Więcej o
Słucham (literatury)
Spieszę donieść zaniepokojonym, że to w dalszym ciągu jest świetnie napisana książka przygodowa, zabawna, ironiczna, oczywiście nie wolna od znaków czasu, ale niebolesna w czytaniu.
Tomek mieszka u ciotki Polly, która załamuje ręce, co z niego wyrośnie. Bo to pędziwiatr, niekoniecznie sobie radzi z emocjami, lubi wdawać się w bójki, nie lubi się uczyć, a braki wiedzy nadrabia sprytem. Historia kary w postaci bielenia płotu, którą Tomek zamienił w zysk i chwałę w szkółce niedzielnej, to chyba jedna z moich ulubionych w książce. Bo wspólnym mianownikiem wszystkich przygód jest entuzjazm, dzięki któremu nawet z kiepskiej sytuacji - znudzenia zabawą w piratów, mrocznej wizyty na cmentarzu, lania od ciotki czy zagubienia się w grotach - Tomek potrafi wyjść z podniesioną głową. Niekoniecznie czysty, ale zadowolony.
Oczywiście jest i drugie dno - mimo pozornej opieki dzieci są zaniedbane, przemoc, głód i choroby są normą. Rzecz się dzieje na Południu, temat niewolnictwa jest potraktowany dość oględnie (Czarni są, tylko do kogoś należą), a naczelnym wrogiem jest metys Joe, który zupełnie przypadkiem zszedł na drogę zbrodni po tym, jak został ukarany za “włóczęgostwo”. Wiem, Twain doskonale wiedział, co robi, ale pewne didaskalia się mogą przydać, zwłaszcza jak się czyta książkę młodzieży.
#108/#27
Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday December 4, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2025, mlodziezowe, panowie
- Skomentuj
Pani Eufemia Kwiatkowska, emerytowana nauczycielka muzyki, mieszka w “kołchozie” - współdzielonym mieszkaniu z nieprzyjaznymi jej współlokatorami. Kiedy wreszcie otrzymuje przydział na mieszkanie na nowowybudowanym osiedlu Za Wiatrakami, nie waha się, nawet jeśli mieszkania mają niedoróbki i chodzi plotka, że ktoś morduje starsze panie[1]. Plotka okazuje się prawdą. Mimo to pani Eufemia wywiesza ogłoszenie o lekcjach muzyki, bo w związku ze zmianą zamieszkania musi znaleźć nowych klientów. Zaprzyjaźnia się też z państwem inżynierostwem, których córeczkę uczy gry na pianinie i szybko nawiązuje kontakt z dzielnicowym sierżantem Lipkowskim, który ma pomysł, żeby wykorzystać ją jako przynętę. Jako potencjalnych złoczyńców Lipkowski typuje tzw. złote rączki, którzy świadczą nielegalnie usługi remontowo-stolarskie - zamontują zamek, wyheblują okno, żeby się zamykało, położą kafelki czy wręcz naprawią to, co spieprzyli, oddając mieszkanie. Całość jest utrzymana w dość lekkim klimacie, z dużym udziałem starszej pani w rozwiązaniu sprawy. Dzielnicowy też okazuje się sprytniejszy od Komendy Głównej Milicji, co zostaje finalnie zaakceptowane po początkowej niechęci do udziału sierżanta w śledztwie.
Się pije: kawę (gorzką, bo cukier daleko i wstyd prosić o podanie).
Się marzy: o zakupie Taunusa (taki europejski Ford!).
Się nosi: drogi zegarek “Omega”.
Elektronika: radio „Aga”, telewizor „Granit” - istotny dla śledztwa, “Philips” - nowoczesny, z Zachodu.
[1] Oczywiście, że pojawiają się żarciki z potencjalnego tła seksualnego napaści - wszyscy są zgodni, że przecież 60-latki nikt nie tknie, bo stara i do tego brzydka, mimo wspomnianych przypadków gwałtu na osobie 80+. Ale to we Francji (ciągle aktualnie, niestety).
Inne tego autora.
#102/#26
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday November 23, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
kryminal, panowie, prl
- Skomentuj
Narrator, Charles Marlow, płynie ze znajomymi po Tamizie i opowiada o swojej przygodzie w Kongo, gdzie pracował dla belgijskiej firmy, handlującej kością słoniową. Pływał parowcem między placówkami i przewoził ludzi i towary, skrzętnie omijając wzrokiem dramat niewolników, pracujących nad siły w upale i umierających z głodu, chorób lub pobicia; wiadomo, kość słoniowa jest cenna, cel uświęca środki. Ostatnim zadaniem jest przewiezienie z odległego miejsca niejakiego Kurtza, najlepszego agenta, który jest chory. Po drodze słyszy o jego geniuszu, wrażliwości i inteligencji, na miejscu okazuje się, że jest tak samo paskudny jak inni biali i wykorzystuje ufających mu czarnych do swoich celów. Narrator jest zaskoczony, bo spodziewał się kogoś bardziej wzniosłego niż ogarniętego chciwością cwaniaka, mimo to po śmierci agenta przekazuje jego narzeczonej polukrowany obraz rzeczywistości. Kurtyna.
Nie do końca rozumiem przełomowość tej książki, aczkolwiek mam perspektywę roku 2025 i obrzydliwe rzeczy, robione przez kolonizatorów podbitym przez nich ludziom, są znane. Możliwe, że opublikowanie tej opowieści pod koniec XIX wieku wstrząsnęło światem, zapewne traktującym zdobywców Czarnego Kontynentu nie jak bohaterów, za których chcieli uchodzić, a za przestępców, zabijających i wykorzystujących natywnych mieszkańców do swoich celów, zagrabiając im wszystko, co mieli. Sam narrator nie jest też wolny od pogardy w stosunku do Czarnych, wprawdzie sam bezpośrednio nie przyczynia się do ich cierpienia, ale ma w głowie, że jakby mu kazali, to by to robił bez większego wahania. Jak inni pracownicy firmy; cel uświęca środki. Wada - książka jest przegadana, przefilozofowana i napisana drętwym językiem, albo takie jest jej tłumaczenie na polski; słyszałam, że jest znacznie lepszy przekład Dukaja, czytał ktoś?
#100/#26
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday November 21, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 3
W redakcji dodatku sobotniego panuje letnia nuda, nic się nie dzieje, pracy jest na dzień-dwa w tygodniu. Wtem sekretarz redakcji zadaje sobie filozoficzne pytanie, jaka byłaby reakcja ludzi na pojawienie się statku kosmicznego i kosmitów. Od słowa do słowa wszyscy zapalają się do absurdalnego pomysłu, żeby na rynku w Garwolinie zasymulować taką sytuację i zbadać, co się stanie. I, co jest jeszcze bardziej absurdalne, udaje im się ten pomysł skutecznie zrealizować, że rzecz się dzieje w czasie gospodarki wszelakiego niedoboru, pozyskanie materiałów niezbędnych do zasymulowania obcej cywilizacji jest nietrywialne.
Ta książka wyjątkowo dobrze się zestarzała, była zabawna bez elementu żenady. Mam też wrażenie, że czytałam ją raptem raz, mimo że jest całkiem zabawna; może dlatego, że wyszła późno, odkopana ze stosu niewydanych. Zderzenie realiów PRL-u z nudzącymi się dziennikarzami jest klimatycznie bardzo pokrewne historiom z biura architektonicznego, a przez to dość ponadczasowe. Dodatkowo to świetna satyra na ówczesne społeczeństwo - centralne zarządzanie zmuszające na przykład do upłynnienia szybko psującego się towaru, “załatwianie” po znajomości, kolejki po cokolwiek i całkiem niedelikatnie zarysowana powszechna tendencja do nadużywania napojów wyskokowych. Wreszcie to szydera z prasy jako organu o zerowej wiarygodności, gdzie dementi czasem mówi więcej niż oryginalna wiadomość, bo nawet w takim Garwolinie ludzie nie są tacy głupi, żeby się na oficjałkę nabrać.
Inne tej autorki.
#99/#25
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday November 19, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panie, prl
- Komentarzy: 2
Major Wyganowicz, oficer kontrwywiadu, zauważa w pociągu do Budapesztu dziwną scenkę - współpasażer wychodzi z wagonu dla palących, żeby zapalić i do tego bierze ze sobą gazetę. To wystarcza, żeby major nabrał podejrzeń, że jest jakaś krzywa akcja; podejrzenia się potwierdzają, bo mężczyznę zagaduje obcokrajowiec, ewidentnie prosi o ogień, w celu odpalenia papierosa uwalnia rozmówcę na chwilę od gazety, a potem się okazuje, że miał zapałki. To wystarcza, żeby major użebrał u swojego szefa prywatny wyjazd na Węgry, bo na gazecie znalazł zanotowaną nazwę restauracji - tytułową Matrózcsarda i dzień oraz godzinę. Long story short, akcja godna Bonda - zasadzki, pościgi, zamachy, strzały i wybuchy, bójki, piękna dziewczyna w tarapatach, wmanerowana przez gang we współpracę, sojusznik z przyjaznego węgierskiego wywiadu, mówiący idealną polszczyzną, a w finale spektakularna akcja, dzięki której wykradzenie polskiej myśli technicznej i sprzedaż jej wrogowi z RFN się nie powiodło.
To książka do przewracania oczami, zabili go i uciekł, cudowne zbiegi okoliczności i zrządzenia losu. Polak jest bohaterem, nie waha się dowalić do pikantnej zupy rybnej dodatkowej papryki, żeby nie wyjść na mięczaka. Kobiety patrzą na niego z przyjemnością, mimo że nie jest pierwszej młodości, a atrakcyjna aktorka nie waha się wyrazić wdzięczności w oczywisty sposób, przed czym major się bynajmniej nie broni, mimo że ma żonę (co w delegacji, to nie zdrada). W tle spacer po Budapeszcie, ewidentnie pisane z mapą pod ręką - mosty, dzielnice, wyspy na Dunaju, ulice i atrakcje.
Się je: jajecznicę na szynce, popijana pilsnerem, piekielnie ostre halaszle, specjalność siedmiogrodu - kawałki pieczonego mięsa i kiełbasy z frytkami, papryką i innymi sałatkami.
Się pali: carmeny.
Się pije: pilznera, kekfrankos, tokaj, palinkę, herbatę - ale trzeba przywieźć sobie z Polski, bo na Węgrzech nie mają, wino z sokiem pomarańczowym i ginem (niesmaczne), medoc noir , jarzębiak (też przywieziony z Polski), różową kadarkę, tokaj aszú pięcioputtonowy.
Się handluje w ramach handlu kompensacyjnego: polskie turystki sprzedają chusteczki, prześcieradła i ręczniki przed DT Corvina w Budapeszcie, a Węgierki - sweterki i rajstopy w Zakopanem pod Gubałówką.
Inne tego autora.
#72/#17
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday September 24, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2025, panowie, prl, kryminal
- Skomentuj