Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Berlin 2019 (1/2)

[20-22.12.2019]

TŻ stwierdził, że najbardziej w Berlinie podobało mu się czyste powietrze. Mnie - przypadkowa architektura. Przy okazji losowego wyboru greckiej restauracji na niedzielny lancz przejechałam przez Schöneberg obok elfiego Sporthalle der Spreewald-Grundschule Hinricha Ballera i brutalistycznego Pallaseum; pierwsze wygląda na nigdy nie używane, drugie - na używane zbyt mocno (wyobraźcie sobie, że pod Waszym domem przejeżdżają samochody). Uwielbiam Berlin za kontrasty.

Wybór noclegu w pięknej dzielnicy Prenzlauer Berg pozwolił na zwiedzanie okolic Alexander Platz na piechotę (i pogoda! cały dzień słońce i ponad 10 stopni). Illuseum (Muzeum Iluzji) nieco rozczarowało - jest malutkie (czytaj: cztery pomieszczenia, w jednym szatnia, w drugim recepcja), iluzje są świetne, ale obejrzenie całości zajmuje 20 minut, wliczając czekanie, aż inni odwiedzający wyjdą z kadru. Odcięta głowa na talerzu, kalejdoskop z twarzami, złudzenia perspektywy i wielkości, ukośne podłogi i ściany w paski czy kratkę (to załatwiło mój błędnik - spadłam na ścianę i mózg odmówił chodzenia prosto) czy pokój do góry nogami cieszą młodzież, ale to miejsce na jednorazową wizytę. Więcej czasu spędziliśmy na pobliskim Weihnachtsmarkt am Roten Rathaus, gdzie karuzela i diabelski młyn. Zdjęcia z muzeum w galerii, jako że zawierają lokowanie rodziny.

Torstrasse Mozaika na Berlin Congress Center / Spreewald-Grundschule Ballera Volksbühne Rose Garden Berlin / Torstrasse Berlin Wall Memorial na Bernauer Strasse Niedźwiadek / Karuzela na Weinachsmarkt am Roten Rathaus Berlin wieczorem / Kościół Mariacki Kościół Mariacki

Ponieważ młodzież narzeka, że wybieram same nudne i dla dorosłych (oczywiście, tak jak Muzeum Iluzji w sobotę i w niedzielę Muzeum Techniki, do którego naprawdę już nie chcę chodzić, bo znam je na pamięć), w ramach niespodzianki był basen miejski (Stadtbad) w hotelu Oderberger. Nie trzeba być gościem hotelu, ale trzeba zapłacić za wejście. Fantastyczne wnętrze, woda akurat w takiej temperaturze, żeby na początku zimno, a potem nie. Korzystne światło, wieczorem nie widać, że się pominęło kilka włosków przy depilacji. Taras jest ogrzewany, latem można wyjść na świeże powietrze (zimą niekoniecznie, chociaż była przestrzeń z namiotem dla palaczy). Są dodatkowo płatne sauny, ale to może następnym razem.

A o niedzieli niebawem.

Restauracje i miejsca:

  • Mama India - Schönhauser Allee 10, indyjska [2022 - zamknięta]
  • Rose Garden Berlin - Alte Schönhauser Str. 61, śniadania, z tych droższych, ale pyszne i dużo!
  • Berkis - Winterfeldtstraße 45, grecka
  • Illuseum - Karl-Liebknecht-Str. 9.
  • Hotel Stadtbad Oderberger, Oderberger Str. 57 - można wybrać pakiet 2 godzin na samym basenie albo droższy basen z saunami, za opłatą dodatkową można wypożyczyć ręcznik; uwaga - gotówka albo karta maestro
  • Flohmarkt am przy Mauerpark, Bernauer Str. 63-64
Rose Garden Berlin, śniadanie Berkis, lancz / Pallaseum

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 22, 2019

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: berlin, niemcy - Skomentuj


Bosch

Procedural oparty o prozę Connelly’ego, pierwszy sezon to kombinacja trzech tomów: Cmentarzysko, Echo Park i Betonowa blondynka. Harry Bosch jest czynnym detektywem wydziału Zabójstw LAPD, dobrym, ale kłopotliwym - tu strzeli przy zatrzymaniu, tam pochopnie, lecz w dobrej wierze, coś zrobi, co spowoduje konsekwencje; nie trzyma też dyplomatycznie języka za zębami. W książkach wątek byłej żony był bardziej dramatyczny, tutaj po prostu mieszka (w czasie 1. sezonu) w Las Vegas z ich nastoletnią córką oraz wspiera Boscha jako profilerka (w książce profilerką była jedna z dziewczyn Boscha). Bosch staje przed sądem z powodu śmierci podejrzanego, którego zastrzelił podczas zatrzymania. Odsunięty od sprawy, bada ludzkie kości znalezione przez spacerowicza w płytkim grobie. Kości należały do dziecka, maltretowanego za życia i pochodziły sprzed około 20 lat. W międzyczasie zostaje przypadkiem zatrzymany mężczyzna, przewożący zwłoki w vanie. Ze względu na ślady policja oskarża go o zabicie co najmniej 7 osób, do czego delikwent się przyznaje, jak również do zabójstwa dziecka 20 lat wcześniej. W zamian za pokazanie miejsca pochówku umawia się na wizję lokalną i - jak się łatwo domyślić - ucieka, co powoduje spore nieprzyjemności w wydziale, z dodatkowymi rozgrywkami politycznymi.

Nie jest to zły serial, ale przez prowadzenie kilku wątków jednocześnie (oprócz trzech spraw jest też polityka miasta i wydziału, Bosch spotyka się z policjantką, co ma nieprzewidziane konsekwencje, mimo że nie pozostają w zależności służbowej, usiłuje też nawiązać kontakt z córką) tempo jest dość powolne. Rezonuje przeszłość Boscha (zamordowana matka-prostytutka, pobyt w domu dziecka), co ma wyjaśnić jego pracoholizm i nadmierne zaangażowanie w pracę. To nie jest serial z olśnieniami i samotnością łowcy, tylko 10 odcinków mozolnej pracy, przewracania dokumentów, badania śladów; Bosch jest trudny do polubienia, bo dość nijaki (a sceny malowniczego załamania, kiedy śledztwo dotyka jego życia, są przegięte), ale uczciwy i rzetelny, więc jednak jakaś tam nić sympatii jest. Drugoplanowo polubiłam dwóch tetryków - Crate’a i Barrella, a zupełnie nie zapamiętałam partnera Boscha, nawet nie pamiętam, jak się nazywa.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 17, 2019

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1


Undone

Alma prowadzi uporządkowane życie - sen, prysznic, ubranie, praca, wieczór z chłopakiem; każdy dzień jest podobny do poprzedniego. Czasem zrobi coś głupiego, pokłóci się z siostrą (która jest w amoku przedślubnym) lub z matką (dla odmiany z odchyłem na kościół), zerwie z chłopakiem dla jego dobra, bo ma wrażenie, że jej życie nie ma sensu. Wszystko rozsypuje się w momencie wypadku samochodowego, tuż przed którym widzi ojca, zmarłego 20 lat wcześniej. Budzi się w szpitalu, ale ma absurdalne poczucie, że jest w innym świecie, tym bardziej, że jej ojciec, fizyk badający czas, jest przy niej i niedwuznacznie sugeruje, że mogłaby wyświetlić tajemnicę jego śmierci. Wierzcie mi, ciężko jest wyjaśniać strapionej rodzinie i koledze z pracy, że czuje się już świetnie, jeśli prowadzi dialog z kimś, kogo inni nie widzą albo nagle zmienia czas i miejsce w sposób dla siebie nieprzewidywalny. Fabuła jest jak rollercoster, a Alma sama nie wie, czy to, co się dzieje, jest prawdziwe, czy w jej głowie. Gorzej, jej rodzina uparcie przypomina o schizofrenii babci i nalega na leczenie.

Doskonały, wciąga od pierwszej sceny nie tylko dzięki rotoskopowej animacji. Uwielbiam wszelkie zabawy liniami czasu i zaburzenia, które można uzasadnić albo chorobą psychiczną, albo - według Almy i jej ojca - szamańskim pochodzeniem i specjalnymi predyspozycjami mózgu (patrz też Donnie Darko, naprawdę nigdy nie napisałam o tym filmie?!). Aktorsko - fantastyczna i wyrazista Rosa Salazar i Bob Odenkirk tworzą świetny duet. Sezon pierwszy kończy się zgrabnie, bardzo czekam na sezon drugi.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 15, 2019

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Zygmunt Zeydler-Zborowski - Czerwona nitka

Sierżant Franek Kociuba[1] przyjeżdża do rodziców z wizytą, niestety szybko robi się nieprzyjemnie - w pałacowym ogrodzie, w rzeczce opodal chaty rodziców milicjant znajduje zwłoki młodej dziewczyny. Wprawdzie ma wolne, ale oczywiście angażuje się w śledztwo we współpracy z kapitanem Grabickim[2], ponieważ zna ludzi[3] i okolicę. Zamordowana Tomecka - przewodniczka orbisowskiej wycieczki - okazuje się być obiektem uczuć Staszka, brata Hanki, narzeczonej Franka, co prowadzi do sporych problemów, kiedy ślady wskazują na młodzieńca. Z czasem wychodzi więcej związków z okolicą - Tomecka sypiała najpierw ze Stefaniakiem juniorem, potem - po samobójstwie juniora - ze Stefaniakiem seniorem (sic!). Do akcji włącza się major Downar, poproszony przez Walczaka, jak się okazuje, spowinowaconego ze Staszkiem i Hanką, co budzi sporą niechęć u samodzielnego i zarozumiałego Grabickiego. Ponieważ dla odmiany sprawa ociera się o szpiegostwo, a w śledztwie pojawia się piękna Wiedenka, Downar przebiera się i udaje kogoś innego[5]. Sprawę rozwiązuje analiza tytułowej czerwonej nitki.

[1]

Kociuba nie był typowym wiejskim milicjantem. Podczas gdy jego koledzy czas wolny od służby spędzali w wesołej kompanii przy kieliszku, albo szukali towarzystwa miejscowych piękności, on czytał książki. Już od dzieciństwa porywały go powieści historyczne. Jego ulubionymi autorami byli: Sienkiewicz, Kraszewski, Gąsiorowski, Tetmajer. Trylogię, „Huragan”, „Hrabinę Cosel”, „Koniec epopei” czytał po kilka razy i zawsze z przyjemnością wracał do tych książek, które przenosiły go w minione wieki, mówiły o życiu dawnych Polaków, ukazywały obyczaje tamtych czasów. Dziwny to był chłopak ten Franek Kociuba, taki niedzisiejszy, trochę romantyk, trochę marzyciel, trochę domorosły filozof. Jednocześnie jednak natura obdarzyła go tzw. zdrowym chłopskim rozsądkiem i zdolnością szybkiego kojarzenia faktów.

[2]

Kapitan Grabicki nie był lubiany. Uważał się za asa służby śledczej i miał niezbyt miły zwyczaj traktowania kolegów, a szczególnie niższych rangą, z pewnego rodzaju protekcjonalną wyższością.

[3] Jak się okazuje, nie do końca, bo jednak milicjant w rodzinie to wstyd.

Nieraz, kiedy przyjeżdżał do rodziców na niedzielą, matka kiwała głową i mówiła frasobliwie:
— Oj, Franuś, Franuś, nie mogłeś to sobie jakiegoś uczciwego fachu znaleźć? Musiałeś iść na milicjanta? Go też ci synku do głowy przyszło?
Ale Dobrzycki nie miał najmniejszego zamiaru się odczepić. Po wódce stawał się rozmowny i nie tak łatwo rezygnował z towarzystwa. Ciągle trzymał Staszka za rękę, nie pozwalając mu dosiąść konia.
— Ludzie gadają, że tę babkę wyciągnął twój szwagier.
— Jaki znowu szwagier? Nie mam żadnego szwagra.
— Może by było lepiej, żebyś miał… — Dobrzycki przymrużył filuternie lewe oko.
— Co ty bredzisz?! — zdenerwował się Staszek. — Upiłeś się i tyle. Sam nie wiesz, co gadasz.
— Wiem, co gadam. Wszyscy już w okolicy o tym mówią, że twoja siostrzyczka kombinuje z tym cholernym milicjantem. Uważaj, bo ślubu nie będzie, a siostrzeńca będziesz miał i to od razu w milicyjnej czapce. Ha, ha, ha.

Się pali[4]: sporty, winstony (istotne dla fabuły), carmeny.
Się pije: winiak, wermut, owocowe wino (pod kurczaka z okazji nominacji Franka na sierżanta), wódkę z czerwoną kartką (pod śledzie w śmietanie).
Problemy kadrowe w milicji: Walczak leży w szpitalu, Szczepański złamał nogę na motorze, Madziara wyjechał za granicę.
Seksizm codzienny:

Wanda Szypulska była bardzo efektowną, postawną blondyną, przypominającą urodą modne hollywoodzkie piękności. Porcelanowa twarz małej dziewczynki, ogromne niebieskie oczy, patrzące z rozbrajającą naiwnością, zgrabne, długie nogi, ponętnie zarysowane biodra i wydatny biust. Poruszała się z wystudiowaną afektacją, świadoma wrażenia, jakie jej osoba wywierała na mężczyznach. Na widok „sex-bomby” Grabicki przełknął ślinę i przez chwilę zaniemówił. (...) Grabicki czuł, że jeżeli się natychmiast nie opanuje, zupełnie zapomni o śledztwie. Wziął się więc energicznie w garść i wykazując dużą siłę woli, oderwał spojrzenie od jej biustu. Odetchnął głębiej.
(...) Był zawiedziony. Zdawał sobie sprawę, że nie potrafił wykorzystać dobrego źródła informacji, ale nie miał pojęcia, jak przełamać opór starej panny. „Nie umiem rozmawiać ani z młodymi, and z podstarzałymi babkami” — mruczał niezadowolony z siebie. „Tamta była za ładna, a ta znowu za brzydka. Cholerna sytuacja”.

[3] Ale nie Downar: ”Zacząłem i znowu rzuciłem. Albo się ma silną wolę, do cholery, albo nie. Żeby człowiek był niewolnikiem takiej głupiej rurki z odrobiną tytoniu”.

[4]

Włożył elegancki garnitur z ciemnozielonego tropiku, koszulę non iron wyprodukowaną w Szwecji i zawiązał barwny krawat włoskiego pochodzenia, za który zapłacił sto dziewięćdziesiąt złotych. Na palec prawej ręki wcisnął okazały sygnet, a w przegubie zapiął złotą bransoletę. Gładko wygoloną twarz skropił wodą kolońską, włosy wypomadował obficie brylantyną, której nie znosił, nabił fajkę tytoniem i ulokował na nosie potężne okulary przeciwsłoneczne. Tak ucharakteryzowany wsiadł do czerwonego „Jaguara” i pojechał na Sadybę.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#101

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 12, 2019

Link permanentny - Tagi: panowie, prl, 2019, kryminal - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Khaled Hosseini - Chłopiec z latawcem

Zacznę od tego, że to nie jest jednak powieść z twistem, tylko taka, w której z czasem narrator (a przy tym czytelnik) dowiaduje się pewnych rzeczy, które zmieniają narrację. Tutaj są to rzeczy dość oczywiste, ale nie one stanowią o wartości książki.

1975. 12-letni Amir mieszka w Kabulu z wpływowym ojcem, sunnitą ze szlachetnego plemenia Pasztunów. W domku w ogrodzie mieszka służący Ali, szyita z plemienia Hazarów, z rok młodszym od Amira synem, Hasanem. Chłopcy są nierozłączni, Hasan uwielbia Amira i zrobiłby dla niego wszystko, jednak Amir ma należne mu z urodzenia i statusu poczucie wyższości; przyjmuje uczucie i zaangażowanie Hasana za pewnik, chociaż oczywiście go bardzo lubi. Co ciekawe, to ojciec, człowiek szanowany, popycha Amira w stronę dziwnej przyjaźni z synem służącego, absurdalnie też Amir ma wrażenie, że zasmuca ojca. Punktem zwrotnym jest turniej latawców, który Amir chce wygrać, żeby zasłużyć na szacunek ojca. Wygrywa z ogromną pomocą (czy raczej dzięki poświęceniu) Hasana, ale to gorzkie zwycięstwo, bo właśnie wtedy zawodzi, udając, że nie widzi brutalnej napaści młodych zwyrodnialców na Hasana. Od tej chwili już nic nie jest takie, jakie było, a po jakimś czasie Ali z Hasanem odjeżdżają. Na sferę osobistą nakłada się wielka polityka - napaść Sowietów na Afganistan, co zmusza ojca Amira do emigracji do Stanów. Amir dorasta, zostaje pisarzem, żeni się, osiada również mentalnie w Kalifornii, ale jak zadra siedzi w nim przeszłość. Po śmierci ojca jego spokój burzy telefon z Peszawaru, skąd dzwoni dawny przyjaciel rodziny i prosi o powrót, aby naprawić przeszłość.

Losy Amira, mimo że stanowią właściwą oś powieści, to tło dla prawdziwego dramatu - losów Afganistanu, szarpanego wieloletnią okupacją przez Związek Radziecki i wojną domową, z drastycznym zniszczeniem przez Talibów. Amir wraca do Kabulu, widzi szczątki świata, który znał, patrzy na codzienną śmierć, tę nagłą, ale i powolną, z głodu i załamania. Nie jest to powieść historyczna czy wojenna, ale mimo skupienia na jednej postaci, nie jest to łatwa lektura.

#100

Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 11, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Liane Moriarty - Moja wina, twoja wina

Sąsiedzi (Vid i Tiffany) spontanicznie zapraszają Ericę i Olivera na podwórkowego grilla. Ponieważ Erica była umówiona już wcześniej na ważną rozmowę z przyjaciółką z dzieciństwa, Clementine i jej mężem, Samem, ci ostatni również pojawiają się na przyjacielskim grillu. Narracja rozdziela się na przed i po; wiadomo, że na grillu stało się coś dramatycznie złego, z czym nikt z trzech par i ich dzieci nie potrafi sobie poradzić. Jeden wątek powoli odsłania chronologiczne wydarzenia, w drugim widać, jakie reperkusje są dwa miesiące później (co oczywiście sprawia, że czytelniczka obgryza pazury z niecierpliwości). Erica nie może sobie przypomnieć części wieczoru, przez co ma poczucie, że umyka jej coś ważnego. Dakota, 10-letnia córka Vida i Tiffany, przeżywa coś ciężkiego, izolując się od rodziców. Clementine i Sam nie sypiają w jednym łóżku, kontakty między nimi można oględnie nazwać jako niechętne, a ich 6-letnia córka sprawia problemy wychowawcze w przedszkolu. Wreszcie Clementine i Erica, przyjaciółki "od zawsze", unikają się, każda z listą pretensji. A, nie ma też upierdliwego staruszka Harry'ego, sąsiada Vida i Tiffany, który wiecznie miał pretensje i nawet zdarzyło mu się kopnąć ich psa.

Jakkolwiek powieść się doskonale czyta w trybie ciągłym, tak stężenie dramatycznych zdarzeń i osób specjalnej troski jest trochę za wysokie. Mamy matkę-hoarderkę, która zniszczyła dzieciństwo córce, a ze szkodliwego wpływu dorosła już kobieta ciągle nie może się wyzwolić mimo lat terapii. Jest rodzic z PTSD, który nie umie odbudować spokoju w sobie po traumatycznym wydarzeniu. Jest inny rodzic po stracie, próbujący dochodzić sprawiedliwości drogą sądową, co eskaluje w nienawiść do otoczenia. Jest kleptomanka, zabierająca "za karę" rzeczy osobie, która ich nie docenia. Jest para, która walczy z bezpłodnością i podejmuje trudne decyzje. Jest córka z niską samooceną, nieustająco walcząca o uwagę i docenienie ze strony matki, bardziej skupionej na szeroko pojętej filantropii. Ba, jest tzw. kobieta z przeszłością w biznesie erotycznym, która aktualnie martwi się reperkusjami tego. W pewnym momencie robi się z tego nieco niestrawny konglomerat, ale finalnie autorce udaje się wyjść obronną ręką. Niestety, książka dryfuje w stronę poradnika samopomocowego ("jeśli tak masz, szukaj terapii") niż literatury wysokiej. Absolutnie #guiltypleasure.

#99

Inne tej autorki tutaj.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 10, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, beletrystyka, panie - Skomentuj


Rebecca Solnit - Mężczyźni objaśniają mi świat

Zbiór esejów o szeroko pojętym patriarchacie, czasem jawnym, czasem zakamuflowanym uprzejmością lub żartem w społeczeństwie[1]; jako że nie ma fabuły jako takiej, trudno streścić, poza tym, że jest o przemocy. Niektóre z tez autorki są znane z innych źródeł lub badań (np. codzienny strach kobiet i rozważanie zabezpieczenia przed gwałtem, rozważna dziewczynka pilnuje drinka itp.), ale w całości tworzą przerażający obraz kultury gwałtu i eskalacji. Zamiast streszczenia wybrałam więc dwa cytaty:

W chwilach największego pesymizmu myślę czasem, że kobiety muszą wybierać – między karą za brak podporządkowania a ciągłą karą, jaką jest podporządkowanie. Idee nie wracają do puszki, ale wysiłki na rzecz wepchnięcia kobiet z powrotem tam, gdzie ich miejsce, nie ustają (...) Dzięki demografii konserwatywna presja nie zadziała – Stany Zjednoczone nie będą już przecież krajem przede wszystkim białym – nie zadziała także dlatego, że dżiny nie wracają do butelek, osoby queer nie wracają do szafy, a kobiety nie zamierzają się poddać.
Wciąż jednak nierówność płci postrzegano jako problem kobiet. Podobnie jednak jak rasizmem, także mizoginią nie mogą skutecznie zajmować się jedynie jej ofiary. Mężczyźni, którzy to zrozumieli, rozumieją także, że feminizm nie jest spiskiem, mającym na celu pozbawienie ich praw, ale kampanią na rzecz wyzwolenia nas wszystkich. Musimy wyzwolić się od tak wielu rzeczy: na przykład od systemu, który nagradza konkurencję, bezwzględność, myślenie w kategoriach krótkoterminowych rozwiązań i nieustępliwy indywidualizm, systemu, który zarazem niszczy środowisko i promuje nieograniczoną konsumpcję – możecie go nazwać kapitalizmem. Wciela on to, co najgorsze w maczyzmie, niszcząc zarazem to, co najlepsze na Ziemi. Mężczyźni częściej lepiej się do niego dopasowują, ale w rzeczywistości nie służy on nikomu z nas.

To ważna książka, może nie odkrywcza, ale porządkująca pewne idee.

[1] Kolega skomentował moje zdjęcie, na którym jest hotel (tuż obok biurowca, w którym pracuję), dowcipnym pytaniem, czy mój mąż wie, że się szlajam po hotelach. Rok 2019.

Inne książki tej autorki.

#98

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 9, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, felietony, panie - Komentarzy: 1


Ewa wzywa 07 25-26-27

Szypulski Andrzej - Głupi kawał #025

Spis osób:

  • inspektor Olszak - szef Malucha, trochę niechluj, ksywa Maigret
  • podporucznik Maluch - magister prawa i absolwent szkoły oficerskiej, fan Poirota
  • porucznik Kulicz - czyta kryminały dla relaksu
  • Eligiusz Górecki (47) - recenzent teatralny, ma umrzeć wkrótce
  • Helena Beskid (30+) - żona Eligiusza, aktorka, wcześniej już zamężna
  • Elżbieta Sadorska (23) - aktorka, niby przyjaciółka Heleny, ale sypia z jej mężem
  • Franciszek Żelazko - portier w klubie związków twórczych, udziela wysokooprocentowanych pożyczek
  • Henryk Madej - literat, wygląda jak łysy kocur, lubi się całować na powitanie i pożegnanie
  • Michał Gol (43) - aktor, grywa również role szekspirowskie
  • Bogusław Czerpak (32) - młody i piękny, ale na pewno się roztyje, oficjalny adorator Elżbiety
  • Roman Chłapowski (43) - sufler, ale zaczynał jako aktor
  • Zuzanna - była żona Góreckiego
  • Krzysztof Górecki (20) - wykolejony syn Eligiusza, pensjonariusz zakładu karnego
  • Tadeusz Grzęda - zastępca naczelnego gazety lokalnej
  • pani Genia - bufetowa z teatru

Do komendy przychodzi anonim, wycięty z gazetowych liter[1], w którym ktoś grozi Góreckiemu, recenzentowi teatralnemu, rychłą śmiercią. Milicja staje na wysokości zadania i - nie informując jednak zainteresowanego - otacza go dyskretną inwigilacją. Obiekt obserwacji wysłał właśnie żonę do Zakopanego i jako słomiany wdowiec zajął się czule kochanką, młodą Elżbietą. Sielankę psują jednak codzienne telefony, tym razem już bezpośrednio do Góreckiego, w których ktoś odlicza dni do śmierci recenzenta. Po pierwszym wrażeniu, że to głupi dowcip, spanikowany Górecki udaje się jednak na posterunek. Milicja używając zaawansowanej techniki próbuje zlokalizować dzwoniącego, ale na wszelki wypadek otacza potencjalną ofiarę jeszcze czulszą ochroną. Mimo to zbrodnia zostaje dokonana, a przestępca wpada, bo jednak okazuje się niepełnosprytny.

[1] Długo Maluch nie mógł znaleźć słowa UMRZE, pewnie dlatego, że była to część tytułu wstępnego (Czy Nato umrze naturalną śmiercią?), którego Maluch z reguły nie czytał.

Się pali: wawele (Górecki), zefiry (możliwe, że dowcipniś), sporty (Olszak).
Się pachnie: lawendowym Yardleyem.
Się je: domowy obiad (zupa z torebki zaprawiona żółtkiem, potem omlet, na końcu gruszki w kremie jajecznym), masło, ser tylżycki (z braku myśliwskiego), kotlety z garmażerii (tylko odgrzać na patelni).
Się pije: koniak gruziński pięciogwiazdkowy.

Zygmunt Sztaba - Śmierć lichwiarza #026

Spis osób:

  • Rajmund Trapisz - lichwiarz, lubi wedlowskie czekoladki i kobiety
  • Rachwalski - nagania Trapiszowi klientów, król plastikowych grzebieni
  • inżynier Jerzy Olęcki - człowiek w potrzebie, ma chorą córkę
  • Władysławostwo Białeccy - państwo notariuszostwo, mieszkają vis-a-vis Trapisza
  • Mecenas Kratko - również pożycza od Trapisza
  • Alojzy Ciołkosz - kierownik wydziału finansowego MRN, zwierzchnik Trapisza w pracy oficjalnej
  • Hanka - córka dyrektora papierni, obiekt adoracji Trapisza
  • Klara Wawrzycowa - inspektor wojewódzkiego zarządu spółdzielni pracy, przyjeżdża do pracy i na ksiuty
  • Konrad Olkuski - leśnik, również w delegacji w tych samych terminach, co Klara. Przypadek?
  • Stanisław Warzyc - nieświadomy niczego mąż Klary
  • inżynier Machnicki - właściciel pięknego wiśniowego mercedesa, jowialny i uczynny
  • Piotrowski - portier w hotelu “Renesans”, brat Wiktoryny, plotkarz
  • Wiktoryna Piotrowska - pomoc domowa Białeckich, entuzjastka pogrzebów i inwigilacji
  • Ludwik Duraszewski - planował prowadzić z Trapiszem warsztat samochodowy
  • doktor Kępski - patolog
  • sierżant Dreja - spostrzegawczy, ale nieostrożny funkcjonariusz
  • Katarzyna - gospodyni Olkuskiego, mistrzyni kuchni

Pan Trapisz, dorabiający sobie do urzędniczej pensji lichwą, zostaje zamordowany, a jego sejf okradziony. Milicja usiłuje zrobić listę dłużników, odnajdując na niej na przykład panią Wawrzycową, która pożycza na zbytki[1], bo ma młodego i pięknego kochanka i jest nagle zaskoczona niestosowną propozycją Trapisza, że mogłaby oddać w naturze. Wychodzi, że tak naprawdę umoczone jest pół miasteczka, ale śledztwo rusza z kopyta, kiedy do gry wkracza pani Piotrowska, wielbicielka literatury romansowo-przygodowej, uczestniczka wszystkich lokalnych pogrzebów oraz właścicielka lornetki, przez którą obserwowała zarówno czyny nierządne w hotelu, jak i gości lichwiarza.

[1]

Bułgarskie karakuły - ożywiła się. - Takie jasno-szare. Cudne! W komisie trzeba by zapłacić najmniej szesnaście, siedemnaście tysięcy.

Się pije: czyściochę vel eksportową, wiśniówkę, orzechówkę.
Się pali: grunwaldy, giewonty, mocne.
Się je: kiełbasę jałowcową (w zasadzie to się marzy o jedzeniu), kiełbasę i salceson (na śniadanie), wędzoną szyneczkę z korniszonami, konfitury truskawkowe domowej roboty, placek ze śliwkami przy niedzieli.

Inne tego autora:

Krzysztof Opatowski - Złoty podział #027

Spis osób:

  • Porucznik Hieronim Bielina - lubi lokalną turystykę, interesuje się etnografią
  • Jerzy Ludwig (41) - inżynier, architekt, regionalista, zaginął nagle
  • Ludwigowa - pracuje w Prezydium WRN, jako żona nie jest zbyt troskliwa[1]
  • Marta Ludwig (16) - uczennica średniej szkoły muzycznej
  • Mateusz Ludwig (14) - szkoła podstawowa
  • Joanna Raube - kochanka Jerzego, sekretarka w przedsiębiorstwie
  • Jacek Piotrowski - historyk sztuki, na zamku w Żarkach
  • magister Marta Zimińska - inwentaryzuje z Piotrowskim obiekt
  • Wiktor Kowal - cieśla z zaskakująco dobrą, acz wybiórczą pamięcią
  • Karol Ciepły - fotograf, również fascynat zabytków
  • Zenon Magórski (83) - emerytowany kelner, nie karany, niegdyś kamerdyner w majątku w Żarkach

1 czerwca obywatel Ludwig pojawił się w pensjonacie w Szklarskiej Porębie, przywitał ze współlokatorami, założył płaszcz przeciwdeszczowy i wyszedł na spacer, z którego nie wrócił. Podejrzane było też to, że kochanka Ludwiga, która miała rozpocząć urlop w tym samym czasie, zrezygnowała z niego, bo przedsiębiorstwo, w którym pracuje, dostało zamówienie, a jak to stwierdził Bielina, “kto dla dobra jakiegoś zamówienia rezygnuje z takiego wyjazdu?”. Przypadkiem wezwany do zwłok znalezionych w zrujnowanym zamku w Żarkach, odnajduje swoją zgubę. Porucznik nawiązuje więź z Piotrowskim, pracującym w Żarkach, dzięki czemu przy okazji oględzin miejsca zbrodni czytelnik dostaje wykład o architekturze i tytułowym złotym podziale.

[1]

Już od kilku lat żyjemy ze sobą jak obcy ludzie. Przyjdzie do domu, zje, na pierwszego odda pieniądze. Nie wiem, czy wszystkie. Nie wiem, ile zarabiał.

Się pali: zefiry.

Inne tego autora tu.

Inne z tego cyklu tutaj.

#97

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 8, 2019

Link permanentny - Tagi: 2019, panowie, prl, kryminal - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Robert Rient - Przebłysk

Robert przez trzy lata zbierał pieniądze na podróż dookoła świata, zlikwidował dotychczasowe mieszkanie, rozdysponował rzeczy na czas podróży, wreszcie z plecakiem ruszył w podróż. Sam. Z oczekiwaniem, że podczas kilku miesięcy w drodze zrozumie, jak jest być wolnym.

Chronologicznie to opowieść o rosyjskich pociągach (kolej transsyberyjska!), Syberii (gdzie deportowano jego dziadka[1]), Tajlandii (urocza historia rudego psa), Malezji, Nowej Zelandii, Peru czy wreszcie Wyspie Wielkanocnej. Wszystkie miejsca są prominentne w opowieści, ale to bagaż doświadczeń autora wysuwa się na plan pierwszy; nadmiar kontaktów z ludźmi, lata zaprzeczania i terapii, treningu, żeby się wpasować, to wszystko blokuje przed wolnością. Doskonała, refleksyjna narracja sprawia, że książkę się doskonale czyta. Intymne, prywatne zdjęcia ją wzbogacają.

Mój ulubiony fragment (z pozdrowieniami od wewnętrznej Filifionki):

Od podróży z plecakiem znacznie bardziej heroiczne i wymagające uważania na siebie wydaje mi się słuchanie wiadomości, chodzenie do pracy, która zabiera osiem, a z dojazdami dziesięć godzin, płacenie rachunków, życie historią ludzi z telewizora, których nigdy nie spotkałem, ale w imię których gotów jestem znienawidzić innych ludzi, którzy wybrali historię innych ludzi z telewizora, gromadzenie rzeczy i wyposażanie domu, martwienie się, ciągłe martwienie się o to, co może się wydarzyć, jak się do tego przygotować, co powinienem mieć, osiągnąć, kim być, zwłaszcza w porównaniu z tymi, którzy – co wyraźnie potwierdzają ich osie czasu na Facebooku – już kimś są.

[1] Mojego również, ale ja nie miałam okazji z nim o tym rozmawiać.

Inne tego autora tutaj.

#96

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 7, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, panowie, podroze - Skomentuj


Forever

Krótka historia związku dwóch nerdów - June (Maya Rudolf) i Oscara (Fred Armisen). Poznali się późno, ale okazało się, że doskonale się dogadują i cieszy ich robienie tych samych rzeczy - spędzania wakacji w tych samych miejscach, jedzenia tych samych posiłków, rutyna i stabilizacja. Wszystko się zmienia, kiedy June wpada na pomysł wyjazdu na narty zamiast do domku nad jeziorem. I teraz mam zgryz, bo w zasadzie finał pierwszego odcinka, a potem finał drugiego, wszystko zmienia. Więc umówmy się, że jeśli chcecie serial obejrzeć, to przestajecie czytać. Dla ułatwienia dodaję zdjęcie kotka, po kotku są spojlery.

W finale pierwszego odcinka ginie Oscar. June jest załamana, ale próbuje dalej żyć, tyle że ona również ginie. Oboje odnajdują się w osiedlu-enklawie Riverside (niebie? na Ziemi to miejsce zamknięte z powodu toksycznej pleśni), w małej społeczności Byłych (Formers); wszystkie potrzeby są zaspokojone, są różne rozrywki, czasem można spotkać Obecnych (Currents), ale ci nie widzą Byłych. Sielanka, June i Oscar mają siebie na wieczność, mogą wypracować sobie nową uroczą rutynę, każdy dzień jest taki, jak poprzedni, nie mogą tylko oddalać się zbyt daleko od centralnie umieszczonej fontanny, bo tracą energię. Cudownie. Tyle, że nie. Oscar się adaptuje, ma nowych przyjaciół (m. in. ślicznego jak cukiereczek androgynicznego Marka, który zginął w latach 70. jako 17-latek), June - mimo prób oswojenia świata - niespecjalnie.

To zabawna, ale refleksyjna przypowieść o związkach i obietnicy, że na zawsze. Że jednak nie do końca chcemy na zawsze, chcemy ewolucji i zmiany, czasem w pewnym tylko zakresie, czasem drastycznie. Wadą serialu jest to, że zanim zdążył się na dobre zacząć i pokazać większy kawałek świata, to niestety po pierwszym sezonie nie jest planowany drugi.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 6, 2019

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj