Wyciągnęłam Sagę[1] i zajęło mi to raptem trzy miesiące (wyciągniecie, nie czytanie pierwszego tomu, szybciutko się czyta). I jak to świetny kawałek prozy w uniwersum, tak jakbym zaczynała lekturę historii wiedźmińskich od tego tomu, to pewnie bym nie poszła dalej. W zasadzie niewiele się dzieje - wojna z Nilfgaardem zakończyła się, chociaż dalece nie wszyscy są zadowoleni z wyniku, wiedźmini w tajemnicy szkolą Dziecko Niespodziankę w Kaer Morhen, nie wszystko idzie dobrze, więc wzywają na pomoc najpierw Triss Merigold, nieszczęśliwie zakochaną w Geralcie, a potem przewożą Ciri do chramu Melitele, gdzie edukację przejmuje Yennefer, bardziej zirytowana niż zakochana, ale wiadomo, kto się lubi itd. Wokół tego dzieje się mniejsza i większa polityka - królowie i czarodzieje niezależnie spiskują, ale większość dochodzi do wniosku, że najbezpieczniejsza wnuczka Calanthe to martwa wnuczka, podobnie rzecz się ma z Geraltem. Za obojgiem zostaje wysłany niejaki Rience, który ma w planach jedno zabić, drugie przywieźć do cesarza Nilfgaardu w jakimś niecnym celu. I tyle, chociaż oczywiście całość skrzy się doskonałymi dialogami, po drodze pojawiają się potwory (i pewien upierdliwy kilkulatek) i znajomi z opowiadań - Yarpen i Jaskier.
[1] Spokojnie, ponownie - wszystkie tomy czytałam, kiedy były oryginalnie wydawane, ale w zasadzie to dla mnie nowość, bo nic nie pamiętam.
Inne tego autora.
#13
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 23, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, panowie, sf-f
- Skomentuj
[2022 - 2024]
Tak, doskwiera mi zima, głównie psychicznie, bo już nawet nieśmiało widzę jasno za oknem, kiedy kończę fedrowanie pekabu i mogłabym iść w świat. Ale nie idę, tylko narzekam. Wytrzymajcie ze mną jeszcze trochę. Na ten czas zapasy kolorów z rodzinnej miejscowości męża, głównie z ogrodu babci I., trochę z miejskich ulic, znad jeziora, na które koniecznie latem i drobny (chociaż oczywiście już pokazywałam) dodatek w postaci punktu widokowego w Czarnkowie.
GALERIA ZDJĘĆ (dużo!).
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 22, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
czarnkow, polska, trzcianka
- Skomentuj
[6.08.22 / 21.05.23]
Nie mogę doczekać się momentu, kiedy zielone ruszy, a ja w ślad za zielonym, może nawet w towarzystwie. Zdecydowanie za rzadko jeżdżę na Cytadelę, gdzie wiśniowe drzewa, tulipany, cmentarze, kasztany, rzeźby, WIEWIÓRKI, pokazy psiej akrobatyki czy zwyczajnie dookoła i przez środek. Gurls, kto ze mną?




GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 18, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
cytadela
- Skomentuj
Od wydarzeń “Rytmu Harlemu” minęły 4 lata, Carneyowi udało się odciąć od brudnych interesów, doskonale żyje z uczciwej sprzedaży mebli. Jego żona prowadzi biuro podróży dla czarnej klienteli, dodatkowo też wspiera aktywnie czarnego kandydata na burmistrza; żyją z mężem trochę obok siebie, ale w zgodzie. I tylko głupia chęć zaimponowania nastoletniej córce sprawia, że w celu zdobycia biletów na jej koncert jej ukochanego The Jacksons 5, Carney wraca do swoich starych kontaktów, błyskawicznie wikłając się w pełną przemocy historię. Zostaje zmuszony do udziału w finałowym skoku skorumpowanego policjanta, który chce się nachapać i zniknąć, bo wie, że wydział wewnętrzny już jest na jego tropie. Wtem akcja się zamyka, mijają kolejne dwa lata, w sklepie kręcony jest sensacyjny film z cyklu blaxploitation, a znajomy ochroniarz Pepper ma znaleźć zaginioną główną aktorkę, która prawdopodobnie wróciła do nałogu. Część trzecia, znowu jakiś czas później i z pretekstowymi związkami z poprzednimi, to śledztwo prowadzone przez Carneya, który może i nie działa zawsze zgodnie z literą prawa (tu wstaw w zasadzie idiotyczną historię dla żony, że chodzi o kradzione dywany), ale nie potrafi przejść do porządku nad celowymi podpaleniami dla zysku.
I jak bardzo podobała mi się pierwsza część, tak tutaj nie byłam w ogóle w stanie skupić uwagi na czytaniu. Niby nic się nie zmieniło, dalej bohaterowie byli pełnokrwiści, inteligentni, na tyle uczciwi, żeby dać im się przekonać o niskiej szkodliwości ich postępowania, ale już im nie kibicowałam. Może przez szerszy obraz zmian, jakim podlegał Harlem, zmian, wprowadzanych przez Czarnych, ale niekoniecznie prowadzących do pokojowego współistnienia z innymi. Stawiam się, że problem jest u mnie, nie w książce.
Inne tego autora.
#12
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 16, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
[2023-2024]
Tak to jest, jak człowiek sobie naobiecuje cudności na lato - a to że będzie chodzić na długie spacery, wyjeżdżać na weekend tu i ówdzie, wcześnie wstawać i inne takie. A potem zwyczajnie nie, bo milion wymówek. Na Puszczykowo miałam ambitne plany, nawet wydrukowałam sobie mapki, a przez ostatnie dwa lata wychodziło jak zwykle - czasem zakupy w Arturo, czasem lody u Kostusiaków (czy Kostusiakowej?), czasem bułeczki w piekarni. Zawsze miło. Nie tak jak dziś, kiedy przepiękny puszysty śnieg i oślepiające słońce przesiedziałam przed służbowym komputerem. Po co nam Paryż, poziomki i architektura secesyjna, ech.
GALERIA ZDJĘĆ i wcześniej.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 14, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tag:
puszczykowo
- Skomentuj
[2022-2025]
Po styczniu, który trwał chyba 86 dni, mam wrażenie, że luty się ciągnie od kolejnych 30. Przebodźcowana pracą, po zamknięciu laptopa zapadam w szezlong i nagle się budzę z drzemkowej loterii o 20. Nie wychodzę, nie robię zdjęć, nie czytam (precyzyjniej - czytam, ale nie kończę), wpadłam tylko w rabbit hole, odświeżając jeden z ukochanych seriali sprzed 20 lat i NICZEGO NIE ŻAŁUJĘ. Opowiem za jakiś czas - jeszcze dwa sezony powtórki przede mną - czy będę odszczekiwać wszelkie kalumnie, jakie na serial rzucałam. Pewnie będę. Tymczasem idę zastanawiam się, czy moje dążenie do pełnej imersji w oglądany świat, nawet do poziomu szukania fanfików, to jakiś objaw neuroatypowości, a Was zostawiam z garstką zdjęć z wieczornych spacerów. Głównie Dębiec, ale nie tylko.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 8, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
debiec
- Skomentuj
[2017-2025]
Pobieżnie przejrzałam archiwum i wychodzi, że nie zebrałam się jakoś, żeby pokazać obecne od kilku lat w Poznaniu bożonarodzeniowe jarmarki, zwane Betlejem; jarmarki, bo już jest ich więcej - kiedyś był tylko jeden, na placu Wolności, teraz są dodatkowo na Starym Rynku oraz na Targach. To tradycja napływowa, z niemieckiej sztancy, ale oczywiście nie traktuję tego jako wadę, jedynie to wyjaśnia schematyczność - karuzela, stragany, szopka i to takie ze skrzydełkami. Nawet zawartość straganów wygląda jak żywcem przeflancowana z Zachodu - kiełbasa, bombki, biżuteria, stroiki, suszone owoce albo wszystko z czekolady oraz grzane wino w ozdobnych kubeczkach (za kaucją, ale można nie oddawać). Światełka są kolorowe, z diabelskiego młyna widać drogę na Rynek i cały plac Wolności, a tytułowe paragony grozy dostaje się za zakup czegokolwiek spożywczego, bo ceny są zabójcze. Ale można nie jeść.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 2, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Skomentuj
Anonimowa narratorka, zwana średnią siostrą, odcina się od tego, co się dookoła niej dzieje, woli czytać stare, XIX-wieczne książki oraz robi to podczas chodzenia po równie jak ona bezimiennym mieście. Puszcza mimo uszu wszystkie komentarze otoczenia - sióstr, szwagrów, matki, swojego być-może-chłopaka, sąsiadek, bo chce żyć sobie we własnym świecie i nie uczestniczyć w rzeczywistości. A rzeczywistość jest skomplikowana, obwarowana milionem czasem nielogicznych zasad. Ten jest dobry, z tamty, nie rozmawiaj, bo cię aresztują, ta straciła całą rodzinę, ten chodzi do złego kościoła, to lista zakazanych imion, bo noszą je tamci, obcy “zza wody”, strefa neutralna. Ale wtem zaczyna za nią chodzić Mleczarz, prominentny bojówkarz od tamtych, co psuje jej splendid isolation, zaczyna więc się chować przed światem w swoim domu, a kiedy próbuje wyjść do świata, słyszy od najstarszej przyjaciółki nieprzyjemną prawdę o sobie, zostaje otruta (no, prawie), a jej być-może-chłopak niekoniecznie już chce z nią być. A, i matka ciągle chce, żeby wzięła ślub, wszak ma już 18 lat.
Zaczęłam czytać, bo myślałam, że to jakaś skomplikowana dystopia, a gdzieś na końcu zostanę nagrodzona jakąś iluminacją na miarę, nie wiem, “Gry Endera” czy “Oryksa i Derkacza”. Ale nie! Rzecz się dzieje w latach 70. w Irlandii Północnej, podczas tzw. Kłopotów, gdzie granica między katolickimi republikanami a katolickimi unionistami (upraszczam!) przebiegała między dzielnicami, a czasem i przez ulice, które straciły nazwy, żeby utrudnić zgłaszanie incydentów przemocy i orientowanie się obcych, gdzie są. Nie mówię, że to jest zła historia - o niszczącej plotce, próbie pozostania prywatną w świecie, gdzie wszystko dla bezpieczeństwa jest społeczne, bo jednostka bez grupy ginie - ale jakże ciężko się to czyta! Wielopiętrowe, zagmatwane zdania, w których trzeba odnajdywać sens, mozolnie rozwijając je z metafor i nieledwie biblijnego języka. Jest parę fajnych scen - dialogi z młodszymi siostrami, mimochodem rozwijające się historie o niespełnionej miłości, kiedy dla jakiegoś ważnego celu rezygnuje się z miłości i wybiera rzecz drugiej klasy, ale to wszystko trzeba sobie wyłuskać z ogromnych bloków słów. Więc niekoniecznie.
Oraz nowy kindle (Paperwhite 12th gen) w domu. Stary jeszcze działa, ale ma już pęknięty ekran oraz jakbym znowu gdzieś zostawiła, to mam zapasowy!
#11
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 1, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 3
Podobnie jak “Beetlejuice”, film o ekipie pogromców duchów z Nowego Jorku to mieszanka sentymentu (dla mnie) i krindżu (nie tylko dla mnie). Dwie rzeczy dalej budzą mój entuzjazm - tytułowa piosenka oraz ładnie sfilmowane miasto, włącznie z budynkiem, w którym dzieje się lwia część akcji; wiem, to studio i karton, ale i tak lubię. Dla tych, co nie pamiętają - entuzjasta ezoteryki (Ramis), hochsztapler-podrywacz udający naukowca (Murray) oraz ten trzeci[1] (Aykroyd), nieco odklejony, od spraw technicznych zakładają firmę eksmitującą ektoplazmę, bo okazuje się, że mieście jest plaga duchów. Murray odwiedza mieszkanie atrakcyjnej klientki (Weaver), która uważa, że w lodówce ma przedwiecznego potwora, prowadzi z nią żenującą, pełną nieproszonych aluzji erotycznych rozmowę, ducha nie znajduje, ale temat wraca, bo Sigourney zostaje nawiedzona. Na plus - kiedy Murray odkrywa, że opętana Weaver nie do końca wie, co robi, jednak odmawia proponowanej aktywności łóżkowej zamiast rzucić się jak Reksio na szynkę. Rozwalając połowę Nowego Jorku i rzucając chwytliwymi tekstami, eksmitują zjawę, jeden chłopak dostaje dziewczynę, drugi (Moranis) nie. Dużo zielonkawego gluta, jedna zjawa dokonuje tzw. innej czynności erotycznej na Aykroydzie i to chyba tyle.
[1] W pewnym momencie zatrudniają też czwartego, mam wrażenie, że w ramach akcji równościowej, bo poza tym, że jest czarny i wnosi tzw. kąśliwe komentarze, to jest raczej zbędny.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 29, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
[18.01.2025]
Już w styczniu udało mi się trafić na pierwszy fotospacer z grupą @Igerspoznan_ w tym roku i to od razu z wysoko ustawioną poprzeczką - wnętrza Teatru Wielkiego, zwanego potocznie Operą. Dla tych, co nie z Poznania - to sztandarowy zabytek tuż obok Zamku Cesarskiego, przy placu obok dwóch krzyży pędzą szemrane auta, naprzeciw fontanny, znak szczególny - pegaz na dachu, a przy schodach Liryka na lwie, a Dramat przy panterze (plotka głosi, że to lwica, której źle opłacony rzeźbiarz dorobił klejnoty). Dygresja: dawno dawno temu miałam taki epizod w życiu zawodowym, że asystowałam przy suporcie kas biletowych i zdarzało mi się bywać również w Teatrze Wielkim od zaplecza; mogę się chwalić, że robiłam karierę w teatrze, ale już wiecie, jaka jest prawda. Jako widzka byłam raz, na balecie z kilkuletnią panią kierowniczką (aktualnie nastolatkę), znudziło mnie setnie, przysnęłam w trakcie, nigdy więcej. Wracając, obejrzałam czerwono-złotą widownię, wyszłam na balkon z widokiem w złocistym styczniowym świetle (ten jeden dzień, kiedy było pięknie cały dzień!), weszłam na i pod scenę, do charakteryzatorni oraz na zaplecze z kostiumami. Poniekąd zajrzałam też do tzw. kieszeni, gdzie trzyma się elementy scenografii, ale nie byłam w rekwizytornii (“prawdziwie zbójeckie nazwisko”) oraz w sali, gdzie odbywają się próby baletowe, bo akurat odbywała się próba. Tak czy tak, uważam rozpoczęcie fotograficznego roku za udane.

















GALERIA ZDJĘĆ i dodatkowo efekty spotkania na #instameet_teatrwielki.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 26, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
photowalk
- Skomentuj