Spis osób:
- Leokadia Frączkowska. - gosposia, nie przepada za swoimi chlebodawcami
- Joanna Rosicka - ciągle atrakcyjna, raczej rozrywkowa, dwa fakultety
- Edward Rosicki - hipochodryk, mąż Joanny, inżynier architekt
- Dorota Kruszewska - gospodyni przyjęcia, nie wylewa za kołnierz
- Adam Kruszewski - mąż Doroty, irytuje go picie żony
- Wandeczka Kalinowska - sąsiadka matki Joanny z Anina, kobieta z wąsem
- doktor Pawelski - jeździ na karetce
- Kozłowski - sanitariusz, z tejże karetki
- Lipkowska - matka Joanny, co ciekawe, w dobrej formie
- Kapitan Ignacy Suchecki - zupełnie nie jak Sherlock Holmes, zwany Małym Ignasiem albo Szaradą
- Ryszard Wardecki - taki jeden malarz, absztyfikant Rosickiej
- doktor Stasiewicz - lekarz rodzinny Rosickiego, o twarzy rzymskiego senatora
- Kazia - chuda modelka
- porucznik Olszewski i sierżant Pakuła - milicjanci znani z innych tomów, tu epizodycznie
- doktor Łukasik - duże, ciężkie chłopisko o kwadratowej, zupełnie łysej głowie
- Renata Tyniecka - Polka bywająca w Paryżu, blond Wenus
- Bogdan Łączewski - młodzieniec z kłakami i w podartych dżinsach
Pani Joanna ignoruje chorego męża, każe gosposi wyprasować apaszkę i oddala się na przyjęcie. Z przyjęcia wychodzi nagle, wezwana telefonem do chorej matki, po czym zostaje znaleziona w Lasku Bielańskim, uduszona wspomnianą apaszką. Mógłby być to moralitet na zatrudnianie pomocy domowej "na czarno" i traktowanie jej przedmiotowo, bo to zirytowana gosposia życzyła pani, żeby ją pokręciło, ale nie. Żona filolog klasyczny[1] i historyk sztuki, mąż inżynier, a jednak okazuje się, że mimo bogactwa materialnego (na przedpokoju wisi płaszcz berberi) to niziny społeczne - denatka ma romans z przystojnym, choć głupawym malarzem, inżynier - z piękną, choć niespecjalnie sprytną aspirującą aktoreczką. W tle kręcą się bananowi znajomi, bo kryminał bawiąc, odkrywa prawdy o społeczeństwie:
Kruszewski (...) z nieukrywaną niechęcią spojrzał na żonę.
- No i po co tyle piłaś? (... że do nieprzytomności i że powstrzymał ją przed stripteasem przed gośćmi).
- Przepraszam Cię.
Machnął ręką. - Daj spokój. Ale już nigdy więcej nie będzie u nas w domu tyle alkoholu. (...) Co sobie ludzie o nas pomyślą?
Skrzywiła się. - Eee, nie przejmuj się. U nas, w Polsce, nigdy się źle nie myśli o tym, że kto pije wódkę. Ci niepijący są podejrzani i nieszczerzy.
Nietypowo (bo zwykle u ZZZ pojawia się major Downar) śledztwo prowadzi mały i chudy (64 kg) kapitan Ignacy Suchecki, który w emploi[2] ma granie pierwszego niewinnego tak dobrze, że nabiera najtwardszych przestępców. Do tego jest sprytny - a to wyśle współpracownika do wydziału spadków, gdzie współpracownik oczaruje piękne panie, a to zorganizuje ustawkę na giełdzie za pomocą ekskluzywnego hummera do okazyjnej sprzedaży. W ogóle chyba każdy przezorny śledczy nosił wtedy ze sobą spodeczek, żeby zamienić i pozyskać odciski palców (wnioskuję, że wszyscy mieli takie same spodeczki, bo innych nie było). Mimo śledztwa pada drugi trup, ale milicja doprowadza do aktu skruchy u bandytów.
[1] Półki z książkami zajmowały całą jedną ścianę, od podłogi aż do sufitu. - Popatrz, popatrz - powiedział Grabik. - Facet zdobył gdzieś Ulissesa.
[2] Dzięki, ^siwa, za frazę.
Inne tego autora tu.
Inne z tego cyklu tutaj.
#11
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 19, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, kryminal, panowie, prl
- Komentarzy: 3
Za rekomendację miałam osobę Zacha Braffa, którego uwielbiam w każdym projekcie (nawet w roli pyskatej małpy). I nie rozczarowałam się. Ślicznie kolorowa (choć nie do końca, ale o tym za moment) i uroczo cyniczna historia o tym, skąd w Krainie Oz wziął się balon, czarnoksiężnik, dwie złe wiedźmy i jedna dobra. Oskar (James Franco), dość pechowy iluzjonista, ucieka balonem z cyrku przed kłopotami (związanymi z nadmiernym zainteresowaniem płcią piękną, również zamężną), wpada w tornado i ląduje w krainie Oz. Napotkana wiedźma bierze go za przepowiadanego króla, który zjednoczy królestwo. Oskar z kolei, zamiast wypełniać przepowiednię, bierze wiedźmę na całonocne tańce (film dla dzieci, jednak), bo bardziej go interesują swawole (i złoto w skarbcu szmaragdowego królestwa). To samo robi z drugą wiedźmą, po czym udaje się do trzeciej, potencjalnie złej, żeby ją pokonać. Zła nie dość, że okazuje się dobra, to jeszcze ładna, więc historia się powtarza, dotychczasowe wiedźmy wpadają w irytację. Okazuje się, że wprawdzie kuglarz nie dysponuje prawdziwą magią, ale jego umiejętności i sztuczki wystarczają do wygrywania kolejnych bitew o królestwo. Gorzej z lojalnością.
Film jest prequelem najbardziej znanej ekranizacji "Czarnoksiężnika z Oz" z 1939 i jest podobnie skomponowany - sceny dziejące się w świecie "realnym" są nakręcone w sepii, Oz jest intensywnie kolorowy. Nie wiem, czy da się podłożyć "Dark Side of the Moon" tak jak pod film z 1939 roku, ale warto spróbować.
Niestety, nie załapaliśmy się na kino, a Majut bez dubbingu/lektora nie. Szkoda, bo zdecydowanie się nadaje.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 18, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 1
Najpierw o tym, że Majut nie był zachwycony. Samym filmem owszem - bo klockowe krajobrazy świetne (woda z przezroczystych klocków, wybuchy, strzały i płomienie z fluoryzujących patyków i dedykowanych klocków), akcja na najprostszym poziomie do ogarnięcia przez czterolatka, ale niespecjalnie łapała żarty i mocno oprotestowała zakończenie. Mimo że "dobrze się skończyło", w czym ją trzeba było zapewniać od 3/4 filmu.
Ja też, przyznam, niespecjalnie klockowe przygody pokochałam. W warstwie wizualnej - fantastyczne, odwołania do pop-kultury (matrixowy think-tank, Gwiezdne Wojny, Batman, Green Lantern czy Władca Pierścieni) - zgrabne, dialogi - całkiem, całkiem, a łezka nostalgii obowiązkowo pociekła mi na widok błękitnego ludzika kosmonauty (miałam!) z pękniętym hełmem (też mi pękł!) i startym logo z Saturnem (też mi się starło!). Ale oglądanie mnie raczej irytowało. Może zniechęciła mnie klisza na kliszy w scenariuszu (from zero to hero, typowy ludzik Emmet przypadkiem okazuje się wybranym, który ma uratować lego-świat przed złym Lordem Biznesem i jego klej-maszyną). Może za głośna i zbyt "nastoletnia" (czy ja to napisałam?! #jestemstaraimamzazłe?!) muzyka? Może miałkość pointy? Nie wiem. W każdym razie - ładne, miejscami zabawne, ale nie w moim top100 filmów dla dzieci.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 17, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
... kiedy wracam do domu, a tam jeszcze pachnie śniadaniowymi naleśnikami.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 16, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Komentarzy: 2
Moim największym zarzutem do ekranizacji "Gry" jest to, że film się nie broni jako samodzielny twór. Owszem, fan kultowy obejrzy, pewnie nawet i z przyjemnością, przypadkowy przechodzień może sięgnie po książkę. Ale zupełnie nie widzę, że sięgam po "Grę" po raz kolejny i jeszcze jeden. Owszem, jest śliczna - sala treningowa, Mazer Rakham, pejzaże, sceny walk; wszystko to eye-candy. Ale scenariusz jest za ubogi - brakuje całego tła politycznego i religijnego, konfliktu na Ziemi z zarysowanymi makiawelicznie rolami Locke'a i Demostenesa. Brakuje gry logicznej - są dwie czy trzy sceny wyjęte z kontekstu, które służą tylko do roli strzelby wypalającej w ostatnim akcie. Brakuje tego rozdarcia w pułkowniku Graffie, który kocha Endera jak własne dziecko i cierpi, kiedy musi mu zadawać kolejne ciosy, które mają wyprowadzić go na dowódcę; Harrison Ford już nie jest sprytnym Hanem Solo/Indianą Jonesem, tylko trepem z miedzianym czołem, a dołożenie politycznie poprawnej major Anderson - meh. Dzieci w Szkole Bojowej - za stare, zbyt nijakie, zbyt powierzchowne. I tu jest mój podstawowy zarzut - ładne, ale za płytko wszystko pokazane.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 14, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 8
A gdyby zamiast Stanów Zjednoczonych była Zjednoczona Republika Arabska? Gdyby zamiast ataku 11 września na budynki WTC w Nowym Jorku i na Pentagon, samoloty 9 listopada trafiły w dwie wieże Tygrysu i Eufratu w Bagdadzie i Ministerstwo Obrony w Rijadzie? Gdyby Saddam był szemranym politykiem, wspierającym przemyt alkoholu, a Al-Kaida walczyła z terrorystami? Gdyby w Al-Dżazirze leciał serial "24 godziny: Dżihad" o wywalonym z Al-Kaidy za brutalność agencie Dżafarze Baszirze? Gdyby Stany nie były zjednoczone, a na terytorium byłoby wiele wzajemnie ze sobą walczących państw? Gdyby to właśnie katoliccy fundamentaliści wysadzali się w powietrze (a najgorsi byli protestanci)?
Wtedy zapewne nikt by się nie dziwił, bo tak było od zawsze. Tyle że policjanci, badający sprawę zamachowca-samobójcy, odkrywają przy nim dziwne artefakty typu egzemplarz nie istniejącego w tym świecie New York Post z 12.09.2001, dodatkowo delikwent twierdzi, że mu się tylko śnią, a wybucha siebie i okolicę, żeby się z tego mirażu obudzić. Z całym dobrodziejstwem sztafażu sf, w którym rozwiązanie tajemnicy mirażu jest zorganizowane całkiem zgrabnie (chociaż może niekoniecznie dla Saddama), to bardzo fajny kryminał dziejący się w społeczeństwie islamskim. Przestępca nie jest karany więzieniem po to, żeby odizolować go od społeczeństwa, ale żeby pozostawanie z wyrzutami sumienia pozwoliło na jego resocjalizację. Dywaniki modlitewne, obecność wózka z wieloma wersjami Biblii dla aresztowanych, internetowa Biblioteka Aleksandryjska założona przez Mu’ammara Kaddafiego, życie prywatne w szariacie. Ekipa policji składa się z Amal, córki burmistrzyni Bagdadu, Samira - ukrytego homoseksualisty i Mustafy, mieszkającego z ojcem z początkami demencji. Mustafa ma do zamachowców i mirażu stosunek najbardziej osobisty, bo jedna z jego żon zginęła w ataku, a druga rozstała się z nim, bo nie umiał sobie z tym poradzić. Zakładając, że rzeczywiście żyje w świecie mirażu, może w tym "prawdziwym" jest szczęśliwszy?
Inne tego autora:
#10
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 12, 2014
Link permanentny -
Tagi:
panowie, sf-f, 2014 -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 3
Nie spodziewałam się, że po uroczym, nostalgicznym "Wrześniu" przeczytam coś jeszcze urokliwszego. A jednak. To dygresyjna historia o niby prostej fabule, ale dzięki fantastycznie posplatanym wątkom z przeszłości, z okresu wojny ze współczesnymi, daje bogatą i pełną szczegółów opowieść o losach związanych ze sobą ludzi. O wojnie, dzieciństwie w Kornwalii, nieudanym małżeństwie, dwóch wielkich uczuciach, układaniu sobie życia z dziećmi i bliskimi; dodatkowo ma tak obrazowe opisy miejsc - angielskiej posiadłości z oranżerią, zacisznego domku z basenem na upalnej Ibizie, londyńskiej kamienicy czy zaniedbanej pracowni malarskiej, że nie trzeba dużej wyobraźni, żeby to widzieć.
Penelopa Keeling wraca do domu ze szpitala po lekkim zawale. Jej dzieci reagują na to różnie - najstarsza, Nancy, wpada w panikę i koniecznie chce się matką na siłę zaopiekować, nie z realnej potrzeby, tylko z poczucia źle pojmowanego obowiązku. Najmłodszy, Noel, temat ignoruje. Jedynie Oliwia, która najlepiej rozumie, że matka ma mnóstwo zdrowego rozsądku i mądrości życiowej, próbuje utrzymać status quo Penelopy. Sytuacja w pewnym momencie się zaognia, bo w prasie pojawia się wzmianka o sprzedaży za grubą kwotę jednego z dzieł ojca Penelopy, znanego niegdyś i nagle znów popularnego malarza. W domku Penelopy wisi jedno z najlepszych dzieł, "Poszukiwacze muszelek", oraz dwa niedokończone. To sprawia, że Nancy i Noel zaczynają namawiać matkę, mniej lub bardziej subtelnie, do sprzedaży obrazów i zasilenia ich kieszeni pieniędzmi ze sprzedaży. A Penelopa, która całe życie oszczędzała, żeby dać dzieciom dobry start w życiu, ma inne plany.
Inne tej autorki tu.
#9
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 9, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 1
Rzecz się dzieje w Danii. Sprawna ekipa pod wodzą starzejącego się Konrada Simonsena o niewyparzonej gębie, przyjeżdża na miejsce zbrodni. We właśnie otwartej po feriach jesiennych (zwanych feriami kartoflanymi na część niegdysiejszych wykopków) dzieci znajdują tytułowych "Niegodziwców" powieszonych i nieco zdemolowanych, co utrudnia rozpoznanie, pięciu mężczyzn. Po szkole kręci się niespotykanie spokojny woźny, genialny matematyk, który robi wrażenie, jakby doskonale wiedział, kto delikwentów zabił, ale policja nie jest w stanie nic z niego wyciągnąć. Po czym ucieka im spod nadzoru, a kiedy już wiadomo, że to on był modus operandi całej akcji, popełnia samobójstwo zostawiając policję u progu kryzysu. Powieszeni panowie okazują się być pedofilami, a w całym kraju (i - na podstawie rozesłanego przez anonimowe serwery - również w Stanach, kolebce teorii spiskowych) rozpoczyna się akcja nagonki na konkretne osoby o niewłaściwych skłonnościach. I nagle się okazuje, że praworządne społeczeństwo wcale nie chce ukarania morderców, utrudniając policji prowadzenie śledztwa (na przykład stosując bierny opór lub utrudniając wydanie billingów itp.). Podobnie jest z prasą, która chętnie pokazuje otrzymane od morderców drastyczne materiały, co w śledztwie też nie pomaga, ale - jeśli zrobi się małą prowokację - można obrócić na swoją korzyść. Simonsen jest twardy i doprowadza do ujęcia sprawców, ale z poczuciem, że nie do końca stała się sprawiedliwość.
To trochę nowa jakość: bohaterowie - Nathalie zwana ze względu na majątek i pochodzenie Hrabianką, młoda i atrakcyjna Pauline, uprawiająca pokątnie romans z w pracy (również na miejscu zbrodni) ze swoim żonatym i dzieciatym kolegą, Arnem oraz starszy, dość zmęczony Poul - nie wahają się przed dokonywaniem czynności niekoniecznie zgodnych z prawem, pytają o radę jasnowidzki (proszę...) oraz mają bogate kontakty w tzw. środowiskach (również pedofilskich), gdzie czasem drobnym szantażem mogą coś uzyskać. Malte, dookoptowany właśnie specjalista od komputerów/haker, włamuje się gdzie trzeba, również do niedostępnych oficjalnie zasobów szpitali, tworzy genialną aplikację z wyszukiwarką i umie za pomocą klawiatury rozwiązać w czasie rzeczywistym wszystkie problemy. W śledztwie pomaga też emerytowany przyjaciel Simonsena, odbywają się nieledwie rodzinne kolacyjki operacyjne, podczas których powstają chytre plany.
"Wszystko ma swoją cenę" jest bardziej polityczne. Podczas konferencji klimatycznej delegacja dyplomatów znajduje na lodowcu zwłoki kobiety zamordowanej przed laty. Szybko wychodzi, że jest to jedna z ofiar seryjnego mordercy i - co ciekawe - szybko się okazuje, kto jest podejrzanym. Dowcip w tym, że nie ma dowodów na to, że zamordował oraz powodów do aresztowania. Połowa policji chodzi dookoła delikwenta, jak kawaler koło panny. Kiedy się okazuje, że wszystkie zabite dziewczęta wyglądały podobnie oraz że były bardzo podobne do jednej z policjantek - Pauline - pointa jest dość przewidywalna. Ba, nawet po aresztowaniu potencjalnie naiwnego psychopaty okazuje się, że z powodu błędów proceduralnych muszą go wypuścić. Tutaj Simonsen uruchamia (poza kontaktem z jasnowidzką) swoje powiązania w świecie przestępców i - żeby uratować dwie potencjalne ofiary - decyduje się przehandlować życie jednej osoby za wyciągnięcie z psychopaty, gdzie trzyma kobiety. Moralnie dwuznaczne, podobnie jak kilka innych akcji w czasie śledztwa.
Książki użyczyła mi J., dziękuję.
#7-8
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 8, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, kryminal, panie, panowie
- Komentarzy: 1
Ten tom nieco ratuje honor, akcja przynajmniej raz jest priorytetowa. W tle Anna, siostra Eriki, ma depresję po dramacie na końcu poprzedniego tomu, ale rozgrzewa się na myśl o nadchodzącym ślubie. Dużo wybierania sukni, diety (bo Erice się przytyło w ciąży i połogu), usadzania gości i romantycznych uniesień, tym bardziej, że Anna nawiązuje nić porozumienia z eks-chłopakiem Eriki; na tyle mocną, że całują i obmacują się po kątach ku uciesze podglądających. Ale wracając do akcji, na komisariacie w Tanumshede na miejsce patałacha Ernsta, zwolnionego w poprzednim tomie, pojawia się nowa policjantka, Hanna Kruse, która wraz z mężem psychologiem zamieszkała w okolicy. Od razu rozpoczyna się sprawa - ofiara wypadku po pijanemu okazuje się być abstynentką, co pozwala podejrzewać, że ktoś jej pomógł się rozstać ze światem. Patrick odkrywa, że podobne modus operandi pojawiło się w kilku innych sprawach - większość została uznana za zgon z przyczyn naturalnych, a na pozostawioną na miejscu zbrodni kartkę z książki z bajkami nikt nie zwrócił uwagi. Dodatkowo we Fjällbacce odbywa się właśnie reality show, więc miejscowość pełna jest przyjezdnych, dziennikarzy i łowców sensacji. Potem uderza kolejny piorun - jedna z uczestniczek show zostaje zamordowana, jej pamiętnik wycieka do prasy, a Patrick - w jednym ze swoich "przeczuć" - ma wrażenie, że sprawy się łączą.
Po drodze poruszone są ważne kwestie obyczajowe - zakładanie rodzin przez lesbijki (które udają przed nastoletnią córką jednej z nich, że są tylko współlokatorkami), stosunki homoseksualne w pracy (piekarnia!), kwestia zaufania do przypadkowo poznanych kobiet oraz problem kazirodztwa (niezdrowe!). A na końcu jest wzruszający ślub. Na szczęście więcej tomów nie mam i kompulsywnie ich nie przeczytam.
Inne tej autorki tu.
#6
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 6, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, kryminal, panie
- Komentarzy: 1
Najpierw kupiłam słoiczki. Chociaż nie, najpierw przywiozłam zapiaszczone muszelki z Portugalii w plastikowym pojemniku. I kupiłam pojemniki. Żeby mieć każdy kawałek plaży zamknięty w oddzielnym słoiczku. Czarny, wulkaniczny piasek z Ajuy, błyszczący jakby miał w sobie drobinki brokatu. Kawałki szkła i obłe elementy muszelek; na plaży w Caleta nie było całych, były za to drobne, gładkie kamyczki. Bogaty połów z zatoczki w Puerto del Rosario - białe muszelki wyglądające jak z porcelitu, gdziekolwiek nie postawiło się stopy, były; ten moment, kiedy już wybierasz te najładniejsze. Oraz nieco muszli profesjonalnych, zapakowanych w koszyczek w sklepie z pamiątkami. Maj wybierał, myślę, że skusiła ją ta czerwona rozgwiazdka.
Słoiczki 100 ml - Allegro (ok. 3 zł). Słoik 500 ml - Korken, IKEA. Paznokcie - pani Małgorzata.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 1, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Przydasie, Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
wyspy-kanaryjskie, hiszpania
- Komentarzy: 1