I po wizycie w bogatym, ale beznamiętnym (i drogim) Haagen-Dazsie przy Potsdammer Platz zdecydowanie wolę małe, przydomowe lodziarnie. Miałam tam atak zachwytu pięknymi kamieniczkami (fraza dnia: “tak mogłaby wyglądać Wilda”) do momentu, kiedy wszystko się nie zatrzęsło, bo akurat po wiadukcie przejechał pociąg. Drgania i hałas czuć też w muzeum, tam to jednak mniej przeszkadza mimo ciekawej akustyki - całe muzeum to ciąg połączonych pomieszczeń, z echem i reagującą na kroki betonową podłogą. Muzeum nie jest duże, ale bogate - to zbiór usuniętych z budynków neonów z różnych epok, posortowanych kolorystycznie (ukłon dla tych z OCD), działających lub nie. Fantastyczne miejsce dla fanów typografii, dla nie-fanów też przyjemne, młodzieży lat 11 się podobało (może dlatego, że da się obejrzeć w 20 minut).
Adresy:
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 8, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
berlin, niemcy, sztuka
- Skomentuj
[18-20.08.2020]
Podlasie to arcyciekawa okolica pod względem etnologicznym. Na styku z Białorusią, mimo egalizaryzującego wpływu PRL-u, mieszkają tu wyznawcy katolicyzmu, prawosławia i muzułmanie. Fantastycznie to widać na cmentarzach, gdzie obok siebie stoją czasem krzyże katolickie i prawosławne (dwu- lub trzybelkowe - pozioma, jak u katolików, jedna ukośna poniżej, druga mniejsza pozioma powyżej), a nagrobki są opisane cyrylicą albo alfabetem łacińskim nawet w ramach tej samej rodziny. Jako że estetykę kościołów mam już nieco opatrzoną (chociaż z chęci przeżyć ekstremalnych nieustająco kusi mnie wyprawa do Lichenia), przejechałam szlakiem malowniczych, ultra-kolorowych - ale w tym dobrym sensie - cerkwi oraz jednego meczetu. Meczet w Kruszynianach okazał się niestety być must-have wszystkich wycieczek z okolicy, na parkingu kilka autokarów; wokół i w środku kłębiły się dzikie tłumy tych, którym nie straszne było zdjęcie obuwia (bo byli tacy, co odmawiali). Zrezygnowałam z wchodzenia do środka, pewnie lepiej się tam wybrać nie w sierpniu. W cerkwiach było różnie - większość była zamknięta na kłódkę, można było jedynie przespacerować się dookoła. W Trześciance proboszcz o sporej wiedzy historycznej i biblijnej snuł opowieści o genezie artefaktów we wnętrzu; w Hajnówce nie weszłam do cerkwi pw. Narodzenia św. Jana Chrzciciela, bo trwała tam długa i skomplikowana choreograficznie msza, zaś w Soborze św. Trójcy sympatyczny duszpasterz zaprosił nas do środka i pokazał, którędy wyjść, jakby było główne wejście zamknięte, co sprowokowało Majuta do uwagi, że był zaskakująco miły jak na księdza. W niektórych miejscach sugerowano umawianie się na zwiedzanie, odpuściłam, bo plan wycieczki był raczej po stronie chaosu.
Nawet jak się jest ateistką, warto mieć chustę do nakrycia głowy przed wejściem, zwyczajnie z grzeczności. Nie jestem wielbicielką zwyczajów religijnych, zwłaszcza wywodzących się z patriarchalizmu, ale do wgapiania się w bogactwo ikon i witraży mogę zrobić wyjątek.
Miejscowości z poniższej listy są wybrane dość losowo - mieszkaliśmy w Hajnówce, zrobiliśmy dwie wycieczki samochodowe (jedna zahaczającą o Białystok, o czym niebawem).
Wiele miejsc ominęliśmy - Supraśl z fantastycznie monumentalnymi świątyniami, Pasynki, Klejniki, Sokółkę, Orlę czy drugą enklawę Tatarską w Bohonikach, nie wspominając o wszystkich miejscach z przepięknymi pejzażami po drodze.
Hajnówka - cmentarz i cerkiew cmentarna pw. Wszystkich Świętych, cerkiew pw. Narodzenia św. Jana Chrzciciela i Sobór św. Trójcy
Dubiny - cerkiew pw. Zaśnięcia Matki Bożej
Łosinka - cmentarz i cerkiew prawosławna pw. św. Jerzego i cerkiew św. Apostoła Jakuba
Narew - Cerkiew Podwyższenia Krzyża Pańskiego
Nowa Wola - Cerkiew pw. św. Jana Chrzciciela
Gródek - Cerkiew pw. Narodzenia Bogurodzicy
Kruszyniany - najstarszy zachowany drewniany meczet
Trześcianka - cerkiew św. Michała Archanioła
Soce - kaplica pw. św. Proroka Eliasza
Puchły - parafia prawosławna pw. Opieki Matki Bożej
Klejniki - Cerkiew Wniebowstąpienia Pańskiego
Łosinka - cmentarz
Parafia prawosławna pw. Opieki Matki Bożej w Puchłach
Cerkiew Podwyższenia Krzyża Pańskiego w Narwi
Cerkiew pw. Zaśnięcia Matki Bożej w Dubinach
Meczet w Kruszynianach
Cerkiew cmentarna pw. Wszystkich Świętych w Hajnówce / Kaplica pw. św. Proroka Eliasza w Socach
Cerkiew św. Michała Archanioła w Trześciance
Cerkiew pw. św. Jana Chrzciciela w Nowej Woli / Cerkiew św. Michała Archanioła w Trześciance
Sobór św. Trójcy w Hajnówce - wnętrze i z zewnątrz
Parafia prawosławna pw. Opieki Matki Bożej w Puchłach
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 6, 2020
Link permanentny -
Tagi:
narew, nowa-wola, dubiny, losinka, grodek, klejniki, kruszyniany, polska, podlasie, puchly, soce, trzescianka, hajnowka -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+
- Komentarzy: 4
Książka podzielona jest na rozłożone w czasie cztery epizody z życia Lutka[1], pierwszego dziecka urodzonego w komunie hippisowskiej, która rozpoczęła budowę Arkadii, ostoi wolności. Pierwsza część to lata 70. - życie wspólnoty, gdzie każdy wkłada według możliwości pracę, a bierze miłość i opiekę, widziane oczami 6-latka, uznawanego przez otoczenie za nieco opóźnionego w rozwoju. Mimo że wszyscy żyją na granicy ubóstwa i głodu, gnieżdżą w szopach i przyczepach, odbudowując zrujnowany wspólny dom, ten okres jest w oczach dziecka sielanką, mimo ewidentnie niepokojących sygnałów - matka ma głęboką depresję, a dookoła mało kto jest szczęśliwy. Części druga to lata 80. i zmierzch Arkadii. Do wspólnoty przybywa coraz więcej nowych - spragnionych narkotycznych wrażeń i wolnej miłości nastolatków, drobnych przestępców, którzy w komunie widzą azyl, a charyzmatyczny przywódca jest wpatrzony we własny pępek i przyrodzenie, a nie w dobrostan rodziny. Lutek przeżywa dojrzewanie i pierwszą miłość do Helle, swojej równolatki. W części trzeciej - co ciekawe - retrospekcyjnie - pokazany jest związek Lutka i Helle, przyjście na świat ich córki, kariera fotograficzna i uniwersytecka Lutka, wreszcie nagłe zniknięcie Helle, która w przeciwieństwie do protagonisty nie chciała być uwiązana do niczego. W tle losy innych mieszkańców Arkadii.
Najmocniejsza dla mnie jest ostatnia część. Jest rok 2018 (przypominam, że książka została wydana w 2011). Córka - Grace - ma 14 lat, Lutek wychowuje ją samotnie. Jednocześnie dzieją się dwie rzeczy - po częściowo nieudanym samobójstwie rodziców przeżywa matka Lutka, Hanna, ale jest w kiepskim stanie, zwłaszcza że do zatrucia lekami dochodzi postępujące stwardnienie rozsiane, niszczące jej ciało (bezpośredni powód samobójstwa); na świecie powoli pojawia się pandemia, spowodowana przez wirusa typu SARS, doprowadzającego błyskawicznie do niewydolności oddechowej (2011, wspominałam?). Lutek z Grace wracają do Arkadii, żeby zająć się Hanną i uciec od szybko rozprzestrzeniającej się choroby, w którą - mimo kilkuset tysięcy zgonów - niektórzy nie wierzą. Jest tu trochę elementów fantastycznych (przenośny komputer wspomagający mowę osoby niesprawnej za pomocą rejestracji ruchów oka), ale reszta jest boleśnie aktualna - jak dawać sobie radę podczas pandemii i kiedy pozwolić ukochanej osobie odejść.
Nie wiem, jak Groff to robi, ale każda z jej książek jest inna, a wszystkie świetne. Umie pokazać męża żyjącego z żoną, której nie zna i żonę, która latami buduje ułudę, żeby mąż był szczęśliwy. Umie w zapach i fakturę świata na skraju przepaści. Umie wreszcie w bycie dzieckiem, dorosłym i starcem.
[1] Zastanawiało mnie tłumaczenie imienia głównego bohatera, Ridella Sorella, jako Lutek. W oryginale nazywa się Bit - od Itty-Bitty (maleństwo), u nas wyewoluował w (Ma)Lutka.
Inne tej autorki.
#113
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek września 4, 2020
Link permanentny -
Tagi:
2020, panie, beletrystyka -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Bella ma napisać drugą książkę. Pierwsza, “Kroniki rozczarowanego millenialsa”, powstała niejako mimochodem, z jej celnych wpisów w social mediach, popularnych wśród znajomych; wydana przez ambitne wydawnictwo odniosła spory sukces, zadatkowano więc drugą książkę. I tu się zaczyna problem, bo Bella - mimo trzech miesięcy we Włoszech na koszt wydawnictwa - nie dała rady nic sensownego napisać. Po powrocie ma oddać pierwszą wersję powieści, decyduje się więc pociągnąć w biurze wydawnictwa nockę, żeby “doszlifować szkic”. Założenie zacne, ale impreza w pubie z dawno nie widzianymi przyjaciółmi jeszcze zacniejsza. Napije się, zarzuci coś na dobry humor, potańczy i z nową energią wróci i napisze. Prokrastynacja level master. Odzyskuje świadomość bladym świtkiem, nad kilkoma stronami dziwnego, chaotycznego tekstu, którego pisania nie pamięta. W ogóle coś dziwnego się dzieje z jej głową, niewiele pamięta z poprzedniej nocy. Dopiero w przebłyskach zaczyna do niej docierać, że została odurzona i ktoś ją, półprzytomną, zgwałcił w toalecie.
Od razu ustawię poziom - to jest komedia, ale czarna i jadąca po bandzie. Śmieję się z Belli, która trzaska selfie podczas zeznań na policji czy rozmowy o kiepskich wynikach badań u lekarza, jednocześnie mrozi mnie, kiedy do Belli (i oglądającego) dociera, skąd rana na czole i kiedy powoli odkrywa, co się zdarzyło tej nocy. Nie śmieję się już, kiedy widzę, że za żarcikami ukrywa traumę, że nie potrafi sobie poradzić z tym, co się wydarzyło mimo terapii i pomocy przyjaciół. Można pójść łatwą drogą, nierozsądna dziewczynka nie pilnowała drinka, ale naprawdę nie o to chodzi (por. victim blaming). Jest to jednak serial dość nierówny i z manierą edukacyjną. Oprócz wyjaśnienia i przepracowania zdarzeń feralnej imprezy, jest o ukradkowym ściąganiu prezerwatywy podczas stosunku bez wiedzy drugiej osoby, gwałcie na męskiej randce z grindera, lekceważonym przez policję (wszak po to poszedł, poza tym jest mężczyzną), fałszywych oskarżeniach czy konsensualności.
PS Zdradzę finał - Bella napisała i wydała drugą książkę.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 2, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
[15.08.2020]
W zasadzie to wyszło przypadkiem. D. zaprosił mnie na urodziny na świeżym powietrzu do miejscowości Rakowo. Zupełnym przypadkiem Rakowów w Polsce jest piętnaście, założyłam więc optymistycznie, że chodzi o Rakowo pod Czerniejewem, rzut beretem od Poznania, pojedziemy, pożyczymy i rozsądnie wrócimy (bo jak można nocować we własnym łóżku, to jednak nocujmy we własnym łóżku). Wtem okazało się, że chodziło o Rakowo za Wałczem, tuż pod Bornem Sulinowem, pośród drawskich jezior. Złote pola i krystalicznie czysta woda, nie wzięłam kostiumu, za to zmoczyłam sukienkę, brodząc po płyciźnie i fotografując muszelki.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 1, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
drawski-park-krajobrazowy, polska, zachodniopomorskie, rakowo
- Komentarzy: 5
Grupa ludzi z problemami - tracąca popularność autorka romansów, nowobogacka para z innymi oczekiwaniami wobec życia, rodzina w żałobie, gej szukający odpowiedzi na pytanie, czy chce mieć z partnerem dziecko, opuszczona przez męża żona, chcąca odzyskać atrakcyjność, wreszcie przebrzmiały gwiazdor sportowy - trafia do luksusowego “SPA”, gdzie właścicielka - ekscentryczna emigrantka pochodzenia rosyjskiego - obiecuje im, że w ciągu 10 dni wyjdą jako zupełnie inni ludzie. Na początku jest trudno - cyfrowy i realny detoks (z bagaży znika przemycony alkohol, papierosy i elektronika), milczenie, wstawanie nad ranem na medytację wszystkich irytują, ale wszyscy stopniowo przyzwyczajają się do nowego stylu. Powoli ujawniają swoje problemy podczas terapii; do tego momentu jest to taka trochę beletrystyka self-help - odłóż elektronikę, wsłuchaj się w siebie, zdrowo i skromnie się odżywiaj, unikaj używek, bądź wdzięczny/a, zacznij ćwiczyć, a staniesz się nowym, lepszym człowiekiem. Tyle że nie do końca, bo coś tajemniczego dzieje się w ośrodku odnowy, a - najpierw - cyfrowe odcięcie, potem już realne, kiedy grupa zostaje zamknięta w sali w piwnicy, okazuje się być kluczowe do procesu “odmiany”.
Jest to chyba najsłabsza ze wszystkich książek Moriarty. Bohaterowie są z kartonu (recepta dla pisarki to “nie przejmuj się złą recenzją, zacznij pisać thrillery zamiast romansów”, dla opuszczonej żony “to nie twoja wina, uwierz, że jesteś atrakcyjna” itp.), zaś demoniczna Masza, która jlzlśyvłn nhgbefxą grencvę zvxebqnjxnzv YFQ benm hmlfxnavr bśjvrpravn mn cbzbpą temloxój unyhplabtraalpu orm jvrqml xyvragój, okazuje się być dobrym, choć niezrozumianym człowiekiem. Dodatkowe “głębokie” myśli: (nawet duże) pieniądze szczęścia nie dają, nie ma sensu szukać w sobie winy, gdy inna osoba odbiera sobie życie, lepiej być chudym i młodym niż starym i grubym oraz dramatyczne wydarzenia budują przyjaźnie na całe życie (albo nie).
Inne tej autorki tutaj; przeczytałam też drugi raz “A teraz śpij”, bo pojawiło się nowe wydanie tej samej książki ze zmienionym tytułem “Miłość i inne obsesje”, a zanim się zorientowałam, że już czytałam, to trochę zeszło.
#111-112
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 31, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Martwa woda
Rzecz się dzieje na wyspie Mainland, głównej wyspie Szetlandów. Ginie Jerry Markham, syn zamożnych właścicieli hotelu, dziennikarz węszący za sensacją. Ponieważ Jimmy Perez jeszcze podnosi się psychicznie po traumie z finału poprzedniego tomu, śledztwo ma poprowadzić ekscentryczna starsza inspektor Willow Reeves, wegetarianka wychowana w komunie hippisów również na wyspach, tyle że nie Szetlandach, a Hebrydach. Ponieważ zwłoki znaleziono w łodzi należącej do klubu wioślarek, a odkryła je ćwicząca w klubie elegancka, choć niedostępna emocjonalnie pani prokurator, Willow nie wyklucza, że może mieć ze sprawą związek. Jimmy przyłącza się do śledztwa, ale na pół gwizdka i to on odkrywa, że denat zrobił niegdyś dziecko lokalnej dziewczynie, Evie, i się ze sprawy wykpił; wiadomo, że to dobry trop, kiedy ktoś zabija aktualnego narzeczonego Evie. W tle o energii odnawialnej i eksploatacji wysp, które niektórym mieszkańcom przyniosły majątek (z ciekawym wątkiem ruchu NIMBY - ludzi, którzy są oczywiście za zmianami, ale Not In My Back Yard).
Mgliste powietrze ma, moim zdaniem, źle przetłumaczony tytuł. Owszem, jest mgła, ale chodzi o frazę z idiomu vanished into thin air - zniknąć bez śladu.
Eleanor i Polly wraz ze swoimi partnerami przypływają na Unst, najdalej na północ położoną wyspę Szetlandów, żeby uczestniczyć w ślubie przyjaciółki, Caroline, która wychodzi za mąż za Szetlandczyka. Po weselu Eleanor kłóci się z partnerem i zostaje na zewnątrz, podczas gdy inni idą spać. Rano rozpoczynają się poszukiwania, bo nie wróciła; kiedy na wyspę docierają Willow Reeves i Jimmy Perez, wiadomo już, że kobieta nie żyje - jej malowniczo upozowane zwłoki leżą w płytkim jeziorze. Okazuje się, że poza ślubem przyjaciółki, Eleanor usiłowała odkryć tajemnicę Małej Lizzie, bohaterki ludowej piosenki, której zjawa podobno pojawiała się kobietom mającym zajść w ciążę. Nie jest to oczywiście jedyna tajemnica ofiary. Są też drugie zwłoki, zbrodniarz jest dość łatwy do przewidzenia (wrśyv cbwnjvn fvę bfbon fcbmn jlfc, gb jvnqbzb, żr wrfg nhgbznglpmavr oneqmvrw cbqrwemnan avż ybxnyrfv), a Perez zaczyna odczuwać pewne skłonności do Willow.
Inne tej autorki tutaj.
#109-110
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 27, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, kryminał, panie
- Komentarzy: 3
Kiedy zostali sami, Sarnecki powiedział:
- Byłeś wspaniały.
Downar uśmiechnął się.
- Daj spokój.
Sopot. Żona profesora archeologii, Skoczyńskiego, zostaje zamordowana. Downar przebywający na urlopie niechętnie włącza się do śledztwa, żeby pomóc lokalnemu funkcjonariuszowi, Sarneckiemu, uzyskać awans do Warszawy. Starsza od atrakcyjnego naukowca żona nie zgadzała się na rozwód, zwłaszcza że straciłaby pozycję i dostęp do sporych pieniędzy. Mimo to zdecydowała się na wspólny wyjazd z mężem, a w tym samym hotelu mieszkał jej kochanek, Terner.
Gdańsk. Niedługo po morderstwie Skoczyńskiej zostają znalezione zwłoki żony reżysera Ternera. O jej obecności wiarołomny małżonek nie wiedział, nie wiedział też, że małżonka planowała opuścić kraj, wywożąc wszyte w pas do pończoch dolary. Okazało się, że była w hotelu w Sopocie w noc zamordowania żony Skoczyńskiego, tyle że nie u męża, a u kochanka; wniosek stąd, że prawdopodobnie zobaczyła mordercę i zapłaciła za to życiem.
W celu wyjaśnienia sprawy milicja “obskakuje” wszystkie sklepy z bielizną pościelową w Gdyni, w Gdańsku, w Sopocie. Może gdzieś sobie przypomną przystojnego filmowca, który kupił prześcieradło. Obdzwaniają też wszystkie hotele, żeby odkryć, że ktoś przed nimi w ten sposób szukał Olgi Terner. Finalnie, morderca zostaje rozpoznany dzięki znalezionym w kieszeni męskiego prochowca nutom.
Się je: zupę owocową i potężny befsztyk, pieczoną kaczkę pod czerwone wino u prywaciarza, oraz - co mnie nieledwie wzruszyło - “Downar przeżuwał swoje melancholijne myśli wraz z przypaloną jajecznicą”.
Się pali: wiadomo.
Się pije: rum.
Się ocenia związki:
- Czy to było dobre małżeństwo?
Honer uśmiechnął się z zakłopotaniem.
- Bardzo żałuję, ale nie umiem panu odpowiedzieć na to pytanie. A w ogóle wątpię, czy ktokolwiek się orientuje, czy jakieś małżeństwo jest dobre czy złe. Sam byłem żonaty, ale tak naprawdę to nigdy nie wiedziałem jakie jest moje małżeństwo. Dopiero jak żona wystąpiła o rozwód, to doszedłem do wniosku, że zapewne złe.
Nazwiskizm: reżyser Terner, poeta Honer, adwokat Zander, morderca Bolner (ale spokojnie, w książce pojawia się pod fałszywym nazwiskiem).
Znak czasów:
Poznaliśmy się zaraz po wojnie. Mieszkałem wtedy w Wałbrzychu. Konrad szabrował na tamtym terenie dzieła sztuki. Przepraszam. Źle się wyraziłem. Nie szabrował, a ratował przed zniszczeniem. Downar pokiwał głową.
- Rozumiem. Każdy wtedy starał się przysłużyć ojczyźnie.
Downar, poza tym, że jest wspaniały, ma też emocje. Ten cytacik dedykuję władzy wykonawczej AD 2020:
- Bardzo się cieszę, że wreszcie się z panem spotkałem - powiedział wesoło Downar.
- Ja również się cieszę - bąknął Koźmicki. Nie był pewien, czy rzeczywiście będzie miał powód do radości. - Miło mi pana poznać, panie majorze.
„Ludzie ciągle jeszcze boją się milicji" - pomyślał ze złością Downar.
Inne tego autora tu.
#108
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 27, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, kryminał, panowie, prl
- Komentarzy: 1
[18-20.08.2020]
Kraina Otwartych Okiennic to szlak turystyczny wiodący przez wsie ułożone w trójkąt - Trześciankę, Soce i Puchły; rzecz się mieści niedaleko Hajnówki. We wsiach nie ma specjalnie wielu atrakcji poza drewnianymi domami w spójnej architekturze - ze zdobionymi snycerką okiennicami, kalenicami, parapetami i narożnikami domów. Można samochodem, można - i nawet fajniej - rowerem. Na zdjęciach przekradły się też domy z Białowieży i Bud (konkretnie ośrodka Sioło Budy, gdzie można sobie taki dom na wakacje wynająć).
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 26, 2020
Link permanentny -
Tagi:
podlasie, soce, puchly, trzescianka, budy, polska -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+
- Komentarzy: 1
Marian Butrym - Pajęczyna #080
Spis osób:
- kapitan Piotr Morski - narrator, 8 lat w milicji, brak mu poetyckiej duszy
- Ryszard Brzozowicz - poszukiwany listem gończym magazynier z Polmeru
- pułkownik Gonczar - trzeba go traktować diabelnie serio
- sierżant Janicki - szef ekipy technicznej, łysawy, z darem odnajdywania śladów
- doktor Żakowicz - lekarz sądowy, ma skłonność do ironizowania głosem pozbawionym ironii
- Jańczak - kierownik ośrodka wypoczynkowego Polmeru, w stresie wzywa imienia boskiego nadaremno
- kapitan Kaczmarek - naczelnik wydziału
- podporucznik Bartnik - świeżo po szkole w Szczytnie, brak praktyki nadrabia entuzjazmem
- Zawada - szef dyżurny straży Polmeru
- Gródecki - dyrektor Polmeru, posiada męski uścisk dłoni
- Głogowski - kierowca w Polmerze, po wyroku, ale uczciwy
- magister Kołodziejczyk - zastępcą kierownika działu zbytu, łysy grubas
- porucznik Szemiot - wysoki blondyn w okularach o wyglądzie rutynowanego kaznodziei, incognito w Polmerze
- sierżant Nowak - dawny księgowy, postrach malwersantów i posiadacz zarękawków
- dziewczyna Morskiego - jeszcze ma złudzenia, że narzeczony jej słucha (tyle że nie)
- Barbara Chomicz (25) - laborantka medyczna, dziewczyna Brzozowicza
- Joanna - milicyjna archiwistka, dziewczę, które chciałoby się nic tylko brać na ręce i przenosić przez strumyk
- Andrzej Wolański - wicedyrektor Polmeru, obdarzony aksamitnym głosem
- Alicja Wójcik - zastępca magazyniera w Polmerze
- inżynier Juliusz Marzec - naczelnik Zjednoczenia nad „Polmerem”, szczupły mężczyzna w okularach wielkich jak wrota stodoły
- Weronika Gródecka - żona dyrektora „Polmeru”, przypomina wysuszoną strzygę[2]
- magister Klimowicz - kierownik zbytu w Polmerze, zwany “sklerozą”, lubi patrzeć na gołe baby[4]
- chorąży Wojnowski - konkurencyjna ekipa techniczna, nie lubi się z Janickim[5]
To jeden z tych kryminałów, gdzie aż skrzy się od detalu z epoki, milicjanci mają życie osobiste, zdarzają się złotouści przesłuchiwani, a oprócz właściwego śledztwa jest mnóstwo smaczków.
Na rynku pojawia się duża ilość sztucznej przędzy, co wzbudza służby porządkowe, bo skąd przędza bez kontroli państwa. Remanent w Polmerze, największym producencie nylonów i bistorów, nie wykazuje żadnych nieścisłości, co już jest podejrzane. Szybko okazuje się, że dokumenty są podmieniane w locie, dzięki czemu ciężarówka wywozi o pół tony przędzy więcej niż powinna. Milicja przejmuje transport do Dziewiarskiej Spółdzielni Pracy „Penelopa[1]”, ale magazynier ucieka; nie na długo, bo zostaje znaleziony niebawem martwy (uderzony w głowę, jeśli miałyby to być przyczyny naturalne, to musiałaby być duża szyszka). Potem już idzie fala - pożar w fabryce, zaginiona magazynierka, setki przeczesanych dokumentów, 6 szeregowych pracownikom udowodniono udział w przestępstwie. Milicja prowadzi ironiczne dyskusje z pracownikami zakładu, którzy bynajmniej nie są pomocni ani współpracujący[3]. W celu znalezienia mózgu całej operacji, kapitan Morski: ratuje Klimowicza przed pobiciem za podglądanie naturystek, idzie na koncert muzyczny, gdzie obserwuje zwyczaje odzieżowe[6] oraz odbywa inicjację na wyścigach konnych.
Się pali: fajkę, ale ogranicza podczas spotkań (zarządzenie ministra), ekstra-mocne.
Się dyskutuje: kondycję drużyny piłkarskiej (Deyna, Gadocha).
Się pije: koniak.
Się słucha: „Asocjacji HA-GAW” z Andrzejem Rosiewiczem, zespołu awangardy beatowej (muzykę oszalałych czcicieli boga Słońca, a bardziej warsztat, w którym stroi się instrumenty), Wojciecha Skowrońskiego z zespołem i Maryli Rodowicz.
[1] Się wspomina klasyków: Homera, Biblię (konkretnie żonę Lota), Herostrata, Hamleta, Słowackiego (się ogląda nowoczesny spektakl Balladyny w teatrze).
[2]
Stanowczo dyrektor Gródecki nie miał dobrego dnia, kiedy stanął na ślubnym kobiercu. Ta napuszona baba odznaczała się nie tylko wielkim mniemaniem o własnym intelekcie, ale przede wszystkim blond peruką noszoną nawet w czasie największego upału, makijażem aktorki z kiepskiej komedii i dwoma złotymi zębami, co miało przesądzać o guście i elegancji właścicielki. Obłęd. Stanowczo urok osobisty nie był jej mocną stroną.
[3]
Nareszcie ktoś zwrócił uwagę na moje braki w wychowaniu. Miałem ogromną chęć powiedzieć kilka słów Gródeckiej, ale spojrzałem na nią i mi przeszło. Z równym powodzeniem mógłbym noworodka uczyć logarytmów.
[4]
Kiedy godzinę temu wspiąłem się wreszcie po skarpie, na pagórku nie działo się nic na tyle dramatycznego, aby wymagało interwencji milicjanta. Widok, jaki ujrzałem. był w równym stopniu atrakcyjny, co wesoły. Trzy dziewczyny, jedna zgrabniejsza i ładniejsza od drugiej, urządziły sobie solarium na małej polance. Wystraszone przez Klimowicza, usiłowały dość nieudolnie zasłonić swoje wdzięki mikroskopijnymi kawałkami tkaniny. Stanowczo kostiumy typu bikini nie nadają się do roli parawanu, a o tym, żeby je po prostu włożyć, panienki jakoś nie pomyślały. Striptiz był pierwszorzędny, daję słowo. Żaden opis nie odda walorów takiego widoku. Chętnie dodałbym jeszcze parę szczegółów, ale żyjemy - mimo wszystko - w dość purytańskich czasach.
[5]
Chorąży, słysząc to, skrzywił się jak po wypiciu duszkiem szklanki octu. Nie przepadał za Janickim, podobnie jak i sierżant za nim. Rozmowy służbowe obu speców przypominały dyskusje Napoleona z szambelanem Walewskim. Równie łatwo panowie dochodzili do porozumienia.
[6]
Stroje noszono dość swobodne. Widziałem wieczorowe kreacje pań i eleganckie dwurzędówki panów, ale przeważały dżinsy, poncha, swetry i jakieś dziwaczne kombinezony w kolorze ścierek. Kilka postaci o trudnej do ustalenia płci nosiło nawet stroje, na widok których sam Wernyhora wpadłby w bezradną zadumę. Długość włosów młodych widzów przekraczała zwycięsko średnią europejską. Jeżeli ktoś ma wątpliwości, że świat oszalał, niech przyjrzy się dokładniej modzie. Maluczko, a obowiązującym strojem eleganta stanie się zgrzebna koszula przepasana krajką, spodnie w kwiatki, a także łańcuch z dzwonkiem na szyi. O modzie damskiej nikt przy zdrowych zmysłach nie próbuje nawet dyskutować.
Inne tego autora tutaj.
Fryderyka Janis - Człowiek z cienia #081
Spis osób:
- narratorka - dziennikarka z nienormowanym czasem pracy (czytaj: pracoholiczka) z psem Figą
- kapitan Włodek Dąbek - kapitan SB, narzeczony narratorki, zdecydowanie planuje ograniczenie pracy przyszłej żony
- Marian Tyszko - fotoreporter, wdowiec, po prostu sobie był, z nikim się nie kłócił, ani nie był za blisko
- Małgosia - nieletnia córka sąsiadki
- Wiktoria Karłowska - siwieńka staruszka, portierka, telefonistka, stacja przekaźnikowa i wykidajło w jednym
- Genia Bućko - portierka, pyskata zastępczyni Karłowskiej
- Iza - redaktorka od kultury, dzieli biuro z narratorką
- Bogdan - felietonista, dzieli biuro z narratorką
- Janek - obściskuje się z Kasią po godzinach, to znaczy pisze sprawozdanie z meczu
- Kasia Warzyńska - młoda mężatka, szuka u Janka zapomnianych papierów
- Marylka - sąsiadka, matka małej Małgosi, gotuje zupy
- porucznik Jurek Wolski - zwolennik “stawiania spraw jasno”
- starszy sierżant Adam Kawecki
- kapitan Zbigniew Chudecki
- szef redakcji - zarządza metodą nieprzyjmowania żadnych wiadomości kto, z kim, kogo i dlaczego
- Zuzia - dział “Listów i interwencji”
- Jerzy Tyszka - syn denata, pracuje w Spisie (Sz-ńskim przedsiębiorstwie instalacji sanitarnych i elektrycznych)
- Halina Tyszka - synowa denata, kierowniczka sklepu z obuwiem
- major Żytkiewicz - Włodzimierz Dąbek jest jego wychowankiem i ulubieńcem
- Sobczyk - analityk, niedługo docent, broni pracę na temat mikrośladów
- porucznik Darek Pietrzak - spec od przeszukiwania mieszkań
- Stasia - sprzątaczka, kolana ją bolą, ale w stresie szybko biega po schodach
- Banaś - redaktor, specjalizacja przedsiębiorstwa budowlane
- Stefan - mąż Marylki
- Adaś - dział sportowy
- Zofka - serwuje kawę majorowi i biega na posyłki
- prokurator Kozłowski
- kapitan Bartczak - wróci z urlopu i zajmuje się swoimi sprawami
- sierżant Bieganek - oddelegowany do pilnowania dziennikarki
- Ryszard Walczuk - wicedyrektor w Fabryce Kabli
Dziennikarka pracuje jak zwykle po godzinach, wychodząc odkrywa zamordowanego fotoreportera, który kilka godzin wcześniej zaanonsował, że idzie po kawę i ma ważną sprawę. Mimo że jest narzeczoną oficera SB, staje się podejrzana oraz przymusowo odizolowana od narzeczonego. Niedługo potem ginie portierka, która prawdopodobnie widziała mordercę. Wreszcie ktoś atakuje dziennikarkę i cudem udaje się jej ujść z życiem. To daje organom asumpt do przejrzenia materiałów, jakie dziennikarka zgromadziła wraz z fotoreporterem w ostatnich dniach. Do rozwiązania zagadki przyczynia się piasek pozostawiony na miejscu zbrodni. W tle trochę zabawnych detali pracy redakcji - konieczność wyrobienia wierszówki czy gra w ruletkę na zawartość szuflady.
Się je: cytrynowe dropsy, słone paluszki i ser “Liliput”.
Się pali: giewonty i sporty.
Się gra: w brydża (u sąsiadów), w ruletkę (dla rozrywki w redakcji).
Inne z tego cyklu tutaj.
#107 (przeczytałam też po raz kolejny EW079)
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 24, 2020
Link permanentny -
Tagi:
2020, kryminał, panie, panowie, prl -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 5