Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

The Residence

W Białym Domu trwa przyjęcie - lokalni oficjele, przedstawiciele rządu Australii, Hugh Jackman, a do kotleta śpiewa Kylie Minogue. Wtem w jednym z pokojów zostają odkryte zwłoki głównego zarządcy, Wyntera (Esposito[1]), szybko zbiera się sztab kryzysowy, składający się z przedstawicieli organów porządku, a jeden z nich przyprowadza znaną detektywkę (detektywę?), Cordelię Cupp. Śledztwo w ciągu feralnej nocy nie kończy się sukcesem mimo wnikliwych obserwacji pani Cupp, bo nie dość, że wszyscy kłamią, to jeszcze przeważa narracja, że Wynter popełnił arcyciekawe samobójstwo (uderzenie w głowę, przecięte nadgarstki, trucizna, a do tego jego ciało było przemieszczane już po śmierci). Druga odsłona - już z finalnym zebraniem wszystkich podejrzanych i zainteresowanych na miejscu zbrodni - odbywa się po roku, po posiedzeniach Kongresu w sprawie ustalenia, czy protokoły bezpieczeństwa były zrealizowane prawidłowo (typowe post mortem).

Klimatyczny (mini[2])serial jest zrealizowany w podobnej konwencji do ”Na noże”: analiza tych samych wydarzeń z punktu widzenia różnych osób, ekscentryczna detektywka (świetna Uzo Aduba), której hobby - obserwacja ptaków - pozwala na nieortodoksyjne podejście do przesłuchań i odkrycie mordercy, dużo humoru i bardzo dobre dialogi.

[1] Oryginalnie ofiarę miał grać Andre Braugher, niestety, nie zdążył. Szkoda, aczkolwiek Giancarlo Esposito jest równie świetny, chociaż gra tylko w reminiscencjach.

[2] Wada - 8 odcinków, z czego ostatni podwójny, to zdecydowanie za długo. Ze spokojem można byłoby całość skrócić do 4 godzinnych bez straty dla przyjemności oglądania.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 6, 2025

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Zdeněk Jirotka - Saturnin

Tak, jest inna książka o tym tytule, ale bez związku. Za to, mimo czeskiego autora, to humoreska w stylu brytyjskim, przypominająca serię P. G. Woodehouse’a o Jeevesie, sprytnym i elokwentnym lokaju, służącym u nieco nierozgarniętego lorda Bertiego Woostera. Tutaj Saturnin pojawia się znienacka u narratora, młodego i dość nudnego urzędnika, oferuje swoje usługi za umiarkowaną opłatą, po czym przeprowadza go z nijakiej kamienicy na barkę na Wełtawie i ogólnie dba o to, żeby jego pan zasłynął jako osoba odważna i ekstrawagancka. Wielokrotnie ratuje go z opałów, czy to rodzinnych - bo zjadliwa cioteczka Kateřina chce zagarnąć spadek po jeszcze żyjącym dziadku czy zainstalować swojego złośliwego synka Miloša, czy to uczuciowych - pomagając zdobyć względy pięknej panny Barbory. Większość akcji dzieje się podczas urlopu narratora, kiedy to dziadek zaprasza całą rodzinę do siebie, a dramatyzmu nadaje powódź, która odcina willę od cywilizacji. Całość jest zaskakująco świeża i zabawna, może przez zestawienie czeszczyzny z typowo brytyjską flegmą i sarkastycznym poczuciem humoru.

#55

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 5, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, panowie - Skomentuj


1012 m n.p.m.

[5.07.2025]

Może kiedyś wejdę na inne góry i też będę tak zachwycona, jak Ještědem. Może. Na razie, jako osoba przygruntowa, nieustająco cieszę się za każdym razem, kiedy jestem tutaj. Kolejka linowa dalej nie kursuje, pozostaje samochód i ostatni parking pod szczytem (tylko za gotówkę!). Widoki za miliony monet, tym razem zachód słońca, potem kawa i ciacho w hotelowej restauracji, drugi co do wartości paragon grozy w te wakacje (serio, za dwie kawy, owszem, na wypasie, kofolę i dwa kawałki apfelstrudla zapłaciłam tyle, ile za obiad dla trzech osób przy rynku w Libercu! Dobre, ale bez przesady). Trudno, punkty na wyjeździe i tak dalej. Można wziąć picie i kanapki ze sobą oczywiście, jest miejsce do piknikowania. Wzrusza mnie oczywiście Marsjańskie Dziecię, przylecieli i zostawili, jak tak można. Pytacie, co nastolatka. Nastolatka została na kwaterze, albowiem już była na górze, nie musi powtarzać. Za to po powrocie zapewniła nam rajd w poszukiwaniu czynnego czegokolwiek, co pozwala zaopatrzyć się w środki higieny; tu na ratunek przyszła stacja Orlen, bo na innych stacjach w Billi Express tylko spożywka, Czeszki widać nie mają awaryjnych potrzeb.

GALERIA ZDJĘĆ i starsze: luty 2024, listopad 2021 i sierpień 2021.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 3, 2025

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: czechy, jested, liberec - Skomentuj


Sigrid Nunez - Dla Rouenny

Dziwna opowieść, ale czy wszystkie powieści Nunez nie są trochę dziwne? Autorka opowiada o swojej nietypowej przyjaźni z Rouenną Zycinski[1], kobietą w jej wieku, która niespodziewanie napisała do niej po tym, jak Nunez wydała pierwszą książkę. Powoływała się na wspólne doświadczenia - obie w dzieciństwie mieszkały na Staten Island, na kiepskim i mało bezpiecznym osiedlu, obie rodziny stamtąd uciekły po jakimś czasie, ale nawet podczas wspólnego okresu kobiety, wtedy dziewczynki, się nie znały, chociaż o sobie wiedziały. Nunez nie była początkowo chętna, węszyła kłopoty, ale coś ją przyciągało do Rouenny. Dużo rozmawiały, wreszcie wyszło, że nowa znajoma chciała, żeby autorka opisała jej doświadczenia z wojny Wietnamie, jedyny wart zapamiętania moment w życiu, który jednak coraz bardziej w jej pamięci znika i się zaciera. To jeden z wątków książki - pamięć i zapominanie, bycie w przeszłości kontra tu i teraz, wyparcie i ruminacje, ludzie - jak Nunez - obdarzeni doskonałą, wręcz fotograficzną pamięcią i inny, dla których to, co było, nie jest już istotne i nie przywiązują wagi do tego, żeby pamiętać[2]. Wtem Rouenna podczas wizytu o swojej matki łyka za dużo tabletek i odchodzi, nie wiadomo, dlaczego. To wydarzenie wpędza Nunez w niespodziewane poczucie winy i tym bardziej próbuje poskładać to, czego dowiedziała się w czasie wspólnego czasu z Rouenną.

To rozrachunek z wojną w Wietnamie, która była punktem zwrotnym dla pokolenia Nunez i Zycinski, bez względu na to, czy w niej uczestniczyły, czy nie. Szok po wylądowaniu w takim Da Nang, kiedy ideały zderzały się z przerażającą rzeczywistością; szok po powrocie, kiedy okazywało się, że świat żył niezależnie i wcale nie chce słuchać o traumatycznych doświadczeniach. Rządowa polityka zatajania, czy to szczegółów operacji wojskowych, czy skutków przebywania w obrębie działania szkodliwych chemikaliów (Agent Orange) pozostawiła bez wsparcia weteranów, udzielając im szczątkowej pomocy i dezinformując. I tu wchodzi Nunez, która nie tylko na podstawie jednostkowego przypadku Rouenny chce zrozumieć, jaki wpływ Wietnam miał na USA; jest w jej otoczeniu więcej takich osób, nie wszyscy chcą mówić, niektórzy blagują i przypisują sobie doświadczenia (jako przykład pojawia się “Spokojny Amerykanin” Greena). Jak wspomniałam, to dziwna opowieść, w której nie wiadomo, czy Rouenna to prawdziwa osoba, ale czy to istotne? Nunez fantastycznie i żywo umie między wierszami pisać o codzienności, bo przecież nie tylko rozmawiała ze znajomą, ale podróżowała, pracowała, pisała, była w związku i po związku, jadła i mieszkała. Lubię.

[1] Sporo poloniców - polscy sklepikarze na Greenpoincie, którzy mówią tylko “angielski nie”, ludzie, którzy się po polsku kłócą, grają w hacele i uprawiają polską miłość; placki ziemniaczane w polskiej knajpce.

[2] “Jak bardzo liczy się to, co pamiętasz, co zapominasz? Czasami myślę, że chciałabym być jak ci ludzie, dla których to ma niewielkie znaczenie. Oni po prostu żyją, nigdy nie oglądając się za siebie - dla nich przeszłość jest jak wielki dywan, który równo zawija się za tobą, gdy po nim idziesz”.

Inne tej autorki tutaj.

#54

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 2, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, panie - Skomentuj


Hrady i vychlidky

[5.07.2025]

W okolicach Liberca zamków jak naplute, można więc przy okazji podjechać kawałek w plener na spacer. Kilka odwiedziłam poprzednio - Valdštejn i Svijany, Trosky, Hrubą Skále i Sychrov, bardzo mi się podobało. Zaplanowałam sobie i teraz leniwą wycieczkę przez trzy zamki, piękny dzień, podjedziemy autem, obejrzymy, wypijemy kawę czy coś zimnego, little did I know. Otóż zamki mają to do siebie, powinnam była o tym pamiętać, że zwykle wznoszone były na górach, a dodatkowo raczej nie planowano ich z myślą, że ktoś będzie wjeżdżał samochodem. Tak, do każdego poza zamkiem Vartenberk trzeba się było mozolnie wspinać, czy to ścieżką obok skały, czy to przez lasek, a obiecujące znaki “tylko 500 m!” cieszą tylko przez pierwsze 10 minut. Bo pod górę. Oczywiście, jak się już człowiek wskrobie i podreperuje nadwątlone siły, to widoki przepiękne, zwłaszcza jak się jeszcze wespnie na wieżę widokową. Tyle że już w drugim zamku mi się nie chciało, poprzestałam na widokach z murów.

Do zamku Grabštejn idzie się serpentynami wąskich ścieżek wzdłuż skalnego zbocza, patrząc z zazdrością na zamkniętą bramę, którą można by wjechać autem jak sołtys. Złachana nastolatka odmówiła zarówno zwiedzania, jak i wejścia na wieżę widokową, pozostając z ciastkiem i colą na dziedzińcu. Wieża ma widoki na medal i nawet nie tak wysoko trzeba się wspinać. Bilety w kasie można kartą, ale spożywkę gotówką. Następnym razem chętnie przejdę trasę “Skarby Grabštejnu”, wygląda obiecująco.

Zamek Lemberk również mieści się na wzgórzu, ale dla odmiany idzie się przez lasek łagodną drogą pod górę. Tu również można coś zjeść - ciasta i lody, albo się odświeżyć zimnym napojem. Można też zwiedzać i wejść na wieżę, toaleta w cenie.

Wreszcie zamek Vartenberk, gdzie można spokojnie podjechać autem, ale - haha - czynny do 15 i tylko w weekendy. Przespacerowałam się dookoła i rzuciłam okiem na nietypowe, a raczej typowe dla Czech, figury świętych. Trzeba mieć fantazję, żeby trzymać na placyku świętego Sebastiana, malowniczo najeżonego strzałami, naprawdę.

Adresy:

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 30, 2025

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: czechy, liberec - Skomentuj


Oppenheimer

Pamiętacie hype sprzed jakiegoś czasu, kiedy w kinach łeb w łeb szły ”Barbie” i “Oppenheimer”, a media przepychały się w analizach i porównaniach? Więc tak jak “B” mi niespecjalnie podeszła, tak też niespecjalnie mi podszedł “O”. Nie zrozumcie mnie źle - to jest świetnie i nietypowo, bo niechronologicznie, nakręcona biografia jednego z największych fizyków, lidera Projektu Manhattan, okrzykniętego ojcem bomby atomowej. Doskonała obsada (“Czy chcemy Cilliana, RDJ, Damona, Pugh, Blunt, Oldmana, Maleka, Branagha…?” “Tak”), zdjęcia i plenery, niesztampowa historia skonfliktowanego człowieka, nawet z perspektywy czasu, ale to jednak za mało, żeby odczuwać jakieś emocje. Film mógłby mieć podtytuł “na podstawie Wikipedii”. Jest II wojna, USA chce uzyskać przewagę, więc proponuje znanemu fizykowi nieograniczone środki, żeby zbudował bombę atomową zanim zrobią to Niemcy i Sowieci. Bomba jest, zostaje użyta w celu spacyfikowania Japonii, do fizyka dociera, co zrobił, po czym w nagrodę dostaje wilczy bilet, bo w ramach szalejącego makkartyzmu łatwiej było go oskarżyć o sprzyjanie komunistom niż nagrodzić. W trakcie tego przewija się kilka kobiet, w tym uparcie rozbierana Florence Pugh (czemu?!), sporo sławnych postaci ma swoje kilka minut, ale to wszystko. Powtórzę - to nie jest zły film, ale absolutnie pomijalny; wygląda jak niekontrowersyjna historia przygotowana w celu wygrania kilku Oscarów (konkretnie 7, misja udana).

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 29, 2025

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Emily Henry - Ludzie, których spotykamy na wakacjach

O autorce słyszałam, że to “nowa jakość” literatury leżaczkowej, że głębia i świetnie napisane. Więc już na wstępie powiem, że tak, da się przeczytać i nie wywraca się oczami podczas lektury, ale w dalszym ciągu to jest rozrywka niewyrafinowana, napisana bez błędów i idiotyzmów, ale to nie czyni z powieści literatury nawet średniej półki.

Poppy pracuje w magazynie podróżniczym, co było spełnieniem jej marzenia - chciała wyrwać się z rodzinnego miasteczka i jeździć po świecie. I jeździ w niesamowite miejsca, z profesjonalnym fotografem, a jej artykuły są cenione. Tyle że w pewnym momencie odkrywa, że jej czegoś brakuje - (pół)prywatnych dorocznych wyjazdów z przyjacielem ze studiów, Alexem. Dwa lata temu coś się między nimi zepsuło, ożywioną przyjaźń zastąpiła zdawkowa komunikacja i to się kładzie cieniem na satysfakcję z życia u Poppy. Decyduje się na trudny krok - proponuje Alexowi powrót do rutyny i wznowienie tradycji wspólnego podróżowania. Relacja z aktualnego wyjazdu przeplata się z kolejnymi odsłonami historii przyjaciół - poznania na studiach, przyjaźni mimo ogromnych różnic i kolejnych wyjazdów. I tu się zaczyna moje rozczarowanie - tak, cała książka jest o tym, że Poppy od zawsze kocha Alexa, ale jak mu o tym powie, to im to zepsuje przyjaźń, poza tym a to ona ma chłopaka, a to on ma dziewczynę. Spoiler alert: bpmljvśpvr Nyrk grż pnłl pmnf xbpunł Cbccl, jvęp xvrql jerfmpvr jpubqmą j vaglzaą erynpwę, fą snwrejrexv v - cb qeboalpu cemrfmxbqnpu - mbfgnwą cneą. Whż cb qmvrfvępvh yngnpu, ob bobwr zhfvryv qb grtb qbwemrć.

Ale i tak sensowniejsze niż Dostojewski.

#53

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 28, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, panie - Skomentuj


Duster

Lata 70. Jim Ellis jest kierowcą i totumfackim Ezry Saxtona, lokalnego szefa szemranych biznesów. Wtem w jego w miarę spokojne życie - pojechać, przywieźć bez zaglądania do przesyłki, spędzić trochę czasu z “siostrzenicą”, która nie wie, że jest jego córką, zabawić się z jakąś przyjemną damą - wchodzi z rozmachem Nina, agentka FBI świeżo po akademii. Nie dość, że kobieta, to jeszcze czarna, a do tego twierdzi, że ukochany brat Jima, Joey, wcale nie zginął w wypadku, tylko był ofiarą zlecenia Saxtona. Jim nie wierzy, wszak jego ojciec i Ezra to przyjaciele, ale Nina pokazuje dowody i kierowca daje się przekonać o tyle, że chce pracodawcę wybielić. Sprawy oczywiście się komplikują, dochodzą nowe wątki, zdrada, zwroty akcji, szantaż, spisek dużo pościgów i strzelanin, aż w finale bohaterowie na tle zachodzącego słońca rozmawiają o tym, że trzeba wyjaśnić to, co wyszło na jaw w pierwszym sezonie. Nie wyjaśnią, bo nie będzie kolejnych sezonów.

Zajawki były kuszące, nazwiska na liście też - Holloway (latka lecą, ale ciągle to złoczyńca o złotym sercu i kuszącym uśmiechu), J.J. Abrams - niestety, całość nie wypaliła. Może to kwestia sztafażu - nie widzę sensu nagrywania współcześnie filmów, które dzieją się w przeszłości, a dodatkowo nie mam zupełnie sentymentu do lat 70., zwłaszcza w Stanach. Podskórnie mierzi mnie idea pokazywania świata z perspektywy roku 2024, gdzie seksizm i rasizm były normą. Może kwestia niedookreślenia gatunku - czasem miałam wrażenie, że to pastisz filmów sensacyjnych sprzed lat, czasem że to nostalgiczna wyprawa typu “Pewnego razu w Hollywood”, czasem są emocje na serio, a czasem to tylko puszczenie oka do widza. Mnóstwo wysiłku włożono w scenografię i kostiumy, w których niestety większość aktorów wygląda jak z kiepsko rysowanego komiksu, peruka Hollowaya została chyba celowo zaprojektowana, żeby go oszpecić. Fabuła też czasem niespecjalnie trzyma się kupy, możliwe, że w momencie ucięcia funduszy na kolejne sezony, finał był sklejony nieco na siłę; nie jest zły, ale też nie najlepszy. Na plus - serial jest bardzo ładnie filmowany, niektóre ujęcia są świetne technicznie i ciekawe estetycznie. I Holloway, który jest bardzo fajnym protagonistą, ale ekhm, ma ponad 50 lat, a jest sztucznie odmłodzony na trzydziestoparolatka; ten statek odpłynął.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 27, 2025

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Fiodor Dostojewski - Idiota

Dla ustalenia uwagi - książka wygrywa bezkonkurencyjnie Most Upierdliwa Lektura Competition, dystansując nawet poprzednio czytane dzieło tego autora. Przesłuchałam, żebyście Wy nie musiały.

Tytułowy idiota to książę Myszkin, młodzieniec cierpiący na paskudne ataki epilepsji, po których bywa, że szwankują mu funkcje psychomotoryczne. Wraca po latach leczenia w klinice w Szwajcarii, dodatkowo więc nie klei zupełnie rosyjskich konwenansów, a wszystkie interakcje społeczne wymagają nieledwie kontredansa werbalnego, żeby zapytać chociażby o pogodę; słowo “idiota” pada często również z tego powodu. Tuż po przyjeździe do Petersburga przypadkiem wpada w skomplikowany wielokąt uczuciowy - zakochuje się w lokalnej femme fatale, Nastazji Filipownej, w której kocha się też właśnie wzbogacony Rogożyn, człowiek popędliwy i emocjonalny. Nastazja jest niemile widziana w towarzystwie, bo to skandalistka i kobieta upadła; tłumaczę i objaśniam - upadła dlatego[1], że jako dziewczynkę upodobał ją sobie jej opiekun, wykorzystał również erotycznie, a kiedy dorosła i mu się znudziła, zaplanował się jej pozbyć za pomocą zaaranżowanego małżeństwa z potrzebującym pieniędzy sekretarzem generała Jepanczyna. Sekretarz z kolei wolałby oczywiście ożenić się z najmłodszą generałówną, Agłają Iwanowną, ale ta w ogóle nie chce wychodzić za mąż, nawet za Myszkina, który też się w niej zakochuje. I tak wszyscy kręcą się między Petersburgiem a Pawłowskiem, godzą się i kłócą, książe Myszkin popełnia nietakty, spotkania towarzyskie przeradzają się w pijatyki i całonocne dyskusje: o karze śmierci, wyższości kościoła cerkiewnego nad katolickim, który jest bliżej satanizmu i, tfu, nihilizmu, samobójstwie, czy większy grzech zjeść 60 mnichów czy 6 niemowląt (sic!), osłach i innych takich lekkich tematach. Anfgnmwn hpvrxn Zlfmxvabjv ghż fcemrq błgnemn, ob an avrtb avr mnfłhthwr j fjbwrw avfxvrw fnzbbpravr, cb pmlz Ebtbżla wą mnovwn, bpmljvśpvr m zvłbśpv; Zlfmxva hfhjn fvę creznaragavr j bgpułnń pubebol cflpuvpmarw.

Jakże się zmęczyłam, dwa podejścia - poprzednie chyba dwa lata temu, prawie miesiąc słuchania. Nie pomaga, że wszyscy posługują się imieniem i otczestwem, a tym bardziej trudno, bo córka Jana staje się Iwanowną, a tym bardziej nie pomaga, że każdy - oprócz Myszkina - zachowuje się jak sfochowana primadonna. Myszkin to taki boży naiwniaczek, dobrotliwy świątek z ikony, Chrystus, co to o wszystkich dobrze i z życzliwością, a dookoła niego są koterie i układy, których nie rozumie. Przeciwieństwem księcia jest Rogożyn, upadły anioł, Antychryst, co weźmie, to w fekał się obraca. Absolutnie nie rozumiem, czemu tę intrygę trzeba było ubrać w aż tyle słów, podchody, spotkania, wyznania i rzucanie się sobie w ramiona i wyznawanie miłości, również pan panu, ale bez zberezieństw. Jak w przypadku Christie mam poczucie czytania o próżniakach, którym się z nudów w głowie poprzewracało, tak tu - do kwadratu.

[1] Albo dlatego, że przeczytała za dużo poezji i wpadła w szaleństwo, jedno z dwojga.

Inne tego autora.

#52/#12

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 26, 2025

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Libereckie przypadki

[3-6.07.2025]

Czemu znowu Liberec? Bo lubię i jednej strony zaczynam się w nim czuć zadomowiona, z drugiej jeszcze nie mam poczucia, że już wszystko widziałam. No i blisko. Poza klasyką - rynek, znane i nowe miejsca, gdzie można dobrze zjeść i oczywiście, o czym niebawem, Ta Góra - miałam tym razem przygodę. Zjedliśmy śniadanie, wyszliśmy z ratusza, nastolatka dokonała rajdu na sklepik azjatycki, bo są napoje w puszkach, których nie ma w Poznaniu i tu okazało się, że nie można płacić kartą, bo nie ma prądu. Ok, jestem przygotowana, mam korony jeszcze z ubiegłorocznej Pragi. Grubo zaczęło się już robić w CH Plaza, gdzie prądu również nie było, więc nie że w jednym sklepiku, ale wszędzie. Wyjechaliśmy z parkingu bez płacenia, udaliśmy się do Muzeum Techniki, gdzie - zgadliście - też nie było prądu, bo trafiliśmy na blackout, który odciął pół Czech. Wróciliśmy na sjestę, bo bez prądu nie ma nic - sklepów, restauracji, zwiedzania; na szczęście jedna z zalet apartamentu - e-zamki - działały, bo bez tego bieda. Zasilanie wróciło po chyba trzech godzinach, cieszyłam się, że nie utknęłam w pociągu, windzie, na lotnisku, w samolocie czy w odwiedzonym wieczorem kompleksie basenów Babylon, które mieści się na poziomie -2, więc jak nie mają chociaż generatora awaryjnego, mogło być wesoło inaczej.

Adresy:

  • Restaurace Plzeňka - Duli - Moskevská 13, kuchnia czeska, pyszny kapuśniak
  • Mountain - Felberova 15/13, Indická a Nepálská Restaurace
  • saber - nám. Malé 292, śniadania
  • MASA BUKA - Nikosova řecká taverna, Sokolská 168
  • VITA Café Bistro - Zhořelecká 414/19, śniadania
  • Wink Café - Tržní náměstí 876/11, śniadania
  • GALERIA ZDJĘĆ i zima 2024, jesień 2021, lato 2021 okolice rynku i Masarykova.

    Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 26, 2025

    Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: czechy, liberec - Skomentuj