[9-13.08.2024]
Centrum Porto jest chyba najbardziej zatłoczonym miejscem, jakie ostatnio widziałam. Tłumy turystów (wiem, jestem częścią problemu), tuk-tuki, tramwaje, autobusy, samochody; ciężko jeździć autem, więc zaparkowanie pod Praça Carlos Alberto jest dobrym pomysłem. Stąd blisko wszędzie - do miejsc, których nie odwiedziłam, bo wspomniane tłumy, i do miejsc, gdzie można się zwyczajnie pokręcić. Wspięłam się bez kolejek na wieżę Igreja do Carmo, żeby z dachu kościoła obejrzeć okolicę, a przy okazji zobaczyć, jak wygląda zaplecze samego kościoła (złoto, ale skromnie, oczywiście). Co ciekawe, z zewnątrz kościół nie robi aż takiego wrażenia, bo piękne kafelki na fasadzie są zasłonięte gęstą białą siatką, zapewne w celu ochrony. Przy Fonte dos Leões - fontanny z lwami (tu mi uparcie wchodzi hiszpański i każe się zdziwić, że jakie dwa lwy, jak ich tam więcej) - mieści się budynek Universidade do Porto, gdzie przegapiłam Museu de História Natural e da Ciência da Universidade do Porto. Ale nie żałuję, plan na wyjazd był taki, żeby mało chodzenia, sporo odpoczynku i po południu nastolatka chce mieć czas wolny w swojej gawrze na życie towarzyskie, a dorośli mogą w sjestę.
Adresy:
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 29, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
porto, portugalia
- Skomentuj
Autobiograficzny zapis ostatnich miesięcy ojca autora, u którego w wieku 60 lat został zdiagnozowany rak trzustki. Syn, dramaturg, wykorzystuje przerwy w pracy, żeby jak najwięcej czasu spędzić z ojcem; poza tym pracuje - pisze i planuje wystawić sztukę o Philipie K. Dicku i Lemie (załączona, zabawna). Sztuka jest psychodeliczna i miejscami obrzydliwa i taki też jest koniec życia jego ojca, o którego godność usiłuje zadbać syn w starciu ze służbą zdrowia. Budzi w nim ogromny gniew znieczulica, traktowanie chwilę temu aktywnego i znanego w mieście człowieka jak worka kości. Bezduszne procedury, brak informacji, infantylizacja, umywanie rąk w sytuacji, kiedy rodzina wymaga wsparcia, na to nakłada się covid i zakaz odwiedzin w szpitalu, a nawet i bez tego sytuacja, kiedy przyjęty w stanie ciężkim mężczyzna zostaje bez słowa przerzucony jak bagaż do hospicjum, bo jest już w takim stadium choroby, że nie ma protokołu na leczenie, jest dramatyczna dla wszystkich. Mateusz ratuje ojca ze szpitala, ale staje przed niemożliwą do spełnienia prośbą o eutanazję. Niemożliwą, bo to nie fikcja, a współczesna Polska - trzeba do samego końca nieść swój krzyż, nawet jeżeli jelita przestają pracować, a każda minuta życia jest okupiona bólem, nieredukowalnym przez leki.
To wzruszająca książka o miłości syna do ojca, zmianie roli z dziecka w opiekuna, przekraczaniu kolejnych granic intymności i trudnej roli obserwatora końca. Jednocześnie to próba debaty z tym, co mówi kościół katolicki i jak wpływa na prawo (oraz jak bardzo “wsparcie” jest iluzoryczne, czy wręcz nieistniejące) oraz kontestacja nieludzkich procedur szpitalnych. Nie jest tak, że zawsze jest minorowo, dramat przeplatany jest humorem i ciepłem, z finalną sceną pogrzebu.
#74
Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 25, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Miałam przewrotnie zacząć od listy Czego Nie Widziałam w Porto, ale jednak do kilku fajnych miejsc trafiłam, motywem przewodnim będzie kolej. Jedną z najpiękniejszych stacji kolejowych jest São Bento, nieco niepozorna z zewnątrz, na tyle, na ile niepozorny jest piękny kamienny budynek z wieżyczkami, gdzie wewnątrz ściany wyłożone są tysiącami biało-błękitnych kafelków. Stąd można metrem, konkretnie jedną z sześciu linii (siódma, różowa, w budowie) - Amarelo / Żółtą - przejechać wielkim żelaznym mostem z pracowni tego Eiffela na drugą stronę rzeki Duoro, z zabytkowej dzielnicy Ribeira do Jardim do Morro w Villa Nova de Gaia. Dowcip jest taki, że pociągi metra jadą sobie mostem wśród podziwiających widoki turystów, bez żadnego odgrodzenia, trochę trąbią, wtedy wiadomo, że trzeba schodzić. Za pomocą tzw. Społecznego Instruktora do Spraw Sprzedaży Automatem, nieco zniszczonego trybem życia, zakupiłam trzy bilety i przejechałam z rodziną chociaż jedną stację, b. zadowolona.
Na zdjęciach stacja São Bento, most Ponte Luis I i kawałek dzielnicy Ribeira. CNW: księgarni Lello i Torre dos Clérigos - trzeba było rezerwować bilety na godzinę i jeszcze swoje odstać, więc może następnym razem, Rua de Santa Catarina, Café Majestic, Mercado do Bolhão, katedry Porto i kościoła Św. Franciszka oraz pałacu Bolsa. Zerknęłam do Jardim do Morro, ale nie zwiedzałam winiarni i piwnic z winem porto, lokalny napitek zakupiłam w Lidlu i zdegustowałam z przyjemnością na balkonie.
GALERIA ZDJĘĆ
Dotychczas:
Berlin *
Budapeszt *
Buenos Aires *
Dublin *
Praga *
Lizbona * Porto.
Niebawem: San Francisco * Taipei * Paryż * Londyn
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 23, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
porto, portugalia
- Skomentuj
Sherlocka wzywa stroskany mąż, którego piękna żona (częsty motyw) zaczęła dostawać dziwne listy, zawierające rysuneczki ludzików, tytułowe ”Tańczące sylwetki”. Detektyw odkrywa, że to prosty alfabet, odszyfrowuje wiadomości od przemocowego partnera sprzed lat, ale spóźnia się i mąż ginie w ramionach kochającej żony, która próbuje się zabić, ale nie udaje się jej.
W ”Zniknięciu młodego lorda” ze szkoły dla chłopców znika nastolatek i jeden z nauczycieli. Na prośbę dyrektora szkoły detektyw szuka po śladach zaginionych, znajduje nauczyciela zamordowanego, wbrew woli samego lorda odkrywa też, gdzie jest chłopiec. Intryga zawiera syna z nieprawego łoża, udatne szukanie śladów na bagnach i konia przebranego za krowę.
”Charles Augustus Milverton” to podły szantażysta, którego Sherlock nienawidzi. Przychodzi do niego młoda dama z prośbą o negocjowanie, bo Milverton ma jej krępujące listy miłosne. Oczywiście cwaniak wyśmiewa detektywa, ale ten zaręcza się incognito z jego służącą (cóż, cel uświęca środki, biedna dziewczyna, trudno) i odkrywa, gdzie są dokumenty. Tyle że kto inny wymierza sprawiedliwość, a Sherlock odwraca wzrok i nie donosi policji.
Lokaj ukradkiem czyta ”Rytuał Musgrave’ów”, rodzinną pamiątkę; lord się wścieka i go zwalnia, ale zanim kończy się czas wymówienia, lokaj znika. Znika też jedna z pokojówek, była kochanka lokaja. Sherlock odkrywa, że wiersz w dokumencie był wskazówką do odnalezienia skarbu, co pozwala znaleźć i lokaja.
W historii ”O trzech panach Garrideb” do Holmesa zgłasza się naukowiec o tym nazwisku, który otrzymał propozycję znalezienia jeszcze jednej osoby tak samo się nazywającej, żeby we trzech odebrać spadek od tajemniczego krewnego z Ameryki. Spadku oczywiście nie ma, a chodzi o włam do domu delikwenta.
W historii ”Srebrnego Płomienia” Sherlock używa Watsona jako gumowej kaczuszki - opowiada mu historię zaginięcia konia i zabicia jego trenera. Po analizie śladów doprowadza zaginionego konia na wyścigi oraz wskazuje winnego, nieco tylko obrażając właściciela konia.
W ”Domu pod trzema daszkami” mieszka szacowna wdowa, której syn niedawno umarł. Prosi Holmesa o radę w sprawie oferty sprzedaży domu - ktoś zaoferował dużo pieniędzy nie tylko za dom, ale i za wszystkie rzeczy w nim, również osobiste. Detektyw odkrywa w kufrze po zmarłym synu ostatnią stronę rękopisu powieści, oczerniającego pewną wpływową damę.
W “Abbey Grange” dochodzi do tajemniczego napadu - lord zostaje zabity, lady odnaleziono przywiązaną do krzesła i pobitą, zaś z kredensu zniknęły srebra. Holmes bynajmniej nie wierzy w zeznania lady i służby, że to trójka znanych złoczyńców, a gdy odkrywa szczegóły związku państwa lordostwa (patrz: przemoc małżeńska, alkoholizm), wielkodusznie wybacza zabójcy lorda.
W miejscowości uniwersyteckiej, gdzie akurat nasza para bohaterów przebywa, dochodzi do próby oszustwa - ktoś korzysta z okazji i podgląda treść egzaminu do prestiżowego stypendium. Podejrzani są ”Trzej studenci” mieszkający w tym skrzydle. Detektyw bada wnikliwie ślady i na podstawie rękawiczek wskazuje potencjalnego oszusta. Tu obstawiałam na bardziej pokrętną aferę.
Inne z tego autora.
#73/#11
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek września 20, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2024, kryminal, opowiadania, panowie
- Skomentuj
Mieszkańcy małego, spokojnego miasteczka są zaskoczeni, kiedy okazuje się, że ktoś napadł na bank. I to nie mityczny obcy, a grupa, którą wszyscy znają - prokurator Andy, prywatnie brat szeryfa, Ed, niedawno wypuszczony z więzienia producent i diler metamfetaminy oraz Chris, lokalny prostaczek. Szeryf pilnujący skarbca zostaje postrzelony w ramię, pieniądze znikają. Narracja zaczyna się kilka dni później i od końca pokazuje, jakie były konsekwencje napadu, jak do napadu doszło i co się stało w trakcie. Na pomoc zostają przysłani federalni, ale nie są specjalnie błyskotliwi, śledztwo de facto prowadzi szeryf.
To takie połączenie odwróconej narracji “Memento” i klimatu “Fargo”; przestępstwo popełniają ludzie, których nikt nie podejrzewa, blisko powiązani ze sobą i resztą mieszkańców. Są elementy komediowe czy nawet groteskowe, całość akcji jest bardzo sprawnie przeprowadzona, chociaż dość szybko zgadłam, kto stał za napadem.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 18, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Opowiadania są z różnych zbiorów, wspólny mianownik to dostępność w formie audiobooka (lub słuchowiska). W większości geniusz Sherlocka objawia się przy obserwacji, a sprawa wyjaśnia się sama. Watson jest raczej takim kwiatkiem przy kożuchu, testerem teorii Holmesa i dowodem na to, że nawet wyrabiająca się pod wpływem kontaktu z detektywem spostrzegawczość nie wystarcza.
W Kciuku inżyniera młody inżynier przyjeżdża do Eyford, żeby za sowitym wynagrodzeniem zdiagnozować problem z prasą hydrauliczną, używaną podobno do prasowania ziemi foluszniczej w cegły. Na miejscu okazuje się, że niekoniecznie chodzi o cegły, a podczas ucieczki traci tytułowy kciuk. Watson opatruje mu rękę, najpierw oczywiście prowadząc długą i bezładną rozmowę, mimo że pacjent ledwo trzyma się na nogach, a Sherlock odkrywa, gdzie mieścił się budynek z prasą.
Przygoda w Copper Beeches spotkała młodą guwernantkę, która znęcona 120 funtami rocznie, zgodziła się na dziwne warunki - ubieranie w suknie wybrane przez pracodawcę, siedzenie w wybranym miejscu przy oknie i ścięcie pięknych, długich włosów. Sherlock przybywa do Copper Beeches, kiedy dziewczyna odkrywa zamknięty pokój, w którym - co oczywiste - była trzymana osoba, którą nieświadoma guwernantka miała udawać i jego chyba jedynym odkryciem jest zrozumienie, czemu 6-letni podopieczny dziewczyny ma podły charakter.
Gloria Scott była okrętem, na którym w przeszłości znalazł się ojciec przyjaciela Sherlocka. Starszego już mężczyznę odwiedził pewnego dnia zniszczony życiem marynarz i ewidentnie go czymś szantażował, po czym wyjechał do ich wspólnego znajomego. Gdy senior otrzymał tajemniczy list, umarł ze strachu, a w pożegnalnym liście wyjaśnia synowi tajemnicę sprzed lat. Sherlock dzieli się z Watsonem swoimi obserwacjami na temat przeszłości gospodarza - tatuaż, ręce, ciężka laska.
W Przypadku szalonego profesora ponad 60-letni profesor zakochuje się z wzajemnością w młodej dziewczynie, czego jednak nie popiera syn amanta, bo panna jest “zbyt gwałtowna i bezpośrednia” (sic!). Profesor wyjeżdża do Pragi, skąd wraca zmieniony - bardziej gwałtowny, czasem chodzący na czterech kończynach i nagle znienawidzony przez własnego psa. Sherlock dodaje dwa do dwóch i znajduje tajemniczy lek odmładzający, który spowodował przemianę.
Młody nauczyciel ginie na plaży, jego plecy są poznaczone krwawymi szramami. Podejrzany jest jego konkurent do ręki pięknej panny oraz rodzina panny, zirytowania przedłużającym się brakiem oświadczyn. Gdy kolejny nauczyciel po wizycie w zatoczce doznaje takich samych obrażeń i powtarza słowa ”Lwia Grzywa”, Sherlock już wie, co spowodowało śmierć.
Tytułowy Klejnot Mazarina został skradziony Koronie Angielskiej, Sherlock wie, kim jest złodziej, ale nie ma dowodów, więc za pomocą przebieranek zwabia przestępców do swojego gabinetu, daje im ultimatum - więzienie albo zwrot kamienia i pozwala im się bezpiecznie naradzić. Sam oddala do sypialni, gdzie gra na skrzypcach. Tyle że muzyka pochodzi z adaptera, a Holmes sprytnie udaje własną woskową figurę, więc wszystko słyszy.
Praktyka doktora Trevelyana została dofinansowana przez tajemniczego mężczyznę, który został jego Stałym pacjentem. Po odwiedzinach dziwnego duetu - rosyjskiego hrabiego i jego syna, siłacza - pacjent popełnia samobójstwo, ale Sherlock w to nie wierzy i z dowodów dedukuje, że pacjent został zamordowany, a potem okazuje się, że był przestępcą.
Emerytowany kapitan zwany Czarnym Piotrem zostaje zamordowany - ktoś przybił go harpunem do ściany jego męskiej szopy (patrz: mancave). Podejrzany jest młodzieniec, którego ojciec prawdopodobnie został okradziony przez kapitana, ale czujny detektyw odkrywa, że inicjały na kapciuchu z tytoniem pasują nie tylko do zamordowanego.
Traktat Morski został skradziony z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, gdzie przepisywał go zaufany siostrzeniec jednego z ministrów. Trochę tajemnica zamkniętego pokoju, trochę trust no-one.
Tajemnicza lokatorka ma straszliwie pokaleczoną twarz i przed nadchodzącą śmiercią wyznaje Sherlockowi swoją tajemnicę: pracowała z mężem w cyrku, mąż zginął w wyniku ataku lwa, a ona została z uszkodzeniami. Okazuje się, że był jeszcze trzeci świadek tego dramatu. Sherlock jest orędownikiem myśli, że pokora w cierpieniu najważniejszą wartością.
Inne z tego autora.
#72/#10
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 17, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2024, kryminal, opowiadania, panowie
- Skomentuj
Upadły dziennikarz Fletcher (Grant) odwiedza niespodziewanie Raya Smitha (domyty Hunnam) i kolorowo opowiada mu swój najnowszy scenariusz. Otóż niejaki Mickey Pearson (McConaughey) prowadzi imperium marihuany w Wielkiej Brytanii. Skumał się ze zubożałą szlachtą i na terenie ich sporych posiadłości utrzymuje szereg farm z roślinnością, a wszyscy mają udział w zyskach. Tyle że już nie chce, planuje sprzedać przedsięwzięcie i iść na emeryturę, tyle że napotyka na cały szereg problemów - lokalizacja jednej z farm zostaje skompromitowana, a potencjalny kupiec sugeruje znaczne obniżenie ceny. Szalona akcja poskładana z kawałków przez Fletchera zaczyna się zaskakująco spinać, kiedy okazuje się, że Ray jest prawą ręką Pearsona i umie sobie uzupełnić brakujące fragmenty.
Może nie jest to “Przekręt”, ale tak samo w błyskotliwym montażu film łotrzykowski, pokazujący z różnych perspektyw te same wydarzenia, które za każdym razem coraz bardziej wyjaśniają sytuację. Do tego Ritchie ma nieustająco świetny zmysł do muzyki, scenografii i do aktorów - w zasadzie każdy był obsadzony idealnie, ale moje czarne serduszko skradł Colin Farrell w roli sprawiedliwego i prostolinijnego Coacha. Wybaczam nawet pewien recycling wątków z poprzednich filmów (dlaczego świnia…), bawiłam się doskonale.
W tym uniwersum osadzony jest serial pod tym samym tytułem. Tym razem imperium hodowli marihuany należy do rodziny Glassów - ojca w więzieniu i zarządzającej w imieniu córki, Susie. Dowiaduje się o tym dość nagle diuk Eddie Halstead, drugi syn i żołnierz, który niespodziewanie dziedziczy tytuł i majątek oraz współpracę z Glassami. Niby dochód się przydaje, ale jednocześnie trzeba rozwiązać wiele problemów - zwrócić długi lekkomyślnego pierworodnego i naprawić to, co zepsuł; rozwiązać problem kradzieży i niewywiązania się z umowy; wywieźć towar do Unii (wszak Brexit!) czy wreszcie wejść w konflikt z konkurencją. I tu początkowo niechętny całej imprezie diuk zaczyna się doskonale odnajdywać.
Ja wiem, że to serial rozrywkowy i dowozi, podobnie jak film, niestety chyba jestem stara i miałam dwie przeważające myśli. Pierwsza to Eat the Rich, brytyjska szlachta nie jest szczytem stworzenia, druga - niepokojąca była ewolucja niby moralnego i szlachetnego diuka, który obruszał się, kiedy jego zdaniem niepotrzebnie został usunięty świadek przestępstwa, do super gangusa, nie stroniącego od przemocy, bo cel. Oczywiście obejrzę kolejne sezony, ale jednak tej rzeczywistości - w przeciwieństwie do filmowej - nie kupuję.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 16, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 1
[11-13.08.2024]
W Porto nie było aż tak gorąco, ale na tyle, żeby z przyjemnością pomyśleć o kąpieli i plażingu. Odwiedziłam kilka plaż na północ od ujścia rzeki Duoro i nie byłam rozczarowana.Przy kamienistej Praia do Aquário jest przyjemny bar, gdzie drinki i przekąski, podobno dobre miejsce na zachody słońca. Tego dnia było śmiesznie, bo chłodno w samym Porto - rano mgły i temperatura poniżej 25 stopni, a nad oceanem ściana gorącego powietrza przy nieco zachmurzonym niebie. Nieco na północ, za Praça de Gonçalves Zarco, jest przepiękna piaszczysta, i jak mówię, że piaszczysta, to uczciwie, drobny złoty piaseczek, Praia Internacional. Są muszelki, a ludzie zbierają do wiaderek jakieś jadalne tałatajstwo ze skał. Tu trafiłam na słonko, które w pewnym momencie zaczęło się zasnuwać surrealistyczną mgłą, bez straty na temperaturze, zakrywając okrągły budynek Porto Leixões Cruise Terminal i dochodząc do Castelo do Queijo (tak, naprawdę nazywa się to Zamek Ser). Protip: można za nieduże pieniądze parkować pod rondem. Na wybrzeżu też trafiliśmy do najlepszej śniadanowni w Porto (o innych niebawem), tuż przy parczku Jardim do Passeio Alegre. Nastolatka była obiektem westchnień pięknego labradora, który próbował pozbawić ją pieczywa, na szczęście bez efektu. Opodal kończyły trasę zabytkowe drewniane tramwaje, można było oglądać bez przerywania posiłku.
Adresy:
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 14, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
porto, portugalia
- Skomentuj
1999. Philip J. Fry, dowoziciel pizzy, w Sylwestra dostarcza zamówienie do laboratorium, niestety zamówienie jest żartem (I. C. Wiener), a przez przypadek pechowiec ląduje w zamrażarce, gdzie budzi się 1000 lat później. Zakwalifikowany przez sfrustrowaną doradcę pracy, jednooką Leelę, jako doręczyciel, chce uciec przeznaczeniu, odnajduje swojego potomka, profesora Farnswortha i zaczyna pracę w jego firmie kurierskiej wraz z Leelą. W wesołej, choć nieco dyletanckiej ekipie jest już asystentka profesora, Marsjanka Amy, krabopodobny doktor Zoidberg, Hermes - księgowy i mistrz limbo oraz Bender, robot ze specjalnością zginanie, złymi nawykami i skłonnościami samobójczymi. Przez kilka sezonów (aktualnie czekam na sezon 10, już we wrześniu 2024) bohaterowie spotykają mniej lub bardziej zabójczych kosmitów, zakochują się, uczestniczą w kataklizmach lub je wywołują, poznają dość dramatyczne fakty z przeszłości i przyszłości, podróżują w czasie i generują różne paradoksy, irytują robo-diabła, a i jeszcze czasem dostarczają przesyłki. Uwielbiam każdy odcinek, żarty poniżej pasa i w stylu “e, nie zrobią tego, o, jednak zrobili”, liczne przewrotne odniesienia do historii i kultury, czasem bywa lirycznie i wcale nie głupio. Źródło memów i tekstów, które na trwałe wpisały się (co najmniej w moją) popkulturę. Obejrzałam po raz drugi, a kawałkami trzeci, te odcinki, które oglądałam lata temu i z równą radością nowe, wcale nie gorsze.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 11, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Kolejny epizod z Bois, małego miasta pod Nowym Orleanem. Jojo ma 13 lat, młodszą siostrę Kaylę i za rodziców uważa Tatkę i Mamcię, mimo że to jego dziadkowie. Prawdziwi rodzice - czarna Leonie, która została matką w bardzo młodym wieku i biały Michael, aktualnie odsiadujący wyrok za narkotyki - niespecjalnie się w rolach matki i ojca spełniają. Leonie pracuje w barze nieopodal, głównie zainteresowana jest rekreacyjnymi narkotykami i myślami o ukochanym Michaelu, który niebawem wychodzi warunkowo i jeśli by mogła, zostawiłaby dzieci, żeby być tylko z ukochanym. Nietypowy acz stabilny układ zaczyna się chwiać, kiedy Mamcię, znachorkę i uzdrowicielkę, zaczyna niszczyć rak. Wbrew woli seniorów i samych dzieci, Leonie zabiera dzieci i koleżankę z pracy, żeby odebrać z więzienia Michaela. Podróż, w którą wyruszają, zmieni wiele rzeczy. Zarówno Jojo i Leonie, jak się okazuje, obdarzeni są umiejętnością widzenia zmarłych; Leonie zażywa narkotyki, żeby widzieć swojego ukochanego brata, Danego, zabitego “przypadkiem” przez kuzyna Michaela, Jojo zaś przy więzieniu widzi ducha Bogasia, chłopca, który odsiadywał tam kiedyś wyrok z Tatką, wbrew swojej woli poznaje mroczną przeszłość swojej rodziny. Jednocześnie przy pierwszym kontakcie z ramieniem sprawiedliwości widzi, że nic się nie zmieniło. Śmierć Czarnych wsiąkła w ziemię czarnego Południa, współczesny świat jest zbudowany na nierozliczonych krzywdach. Nie da się zachować niewinności, nawet ukochany Tatko był świadkiem i robił rzeczy, o których nie chce mimo upływu lat mówić.
Ta powieść jest traktowana jako najlepsza z cyklu, do mnie jednak nie przemawia jak inne, może za sprawą realizmu magicznego, użytego jako narzędzia fabularnego. W zasadzie w każdej opowieści Ward pokazuje przyspieszone dojrzewanie, za sprawą kataklizmu, ciąży, rodzinnej traumy czy konieczności zaplanowania przyszłości, niekoniecznie trzeba tutaj duchów i nadprzyrodzonych umiejętności. Mimo mojej osobistej niechęci, to bardzo mocna, ciężka historia o tym, czego się nie mówi.
Inne tej autorki.
#71
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 9, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, beletrystyka, panie
- Skomentuj