Zacznę od wstępu, że tak, wiem - jestem w pozycji najbardziej uprzywilejowanej. Mam pracę, w której mogę wszystko ogarnąć za pomocą laptopa, współdzielonych plików, narzędzi do zarządzania zadaniami i telekonferencji; mogę bez problemu pracować z domu z kotem Burszykiem na kolanach[2], projekty się będą toczyć. Mam duży dom, w którym nie siedzimy sobie na głowie, z wydzieloną przestrzenią do pracy i zamykanym pokojem dziecięcym, a dziecko jest na tyle duże, że nie muszę kontrolować, czy sobie nie rozbija głowy albo nie źre proszku do prania. Ba, mam oszczędności, więc mogłabym w pańskim geście wykupić przedrożone maseczki ochronne z Allegro i codziennie nosić nową. Nie jestem w grupie ryzyka. Więc to, co poniżej, to są #problemypierwszegoświata, zdaję sobie sprawę.
Rozumiem konieczność izolacji i wyjęcie dzieci z placówek jest posunięciem słusznym, bo komunikacja miejska i ograniczenie wylęgarnia zarazy, ale jakże mnie irytuje niejawne założenie, że rodzice wtem rzucają wszystko i zaczynają prowadzić homeschooling na podstawie tak zwanych wytycznych ze szkoły albo setek porad z internetsów. Tak zwanych wytycznych, bo różnimy się w ocenie - według mnie zadania dla dzieci powinny być tak skonstruowane, żeby dziecko mogło w ciszy i spokoju samodzielnie ogarnąć temat, poza ewentualnym wsparciem technicznym rodzica. Według szkoły... Pokażę Wam na przykładzie zadania z muzyki (i tu, żeby było jasne, doceniam, że te zadania zostały przygotowane):
2. A to zadania na lekcję. Ma ono dwa poziomy trudności:
- słuchamy z dzieckiem najpierw wszystkich motywów w dur (od początku do 58 sekundy) żeby utrwalić się w tonalności i prosimy żeby
dziecko zaśpiewało dźwięk spoczynkowy. Jeśli to zrobi prawidłowo - przechodzimy dalej. Jeśli nie - słuchamy jeszcze raz od początku do
58 sekundy, bez powtarzania.
ćw. A: po każdym motywie (do 58 sekundy) dziecko śpiewa dźwięk spoczynkowy (tylko!)
ćw. B: dziecko powtarza tylko pierwszy dźwięk każdego motywu - resztę w głowie
(..)
3. Zadanie również na lekcję: dzieci słuchają czterech poniżej załączonych fragmentów i poruszają się do nich swobodnie. Po
każdym fragmencie określają jaki rodzaj ruchu ich zdaniem dominował w danym fragmencie: nagły/płynny, ciężki/lekki? Musicie zapytać jaki ruch dzieci czują. Mogą też opowiedzieć to własnymi słowami, ale nie chodzi o to z czym im się kojarzy muzyka, tylko o ruch - jaki on jest?
Uprzejmie proszę o poradę, jak mam to wcisnąć w dzień pracy, który na przykład w środę składał się u mnie z 7 (siedmiu!) telekonferencji w dwóch projektach, na których ustalałam, co robimy, co mówimy klientowi, rozmowie z klientem i podsumowaniach. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że z muzyki rozpoznaję hymn narodowy, a dziecko, któremu śpiewam kołysankę, stwierdza, że to jednak trochę żenada, ale miło, bo się staram. Żarty na bok, nie chcę zastępować szkoły, nie mam do tego kompetencji ani chęci, niech mnie ktoś przytuli.
O tym, że wstaję o 7 na zakupy, żeby uniknąć tłumów i wpadam w kocioł ludzi, którym niezbędne do życia jest 12 tacek z mięsem i porównywalna ilość innych dóbr (15 kilo ziemniaków, nic tylko braść), to już nawet nie wspominam. Przykre, tym bardziej, że mam poczucie, iż lwia część towarów łatwopsujących się wyląduje na śmietniku w ciągu tygodnia.
[1] No może nie o miłości, bo o miłości już było.
[2] Kot Burszyk mruczy, jest mięciutki, nie wierci się, ale potrafi przez pół godziny krążyć dookoła biurka, rozgłośnie drąc japę, że on nie wie, czy chce na kolanka, czy nie, ale coś kotu doskwiera w psyche, więc wyć musi.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 14, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Z głowy, czyli z niczego
- Komentarzy: 4
Scott McGrath, znany dziennikarz śledczy, podjął temat kontrowersyjnego reżysera, Stanislasa Cordovy, twórcy filmów tak mrocznych (Lynch skrzyżowany z Bunuelem), że objętych zakazem wyświetlania. Sam reżyser od lat ukrywał się w swojej pustelniczej posiadłości w górach, nie wiadomo, czy jeszcze żyje, a wszyscy, którzy mieli z nim kontakt albo znikali, albo odmawiali odpowiedzi na jakiekolwiek pytania. Niestety, po nieudanym wywiadzie, w którym padło za dużo słów, Cordova wygrał proces o zniesławienie z grubym odszkodowaniem, zlecenia dla skompromitowanego autora się skończyły, a na koniec odeszła żona, zabierając ukochaną córeczkę. Minęło 5 lat, do McGratha odzywa się znajoma policjantka i zdradza mu, że córka Cordovy, Ashley, została znaleziona martwa, prawdopodobnie śmierć samobójcza, ale kto to wie. Dziennikarz nieco straceńczo stwierdza, że to doskonała okazja, żeby podjąć zaniedbany temat, bo może teraz wreszcie odkryje, co zmusiło genialne dziecko, światowej sławy pianistkę, córkę ekscentrycznego bogacza do takiego kroku; teza oczywiście jest taka, że jej ojciec to psychopata, niszczący wszystkich dookoła, więc zdecydowanie warto go przed światem odkryć. Dobiera sobie nieco przypadkowych współpracowników - 19-letnią aspirującą aktorkę Norę (chyba bezdomną) i Hoppera, młodego dilera narkotyków o tajemniczej przeszłości, w której miał okazję natknąć się na Ashley. Duża część książki to wyprawa - każda znaleziona wskazówka prowadzi do następnej, jest szpital psychiatryczny, czarna magia, włamanie i przemoc, mnóstwo przerażonych ludzi, a tuż przed finałem McGrath zaczyna się sam zastanawiać, czy warto kontynuować śledztwo, bo może odpowiedzi go przerosną.
Mam wiele zarzutów do książki - liniowa akcja; bohaterowie zachowują się, oględnie mówiąc, idiotycznie; McGrath, żyjący od zlecenia do zlecenia, sieje studolarówkami, a w razie czego wyciąga i tysiące, żeby pozyskać informacje; zamieszanie z żoną i córką dziennikarza jest dość irytujące; demoniczność Cordovy ociera się czasami o groteskę; Ashley z kolei jest tak genialna, że oczy bolą - ale jakże dobrze to się czyta. Jest suspens, są mylone tropy, odpowiedź wydaje się już oczywista, ale nie, może jednak w szczerym zwierzeniu strategicznie najważniejszej osoby tkwi pułapka. Plus za edycję - książka zawiera wycinki, zdjęcia, dla chętnych również interaktywną zabawę (nie sprawdzałam, czy jeszcze działa); niestety jest to wadą w przypadku czytania na kindlu, lepiej mi się czytało z ekranu. A, mimo mrocznej tematyki całość jest dość zabawna, McGrath bywa uroczo ironiczny:
– Jesteśmy w Nowym Jorku. Gdyby ludzie odkryli, że czczenie diabła naprawdę działa, każdy ambitny delikwent o osobowości typu A zacząłby praktykować w swojej kawalerce.
Inne tej autorki tutaj.
#31
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 11, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, panie, kryminal
- Skomentuj
Głównymi bohaterkami opowieści są siostry bliźniaczki, córki bogatego przemysłowca z rodu Ibo: Olanna - śliczna i buntownicza - opuszcza dom, by zamieszkać w miasteczku uniwersyteckim z biednym intelektualistą Odenigbo; Kainene - brzydsza, ale bardziej posłuszna - prowadzi firmę ojca oraz najpierw skrycie, a potem już oficjalnie spotyka się z Richardem, Anglikiem, aspirującym pisarzem, zachwyconym Afryką. Siostry oddaliły się od siebie, bo różne charaktery, bo inne aspiracje czy wreszcie miłość od rodziców rozdzielona nierówno. Chociaż może spoiwem całej historii jest życie Ugwu, prostego chłopca, który z wiejskiej chaty awansował do roli służącego u “pana profesora” Odenigbo; jego naiwne postrzeganie świata i prostota, skontrastowane z intelektualnymi rozmowami gości uniwersyteckich, stanowi tło dla wydarzeń w Nigerii z końca lat 60. XX wieku, zachłyśniętej wolnością tuż po uwolnieniu się spod kolonialnego buta Wielkiej Brytanii. Bujne życie towarzyskie, rozmaite problemy miłosne i drobne intrygi polityczne zostają niespodziewanie przerwane przez bagatelizowany konflikt między plemionami Hausa, Joruba i Igbo, czystki etniczne dają asumpt do założenia niepodległej Republiki Biafry. Jeśli nie słyszeliście o takim państwie, to dlatego, że istniało trzy lata; zignorowane przez mocarstwa światowe, które traktowały podział Nigerii jako okazję do wzmocnienia wpływów i rynek zbytu, również dla broni, po wyniszczającej wojnie, w której zginęło prawie 2 miliony ludności cywilnej, nie tylko w wyniku działań wojennych, ale z powodu głodu i chorób.
I tak jak nastrój początkowych dwóch części książki jest raczej lekki, bo zabawne jest zetknięcie prostego Ugwu z wyrafinowaną śmietanką intelektualną (scena prasowania skarpetek) czy łagodnie irytujące są intrygi matki Odenigbo, nie akceptującej jego wyzwolonej partnerki, tak od połowy klimat zmienia się drastycznie. Pijani nadzieją na samodzielne państwo intelektualiści nagle trafiają w sam środek brutalnej wojny. Wyrzuceni z domów, pod ostrzałem, stłoczeni na wyniszczonej ziemi z innymi uchodźcami, bez dostępu do jedzenia, lekarstw i czasem nawet czystej wody, obserwują, jak ich nowopowstający kraj rozsypuje się z powodu wewnętrznego rozłamu, obserwowany w milczeniu przez świat. Nie wiem, czy znając drugą połowę książki, chciałabym ją przeczytać; zostawia w głowie ślad.
– Ale jak to u nas powiadają, wojna światowa oprócz zła przyniosła również dobro – powiedział Okeoma. – Brat mojego ojca walczył w Burmie i wrócił podekscytowany jednym tylko pytaniem: otóż dlaczego dotychczas nikt nie powiedział mu, że biali nie są nieśmiertelni?
– Dlaczego pan to robi?
Hrabia ponownie nałożył okulary.
– Pracowałem z bojownikami o wolność w Etiopii, a wcześniej latałem wspomagać warszawskie getto – powiedział, uśmiechając się nieznacznie, jakby to miało stanowić odpowiedź na pytanie.
Inne tej autorki tutaj.
#30
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 9, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, panie, beletrystyka
- Skomentuj
[1.03.2020]
Na swoje usprawiedliwienie mam, że mieszkam tu raptem od niespełna pięciu lat. Miałam prawo nie wiedzieć, że tuż obok (Google Maps sugeruje przejście na szagę* przez tory kolejowe, oczywiście nie polecam, da się podejść od drugiej strony, od Opolskiej, ale nie wiem jeszcze jak) mam zapomniany, choć nie do końca, cmentarz przy Samotnej, wśród lasów i nieużytków. Nieużywany od końca II wojny światowej, odwiedzany zapewne przez rodziny oraz - sądząc po szczątkach butelek - entuzjastów napojów wyskokowych. Wrócę na wiosnę, jak wszystko zakwitnie.
GALERIA ZDJĘĆ.
*na szagę - na skróty, na przełaj.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 8, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tagi:
cmentarz, debiec
- Komentarzy: 2
Mecenasa Natorskiego znowu (zakładam, że chonologicznie rzecz się dzieje po wydarzeniach “Zaczeło się w sobotę”) odwiedza dziwny klient, tuż przed zamknięciem biura. Niejaki Bonder, mówiący z silnym akcentem re-emigrant z milionami dolarów, sporządza testament w trybie pilnym, twierdząc, że wpadł w panikę z powodu wróżby, jakoby śmierć była blisko. Niedługo potem milicja prosi Natorskiego o rozpoznanie zwłok zamordowanego; Natorski rozpoznaje w denacie swojego klienta, chociaż głównie po oznakach zewnętrznych (strój, okulary). Co ciekawe, w kwestii badań grafologicznych próbek i testamentu biegli dają sprzeczne opinie. Milicja zaczyna analizować potencjalnych spadkobierców - nieślubnego syna, Konrada, studenta filologii polskiej w Filadelfii (sic!), który sporo opowiada o swoim ojcu, jak już przełamuje niechęć do władz[1] i dość pretensjonalną[2] byłą żonę, Aldonę, której zmarły zapisał cały majątek. Szybko okazuje się, że była żona przyjaźni się z panem Sowickim, właścicielem mercedesa i entuzjastą pięknych i młodych dam, który z kolei jest zaprzyjaźniony z atrakcyjną Weroniką[3], przyjaciółką Konrada, a wszyscy dodatkowo znają się z panem Falczewskim, który uprzejmie użyczył kawalerki denatowi, żeby ten nie musiał się włóczyć po hotelach. W celu uzyskania potwierdzenia, że ktoś się pod Bondera podszył, milicja wytacza solidne działa: Downar przebiera się za zagranicznego turystę[4], żeby wybadać panią Aldonę, atrakcyjna funkcjonariuszka Barbara[5] podrywa Sowickiego i indaguje go o okulary i wadę wzroku (znowu astygmatyzm!), klasycznie jest pozyskiwana szklanka[6], wreszcie w celu “dyskretnego” zbadania mercedesa podejrzanego, milicja dokonuje przypadkowej stłuczki, żeby samochód wylądował w warsztacie znajomego Pakuły.
[1]
- Dlaczego nie zwrócił się pan od razu do milicji?
Chłopak zmieszał się.
- Bo ja wiem... Myślałem o tym, ale... U nas, w Chicago, trzeba się dobrze zastanowić zanim ktoś zdecyduje się zwrócić w takiej sprawie do policji. Nigdy nie wiadomo czy policja nie ma jakichś powiązań ze sprawą. Można sobie jeszcze zaszkodzić.
Downar pokiwał głową.
- No tak. Ale tutaj nie Ameryka.
[2]
Pieniądze wydane na gabinety kosmetyczne, na przeróżne kremy, odżywki i masaże nie poszły na marne. Miała już dobrze po pięćdziesiątce, ale wyglądała o wiele młodziej. Twarz gładka, leciutko opalona, oczy niebieskie, pełne młodzieńczego blasku, misterne uczesanie było niewątpliwie dziełem doświadczonego fryzjera. Szczupła, zgrabna. Na pierwszy rzut oka można było ją wziąć za młodą dziewczynę, gdyby nie szyja, na której czas pozostawił ślady. Miała na sobie bardzo elegancki komplet, zakupiony w paryskim domu mody. Na nogach pantofelki z jaszczurczej skóry. W ręku torebka także z jaszczurki, czy może z węża. Można ją było uznać za bardzo przystojną i szykowną panią, ale... Doświadczony obserwator już po paru minutach rozmowy orientował się bez trudu, że ta cała kosztowna i starannie wyreżyserowana elegancja nie zdoła całkowicie zatuszować wrodzonej wulgarności.
Przyszła, roztaczając wokół siebie woń paryskich perfum. Długa, jedwabna spódnica, przechodząca u góry w rodzaj małego gorseciku, nadawała jej postaci cechy teatralnej pretensjonalności. Wrażenie to potęgowała bluzka z bufiastymi rękawami, zapięta wysoko pod szyją. Ten dziwny ubiór uzupełniał słomkowy kapelusz z dużym rondem, ozdobiony
kolorową wstążką. Mimo woli to wszystko kojarzyło się z bohaterkami sztuk Przybyszewskiego, Zapolskiej czy Pirandello.
Downar z pewnym wysiłkiem zapanował nad początkowym osłupieniem następnie zaś w gładkich słowach wyraził swój zachwyt.
[3]
To była rzeczywiście bardzo efektowna dziewczyna. Wysoka, świetnie zbudowana blondynka o dużych ciemnych oczach, których spojrzenie łączyło w sobie naiwność dziecka z wyrachowaniem i bezwzględnością doświadczonej, bardzo sprytnej kobiety. Downar momentalnie zdał sobie sprawę z tego, że ma przed sobą przeciwnika, którego lekceważyć mu nie wolno.
- Nic specjalnie ciekawego. Inteligentna, włada paroma językami. Studiowała romanistykę, ale rzuciła. Przeniosła się na prawo, także nie skończyła. Obecnie, zupełnie prywatnie, pilotuje cudzoziemskich turystów.
- Czyli kurwa.
- Coś w tym rodzaju. Tylko że ze znakiem „A”. Najlepszy towar, za dolary, ewentualnie za zachodnioniemieckie marki.
[4]
Przez następnych parę dni Downar kręcił się po mieście ucharakteryzowany na rodaka z zagranicy. Słomkowy kapelusz z szerokim rondem, barwny krawat z nagą tancerką, zamszowe mokasyny, przeciwsłoneczne okulary, a na szyi zawieszony potężny aparat fotograficzny. Był opalony na ciemny brąz i prezentował się bardzo efektownie.
[5]
W momencie kiedy nalewał do filiżanki śmietankę, weszła właśnie bardzo młoda i bardzo ładna dziewczyna. Oprócz tego była fantastycznie zgrabna i efektownie ubrana. Długa kolorowa spódnica, obcisły, złotawy sweterek bez rękawów, podkreślający opaleniznę, a na szyi drewniane korale. Jasnoblond włosy, swobodnie rozpuszczone, były puszyste, porządnie wyszczotkowane.
[6]
- Mam także jego odciski palców.
- Odciski palców? - zdziwił się Downar. - A to jakim sposobem?
- Zwyczajnie. Na wszelki wypadek wziąłem do kieszeni szklaneczkę. Pili coca-colę. Jak tylko wstali to ja ciach do ich stolika. Zabrałem jego szklanką a swoją postawiłem i za nimi. Linie papilarne zawsze mogą się nam przydać.
Się pali: amerykańskie cygara (i zostawia odciski palców).
Się pije: Courvoisier u mecenasa, wódkę z winem i szampanem na chrzcinach, gin z
sokiem grapefruitowym, z lodem oczywiście.
Szowinizm codzienny:
- No powiedz co u ciebie? Żenisz się?
- Na razie nie.
- Masz rację. Po diabła sobie brać babę na kark. Zawsze to skrępowanie. „A gdzie byłeś?” „A dokąd idziesz?” „A kiedy wrócisz?” Jak brzydka, to żadna frajda, a jak ładna, to znowu
kłopoty. Nie warto.
Inne tego autora tu.
#29
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 6, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, panowie, prl, kryminal
- Skomentuj
Luba Siergijenko podjęła kiepską decyzję - wyjechała do Turcji, gdzie okazało się, że zamiast ciekawej i dobrze płatnej pracy jako managerka hotelu dostała propozycję prostytucji, a kiedy odmówiła, musiała się chwytać wszystkiego, żeby mieć na życie i powrót do kraju na tarczy. Jej przyjaciółka, Miła, znalazła się w tej sytuacji znacznie lepiej, nie wybrzydzając na łóżkowych partnerów[1] i po miesiącu wróciła do domu, zabierając również pieniądze należne Lubie. Kiedy wreszcie Lubaszy udało się wrócić, wyjaśniło się, dlaczego jej narzeczony, Władik Strielnikow, ignorował jej rozpaczliwe telefony: znajomi poinformowali ją, że właśnie ożenił się w cerkwi z Miłą i proceduje rozwód cywilny z pierwszą żoną, na co wcześniej nie mógł się dla Luby zdobyć. Nie jest więc dziwne, że dziewczyna zapragnęła śmierci eks-przyjaciółki, udała się więc do szamana, który przygotował dla niej rytuał - który, jak wyznał potem milicji, oczywiście nie miał prawa zadziałać, wszak to zabobony - i był setnie zdziwiony, kiedy zapłakana Luba przybiegła powiedzieć, że spowodowała śmierć Miły. Niedługo potem popełniła samobójstwo. Organy rozpoczęły śledztwo, przyglądając się dokładnie przede wszystkim Strielnikowowi i jego kręgowi towarzyskiemu. Szybko okazało się, że dżentelmen ów wykorzystuje swoich przyjaciół, a mimo to wszyscy panowie nie chcą złego słowa o nim powiedzieć. W przeciwieństwie do wkurzonych żon, z których jedna postanawia wyjaśnić pewną sprawę z przeszłości, która może rozbić triumwirat kolegów.
O, jaka ta intryga absurdalna - póexn hcvgrw qb avrcemlgbzabśpv v mtjnłpbarw cemrm wrqartb m cnaój qnzl zśpv fvę wrqabpmrśavr an bwpmlzvr, xgóel zngxę mqenqmnł v qbcebjnqmvł qb fnzboówfgjn, benm an xbovrgnpu mjvąmnalpu m gemrzn xbyrtnzv. Gehqab wą jlxelć, ob cemrovren fvę mn ubzbfrxfhnyvfgę. Dużo jest o zdradach małżeńskich (że każdy zdradza, więc lepiej udawać, że nie ma problemu, bo przyłapany pan uniesie się honorem i odejdzie), sporo o przemocowym zarządzaniu w firmie (wątki, jak Strielnikow orze kolegami i niszczy im życie osobiste - przeurocze), wreszcie trochę o religii i wierze w klątwy. Już absolutnie serio, passus o rodzicach Luby daje mocno do myślenia.
Kamieńskiej jest stosunkowo mało, jest jej zimno od października do maja (siostro!), bolą ją plecy, które sobie uszkadza dźwigając podczas wizji lokalnej oraz nie ma kawy i pieniędzy na kawę[2]. Ma za to przemyślenia na temat urody podejrzanych[3]. Trochę na siłę doklejona jest prokurator / pisarka kryminałów Tatiana Obrazcowa, znana z poprzedniego tomu śledztwa Stasowa; wzięła ze Stasowem ślub, ale ciągłe mieszka i pracuje w Petersburgu. W Moskwie jest na chwilę, bo mąż namawia ją na przeprowadzkę[4], w metrze spotyka żyjącą jeszcze Miłę, która czyta jej książkę. Dzięki temu milicja może policzyć, jak daleko ofiara szła lub jechała do miejsca zbrodni. A, Tatiana zostaje również wykorzystana do przeprowadzenia dyskretnego wywiadu z jednym z przyjaciół, na który nie może sobie oficjalnie pozwolić Kamieńska. Oleg Zubow jest chory, ale mimo to przychodzi do pracy[5].
[1]
[Miła] Przyzwyczaiła się rozwiązywać wszystkie problemy przez łóżko (...) niczego się nie boi, jest szalona i lubi ryzyko. A Luba się boi, zresztą to w ogóle nie jest w jej stylu. Smagli, owłosieni Turcy wzbudzali w niej wstręt, którego nie mogła przezwyciężyć nawet za cenę powrotu do domu.
Zdaniem pracowników hotelu Rusin Miła Szyrokowa była wielką miłośniczką seksu pod różnymi postaciami (...) Mimo takiego podejścia współpracownicy traktowali ją z sympatią, ponieważ nie potrafili się na nią gniewać. (...) No bo właściwie dlaczego?
[2]
- Coś mi się wydaje, Aśka, że chyba jesteś chora.
- Czemu? Źle wyglądam?
- Wyglądasz jak pączek w maśle, ale z jakiegoś powodu nie pijesz kawy. Siedzę u ciebie bitą godzinę, a ty przez ten czas nie wypiłaś ani jednego kubka. Jak to rozumieć?
- To dziecinnie proste, detektywie Korotkow. Kawa się skończyła. A kupić nowej puszki nie mam za co, pieniądze się skończyły razem z aromatycznym brązowym proszkiem. Więc się męczę.
[3]
- Gdzie twój słynny, legendarny obiektywizm? Odkąd to oceniasz ludzi po wyglądzie zewnętrznym?
- Odkąd wygląd zewnętrzny zaczął determinować charakter człowieka. (...) Ładne dzieci od małego przyzwyczajają się, że wszystko im wolno. A to przeradza się w przekonanie, że wszystko dzieje się zgodnie z ich życzeniem. I wyrastają na ludzi pewnych siebie, niezależnych, upartych, skorych do uśmiechu i energicznych, ponieważ nie boją się życia. Czego się mają bać, skoro wszystko im się udaje? A jeśli ładne dziecko wyrośnie na piękność, no to koniec,
przepadło. Taka osoba nie czuje żadnych ograniczeń, wszystko jej się udaje, idzie jak z płatka, wszyscy ją kochają.
[4] … stosując argumenty typu: “A prowadzenie domu nie zajmie ci dużo czasu, jutro przecież pojedziemy i kupimy wszystko co trzeba [mikser i ekspres do kawy]. Pralkę automatyczną też. Będziesz tylko wciskała guziki. Jeśli chcesz, kupię ci nawet zmywarkę”. Ja wiem, że jak na Rosję AD 1990 to jest układ absolutnie partnerski, ale i tak.
[5] “jeszcze bardziej zachmurzony niż rano, gdy go wezwano do zwłok (...) , wyciągając z łóżka, ponieważ był na zwolnieniu z powodu ostrej infekcji dróg oddechowych. Było to jeszcze jedno dziwactwo eksperta. W razie najmniejszego niedomagania brał zwolnienie, spędzał w łóżku równo dobę, po czym wracał do pracy, oznajmiając z cierpiętniczą miną wszystkim i każdemu z osobna, że jest ciężko chory, ale roboty ma tyle, że musi harować jak wół, i w ogóle wszyscy dokoła to potwory i nieuświadomieni egoiści, nie dają mu spokojnie pochorować, człowiek musi chodzić do pracy, a tak podle, tak podle się czuje… Oleg Zubow uwielbiał swoją pracę i za nic w świecie nie zgodziłby się chorować dłużej niż jeden dzień,
ale bardzo mu zależało, żeby otoczenie nie miało żadnych wątpliwości, że on, Zubow, składa swoje zdrowie na ołtarzu wykrywania przestępstw. Wszyscy muszą wiedzieć, że źle się czuje,
że cierpi, ale mężnie wypełnia swoje obowiązki. Wszyscy muszą wiedzieć, że wyświadcza wielką przysługę, nadal chodząc do pracy, chociaż powinien właściwie położyć się i umrzeć”.
Się pali: w samolotach.
Inne tej autorki tu.
#28
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 4, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, panie, kryminal
- Skomentuj
Lancre, małe królestwo w Ramtopach. Ginie król Verence (spada ze schodów, nadziewając się przypadkiem na sztylet trzymany ręką księcia Felmeta), który jednak nie odchodzi, ale zostaje w zamku jako upiór. Trzy czarownice - Babcia Weatherwax, Niania Ogg i Magrat Garlick - pomogły uratować królewskiego syna, odsyłając go w świat z podróżującą trupą aktorską (i trzema dobrymi życzeniami), teraz stają przed problemem uspokojenia zirytowanej istoty królestwa, które domaga się prawowitego i zaangażowanego króla (a Felmet zaangażowany głównie jest w mycie rąk, bo krew). 15 magicznych lat później, na żądanie Felmeta do Lancre przybywa znana już trupa teatralna, żeby przedstawić politycznie poprawną historię śmierci króla Verence’a.
Literaturowo - dużo kreatywnie użytego Szekspira w dyskowym anturażu, ale to głównie historia o tym, kim są czarownice. Bo jakie są, to widać od razu - Niania to uśmiechnięta terrorystka z ogromną rodziną, Babcia (chociaż nie ma dzieci i wnucząt) jest sztywna i zgryźliwa, a Magrat - zalękniona i nieśmiała, chociaż z największą wolą działania i wiarą w czary i magiczne parafernalia. We trzy absolutnie nie są w stanie się porozumieć, ale to chyba taka uniwersalna zasada, że idealną liczbą czarownic w pomieszczeniu jest jedna. Oprócz intrygi uporządkowania kwestii dziedziczności tronu pojawia się wyjaśnienie, czym jest droit du seigneur i czy może zardzewieć, czemu Gildia Błaznów to najsmutniejsze miejsce w Świecie Dysku oraz ustalona zostaje częstotliwość mycia włosów przez Magrat.
Inne tego autora tutaj.
#27
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 3, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, panowie, sf-f
- Skomentuj
Jak to u tego autora, intryga jest absurdalna i jest efektem wieloletnich działań, które do Drużyny Q docierają w postaci jednej z teczek z niewyjaśnioną sprawą. Współcześnie (2010), siostra jednego z byłych policjantów, z którym Mørck się niespecjalnie lubi, zostaje napadnięta i oblana kwasem. Carl zostaje zmuszony do zapobiegnięcia samosądowi na litewskim przestępcy, w co włącza się niespodziewanie Assad (i już wprost odmawia odpowiedzi, kim jest i skąd ma kontakty z kontrwywiadem). Wracając do meritum, Rose, szukając podobnych spraw, znajduje teczkę śledztwa z 1987 roku, kiedy to zginęła Rita, ekskluzywna prostytutka. Po nitce do kłębka zostają znalezione kolejne zaginione w tym samych tygodniach osoby, które łączą się z postacią znanego polityka, prawie 90-letniego Carla Wade’a, zwolennika eugeniki i usiłującego przeforsować podział społeczeństwa na lepszych (mogą i powinni mieć dzieci) oraz gorszych (emigrantów, biedaków, upośledzonych według jego kryteriów, których powinno się sterylizować). Z przeszłości też wychodzą nowe tropy w sprawie, w której zginął jeden z partnerów Mørcka, drugi leży niesprawny w jego salonie, a sam Mørck ma dziś traumę, z której leczy się u psychologa. Gorzej, jego była żona chce się rozwieść, co oznacza próbę wyciągnięcia od detektywa pieniędzy za wspólny dom, a jego kuzyn opowiada zmyślone historie z przeszłości, jakoby wraz z Mørckiem zabili stryja. A, jeszcze wszyscy przechodzą przez dramatyczną grypę żołądkową, a Mørck wyjaśnia wielość osobowości Rose.
Akcja przeskakuje między współczesnością (śledztwo i polityczne rozgrywki “Czystych Linii” Wade’a) a rokiem 1987 i wcześniejszymi, pokazując życie Nete, wiejskiej dziewczyny, która miała nieszczęście trafić na ojca Wade’a i jego samego, w wyniku czego została zgwałcona, a następnie odesłania do szpitala dla opóźnionych w rozwoju i niebezpiecznych (czytaj: mających potrzeby erotyczne i brak wiedzy o fizjologii) kobiet. Po wielu latach poniewierki i przemocy udało się jej wyjść na prostą, aż do 1985 roku, kiedy przypadkowo spotkanym Wade zniszczył jej po raz kolejny życie. Dwa lata później podejmuje decyzję o zemście na tych, którzy ją w życiu skrzywdzili. I serio, to jest wątek, któremu da się kibicować.
W tle doskonałe dialogi z Asadem, który w łamanej duńszczyźnie ma wiele mądrego do przekazania i celne obserwacje mizantropa Mørcka na temat otoczenia (“– Znowu leziesz wkurzać ludzi? – rzucił Carl w przelocie, a ten nieszczęsny idiota przystanął, traktując to jako zaproszenie do rozmowy”).
Inne tego autora tutaj.
#26
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 1, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, kryminal, panowie
- Skomentuj
To smutna historia o tym, że całkiem sporo Polaków ma wszędzie daleko. Wraz z upadkiem PRL-u i monopolu państwowego na transport w 1989 rozpoczął się stopniowy spadek liczby połączeń (słynne “wygaszanie”), a za tym postępujący spadek pasażerów. Sporo reportażu[1], trochę doświadczeń własnych i wywiadów, dużo niegospodarności i zamiatania problemów pod dywan przez kolejne rządzące ekipy, korporacyjny bełkot zasłaniający indolencję i niechęć do rozwiązań; to wszystko pokazuje obraz społeczeństwa, w którym każdy może liczyć tylko na siebie. Albo - jak dzieci i młodzież - rodziców, którzy zawożą i przywożą ze szkoły, osoby bez prawa jazdy - na ludzi dobrej woli, żeby dostać się do lekarza lub sklepu. Tam, gdzie to zawodzi, rośnie grupa ludzi wykluczonych.
Nie chcę streszczać książki ani wypisywać celnych obserwacji (a jest ich sporo!), nie mam też recept na naprawę sytuacji, ale mogę za to zachęcić do przeczytania. Zwłaszcza że książka pięknie wydana, na bardzo miłym w dotyku papierze.
[1] Nie spodobała mi się tylko humoreska? zabawa formą? w stylu zajdlowskim (czy w stylu finału “Opowieści Podręcznej”), gdzie to etnografowie przyszłości spierają się nad kształtem Cesarstwa Pekap. Zbędne w zestawieniu z resztą książki.
#25
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 28, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, panie, reportaz
- Komentarzy: 3
Helena Sekuła - Ślad rękawiczki #043
Spis osób:
- Albinos (Władysław Gorciarz)
- Raf (Rafał Dezyr)
- Basia - kierowniczka lokalu kategorii drugiej “Kosowianka”, ma wyczulone i subtelne ucho
- Sierżant Kamiński - odważny i pewny siebie, zaniedbuje procedury z tragicznym końcem
- Kazio - szatniarz, portier i gladiator w “Kosowiance”
- Małysz - odbiło mu i wyharatał szybę kuflem
- kapral Polny - kierowca milicyjny
- pułkownik Piotr Żarnocha - naczelnik Wydziału Zabójstw
- Michalina Zawadzka - matka Ity, kobieta z nadczynnością aparatu mowy
- Ita Zawadzka - “wieszak” w CORZE, długonoga, smukła, złocistośniada karnacja i tycjanowskie włosy
- Justyna Miłoszowa - główny projektant Zakładów Konfekcyjnych CORA, zielona pastela na powiekach
- dyrektor Seweryn Miłosz - Zakłady Przetwórstwa, kochanek Ity
- Inżynier Wiktor Tybur - szpakowaty, wysoki, szczupły mężczyzna, kawaler
- Wacław Żelest - znajomy Gołębiowej, magazynier w Zakładach, żonaty, ale nienachalnie
- Barbara Żelest - żona Wacława, nieistotna dla fabuły
- Melania Gołębiowa - podobno rajfurka, właścicielka willi “Sfinks”, w kwiecie wieku i z pretensjami
- Maria Kos - pokojówka, kucharka i portierka w “Sfinksie”
- porucznik Konrad Wysocki - świeżak po szkole, gęsta czarna czupryna, żywe oczy, chłopięca twarz[1]
- Technik milicyjny - wyga, spryciarz i przechera
- Ksawery Jurek - właściciel willi “Rybitwa”, wynajmuje letnikom oraz kolportuje złote monety
Dwóch rzezimieszków przypadkiem staje się świadkami bójki w knajpie, unikają podania personaliów najpierw próbując ucieczki, potem w sposób ostateczny, zabijając konwojujących ich milicjantów. Stawia to oczywiście całą milicję w stan gotowości, wszystkie ręce na pokład, najwyższy priorytet. Niedługo po tych wydarzeniach, właścicielka willi “Sfinks” w Otwocku zostaje znaleziona martwa, śledztwem zajmuje się młody porucznik Wysocki. Na pierwszy plan wychodzą anonimy, rozsyłane do wielu osób, sugerujące, że denatka wynajmowała pokoje na godziny, w których dyrektor Miłosz z rudą modelką wyprawiali bezeceństwa. I rzeczywiście - było pożycie pozamałżeńskie i libacje alkoholowe w tajemnicy przed współmałżonkami, a dodatkowo wszyscy coś przed milicją zatajali (oraz straszyli kontaktami w samym ministerstwie). Wysocki znajduje złote monety u denatki i sarka, bo ekspertyza ewidentnie fałszywych numizmatów ma trwać 8 dni, ale ponieważ jest sprytny, odkrywa, że taką monetę znaleziono w samochodzie zamordowanych milicjantów, co łączy dwie sprawy i nagle pozwala na nieograniczone zasoby analityczne i eksperckie.
Rozwiązanie zagadki nie jest tak oczywiste, bo przecinają się tu dwie sprawy - przestępcza (fałszerstwa monet) i społeczna (zdrada małżeńska i jej konsekwencje). Na trop zbrodniarza doprowadza tytułowa rękawiczka.
Się pije: wódkę, koniak (Wysocki z Miłoszem, bo nie znajduje wymówki).
Gender: “była punktualna (...) Pod tym względem była zaprzeczeniem kobiecości”.
[1] Oczywiście Wysocki nie cierpi swojego młodzieńczego wyglądu, wolałby zmarszczki i siwe skronie.
Inne tej autorki tutaj.
Julitta Mikulska - Klamka z mosiądzu #044
Spis osób:
- Krawczykowa - dozorczyni, robi swetry na drutach oraz pokątnie sprzedaje towar pierwszej potrzeby
- Andrzej Krawczyk (ps. Gruby) - syn dozorczyni, lubi wystawać na rogu i nadużywać alkoholu
- Janusz Wala - inkasent Gazowni Miejskiej, porządny człowiek
- Jacek Pawłowski - niegdyś “hiepies”[1], z dzwonkiem na szyi i boso, aktualnie w wojsku
- Aurelia Jastrzębska - ciotka Pawłowskiej
- sierżant Sęk - dobroduszny i jowialny, z okrągłym brzuszkiem, rumieni się jak dziewica
- major Żuchraj - specjalista od parzenia herbaty
- porucznik Andrzej Jaksa - magister prawa, nosi się po cywilnemu, w lekkim beżowym garniturze
- porucznik Adam Walendziak - oficer śledczy
- kapitan Wierzbicki - przełożony Jaksy
- inżynier Edward Fabisiak - okradziony z Pragi-Południe
- Liliana Caban - śliczna dziewczyna, ludowa sukienka maxi, w ręku rumuński koszyczek
- Marek Kubiak - nastolatek, co sypia w kuchni, bo ma małego psa
- doktor Zajchert - patolog
- Jerzy Turkuć - sprawca pijackich burd
- Alojzy Szybka (ps. Zajączek) - notoryczny pijak i złodziejaszek
- Julian Ciąkota (ps. Julo) - hippies, mimo upału ma dziury w spodniach wypchane szmatami
- Kornel Wilnik (ps. Siaja) - ze Skarżyska, ma ule i paczki od brata z Kanady
- porucznik Magdalena Jaskólska - urocza blondynka w modnym letnim spodnium
- Cabanowa - nie chce robić kariery jako sprzątaczka, bo się nie utrzymuje na żadnej posadzie
- Wyględzka - sąsiadka Cabanowej
- Żużu - hippies[2] i plotkarz
- Mały - skundlone włosy, sprytne oczka i nikły wąsik, słodycze to jego słabość
- porucznik Dębicki - Komenda Powiatowa Skarżysko Kamienna
- Wilnikowa - matka Jula
- Stecka - właścicielka willi, wdowa po urzędniku bankowym
- pan Tadzio - kierowca cysterny, służył w Czerwonych Beretach
Porucznik Jaksa mozolnie rozwiązywał sprawę niewyjaśnionych włamań i kradzieży do mieszkań zamożnych obywateli Warszawy i okolic. Cechą wspólną był dobry wywiad (włamywacze bez pomyłki znajdowali wszystkie schowki) oraz brak śladów włamania. Przypadkiem dowiaduje się o śledztwie w sprawie morderstwa młodego poborowego, prosi więc znajomego majora o pozwolenie na obserwację wydarzeń. Młody Pawłowski, który nie wrócił z przepustki z powodu tego, że nie żył, obracał się wcześniej w zdegenerowanych kręgach młodzieży hippisowskiej. Milicja idzie tym tropem, trafność linii śledczej potwierdza znalezienie tytułowej ozdobnej klamki z mosiądzu, skradzionej z mieszkania Pawłowskich, noszonej przez jednego z hippisów na szyi w roli ozdoby (nie rozumiem tak bardzo). Sprawę włamań udaje się Jaksie wyjaśnić przy okazji, a dodatkowo nawiązuje bliskie stosunki z uroczą porucznik Jaskólską, ku uciesze majora Żuchraja.
Się pali: sporty (major Żuchraj), fajkę (Jaksa), płaskie (Jaskólska).
Się je: zrazy w barze, salceson, chleb i ogórek kiszony, generalski tort w kawiarni.
Się stoi: w kolejce po kapcie szkolne oraz po nabiał:
(...) obywatelki - zwrócił się do grupki gospodyń - niepotrzebnie tracą czas. Właśnie do sklepu przywieźli mleko, śmietankę też widziałem. Jak w porę nie pójdziecie, może zabraknąć.
[1] [Ubierali się] “W kolorowe łachy. Chodzili boso, zarośnięci i obwieszeni łańcuchami, dzwonkami, licho wie czym. Jeden nawet nosił na szyi oślą czy krowią szczękę”.
[2] "Rudy (...) obnażony do pasa. Pierś, na wzór mumii faraona, pokrywały mu łańcuchy, naszyjniki i cała masa brzęczącego żelastwa. Na szelkach podtrzymujących spodnie widniały wielkie sztuczne kwiaty".
Maciej Bordowicz - Toccata #045
Spis osób:
- Wacławski - właściciel knajpki w miasteczku, łysiejący czterdziestolatek
- Ramoń - zżarty alkoholem chuderlawy, niski, starzejący się facet, lokalny wariat
- Palewski - wysoki, szczupły gość, niestety alkoholik
- sierżant Zygmunt Morawski - milicjant, lokator Wacławskiego, ledwo po 30, a już z trójką dzieci
- Goch, Michałek i Walendzik - trójka dziwnych klientów knajpki
- porucznik Adam Płoński - świeżo upieczony żonkoś
- Irmina Płońska - już małżonka, szybko poznaje realia życia z milicjantem
- major Darewicz - mentor Płońskiego
- kapral Załęski - odbywa ostatni patrol
- Stanisław Nałęcz - proboszcz parafii w okolicy, człowiek o łagodnych, niebieskich oczach
- Józef Antosiak - łamało go w krzyżu, więc pierwszy znalazł zwłoki
1949. Ramoń, lokalny wariat (jak się potem okazuje, osoba wymagająca silnego wsparcia psychiatrycznego po przeżytej traumie wojennej, kopał groby dla zabitych w obozie koncentracyjnym i napatrzył się na rzeczy, na które nikt nie powinien patrzeć) doprasza się w knajpie Wacławskiego o alkohol. Klienci się śmieją, czasem ktoś piwo czy wódkę postawi mimo irytacji szynkarza. W kącie siedzą trzej dziwni mężczyźni, w pewnym momencie budzą w Ramoniu paniczny strach. W nocy ktoś zabija Wacławskiego, sierżanta Morawskiego i jego żonę, czego Ramoń jest świadkiem, schowany na zapleczu knajpy. Milicja początkowo podejrzewa tego ostatniego, ale na podstawie badań balistycznych (dość ograniczonych ówczesną techniką, ale zawsze) wyklucza go jako zbrodniarza, tym bardziej, że na pobliskiej stacji kolejowej ktoś strzela do milicjanta i poważnie rani zawiadowcę stacji. Akcja jest dwutorowa - ze śledztwa przeskakujemy do trzech przestępców, którzy - z jednym poważnie rannym - szukają schronienia u znajomego księdza w kościele. Jeden z nich wyznaje księdzu przewiny w ramach sakramentu spowiedzi, wiążąc go tajemnicą i czyniąc współwinnym (co chyba niekoniecznie jest zgodnie z doktryną kościoła). Tytułową Toccatę gra ksiądz na organach, przydaje się do przywabienia pewnego siebie zbrodniarza, który nad logikę przedkłada przemoc.
Książka jest pisana dramatycznie podniosłym językiem, pewnie dla podkreślenia grozy tematu:
Widzi całą sytuację, cisnęła mu się w oczy jak uderzenie odgiętej gałęzi.
Od tygodnia upał jak zaraza buszował między spaloną ziemią a bezobłocznym niebem.
Jak gdyby odłupano od nich całe zmęczenie od duchoty i wódki, pokładali się na stolikach ze śmiechu, niemal tarzali twarze w zakąskach, wypadały im z warg wyćpane do końca pety.
Jego idea [pomysłu] błysnęła w oczach i natychmiast zapadła się pod ciemny, kontrastujący z siwizną włosów, łuk brwi.
Się je: marynowane śledzie, baleron.
Się pije: ciepłą wódkę (bo upał), koniak i wino (bo przełom w śledztwie, dzięki świeżo zakupionym kapciom).
Inne tego autora:
Inne z tego cyklu tutaj.
#24
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 27, 2020
Link permanentny -
Tagi:
prl, panowie, panie, 2020, kryminal -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj