Na Islandii problemy komunikacyjne się zdarzają, zwłaszcza podczas kiepskich warunków atmosferycznych zimą - przestają latać samoloty, schodzą lawiny, generalnie wszystkie służby są na to przygotowane. Problem pojawia się kiedy w miasteczku Seyðisfjörður (kozacka nazwa[1]) zostaje znaleziony w fiordzie brutalnie okaleczony męski tors; ekipa śledczych z Reykjaviku nie może dotrzeć, ciężar śledztwa spada na lokalną, całkiem niegłupią, choć pozbawioną specjalistycznych środków, policję (do przechowywania zwłok używają lokalnej przetwórni ryb). Podejrzenie pada na kogoś z właśnie przycumowanego promu z Danii, który zostaje zatrzymany w porcie, między innymi dlatego, że jego załoga zachowuje się dość podejrzanie, a na pokładzie odkryto przemytnika kobiet. Trzech policjantów to jednak za mało, żeby przepytać ponad setkę pasażerów promu oraz ustalić, kim właściwie był zamordowany, którego zwłoki dodatkowo znikają z przetwórni, a na twitterze ktoś publikuje ich zdjęcia, irytując kwaterę główną w stolicy. Dodatkowo Andri, komendant policji, ma własne problemy - tuż przed odcięciem do miasteczka przyjeżdża jego była żona z aktualnym partnerem, żeby zabrać ich wspólne dzieci od dziadków.
Mocną stroną serialu są widoki - przepiękne, mocne zdjęcia surowych, ale i pięknych islandzkich pejzaży. Oglądając, miałam wrażenie, że to właśnie prezentacja zimowego piękna była celem samym w sobie, a akcję kryminalną dołożono zupełnie przy okazji, żeby poszerzyć potencjalne grono odbiorców.
[1] W ogóle wszyscy się kozacko nazywają, tak że kompletnie nie byłam w stanie zapamiętać, kim są pojawiający się w dialogach Ásgeir, Eiríkur, Hjörtur czy Kolbrún, o rozróżnieniu płci nie wspominając.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 1, 2018
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 3
Na stronie Buzzfeedu znalazłam inspirującą listę książek z "twistem" fabularnym. W niektórych twist jest większy, w niektórych przewidywalny. Recenzje poniżej.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 1, 2018
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Odkładałam tę książkę, bo byłam przekonana, że to thriller polityczno-biznesowy; otóż zupełnie nie. Eddie, Amerykanin w pierwszym pokoleniu pochodzenia greckiego, wiodący pracownik agencji reklamowej (zbieg okoliczności? nie sądzę) z Los Angeles, zatrudniany do najtrudniejszych klientów, jest królem życia. Ojciec nazywa go grubą rybą, najlepsza z żon Florance cieszy się z dwóch domów, z czego jednego z basenem, a dodatkowo młoda kochanka Gwen sprawia, że mimo 43 lat (!) nie czuje się staro. Królowanie się kończy, kiedy żona znajduje nagie zdjęcia, które sobie Eddie z kochanką porobili w chwili zbytków. Następuje rozstanie z kochanką, obietnica zmiany, najlepsze małżeństwo wśród znajomych, sielanka aż do chwili, kiedy Eddie wjeżdża pod rozpędzoną ciężarówkę. To jest moment, kiedy dociera do niego, że niby nie żył własnym życiem - od zawsze robił coś wymuszonego przez okoliczności: ojca, wojsko, żonę, pracodawców, wreszcie przyjaciół; czasem z wygody, bo uleganie kosztowało mniej wysiłku niż walka, czasem dla przeżycia. Każda życiowa sytuacja była jakimś układem, nawet wybór między żoną i kochanką, zbyt trudny do podjęcia. Gorzej, nawet próba wyjścia z jakiegoś układu pakuje go w następny.
To dość męcząca książka, może nie zaskakująca zwrotami akcji, bo narracja prowadzona jest post factum z zapowiadaniem, do czego prowadzą opisywane wydarzenia, ale pełna goryczy i opisów sytuacji, z których nie ma jednego dobrego wyjścia. Pokazuje stopniową dekonstrukcję bohatera, który niczym asceta wyrzeka się wszystkiego, co w życiu osiągnął, czasem za dość wysoką cenę. Wielokrotnie miałam ochotę strzelić Eddiego w ucho, kiedy bezwolnie pozwalał przemiatać się otoczeniu jak kłębek kurzu, ale - spójrzmy w duszę - ilu z nas nie zadrżałoby na dźwięk głosu ojca-tyrana, szorstkiego mentora czy krytycznej małżonki nawet będąc już dorosłymi?
Optymistycznie życzę Wam (i sobie) - w 2018 nie idźmy na kiepskie układy ze światem.
#80/#15
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 31, 2017
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2017, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Jeśli po przeczytaniu "Dziennika 1954" został niedosyt, zbiór wywiadów Urbanka pozwala na zajrzenie "pod podszewkę" - to spotkania z ludźmi, którzy Tyrmanda w tym okresie znali i - w większości - zostali mimowolnymi bohaterami jego książki. Opowiadają o tamtym okresie, o samym Tyrmandzie, swoim stosunku do niego, czasem dość gorzko (zwłaszcza jeśli wzmianka o nich w "Dzienniku" była niespodziewanie krzywdząca), czasem nostalgicznie. Autor prowadzi tak rozmowy, żeby odpowiedzieć ma kilka pytań: ile blagi było w "Dzienniku", czy rzeczywiście był pisany w gorącym roku 1954, czy raczej antydatowany i sklejany z notatek dużo później, jak zakończyły się historie nakreślone i urwane przez Tyrmanda. Sporo miejsca poświęca osobie "Bogny" i jej wspomnieniom - nastoletniej lolicie, z którą się Tyrmand prowadzał; lekko skandaliczny urok narracji 34-letniego wówczas mężczyzny zostaje zastąpiony przez niesmak nawet mimo faktu, że Bogna miała lat 18, a nie 16. Pojawia się sporo znanych nazwisk - Agnieszka Osiecka, Stefan Kisielewski, Zygmunt Kałużyński czy Szymon Kobyliński.
Nie jestem wielbicielką tego typu książek (niefabularnych), przeczytałam ją niejako z rozpędu (bo kupiłam); pozycja obowiązkowa dla ultra-fanów, dla mniej ortodoksyjnych - niekoniecznie.
Inne książki L. Tyrmanda tutaj.
#79
Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 27, 2017
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2017, biografia, panowie
- Skomentuj
Małe miasteczko Beckford mieści się tuż obok rzeki; najbardziej znane miejsce to Topielisko, gdzie od kilkuset lat umierają kobiety. Najpierw "wiedźmy" topione podczas próby wody, potem liczne samobójczynie. Nel Abbott, pisarka, podejmuje wysiłek zebrania historii wszystkich kobiet, które zginęły w rzece, co budzi wiele kontrowersji, zwłaszcza po samobójczej śmierci nastoletniej Kate. Jules, siostra Nel, która do tej pory unikała kontaktu z siostrą, musi wrócić do miasteczka, z którego uciekła przed laty, na jej pogrzeb, bo również Nel nie unika losu, jaki spotkał jej poprzedniczki. Kilka kobiet - Jules, córka Nel - Lena, policjantka Erin, schizofreniczna Nickie, żona policjanta Helen - składają w całość swoją przeszłość, żeby odkryć, do doprowadziło do kolejnej śmierci.
W przeciwieństwie do "Dziewczyny z pociągu" akcja tutaj niespecjalnie się klei w zgrabny finał. Wielowątkowa narracja, skacząca między przeszłością a teraźniejszością, przeplatająca punkty widzenia poszczególnych uczestników wydarzeń, w tym - jak się łatwo domyśleć - mordercy, tej spójności nie ułatwia. Jakkolwiek jedno z morderstw sprzed lat zostało wyjaśnione, do drugiego morderca się przyznał, tak pozostałe niekoniecznie wiarygodnie zostały zamknięte. Trochę się zmęczyłam lekturą i na końcu nie było oczywistego katharsis.
Inne tej autorki.
#78
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 25, 2017
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2017, panie, kryminal
- Skomentuj
[30.09.2017]
木漏れ日 (hiragana こもれび, rōmaji komorebi)
sunlight filtering through trees
Zdjęcia z tego dnia, kiedy - w przeciwieństwie do dziś i ostatniego tygodnia - było słońce.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 23, 2017
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
ogrod-botaniczny
- Skomentuj
Zbiór dwóch opowiadań - "Słoneczne miasto" i "Kamienne pole". Pierwsze to epizody z pensjonatu dla emerytów (unika się określenia "Dom starców") w Saint Petersburgu na Florydzie; ludzi, którzy albo nikogo już nie mają, albo są niepotrzebni nikomu. Czytając, nie mogłam się pozbyć myśli, że to postaci z "Doliny Muminków", odarte z baśniowego sztafażu. Jest Mama Muminka (nieco ironiczna pani Rubinstein, potrafiąca rzucić frazą "mój potworny Synu, jesteśmy do siebie bardzo podobni, choć moja inteligencja w szerszym sensie nie przeszła na Ciebie"), pisująca listy do swojego syna, jednak ciągle nie umiejąca napisać tego, co naprawdę czuje, zamiast tego przygotowująca gładką, pozbawioną dramatyzmu narrację, jaką - jej zdaniem - syn chciałby przeczytać. Jest Paszczak/Wuj Truj/Piżmowiec (pan Thompson, często udaje głuchego, uwielbia krytykować książki science-fiction), który jest niechętny towarzystwu, popija ukrywaną pod łóżkiem wódkę, zmuszany do kontaktów towarzyskich bywa niegrzeczny i wybuchowy, co zapewnia mu spokój; w pewnym momencie jednak chce dokonać bohaterskiego czynu w dżungli (oswojonej, w parku tematycznym, ale jednak dżungli). Panna Peabody to Filifionka, zestresowana, usiłująca nadać swoim słowom znaczenie, ale bojąca się każdego dookoła, łatwa do zbicia z tropu. Joe Bounty, młody robotnik sypiający z pomocą domową z pensjonatu, to Włóczykij, podjeżdżający codziennie na motorze; czeka na zew przygody - list od Świadków Jehowy, zapraszający na uroczystość Wniebowstąpienia. Nie zarzucam oczywiście, ze Jansson posługuje się kliszami, ale to kojące, że wzorce znane z Muminków mają się też dobrze wśród ludzi; nagle, po kilku słowach opisu wszystkich się zna.
"Kamienne pole" to lato z życia pewnej rodziny - owdowiałego, starzejącego się ojca, byłego dziennikarza, który w domu na wsi, w towarzystwie swoim dorosłych córek, usiłuje napisać ostatnią książkę. Mam poczucie, że stracił swoje słowa ("wyświechtane, nadwerężone, zmęczone (...), nie nadają się już do użytku. Trzeba by je wyprać i zacząć od początku"), pisanie sprawia mu trudność, a obecność osób, które od zawsze miał za wymagające opieki i zajęte miałkim krzątactwem, dodatkowo go irytuje. Córki też traktują sytuację jako przykry obowiązek:
widzą postępującą degenerację sprawnego kiedyś ojca, nadużywanie przez niego alkoholu, ale - również przez pamięć zmarłej matki, która utrzymywała rodzinę w całości - próbują pozszywać rozsnuwającą się materię rodziny. Wszyscy troje czegoś się o sobie uczą, co jednak z tą wiedzą zrobią (i czy nie jest za późno) - nie wiadomo.
Inne tej autorki.
#77
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 18, 2017
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2017, beletrystyka, panie, opowiadania
- Skomentuj
Gdzieś w odległej galaktyce Quad, składającej się z czterech zamieszkałych planet grupa najemników zajmuje się doprowadzaniem przestępców przez oblicze sprawiedliwości, oczywiście za wynagrodzeniem. Do atrakcyjnej (wiem, nie jest to jej jedyna zaleta, gdyż jest cyniczna, zna sztuki walki i świetnie strzela, ale naprawdę jest na kim oko zawiesić) Dutch i jej elokwentnego współpracownika Johna na początku pierwszego sezonu dołącza brat Johna, D'avin, były żołnierz, cierpiący na zaniki pamięci i PTSD. Teoretycznie ekipa jest bezstronna, nie opowiada się po stronie żadnego rządu ani ugrupowania, ale szybko się okazuje, że próbuje w swojej pracy posługiwać się własną etyką, co nie przysparza im przyjaciół. W tle przygodowych odcinków snują się wątki przeszłości Dutch, wychowanej przez tajemniczego mistrza Khlynena, którego usiłuje wyśledzić; próby odtworzenia wydarzeń, które doprowadziły do dziur w pamięci D'Avina oraz - na poziomie wielkiej polityki - wykluwającej się rewolucji, która obejmuje wszystkie planety.
Boję się zaryzykować porównania do Firefly, ale się niedwuznacznie nasuwa - rzecz się dzieje czasem w przestrzeni, czasem w nieco uwspółcześnionym świecie Dzikiego Zachodu, barwni bohaterowie, scenografia bywa nieco szorstka (dużo twórczego użycia ekranów z folii i ciasnych pomieszczeń wyglądających jak kontenery od środka, jest mroczna tajemnica z przeszłości, bohaterów łączą (skrywane lub nie) uczucia, a dramat i patetyczność niektórych wydarzeń jest tonowany dowcipem i cynicznymi dialogami.
Serial jest kanadyjski, co bawi tym bardziej, że w obsadzie pojawia się trzydzieścilatpóźniej część obsady hitu lat 90. - "Żaru tropików" (co prowadzi do wniosku, że Kanada ma wprawdzie ogromne zaplecze pejzażów w Kolumbii Brytyjskiej, ale podobnie ograniczony wachlarz aktorów jak Polska, gdzie w każdym filmie jest Karolak albo Kot, chyba że potrzeba amanta, to wjeżdża Małaszyński).
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 17, 2017
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 2
Hailsham, szkoła z internatem dla młodzieży na angielskiej prowincji, w czasach przedinternetowych. Miłostki, konflikty, mniej lubiani nauczyciele i ci bardziej. Narratorka dorasta, zaczynają ją dziwić na pozór oczywiste do tej pory sprawy - czemu nikt nie wyjeżdża na święta i wakacje do domu, czemu nikt nie ma domu poza internatem; kim jest tajemnicza Madame zbierająca najładniejsze rysunki, wiersze i rzeźby; czemu nauczyciele czasem zachowują się dziwnie, tak jakby im było dzieci żal. W perspektywy dorosłej narratorki, Kathy, opiekunki Dawców, wiadomo już, że nie są to zwykłe dzieci, tylko klony (czyje? nie wiadomo), przygotowane specjalnie po to, żeby oddawać swoje organy (komu - autor nie precyzuje). Skupia się na podobnym podejściu do wydarzeń jak w "Okruchach dnia" - poczuciu sensu życia. Kathy jest dumna w zasadzie ze wszystkiego - z elitarnej (a jak się potem okazuje, eksperymentalnej) szkoły, swoich umiejętności jako opiekunki, sposobu, w jaki rozwiązuje problemy, aż wreszcie z perspektywy zostania Dawcą, jak pozostali wychowankowie Hailsham.
Dziwna to książka i taka... niedokończona. Osią akcji jest retrospektywna (więc wiadomo, jaki był skutek) opowieść o próbie podjętej przez Kathy i jej ukochanego, którzy próbują "złamać" system i wyjść z przypisanych im ról; uważają, że ujawnienie prawdziwości łączącego ich uczucia pozwoli na bycie "normalnymi", jak inni ludzie. Niewiele poza tym jest ujawnione - co to za system i co ma przynieść, jak wyglądał los klonów poza elitarnym Hailsham (poza tym, że był o wiele mniej komfortowy).
Rozbawiła mnie przeczytana gdzieś wypowiedź Ishiguro, który odżegnuje się od pisania science-fiction. Otóż jednak to jest science-fiction, nie mam wątpliwości.
Świetna recenzja ^dees tutaj.
Inne tego autora.
#76
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 12, 2017
Link permanentny -
Tagi:
2017, panowie, sf-f -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Australijka Cassandra, owdowiała 40-latka po przejściach, dziedziczy po babci Nell dom, tyle że niespodziewanie na angielskiej prowincji. Jest to zaskakujące, bo jej babka od zawsze mieszkała w swoim zagraconym mieszkaniu nad sklepem ze starociami. Im więcej historii swojej rodziny Cassandra odkrywa, tym więcej tajemnic i niepokojących faktów się pojawia. Jej babkę znaleziono jako 4-latkę, błąkającą się samą w australijskim porcie; zaadoptował ją pracownik portowy, w którego rodzinie spokojnie rosła aż do momentu, kiedy dowiedziała się o swoim pochodzeniu. Długo szukała w przeszłości, łącząc ślady na mapie, ale nie udało się jej wyśledzić genealogii. Dopiero Cassandra, zaopatrzona w nowoczesne narzędzia i sieć społecznych kontaktów odkryła, co łączyło ogród z labiryntem, ilustracje znanego angielskiego rysownika i zapomniane wydanie pięknych baśni.
To historia trzech pokoleń kobiet, z których każda - w różnym zakresie - poszukiwała własnej tożsamości i jednocześnie próbowała się rozliczyć z przeszłością. Trochę powieść kostiumowa - dorastanie małej Elizy w londyńskich slumsach na początku XX wieku, potem na dworze zamożnych krewnych, trochę współczesna opowieść o powrocie do życia po tragedii.
Inne tej autorki tutaj.
#75
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 12, 2017
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2017, beletrystyka, panie
- Skomentuj