Bardzo ładny thriller młodzieżowy. W lesie pod Seattle policja znajduje 16-latka. Nagiego, z umysłem noworodka, który nie umie mówić, nie rozumie cywilizacji i fizjologii własnego organizmu i nie ma pępka. Kyle (nazwany roboczo przez psycholog) trafia do domu wspomnianej pani psycholog i wchodzi w zwyczajne dla amerykańskich nastolatków interakcje ze światem zewnętrznym. Pierwszy wzwód, drużyna koszykówki, imprezy. A jednocześnie wielka tajemnica (bo czemu nie ma pępka, wspomnień i ciągle rysuje dziwne rzeczy, a zahipnotyzowany zachowuje się jeszcze dziwniej) i niezły challenge dla pani psycholog, która nie jest przyzwyczajona do pracy z kimś z fotograficzną pamięcią, mózgiem aktywnym w 70% i różnymi dodatkowymi uzdolnieniami, których standardowy homo-sapiens nie ma.
Na razie 10 odcinków w 1. sezonie, ale liczę na więcej. Obiecują, że TBC.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 1, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Wspominałam, że lubię filmy bez happy-endu? To nie jest dokładnie tak. Lubię, jak się dobrze kończą. Ale to właśnie te takie cholernie nie fair, że mam ochotę usiąść w kątku i katatonicznie się kiwać, aż mi się poprawi, uważam za dobre. "Jazda" jest dobra. Cholernie dobra. Fabułę można streścić w kilku zdaniach (Dwóch chlopaków kupuje grata i jadą nim w road-trip po Czechach. Spotykają dziewczynę. Jadą. Pojawiają się spięcia na linii ich dwóch-ona jedna. Za dziewczyną jeździ jej ex-facet. Po dziwnej nocy w skansenie dziewczyna <rot13>jfvnqn qb fnzbpubqh fjbwrtb rk v tvaą j jlcnqxh<rot13>), ale klimat... Jak na starych filmach ORWO - dużo żółtego, miękkie linie, ciepłe światło. Jak w snach i we wspomnieniach z dzieciństwa. I jest śliczny pręgaty mały kotek. I taki ciepły klimat dolce far niente. Niespiesznego jeżdżenia po bocznych drogach, gdy największym dylematem jest "to teraz w lewo czy w prawo".
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 1, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Znowu mam okres, że czytam kilka książek naraz. Ta się wyłamała i udało mi się ją skończyć w czasie rzeczywistym.
To już nie te czasy, kiedy Adrian Mole odmierzał swojego wacka za pomocą linijki, a uzyskane wyniki nanosił na arkusz papieru milimetrowego, zawieszony na ścianie (teraz - jak donosi koleżanka siwa - rezolutna młodzież wykres zmian długości wacka wykonałaby w Excelu). W dalszym ciągu kocha się platonicznie w Pandorze Braithwaite, która aktualnie jest ważną fiszą w labourzystowskiej partii, ale w ramach kolejnych prób układania sobie życia zakochuje się najpierw z straszliwie dziwnej Merigold z rodziny o tradycjach psychiczno-hippisowskich, a potem w jej bardziej wyzwolonej, acz równie ekscentrycznej siostrze Daisy.
Ale w zasadzie wszelkie perypetie łóżkowo-sercowe, nawet biorąc pod uwagę błyskotliwość Adriana w kwestiach damsko-męskich, są niczym wobec nemesis każdego pracującego człowieka, czyli urzędu skarbowego i wpadania w spiralę kredytową. Wątpię, żeby autorka miała własne doświadczenia, ale to naprawdę bardzo bolesne. I z książki na książkę jest coraz lepiej - tutaj miałam ochotę 3/4 bohaterów kopać nóżką obutą w subtelną szpileczkę rozmiar 37 (36 już ciut przyciasne, czy tycie wpływa na długość stopy?) w dupę. No jak rany, albo mam za dużo empatii, albo zachowują się tak idiotycznie, że nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.
Jak widać - czyta się świetnie, a dla tych, co się boją - jest happy-end.
Inne tej autorki tu.
#1
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 1, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
beletrystyka, panie, 2007
- Komentarzy: 4
W zasadzie tak jak myślę, to poza tym, że mnie od myślenia głowa boli, to wychodzi mi, że całe moje życie składa się z mnóstwa fetyszy. To nawet trudno nazwać lubieniem.
Ot, mam fetysz aksamitu.
Jabloneksowskich błyskotek.
Czerwonego lakieru do paznokci.
Ładnych puszek, do których można chować Różne Różności.
Fetysz książek ładnie poukładanych na półkach.
Bluzeczek z piórkami.
Drinków z kolorową słomeczką.
Filmów na DVD poukładanych alfabetycznie.
Ładnie opakowanych prezentów.
Fetysz dobrze posegregowanych wspomnień.
Zdjęć z lata.
Kwadratowych miseczek na dipy.
Pończoch-kabaretek.
Fetysz kończenia rzeczy (lubię, ale zwykle mi nie wychodzi).
Słomkowych kapeluszy ze wstążką.
Gorzkiej czekolady miętowej.
Fetysz filmów bez happy-endu.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 1, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Skomentuj
Nie będzie podsumowań noworocznym, bo kontestuję fakt świętowania Nowego Roku. Ot, licznik przeskakuje z 2006 na 2007. I tyle.
W TV pokazali zapowiedź programu, że będzie w każdy piątek. Na ekranie pojawił się napis "W kady czwartek". To ja już nie wiem.
A w zasadzie to zmęczona jestem.
W ramach prezentu - najnowsze notowanie z google analytics (pominęłam wielokrotnie odmienione frazy o współżyciu intymnym z braćmi mniejszymi:
- 14. dz1wki ze zwierzetami
- 20. s3x z trupami
- 38. nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki
- 54. czytający książkę można mile spędzić czas
- 57. p0rno junior gej
- 67. starsza kobieta + młody facet = romans
- 74. love krowe
- 83. dowcipne sms na sw bozego narodzenia
- 88. smieszne opowiadani o pierdzeniu
- 90. celofan na prezenty
- 91. gruzini s3ks fotografie
- 100. pieniądze szczęścia nie dają - rozprawka
- 102. chmurki z waty
- 103. krzysztof kiersznowski wzrost cm
- 110. ladne laski w kostiumie
- 116. broszka w prezencie co oznacza
- 120. kudos gdzie moge znalesc
- 122. walenie konia w klasztorze
- 126. męskie penisy
- 132. pani zapłaci panu za s3x
- 164. smieszny s3x
- 167. bialy kot w misce
- 168. długi penis
- 172. dziwki z wroclawia
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 31, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Skomentuj
Kot czarny jest znanym koneserem żwirku. Niekoniecznie w celach toaletowych, ale ogólnopojętych celach wykopaliskowych. Żwirek zostawiony luzem (co jest niestety pewną koniecznością, bo drzwi mam tylko do łazienki, a tam mi akurat wór ze żwirem mało konweniuje, jako że kuwetę mam w schowku opodal) zostaje zabity pazurami i zębami, a następnie pieczołowicie z rozerwanego worka rozsypany. W tym celu zapasowy żwir jest wkładany w plastikowe pudełko po karmie, żeby kotecka nie wodzić na pokuszenie. Dzisiaj jednak worek chyba zachowywał się z pudełka zbyt obelżywie, bo jak wróciliśmy z pracy, znaleźliśmy zagryziony worek i okruchy na całym przedpokoju zaraz obok przewróconego pudełka. Sprawcy pozostają nieznani. Śledztwo w toku.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 28, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Koty
- Komentarzy: 2
Bardzo ładny film. O tym, że jeśli się czegoś będzie bardzo chciało, to się to dostanie, nawet jeśli każdy uważa, że droga do sukcesu prowadzi którędy indziej. Ale bynajmniej nie jest to film o wieszaniu na domowej lodówce zdjęcia CELU i recytowania kolejnych mantr, żeby tylko łaskawość świata się w stronę człowieka zwróciła. Tłustawa Olive, lat 7, bardzo chce zostać małą miss. Mimo że nie ma szans, rodzina ją wspiera. Ojciec tłumaczy, że jak będzie jadła lody, to bedzie gruba, dziadek uczy ją układu tanecznego, brat, który milczy w intencji dostania się do lotnictwa US Army, przekazuje rady na karteczkach, a matka usiłuje sprawić, że cała rodzina się nie rozlatuje. Do tego spada na nich opieka nad bratem matki, który właśnie wrócił ze szpitala z podciętymi nadgarstkami. I kiedy okazuje się, że muszą zdezelowanym vanem (z RĘCZNĄ skrzynią biegów) przejechać kawałek Ameryki, żeby zdążyć na eliminacje okręgowe do Małej Miss, wychodzi, że jest to bardzo nietypowy film drogi.
Świetna rola Michaela z "The Office" i Toni Collette.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 26, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 1
W zasadzie to miałam się nie przyznawać, że takie filmy oglądam, ale w zasadzie to dość ciekawy obiekt do obserwacji socjologicznych. Stereotypowi amerykanie w zasadzie składają się z samych fiksakcji. Na punkcie seksu - czy u nas w szkołach też jest taka presja na to, kto już zaliczył, a kto nie, a bycie dziewicą płci dowolnej to powód do obciachu? Pewnie jestem stara baba, ale ze swoich licealnych czasów niewiele pamiętam, może dlatego, że jednak życie osobiste się miało poza szkołą, a nie w klasie. Na pukcie kupy - no jak rany, wszystko związane z wydalaniem to jednak obciach i lepiej robić to w zaciszu toalety, a nie np. w suszarce na pranie w domu dziewczyny. Na punkcie nagości - niewątpliwie scenarzyści musieli się napracować, żeby pokazać jedynie same biusty, bo pokazanie chociaż kawałka narząda to skandal (wspominałam, że w jednym z odcinków "The Office" pokazali Kamasutrę, w której obrazki były zamazane?).
Jednocześnie, jak oglądam te filmy, to mam żal. Że nie miałam prawdziwego życia kampusowego. Życie w akademiku było barwne, ale mimo wszystko dość przaśne. Nie było hucznych imprez, na których można było iść zwiedzić pięterko z lokalnym bawidamkiem. Mam teraz traumę i będę musiała iść na terapię, bo już mi oko lata.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 25, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 9
Czemu lubię? Temu. Co ciekawe, dopiero na nowym monitorze widzę, że kolory są przekłamane - spodnie są ceglastoczerwone, nie karminowe.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 24, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Fotografia+
- Komentarzy: 4
Jest jeden aspekt szeroko pojętych świąt, którego nienawidzę. I bynajmniej nie jest to sprzątanie, tylko pakowanie prezentów. Co roku obiecuję sobie, że zmasteruję skill wkładania niekształtnych paczek w eleganckie, doskonale przycięte opakowania. W tym roku napadła na mnie taśma klejąca, czerwony papier z IKEI nie da się przyciąć ani zdemontować nożem, w efekcie czego brzegi papieru są w gustowne farfocelki. Jedynie jakikolwiek honor paczkowania ratują śliczne IKEOwe półprzezroczyste wstążeczki z usztywnianym brzegiem, bo nawet z pomocą moich maślanych rąk da się z nimi zrobić coś adekwatnego.
Z innych osiągnięć - co, ja nie pójdę w Wigilię po sąsiadach pożyczać proszku do pieczenia? No to poszłam. Za drugim razem znalazłam ofiarę. Liczba osób wyciagniętych spod prysznica: 1. Po prawdzie to trochę się boję teraz otwierać piekarnik, bo metodyka pieczenia ciasta o dźwięcznej nazwie Fanouropita jest nieco nietrywialna (mam nadzieję, że nie będzie - zgodnie z nazwą - przypominało pity) i nie wiem, czy to, co się w piekarniku zaległo jest na pewno jadalne. Łatwiej piec ziemniaki.
Przesadziłam z cukrem, ale jest jadalne i dość piernikowe (przesadziłam chyba też z przyprawami, ale TŻ zjadł i żyje).
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 24, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Komentarzy: 5