Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Zwyczajny dzień w San Francisco. Sergei, młody obiecujący programista, pokazuje właścicielowi firmy, Fosterowi, obiecującą prezentację. Szef jest zachwycony i proponuje mu awans do tajemniczego acz prestiżowego działu, nazywanego po prostu DEVS. Na miejscu okazuje się, że to mokry sen geeka - kubistyczne laboratorium zawieszone w próżni, superkomputer kwantowy o niewyobrażalnej mocy i algorytm, który sprawia, że Sergei wpada w przerażenie. Ale zanim wyjaśni się, czemu tak go to przestraszyło i co do cholery robią w tym laboratorium (poza tym, że nie umieją naprawić ciągle mrugającego światła, oszalałabym tam), bardzo smutny Foster bierze młodego na stronę, po ojcowsku go przytula i udzial mu rozgrzeszenia, po czym każe go zabić swojemu szefowi ochrony. Od tego momentu zaczyna się właściwa akcja - Lily, dziewczyna Sergeia, usiłuje odkryć, czemu jej chłopak nie wrócił do domu.
Jaki to jest wciągający serial! Z jednej strony thriller typu trust no one, szpiedzy, ucieczki, hackowanie, włamania i wszechmocny multimilioner z idée fixe, z drugiej to filozoficzna przypowieść o determinizmie, wolnej woli, przyczynie i skutku. Na FB pisałam już o zakończeniu - dla mnie jest satysfakcjonujące i choć trochę wyjaśniające sens na pierwszy rzut oka nieludzkiego postępowania niektórych bohaterów. Nie wszystko mi się podobało i nie wszystko akceptuję (np. jak jestem w stanie uwierzyć, że da się zrobić komputer o takiej mocy, że będzie w stanie wyliczyć wszystkie możliwe stany od danego momentu, tak wybór tej jednej konkretnej ścieżki tak w przód, jak i w tył, którą podążyła rzeczywistość, już wydaje mi się zbyt abstrakcyjny; jest trochę typowych strzelb Czechowa w fabule), ale poza tym zachwycało mnie wszystko. Doskonały, szalony Nick Offerman (wprawdzie nie doczekałam się, aż rzuci sążnistym żartem Rona Swansona[1], ale lekka szydera z administracji państwowej była), nieoczywista bohaterka[2], lokalizacje tak przepiękne - zwłaszcza San Francisco - że nic tylko brać paszport i lecieć (oh wait, pandemia) i niesamowite efekty wizualne.
[1] Wiem, nie napisałam nigdy o “Parks and Recreation”, ale koniecznie idźcie obejrzeć.
[2] W ogóle obsada w Devs spełnia mnóstwo zasad równościowych. Główna bohaterka nie wygląda jak z okładki czasopisma dla panów, jest androgyniczna, ma azjatyckie rysy (wprawdzie w serialu sugerują pochodzenie chińskie, ale aktorka jest w połowie Japonką), nie ma widocznego makijażu ani burzy loków. Pojawia się naukowczyni - jeżdżąca na wózku kobieta z artrogrypozą (Liz Carr), zaś w roli genialnych programistów pojawiają się ciemnoskóry, stary mężczyzna oraz chłopiec, grany przez kobietę (co w efekcie daje ciekawy efekt transpłciowości).