Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

O jesieni w Dublinie

[7-10.10.2019]

47k kroków w cztery dni, ale głównie w okolicach biura. Krótki wieczorny deszczowy spacer do centrum pod statuę Molly Malone, dużo DART-em i prawie codziennie pyszna rybka w Fish Shack. Tak jak wiosną, było cieplej niż w Poznaniu; jechałam z cieknącym nosem i drapaniem w gardle, mimo wiatru naprawiłam się w trzy dni. Czas tym razem był bardziej na niekorzyść, bo o poranku wstawałam po ciemku, nie miałam motywacji do spędzania czasu na molo. No i w pracy byłam, praca męczy.

Dun Laoghaire Dun Laoghaire - ratusz dzień / noc Sandycove Porterhouse Central Bar / Dublin Widok z molo na DL Widok na Sandycove Blackrock, wybrzeże Blackrock Fish Shack: zapiekanka z czedarem i wędzoną rybą / Fish & chips Najlepsze w hotelu (łosoś!) / Wnętrza Fish Shack: gulasz rybny / Ośmiornica w panierce

Restauracje:

  • Fish Shack - 1 Martello Terrace, Sandycove: niekrępujące i - jak na Dublin - niedrogie rybne bistro.
  • Porterhouse Central Bar, 47 Nassau St, Dublin: podobno najdłuższy bar w Dublinie, mają cydr z liskiem (i podobno jakieś piwa)
  • The Wooden Spoon, 3 Bath Pl, Blackrock: duże kanapki i świeże sałatki, głównie na wynos [2022 - strona nieaktualna].
  • Itsa… bagel, The Pavilion, Unit 1 & 2, Marine Rd, Dún Laoghaire: bajgle z zawartością
  • Casper and Giumbini's, The Pavillion, Unit 8, Marine Rd, Dún Laoghaire: bardziej na wieczór, mięsa i ryby.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 10, 2019

Link permanentny - Tagi: dublin, dun-laoghaire, irlandia, blackrock - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Skomentuj


Nina Riggs - Jasna godzina. Dziennik życia i umierania

Nina Riggs ma 37 lat, dwóch synów, męża i bogatą historię rodzinną. Bogatą zarówno w znane nazwiska (Ralph Waldo Emerson), jak i w obciążenia genetyczne; dziadek, ciotki i kilka osób z dalszej rodziny umarło na raka, na którego choruje też jej matka. Do Niny rak piersi przychodzi powoli - najpierw jest to mała plamka, która - wraz z narracją autorki - przechodzi w ciągu dwóch lat przez kolejne stadia aż do ostatniego. Jej książka - literacki pamiętnik, bogato inkrustowany cytatami z literatury i dygresjami - to historia przygotowań do odejścia, wyszarpywanie z życia jeszcze kilku dobrych chwil z rodziną, wplecenia niszczącego procesu leczenia w zwykłe życie rodziny na przedmieściach i pożegnanie z synami i mężem. Jednocześnie z własną chorobą, Nina zmaga się z chorobą matki i jej decyzją o zaprzestaniu leczenia; doświadcza śmierci jako widz niedługo przed tym momentem, kiedy sama jest na progu odejścia.

Mimo świadomości, że nie będzie happy endu, to książka pogodna; autorka próbuje podejść do przykrości chemioterapii, okaleczenia po mastektomii i przygotowania synów do jej odejścia z dużym dystansem, szukając komizmu w wielu sytuacjach.

PS Wiem, że nie musiałam sięgać po relację kogoś zza oceanu, ale nie byłam w stanie przeczytać książki Joanny “Chustki”, na bieżąco czytając na jej blogu o życiu z rakiem.

#77

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 10, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, biografia, panie - Skomentuj


To miejsce

Siedzę w lobby i czekam na resztę ekipy, żeby jechać do biura. Menadżerka pochyla się nade mną i z troską pyta "Dear, are you looked after already?"

Kelnerka w bistro zabiera rodzicom trzylatka i razem z nim wybiera lody, zachowując się przy tym, jakby był to najcudowniejszy moment dnia.

Obsługa kolejki podmiejskiej rozkłada podjazd niepełnosprawnemu na wózku, po czym z uśmiechem rzuca "It's great that I can help you to get there. Have a pleasant trip!". Nikt nie pogania, nie sarka, wszyscy się uśmiechają, mimo że pociąg odjedzie minutę później.

Irlandia.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 9, 2019

Link permanentny - Kategoria: Listy spod róży - Tagi: dublin, irlandia - Skomentuj


Ann Cleeves - Ulica milczenia

Joe Ashworth wraca z córką z przedświątecznego koncertu metrem, metro ma awarię, przesiadają się więc na autobus zastępczy. Wtem jedna z pasażerek, elegancko ubrana 70-latka okazuje się być martwa; ktoś ją zasztyletował w ścisku. Vera, tytułująca wszystkich per “kotku” i jej ekipa - Joe (jednocześnie świadek, co okaże się mieć potem być świetnym przykładem na to, że nawet policjant nie zauważa wszystkiego, nawet jeśli był przy wydarzeniach) i elegancka Holly, którą szefowa trochę wbrew sobie trenuje na lepszą policjantkę, usiłują wykryć, czemu ktoś chciał zabić Margaret, wolontariuszkę w schronisku dla skrzywdzonych kobiet i gospodynię/przyjaciółkę domu w rodzinnym pensjonacie. Małe miasteczko tuż przed Bożym Narodzeniem, wszyscy - nawet kobiety z “Przystani” - skupieni są na przygotowaniach do świąt, więc nie jest dziwne, że nikt nie zwracał uwagi na to, co ostatnio robiła zamordowana kobieta, z kim się spotykała i wreszcie skąd wracała tego feralnego dnia. Niedługo potem ginie kolejna osoba, Dee - prostytutka i pijaczka, którą Margaret z niewiadomych względów się opiekowała. Kiedy okazuje się, że Margaret swego czasu też była luksusową damą do towarzystwa, Vera wie, że musi pogrzebać w przeszłości. Zupełnie współczesny zbrodniarz zostaje wykryty dzięki temu, że historia (i ludzkie charaktery) się powtarzają, a dodatkowo wyjaśnia się tajemnica zaginięcia sprzed 30 lat.

Polski akcent - Margaret nosi nazwisko Krukowski, bo była przez kilka lat żoną Polaka (co wymaga sprawdzenia, czy sprawa nie ma podłoża szpiegowskiego, bo każdy Polak przebywający w Wielkiej Brytanii w latach 60 to potencjalny szpieg). Vera je same niezdrowe rzeczy i pije sporo alkoholu (już bez związku z Polską).

Książka składa się z dwóch tomów, ale to podział absolutnie sztuczny, przecinający akcję w połowie (żeby nie nazwać tego skokiem na kasę, bo każdy z tomików jest dość mizerny objętościowo), więc uczciwie potraktuję to jako jedną książkę.

Inne tej autorki tutaj.

#76

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 30, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, panie, kryminal - Komentarzy: 3


Nadmorze

[27-29.09.2019]

Sarkałam strasznie, bo kto wpada na pomysł, żeby trenować wind- i kitesurfing w ostatni weekend września, zwłaszcza że prognozy były raczej dramatycznie niekorzystne. Na szczęście nikt nie wymagał ode mnie zanurzania się w komfortowych inaczej wodach Bałtyku[1], a pogoda okazała się nader łaskawa. Wind- i kitesurfing z poziomu pomostu jest bardzo malowniczy, a integracja w podgrupach to dobre rozwiązanie[2]. Poza tym, jak zwykle, co w Jastarni, zostaje w Jastarni. Nawet po sezonie.

Ostatni (i chyba jedyny raz) na Helu byłam w 1994 (a może 1995?!) roku, ludzie tyle nie żyją. Niespecjalnie więc pamiętam cokolwiek, poza jakimiś letnimi przebłyskami, że kamienne mury i stragany z wakacyjnym nadmorskim badziewiem. Nie było wtedy na pewno Fokarium ani pewnie połowy restauracji kawiarni, stała za to latarnia morska, aczkolwiek chyba na nią nie wchodziłam, a teraz i owszem. Wadą latarni jest oszklona kabina na górze, nad zdjęciami trzeba się napracować i przy większej liczbie zwiedzających logistyka jest trudna.

W Jastarni zwiedzałam głównie plażę, która - poza meduzami - ma jakąś dziwną anomalię, że jak się wchodzi przy hotelu wejściem na przykład 48, a potem się idzie godzinami wzdłuż wody i wychodzi się wyjściem na przykład 51 i wraca chodnikiem przez całe 10 minut, doliczając zatrzymanie się w sklepie po zakupy. Jest szansa, że wolno szliśmy (bo pyrgaliśmy meduzy), ale ja wolę teorię z zakrzywieniem czasoprzestrzeni. Port o wschodzie słońca nader, a o każdej porze pełno jest kotów.

GALERIA ZDJĘĆ.

[1] Nie no, oczywiście że sama weszłam, ale do kostek (a wcześniej morze weszło na mnie, jak fotografowałam meduzy). Było ZIMNO. Ale byli tacy, co - wprawdzie w piankach - ale spędzili koło 10 godzin w wodzie.

[2] I gofra jadłam.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 29, 2019

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: polska, jastarnia, hel - Skomentuj


Jerome K. Jerome - Trzech panów na rowerach (tym razem bez psa)

Trzech już nie tak młodych mężczyzn (Harris i narrator - obdarzeni żonami i przychówkiem, Jerzy - jeszcze kawaler, mieszkający z ciotunią) stwierdza, że nie byłoby głupio oderwać się trochę od szarej[1] rzeczywistości i wyjechać na wycieczkę. Odpada podróż statkiem (tu pyszna dygresyjna opowieść o tym, jak Harris wynajął jacht, żeby ze świeżo poślubioną małżonką pożeglować oglądać fiordy), wybór pada więc na rowery i - metodą eliminowania kolejnych krajów - na Szwarcwald. Sama wyprawa opisana jest dość pretekstowo, w formie trasy po kilku niemieckich miastach, za to co krok pojawiają się pyszne anegdotki z przeszłości i wnikliwe analizy różnych zjawisk - od zwyczajów kulinarnych Niemców (z uwzględnieniem spożycia alkoholu), przez zakupy, naukę języków, angielskich turystów czy rynek rowerowy (bo kwestia jazdy rowerem jest dość istotna w książce).

Bawiłam się słuchając Rocha Siemianowskiego zaskakująco dobrze (zaskakująco nie że lektor, bo to klasa zawsze, ale że pamiętam pewne znużenie lekturą pierwszego tomu wesołych przygód); zwłaszcza zabawne są historie o tym, jak Harris zgubił żonę na tandemie czy awantura w restauracji z psem i prosięciem. Z perspektywy czasu nieco mniej bawi naiwny pogląd autora o ultra grzecznych Niemcach, praworządnych i uczciwych, nazywanych aniołami Europy.

[1] No umówmy się - żaden z panów nie plami się raczej codzienną pracą, jedynym zmartwieniem ich jest fakt, że muszą “wykupić” sobie czas wycieczki u żon, które mają zachcianki typu nowy piec czy wyjazd do kurortu. A już wzmianki typu “na Drezno najlepiej przeznaczyć kilka miesięcy, żeby nie mieć niedosytu spędzenia w nim tygodnia czy dwóch” budzą pewną moją irytację.

Inne tego autora tutaj.

#75/#11

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 26, 2019

Link permanentny - Tagi: beletrystyka, 2019, panowie - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Skomentuj


Aleksandra Marinina - Stylista

W Moskwie giną nastoletni chłopcy, podobni do siebie, do tego z nietypową, semicką urodą. Niestety, znajdowane są tylko zwłoki ze śladami przemocy erotycznej, a śmierć spowodowana jest przedawkowaniem narkotyków. Celem ekipy Gordiejewa jest oczywiście znalezienie zwyrodnialca oraz - pośrednio - ukrycie tego przed prasą, która bardziej zaszkodzi, wyciągając potencjalną kwestię żydowską. Jeden z potencjalnych śladów prowadzi na luksusowe osiedle “Marzenie”, gdzie przypadkiem mieszka tłumacz Sołowiow, były ukochany Kamieńskiej, który ją przed laty okrutnie skrzywdził[1]. Anastazja wchodzi więc cała na biało, bo Sołowiow owdowiał i w wyniku tajemniczej choroby został inwalidą, udaje niezwiązaną z milicją prawniczkę, pozwala się podmacać i mami obietnicą, że może jeszcze to coś, co było między nimi, nie wygasło, a mężem Anastazji Sołowiow ma się nie przejmować[2]. Giną dwie osoby - asystent i najświeższa kochanka Sołowiowa, więc przy okazji w drugim nurcie śledztwa ekipa odkrywa, że Sołowiowa ktoś inwigiluje, tajemnicza choroba, która sprowadziła go na wózek była pobiciem, a w wydawnictwie, dla którego tłumaczy książki, dzieją się jakieś dziwne historie, w które uwikłana jest modelka Oksana i tajemniczy wszystkowiedzący Wadim[3].

W wyniku okrutnie pokrętnej metody - przeanalizuj wszystkie wypożyczalnie wideo, w których ktoś wypożyczał filmy z semicko wyglądającym aktorem, znajdź w okolicy wybranych wypożyczalni ludzi, którzy świadczą usługi, porównaj ich odciski palców (na przykład metodą na podmienioną szklankę) z odciskami palców znalezionymi na miejscu kradzieży kaset wideo - zostaje wytypowany homoseksualista[4] Czerkasow, potencjalnie związany z nieżyjącym już chłopcem, pasującym do wzorca zaginionych. Niestety, jeden ze zirytowanych[5] wywiadowców puszcza farbę, więc milicja chcąc nie chcąc musi podejrzanego aresztować. Oczywiście Nastia wie, że to nie on, więc dla dobra śledztwa idzie z Czerkasowem na umowę, że do wyjaśnienia sprawy będzie oficjalnie winny i zatrzymany, a potem się go wybieli (bo jak nie, to i tak pójdzie siedzieć, jak ktoś znowu zabije młodego chłopca). Wyjaśnienie motywu porwań, narkotyzowania, gwałtów i wreszcie zabójstw chłopców jest - nawet jak na Marininę - absurdalne: Pmrexnfbj zvnł an fghqvnpu qmvrjpmlaę, Avaę, n xvrql jlfmłn an wnj wrtb bevragnpwn, cnaan mbfgnłn bśzvrfmban v hcbxbemban. Zężn Aval cemrm yngn telmłb hcbxbemravr żbal, jlzlśyvł jvęp fmngnńfxą vageltę - fcbjbqbjnł cemrqnjxbjnavr h pułbcnxn Pmrexnfbjn benm mnłbżlł oheqry qyn ubzbfrxfhnyvfgój, qb xgóertb cbeljnł pułbcpój j hyhovbalz glcvr hebql nerfmgbjnartb, anexbglmbjnł vpu, n xvrql hzvrenyv, cbqemhpnł m qbjbqnzv jfxnmhwąplzv an Pmrexnfbjn; ebovł gb avrfgrgl gnx avrfcelgavr, żr zvyvpwn glyxb cemlcnqxvrz fvę grtb mjvąmxh qbcngemlłn.

[1] Otóż 23-letnia wtedy Kamieńska nawiązała romans z żonatym wykładowcą i jednocześnie doktorantem swojej matki. Sołowiow nie był jakoś specjalnie chętny, ale ze strachu przed promotorką przed dwa lata pozwalał się Nastii kochać, zanim dał jej do zrozumienia, że cała sytuacja jednak go nie satysfakcjonuje.

[2] Opowiada oczywiście o wszystkim mężowi, bo szczerość przede wszystkim, po czym ustawia perspektywę:

- (...) Więc mam się szykować do rozwodu? - Losza, jak ci nie wstyd! (...) To tylko praca, Loszeńka. Nic więcej. (...) Losza, przestań się zamęczać, na miłość boską. O tym, że Sołowiow nic dla mnie nie znaczy, wiedziałam już parę lat temu. I wcale nie musiałam go w tym celu odwiedzać. Potrzebowałam jedynie powodu, który mogłam mu podać. (...) Zapomnijmy o tym, Losza, dobrze? Po co robisz z igły widły? Pytałeś, dlaczego nie chcę kolacji, więc odpowiedziałam, że odwiedziłam Sołowiowa. I tyle. Mogłabym ci powiedzieć, że byłam u Tiutkina albo Chrienkina, i spałbyś sobie spokojnie. Nie myśl o Sołowiowie.

[3] Wadim proponuje Oksanie układ - będzie kochanką jednego z współwłaścicieli wydawnictwa przez kilka lat, a potem przejmą wszystkie aktywa wydawnictwa, a Oksana będzie mogła pokierować swoim życiem, jak chce:

Pomimo modnego zawodu i związanego z nim stylu życia Oksana w kwestiach rodziny i małżeństwa wyznawała ugruntowane przez wieki poglądy. Za mąż należy wyjść z miłości, a nie z wyrachowania. Będąc przy tym dziewczyną nowoczesną i nieco zepsutą panującą wokół swobodą obyczajów, w innych sprawach uważała za możliwe wyznawanie bardziej cynicznych zasad. Dla realizacji określonego celu i dla pieniędzy można pójść do łóżka z kimkolwiek, można udawać zakochaną, można odgrywać płomienną namiętność. Ale wyjść za mąż kobieta może tylko za mężczyznę, z którym będzie szczęśliwa przez wiele lat, najlepiej aż do starości.

[4] Jakież okrutne kocopoły o homoseksualiźmie autorka przypisuje Czerkasowowi (i nie tylko):

Próbując zrozumieć swój pociąg do chłopców i znaleźć dla niego logiczne uzasadnienie, dużo czytał, a także kontaktował się z aktywnymi homoseksualistami i odkrył, że pożądanie mężczyzn nie jest brudnym i odrażającym wynaturzeniem, lecz częścią pewnego systemu poglądów estetycznych, których korzenie sięgają, jakkolwiek paradoksalnie to brzmi, dogmatów religii chrześcijańskiej. *Nieprzypadkowo podczas obrzędu chrztu dziewczynek, w odróżnieniu od chłopców, nie dopuszcza się do ołtarza, jako że nawet w niewinnym, mogłoby się wydawać, okresie niemowlęctwa już są uważane za nieczyste*. Miłość między mężczyznami nie jest występkiem, lecz czymś niespotykanie pięknym, jeśli dostarcza radości obu partnerom.

[5] Otóż wywiadowcy nie byli w ogóle objęci żadnym kodeksem pracy, normą były zarwane nocki i weekendy, a dodatkowo, żeby uzyskać cokolwiek u ekspertów, za własne pieniądze kupowali flaszki z dobrym alkoholem, kwiaty i luksusowe czekoladki. Swałow, który zdradził dziennikarzom szczegóły sprawy, chciał wymiksować się z nieopłacalnej pracy, a mógł to tylko zrobić przez szybkie zakończenie śledztwa:

Giennadij Swałow nie lubił pracować w soboty, to było zupełnie oczywiste. Nastia zastanawiała się ze zdziwieniem, jak wygląda jego praca w wydziale kryminalnym, skoro urządza sobie dwa dni wolne w tygodniu.

Inne tej autorki tu.

#74

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 25, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, panie, kryminal - Skomentuj


Ryszard Ćwirlej - Ostra jazda

Tuż przed wyborami w 2015 roku dziennikarz (jak się potem okazuje, z podszeptu byłego SB-ka Bieleckiego) publikuje kłamliwy artykuł sugerujący, że Fred Marcinkowski, aktualnie szef wydziału kryminalnego, donosił SB na kolegów. Asekurancko Marcinkowski zostaje wysłany na urlop, jego stanowisko tymczasowo zajmuje karierowicz/idiota Barszczak, a Blaszkowski z pomocą Brodziaka, jego kumpla Grubego Rycha i - po części odpowiedzialnego za całą aferę - Teosia Olkiewicza usiłują sprawę odkręcić. Jednocześnie trwają też trzy śledztwa - jedno w sprawie śmierci żołnierza na poligonie w Biedrusku, co wojsko usiłuje nieudolnie ukryć, podobnie jak potencjalną kradzież 10 skrzynek trotylu; drugie, w którym znana z “Jedynego wyjścia” starszy sierżant Aneta Nowak chce wykryć, kto zabił prostytutkę pod Wronkami, w czym niespecjalnie pomaga nowy zwierzchnik i trzecie, gdzie poszukiwana jest karetka pogotowia, zwędzona w Szamotułach.

Dużo wątków społecznych - emigracja zarobkowa z Ukrainy (kończąca się, w tym przypadku, handlem ludźmi i zmuszaniem do prostytucji), nieprzepracowana trauma po Afganistanie, dawni aparatczycy z SB, usiłujący użyć dawnych wpływów na swoją korzyść czy wreszcie sytuacja polityczna, która doprowadziła do zwycięstwa PiS. Niestety, i tym razem pojawiają się wątki, które przy stylizacji na PRL mogłam zrzucić na “takie wtedy były czasy”, ale niespecjalnie mogę zaakceptować współcześnie. Olkiewicz, poza knajpą na Półwiejskiej, ma także burdel pod Poznaniem, gdzie chętnie korzysta darmo z uciech cielesnych swoich pracownic (nie przepracowują się, bo w końcu ma 80-tkę na karku), przy czym uważa się za dobrego pana, bo nikomu się krzywda nie dzieje, dba o dziewczynki, a że bierze od tego procent, cóż - takie prawa rynku.

Inne tego autora tutaj.

#73

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 24, 2019

Link permanentny - Tagi: 2019, panowie, kryminal - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Z góry, z dołu i na ukos

[21-22.09.2019]

Celebrując piękne wrześniowe weekendy, zabrałam rodzinę na zachód. Celem właściwym na sobotę było niemieckie przygraniczne, ale o tym niebawem; w drodze - żeby rozprostować nogi - zatrzymaliśmy się w Jeziorach Wysokich, gdzie z wieży widokowej można obserwować i Polskę, i Niemcy. Nie zdradzę tajemnicy, jak powiem, że niewiele się różnią. Wieża widokowa jest bliźniaczą wieżą z podpoznańskiej Dziewiczej Góry, ma również 172 stopnie i galeryjkę na górze. Po bilety (groszowe - 3 i 1,5 zł, ale trzeba mieć gotówkę) trzeba się pofatygować kawałeczek dalej, do biura Ośrodka Edukacji Przyrodniczo-Leśnej, gdzie sympatyczny pan leśnik opowiada o okolicy i o tym, co można w ośrodku. Sporo można, więc jak macie blisko, to jedźcie, póki ciepło.

Zielona Góra zdecydowanie zyskuje po sezonie, poprzednim razem podczas Winobrania były tłumy, tym razem w słoneczną niedzielę łatwiej było zjeść w Palmiarni lody oraz poszukać Bachusków. Zwiedzanie z motywem przewodnim doskonale się u nas sprawdza, młodzież ma motywację i nie jojczy, że daleko jeszcze i czy możemy już wracać do domu. Znaleźliśmy 26 (na chyba 52 z listy, którą znalazłam); trzeba patrzeć w dół, rzadko w górę, czasem są ukryte tak (na przykład Śpioch pod szybą przy ratuszu), że widać je dopiero po zmroku.

Adresy:

  • Jazzgot Cafe & Restaurant, aleja Niepodległości 25 - całkiem niezłe śniadanie ze sporym wyborem, tuż przy deptaku, więc dobre miejsce na zaczęcie dnia
  • My Secret Place, Konstytucji 3 Maja 5/3 - prześliczny mikro apartament w centrum, acz w dość surowym otoczeniu, na jedną noc idealny, na dłuższy pobyt może być nieco niekomfortowy
Palmiarnia Krzesełko obok Klema Felchnerowskiego / Kupiecka Panorama miasta z Palmiarni Pl. Bohaterów / Niepodległości Panorama miasta z Palmiarni Palmiarnia Mural w jednej z bocznych uliczek przy Niepodległości Obserwatikus Młodzieńczy / Skrybikus Młodszy / Rzepikus Rogalikus Questina Winolubikus / Syndromus Downus / Partnerus Turisticus Odpadek

W Górzykowie (koło miejscowości o dźwięcznej nazwie Cigacice, skąd pochodzi Kamol z "Potemów") odbywały się dwie imprezy, ale winnicę, schodzącą uroczo po zboczu góry można było obejść i kupić lokalne wino. Widok z tarasu widokowego na dolinkę zdecydowanie eksportowy. Strona hotelu i restauracji tutaj.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 22, 2019

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: zielona-gora, gorzykowo, jeziory-wysokie, polska - Skomentuj


Forst (ponownie)

[21.09.2019]

O tym, którędy dojechałam i wróciłam na niemieckie przygranicze było tutaj. Do Forst pojechałam w czerwcu na Festiwal Róż, ale równie pięknie - jak się okazało - jest we wrześniu. Bez szaleństwa motyli i pszczół, ale równie kolorowo i nie tak gorąco. Młodzież utknęła na świetnie zrobionym placu zabaw, ja - w daliach i różach.

Obiad w Gut Neu Sacro, jak poprzednio. Po raz pierwszy piłam Federweißer, strasznie mi się podobało (aczkolwiek nie wiem, czy nie przysłużył mi się do migreny-giganta na równi z okularami do dali). Pierwszy raz też karmiłam zwierzynę płową (nie podejmuję się oceniać, czy tylko daniele, czy też inne gatunki) marchwią. Ją marchew jak złe i wyrażają uznanie pochrząkiwaniem.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 21, 2019

Link permanentny - Tagi: neu-sacro, forst, niemcy, forstlausitz, ogrod-botaniczny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Skomentuj