[26.08.2025]
Ossuarium pod kościołem Świętego Jakuba to stosunkowo świeże odkrycie - w 2001 roku okazało się, że pod kościołem są krypty, a w kryptach jakieś 50 tysięcy szczątków ludzkich. Ofiary epidemii i wojen oryginalnie były chowane na cmentarzach, ale z powodu braku miejsca po 10 latach wrzucano kości do piwnic, a do grobu szedł świeży nieboszczyk. Po czym ktoś o tym fakcie zapomniał. Wjazd do Ossuarium jest płatny, całość estetyczna i na kilkanaście minut oglądania. Nastolatka zainteresowana, głównie stanem uzębienia. Sam kościół można obejrzeć bez biletów, dodatkowo płatne jest wejście na wieżę, ale nie wchodziłam. Jest więcej podziemi do zwiedzania - może na następny raz zaplanuję przejście przez labirynt pod Targiem Warzywnym.
Adres: Kostnice u sv. Jakuba - Jakubské námesti.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday September 25, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
brno, czechy
- Skomentuj
Major Wyganowicz, oficer kontrwywiadu, zauważa w pociągu do Budapesztu dziwną scenkę - współpasażer wychodzi z wagonu dla palących, żeby zapalić i do tego bierze ze sobą gazetę. To wystarcza, żeby major nabrał podejrzeń, że jest jakaś krzywa akcja; podejrzenia się potwierdzają, bo mężczyznę zagaduje obcokrajowiec, ewidentnie prosi o ogień, w celu odpalenia papierosa uwalnia rozmówcę na chwilę od gazety, a potem się okazuje, że miał zapałki. To wystarcza, żeby major użebrał u swojego szefa prywatny wyjazd na Węgry, bo na gazecie znalazł zanotowaną nazwę restauracji - tytułową Matrózcsarda i dzień oraz godzinę. Long story short, akcja godna Bonda - zasadzki, pościgi, zamachy, strzały i wybuchy, bójki, piękna dziewczyna w tarapatach, wmanerowana przez gang we współpracę, sojusznik z przyjaznego węgierskiego wywiadu, mówiący idealną polszczyzną, a w finale spektakularna akcja, dzięki której wykradzenie polskiej myśli technicznej i sprzedaż jej wrogowi z RFN się nie powiodło.
To książka do przewracania oczami, zabili go i uciekł, cudowne zbiegi okoliczności i zrządzenia losu. Polak jest bohaterem, nie waha się dowalić do pikantnej zupy rybnej dodatkowej papryki, żeby nie wyjść na mięczaka. Kobiety patrzą na niego z przyjemnością, mimo że nie jest pierwszej młodości, a atrakcyjna aktorka nie waha się wyrazić wdzięczności w oczywisty sposób, przed czym major się bynajmniej nie broni, mimo że ma żonę (co w delegacji, to nie zdrada). W tle spacer po Budapeszcie, ewidentnie pisane z mapą pod ręką - mosty, dzielnice, wyspy na Dunaju, ulice i atrakcje.
Się je: jajecznicę na szynce, popijana pilsnerem, piekielnie ostre halaszle, specjalność siedmiogrodu - kawałki pieczonego mięsa i kiełbasy z frytkami, papryką i innymi sałatkami.
Się pali: carmeny.
Się pije: pilznera, kekfrankos, tokaj, palinkę, herbatę - ale trzeba przywieźć sobie z Polski, bo na Węgrzech nie mają, wino z sokiem pomarańczowym i ginem (niesmaczne), medoc noir , jarzębiak (też przywieziony z Polski), różową kadarkę, tokaj aszú pięcioputtonowy.
Się handluje w ramach handlu kompensacyjnego: polskie turystki sprzedają chusteczki, prześcieradła i ręczniki przed DT Corvina w Budapeszcie, a Węgierki - sweterki i rajstopy w Zakopanem pod Gubałówką.
Inne tego autora.
#72/#17
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday September 24, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, kryminal, panowie, prl
- Skomentuj
Dyrektor liceum przechodzi na emeryturę, a na jego stanowisko łakomie patrzą dwaj wicedyrektorzy - Neal Gamby i Lee Russell. Pech chce, że wezyrem w miejsce wezyra zostaje zupełnie obca osoba - doktor Brown. Obaj panowie zaczynają pod nią ryć, usiłując wyślizgać ją ze stanowiska. Gamby, nieprzyjemny służbista, zbiera na nią kwity, a Russell, cóż, nie ma żadnych hamulców - dochodzi do podpalenia mienia, kłamstw, a wreszcie szantażu. Sezon pierwszy kończy się zwycięstwem nietypowych sprzymierzeńców, ale ktoś strzela na parkingu do Gamby’ego. Drugi sezon to szukanie zamachowca i konflikt między Russellem, który został dyrektorem, a resztą świata, bo za dobrym dyrektorem nie jest.
Mam mocno mieszane uczucia - z jednej strony to historia o tym, jak absurdalna żądza władzy połączyła w coś w rodzaju przyjaźni dwóch zupełnie różnych, popapranych w inny sposób, ludzi. Ale też o nieudanych związkach i problemach z utrzymaniem kolejnych, o trudności w byciu rodzicem, kiedy na każdym kroku ojczym jest lepszy niż rozwiedziony ojciec, wreszcie o wychodzeniu z traumy. Więc nie są to do końca rzeczy błahe i płytkie. Z drugiej strony serial jest przegięty, pełen absurdalnej przemocy, dziaderskich zachowań, gaslightingu czy krindżu nie tylko w walce o stołek, ale też w życiu prywatnym bohaterów, którzy zachowują się jak niespecjalnie sprytni nastolatkowie. Narracja jest oczywiście prowadzona tak, żeby bohaterowie byli wielostronni i widzka doszukiwała się w nich dobrego, ale to bardzo naciągane. To niby jest czarna komedia, ale tej komedii raczej mało.
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday September 22, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Nadia i Saeed poznają się na kursach wieczorowych, gdzie uczą się o marketingu i strategii budowania marki, mimo że ich kraj jest na krawędzi wojny wewnętrznej. Sytuacja eskaluje, najpierw zamieszki między buntownikami a rządem przenoszą się z dzielnicy na dzielnicę, ograniczenia mobilności, strzały, egzekucje, są media, nie ma mediów; to nie przeszkadza im spotykać się w tajemnicy. Ale kiedy ginie od przypadkowej kuli matka Saeeda, młodzi chcą zabrać ojca chłopaka i przejść przez jedne z drzwi do bezpiecznego miejsca. Ojciec nie chce, pochował ukochaną żonę, ma rodzinę, chce zostać. Młodzi po wielu perypetiach przechodzą sami, trafiają do strefy uchodźców na Mykonosie. Kończą im się zasoby, wszak nie mogą pracować, są nielegalni. Szukają drzwi do miejsca, które im pozwoli na jakąś namiastkę normalności, a nie jest to proste, bo korzystne drzwi są oblegane albo w ogóle zablokowane po przeciwnej stronie, nikt nie chce uciekinierów, nie ważne, czy przed zmianami klimatu, wojną czy polityką. Skok do Londynu, praca fizyczna, protesty narodowców, skok pod San Francisco… Miłość Nadii i Saeeda podczas tych podróży wygasa, adaptują się inaczej, co innego chcą osiągnąć. Ich historia ma happy end, chociaż nie spędzają ostatecznie życia razem, niektóre epizodycznie pokazane losy osób, które gdzieś przeszły przez drzwi, też.
Jakby zmienić poetyczną metaforę tytułowych “drzwi na Zachód”, gdzie magiczne drzwi w ułamku sekundy przeniosą uchodźcę ze strefy walk w losowe, bezpieczniejsze, choć niekoniecznie przyjazne miejsce, na mozolne ucieczki łodziami przez morza, ryzykowne trasy piesze przez granice czy przemyt ludzi stłoczonych jak towar w kontenerach, to bardzo przejmująca opowieść o migracji i o tym, jak migranci są przyjmowani. O tym, jak radzą sobie ze zmianą całej rzeczywistości, czy są w stanie funkcjonować, niosąc przez życie brzemię traumy i mały plecak z rzeczami, jakie mają opcje, żeby wystartować z życiem w obcym miejscu, które tylko znają z Internetu albo wcale. To książka współczesna, zamiast nienazwanej ojczyzny bohaterów (autor jest z pochodzenia Pakistańczykiem) można podstawić cokolwiek - Syrię, Afganistan, Ukrainę czy Somalię, mechanizmy są podobne. To książka, którą można by dawać wszystkim niechętnym migracjom i ksenofobom do przeczytania, ale czy dotrze? Nie wiem.
Inne tego autora.
#71
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday September 21, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
[25-27.08.2025]
Chciałam od dawna pojechać na Morawy. Bo winnice, piękne światło o poranku, taka Toskania, tylko bliżej i w koronach. Niestety, jak przyszło co do czego, to owszem, miejsc pięknych jak splunąć, ale a) co wybrać, b) jak już jestem na Morawach, to może i Wiedeń, c) jak Wiedeń, to moż Morawy tylko jako przystanek, d) w tych cudownych małych miasteczkach jest skąpo z noclegami, a nastolatka życzy sobie oddzielnego pokoju, więc ostatecznie padło na Brno jako przystanek na dzień. Absolutnie nie żałuję, bo miasto prześliczne, z dużą, ciekawą starówką, gdzie secesja miesza się z socrealizmem, ale nie dość, że winnic i mgieł o poranku nie było, to jeszcze nocleg okazał się jednym z najgorszych od dawna[1]. Znalazłam za to burčak na ulicznym straganie, pyszny, cieszę się, że jest tylko sezonowo i w Polsce trudno dostępny; nastolatka dotknęła językiem i spektakularnie oświadczyła, że chyba jesteśmy niespełna rozumu, pijąc śmierdzący i zepsuty sok z winogron. O ossuarium i zamku nad miastem niebawem, dziś przygarść zdjęć z samego miasta, które przypomina i Liberec, i Wiedeń. CNW: wille miejskie - Tugendhat, Stiassni czy Löw-Beer; zbiorniki wodne na Żółtej Górze, katedra Piotra i Pawła z kolejną wieżą widokową. Wrócę (ale poszukam innego noclegu).
Adresy:
- Bavard cafe - Poštovská 657/4, śniadania. Jedzenie świetne, porcje duże, niestety płatne tylko gotówką (irytujące, tym bardziej, że znalezienie darmowego bankomatu jest trudne; wiem, to nie problem kawiarni).
- Kafec - Orlí 491/16, śniadania. Dobre, acz porcje skromne, można za to kartą.
- TOPPU RAMEN - Běhounská 129/13, sympatyczne bistro z ramenami i pierożkami.
- Stará radnice - Radnická 8, wieża widokowa oraz to tu jest brneński SMOK. W bramie. Pod sufitem. Da się go nie zauważyć.
- Kristek House - Tišnovská 1452/77, ekscentrycznie ozdobiony dom lokalnego artysty.
- Parkoviště Za Divadlem - Dvořákova 588, sensowny cenowo parking długoterminowy; Brno ma skomplikowane zasady parkowania, można z appką, ale nie wszędzie, więc zadaszony parking tuż przy starówce ma zalety i zawsze wolne miejsca.
Burcak!
Stare Radnice
Naparzam salto! / #pokakonia
Kristkův Dům
Ramen (bez zdjęć jedzenia) / Kafec
Tak, to właśnie smok z Brna / Bavard Cafe
[1] Nauczyłam się, że nawet jeśli apartament na bookingu pojawia się po wyborze opcji “2 pokoje”, to niekoniecznie jest prawdą, nawet jeśli metraż to sugeruje. Lokal okazał się składać z dużego przedpokoju, dużej łazienki i dużego pokoju z aneksem, do którego sprytnie wciśnięto 4 łóżka, co owszem, było warunkiem koniecznym, ale jakby niewystarczającym; dwie osoby - tak, trzy - niekoniecznie. Obłaskawiliśmy słusznie wściekłą nastolatkę wspólnym oglądaniem starych “Nagich broni” oraz wyjściem we dwoje, żeby miała namiastkę prywatności. Dodatkowo okna apartamentu wychodziły na ruchliwą ulicę z tramwajami, więc albo było bardzo głośno, albo dalej głośno i duszno, jak się zamknęło okna. Wisienką na czubku był “inteligentny” bezpieczny system parkingowy, gdzie miałam podjechać pod bramę, zadzwonić na czeski numer, rozłączyć się po trzech sygnałach, a brama miała się magicznie otworzyć po upewnieniu się, że ma numer rejestracyjny mojego samochodu w bazie. Tyle że na numer nie dało się zadzwonić z polskiej komórki, odbyłam skrajnie irytujący czat z botem/osobą konsultancką o miernych kwalifikacjach, która po 40 minutach powolnego dialogu zgodziła się założyć w systemie zgłoszenie technicznie, czas rozwiązania do 14 dni. I tak, już mogę dzwonić i otwierać bramę w miejscu, gdzie spałam przez całe dwa dni w sierpniu. Więc nie dość, że nastolatka rantowała na braki lokalu, to jeszcze za każdy wjazdem i wyjazdem musiałam dzwonić do obsługi apartamentu, wyjaśniając, że nie działa ich sprytny system, czy mogą otworzyć bramę… Argh.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday September 20, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
czechy, brno
- Skomentuj
Major Szczęsny łamie sobie głowę, jak może znaleźć bezczelnego mordercę trzech osób, które nie są ze sobą w ogóle związane - utytułowany profesor akademicki na progu emerytury, rzutki biznesmen ze Szczecina i piękna kobieta sukcesu. Tym bardziej jest zirytowany, że morderca po każdej zbrodni wysyła list, gdzie chełpi się tym, co zrobił i wyśmiewa wysiłki milicji. Oczywiście sprawę rozwiązuje się po części dzięki przypadkowi - znajomy jubiler opowiada o koledze, którego odwiedził dziwny klient i wypytywał o pochodzenie słowa “diament”; morderca zostaje okradziony przez dwie damy z półświatka o dźwięcznych ksywkach Atrofia i Atonia i trafia do akt, bo milicja po nalocie znajduje jego dokumenty; podczas obserwacji jednej z ofiar ucieka nieostrożnie do mieszkania sąsiadów i dzięki temu milicja może sporządzić jego portret pamięciowy. Narracja przeplata szczegóły śledztwa i punkt widzenia przestępcy, żeby w finale po pościgu przez pół Polski pokazać cały proces mordercy, gdzie dużo mówi się o jego problemach psychicznych i zawiści jako motoru popychającego do zbrodni.
Się nosi: futra i futrzane czapki.
Się je: tort Sachera z bitą śmietaną (w Wiedniu), pieczoną mieszankę z mielonych wątróbek, chleb z zimnym schabem i keczupem, kanapki z salami, pastą łososiową, sardynką i camembertem, do tego sałatkę jarzynową, jajeczka w majonezie (na domówce u biznesmena), dwa jajka w szklance (w barze mlecznym, dlatego dzielnicowy - wielbiciel potrawy - miał ksywę Jajeczko), jajka a la madrileña (w sobie pomidorowym, zapiekane z serem, w - a jakże - Madrycie), kotlet cielęcy, barszcz z pasztecikiem, schab po myśliwsku ze śliwkami (w restauracji), kawałki bułki z pasztetem (prowizorycznie, podczas ucieczki).
Się pije: denaturat pod chleb i ogórek kiszony, czystą wodę (w wiedeńskiej kawiarni), piwo do obiadu, koniak, mrożoną wódkę, whisky White Horse, tanie białe wino (w Madrycie), winiak (na podryw), kawę po obiedzie, oranżadę (do popicia bułek).
Się pali: radomskie.
Się odnotowuje problemy społeczne: życie półświatka, którego nie ma sensu karać czy im pomagać, bo i tak przepiją
Metody śledcze: branie dziecka za ręce podczas przesłuchania, żeby dodać mu odwagi, udawanie hydraulików, żeby wejść do mieszkania podejrzanego (nie można stosować wieczorem).
Epoka: w szafce w pracy pracownik trzyma mydło, papier toaletowy i ręcznik, bo nie ma wspólnych; sąsiadka spieszy się, bo ma zamówioną kolejkę w mięsnym; fraza o szachu perskim zostaje dowcipnie spointowana, że nie Persja, a Iran, nie Szach, a Khomeini; się nosi latarkę do piwnicy, bo kradną żarówki.
Się cytuje: pisarza Simonowa (nie, nie Sofronowa), wschodnie mądrości.
Inne tej autorki.
#70/#16
Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday September 18, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2025, kryminal, panie, prl
- Skomentuj
Sadie i Sam spotykają się przypadkiem w szpitalu. Alice, siostra Sadie choruje na nowotwór, Sam z kolei ma stopę potrzaskaną w wypadku, do tego nie mówi. Sadie nawiązuje z nim kontakt, grają razem w gry komputerowe; nastolatka zirytowana na rodzinę zajmującą się siostrą, korzysta z wolności w szpitalu, a że jeszcze przy okazji wpisuje sobie te wizyty jako wolontariat - tym lepiej. Do czasu, kiedy Sam się o tym dowiaduje od nieco złośliwej Alice, wtedy zrywa wszelkie kontakty z osobą, którą uważał za jedyną przyjaciółkę. Mija kilka lat, oboje spotykają się przypadkiem w Nowym Jorku, mimo początkowej sztywności zaczynają razem pracować nad grą komputerową i chwilę potem dołącza do nich współlokator Sama, Marx i Dov, wykładowca MIT, on-and-off toksyczny kochanek Sadie, ale też utalentowany projektant gier. I nagle jest lawina, której się nie da zatrzymać - pierwsza gra jest sukcesem, druga psuje stosunki między Samem i Sadie, a do tego klinem, który się wbija między współpracowników, jest związek Sadie i Marxa; ale są kolejne gry, firma Unfair Games jest liderem. Z nielinearnej narracji - na przykład z informacji udzielanych post factum w wywiadach - wiadomo, że stanie się coś, co zachwieje i tak już kruchym zawodowo-prywatnym, platonicznym związkiem między Sadie i Samem. Czy się rozejdą po tragedii, czy jednak znajdą sens w tym, żeby iść obok siebie?
To brzmi drętwo, ale to moja najlepsza książka przeczytana w tym roku. Wzruszałam się tak chyba ostatnio na “Poddanych Microsoftu” i to chyba właśnie taki klimat jest najbliższy powieści Zevin. To opowieść o pasji, nerdach, feminizmie, związkach, zazdrości i wsparciu, dziedzictwie kulturowym i przywłaszczeniu, rodzinie - biologicznej i przysposobionej, przyjaźni, zaufaniu i nieufności. I o grach komputerowych - nie jestem gamerką (zatrzymałam się na etapie “Match 3”), ale czuć, że autorka jest, a przynajmniej dobrze odrobiła lekcję na temat pisania gier, marketingu, silników, warstwy graficznej i grywalności. Ale mimo tego, że to opowieść o entuzjastach gier, nawet jeśli kogoś gry nie interesują, mocno osadzona w znanej mi popkulturze, a do tego o tym, co niezmienne od czasów Szekspira - byciu razem mimo przeciwności losu.
#69
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday September 17, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 1
[15-18.08.2025]
Więc bywałam już w Berlinie latem, ale nie pamiętam, żeby takie upały, 35 i żadnej chmurki. Co ciekawe, poranki były raczej chmurne, chociaż już z tropikalnym klimatem. Pokręciłam się po znanych miejscach - Potsdammer Platz, Brama Brandenburska, Unter den Linden, gdzie odbywało się w sobotę jakieś kolorowe India Pride, przejechałam U5 z Unter den Linden do Museum Insel (gwiazdy na błękitnym suficie) z powrotem z Rottes Rathaus. Jadłam, obskoczyłam zakupy - no dobrze, głównie nastolatka obskoczyła swoje, pokręciłam się tu i ówdzie. B. zadowolona, chociaż podczas wyjazdu zaliczyłam całodniowy atak alergii i pęknięty ząb, czego nie polecam.
Adresy - pewnie niektóre już były, nie szkodzi:
- go asia - Friedrichstraße 140, ogromny market z azjatycką żywnością, również świeżą
- Bavaria Berlin - Hannah-Arendt-Straße 3, restauracja niemiecka, ale taka bardziej fusion, bo nie tylko Wursty
- Vamos - Winterfeldtstraße 42, restauracja meksykańska
- Alt-Berliner Wirtshaus - Wilhelmstraße 77, typowo niemieckie z takim wystrojem, że cesarz ściąga czapkę z głowy.
- La Femme QUALITY - Gleditschstraße 1, jeden z kilku oddziałów tureckiej śniadaniowni.
- YADA YADA "breakfast club" - Köpenicker Str. 93, śniadania
Bavaria Berlin / YADA YADA
La Femme Quality
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday September 16, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
berlin, niemcy, metro
- Skomentuj
Na Złotej 21 DC[1] gospodarz domu przygotowuje się do wizyty komisji porządkowej, zagląda więc do dawno nie odwiedzanych lochów za piwnicami. Kiedy czuje charakterystyczny zapach, wie, że to nie będzie jego najlepszy dzień - w odległym zakamarku znajduje zwłoki kobiety w stanie daleko posuniętego rozkładu. Milicja przybywa szybko, porucznik Szczęsny zarządza techników i patologa. Z pomocą gospodarza analizuje listę lokatorów, dzięki czemu niedługo potem wiadomo, że Kowalikówna, która miała od kilku tygodni spędzać urlop u rodziny, nigdy tam nie dotarła. Udaje się odtworzyć przebieg ostatniej nocy, kiedy ją widziano, przy okazji wychodzi sprawa nielegalnego handlu mięsem, szaber mienia poniemieckiego, konflikty na tle uczuciowym, pijaństwo, wtykę na posterunku milicji, a w finale - już po wyeliminowaniu innych podejrzanych - zostaje sprytny morderca, który próbuje się zasłonić chorobą psychiczną. Dodatkowo, ma za sobą epizod u Śjvnqxój Wrubjl, jvęp wrfg anmljnal frxpvnemrz v gb frxgę jfmlfpl jvavą, żr wrfg rebgbznarz (“retmanem”).
To jedna z pierwszych, jak nie pierwsza, historia śledztwa prowadzonego przez atrakcyjnego blondyna z ciemnymi oczami, najpierw porucznika, na końcu już majora Szczęsnego. To służbista, szczególarz, nad życie prywatne przedkłada pracę. Kobiety na niego lecą, młode czy stare, ale w tym tomiku jest raczej oziębły, nie interesuje się żadną z pań; nie że konflikt interesów, raczej jest zbyt zmęczony i zaangażowany w śledztwo. Książka była wydana w 1957 roku, pojawiają się drobne przytyki do “starych porządków” typu
– W każdym przypadku przestępstwa pomoc społeczeństwa jest dla nas bardzo ważna. Ludzie muszą nauczyć się traktować zbrodniarzy i bandytów jako zakałę społeczną, jako coś, co fatalnie przeszkadza im w spokojnym, normalnym życiu. A tymczasem wciąż jeszcze pokutuje u nas niechęć do munduru milicyjnego i bierna postawa wobec przestępcy.
Antosiak poruszył się i chrząknął:
– To zostało sprzed wojny — odparł. — Ja sam nie znosiłem widoku policji i właściwie często byłem bardziej po stronie złodzieja niż policjanta. No, nie mówię o mordercach.
– Ma pan rację, to pozostałość z okresu sanacji… Ale nie przyszedłem tu na dyskusję polityczną.
Humor: Cieć wyraża się brzydko, gdzie ma komisję; patolog opowiada polityczne dowcipy i zachęca do śmiania się, wszak nie są na komisariacie; sekretarz partii ma stare nawyki, więc nadużywa Jezus-Maria nadaremno.
Szowinizm powszechny: Babom trzeba mówić kłamstwa typu “znaleziono bombę” zamiast informacji o zwłokach, żeby nie panikowały. I tak się dowiedziały, bo nie są głupie i nic się nie działo. Żeby kobieta była traktowana jako ładna, to musi się uśmiechać. Kobieta jest odsądzana od czci po tym, jak umówiła się z żonatym majstrem, ojcem sześciorga dzieci - to ona chce coś ciałem uzyskać, to nie tak, że majster ją wabi lepszą posadą. Baby od razu ryczą, nie da się z nimi rozmawiać. Kobieta, która w nocy idzie do domu obcego mężczyzny, sama się prosi o kłopoty.
Się dba o zdrowie: zasadniczo się nie dba - major przychodzi z katarem do pracy, a Szczęsny zarywa nocki, nie myśli o jedzeniu, a w domu zostaje tylko na dzień, żeby wykurować się po otrzymaniu ciosu w głowę.
Się pali: wczasowe (Szczęsny), sporty (na przesłuchaniu).
Się wykłada kosz na śmieci: Trybuną Ludu.
Się je: kanapki z kiełbasą jałowcową, konserwy (podstawa diety Szczęsnego), podsmażaną kaszankę z kapustą.
Się pije: kawę (Szczęsny na litry), zmrożoną wódeczkę (pod kaszanką).
Się otwiera: windę kluczykiem do konserw.
Bawiąc uczyć: jak wykrywać krew chemicznie czy biologicznie.
[1] DC = Default City = Warszawa.
Inne tej autorki.
#68/#16
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday September 15, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2025, kryminal, panie, prl
- Skomentuj
Ivory ma prawie 90 lat, ale ciągle pracuje - jej życiową misją jest zebranie tytułowego słownika języków zwierząt, przy czym, nie tylko o dźwięki chodzi, ale o kształt, kolor, formę, ruch. Zależy jej na tym, bo czasem może to być ostatnia szansa na uchwycenie czegoś zanim zniknie na zawsze. Jednocześnie dowiaduje się dwóch rzeczy - uczelnia cofa jej grant i nalega, żeby przeszła wreszcie na emeryturę, przy czym nie gwarantują kontynuacji badań oraz została odnaleziona jej wnuczka. Problem w tym, że Ivory nie miała dziecka. Z mnóstwa dygresji, oszczędnie dawkowanych przez narratorkę, wyłania się nietypowy życiorys - zakała bogatej rodziny oddana do klasztoru, studia w Paryżu tuż przed drugą wojną światową, surrealistyczna bohema, poznanie Lwa - rosyjskiego dysydenta, wielka, niszcząca miłość, wojna, aresztowania, ucieczka, śmierć przyjaciółki, rozstanie, zastąpienie pędzla notesem. Współczesność przeplata się z przeszłością, kariera naukowa zastępuje miłość i rodzinę, czy upór jest normalny, czy jednak dowodzi początków demencji?
Dziwna książka, nadmiernie skomplikowana i dygresyjna, bardzo trudno mi było się na niej skupić, nie wspominając o śledzeniu fabuły. Zmęczyłam się czytając, to chyba nie jest taki typ pisania, jaki lubię. I nie wiem czemu, podobały mi się tego typu książki, gdzie z kolejnych epizodów czytelniczka sobie konstruuje historię. Jest napisana ładnym językiem, miewa celne frazy i przemyślenia na temat codzienności, aktualne i dziś. Do tego jest książką o miłości, zatracaniu się w związku, oddawaniu kawałka siebie i rezygnacji, bardzo to ładnie opowiedziane. Ale w całości czegoś zabrakło albo było za dużo. Nie mówię, że to zła książka, ale dziwna.
#67
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday September 14, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panie
- Skomentuj