Dwie siostry, osierocone przez matkę; starsza, Vianne, ucieka we wczesne małżeństwo, żeby wyrwać się spod pieczy narzuconej przez oschłego ojca brutalnej opiekunki, młodsza, Isabelle, ucieka dosłownie - z domu i z kolejnych szkół. Gdy Niemcy zajmują Paryż, Isabelle zostaje “dla bezpieczeństwa” odesłana na siostry na prowincję. Na wieść o kapitulacji Francji, wzięciu do niewoli powołanych do walki mężczyzn - w tym męża Vianne - oraz zajęciu domu przez funkcjonariusza Wehrmachtu, Isabelle wpada w furię i dołącza do ruchu oporu wbrew woli siostry, która boi się o życie córki i swoje. To powoduje kolejny konflikt między siostrami, Isabelle wraca więc do Paryża, gdzie rozpoczyna ryzykowną pracę przy przemycie brytyjskich lotników do Hiszpanii. Vianne, mimo stawiania na pierwszym planie bezpieczeństwa, również decyduje się na walkę z okupantem, kiedy zaczynają się prześladowania Żydów, jej sąsiadów. Książka ma kompozycję klamrową, wracając z 1995 roku, gdy anonimowa początkowo narratorka dostaje zaproszenie na spotkanie wojennych ocaleńców i wręczenie medali, do czasów wojennych, żeby w finale opowiedzieć o losach obu sióstr.
O 2. wojnie światowej napisano mnóstwo książek. Niewiele z nich jednak pokazuje perspektywę kobiecą na działania wojenne - spoczywającą na pozostawionych w domu konieczność zapewnienia rodzinie codziennego bytu, zwłaszcza trudną w czasach wojennego kryzysu, godzenie się na działania okupanta bez “męskiej” opcji walki wręcz czy znoszenie i normalizowanie przemocy seksualnej (bo odmowa lub walka oznacza śmierć). Znamienne jest, że syn narratorki dopiero podczas uroczystości wręczenia medali za odwagę dowiaduje się o przeszłości matki i ciotki; kobiety decydują się pogrzebać przeszłość i nigdy o niej nie wspominać, mimo że ich dokonania pozwoliły ocalić wiele ludzkich istnień. Jeśli szukacie czegoś o kobietach, co nie jest płytkie i powierzchowne, to to jest ten właściwy typ literatury kobiecej - poruszająca i prawdziwa.
Inne tej autorki tutaj.
#41
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 16, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, beletrystyka, panie
- Skomentuj
[11.04.2021]
Pierwszy wiosenny dzień w kwietniu! Taki ze słonkiem i ciepłem. Chciałam gdziekolwiek, ale to gdziekolwiek musiało być wybrane mądrze, bo przewidziałam, że taki sam plan miała połowa mieszkańców Poznania (patrz Sołacz, Cytadela, Łęgi Dębińskie). I prawie równo po dwóch latach wróciłam do Radojewa. Kokorycz w rozkwicie, znalazłam zabytkowy cmentarzyk von Treskovów (jest kierunkowskaz!), gdzie pojawiają się daty z okresu zarówno pierwszej, jak i drugiej wojny światowej, oblazły mnie czerwone mrówki, naooddychałam się świeżym powietrzem, był konik, koza, pies i dwa śliczne szylkrety, a do tego w drodze do Radojewa minęła nas mama dzik z mnóstwem pasiastych warchlaczków (zdjęć fauny poza trzmielem nie ma, bo tłoczyli się przy niej ludzie, co wpadli na ten sam pomysł przyjechania do Radojewa, tylko wcześniej). I pastelowa zieleń, trzmiele, motyle cytrynki, platan o obwodzie ponad 5 metrów, kudłate psy i można bez maseczek.
GALERIA ZDJĘĆ i wspomnienia z 2019.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 14, 2021
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tag:
radojewo
- Skomentuj
Tytułowe “Stowarzyszenie Leworęcznych” jest motorem następujących w dwudziestoletnich odstępach wydarzeń. W 1969 roku grupa nastolatków, wszyscy leworęczni, uczestniczy w przestępstwie, które - w założeniu niewinne - kończy się tragedią. Ponad 20 lat później, w 1991 roku, członkowie Stowarzyszenia spotykają się w zaniedbanym pensjonacie, a ich spotkanie kończy się dramatem - czworo z nich ginie w płomieniach, o morderstwo i podpalenie podejrzany jest piąty “Leworęczny”, który znika. Mijają lata i w 2012 przygotowania do dyskretnej rocznicy urodzin byłego komisarza, aktualnie antykwariusza Van Veeterena, przerywa informacja o odnalezieniu ponad 20-letnich zwłok podejrzanego o podpalenie, co irytuje Van Veeterena, chlubiącego się 100% rozwiązywalnością swoich spraw. Jubilat wprawdzie udaje sam przed sobą, że sprawa go nie interesuje, ale wraz z Ulrike, psycholożką i partnerką, dołącza do skomplikowanego śledztwa, prowadzonego przez lokalną policję, Munstera i Ewę Moreno oraz - niespodzianka - inspektora Barbarottiego i Evę Backman, w których jurysdykcji zostaje zabity również w 2012 prywatny detektyw, związany z siostrą bliźniaczką ofiary podpalenia w 1991 roku.
Ponieważ jestem wnikliwą spryciarą, mimo ogromnego komplikowania fabuły, w połowie domyśliłam się, kim jest morderca.
Akcenty polskie - przestępca podaje się za kogoś o imieniu Juliusz, w jednym ze śledztw przesłuchuje komisarz Lipinski, wzmiankowany jest polsko-szwedzki pisarz Leon Rappaport, autor książki “Dominanta” (tak na oko fikcyjny), wreszcie powraca chyba ulubione polskie nazwisko Nessera - Dobrowolski (wcześniej pojawiło się w ”Całkiem innej historii” u właściciela sklepu rybnego, byłego skoczka narciarskiego), a tutaj pada dwukrotnie - raz nazwisko nosi szef ekipy remontowej, drugi raz Dobrowolski jest współlokatorem jednego z uczestników wydarzeń, niezrozumiałą polską artystką (a potem już mężczyzną, bo tłumacz w trakcie zmienił współlokatorce płeć), która nie mogła wyżyć ze swojego malarstwa, dlatego handlowała lekkimi narkotykami na Dworcu Zoo.
Inne tego autora tutaj.
#40
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 10, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, kryminal, panowie
- Skomentuj
Bohater w niewyjaśnionych okolicznościach zostaje uderzony w głowę, śpiączka, częściowy paraliż, długa rehabilitacja, wreszcie kosmiczne odszkodowanie - 8,5 mln funtów. Na początku podejmuje sensowną decyzję o zainwestowanie pieniędzy w akcje, ale potem zaczyna wydawać pieniądze na absurdalną akcję budowania świata, który sobie wyobraził. Po długich poszukiwaniach kupuje dom i wraz z firmą logistyczną dostosowuje go do swoich snów - na czerwonym dachu czarne koty (dach przemalować, koty spadają i giną, trudno, dostarczcie nowe), pod nim starsza pani, która ma smażyć wątróbkę i wynosić śmieci, niżej pianista, który gra ciągle ten sam utwór z pomyłkami, motocyklista naprawia motor. Wszystko po to, żeby bohater mógł przejść przez świat swojego snu i poczuć nadrzeczywistość. I tak kilka razy dziennie, kilkadziesiąt razy tygodniowo, nawet jeśli bohatera nie ma w domu (poczucie sensu, głupcze). Szef firmy logistycznej początkowo protestuje przeciwko wykonywaniu idiotycznych czynności dla samego “dziania się”, ale - jako że wie, gdzie są konfiturki - wchodzi w kolejne “odtworzenia”: awaria w serwisie samochodowym, fikcyjna strzelanina na ulicy, fikcyjny napad na bank. I nie dziwi go, kiedy bohater wpada na pomysł przeniesienia aktorów do prawdziwego banku i napadu na bank; próbuje tylko interweniować, kiedy bohater przestaje reagować, przytłoczony bodźcami. Ignoruje jednak rady psychiatry, który sugeruje, że z ze zdrowiem psychicznym bohatera jest coś mocno nie tak.
Nie ukrywam, że książkę kupiłam przypadkiem, myląc Cormaca z Tomem (tomejto, tomato). Nie idźcie tą drogą, albowiem szkoda zasobów (Cormac tak, Tom nie za zbytnio). Nic się tu nie klei, nic nie wyjaśnia - gdzieś poza opłaconymi przez bohatera “odtworzeniami” dzieje się prawdziwe życie, które jednak w zasadzie nie ma związku z fabułą - dawni znajomi usiłują się skontaktować, makler próbuje namówić bohatera na dywersyfikację w obawie przed stratami, sama przyczyna wypadku i odszkodowania również nie powraca. Teoretyczny głos rozsądku w postaci szefa firmy logistycznej rozmywa się, kiedy ten radośnie planuje napad na prawdziwy bank oraz jlfnqmravr fnzbybgh m hpmrfgavpmąplzv j onaxbjlz "bqgjbemravh" nxgbenzv, żrol mnpubjnć gnwrzavpę.
#39
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 8, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
”Wspomnienia” to beletryzowana opowieść o Hannie, Szwedce, która na początku XX wieku przez serię przypadków trafiła do Afryki, gdzie została właścicielką domu publicznego w Lourenço Marques (współcześnie Maputo). Wysłana przez matkę do wujostwa z powodu biedy panującej w domu, odkrywa, że jej dalsza rodzina wyjechała, nie zostawiając śladu. Opiekę nad młodą dziewczyną przejmuje lokalny kupiec, który załatwia jej posadę kucharki na statku płynącym do Australii. Hanna zakochuje się w pierwszym oficerze, biorą ślub, niestety niedługo potem jej mąż nierozważnie zaraża się tropikalną chorobą w jednym z portów i umiera. Załamana dziewczyna ucieka na ląd w Mozambiku, gdzie trafia do hotelu i roni wczesną ciążę. Opiekują się nią czarne dziewczyny, które okazują się być prostytutkami, a hotel - wbrew pierwszemu wrażeniu - domem publicznym. Hanna wychodzi za mąż ponownie, ponownie zostaje wdową i - jak wiadomo ze wstępu - właścicielką domu publicznego. Z jednej strony chce zachowywać się jak inni biali, ale z czasem przeraża ją skala obustronnej nienawiści, zainicjowanej przez okupantów. Szalę przechyla niesprawiedliwy proces nad czarną morderczynią; Hanna używa wszystkich środków, żeby sytuację naprawić.
Zmęczyła mnie ta książka, z jej realizmem magicznym i bohaterką, którą los przemiata z miejsca na miejsce aż do niespodziewanego końca. Doceniam kunszt pisarski autora, który z małej wzmianki o Szwedce płacącej grube podatki za zyski z domu publicznego zrobił prawie że marquezowską opowieść o kolonializmie, przeznaczeniu, sprawiedliwości i przemocy. Doceniam, ale mnie nie zachwyca, po części ze względu na nagłe zakończenie. Kolejny niekryminalny Mankell, który mi się niespecjalnie spodobał.
Inne tego autora.
#38
Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 7, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Para nastolatków nurkuje pod lodem, bo chcą znaleźć zaginiony w czasie II wojny światowej samolot (nie myśl o higienie nurkowania w takim wraku, gdzie zwłoki rozkładają się od kilkudziesięciu lat). Niestety, zostają pod lodem, bo ktoś odcina linę zabezpieczającą i blokuje przerębel starymi drzwiami. Kiedy wypływają zwłoki zaginionej pół roku wcześniej Wilmy, Rebeka Martinsson śni o rudowłosej dziewczynie, która twierdzi, że została zamordowana, co daje asumpt do dokładniejszych oględzin zwłok i potraktowania sprawy jako morderstwa, a nie nieszczęśliwego wypadku. Anna Maria Mella, prowadząc standardowe przesłuchanie rodziny, zostaje sterroryzowana przez braci Krekulów, ale mimo tego śledztwa nie przerywa. Trop prowadzi w przeszłość (oenpvn Xerxhybjvr avr pupvryv qbchśpvć qb bqxelpvn jenxh fnzbybgh, ob cenjqbcbqboavr manwqbjnłl fvę gnz qbjbqh an gb, żr vpu zngxn olłn mqenwpmlavą v flzcnglpmxą Uvgyrebjpój), po drodze ginie przypadkowy świadek, Rebeka cudem przeżywa finał i ratuje psa.
Tak jak w poprzednich tomach akcja właściwa była przeplatana opisami świata wilków lub wizjami wychowanej przez Lapończyków dziewczynki, która niejasno widzi przyszłość, tak tutaj narracja śledztwa przeplata się obserwacjami zmarłej Wilmy, która z zaświatów uczestniczy w śledztwie. Męczące. Nie tak męczące jednak jak wizja artystyczna autorki, która strasznie poniewiera swoją bohaterką, co apogeum osiąga w finale ostatniego tomu, gdzie prokuratorka wrfg mzhfmban mnovć hxbpunartb cfn, ob fmpmrxnavr fhpmxv zbżr jlqnć wą v hxeljnwąpr fvę qmvrpxb an cnfgję ormyvgbfartb zbeqrepl. Podsumowując - da się całość przeczytać, ale niekoniecznie.
Inne tej autorki tutaj.
#36-37
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 6, 2021
Link permanentny -
Tagi:
kryminal, 2021, panie -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Nieustająco budzę zdziwienie znajomych i przypadkowych przechodniów, gdy mówię, że nie obchodzę świąt. Nie jest ważne, jakie zwyczaje przy tym pomijam, bo jest w porządku mieć różne zwyczaje, różny skład sałatki jarzynowej (jak dodajecie seler i pietruszkę albo w ogóle dodajecie wygotowane do białości warzywa z rosołu, to najwyżej podziękuję), ale zupełnie nie jest w porządku nie obchodzić świąt. Nawet jeśli się jest ateistką. Pada dużo słów typu “trzeba”, “tradycja” czy “więzy rodzinne”, bez tego świat się stoczy moralnie, ludzie będą chodzić nago po ulicy, przestaną odczuwać oraz będą jeść trujące grzyby (realne przykłady z komentarzy w mediach). Nie wiem, czemu zdziwienie budzi moje kontrastowe “nie, nie trzeba”, zwłaszcza w odniesieniu do pielęgnowania zwyczajów, za którymi nie ma logiki, gotowania potraw, których nikt nie lubi, zmuszania się do spędzania czasu w sposób, który nie jest zgodny z naszym trybem życia (chociażby wielogodzinne nasiadówki przy stole z wjeżdżającymi kolejnymi potrawami, kiedy na co dzień ograniczamy kalorie i staramy się wychodzić, bo ile można siedzieć w bezruchu).
Dodam, że przy tym wszystkim absolutnie nic nie mam do tego, jak ktoś spędza czas, wolna wola, jeśli ktoś tego właśnie chce. Chcesz ubierać choinkę - świetnie (ja lubię i ubieram, cieszy mnie kolor i światełka w zimowej ciemności), piec pasztety - jeszcze lepiej, myć okna - godne pochwały, uwielbiam czyste okna i lubię myć, może niekoniecznie moje 13 podwójnych, ale już niedługo… Problem w tym, że obserwuję swoistą schizofrenię między deklaracjami (słynne “chciałabym nie musieć przygotowywać świąt, całe to sprzątanie i gotowanie jest ponad moje siły, wolałabym wyjechać i spędzić miło czas”) a kontynuowaniem dorocznego świątecznego kołowrotu. Absurdalnie, to kobiety same sobie tę falę robią, same sobie ten kołowrót oczekiwań i przymusu nakręcają. Bo zawsze były pierogi, bo okna muszą być umyte dla Jezusa, czwarte ciasto wjeżdża do piekarnika, załamię się, jeśli sernik opadnie. Ilu znacie mężczyzn, którzy sami z siebie mają potrzebę celebracji - kompleksowego sprzątania, spędzania długich godzin w kuchni, chwalenia się ulotną pracą rąk? #retoryczne, oczywiście (i oddzielmy tu wymaganie, że przecież zawsze był barszcz, jak to nie będzie barszczu, bo to nader łatwo przychodzi czy _pomoc_ przy pracach domowych, ale tylko kiedy się poprosi). Cieszę się, że jednym z dobrych skutków pandemii jest odcinanie rzeczy zbędnych, wmuszanych kapitalizmem (“chcij tę szynkę!”) i tradycją (zamiast przy stole, pójdźmy razem na spacer). Cieszę się, gdy widzę w wielu miejscach akcje afirmujące asertywność (np. tego typu), przedkładanie własnego dobrostanu nad wymagania innych czy nieuleganie presji otoczenia. Mam prawo nie świętować, jeśli nie mam takiej potrzeby. Wy też nie.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 5, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Z głowy, czyli z niczego
- Komentarzy: 10
17-letnia Rue przedawkowała, znalazła ją młodsza siostra, odtrucie, rehab, wróciła do domu i do szkoły. Czy to ją czegoś nauczyło? Chyba tylko większego sprytu w ukrywaniu nałogu, bo matka zaczęła ją pilnować bardziej. Nie tylko Rue ma problemy - w kolejnych odcinkach przeszłość znajomych i przyjaciół Rue przeplata się z coraz bardziej nabrzmiałą dramatem współczesnością. Mimo że to serial o młodzieży szkolnej, oklejony jest licznymi ostrzeżeniami, że tylko dla widzów dorosłych ze względu na drastyczne treści; jest o inicjacji seksualnej, przemocy, tranzycji płciowej, pedofilii, narkotykach, alkoholu, wierności i zdradzie, mediach społecznościowych, dorastaniu, dilowaniu narkotykami i kontaktach z półświatkiem, wpływie rodziny i brakach wychowawczych. Oczywiście jest mocno przerażający dla rodzica.
Serial ma dużo mocnych punktów - muzykę, scenografię, wciągający scenariusz i świetnych młodych aktorów. Do pełnego zachwytu zabrakło mi jednak bardziej spójnej fabuły i związania wszystkich wątków, co - mam nadzieję - wyjaśni się w planowanym drugim sezonie. Jeśli po obejrzeniu serialu szukacie czegoś więcej w ascetycznych odcinkach specjalnych, które na osłodę oczekiwania pojawiły się w czasie pandemii, to niekoniecznie to znajdziecie; dodatkowe dwie opowieści są dla ultra-fanów.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 3, 2021
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Ewa wzywa 07, zeszyt 123
Spis osób:
- porucznik Marcin Zadra - szarmancko całuje rączki przesłuchiwanym paniom[1]
- kapitan Zenon Wawerko - szef ekipy technicznej
- Kortysiowa - gosposia Stareckiego
- Jerzy Starecki - właściciel sporego warsztatu samochodowego, numizmatyk-hobbysta, denat
- Ewa Starecka - młoda i piękna, niestety samobójczyni, ludzie mówią, że głupia [była], wie pan, nienormalna
- Margiełlo - bardzo miły pan, grzeczny zawsze, dowcipny, prezes spółdzielni kołdrzarskiej
- Bożenka Kawecka - świadczyła usługi erotyczne Stareckiemu[2]
- inżynier Kary - inżynier konstruktor, o zdradzającej nieprzeciętną inteligencję twarzy
- Staszek Kiereś - lektor angielskiego na Politechnice, o obleśnym uśmiechu
- Kieresiowa - kierowniczka komisu, żona Stanisława
- Matlarczykowa - siostra Ewy, nieźle utrzymana, ponętna jeszcze blondynka
- Krzysztof Matlarczyk - bardzo nie lubił szwagra żony, ale ma alibi
- Rzeszutko - właśnie wyszedł po trzech latach za włamanie
- kapitan Wałecki - przyjaciel i mentor Zadry, fan punktualności
- Andrzej Stajszczyk - prawie narzeczony Kaweckiej, mocno zazdrosny
- Antoni Marzec - syn Stefana, pracownik Stareckiego
- Witek - “pan prezes”, mały i gruby
- mecenas Warda - spisuje testamenty
- Mariusz Kiereś - syn Stanisława, studiuje handel zagraniczny w SGPiS-ie
- Maria - długonoga blondynka z Wybrzeża, kochanka Zadry
- Tadeusz Stanisz - dyrektorem dużych zakładów niedaleko Białegostoku, dawny współlokator Stareckiego
- Janusz Szwadz - kierownik ośrodka, szczupły, przystojny blondyn
- Mirosław Chlapocz - dozorca ośrodka wczasowego „Szuwary", o skłonności do mocnych trunków
Gosposia znajduje zwłoki pracodawcy, niejakiego Stareckiego, właściciela warsztatu samochodowego, zamożnego wdowca. Z mieszkania denata zniknął cenny zbiór numizmatów, pojawia się więc wątek kradzieży, zniknął też nietypowy plecak turystyczny, w którym - potencjalnie - mogły zostać wyniesione łupy. Ale milicja rozważa nie tylko kradzież, bo denat nie dość, że nie był człowiekiem sympatycznym, bo prawdopodobnie doprowadził do samobójstwa swoją żonę, to jeszcze znany był z erotycznych ekscesów[4]. W ogóle narracja jest bogato okraszona erotyką, nawet funkcjonariusz uprawia seks przedmałżeński (ale się oświadcza!), oraz patrz [2] i [3]. To chyba też pierwszy tomik, w którym wspomina się miesiączkę i defekację! Wracając do meritum, zbrodniarz zostaje wykryty za pomocą sprytnego podstępu śledczych, polegającego na podrzuceniu przedmiotu podobnego do tego użytego przez przestępcę.
Się pali: carmeny, extra-mocne. Ale czasem się patrzy z przyganą:
- Ja nie wiem, czemu te chłopy tak palą, przecie to tylko smród z tego - pani Kortyś spojrzała z naganą na wyjmującego z paczki kolejnego papierosa Zadrę. - Chociaż teraz to i kobiety nawet palą - kontynuowała. - Obraza boska.
Się pije: francuski koniak, martel.
Nocleg w "żłobku": 400 zł.
Się obżera: jak - nie przymierzając - szwedzki kapitalista w szczecińskiej „Kaskadzie".
[1] Wiedział, że podoba się kobietom, zwłaszcza starszym od siebie. Imponowało mu to nawet trochę, ale nie zawsze było na rękę. Czasami powodowało sytuacje wręcz kłopotliwe.
[2] Nienawidziłam tego starego capa. Traktował mnie jak dziwkę, która przybiega na każde kiwnięcie palcem. Nienawidziłam go i nie mogłam się od niego wyzwolić. Wymagał ode mnie rzeczy, na które nie zgodziłaby się żadna prostytutka - a ja gardziłam sobą i robiłam to... i jeszcze płakałam z rozkoszy.
[3] Mówił: “Wyro. bracie. Po prostu wyro”. A ja ją traktowałem jak świętą. Do głowy by mi nie przyszło, że ona może robić kupę czy mieć okres. Dla mnie była czysta. I to był, bracie, błąd. Ona po prostu jest kobietą i Starecki o tym wiedział. Zaciągnął ją do wyra, może nawet trochę przemocą i wystarczyło. Już była jego. A ja się chciałem do niej modlić. Nawet nie mam do niej pretensji. To ja byłem winien. Po prostu byłem gówniarzem a ona była kobietą.
[4] - Miał powodzenie u kobiet, duże powodzenie. Leciały na niego jak - za przeproszeniem literaci na stypendium.
Inne tego autora:
Inne z tego cyklu tutaj.
#35
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 2, 2021
Link permanentny -
Tagi:
2021, kryminal, panowie, prl -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 1
Ewa wzywa 07, zeszyt 121
Spis osób:
- Tadeusz Karczewski (ps. Elegant) - dobry kierowca, ale nie lubi korków
- Zygmunt Sobolewski (ps. Studencik) - utalentowany kopista
- Wacław Dragon - dobrze poinformowany mecenas, również przedsiębiorstwo import-eksport
- Otto Wagner - włamywacz, brak wiedzy nadrabia pewnością siebie
- Karl Getler - planuje kradzież z Muzeum Narodowego
- Kurt Braun - bogaty handlowiec, specjalność dzieła sztuki
- dodatkowo - anonimowi pracownicy instytucji (stróż, dyrektor, bibliotekarka)
Elegant szuka Studencika, genialnego kopisty starych obrazów, żeby zaproponować mu spółkę - Studencik namaluje kopię obrazka, a potem wspólnie w słabo strzeżonym prowincjonalnym muzeum dokonają podmiany. Studencik się zgadza, niestety po akcji zostaje przez sprytnego Eleganta wykołowany. Kiedy po jakimś czasie odnajduje nieuczciwego zleceniodawcę, zostaje wciągnięty w bardziej skomplikowaną, bo międzynarodową intrygę. Podobnie teraz - ma namalować kopię jednej części tryptyku (pozostałe dwie zaginęły w pomroce dziejów), wystawianego objazdowo w małych muzeach. Tym razem do akcji zostają wciągnięci dwaj niemieccy cwaniacy, którzy na polskiej prowincji[1] nie spodziewają się żadnych problemów. Wyjątkowo, w czasie akcji nie pada żaden trup.
Się pije: kawę z koniakiem, albo wykwitnie:
- Co pan pije? Śliwowica, „Janek wędrowniczek", Napoleon, nasza Wyborowa... - wymieniał zawartość barku.
- Sok grapefruitowy pan ma?
- A z czym chce go pan zmieszać? z... Gordon's Dry Gin?
- Nie, dziękuję, nie przywykłem do takich wykwintnych mieszanek. Wystarczy „żyto".
- Może jednak chociaż „Beefeater"?
Się pali: cygara.
[1]
Znam Polskę dość dobrze. Egzotyczny kraj pełen zaskakujących paradoksów. Proszę sobie wyobrazić, że można tam kupić za marne pieniądze antyki, warte u nas na Zachodzie ogromne pieniądze.
Inne z tego cyklu tutaj.
#34 2/3 (przeczytałam też po raz kolejny EW122).
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 1, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, kryminal, panowie, prl
- Komentarzy: 2