Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Dune

Jak w większości dokumentacji, na początku powinna pojawić się sekcja "tło". "Diunę" przeczytałam dawno, a nawet dawniej (i chyba kolejne dwa albo i trzy tomy cyklu), bardzo mi się podobała, ale nigdy nie byłam fanatyczną wyznawczynią. Może przeszkadzały mi zatracające coelhizmem frazy, krążące jako cytaty motywacyjne? (zwłaszcza ta inwokacja o strachu, wyeksploatowana co cna). Ekranizacja Lyncha nie zmartwiła mnie jakoś specjalnie, po "Twin Peaks" wszystko, co z MacLachlanem, musiało być dobre. I Sting był. Nie czekałam na kolejną, aczkolwiek przy nazwiska Chalameta, Isaaca, a już na pewno Momoy już mi wzbierało zainteresowanie. Trailer mną pozamiatał.

Problem w tym, że ten ponad dwugodzinny odcinek nie pokazał dużo więcej niż trailer. Był śliczny, majestatyczny, wizualnie majstersztyk, scenografia, pojazdy, wreszcie obsada idealna w swoich rolach, muzyka wywołująca dreszcze (aczkolwiek do dud się nie przekonałam, mogę strawestować anegdotę o dżentelmenie i harmonii, że można umieć, ale można nie grać), złego słowa też nie powiem na samą fabułę. Spójna, logiczna, bez natrętnych ekspozycji. Tyle że to kawałek - skąd się wzięli Atrydzi na Arrakis, czemu zirytowało to Harkonnena i spowodowało desant Sardaukarów, zakończony pokotem zwłok i ucieczką dwójki głównych bohaterów na pustynię, gdzie Paul i Chani wymienili znaczące spojrzenia. Zapomnę, co obejrzałam do czasu, aż pojawi się kolejna część. Bardzo przyjemnie się oglądało, ale nieco żałuję, że nie poczekałam na całość. Pytanie, oczywiście, ile trzeba będzie czekać.

Oraz absolutnie shipuję Duncana i Paula, jaka chemia!

Druga część.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 14, 2022

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Niespodziewanie o śniegu

[4-6.03.2022]

Niespodziewanie, bo i owszem, w marcu się zdarza, ale jednak epizodycznie. Oraz, jak pewnie nie raz wspominałam, jestem fanką przez dzień, potem uprzejmie proszę oddalić się rączo. Korzystając więc z okazji, że firma w której pracuję, organizuje zupełnie udane wyjazdy integracyjne (kto zna inne firmy, ten wie, że nie zawsze to reguła), przeniosłam się na weekend do Czech. Gdzie śnieg dosłownie po pas. Na szczęście formuła "zupełnie udanego wyjazdu" pozwala na to, żeby osoby obdarzone antytalentem do sportu nie szły na siłę zjeżdżać na nartach, tylko oddaliły się w podgrupach na z góry upatrzone pozycje. W moim przypadku była to znajdująca się tuż obok hotelu zapora na Łabie, hotelowy basen oraz masaż w spa. Pełnej integracji dokonałam wieczorem, ogrywając - jako mistrzyni wiedzy nikomu niepotrzebnej, chyba że sport, to zupełnie nie - współpracowników w polską wersję "Trivial Pursuit" (chyba się to nazywa "Domówka"). Do samego Szpindlerowego Młyna nie dotarłam, bo śnieg skutecznie zasypał chodniki, a hotel był wybrany ze względu na stoki narciarskie, a nie miasteczko, więc kawałek. Absolutnie planuję przejechać się latem, bo uroda okolic zapory jest zdecydowanie jeszcze większa, gdy zielono i kolorowo.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 13, 2022

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: czechy, szpindlerowy-mlyn, spindleruv-mlyn - Skomentuj


Trefny szmal

Ionel i Doru są technikami, konserwującymi sygnalizatory drogowe. Nie cieszą się specjalną estymą ani wśród użytkowników dróg, ani wśród innych służb. Ba, nawet w ulubionym barze nie dostają stolika, z którego widać telewizor z meczem. Żartują sobie, że mogliby ze spokojem napaść na samochód przewożący do banku pieniądze, mając wiedzę i możliwość ingerowania w ruch uliczny. I teoretycznie na tym by się rzecz zakończyła, ale podsłuchał ich lokalny mafiozo, pan Adi, który szantażem i obietnicą przemocy zmusił ich do zaplanowania napadu na serio. Przerażeni technicy zgłosili się na policję, do banku i do prasy, ale ku ich zdziwieniu okazało się, że zarówno lokalny szef policji, jak i prezeska banku byli bardziej zainteresowani przeprowadzeniem napadu i zyskami niż zapobieżeniu przestępstwa, zaś dziennikarka została przekupiona możliwością pracy w ratuszu.

Są pewne zestawienia słów, na które trzeba uważać. W tym przypadku to “rumuńska komedia kryminalna”. To, co się zgadza, to że serial jest rumuński, miewa elementy komediowe oraz pokazuje historię udanego napadu na konwój z pieniędzmi i śledztwo, ale są pewne drobne detale, które wszystko zmieniają. Bohaterowie wcale nie chcą brać udziału w napadzie, są do tego zmuszeni, skala korupcji w miasteczku jest ogromna. I jak już widzka myśli, że im się jednak ślizgnie, do miasteczka wjeżdża ekspert śledczy ze stolicy, który nie przymyka oczu jak lokalne władze. Finał jest co najmniej dwuznaczny, wygląda jak przygotowanie pod drugi sezon, ale nie wiem, czy to wytrzymam. Tyle że Rumunia ładna.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 12, 2022

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Samanta Schweblin - Kentuki

Kentuki to drogie, acz niespecjalnie ładne samobieżne pluszaki. Nie mają jednak w środku autonomicznej jednostki, tylko po włączeniu nawiązują połączenie z pewnym rodzajem operatora - osobą, która zyskuje losowo dostęp do manipulowania urządzeniem i podgląd przez kamery. Można nawiązać tylko jedno połączenie, zerwane przez którąś ze stron nienaprawialnie blokuje kentukiego. Kentukim można tylko poruszać, teoretycznie komunikacja jest jednostronna - posiadacz urządzenia może rozmawiać z obserwującym, szybko jednak się okazuje, że nie do końca. Książka jest wielowątkowa, choć wątki nie przenikają się ze sobą, pokazuje sytuacje, w których kentuki łączą ze sobą dziwne pary - nastolatka z Karaibów i żonę właściciela sklepu ze starociami w Norwegii, młodą Niemkę z południowo-amerykańską emerytką, sprytnego Chorwata, który chce zarobić na sprzedaży poszukiwanych lokalizacji kentukich. Teoretycznie kentuki są bezpieczne dla posiadaczy, jako że połączenie jest losowe, operatorzy nie znają lokalizacji miejsca, które obserwują, ale szybko okazuje się, że jednostronność komunikacji można ominąć, używając pomocy typu alfabet Morse’a czy pokazując wiadomość wypisaną na kartce, a ludzka niefrasobliwość pozwala zapomnieć, że kamera obserwuje, a czujniki rejestrują dźwięk.

To raczej posępna opowieść o technice, która poszła w złą stronę. Niewinne zabawki mogą stać się tak niebezpieczne, jak niebezpieczna jest osoba po którejś ze stron. Czasem jedna osoba łamie drugiej serce, ktoś kogoś szantażuje, rozpada się czyjś związek, intymność zostaje wystawiona na widok publiczny, ktoś jest świadkiem przestępstwa, a ma ograniczone możliwości pomocy. Dziwny, ale ciekawy świat.

Inne tej autorki:

#33

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 11, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, panie, sf-f - Skomentuj


Milena Wójtowicz - Zaplanuj sobie śmierć

W opolskiej firmie produkcyjnej Majreks zostają znalezione zwłoki jednego z dwojga planistów, Biernackiego. Jakkolwiek nikt denata nie lubił, bo straszne było z niego chamidło, niestety wypadek ten oznacza wstrzymanie produkcji i przestój dla całego zakładu, bo - wbrew tytułowi - śmierć Biernackiego jest nie na rękę nikomu. Dział sprzedaży usiłuje wyjaśnić klientowi, czemu jego profile nie zostaną dostarczone w tym tygodniu, nie używając frazy “bo są zakrwawione i skonfiskowała je policja”, behapowiec doznaje załamania nerwowego, druga planistka nie ukrywa swojej radości, bo była z ofiarą skonfliktowana, ale automatycznie staje się główną podejrzaną. Kontrola jakości nie ma co kontrolować, więc plotkarz Perkoz i domorosły detektyw Niedźwiedzki ruszają na pomoc policji. Nieobecny zarząd przesyła na miejsce prawnika, który ma być łącznikiem między służbami a pracownikami, żeby udało się przywrócić produkcję jak najszybciej; pechowo prawnik to mąż planistki, która właśnie się z nim rozwodzi.

Nieuchronne są skojarzenia ze “Wszyscy jesteśmy podejrzani”, chociaż książka nie jest typowo humorystyczna, a pracownicy Majreksu całkiem na serio przejmują się przestojami w produkcji, audytami, bezpieczeństwem (oraz co na obiad), znacznie mniej skupiają się na elemencie rozrywkowym śledztwa (poza zakładowymi plotkarzami). Doskonale odrobiona jest część pokazująca pracę zakładu, z uroczymi drobiazgami typu drastyczne zdjęcia na szkoleniach BHP (do dziś wspominam szkolenie w korporacji, gdzie złotousty szkoleniowiec puścił w salę amatorski album ze zdjęciami z pożarów, śmiechy nagle gasły, gdy do kolejnej osoby docierało, na co patrzy), bezwładność zarządu, biurową wojnę podjazdową i pełen wachlarz osobowości z jednej firmy. Śledztwo jest dość kryptyczne, bo pracownicy jednak odcięci są od policji i prokuratora i głównie opierają się na plotkach i podsłuchanych informacjach, mimo to zbrodniarz zostaje wykryty.

#32

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 10, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, kryminal, panie - Skomentuj


Kawałki Poznania, odcinek 10

[lipiec - październik 2021]

Lato 2021 było dobre, choć krótkie. Jesień - jeszcze krótsza. Raczej poza miastem niż w mieście, mało celowych spacerów, raczej kręciłam się w celu kulinarnym, rzadziej towarzyskim, zniknęła mi opcja Jeżyc, bo szkoła córki przeniosła się gdzie indziej, ale to w ogóle opowieść na inną okazję, pewnie za półtora roku. Czasem poranek na którymś z rynków, zwłaszcza jesienią w sezonie na przetwory, chociaż tym razem się ograniczałam, tylko na szkolny kiermasz (a i tak mam pół szafki słoików, zapraszam na herbatę i konfiturkę). Czasem po pączka, książkę albo po bukiet kwiatów, bo ogród w tym roku szybko przestał wystarczać. Łazarz, Wilda, centrum, rzadziej inne dzielnice. Nieustająco to, co niewidoczne z zewnątrz - podwórka i klatki schodowe.

Rynek Łazarski Żegrze Żegrze Łazarz, kamienice Łazarz, Strusia Łazarz, kamienice Zielona i Zielone Ogródki Łazarz, klatki schodowe Łazarz, klatki schodowe Ukryty klejnot w bramie Alei Marcinkowskiego Plac Andersa Murale, Gwarna i Górna Wilda Rynek Wildecki Piaśnicka / Stary Browar Stary Rynek, zachód słońca Metal i szkło, Kantaka / Plac Andersa Starołęka, WSK (tuż przed zburzeniem) Stare - Wierzbięcice / Nowe - plac Andersa Niespodzianka w podwórku, Kwiatowa Piaśnicka / Starołęka Patrz w górę

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 9, 2022

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: murale - Skomentuj


Alistair MacLean - Lalka na łańcuchu

Major Sherman z Interpolu, wraz z dwiema współpracowniczkami[1] przybywa do Amsterdamu, żeby wyśledzić, kto dystrybuuje narkotyki na resztę Europy. Sprawa się szybko gmatwa, bo niejaki Jimmy, jego źródło informacji, zostaje zastrzelony tuż po wylądowaniu samolotu, na lotnisku, zanim zdążył podzielić się swoimi odkryciami. Przez cały pobyt w Holandii, zakończony sporą rozwałką i licznymi zwłokami po obu stronach konfliktu, Sherman ukrywa swoje śledztwo zarówno przed przestępcami, lokalną policją oraz swoimi współpracowniczkami, chociaż oczywiście chętnie korzysta ze współpracy dwóch ostatnich. W ramach śledztwa jest pobity, postrzelony, przytopiony, związany i ogłuszony, ale za każdym razem nadludzkim wysiłkiem się uwalnia i idzie do kolejnej siedziby przestępców. W trakcie wypije niesamowite ilości alkoholu, co zupełnie nie wpływa mu na refleks ani wydolność fizyczną. Jak to u MacLeana, jest zaskoczka - tłójalz młbyrz wrfg wrqra m shaxpwbanevhfml cbyvpwv, xgóertb śyvpman złbqn xbpunaxn hqnwr bcóźavbaą j ebmjbwh bśzvbyngxę (orm xbzragnemn).

Pamiętam, że była to jedna z moich ulubionych powieści kryminalnych z czasów nastoletnich, stąd chyba wzięło mi się zamiłowanie do Amsterdamu, bo akurat okoliczności turystyczne autor bardzo dobrze odrobił - neony, dzielnica Czerwonych Latarni, plac Dam, rowery i kanały. Niestety sama akcja się bardzo zestarzała, brak logiki w postępowaniu bohatera i wtrącenia post factum, że to powinno wzbudzić jego niepokój czy elaboracji, że czyjś los już był przypieczętowany, są mocno irytujące.

[1] Bardzo szybko zaczyna się festiwal uprzedmiotowienia. Głównymi zaletami Belindy i Maggie jest skąpy ubiór (minisukienki), eksponujące figury “które jasno wykazywały, jak olbrzymie postępy poczyniły nieliczne wybrane przedstawicielki płci żeńskiej od czasów Wenus z Milo”. Mniej istotne są ich zdolności wywiadowcze czy intelektualne, natomiast miło jest, że są posłuszne i całują szefa z uczuciem. W finale jedna z dziewcząt musi zakończyć służbę, ponieważ mężatki nie mogą pracować w Interpolu; taka nagrodo-kara, ma na wyłączność Shermana i może wspierać go z zacisza domowego w kolejnych akcjach.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#31

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 8, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, kryminal, panowie, z-jamnikiem - Skomentuj


Diane Setterfield - Człowiek, którego prześladował czas

XIX wiek, okolice Londynu. 10-letni William Bellman popisuje się przed kuzynem i kolegami umiejętnością strzelania z procy i niechcący zabija młodego kruka. Kruki to, jak wiadomo, ptaki magiczne, wydarzenie to wpływa więc na jego życie, chociaż w niedostrzegalny sposób. Kilka lat później bogaty wuj proponuje mu pracę w swojej fabryce włókienniczej, która okazuje się idealnym miejscem dla przedsiębiorczego młodzieńca. Wszystko świetnie się układa, nawet kolejne śmierci bliskich Williama - matki, przyjaciół z dzieciństwa, kuzyna, wuja - nie mają dramatycznego wpływu na jego życie, chociaż na pogrzebach widuje tajemniczego mężczyznę w czerni, co budzi jego niepokój. Wszystko się zmienia, kiedy w wyniku epidemii umiera troje z jego czworga dzieci i ukochana żona, a ocalała cudem córka zapada w stan między życiem a śmiercią. Nad grobem bliskich zawiera pakt z mężczyzną w czerni i - w ramach bliżej nieokreślonej spółki - buduje największy, najwspanialszy dom mody pogrzebowej “Bellman & Black”.

Mam mieszane uczucia co do tej książki. To wiktoriańska powieść niesamowita z elementami nadprzyrodzonymi (czego nie lubię), ale bogato przeplatana opisem realiów wczesnego przemysłu włókienniczego (co już bardziej). Brakuje mi jednak zakończenia w sposób nieco bardziej wyrafinowany niż obungre mncenpbjnł fvę an śzvreć j vzvę źyr cbwęgrtb mnqbśćhpmlavravn, n cemrpvrż zótł qłhżrw żlć qboelz v pvrxnjlz żlpvrz.

Inne tej autorki tutaj.

#30

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 7, 2022

Link permanentny - Tagi: beletrystyka, panie, 2022 - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Eliza Piotrowska - Obczyzno moja

Czy da się wyjechać za granicę, pozostawiając za sobą Polskę? Nie w tym realnym sensie przekroczenia granicy, ale wyrugowania polskości ze swojego umysłu i serca. Autorka opisuje w oniryczno-ironicznej rzece słów związek z do bólu polskim Werterem, który nie umiał kochać, ale latami trzymał ją przy sobie, żeby razem z nim cierpiała. Od niego ucieka w pracę do Rzymu, studiując ekscentrycznego artystę, nie szukającego sławy, trafia na Rzymianina, który - w przeciwieństwie do niej - nie ma rozgrzebanej przeszłości ani swojej, ani narodowej. Razem przenoszą się do Brazylii po zachwyt kolorem, ale też i zmęczenie tymczasowością, beznarodowym zawieszeniem, byciem obcym wśród obcych. Jako że to opowieść - o ile wiem - częściowo autobiograficzna, nie ma finału tak, jak życie nie ma finału. Są obserwacje, zjawiska, ludzie i ich wpływ na narratorkę.

Przede wszystkim to fantastyczna zabawa frazą i doskonałym słuchem do języka, niechętnie porównuję do Masłowskiej, bardziej chętnie do Bator. Są zdania, które wcinają się boleśnie w myśli, jak przecięta papierem skóra, niegroźne, ale doskwiera. Jest ironia, czasem nawet cynizm, zwłaszcza w dialogach wewnętrznych z polskim dusiołkiem, naszym dobrem narodowym, który nie pozwala odczepić od siebie łańcucha z krajem urodzenia; nie jestem emigrantką, niektórych zjawisk nie rozumiem, ale między innymi dlatego nie emigruję, bo stracę jeden z moich największych życiowych atutów - umiejętność mówienia po polsku. To nie jest książka podróżnicza czy w stylu “wyjechała i doznała oświecenia”, tylko otwarty proces filtrowania świata przez polszczyznę, czasem przeintelektualizowany, czasem bardzo celny. Chcę więcej, aczkolwiek jak do tej pory autorka głównie pisuje na półkę z literaturą dziecięcą.

#29

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 6, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panie - Skomentuj


Joanna Chmielewska - Klin

Zaskakująco, ta historia nie zestarzała się w ogóle, pomimo całkowitej zmiany realiów. Joanna, architektka z Warszawy poznała pewnego sympatycznego Janusza z Łodzi, coś między nimi zaiskrzyło, problem w tym, że teraz Janusz ją ghostuje. Wpada więc na błyskotliwy pomysł, a jak zapewne możecie kojarzyć, błyskotliwe pomysły to mocna strona bohaterki, żeby jej koleżanka zadzwoniła pod dość idiotycznym pretekstem do hotelu, żeby sprawdzić, czy Janusz jest w Warszawie. Koleżanka się waha, ale do rozmowy włącza się niespodziewanie (ach, te ręczne centralki telefoniczne) obcy mężczyzna o intrygującym głosie i wykonuje strategiczny telefon, niestety Janusz jest i to w niezbyt intelektualnym towarzystwie. Joanna miota się między załamaniem a furią, wreszcie decyduje się wybić sobie Janusza z głowy za pomocą świeżo poznanego nieznajomego. Tu też idzie całkiem dobrze w stronę intymności, ale wtem nowopoznany pan się wycofuje po pretekstem tajemnicy w pracy zawodowej, nawet nie chce podać swojego imienia. To dodatkowo rozsierdza Joannę, która zapowiada, że go zdekonspiruje.

I tu zaczyna się akcja właściwa (sfilmowana niezbyt wiernie jako “Lekarstwo na miłość”), w której telefon bohaterki przypadkiem staje się punktem kontaktowym grupy spiskowców, a dzielna - choć roztargniona - architektka wprowadza ogromny zamęt, angażując w poszukiwania znajomych i milicję. Biorę poprawkę na to, że czasy są zamierzchłe, numerów telefonów dużo nie ma, na klatkach schodowych wiszą listy lokatorów, w pewnych kręgach wszyscy się znają, wszak Warszawka. Moje ulubione fragmenty to te dotyczące życia zawodowego Joanny, totalnie rel, jak to podobno mawia młodzież: idiotyzm lepienia makiety z plasteliny czy wymiarowanie nieistniejącej studzienki.

Inne tej autorki, inne z tej serii.

#28

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 3, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, kryminal, panie, prl, z-jamnikiem - Skomentuj