Tak na przyszłość, bo znowu zapomnę. To nie tak, że wszystko jest zamknięte w niedzielę, bo nie jest. Wszystko prawie jest zamknięte w przeddzień święta, szczególnie jeśli święto przypada zaraz po weekendzie i zdecydowanie nie warto myśleć, że można cokolwiek. I tak 31 października, teoretycznie w zwykłą handlową niedzielę, zabrałam rodzinę na śniadanie w mieście. Potem już tylko plułam sobie w brodę, bo odbijaliśmy się od drzwi do drzwi, a wszystkie były zamknięte, o czym radośnie informowały karteczki, że nieczynne bo. Ale ja nie o tym. Dzięki temu snuciu się po rzadko odwiedzanych rejonach, odkryłam pełną pubów i urokliwych bram uliczkę Nowowiejskiego. W pubach nie bywam, ale poczułam się przez chwilę bardziej obywatelką świata, kiedy pod numerem ósmym, w kamienicy z 1896 roku, odkryłam Honorowy Konsulat Królestwa Niderlandów. Z Wikipedii wynika, że to już trzecia lokalizacja konsulatu - wcześniejsze mieściły się na Gwarnej i na 27. Grudnia.
Rzadko kiedy oryginalne malunki dożywają takiego wieku w dobrym stanie (jasne, na pewno były przemalowane wielokrotnie, ale dobrze świadczy to, że jeszcze je widać). A takich miejsc jest więcej, nie tylko na Nowowiejskiego. Tym bardziej nienawidzę tego, co dzieje się za oknem, bo i ze względu na obleśną pogodę, i ze względu na inne względy, nie mogę z notesikiem, w którym wynotowuję sobie drobne poznańskie secesyjne zabytki, udać się na jedną z wielu mikrowypraw. Na razie pozostaje mi kubek herbaty "Paris", album "Secesja w Poznaniu" i przyjaciel mój, Upsarin.
GALERIA ZDJĘĆ.