Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Hradčany w deszczu

[21.05.2024]

Z Hradčanami jest tak, że imperatyw turystyczny, top3 zabytków, ale jednocześnie… nie zrozumcie mnie źle, ale to niekoniecznie jest najciekawsza rzecz do obejrzenia w Pradze. Mnie się najbardziej podoba widok na miasto, który można mieć darmo, ale z młodzieżą licealną przeszłam biletowaną ścieżkę podstawową - katedrę Św. Wita, Zamek, bazylikę Św. Jerzego i Złotą Uliczkę (tę też można darmo, popołudniami). I jakkolwiek całość jest całkiem przyjemna, tak nie jest to pozycja obowiązkowa - katedra jak to katedra, monumentalna i na bogato, zamek dość ciekawy, ale nie za duży, zaś w Złotej Uliczce mam zawsze poczucie oszukania, bo niby kawałek historii, ale tak zupełnie nijaki i zbyt bogato obsadzony sklepami pod turystów. Ciekawostka - nie było tłumów. Po zwiedzaniu chciałam młodzież Malą Straną przeprowadzić na Petřin, ale się rozpadało, więc nie zabrałam. Deszcz nas przemoczył, wszystkim się bardzo podobało oprócz części kadry nauczycielskiej.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 17, 2024

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: czechy, praga - Skomentuj


Jerzy Edigey - Szklanka czystej wody

W ciągu doby od rutynowej operacji umiera niespodziewanie dyrektor Maliszewski, z zawodu dyrektor. Zygmunt Niekwasz, chirurg z doskonałą praktyką, zostaje w kuluarach posądzony przez dyrektora szpitala o błąd w sztuce, ale oficjalnie nie ma nagany ani śledztwa. Mimo szykan zaczyna prowadzić prywatne śledztwo, mimo że prokurator odmawia. Szybko dochodzi do wniosku, że ktoś musiał podać rekonwalescentowi szklankę wody, co spowodowało ruchy jelit i krwotok. Problem w tym, że pielęgniarka, która pilnowała chorego, uległa tajemniczemu wypadkowi i zmarła. Niekwasz trafia do majora Kaczanowskiego[2], który mimo braku dowodów, decyduje się współpracować - chirurg nieoficjalnie prowadzi śledztwo w szpitalu, a major w kręgach przedsiębiorstwa, w którym pracował denat. Dochodzenie komplikuje człowiek z brodą, a wyjaśnia się dzięki obowiązkowo pięknym kobietom - wywiadowczyni Basi, dwóm ślicznym pielęgniarkom (na jedną zasadza się Kaczanowski) i stalkowanej przez donżuana Maliszewskiego mężatce - oraz ekskluzywnemu futerałowi z czerwonego safianu[1].

Się całuje: panie w rękę, obowiązkowo. Również milicja.

Się pali: “giewonty” (również personel medyczny), “zefiry”,

Się wspomina: historię z “Tajemnicy starego kościółka”.

Się pije: kawę i winiak, wermut z kostką lodu

Się je: lody w kawiarni, również podczas przesłuchania.

Się załatwia: najmodniejszą kremplinę z Francji

Się używa: najnowszych zdobyczy techniki - magnetofonów kasetowych.

Się (nie) jeździ: brudnym samochodem. Ale można od biedy pojechać nad rzekę i umyć w rzece.

Się łowi: na groch, na rosówkę albo na żywca.

Się narzeka: na kumoterstwo, nawet w milicji.

Się wyjaśnia: odpowiedzialność lekarską i milicyjną:

— Sądzę, że my, milicjanci, także nie jesteśmy lepsi od lekarzy. Ile razy ktoś z nas nie chce uznać własnego błędu i upiera się przy fałszywej koncepcji prowadzenia dochodzenia? Często dlatego, że fałszywa ambicja nie pozwala przyznać się do niedopatrzeń lub zaniedbań.
— Bo my również — odpowiedział pułkownik — mamy wielką władzę nad ludźmi. Wprawdzie nie nad ich życiem, ale mamy w rękach ich wolność. Na szczęście, ludzie są tylko ludźmi, istnieje u nas bardzo surowa kontrola merytoryczna każdego naszego kroku. I to kontrola aż trzech niezależnych od siebie ogniw. Bezpośrednich zwierzchników z naszego aparatu. Prokuratora który z racji piastowanego urzędu nie tylko poluje na głowę podejrzanego, jak to się laikom wydaje, ale także czuwa, aby niewinnemu nie stała się krzywda. Wreszcie jest jeszcze i sąd, ostatecznie wszystko wyważający. Lekarze tej kontroli merytorycznej właśnie nie mają. Błąd sztuki lekarskiej jest trudniejszy do zauważenia i skorygowania, niż błąd dochodzenia milicyjnego. Stąd przekonanie lekarzy o ich nieomylności i żądanie nie wtrącania się do ich spraw. Nawet prokuratora i sądu.

Się (nie) buduje: hoteli i szpitali, chyba że ze wsparciem Szwedów.

Się jest koneserem: kobiecego piękna - ogólnie znane i akceptowane męskie hobby. Lekarz w szpitalu wybiera tylko ładne pielęgniarki, z prawa pierwszej nocy się kpinkuje, że się panom na stanowiskach należy, podrywanie mężatek nie jest tematem drażliwym, najwyżej zdradzany mąż obije twarz żonie lub fatygantowi. Oraz oczywiście wszyscy mają coś do powiedzenia na temat kobiecych gabarytów:

– To ładna babka, nosi się na rudo, chociaż niepotrzebnie każe sobie tapirować włosy. To już dawno wyszło z mody. Może robi to dlatego, że jak na swoją wagę jest ciut przymała. W ten sposób dodaje sobie z pięć centymetrów wzrostu — funkcjonariuszka milicji nie byłaby kobietą, gdyby nie zajęła się przede wszystkim takimi detalami osoby inwigilowanej.
— Jest tęga?
— To może za mocno powiedziane. Chuda nie jest. Nazwałabym ją pulchną. Moim zdaniem powinna schudnąć ze trzy kilogramy.
(...) Przyglądał się idącej przed nim kobiecie. Noga w porządku. Może zbyt krótka, co u Polek często się zdarza. Figura niezgorsza, ale rzeczywiście przydałoby się zrzucić nie trzy a cztery kilogramy.

Się nosi: Tradycyjnym zwyczajem panującym w Polsce mężczyźni mieli w rękach teczki. Przeważnie puste. Ale urzędnik bez teczki to jak koń bez ogona.

[1] Konia z rzędem, kto bez sprawdzania wie, co to safian.

[2] Major Kaczanowski oczywiście jest najprzystojniejszy, nie dziwne, że ma powodzenie u płci przeciwnej.

Na powitanie chirurga podniósł się zza biurka wysoki, szczupły mężczyzna w jasnym ubraniu. Ciemne, lekko siwiejące na skroniach włosy miał gładko zaczesane do tyłu. Twarz pociągła, mocno opalona. Nos był zbyt duży. Gdyby ten nos był innego kształtu, Kaczanowski mógłby zrobić karierę nie w milicji, lecz jako amant filmowy. Oczywiście przed dwudziestu laty, kiedy jeszcze nie dociągał trzydziestki. Oczy jasno niebieskie o zimnym, czujnym spojrzeniu.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#49

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 17, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, kryminal, panowie, prl, z-jamnikiem - Komentarzy: 2


Margaret Atwood - Zbójecka narzeczona

Trzy przyjaciółki ze studiów - Roz, Toni i Charis - spotykają się co miesiąc na lanczu, gdzie naczelnym tematem jest Zenia[1], która 5 lat wcześniej zginęła w wybuchu w Bejrucie. Zenię wszystkie poznały na studiach, ale każda z nich doświadczyła jej inaczej: nieśmiała Toni dwukrotnie uratowała z jej szponów ukochanego Westa, którego Zenia okłamała i okradła; Charis wzięła podobno chorą Zenię pod opiekę, w efekcie Zenia zwiała z patologicznym kochankiem Charis, Billym; wreszcie Roz straciła wiarołomnego męża, Mitcha, który wyprowadził się do Zenii, zostawiając ją z trójką dzieci, a po wiadomości o śmierci kochanki, popełnił samobójstwo. Ku ich zaskoczeniu, pewnego dnia podczas spotkania pojawia się Zenia, piękniejsza niż zwykle i wraca atmosfera zagrożenia ustabilizowanych żyć przyjaciółek. W dygresyjnej opowieści o tym, jak kobiety radzą sobie z powrotem rywalki, przerywanej reminiscencjami jej kłamstw, oszustw, szantażu i dramatycznych wydarzeń z przeszłości, pojawia się pytanie - czy może nie było tak, że Zenia uratowała je z kiepskich związków?

Nie do końca umiem określić, jaka jest wymowa tej opowieści. Czy jej celem było pokazanie kobiecej dobroci i współczucia i kogoś, kto kobiecej dobrej woli nadużył? Czy raczej zbudowanie na złych doświadczeniach w związkach trwałego siostrzeństwa, które pozwoliło każdej z kobiet odzyskać siebie po tragedii? Czy pokazanie wyrzeczeń, jakie kobiety robią czy wchodzenia w toksyczne relacje tylko dla dobra związku? Czy zganienie kobiet, które są egoistyczne i niszczą wszystko na swojej drodze i ostrzeżenie innych, że pomagając takim osobom, będą żałować? Co miały znaczyć kolejne kłamstwa Zenii - choroba nowotworowa, matka kupcząca jej dziecięcym ciałem po wojnie, kolejne legendy na temat pochodzenia (słowiańskiego, oczywiście). To świetnie napisana, niejednodnoznaczna proza, ale dla mnie jednak zbyt hermetyczna.

[1] Nie mogę przejść do porządku nad tym imieniem, ciągle czytam jako Żenia albo, alternatywnie, rozwijam w Zenobię. W obu przypadkach nijak nie pasuje mi do czarnowłosej femme fatale.

Inne tej autorki tutaj.

#48

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 15, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panie - Skomentuj


O ryzykach wyboru, czyli Praga i Malaga

Bardzo lubię latać, a jeszcze bardziej siedzieć w samolocie przy oknie. Jednym z plusów fuchy w Pradze było to, że mogłam przefrunąć w 45 minut z lotniska Ławica na lotnisko im. Havla zamiast tłuc się godzinami autokarem, bo pociągu bezpośredniego z Poznania do Pragi nie ma, może będzie w grudniu). Nie mam uwag, Poznań z góry i Praga z góry w dwie strony - idealnie, a dodatkowo miałam okazję zobaczyć jedną z rzeźb Davida Černego na praskim lotnisku; więcej o twórczości tego artysty niebawem.

Z podróżą do Malagi, o czym również niebawem, może jeszcze w tym roku, patrząc na tempo obróbki zdjęć, było już zabawniej. W obie strony obejrzałam wschód słońca - z Poznania wylatywałam teoretycznie o 6 rano (ostatecznie wystartowaliśmy dobrze po 7:30), z Malagi niby o 9:55, ale że mieszkałam o 1,5 godziny od lotniska, to wstawałam o 5:00, a słońce wychodziło koło 7:00. Widoki przepiękne w locie do, nastolatka pozwoliła mi na siedzenie przy oknie na starcie, jakieś strzępiaste górki, b. zadowolona. W drodze powrotnej natomiast… okazało się, że pieczołowicie wybrane pod kątem “żeby skrzydło nie zasłaniało widoku” miejsce 11A owszem, nie ma widoku na skrzydło, ale oprócz tego nie ma żadnego innego, bo nie ma okna. Dziękuję, nie pozdrawiam. Jeśli wybieracie miejsca pod tym kątem, podobno 11F i ostatni rząd (33 lub 36, zależy od typu) miewa taką przypadłość.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 14, 2024

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+, Moje miasto - Tagi: czechy, hiszpania, praga, malaga - Skomentuj


Roxane Gay - Głód

”Głód” to po części autobiograficzny zapis zmagań autorki z jej nadwagą trzeciego stopnia (nazywanej w USA “morbid obesity”), po części próba zrozumienia osobistych powodów tego stanu oraz analiza stosunku otoczenia do osób otyłych. Roxane to osoba po traumie - kiedy była nastolatką, została brutalnie zgwałcona i objadanie się było dla niej próbą odzyskania utraconej kontroli nad ciałem, ale też barierą obronną, jaką zaczęła stawiać między sobą a światem. Jeśli będzie gruba, a więc w myśl kanonu urody - nieatrakcyjna seksualnie - to nikt jej już nie skrzywdzi tak, jak została skrzywdzona. Kiedy z nabywaniem doświadczenia życiowego, terapią i pracą nad sobą przestała czuć potrzebę chronienia się w taki sposób przed światem, okazało się, że nie wystarczą chęci i silna wola, żeby nagle przestać być grubym. Efekt jojo, brak wsparcia, również systemowego, na przykład sprzęt sportowy nieprzystosowany dla osób o takiej wadze, traktowanie otyłości jako przyczyny jakichkolwiek problemów zdrowotnych (np. bólu gardła), ignorowanie potrzeb osób otyłych, wytykanie niedostatków diety przez otoczenie czy nadmierna kontrola (bo gruba, to na pewno głupia i nieświadoma, co robi), to wszystko nie jest pomocne bez względu na determinację osoby otyłej, żeby schudnąć. Wreszcie wstyd - jak sobie radzić z szyderczymi spojrzeniami obcych czy życzliwymi, ale pełnymi niezrozumienia ze strony rodziny, która nie rozumie, jak mogła dojść do takiego stanu. To wszystko autorka obudowuje bliskim sobie feminizmem, odnajdując w świecie wiele przyczyn takiego stanu rzeczy.

”Głód” to też manifest odwagi i samostanowienia, autoterapia i próba opowiedzenia światu o wielostronności takiego problemu jak otyłość (czy innych, uznawanych za szkodliwe, reakcji na traumę). Trudne do czytania, ale ważne.

#47

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lipca 11, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, panie, reportaz, autobiografia - Skomentuj


Mark Haddon - The Curious Incident of the Dog in the Night-Time

Bardzo lubię zaskoczenie przy lekturze. Pierwszym zaskoczeniem było znalezienie tej książki na półce hacjendy u Siwej, bo wiem, że miałam ebooka, ale nie mogłam znaleźć. Nic to, że w lengłidżu. Po drugie, zupełnie się nie spodziewałam, o czym jest ta książka i jak bardzo jest adekwatna akurat w tym momencie mojego życia.

Christopher często wychodzi nocą, bo wtedy jest cicho. Ta noc jest inna niż pozostałe, bo znajduje na trawniku martwego psa sąsiadki, ktoś go przebił widłami. Kiedy podjeżdża policja, spanikowany nastolatek broni się, uderza policjanta, więc ląduje w celi, co nie zniechęca go do planowania śledztwa, żeby wykryć mordercę. Odbiera go ojciec i prosi, żeby jednak tego nie robił, ale niechcący pozostawia synowi wystarczający margines, żeby jednak kontynuować dochodzenie. Bo Christofer, który jest w spektrum autyzmu, nie kłamie, ale umie znajdować szczeliny w obietnicach, pozwalające mu na uzyskanie tego, czego chce. A chce dostać najlepszą ocenę z egzaminu z matematyki oraz wykryć mordercę zwierzęcia. A przy okazji też zrozumieć, czemu jego zdrowa matka miała udar i umarła jakiś czas wcześniej.

Mimo że świetnie się książkę czyta, jest to trudne doświadczenie wglądu w działanie umysłu osoby w spektrum, wprawdzie niesamowicie inteligentnej, logicznej i uporządkowanej, ale jednocześnie słabo funkcjonującej społecznie, nie umiejącej reagować na zmiany, niuanse, brak rutyny, hałas, mowę ciała czy nieprecyzyjny język, a zwłaszcza metafory. Jako że mam kontakt z taką osobą (z zachowaniem proporcji) na co dzień, bardziej mnie ta historia przeraża niż bawi. Rozumiem wszystko, co dzieje się w głowie Christophera, jego rozumowanie, przymus logiczności, nieumiejętność niuansowania, ale jednocześnie doskonale rozumiem rozpadający się związek jego rodziców, trudne decyzje ojca, codzienną walkę o to, żeby nawiązać z synem współpracę, pozwalającą na codzienne życie bez konfliktów, ataków histerii czy agresji.

#46

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 8, 2024

Link permanentny - Tagi: beletrystyka, panowie, 2024 - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Dawno temu w maju

[1-4.05.2024]

Jak to już lipiec? W tym roku zamykam oczy, otwieram i mija tydzień. Miałam pokazać zdjęcia z Pragi, w kolejce czeka już Hiszpania, nie wspominając o lokalnych, ale moje OCD jednak poprosiło o dokończenie majowej Rugii.

Stralsund jak zwykle był punktem przesiadkowo-obiadowym. Wprawdzie planowałam odwiedzenie Muzeum Morskiego, małego zoo w Greifswaldzie czy wreszcie wejście na wieżę Kościoła Mariackiego, ale skończyło się na jedzeniu w przyportowej restauracji z widokiem na ukośnie otwierający się most.
Restauracja:

GALERIA ZDJĘĆ.

W Sellinie punktem obowiązkowym jest 400 metrowe molo z klasycznym budynkiem, gdzie kawiarnia i restauracja, plaża i powrót skośną windą.
Adresy:

GALERIA ZDJĘĆ i poprzednia wizyta.

Do Binz przyjechałam tylko na obiad i na chwilę plaży, nieco ubolewam, bo nie udało mi się przespacerować po urokliwych uliczkach ani odwiedzić Domu Zdrojowego.
Adresy:

  • Strandhalle - Strandpromenade 5, kuchnia lokalna, wzmianka Michelin 2019 (w ramach prezentu - sól z rokitnikiem)
  • Müther-Turm - Strandpromenade, interesujący pawilon nadmorski

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 7, 2024

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: binz, niemcy, rugia, sellin, stralsund - Skomentuj


Jenny Han - Do wszystkich chłopców, których kochałam

W życiu Lary Jean zmienia się wszystko, kiedy jej starsza siostra Margot - najbliższa osoba - wyjeżdża na studia do Szkocji. Tuż przed wyjazdem Margot zrywa z Joshem, chłopakiem z sąsiedztwa, w którym też kochała się Lara Jean, co powoduje niespodziewany ciąg wydarzeń: Lara kłóci się z najmłodszą Kitty, po czym w jakiś sposób[1] jej listy, które pisała do kolejnych chłopców, w których się kochała, trafiają do adresatów, w tym do Josha. Żeby dochować wierności siostrze, nastolatka twierdzi, że to nieprawda i wdaje się w udawany związek z Peterem, adresatem nr 2. I się w nim ponownie zakochuje. Po czym następuje mnóstwo detalicznie nastolatkowych will-they won’t-they, koniec tomu pierwszego.

Świetna książka na leżaczek, tak ogromnie się wciągnęłam, że tydzień po lekturze nie pamiętałam, jak ma bohaterka na imię. Trochę klisz - rodzina osierocona przez matkę (tu uderzyła się w głowę, bo poślizgnęła się na właśnie umytej przez siebie podłodze i zasnęła snem ostatecznym), rywalizacja dwóch (a nawet trzech, bo najmłodsza się też w Joshu kocha), trochę niezręcznych sytuacji, od których przewracałam oczami, oczywiście muszę wygrzebać pozostałe dwa tomy. A i film jest.

[1] Serio, autorka próbowała zmylić tropy, wprowadzając idiotyczną akcję pt. bardzo zapracowany i nieobecny ojciec wtem decyduje się oddać “potrzebującym” rzeczy Lary, ale kto ma młodsze rodzeństwo, ten wie, do czego jest zdolne po kłótni.

Inne tej autorki.

#45

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 6, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, mlodziezowe, panie - Komentarzy: 2


Jesmyn Ward - Zbieranie kości

Małe miasteczko Bois Sauvage na wybrzeżu zatoki Missisipi, pod Nowym Orleanem. Nastoletnia Esch mieszka w rozsypującym się domu z ojcem-alkoholikiem i trzema braćmi. Jej matka zmarła 7 lat wcześniej po dramatycznym porodzie najmłodszego, Juniora. Jeden z braci interesuje się tylko piłką, drugi tresuje sukę pitbulla, Chinę, do walk, zaś ojciec nie otrząsnął się po śmierci żony, więc to Esch musiała przejąć rolę opiekunki ogniska domowego i jej potrzeby są nieistotne. Radzi sobie z tym, pozwalając uprawiać ze sobą seks kolegom braci, oczywiście w tajemnicy, bo wprawdzie jej wszystko jedno, ale tak naprawdę chciałaby robić to tylko z Mannym, którego kocha. Trzy rzeczy dzieją się jednocześnie - Esch orientuje się, że jest w ciąży, China rodzi oczekiwane szczenięta, a nad zatokę nadciąga huragan Katrina.

To przerażająca historia zaniedbania, zarówno na poziomie rodzinnym, gdzie dzieci przejmują rolę rodziców - jednego zmarłego, drugiego niewydolnego, jak i systemowym - biedne rodziny nie mają żadnego zaplecza poza sobą na takie sytuacje. Akcja dzieje się przez kilka dni tuż przed nadejściem huraganu - ojciec skupia się nad zebraniem żywności i zabezpieczeniem domu, a tuż przed kataklizmem ulega wypadkowi, najstarszy brat zostaje wyrzucony z drużyny, średni nie radzi sobie z opieką nad suką po porodzie, szczenięta umierają, Esch wyznaje prawdę Manny’emu, ale jego reakcja nie jest pozytywna, zaś najmłodszy jest przerażająco straumatyzowany wszystkim, co się dzieje. Finał jest dramatyczny, z perspektywy czasu wiadomo, jak brutalny był huragan, w wyniku którego zginęło lub zaginęło kilka tysięcy osób, a kilkadziesiąt straciło dorobek życia.

Inne tej autorki.

#44

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 5, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panie - Skomentuj


Rebecca Makkai - Mam do pana kilka pytań

Rodzina Bodie rozsypała się po wypadkach, w których zginął jej ojciec, a kilka lat później starszy brat. Opiekująca się jej matką wspólnota religijna zorganizowała dla nastolatki wyjazd do prestiżowej szkoły z internatem. I owszem, w pewnym sensie to pomogło, bo Bodie skończyła szkołę, studia i została autorką znanego podcastu. Ze szkołą ma raczej złe wspomnienia, a mimo to wraca po 30 latach[1] jako gościnna wykładowczyni, żeby poprowadzić warsztaty z filmoznawstwa i podcastingu. Złe, bo pamięta doskonale, jak nie pasowała do bogatych dzieci, które nie potrzebowały stypendium socjalnego, ani nawet do tych, które miały pełne rodziny. Ale żadna trauma wyśmiewania, złego traktowania, mobbingu czy przemocy nie równa się z pamięcią o losie Thalii, która w 1995 została znaleziona martwa w szkolnym basenie. Czy ja właśnie napisałam o tym, że traumę można stopniować albo się licytować? To tak naprawdę clou tej książki - są ofiary, które po tragicznym końcu stają się własnością publiczną, są ofiary, które biorą sprawy we własne ręce i doprowadzają do cancelowania lub przemocy pod adresem sprawcy, są też ofiary - jak Bodie - którym wydaje się, że poczują się lepiej, jeśli przywrócą sprawiedliwość po tym, co się stało przed laty. Która z nich zasługuje na większe współczucie? Czy można współczuć wszystkim? Co z zemstą? Kto powinien ją wymierzyć? W sprawie Thalii sprawiedliwość w teorii została wymierzona - jeden z pracowników szkoły trafił za kratki po zeznaniach dzieci, czasem dość nieprecyzyjnych, i niejednoznacznych dowodach rzeczowych. Ale im dłużej Bodie przegląda z uczestnikami kursu materiały sprzed lat, tym bardziej widać, że śledztwo było bardzo szczątkowe i możliwe, że czarny trener wcale nie jest sprawcą.

Narratorka/Bodie kieruje swoje przemyślenia do pana Blocha, ukochanego przez nią nauczyciela muzyki, który w nią wierzył, daj jej odpowiedzialne zajęcie i traktował ją jak człowieka. Czemu akurat do niego? Bo z perspektywy 30 lat dociera do niej, że jako nastolatka niekoniecznie prawidłowo interpretowała niektóre wydarzenia i pan Bloch mógł w znacznej mierze przyczynić się do śmierci Thalii. Ale między wierszami to nie opowieść o tym konkretnym wydarzeniu, tylko o odpowiedzialności, rewolucji #metoo i cancel culture, patriarchacie, zmowach milczenia, instynkcie stadnym i dostosowywaniu się wbrew sobie czy wreszcie o motywach, jakie stoją za ujawnianiem (lub nie!) przemocowców, morderców czy zwykłych “żartownisiów” (dystans, kicia, dystans).

[1] Kilka tygodni temu spotkałam się z moją licealną klasą właśnie po 30 latach od matury. Przypadek?

Inne tej autorki.

#43

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 25, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panie - Skomentuj