Byłam przekonana, że do pewnego momentu czytałam Jeżycjadę na bieżąco, ale brak notek pokazuje, że chyba nie albo się tego wstydziłam (ja? wstydzić się nawet najgorszych lektur? phleeze). I teraz tak się zastanawiam, czy nadrobić całość, co pewnie samo w sobie dużo czasu nie zajmie, ale czas pisania o książkach to już piechotą nie chodzi.
Noelkę swego czasu uwielbiałam, czytałam ją ładne kilka razy, zachwycona wigilijną podróżą bohaterki po jeżyckich mieszkaniach, siorbiąca razem z nią na potencjalnie niesłownego chłopaka, co miał przyjść, a nie przyszedł (licealne story of my life). Tak bardzo mnie ujął opis wigilii pod Kaponierą i kamienicy na Roosevelta 5, że zaczęłam rozważać studia z Poznaniu, efekt znacie. Ale do brzegu. Elka Stryba, mająca na wyłączność dziadka, stryjecznego dziadka i dzieląca ojca tylko z jego pracą, wpada w furię, kiedy dowiaduje się, że dziadek spuścił na drzewo chłopaka, egzotycznego Baltonę, na którego czekała, stryj zaprosił na wigilię handlarę spod Kaponiery (swoją dawną miłość, malarkę sprzedającą obrazy), a ojciec planuje spędzić wigilię z jakąś obcą babą. Szukając Baltony, trafia najpierw do domu Borejków, gdzie na wejściu zostaje zaliczona do rodziny, a potem do Kowalików, skąd z Tomciem Kowalikiem w stroju Gwiazdora wyrusza - jako Aniołek - na świąteczną fuchę rozdawania prezentów. Jak to w opowieści wigilijnej, wszyscy się ze wszystkimi godzą, magia świąt, a na końcu pocałunek.
Tyle że w tej na pozór uroczej opowiastce autorka zawarła tyle krinżu, uprzedzeń i cudownych zbiegów okoliczności, że więcej chyba nie można. Wypukłe czoło zdradza inteligencję, małe oczka chytrość. Ludzie bogaci są prymitywni, biedni są wielcy duchem. Dla zawiązania intrygi kobiety u Strybów giną tuż po urodzeniu dziecka - najpierw żona dziadka Metodego, przez co Grzegorz nie zaznał kobiecej ręki, potem matka Elki, której owdowiały ojciec nie potrafił okazać miłości. Grzegorz przez *rok* umawiał się z - spoiler alert - Gabrysią i mimo jej wielkiej miłości do całej rodziny, nigdy w rozmowie nie wyszło, jacy są, więc na wigilię idzie przekonany, że to straszne snoby. Cała historia wizyty u Dominikanów, w ostoi miłości i prawości, gdzie azyl znajdą wszyscy, zakończona zgarnięciem żebraczek z Rumunii (nazywanych zamiennie Cygankami), jest słodka do momentu, kiedy dziewczynki są w obcym domu rozebrane i wykąpane, mimo że nikt nie jest się z nimi w stanie porozumieć. Wolna duchem Aniela Kowalik skarży się, że Bernard jest bezrobotny i *tylko* zajmuje się dziećmi, zaś doktor Kowalik traktuje zamążpójście Idy jako koniec jej kariery. Na każdym kroku odbywa się okrutny fat-shaming, jako że dystynktywną cechą Pulpecji jest żarłoczność, podobnie Elka - poza loczkami i orzechowymi oczami - jest, po wielokroć podkreślane, obfita. Najlepsza babcia, Mila Borejko, ostoja tolerancji, nie lubi swojej “dziwnej” wnuczki, bezosobowego Tygryska, który mógłby mieć jakąś dziewczęcą ksywkę. Mnie osobiście boli rozciagnięcie topografii, gdzie Tomcio z Elką wychodzą z Noskowskiego 2, wsiadają w tramwaj pełen wesołej gwiazdkowej ekipy, jadący w kierunku Ogrodów, jadą, jadą, jadą, śmiechom i facecjom nie ma końca, wreszcie wysiadają pod Teatrem Nowym. Dla tych nie z Poznania - miejsca te dzieli 400 metrów, jeden przystanek tramwajowy. Nie mam siły się już pastwić nad czasem, gdzie przez chyba 4 godziny Tomcio i Elka odwiedzają jakieś 10 domów, rozsypanych po całej dzielnicy, w każdym jedząc pierogi i makowce, śpiewając i rozdając prezenty. Tym wszystkim, którzy chcą dać swoim dzieciom trochę sielskiej, poznańskiej opowieści, radzę dodanie didaskaliów w wielu miejscach, nie tylko w tych, które się zdezaktualizowały historycznie jak Delikatesy “To Tu” na Dąbrowskiego albo wysokość emerytury w milionach.
EDIT Zapomniałam o tej śmiesznej scenie, kiedy Grzegorz stoi nad karpiem miotającym się w przedśmiertnych drgawkach i bezrefleksyjnie stwierdzającym, że chyba ryba umiera i można by ją dobić.
#145
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 4, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, mlodziezowe, panie
- Komentarzy: 5
Trzcianka to najbardziej chyba zaniedbane fotograficzne miejsce na moim blogu. Bywam tam kilka razy w ciągu roku - wiosną, zimą, latem i jesienią, a jedyne zdjęcia, jakie pokazałam, to ogród mojej teściowej, który - oczywiście - jest przepiękny, ale niekoniecznie dostępny dla szerszej widowni. Dziś garstka widoków z okolic 11 listopada - patriotyczne parasolki na ul. Kościuszki, mural przy Rondzie Solidarności i Kościół pw. Św. Jana Chrzciciela ze scenką rodzajową.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 3, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tagi:
trzcianka, murale
- Skomentuj
Nastia Kamieńska przeszła na emeryturę (stąd tytuł), a że się nudziła, to zatrudniła się w prywatnej agencji Stasowa jako detektyw. Stasow wysyła ją na prowincję, do (fikcyjnego) Tomilina, gdzie ma - na prośbę znajomego Stasowa, oligarchy-społecznika Biegorskiego - ma ponownie przeprowadzić śledztwo w sprawie dwóch morderstw starszych kobiet, zamordowanych w podobny, nietypowy sposób. Nastia się oczywiście najeża, bo jako prywatny detektyw będzie odrzucona przez lokalną milicję, ale oligarcha i na nich wywiera wpływ; odrzuca natomiast polecenie oligarchy w kwestii spakowania rzeczy oraz - potem - jego rady w kwestiach żywieniowych[1]. W ogóle osoba Nastii budzi chyba odruchy opiekuńcze - narzeczona oligarchy, Tamara, namawia ją na korzystniejsze strzyżenie oraz odzież, w której nie wygląda jak abnegatka. Po wielu unikach Kamieńska się zgadza, a jej nowym wyglądem zachwyca się Cziestiakow. W ogóle to czas przemian - Nastia odkrywa, że istnieje życie poza pracą, świat jest piękny, a ona sama ma wtem smykałkę do fotografowania.
Wracając do śledztwa, na miejscu okazuje się, że obie panie były członkiniami klubu dla emerytów, mieszczącym się w pałacu, należącym do Biegorskiego. Ich morderstwa zostały rozdmuchane przez prasę jako zbrodnie szaleńca, ostatniego potomka dawnych właścicieli posiadłości, przez co miejsce traci na popularności. Dodatkowo, w pałacu dzieją się dziwne rzeczy, związane z legendami o dawnych właścicielach - pęka lustro w zamkniętym pokoju, ktoś niszczy szytą przez Tamarę suknię albo rozsypuje włosy z jej salonu fryzjerskiego. Kamieńska, udająca na prośbę oligarchy socjolożkę, głośno wyjaśnia swoje teorie psu, którym zaczyna się opiekować w trakcie pobytu w Tomilinie. Po wykluczeniu kolejnych hipotez wyjaśnia wszystko - psoty mające związek z legendami i dwa morderstwa - xgóer bpmljvśpvr avr fą mr fboą mjvąmnar: cvrejfmn m cnń tvavr, ob bfmhfgxn, xgóen h avrw mnzvrfmxnłn, zvnłn puencxę an wrw zvrfmxnavr; qehtn mbfgnwr mnovgn, ob fjbwą bfboą hgehqavn nqbcpwę fvrebgl, n fcenję gehqab olłb jlxelć m cbjbqh bfbol zbeqrepl - grtb flzcnglpmavrwfmrtb m ybxnyalpu zvyvpwnagój.
Drobiazgi: jako hasło do poczty obie denatki zgodnie ustawiają swoje nazwisko panieńskie, zaś według lokalnej burdelmamy, “prostytucja jest rękojmią stabilności rodziny. Mężczyzna nie potrzebuje zobowiązań, lecz seksu. Jeśli dostanie go bez zobowiązań, chętnie wykorzysta okazję, a później wróci do rodziny”.
[1] Oczywiście, świat post-radziecki ocieka seksizmem, Kamieńska jest traktowana jako dopust (“kura nie ptak, a baba nie człowiek”, “szczerze mówiąc, nigdy nie wierzyłem w siłę kobiecego umysłu” itd.), a każdą samodzielną osobę zmroziłby nakaz spakowania się według listy przygotowanej przez mężczyznę czy sarkałaby na narzucony jadłospis, ale. Nastia jest osobą absolutnie niezaradną, zabrane przez nią ubrania - drogie dzwony, cienka kurtka, eleganckie botki - nie nadają się na zimę na prowincji, przemarza błyskawicznie. Nie odżywia się też racjonalnie, co przypłaca bezsennością, złym samopoczuciem, zgagą, co się nie dzieje, kiedy stosuje się do wskazówek Biegorskiego. I tak jak w kwestii ubrań wraca z podkulonym ogonem i każe się zaopatrzyć w to, co niezbędne, tak dalej żyje na słodyczach i głęboko smażonym o każdej porze.
Inne tej autorki tu.
#144
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 1, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, kryminał, panie
- Komentarzy: 3
Nie wiem, jak Wy, ale ja zawsze - na progu wiosny, kiedy słońce widzę dłużej niż godzinę dziennie - robię plany. Że co chociaż raz na dwa tygodnie w weekend pojadę w nowe albo w dawno nie odwiedzane miejsce w bliższej lub dalszej okolicy. Że będę chodzić codziennie 10 tysięcy kroków. Że nowy kraj na wakacje albo i dwa (w tym roku padło na Słowenię i Chorwację, padło, po czym się malowniczo obfajdało). Oraz, co mnie rozbawiło najbardziej, że będę częściej chodzić do nowych restauracji. A potem bum, pandemia. I tak uważam, że mimo wszystkich obostrzeń, lockdownu i social distancingu udało mi się wyjść z domu absurdalnie dużą liczbę razy. Niezaprzeczalnym królem wszystkich wyjść jest oczywiście Nocny Targ Towarzyski, gdzie co najmniej raz w tygodniu wbijaliśmy na rodzinne frytki z sosami oraz Mykonos, bo najlepsze greckie w Poznaniu. Dwukrotnie wyszłam z przyjaciółką wieczorem - odwiedziłam Orzo, w którym kiedyś byłam, ale niespecjalnie mi się podobało oraz Szczaw i mirabelki, gdzie dla odmiany pysznie i wegańsko. Trafiłam do Grill i Wino, bo blisko, ale wypłoszyła mnie głośna muzyka, więc - mimo że jedzenie było smaczne - raczej nie wrócę, bo jednak nie ten klimat. Znacznie bardziej przypadł mi do gustu Fyrtel smaków, gdzie można bardzo przyzwoicie na wynos. I to, dla odmiany, był modus operandi w 2020, zwłaszcza że od marca pracuję w domu. Najlepszymi nawynosami są Taj India i Niezły Meksyk, gdzie jednym zamówieniem ze spokojem opędzałam dwa dni obiadów. Bez wstydu przyznam sie też, że najlepsze awaryjne obiadowe to spaghetti z Picollo, nikt nie narzeka. Raz czy dwa podjęliśmy z TŻ-em próby nawynosów z Tapasty, Świętej Krowy czy Pyrabaru, ale dania z tych miejsc nawet po krótkiej podróży nie są już tak dobre jak na miejscu (oraz pani kierowniczka kręci nosem, najwyżej zje frytkę). Oraz słodkie: wiem, dieta sreta, ale pandemia wrzuciła mnie w absolutnie ciemne miejsce, z którego dopiero - mam nadzieję - zaczynam wychodzić, więc pączki i kawa z Pączusia i Kawusi, torcik pralinowy z Sowy (i letnie owocowe z galaretką) czy wreszcie kawa z ciachem w Karpicku, gdzie czekałam czasem na panią kierowniczkę podczas jej zajęć pozalekcyjnych, to wszystko mi znacznie poprawiało humor. A jak Wasze pandemiczne kulinarne odkrycia?
- Tawerna Mykonos - plac Wolności 14
- Taj India - Wiankowa 3
- Niezły Meksyk - Różana 15
- Tapasta - Kwiatowa 3/3
- Nocny Targ Towarzyski - Kolejowa 23
- Święta Krowa - Kwiatowa 1
- Spaghetti Bar Picollo - Jaworowa 66
- Pyrabar - Strzelecka 13
- Grill i Wino, Burgerownia Dębiecka - Opolska 16
-
Fyrtel Smaków - Kołłątaja 47 - przeniesiona do innej lokalizacji pod Poznań
- Szczaw i mirabelki - Jaroczyńskiego 22a
- Orzo - Garbary 67a
- Cukiernia Sowa - Górecka 30
- Pączuś i Kawusia - rynek Łazarski 8
- Cukiernia Karpicko - Dąbrowskiego 33
PS Nie piekłam chleba. Oraz najbardziej tęsknię za śniadaniami w Republice Róż.
Cukiernia Sowa
Pączuś i Kawusia
Mykonos
Nocny Targ Towarzyski
Święta Krowa
Fryty z NTT
Nocny Targ Towarzyski / Szczaw i mirabelki
Karpicko
GALERIA ZDJĘĆ
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 28, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 1
Jak już pewnie zauważyliście, lubię porównywać ekranizację z książką, jeśli jest tylko taka możliwość. Tu zaczęłam od serialu, przez co automatycznie to dla mnie jest punkt odniesienia (w tym dla nazwisk), chociaż oczywiście nie oznacza to, że serial zawsze jest lepszy.
Atticus Freeman, weteran wojny w Korei, wraca do rodzinnego miasta tylko po to, żeby udać się na poszukiwanie ojca, który - szukając przodków matki - zniknął jakiś czas wcześniej, a teraz wysyła dziwny list ze wskazówkami. Wraz z wujem Georgem, autorem przewodników dla Czarnych oraz przyjaciółką z dzieciństwa, przedsiębiorczą Letitią, trafiają do mrocznej posiadłości Arkham, siedziby mrocznego kultu Adamitów pod przewodnictwem Samuela Braithwaite’a. Atticus, ku swojemu zdziwieniu, okazuje się być potomkiem białego jak śnieg przywódcy, którego przodek był zaskakująco dobry dla swojej czarnej służby; niestety zamiast majątku jego dziedzictwem ma być ofiarowanie w magicznej ceremonii. To początek mrocznych przygód wesołej ekipy, która napotyka na pomykające po lesie potwory, nawiedzony dom z morderczą windą, klątwę, maszynę do przemieszczania się między światami, podmianę ciał czy wreszcie zdrowy, amerykański rasizm. Bo serial - mimo dramatycznych wydarzeń, hektolitrów krwi, brutalnych powidoków masakry w Tulsie oraz niezgodnych z książką śmierci - jest przede wszystkim zabawny i wykorzystuje twórczo popkulturę (wprowadzając chociażby wątki jak z Indiany Jonesa). Nie wiem jednak, czy pozostawienie tonu zgodnie z książką, mniej brutalnego, gdzie poza jednym adwersarzem nie ginie nikt (a w serialu cztery ważne dla fabuły osoby), nie poprawiłoby ekranizacji.
Książka Ruffa jest, niestety, dość płaska w zestawieniu z rozbuchaną fabułą serialu. Przeprowadza przez wydarzenia trochę na zasadzie gry fabularnej, obracając się wokół osoby Atticusa, z rzadka pozwalając na przygody Ruby, siostrze Letitii czy ciotce Hyppolycie, a te wątki w serialu są arcyciekawe. Przemyka się dygresyjnie przez wojnę w Korei, która - wraz z poznaną przez Atticusa Ji-Ah - odgrywa znaczącą rolę w ukształtowaniu postaci bohatera i w finale historii. Znacznie urozmaica też zróżnicowanie płciowe przez zmianę płci syna Braithwaite’a, Caleba, który staje się Christine (co pozwala na swobodniejszą zabawę konwencją przy podmianie ciał przez Ruby) oraz zastąpienie epizodycznego w powieści Horacego, syna George’a i Hyppolyty, przez córkę Dee z nieco szerszą rolą. Twórcy serialu ładnie wychodzą z tych nieścisłości, wprowadzając jako artefakt książkę napisaną przez syna Atticusa, w której zamiast Dee jest Horacy.
TL;DR - bohaterowie są czarni, a biali są źli. Mnie się podobało.
Inne tego autora tutaj.
#143
Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 25, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Oglądam, Seriale -
Tagi:
2020, panowie, sf-f
- Komentarzy: 4
[20.09.2020]
Czasem jest tak, że nie bywa się w jakichś miejscach, mimo że wiesz, że tam ładnie i miło. Albo przestajesz robić zdjęcia, wszak nic się nie zmieniło od ostatniego razu. A szkoda, zwłaszcza w okolicach tak uroczych jak Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan, Wzgórze Św. Wojciecha i na samej ulicy Święty Wojciech (nie "Wojciecha", por. Św. Marcin).
Okolice w 2010: Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan i Święty Wojciech.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 25, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tagi:
cmentarz, murale
- Skomentuj
W rodzinnej posiadłości przy małym miasteczku mieszkają Blackwoodowie: dwie siostry - starsza Constance i młodsza Mary Kate, zwana Merricat - oraz starszy i schorowany wuj Julian. Nad rodziną cieniem kładzie się tragedia sprzed sześciu lat, kiedy to reszta rodziny - rodzice, młodszy brat dziewcząt i żona wuja - zginęli otruci arszenikiem, który ktoś podał w eleganckiej cukiernicy do zebranych przez Merricat jagód. Constance, która wtedy przygotowywała posiłek, została aresztowana i spędziła jakiś czas w areszcie, zanim wypuszczono ją z braku dowodów. Teraz jedyną osobą, która opuszcza posiadłość w celu zrobienia sprawunków czy wypożyczenia książek z biblioteki, jest Merricat; każde wyjście okupione jednak jest traumą, bo jej rodzina ogniskuje nienawiść wszystkich w miasteczku. Merricat chroni też rodzinę szeregiem zaklęć i magicznych przedmiotów, którymi uszczelnia ogrodzenie, dzięki czemu - mimo okazjonalnych wizyt tzw. Dobrych Pań, które chcą przywrócić dorosłą już Constance społeczeństwu - Blackwoodowie nie są narażeni na prześladowanie przez mieszkańców okolicy. Stabilność burzy przybycie kuzyna Charlesa, który zamierza wprowadzić swoje porządki w posiadłości, a Constance wydaje się być skłonna na to przystać.
Jaka to pyszna opowieść o tajemnicy sprzed lat, ludzkiej niechęci dla innych i - co chyba najbardziej wartościowe - to jedna z pierwszych książek, w której narratorką jest osoba niekoniecznie zdrowa psychicznie. Sama intryga - kto przed laty uśmiercił większość rodziny Blackwoodów oraz czego chce kuzyn Charles - jest dość oczywista, nie jest jednak oczywiste zachowanie mieszkańców miasteczka, zwłaszcza po pożarze w posiadłości. I wreszcie sama posiadłość, pełna wspomnień i pamiątek, z tajemniczymi zakątkami, o których wie tylko Merricat; to równoprawna bohaterka historii.
Inne tej autorki tutaj.
#142
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 22, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, kryminał, panie
- Komentarzy: 2
Trzy wyprawy - dwie rodzinne na obiad do restauracji greckiej (o czym niebawem, bo szykuję kawałek o jedzeniu w czasie pandemii), trzecia - samotna, żeby się spotkać ze znajomą. Okolice placu Cyryla Ratajskiego, zwanego Cyrylem, a wcześniej Pigalakiem, to kilka kwartałów starych kamienic, przetykanych okazjonalnymi plombami - Nowowiejskiego, 3 Maja, Marcinkowskiego. Na samym placu co jakiś czas zmieniają się wystawione rzeźby studentów pobliskiego Uniwersytetu Artystycznego.
Al. Marcinkowskiego, w głębi
pl. Cyryla Ratajskiego
Al. Marcinkowskiego
Nowowiejskiego / 23 Lutego
Mielżyńskiego
3 Maja
pl. Cyryla Ratajskiego
Al. Marcinkowskiego
Marcinkowskiego, w bramie
Marcinkowskiego / 27 Grudnia
Mielżyńskiego
Okolica 2010-2014: U Cyryla, 3 Maja, Nowowiejskiego, Młyńska i Nowowiejskiego.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 20, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Skomentuj
Autobiografia byłego prezydenta USA, napisana w połowie lat 90., jeszcze zanim został znanym politykiem; nie jest przez to mniej ciekawa, chociaż oczywiście interesująca byłaby druga część, stworzona już przez człowieka doświadczonego. Nie jestem fanką biografii, nie będę więc streszczać życia Obamy. To, co mnie uderzyło, to życie "pomiędzy", które zdefiniowało jego poglądy. Syn Kenijczyka i Amerykanki, urodzony na Hawajach, dorastający w Indonezji, nigdy nie czuł się w pełni czarny, ale ewidentnie też nie był biały. To pozwalało mu na bogatą obserwację rasizmu i przemocy wobec osób kolorowych i efektów takiej polityki - utrudnień w edukacji, nieufności wobec władz, ubóstwa czy wreszcie niereperowalnego podziału na Czarnych i Białych. Na epizody aktywizmu i prób polepszenia socjalnego sytuacji Czarnych środowisk w Chicago, autor nakłada swoje poszukiwania śladów ojca, które prowadzą go do Kenii.
#141/#3
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 17, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2020, biografia, panowie
- Skomentuj
Andrzej Barcz - Rendez-vous w hotelu „Royal” #098
Spis osób:
- Jan Kowalewski - awansował z gońca na doradcę handlowego mimo matury po 30-tce
- Ewa Kowalewska - budzi w mężu strach i nienawiść
- Joanna Zając - ani aktorka, ani scenografka, tylko studentka po saksach, nadspodziewanie inteligentna
- Józef Marciniak - starszy kontroler Portu Lotniczego Okęcie, ma instynkt
- porucznik Paweł Wert - szczęśliwiec, co ma urlop w sierpniu
- starszy sierżant Sypniewski - najlepszy kierowca[1] Komendy Głównej
- major Biesaga - w czasie wojny miał coś wspólnego z francuską Resistance
- kapitan Zawiśniewski - prowadzi śledztwo w sprawie przemytu
- Pierre Falba - wiceprezydent spółki Corex w Paryżu, olbrzym z ręką miękką jak duża napompowana poduszka
- Janusz Konrad - młodszy handlowiec w Corexie, wieczny prymus
- Lidia Rygielska - bardzo dzielna dziewczyna, współpracowniczka Kowalewskiego w Warszawie
- pani Halina - sekretarka majora, czterdziestoletnia blond piękność
- Powłoka - wywiadowca, przybył prosto ze szkoły w Słupsku
- Dworakowski - dyrektor warszawskiego oddziału Corexu
- Rene Pingot - Francuz, cicha obstawa Kowalewskiego
- Jacek Lewkowicz - narzeczony Rygielskiej, artysta
- major Baliński - Służba Bezpieczeństwa
- Tomasz Salski - młody, energiczny człowiek i świetny ekonomista
- portier - ma twarz, z którą nie zawsze w życiu dobrze się obchodzono
- Marie - pokojówka, nie przeszkadza jej, że przystojny cudzoziemiec ją obserwuje przy ubieraniu
- Marta Obuchowicz/Obuchowska - starszą panią o ciemnych włosach i inteligentnej twarzy
- Ela Szymańska - dziewczyna o wspaniałych oczach i odrobinę mniej wspaniałej reszcie
- monsieur Lefevre - nietuzinkowa osobistość w świecie paryskiej policji, znajomy majora Biesagi
- Witold Loup - babka zmuszała go do nauki polskiego
- Wiktor Scalny - lokalna sława półświatka paryskiego, krewny Skalskiego[2]
- madame Luiza - dawna flama Scalnego, z wyglądu 120 lat i dużo zwierząt w domu[3]
- Robert Marcos - siwy mieszczanin pochodzenia greckiego
- Paul - wysoki filmowy goryl, mogący wystraszyć niejednego staruszka
- sierżant Jurczyk - jeden z najbardziej doświadczonych ludzi Komendy Głównej
- Paul Berger - nosi ze sobą Paris Match z generałem Franco na okładce
Pan Kowalewski, przedstawiciel firmy polsko-francuskiej Corex, wraca sobie spokojnie z Paryża i nagle w jego bagażu celnicy odkrywają narkotyki. Dużo narkotyków. Zdziwiony delikwent ląduje w celi i twierdzi, że nic nie wie, a walizkę dostał od współpracowników. Niedługo potem z okna paryskiego hotelu Royal wypada Rygielska, współpracowniczka Kowalewskiego, podobno inicjatorka zakupu walizki. Porucznik Wert incognito i niby prywatnie, ale z błogosławieństwem szefa, wybiera się do Paryża, żeby zobaczyć Luwr i wieżę Eiffla, a tak naprawdę zrobić wywiad z pracownikami Corexu. Na miejscu, wraz z zaufanym następcą Kowalewskiego, Skalskim, prowadzą prywatne śledztwo, idąc śladami zamordowanej Rygielskiej, która przed śmiercią spodziewała się sporych pieniędzy. W Paryżu, ognisku rozpusty[4] i przestępstwa, dzięki wsparciu króla półświatka pochodzenia polskiego, Wert udaje desperata i załapuje się na fuchę przemytu narkotyków, a dodatkowo zakochuje się w uroczej Elżbiecie. W finale major Baliński sugeruje napisanie pracy magisterskiej pod tytułem: „Nieprawidłowości w życiu małżeńskim a przestępstwo pospolite".
Się nosi: luksusowy zegarek Seiko.
Się pali: “gituny”
Się je: jajecznicę na boczku, stary chleb, frytki i wino (w Paryżu), kabanosy w hotelu.
Się pije: żubrówkę.
Bawiac uczyć:
- Rue d'Assas to chyba gdzieś w okolicach Ogrodu Luksemburskiego?
- Masz rację. Powiem ci jeszcze, że w domu naprzeciwko zatrzymywał się Reymont w czasie swojego pobytu w Paryżu.
Się zażywa kultury: niejaka Małgosia zaprasza Werta na nową sztukę Arrabala, ale ten nie idzie.
[1] (...) za kilka sekund włączył już czwarty bieg. Samochód prawie unosił się nad ziemią.
[2]
To potomek rosyjskiego generała, który na emigracji był portierem w hotelu „Claridge". Matka jego była Polką. Wiktor od dziecka miał szaloną łatwość w uczeniu się języków. Karierę zaczął jako międzynarodowy szczur hotelowy, wodząc za nos policję wszystkich europejskich stolic. Jest też geniuszem charakteryzacji. Potrafił się przebrać nic tylko za Szkota, co nie jest może tak trudne, ale także za żonę Szkota, co chyba przyznasz, jest trudniejsze.
[3]
Teraz dopiero zauważył, że spoza mebli patrzą na niego liczne oczy nieruchomych ptaków, kotów i białych myszy.
- Chyba się ich pan nie boi, młodzieńcze? One nie gryzą ani nie dziobią obcych. Są oswojone. Prawda, moja droga? - spytała papugi.
Rzeczywiście są oswojone - myślał Paweł. - Ten, co je oswoił, zużył na to sporo trocin.
[4]
W obszernym ciemnym hallu stał maleńki kontuar, za którym siedział staruszek ze znudzeniem oglądający pornograficzne pisemko.
Zauważył pan chyba, jak wszyscy speszyli się na pytanie o film Polańskiego. Kina tutaj są drogie. Nasi panowie pójdą najwyżej raz w miesiącu na jakieś porno i to wszystko.
Otworzył walizkę - wszystko było w niej poukładane tak, jak zostawił wychodząc. Były to oczywiście same ubrania, pocztówki i kilka pornograficznych pisemek, które znalazł w szafie pensjonatu i wsadził do walizki dla podkreślenia swoich zainteresowań.
Inne tego autora.
Smolaga Ryszard - Ślad prowadzi do Delty #099
Spis osób:
- Leon Wiewiórski - właściciel pensjonatu Mariola
- Roman Borowicz - gwiazda polskiego filmu i telewizji, rezydent pensjonatu, lubi płatać figle
- Józef Szostak - mniej wzięty aktor
- Zofia Strzałecka - modystka, ma sklep z kapeluszami, ale twierdzi, że jest śpiewaczką
- inżynier Kosmala - w zdenerwowaniu mówi dyszkantem
- Wiktor Żarnecki - literat, ale z blokadą twórczą
- Wanda Sosińska - pokojówka i portierka
- porucznik Zbigniew Kaczorowski - Wydział Zabójstw
- sierżant Edward Sójka - lokalny posterunek
- Erazm Milewski - mieszkaniec sąsiedniego pensjonatu
- Lucjana Pomorska - dama dość ekscentryczna, tak z wyglądu[1], jak i zachowania
- Stefaniak - dyrektor Teatru Popularnego w Warszawie
- Zenon Pomorski - mąż Lucjany, właściciel cukierni w Białobrzegach nad Pilicą
- Tadeusz Stombimierowski - czytuje periodyk “Motor”
- Stanisław Borowicz - ojciec denata
- Antoni Kolański - partner szachowy Borowicza juniora, emerytowany inżynier
- Kudelska - woźna teatralna
- Andrzej Zawidowski (ps. Świder) - pomocnik mechanika sceny, pijus i damski bokser
- Zuzia - podkuchenna, wyjątkowo prawdomówna
- Walczak - właściciel “Rusałki”, barman, kucharz i wykidajło w jednej osobie
- Hanka Kryńska - studentka, dorabia sobie kelnerowaniem
- plutonowy Zajączkowski - Służba Ruchu Drogowego z Zambrowa
- Józef Gmochowski - metaloplastyka, usługi dla ludności, a prywatnie kolega Zajączkowskiego
- porucznik Wiktor Zięba - przestępstwa gospodarcze Zambrów
- Jaroszyński - kierownik wydziału ekonomicznego KM PZPR, inżynier metalurg
- Stefan Rumiński - księgowy w Delcie
- Władysława Szopska - magazynierka w Delcie
- Agata Rumińska - żona Stefana
W nadmorskim pensjonacie ktoś zabija znanego aktora, dowcipnisia i mistrza naśladowania głosów. Niestety mieszkańcy plączą się z zeznaniach, a gospodarz coś ukrywa. Milicja śledzi wszystkich, którzy mogli mieć do Borowicza jakieś pretensje, ale każda kolejna osoba okazuje się mieć alibi. Wiadomo, każdy też coś ukrywa, na przykład właściciel pensjonatu (potem okazuje się, że fcrxhyhwr xenqmvbalzv xbafrejnzv). Niezależnie, w zupełnie innym miejscu ciężarówka rozwala murek, w którym znajduje się zwój srebrnej blachy. Milicja szuka więc potencjalnego źródła srebra, co naprowadza ich na nadużycia gospodarcze (importowane za dewizy srebro wcale nie docierało do fabryki, bo mimo srebrnych elementów w planach, realnie nie były montowane w komponentach, a dewizami się spryciarze dzielili). Zbrodnia okazuje się cemlcnqxbjn - nxgbe anśynqbjnł bsvneę v zbeqrepn mnovł tb cemrm cbzlłxę, żrol hxelć fjów hqmvnł j nsremr mr feroerz.
Się pije: piwo.
Się je: kiełbaski z rożna, jajecznicę na boczku.
Się maskuje: włosy na blond wodą utlenioną i goli brwi.
Się gra: w zespole młodzieżowym “Teksas Bazooka Band”.
[1] Przesłuchujący Pomorską porucznik Kaczorowski nie mógł powstrzymać się od nazwania jej, w myśli oczywiście, farbowanym koczkodanem. Za tym określeniem przemawiały fioletowe włosy i mnóstwo różnorodnych barwników, jakimi napacykowała całą swą twarz.
Inne z tego cyklu tutaj.
#140 (przeczytałam też po raz kolejny EW097).
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 16, 2020
Link permanentny -
Tagi:
2020, kryminał, panowie, prl -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj