Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu


Środa, jak co tydzień

Waga wzbiła się na wyżyny absurdu i mimo diety ("jem to, co zwykle, ale z wyrzutami sumienia") nie planuje spaść. Zaprzyjaźniłam się z panią Magdą, specjalistką od dietetyki i mam schudnąć. Zakładając, że nie będę sama siebie oszukiwać, zacznę jeść regularnie, a nie wtedy, kiedy sobie o tym przypomnę, wyrzucę kabanosy, czekoladę, panierkę i jelly beansy... to zmieszczę się w dżinsy, w które się mieściłam w październiku. Do lata. Można się śmiać.

Poza tym udało mi się dzisiaj zatankować pełen bak i dopiero w tym momencie zorientować się, że jestem bez walorów pieniężnych. I bez jakichkolwiek dokumentów. Albowiem nie wiem, gdzie jest mój portfel. Wspominałam, że moje życie to nieustająca fala sukcesów? Tak.

I jeszcze ma być sporo zimniej. Kiedy już się przyzwyczaiłam. Niezachwyt. Tylko ten Edynburg za dwa tygodnie trzyma mnie w pionie.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 6, 2013

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Skomentuj



Terry Pratchett - Carpe Jugulum

Magrat i Verence II wyprawiają chrzciny pierworodnej córki. Nie wszystko idzie tak, jak trzeba - ginie zaproszenie do babci Weatherwax, więc ta się na chrzcinach nie pojawia, za to dociera do Uberwaldu zaproszenie dla Magpyrów - postępowych, acz brutalnych wampirów. Jak się łatwo domyślić, wampyry wprowadzają się do Lancre, a babcia oddala się w bliżej nieokreślonym kierunku. Trzy wiedźmy - Magrat (matka), Agnes (dziewica) oraz Niania Ogg (staruch^Wta trzecia) biorą sprawy w swoje ręce, z małą pomocą pyskatych i wojowniczych Mac Nac Feegli.

Akcja jest tylko pretekstem do szeregu rozważań nad istotą wiary. Na chrzciny przyjeżdża również kapłan żółwiego Boga Oma, Wielce Oats, człowiek wątpiący, wewnętrznie skłócony i całkiem nieuporządkowany w kwestii swojej religii mimo silnego poczucia, że musi wierzyć; wielebny ze schizmą w pakiecie. Wampiry są z kolei niezwyciężone, bo za pomocą treningu nauczyły się ignorować wodę święconą, symbole religijne, światło słoneczne oraz problem zagubionej skarpetki, podważając całą wiarę stojącą za wampiryzmem oraz walką z nim.

I, co najlepsze, to mnóstwo uroczych, powodujących chichot, cytatów. Ot, takich chociażby:

Trafił mniej więcej w środek Drugiego Listu Bruthy do Omnian, w którym Brutha beształ ich łagodnie za to, że nie odpowiedzieli na Pierwszy List do Omnian.

Poprzednia recenzja (sprzed 7 lat, heh, możliwe, że czytałam w oryginale, a nie po polsku).

Inne tego autora tu.

#13

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 3, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, panowie, sf-f - Komentarzy: 3


2 marca

Wybiegłam w pierwszy słoneczny dzień umownej wiosny. Zamknięta w ciemnym lutym, chciałam się wytarzać w dzisiejszym słońcu, w błękitnym niebie, w złoto-różowym zachodzie słońca (kto pojechał na zakupy bez aparatu, kto?).

Współczuję sobie skojarzeń. Przejeżdżamy koło śmietnika w centrum miasta, przy którym roboczo odziana w skórę i dres starsza młodzież w ścisłym kółeczku wymienia opinie. Nie pomyślałam "chuligani", skąd. Nie pomyślałam "planują wieczorną wypitkę", skąd. Oni mają daily stand-up, to oczywiste.

Kolejne skojarzenie - sobotnie śniadanie w Republice Róż (Maj zyskał kolejną ksywę "Mistrzyni Usypiania Nie Wtedy, Kiedy Trzeba", albowiem przysnął w ramionach TŻ podczas spożywania republikowej babeczki oraz zielonego ogórka), wchodzą ubrani na czarno panowie w kapeluszach, starsi, dość sztywni, gładko ogoleni, również na karku. Typowa włoska mafia, szukam cienia wąsika i przyglądam się, czy pod marynarkami nie wybrzusza się znajomy kształt spluwy. Dopiero za drugim czy nawet trzecim rzutem oka zauważam koloratki.

Wymieniam korespondencję z przemiłą osobą o imieniu Ainhoa, od tego od razu zaczynam się uśmiechać. Tylko skąd osoba o baskijskim mianie w Szkocji?

Nie tylko ja wypłynęłam na miasto - na schodach pod Teatrem Wielkim kolorowo ubrani ludzie symulują wiosłowanie i śpiewają do kamery. Na Niepodleglości telewizja wywiaduje starszą panią, mam nadzieję, że na temat wiosny, a nie że wszystko się nie podoba.

Dziś ma się wszystko podobać.

Tymczasem idę myśleć o malowaniu schodów na Wildzie. Oraz szyć jajka oraz kurczaki na kiermasz w placówce edukacyjnej.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 2, 2013

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 1


Miasto in progress

Kropla w morzu potrzeb; w chyba najbrzydszym zakątku Poznania - trójkącie zła między Półwiejską, Krysiewicza a placem Wiosny Ludów - coś ruszyło. Odważny mężczyzna ze swoim balkonikiem na wysięgniku rozpoczął tworzenie murala. Niech będzie nawet reklamowy, ale niech będzie w ogóle. Nie zastąpi to narożnej kamienicy i dziury w mieście, jaka do tej pory straszy, ale może coś będzie jeszcze z tego potencjalnego miejskiego klejnotu.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 27, 2013

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: murale - Skomentuj


Michał Witkowski - Lubiewo

Chyba najbliżej opisu książki jest fraza "ciotowski Dekameron". Michaśka, dziennikarz-literat, opowiada serię historii o "przegiętych" homoseksualistach, którzy mentalnie pozostali w latach 70. i 80. Nie są młodzi, nie są modni, nie są pachnącymi hipsterami, nie zależy im na miłości ani na związkach. Są reliktem, który tęskni za czasami, kiedy niedobitki radzieckich wojsk stacjonowały w Polsce, a znudzonym żołnierzom było wszystko jedno, czy na "obciąg" przychodzi kobieta, czy mężczyzna. Reliktem z epoki szaletów, mrocznych parków i wstydliwych urzędników z teczką, brutalnych pobić, kłamstw, mówienia o sobie jako o kobiecie i wielkiej udawance.

Czytałam i próbowałam zrozumieć, czym się życiu kierują/kierowali, ale nie zrozumiałam. W przeciwieństwie do "Drwala", gdzie oprócz poszukiwania archetypowego luja, heteroseksualnego byczka, działa się jakaś sprawa kryminalna, tu są tylko historie "piosenkarek", deklamujących "O Boże! Bożenka!". Barwne, zapada w pamięć, chociaż mam wrażenie, że wolałabym niektóre obrazy z głowy odszorować drucianą szczotką.

Inne tego autora tu.

#12

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 26, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, beletrystyka, opowiadania, panowie - Komentarzy: 5


Inside

Odmawiam wiadomości w telewizji czy radiu. Zanurzam się w moje pieczołowicie pielęgnowane odcięcie od nagłej śmierci, przemocy zupełnie nie fikcyjnej, nikt nie zyskuje, są tylko przegrani. Nawet mogę w kółko w samochodzie słuchać "O dwóch takich, co ukradli księżyc", a w domu oglądać bajki na Mini-mini, a potem patrzeć nawet na samą śpiącą rybkę, żeby nie dostać w twarz kolejną makabrą.

Wystarczająco męczę się w swoim nieprzespaniu nocy, bo kocyk, woda, mamo, chyba będę wymiotować, chcę teweizję o pierwszej, trzeciej, piątej, szóstej nad ranem (nawet przez chwilę rozważałam zmałpowanie z ^eri nie-śpimy-bloga, na szczęście szybko usnęłam). Buntowałam się od miesięcy przeciwko wychodzeniu zimą, że ja chcę w domu, w domu tyle można, więc nie mogę narzekać, mam co chciałam. Czytanie książki przerywane mediacjami o podanie dawki leku, mierzenie temperatury rozpoczynające się od chichotu, bo łaskocze, a kończące awanturą, bo TAK. Ale mam, czytam, prawda? Mogę przeglądać do woli rss-y i pykać kolejne plansze pomiędzy wytarciami nosa i próbami przemytu czegokolwiek, co ma kalorie. Mam, co chciałam. Tyle że już nie chcę. Taka moja drama, nie na miarę telewizji. Na dziś, na jutro, ale nie na za tydzień. Za tydzień będzie po przeziębieniu i zacznę znowu narzekać, że nie chcę wychodzić. Może.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 24, 2013

Link permanentny - Kategoria: Maja - Komentarzy: 4 - Poziom: 2


Kac Wawa

Poległam sromotnie, chociaż byłam przekonana, że nie ma takiego złego filmu, którego nie da się obejrzeć. A tu - od samego początku - nie było nic. Nic śmiesznego, nic mądrego, niestety też nic ciekawego. Zachichotałam na Grzmihujem, dealerem ze Śląska (bo wiadomo, nic tak nie śmieszy w Warszawie, jak ktoś mówiący tak trochę nie po naszemu), pokiwałam głową nad luksusem wynajęcia limuzyny, która jeździ wąskimi warszawskimi ulicami dookoła ronda i to by było na tyle. Wytrzymałam pół godziny festiwalu przekleństw (dosłownie w pierwszej minucie filmu padło pierwsze przekleństwo), picia wódki, gibania się przy dyskotekowej muzyce, odkrywania, że prostytutki nie wyglądają jak w reklamie (za to wszystkie mają biust z silikonu) oraz bijatyk, również w wykonaniu pań. I odpadłam. Jak ktoś obejrzał do końca - dzieje się coś więcej?

Wersja tl;dr - NIE.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 23, 2013

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 6


Working on a railroad

Życie moje między wsią a miastem punktowane jest przejazdami kolejowymi i częstokroć zamkniętymi szlabanami. Ma to ze wszech miar wady, ale czasem i zalety - zdarza się, że stojąc i czekając na pociąg wyciągam aparat, bo akurat jest ta chwila na okoliczność przyrody. Dziś, wprawdzie bez aparatu, pstryknęłam sobie zwyczajowo zaśnieżone pole telefonem, żeby mi się nie zmarnowało. Pstryknęłam i wtem popatrzyłam w bok. Obok szlabanu stała dziewczyna i z dużym skupieniem patrzyła w wyświetlacz telefonu, fotografując coś, co widocznie dość ją intrygowało. Patrzę z zazdrosnym zainteresowaniem, szlaban, słupek, tory kolejowe, peron... a na słupku wiewiórka. Należycie ruda, ze skupionym na swojej urodzie ogonkiem. Strike a pose i zwiała w okoliczne gałęzie. Pociąg przejechał, chwila minęła.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 22, 2013

Link permanentny - Kategoria: Moje miasto - Skomentuj