Tym razem jest o pociągach, a konkretnie o kolei parowej. Dick Simnel, prowincjonalny samouk, z nieodłącznym suwakiem logarytmicznym przybywa do Ankh-Morpork z propozycją budowy kolei. W spółce z Królem Harrym, potentatem na rynku nieczystości, z delikatnym acz znaczącym wsparciem Vetinariego rozpoczynają przedsięwzięcie, które zmienia świat. Konserwatywne krasnoludy, zirytowane wcześniej sekarami i uwolnieniem goblinów z niewolnictwa, zaczynają walkę z koleją, czyli z Ankh-Morpork, Strażą i samym Vetinarim. Nierozsądnie. Kręci się w okolicy Moist, któremu Patrycjusz polecił zadbać o interesy Ankh-Morpork w kwestii kolejnictwa, bo inaczej pójdzie do kotków. I mimo że w pewnym sensie jest głównym spiritus movens, tak jest dość niedoinwestowany jako bohater. W tle prototypowa lokomotywa, Żelazna Belka, która zyskuje samoświadomość, trainspotterzy ("wyjął kartkę i napisał 1") oraz gobliny, które we wzruszającym Niuchu zyskały prawa ludzkie i okazały się cennym nabytkiem dla sekarów, a tym tomie - ponieważ świetnie wchodziły w technologię - również dla kolei.
Nie jest to zły tom, ale i nie najlepszy - tajemnica dolnego króla była oczywista, a (upraszczając) kilkaset stron, żeby przejechać z Ankh do Uberwaldu to sporo czasu, podczas którego niewiele się dzieje.
Nie mogę się jakoś zebrać do "Długiej wojny", zaskoczy mnie mile?
Inne tego autora tu.
#60
Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 18, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, panowie, sf-f
- Komentarzy: 3
Wracając z placówki edukacyjnej kilka dni temu, kątem oka zobaczyłam łan fioletu. On the outskirts of nowhere, on the ring road to somewhere, za Strzeszynem Greckim, za krzakami, za polami. Po dłuższych poszukiwaniach w internetsach okazało się, że pachnące miodem pole to faceliowy poplon (typowane były hyzop, zatrwian czy oset i chaber). Brzęczący pszczołami, kręcący w głowie zapachem, z paprociowo zakręconymi kwiatostanami. Tuż przy drodze, którą jeżdżę codziennie.
GALERIA ZDJĘĆ. I łacina po naszymu na dziś, łatwiutka:
Kóniec Dymbiec.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 17, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
polska
- Komentarzy: 10
Czasem tak jest, że po nastu latach w mieście nagle się okazuje, że w samym centrum jest zakątek uroczy, przedziwny i zupełnie poza kontekstem. Czekając na przygotowanie zdjęć[1] u ulubionego fotografa Poznaniaków (ponad 100 lat tradycji) weszłam wtem w bramę Biblioteki Uniwersyteckiej, gdzie.
GALERIA ZDJĘĆ.
[1] Na biometrycznych każdy oprócz Maja wygląda jak wyjęty z pijackiej imprezy w mafii.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek czerwca 16, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 1
Tym razem (bo poprzednim nie) trochę padało, przez co nagle znaleźliśmy się w ulewie w namiocie z Holką i Billim. Holka co jakiś wychodziła sprawdzić, czy jeszcze pada. Padało, więc wracała i otrząsała się radośnie. Okazało się, że zarówno Holka i Bill łapią frisbee, ale Holka oddaje, a Bill niechętnie. Niebieska wata cukrowa, mokra trawa i huśtawki na Cytadeli.
Holka
Bill
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 14, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
cytadela
- Skomentuj
Jakbym powiedziała na melodię niegdysiejszego kabaretu, że "Momenty były? No masz!", to bym skłamała. Ta książka głównie składa się z detalicznych opisów pożycia intymnego bohatera, Jonathana z kochanką, czasem przerywanych dygresyjną historią życia, rodziny i emigrancką rzeczywistością Brukseli. Jonathan, właściwie Janusz, wychowujący się od czasów nastoletnich za granicą, jest pisarzem, mieszka aktualnie z żoną i dwójką dzieci w Brukseli. Z żoną się przyjaźni, ale nie stanowi to problemu, kiedy spotyka piękną Czeszkę wychowaną w Szwecji, Andreę, w której się zakochuje i przez kilka lat prowadzi niebezpieczną i karkołomną rozgrywkę, próbując utrzymać jednocześnie żonę i kochankę. I wyznam, że tu mi nieco siada przyjemność z lektury, bo Jonathan jest zwyczajnym palantem, a jego wielokrotnie werbalizowane dylematy o radościach z poligamii są dość miałkie. Na drugim planie jest żona Jonathana, Maggie (w zasadzie to Magda), która też przed laty miała romans, ale się z tego wyplątała, bo rodzina była ważniejsza. Nie wiem, może chodziło o stworzenie paraleli, że nie tylko mężczyźni zdradzają? Całość jest dość ciężkostrawna, w zasadzie tylko ratowana przez dość cyniczny opis zarówno emigrantów-karierowiczów, jak i typowych Polaków za granicą.
Książkę odsłuchiwałam w sposób mocno przerywany podczas jazdy samochodem. Niestety - zapewne lepiej bym ją odebrała, jakbym ją czytała sama, ponieważ lektorka (Olga Miłaszewska) ma głos absolutnie niepasujący zwłaszcza do męskiej narracji - skrzekliwy, afektowany, raczej targowisko niż literat w Brukseli.
A dla tych, co dotrwali - łacina na dziś:
Uwożej na kejtra, bło cie chapnie.
Inne tej autorki tu.
#59 / #2
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 13, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2014, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 4
Nie mogłam się powstrzymać, mimo że znacznie trudniejsze. Ale:
Pamiyntej, że mosz mieć rułe czy mosz świnie, czy nie.
Poza tym dzisiaj znowu smażyłam truskawki. Dalej ciepło.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 11, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Komentarzy: 5
Wprawdzie za oknem słupek pokazuje nawet 33 stopnie, ale przetwarzam (ponad 6 kilo rabarbaru i 2,5 kg truskawek, ale tu sytuacja jest rozwojowa, bo babcia I. wjechała wczoraj z ponad 2 kilo w prezencie). Dziś za to w drodze na lekcję hiszpańskiego pękło niebo (wielokrotnie) i na trzecie piętro weszłam z przemoczonymi sandałami w rękach w roli miss mokrego podkoszulka, spódnicy i wszystkiego. Albowiem mam takie marzenie, żeby mówić tak jak bohaterki Almodovara, tylko jeszcze muszę się nauczyć gestykulacji. Wszystko Wam opowiem, tylko niech ktoś mi potrzyma arbuza. Hiszpański mnie nie zniechęca względną regularnością, podobieństwem słów pisanych do wymawianych (chociaż, oczywiście, są wyjątki), związkami z łaciną i angielskim. Niewiele jeszcze rozumiem z dialogu, ale sytuacja jest rozwojowa. Na wakacje jadę do Grecji, będzie jak znalazł.
Na balkonie rzodkiewka poszła w liście, słonecznik trochę niedomaga, za to z poziomki jest kilka owoców codziennie. Nie wiem, jak smakują, nie miałam okazji spróbować.
Nie mogłam się oprzeć mikroksiążeczce z "Łacińskimi przysłowiami po naszymu" i będę od dzisiaj wzbogacać moje notki o zgadywankę (chyba że mi się to znudzi, wtedy nie), co to za łacińskie przysłowie. Dziś łatwe i wyjątkowo w temacie aktualnym:
Matka smaż, póki masz!
Wracam czytać "Sagę rodu Forsythe'ów", ciutek rozczar po latach, ale miewa smaczki. Niebawem Anglia. Mam nadzieję, że trafię akurat na te trzy dni lata w tym roku.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 10, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, JFDI
- Komentarzy: 7
[6-7.06.2014]
Od piątku pół Rynku zajmują stragany z tym samym, co rok temu - serami, prowansalskimi mydłami, lawendą, nugatem (najlepszy ten dwukolorowy, beżowo-biały), kiełbasami i musztardą.
GALERIA ZDJĘĆ.
W sobotę Cropp zorganizował akcję reklamową, w której chodziło o to, żeby złowić kaczkę z fontanny. Zapowiedź była szumna, kaczki niknęły w dużej fontannie (spodziewałam się całej fontanny kaczek, niestety). Maj złowił kilka kaczek oraz dokonał strat na odzieży. Ale wyschła. Odzież.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 8, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 2
Krawędź lata. Najlepsza pora roku na świecie. Nawet poranek nie jest trudny.
Otwarte okno w sypialni nocą. Dźwięk pociągu, który jedzie gdzieś w świat, kiedy leżę wtulona w poduszkę i nigdzie się nie wybieram. Świat kręci się beze mnie.
Lipy. Już pachną. I piwonie. I jaśmin. W tym roku cykl kwitnienia następuje szybko i płynnie, nie zdążę się rozczarować, że skończył się bez, kasztanowce czy akacja, bo jest coś nowego.
Kot Burszyk, który jest na łóżku zawsze przede mną. A priori mruczący i absolutnie chętny na głaskanie; wyciąga w górę tygrysie łapy, pokryte futerkiem z jedwabiu i aksamitu.
I ten moment, kiedy dostaję rysunek z głowonogami. Zawsze mam na nim ogromne oczy i piękne piersi, bo wspomnienie o karmieniu jest od jakiegoś czasu najczęstszą historią, o której opowiedzenie prosi.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 5, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Maja
- Komentarzy: 1
Epicka historia o życiu małego angielskiego miasteczka, zaczynająca się z rozmachem - od śmierci. Niespodziewanie umiera jeden z członków rady gminy, Barry Fairbrother, społecznik, dziennikarz, trener wioślarstwa w lokalnej szkole. Wiele osób - dorosłych i nastolatków - nagle odkrywa, jak ważną rolę pełnił dla homeostazy społecznej. Absurdalnie, to nie historia jego żony ani czwórki sierot (choć ich strata jest postrzegana), ale ludzi z którymi współpracował, których uczył i których był przyjacielem. Po jego śmierci pojawił się wakat w radzie gminy, który zapoczątkował spore zmiany polityczne - frakcja dążąca do odcięcia gminy od osiedla patologicznej biedoty (oczywiście na korzyść gminy, bez względu na koszt "tamtych") mogła wreszcie przerwać impas.
To książka spora objętościowo, wielowątkowa. O konflikcie między rodzicami a dziećmi, o wychowaniu, o wyjściu z patologii, o rasizmie, związkach, zdradzie i depresji. Przypomina mi nieco prozę Doyle'a, choć zdecydowanie jest mniej humorystyczna i pogodna. Mam kilka uwag do tłumaczenia - brakuje objaśnień niektórych fraz (ot, domyśliłam się, czemu Krystal Weedon przezywali, że się posikała, ale to dlatego, że ogólnie jestem ogarnięta), czasem zdania wydają się wyrwane z kontekstu. Bez względu na to, czyta się intensywnie i trudno się oderwać.
Inne tej autorki tu. I, oraz - czy chcę przeczytać Harry'ego Pottera? Tylko poważne odpowiedzi.
#58
Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 4, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 17