Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Don Rumata jest znanym szaławiłą, szeroko znanym w królestwie Arkanaru, bogatym, odważnym, z koneksjami i poza układami. Obserwuje z niechęcią, jak ubożejący kraj powoli przechodzi przez prąd pokrewny europejskiemu średniowieczu - uczeni, zwłaszcza lekarze, i pisarze albo zostają złamanymi akolitami rozpasanej i prymitywnej władzy, albo giną w mękach. Don Rumata próbuje temu zapobiec, nie szczędząc środków na ratowanie najcenniejszych ludzi kultury i nauki czy buntowników, wywożąc ich czasem helikopterem. Bo don Rumata to ziemski, XXI-wieczny antropolog, który dzięki rozwojowi techniki i podróży kosmicznych może obserwować na żywym organizmie społeczeństwa z innych planet, uczestnicząc w lokalnym życiu. Nie wolno mu jednak ani się wtrącać, ani niczego zmieniać (więc, jak widać, te małe, zwykle nocne akcje, są realizowane nieco poza protokołem). Mimo częstokroć humorystycznego podejścia i ironicznej obserwacji, to ponura opowieść o teście na człowieczeństwo. Czy da się być bezstronnym obserwatorem, kiedy na twoich oczach giną tysiące niewinnych ludzi, przewala się fala bezmyślnego okrucieństwa, a za chwilę świat zaleje fala podobna do tej, która cofnęła Europę o setki lat? (Nie jest to tytuł, ale odpowiedź jest oczywista).
Kolejna książka, co to na pewno przeczytałam, a jednak nie. A warto, bo autorzy chytrze budują obraz społeczeństwa arkanarskiego - gnijącego, tonącego w pijaństwie, z brakiem perspektyw i władzą tępiącą wiedzę i ludzi inteligentnych brutalnymi metodami. Ludzie posądzeni o niesprzyjanie władzy (tej jawnej i tej "szarej", o której jednak wszyscy wiedzą), znikają bez śladu. Chytrze budują, bo kto w książce science-fiction odczyta rosyjską historię (choć może to kwestia odważniejszego tłumaczenia, ale don Rumata nazywa kraj dosłownie "Komunistyczną Republiką Arkanaru”, komentując zachodzące w imperium przemiany społeczno-polityczne.
Na jego palcach... Nie, to nie była krew - to tylko ślad po poziomkach.
Inne tego autora tutaj.
#6