Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Jaroslav Rudiš - Cisza w Pradze

Kilka przeplatających się wątków, które w finale skupiają się pod praskim klubem muzycznym; to też książka o roli muzyki lub jej braku w życiu. Hana wyjeżdża do Lizbony na konferencję, niespodziewanie dla siebie ma krótki romans z przypadkowo poznanym mężczyzną. To przewartościowuje jej podejście do życia, siebie i tego, czego oczekuje od związku. Prawie 18-letnia Vanda szuka zapomnienia w narkotykach, przygodnym seksie i zakupach; właśnie zdradził ją chłopak z zespołu, który współtworzy. Petr w ramach prac społecznych po wyroku kieruje tramwajem (razem z suczką o dźwięcznym imieniu Malmo), przespał się z Vandą, cały czas jednak wspomina swoją poprzednią dziewczynę, po której odziedziczył psa. Prawnik Wayne, amerykański ekspat, zamknął kolejną sprawę, ale czuje wypalenie, zgadza się więc, żeby zrobić sobie dłuższy urlop, tym bardziej, że po sprawie został pewien niesmak. Wreszcie Vladimir, wdowiec, który kątem oka widzi swoją zmarłą na raka żonę, ma misję - chce nauczyć Prażan słyszeć ciszę, przecina więc kable, dzięki którym ludzie słyszą muzykę.

Trochę to chaotyczne, trochę wzruszające. Wydarzenia zazębiają się czasem w sposób niewidoczny dla bohaterów, ale czytelnik widzi, że pod tramwaj Petra wjechał samochód ojca Vandy, że Hana mieszka w tej samej okolicy co Petr, kręci się ta sama grupa panczurów, a mała sprytna Rumunka okrada ludzi w tramwaju. Praga opisana to nie Praga turystyczna, tylko gorąca, brudna, zatłoczona Praga codzienna, pełna ludzi, hałasu, spalin, napiętych terminów i uczuć.

Inne tego autora.

#10

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 7, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Pewnego razu na krajowej jedynce

Leon, samotny ojciec, dowiaduje się, że jego nastoletnia córka Dianka jest w ciąży. Wściekły, organizuje jej w Czechach aborcję. Po drodze, dla oszczędności, zabiera do Cieszyna Blablacarem dwójkę pasażerów - Roberto, który jedzie na randkę w ciemno i Klarę, która odwiedza siostrę. Na stacji benzynowej, na skutek manipulacji Dianki, która jest delikatnie mówiąc zirytowana zachowaniem ojca-alkoholika, następuje podmiana samochodów i ekipa rusza nie swoim samochodem. Rzecz do odkręcenia, ale sytuacja się komplikuje, kiedy w bagażniku odkrywają dwa miliony, skradzione kilka godzin wcześniej w banku. To samo odkrywa na stacji Emil, który napadł na bank i uczestniczył w dramatycznej strzelaninie po napadzie. Na przydrożnym parkingu pojawia się pracowniczka seksualna Celina i to do niej trafiają zrabowane walory. Dramatyczny finał akcji odbywa się w pobliskim motelu.

Czy da się nakręcić w Polsce trzymający w napięciu serial sensacyjny w klimacie “Fargo”, do tego niegłupi i zabawny? Otóż się da. Do tego aktorzy są świetni, postacie niejednoznaczne (co pokazują flashbacki), dialogi bardzo dobre, a nawet dość przewidywalne zakończenie nie psuje całości.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 6, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Olga Tokarczuk - Bieguni

Możecie mnie dotknąć, oficjalnie jestem czytelniczką noblistki. Tyle że nie rozpędzajcie się, bo mi się nie podobało. Biorę poprawkę na to, że to nie jest powieść, tylko takie niewiadomoco, ni to opowiadania, ni nowelki, czasem zdarzają się kilkuczęściowe historie rozdzielone innymi. Ogniwem “spajającym” całość jest motyw podróżowania - od zwykłego turystycznego, przez służbowe i za chlebem, aż do podróży jako ucieczki od swojego, czasem trudnego życia. Cudzysłów dodałam celowo, bo ta spoina jest zaprojektowana mniej więcej jak algorytm rolek na Instagramie - rzeczy pojawiają się w losowej kolejności, czasem na podstawie tego, co czytelnika może zainteresować, czasem zupełnie przypadkowe, gdzieś tam przewija się wspólny wątek. Tu jednoakapitowa obserwacja z okna samolotu, tu kilkadziesiąt stron rozważań o plastynacji ciała ludzkiego, badań tkanek, przerywane listami wdowy po służącym wieki temu u dworu czarnym, który - mimo że za życia był traktowany jak inni tej pozycji - po śmierci został wypchanym eksponatem w muzeum kuriozów. Z współczesnego wyjazdu na wakacje nagle następuje przeskok do Renesansu. Przewracałam kolejne kartki i miałam coraz bardziej zdziwione oczy. Bo, owszem, to nie jest zła proza. To dobra proza, przemyślana, przekazująca wiernie kondycję świata, autorka umie w obserwację, umie w risercz, czasem jest lekko ironiczna, czasem nieco zdziwiona, ale raczej pozytywna, miejscami jednak wpada w banał, a treść brzmi jak losowy status z Facebooka. Ale forma jest dla mnie nie do przyjęcia; rozumiem, że to są migawki, że tak postrzegamy świat, zwłaszcza w podróży, widzimy scenkę, urywek i już jesteśmy dalej, ale tego nie kupuję jako czytelniczka.

Dostałam kilka polecanek, co powinnam przeczytać Tokarczuk i że mam się nie zniechęcać; nie mówię nie, ale raczej nie nastąpi to za szybko.

#9

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 5, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, beletrystyka, panie - Skomentuj


In Bruges

Nie pisałam, bo byłam na wakacjach, o czym niebawem (b. zadowolona!).

Uwaga! Film ma 15 lat, podobno wszyscy już widzieli (nawet eloy twierdził, że przecież oglądaliśmy, ale jednak nie), więc będą spoilery. Nie pochylę się też nad polskim tłumaczeniem tytułu, bo nie ma nad czym pochylać, jest zwyczajnie nielogiczne i bez sensu.

Grudzień. Dwóch płatnych zabójców przyjeżdża do Brugii; muszą się przyczaić po nieudanej akcji w Londynie. Starszy poddaje się urokowi miasteczka, młodszy narzeka, bo co go obchodzą zabytki, średniowieczne mury, świąteczny klimat, chce się napić i zabawić. Starszy go mityguje, bo są ciągle w pracy, czekają na telefon od szefa. Telefon dzwoni, ale - jak się łatwo domyślić - nie jest to zapowiedź kolejnej sprawy, tylko wyjaśnienie, czemu trafili akurat do Brugii. Młody spektakularnie spaprał swoją pierwszą akcję, bo przy okazji zabójstwa w kościele przypadkiem zabił dziecko, a starszy ma, cóż, pozbyć się nierokującego podwładnego. A Brugia - bo szefowi przed laty spodobało się senne miasteczko, chciał młodemu umilić ostatnie dni. Tyle że nie wyszło. I od tego momentu wszystko się sypie - młody zadaje się z profesjonalistką i dilerką, trafia na plan filmowy, na to wszystko wbija zirytowany szef, bo nie lubi, jak mu się robi wbrew, wreszcie na i pod zabytkową wieżą kościoła Najświętszej Marii Panny w Brugii następuje nagły finał.

Film zaskakujący o tyle, że nieoczywisty, zabawny w mrocznym sensie, bo trup ściele się gęsto i moralnie jest wątpliwie. Brugia prześliczna, absolutnie chcę odwiedzić, może niekoniecznie zimą.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 5, 2023

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Dominik Damian - Nieznajomy z baru Calypso

W willi doktora Noińskiego, wziętego ginekologa[1], zostają znalezione zwłoki nietypowo ubranego mężczyzny[2], ewidentnie zagraniczniaka. Co ciekawe, w kieszonce ma brylant, ale informacją, która się przydaje do wykrycia zbrodniarza, jest specyficzny sposób cienkim nożem (skalpelem) pod żebro, co przypomina kapitanowi pewne zdarzenia z czasów okupacji; tak, jakby szybciej mu się przypomniało, nie byłoby całego śledztwa. Sprawę prowadzi kapitan Przywara, którego namiętnościami są szachy i kawa (oraz lubi sobie powyglądać tęsknie przez okno[3]), pomaga mu porucznik Żończyk, młody mężczyzna o jasnej, krótko przystrzyżonej czuprynie i miłej chłopięcej twarzy, przypominał raczej sportowca aniżeli oficera śledczego, we wdzianku z lekkiej popeliny, który chętnie uda się na przeszpiegi do baru[4] oraz będzie podziwiał walory napotkanych pań[4a], od czego czasem nawet ciemnieje mu w oczach. Oprócz zwłok nieznanego mężczyzny, w willi doktora brakuje jego młodszej o 15 lat żony[5] i kolejnego brylantu, który miała dostać na urodziny, są za to świeże róże i idealnie zatemperowany ołówek. Sprawa rozdziela się na trzy - szpiegostwo przemysłowe, w którym kolejny obcokrajowiec szuka sztucznych brylantów[6]; śmierć starszej kobiety, która formalnie dostawała pieniądze od krewnego z zagranicy na nowy dom i gospodarstwo, ale faktycznie do niej nie trafiały; wreszcie wielokąt miłosny z pewnym młodym tenisistą, uwikłanym między zamożną, ciągle atrakcyjną 45-latkę z siwymi włosami oraz wspomnianą młodą zaginioną żoną doktora Noińskiego. Moim ulubionym bohaterem drugoplanowym jest wiekowy pan Hughes, Anglik z pochodzenia, nauczyciel angielskiego, który nie dość, że łączy ze sobą wszystkie postaci w śledztwie, to jeszcze był 5 lat w Legii Cudzoziemskiej, a drugie 5 pracował w Pretorii w kopalni diamentów, a wcześniej był policjantem w Irlandii.

Się je: befsztyki z polędwicy (a w zasadzie to się nie je, bo się uczestniczy w oględzinach zwłok i sekcji), sardynki z puszki za zagrychę pod wódkę; stare kotlety, mozaikowe salcesony, boczek pokrajany w plastry i jakaś ryba pływająca w rozpuszczonej galarecie wśród czerwonych skrawków marchewki (w wiejskiej knajpie).

Się pije: węgierski koniak “Lanchid”, “Fructovit” (również jako zapitkę do zakładu, w którym się zjada jedwabny krawat za 180 zł), koniak, wódkę “eksportową”, likier “benedyktyński”, Beaujolais, piperment, “Cadavas”, „Courvoisier", drink “White lady”, whisky (“Nie znosił whisky. Zdawało mu się, że pije ordynarny bimber, zmieszany z mydlinami”), sok grapefruitowego, Mazagran, piwo na ochłodę.

Się ma: gospodynię lub służącą, zwłaszcza w dobrej dzielnicy.

Się pali: “Sporty”, “Grunwaldy”, aromatyczne amerykańskie.

Się piszczy: na widok Murzyna koszykarza (rok wydania 1959, przypominam).

Się bije: pijanego w twarz, w celu przywrócenia mu przytomności (“Zrazu lekko, jak masażysta, ale gdy tamten nie reagował, dłonie porucznika chlasnęły mocniej w zarośnięte policzki. Żończyk bił coraz mocniej. Poniosła go wściekłość. Doznał nagle sadystycznej rozkoszy, gdy chlastał tę opuchniętą, czerwoną, brudną pijacką mordę. Chciał koniecznie [go] ocucić”).

Się zachwyca: morowo, szałowo, wdechowo.

Się jest uprzejmym: dotąd, dopóki przesłuchiwany nie stawia oporu.

Się zanęca egzotyką: tytułowy bar Calypso zachęca malunkami z nagimi paniami, które prężą brązowe pośladki i stożkowate piersi (“Nagość ujęta w nowoczesne formy plakatowej grafiki zdawała się być dyskretna, nie rażąca, a jednocześnie na tyle podniecająca, by utrzymać w bywalcach leciutkie drżenie serca i wzbudzić rozkoszny zamęt w głowie”).

Się wspomina: walki z UPA w powiecie hrubieszowskim oraz męża, który zginął w Mauthausen.

[1]

- Ginekolog, rozumie pan. Jak są godziny przyjęć, to baby nie mogą pomieścić się w przedpokoju.
‒ Mówicie, że ginekolog. Czy nie słyszeliście, że robi niedozwolone zabiegi?

[2] Ubrany był starannie, ale jaskrawo i niezbyt elegancko, tak, jak ubierają się ludzie zamożni, lecz pozbawieni gustu. Miał na sobie garnitur z cienkiego tropiku modnego koloru „electric", białą jedwabną koszulę, z muszką w ceglaste i błękitne paski. Do tego brązowe buty z zamszu i przeraźliwie jaskrawe skarpetki w jakieś cudaczne zygzaki i prążki. (...) To będzie Włoch albo Francuz. Daję za to głowę, kapitanie. Oni lubią się tak jaskrawo ubierać. Niech pan patrzy na tę muszkę. Kto by to u nas nosił taką pstrokaciznę? Koszula pierwsza klasa, z najlepszego jedwabiu, ale skarpetki jak u błazna. (...) Buty ma włoskie, z Mediolanu, krawat francuski, ubranie szył u krawca w Monachium, a sam chyba kosmopolita z nansenowskim[2a] paszportem.

[2a] Sprawdziłam dla Was, co to paszport nansenowski, bo nie wiedziałam.

[3] Przywara podszedł do otwartego okna. Patrzył, jak nad dachami mokotowskiej skarpy szybuje siwe stado gołębi. W locie ptaków było coś lekkiego, urzekającego. Raz wyglądały jak zwiewny obłok, mknący szybko po jasnej tafli błękitu, to znowu, gdy zwróciły się ku słońcu, jak garść rzuconych w przestrzeń, lśniących ulotek. (...) Kapitan jeszcze raz objął spojrzeniem roztaczający się z okna widok. Dzień był złoty, jesienny. W powietrzu, ponad kępami drzew, płynęły srebrzyste nitki babiego lata. Kasztany nad skarpą rdzewiały na krawędziach koron, zrzucając z siebie ciężar listowia. A niebo stało głębokie, jesienne. Nie nastrajało do wnikliwych dociekań w sprawie morderstwa. Przywara z żalem odszedł od okna.

[4] Żończyk lubił taką robotę. Pojechał więc do domu, przebrał się w wizytowe ubranie, zawiązał najlepszy krawat, skropił głowę wodą lawendową. Był zapalonym sportowcem i wolny czas spędzał na kortach „Gwardii" lub na przystani żeglarskiej nad Wisłą. Nic więc dziwnego, że miał wygląd zdrowego, wysportowanego młodzieńca: twarz smagłą od wiatru i słońca, spojrzenie bystre i pogodne, ruchy harmonijne, sprężyste. Posiadał przy tym wesołe usposobienie i słabość do ładnych dziewcząt. To wszystko sprawiało, że podobał się i szybko zyskiwał sympatię.

[4a]

‒ Klasa babka. Was bym tam nie posłał, bo zaraz chcielibyście zrobić rewizję osobistą... ‒ ząśmiał się krótko.
‒ Ech, kapitanie... ‒ bronił się Żończyk.
‒ Dajcie spokój, wiem, że jesteście amator na ładne kobiety.
Żończyk zawtórował mu szczerym śmiechem.
‒ Co robić, kapitanie, grunt to estetyka życia codziennego.

[5]

‒ Czy pańska żona w ogóle ma jakieś zainteresowania?
‒ Gra w tenisa, jeździ dobrze na nartach, uprawia żeglarstwo ‒ odrzekł z nutką kpiny w głosie ‒ poza tym, jak każda kulturalna osoba, chodzi do teatru, czasem na koncerty, czyta nowości. Czy można wymagać więcej od młodej, ładnej kobiety?
Przywara wyczuł w głosie doktora ton dobrze tuszowanej zawiści.

[6] (...) oba te kamienie wykonane zostały z jakiejś sztucznej, syntetycznej żywicy, która pod wielu względami dorównuje prawdziwym brylantom, bo jest nawet od nich twardsza i dlatego właśnie trudniejsza do szlifowania. A dzięki błędom w szlifie poznałem, że to niestety fałszywe kamienie.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#8

Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 25, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie, prl - Komentarzy: 7


Marcin Wicha - Nic drobniej nie będzie

Tym razem wątkiem przewodnim felietonów? Opowiadań? Historyjek? jest rozmowa z dzieckiem. Wicha opowiada świat, jaki widzi - o pandemii, ekologii, umiejętności nazywania, polityce i memach. Fantastyczna fraza (“Pewna pani dała znać, że moją książkę obesrał ptak. Dowód stanowiło zdjęcie na Instagramie”), niektóre scenki są żywcem wyjęte z moich rozmów z nastolatką, pandemiczne wspomnienia to zapisane dosłownie moje myśli z tego czasu (“Pilnie też potrzebujemy nazw dla nowych wynalazków, takich jak “spryskiwacz wypełniony odmrażaczem do odkażania rąk, przyklejony taśmą do klamki sklepu w sposób, który sugeruje, że właściciel nie wierzę w pandemię, chociaż jeszcze nie wszedł na drogę jawnego oporu”). Bardzo mi się, lubię to wyczucie językowe i podziwiam zdolność obserwacji codzienności.

Inne tego autora.

#7

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 24, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, felietony, panowie - Skomentuj


Arthur Conan Doyle - Pies Baskerville’ów

Zacznę oczywiście od mojego ulubionego dowcipu:

Angielska prowincja. Lord siedzi w salonie, nagle z ciemności za oknem dobiega przerażające wycie.
- Barrymore, co to za wycie? - pyta sir lokaja.
- To pies Baskerville'ów, sir.
Po niejakiej chwili:
- A co to za okropny jazgot?
- To kot Baskerville'ów, sir.
Po upływie kolejnych pełnych napięcia minut:
- A teraz, co to za złowieszcza, mrożąca krew w żyłach cisza?
- To ryba Baskerville'ów, sir…

Do Holmesa przybywa wiejski doktor Mortimer i prosi o pomoc - jego przyjaciel, sir Charles Baskerville, został znaleziony martwy w niewyjaśnionych okolicznościach, po okolicy krąży legenda o upiornym psie prześladującym od wieków rodzinę, po spadek przybywa podobno jedyny potomek lorda, a wiejski doktor obawia się, że najmłodszego z rodu również może spotkać smutny a nagły koniec. Henry Baskerville również przybywa do Londynu, dostaje anonim odstraszający go od powrotu, ktoś go śledzi oraz… kradnie mu buty. Detektyw rozpoczyna śledztwo swoją ulubioną metodą nie mówienia nikomu, jaki ma plan[1]. Wysyła więc Watsona wraz z doktorem i spadkobiercą na prowincję i każe raportować. Podejrzani są wszyscy - wierny, acz cyniczny kamerdyner z żoną, sąsiedzi (w tym wścibski staruszek z teleskopem), wreszcie zbiegły więzień, który ukrywa się na okolicznych bagnach. Watsonowi udaje się wyśledzić, kto dostarcza więźniowi jedzenie, po czym niespodziewanie trafia na ukrytego na mokradłach Holmesa, który był tam cały czas i knuł. Ginie kolejna osoba, pojawia się tytułowy pies, a zbrodniarz unika sprawiedliwości, topiąc się w bagnie, ale wcześniej wychodzi na jaw, że był zaginionym krewnym Baskerville’ów i chciał pozbyć się reszty rodziny, żeby przejąć spadek.

Oj, ciężko się pracowało z Holmesem. Jeśli chwali Watsona, to żeby mu wskazać, że wprawdzie sam nie ma geniuszu, to dzięki popełnianym przez niego błędom detektyw może znaleźć właściwą drogę. Błyskotliwa dedukcja czasem oznacza spostrzegawczość (brawurowo odgaduje rasę psa, bo widzi zwierzę stojące pod drzwiami z jego panem). Sporo obserwacji odbywa się na bazie modnej wtedy frenologii - osoba z okrągłą czaszką Celta jest entuzjastyczna i przywiązana do ziemi, a doktor Mortimer zachwyca się czaszką samego Sherlocka i nawet z miłością przesuwa po szwie ciemieniowym. We wspominkach pojawiają się zabawne historie o podróżach po Afryce Południowej, gdzie panowie z ciekawością rozprawiają “o anatomii Buszmenów i Hotentotów”. Wreszcie kobiety - bo pojawiają się w trakcie śledztwa. Jedna została wydziedziczona przez ojca, bo wyszła za mąż wbrew jego woli, a potem mąż ją opuścił, przez co stała się Kobietą Upadłą. Druga lekko rzuca, że jest tylko kobietą i nie umie wytłumaczyć swojego postępowania, bo postępuje według kaprysów i widzimisię, co jest oczywiste.

[1] Jedną z wad Holmesa – jeśli to wadą nazwać można – była niesłychana powściągliwość w zwierzaniu się komukolwiek ze swoich planów. Wynikało to w części z jego despotycznej natury, gdyż lubił górować nad otoczeniem i sprawiać wszystkim niespodzianki, w części zaś z podejrzliwości zawodowej, która nakazywała mu nie zaniedbywać żadnej ostrożności. Było to jednak bardzo denerwujące dla jego współpracowników i pomocników.

Inne z tego autora, inne z tego cyklu.

#6

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 22, 2023

Link permanentny - Tagi: cwa, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie, 2023 - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 1


Samce Alfa

Czterej przyjaciele, panowie w okolicach kryzysu wieku średniego, spotykają się regularnie, żeby spuścić trochę pary i pogadać o życiu. Pedro właśnie stracił prestiżową pracę na stanowisku dyrektora, a jego konkubina zaczyna zarabiać realne pieniądze jako influencerka, czuje się więc zdemaskulinizowany. Luis ma niedobory testosteronu, co niespecjalnie odpowiada jego żonie, w efekcie dochodzi do zdrady, po której rozsypuje się ich związek. Raul próbuje się oświadczyć swojej narzeczonej, ale ta zamiast małżeństwa proponuje otwarty związek, co strasznie oburza Raula, który sam i owszem, sypia pokątnie z żoną kolegi, ale nie wyobraża sobie, że jego narzeczona mogłaby TO[1] robić z innymi mężczyznami. Wreszcie Santiago, którego opuściła żona, jest zmuszany przez nastoletnią córkę do randkowania i chociaż twierdzi, że jest feministą, nie bardzo umie się odnaleźć po latach w związku z innymi kobietami. Wszyscy trafiają więc na kurs dla mężczyzn, którzy chcą zerwać z toksyczną męskością. Czy im się podoba? Niekoniecznie. Czy ich życie się zmienia? Owszem.

Serial jest całkiem zabawny, zwłaszcza że pokazana jest druga strona medalu, czyli jak odbierają ich zachowanie partnerki, które mają na temat męskości równie wiele do powiedzenia. Dodatkowo rzecz się dzieje w Madrycie, gdzie jest słońce i pięknie, wszyscy mówią dużo i głośno, bardzo miło się to ogląda, klimaty czasem robią się nieco almondovarowskie.

[1] Młodzież teraz na robienie tego mówi “ROBIĆ TO”. Nie żadne fifarafa fąfąfą, tylko “robić to”.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 20, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1


Sigrid Nunez - Przyjaciel

Narratorka, którą ze względu na pamiętnikarsko-eseistyczny sposób narracji utożsamiam jednak z autorką, opowiada o samobójczej śmierci swojego przyjaciela, pisarza i wykładowcy literatury. Mężczyzna popełnił samobójstwo w kwiecie wieku, zostawiając trzecią żonę i, jak się okazuje po pogrzebie, psa: wielkiego doga arlekina. Pies jest po przejściach, został przez mężczyznę znaleziony kilka lat wcześniej w parku, nie udało się znaleźć właściciela, któremu się zgubił lub który go porzucił, teraz bardzo źle reaguje na brak swojego człowieka. Narratorka czuje się wmanewrowana przez przyjaciela, ale zgadza się, bo czuje wspólnotę doświadczania żałoby. Narracja przez to jest dwuwątkowa - dygresyjne wspomnienia o zmarłym przeplatają się opowieścią o stopniowym oswajaniu starzejącego się, łagodnego olbrzyma o imieniu Apollo. Niby prosta opowieść o przyjaźni nieco się komplikuje, bo tak naprawdę nie wiem po przeczytaniu, kim jest tytułowy przyjaciel - czy człowiek, który zdecydował się odejść, czy pies, dla którego dom narratorki był trzecią w życiu i prawdopodobnie ostatnią przystanią. I wtedy pojawia się koniec, który zmienia całą wymowę książki; zwykle w przypadku takiego rozwiązania fabularnego miałam poczucie oszukania, ale tu tak nie było, bo to bardzo przewrotna opowieść, która finalnie jest przede wszystkim historią o byciu pisarzem.

Książka nie jest długa, na dwa wieczory, ale ile tu się dzieje! Dojrzałe, introspektywne przeżywanie żałoby, na którą de facto świat autorce nie pozwala, wszak była tylko przyjaciółką, nie żoną, partnerką jednorazowego romansu, zawsze gdzieś z boku, przeplata się z erudycyjnymi nawiązaniami literaturowymi i opowieści o codzienności pracy wykładowcy/-czyni i pisarza/-rki (jest i narzekanie na tych dzisiejszych studentów). Jest obserwacja mechanizmów, które sprawiały, że (do czasu) mężczyźnie na stanowisku wolno było uwodzić studentki, wprowadzać atmosferę erotyzmu przez umiejętny dobór literatury; gdzieś na marginesie pojawia się wątpliwość, czy bycie pisarzem zwalnia ze społecznych mechanizmów kontroli (patrz: “Lolita”) i odwrotnie - czy cancel culture w uproszczeniu odrzucająca wszystkich twórców, nie prezentujących “się jako osoba, którą chcielibyśmy mieć za przyjaciela, co oznacza kogoś postępowego i prowadzącego zdrowy tryb życia”, to zdrowe podejście. Wreszcie pies jako towarzysz człowieka, nie w kontekście codziennych spacerów, ale jako archetyp wierności i miłości po grób - Hachiko czy Greyfriars Bobby. Autorka pokazuje literaturowe przykłady miłości, czasem przerażająco skrzywionej, niejednoznacznej antropomorfizacji zwierząt, wreszcie prawdziwego bólu, kiedy to człowiek musi zdecydować o tym, żeby cierpiącemu zwierzęciu pozwolić odejść. Zastanawia się, ile w tym jest egoizmu, a nie miłości, bo niedaleko tutaj do pytania, czy komuś, kto cierpi, powinno się pozwolić odejść (patrz: przyjaciel, który zdecydował się zakończyć swoje życie).

Rzadko mam takie poczucie, ale to książka do powtórnego przeczytania, również w odniesieniu do niespodziewanego zakończenia.

Inne tej autorki:

#5

Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 18, 2023

Link permanentny - Tagi: 2023, beletrystyka, panie - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 2


O listopadowym słońcu

Niesezon jest. Jak jest słonko (a ostatnio było! dwa dni z rzędu!), to pracuję, jak kończę pracować albo jest weekend, to nie ma słonka. Jak się łatwo domyślić, w tej sytuacji Nie Bywam Nigdzie. To i nie ma zdjęć. Ale nie bójcie się, mam jeszcze w zapasach trochę koloru. W listopadzie, wyprawiwszy zstępną do Włoch (pod opieką, ale samą! z zapasem euro i kartą, samą!), pewnego słonecznego poranka poszliśmy na śniadanie do stosunkowo niedawno odremontowanej restauracji Port Sołacz. Nie że ze zstępną źle, ale umówmy się, znacznie spokojniej bez; spotkaliśmy znajomych, którzy dawno temu zajmowali się naszym małym dzieckiem, żebyśmy mogli iść do kina czy na koncert, teraz przyszli z prawie dwulatką i z zazdrością słuchali, że kiedyś przyjdzie taki moment, że nie będą ciągnąć ze sobą opornego balastu. Śniadanie bardzo dobre, kawa również, świetnie miejsce, żeby podreperować nadwątlone spacerem siły. Trochę tęsknię za tym czasem, kiedy na Sołaczu bywałam codziennie, ale tego kawałka już nie ma, żyćko. Na pocieszenie, głównie swoje, dorzucam trochę archiwalnych, nie publikowanych zdjęć z okolicznej Rusałki i golęcińskiego stadionu.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 17, 2023

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tagi: solacz, rusalka - Komentarzy: 4