Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Marcin Wicha - Jak przestałem kochać design

"Jak przestałem..." to trochę zbiorek felietonów o tym, do czego powinien być używany design, a nie jest, trochę też mały przewodnik po współczesnym wzornictwie. Że więcej warty dobrze zaprojektowany biletomat czy druczek na polecony niż "designerska" łyżka do makaronu, która "robi całą kuchnię". Świetnie napisany, należycie ironiczny, z doskonałą frazą (nie mogłam się powstrzymać, kilka zamieściłam poniżej), nie daje jednak recept na to, żeby świat był lepszy. Po szarości PRL-u, gdzie były rzeczy niezbędne, czasem "nawet ładne", wskoczyliśmy w projektowanie opakowań czipsów, farby ("Tajemnica gejszy" czy "Orszak faraona") czy bezpieczną pastelozę otoczenia. Czego mi zabrakło - więcej zdjęć; w tekstach pojawiają się opisy znanych lub mniej znanych projektów (plakatów, książek, urządzeń, samochodów), niektórych musiałam szukać w internecie.

Garść cytatów, wybór własny:

Do dzisiaj czuję się winny, ilekroć zdemoluję pudełko płatków, chociaż producent wyraźnie zaznaczył Hier öffnen.


*
Kilka lat wcześniej, w dekadencji PRL, można było drwić ze wszystkiego i wszystkich. Nagle przyszedł kapitalizm i wszyscy spoważnieli. Ogłoszono koniec ironii. Ironia była matką odstępstwa. Synonimem wyższości. Wyniosłości. Zarozumialstwa.

*
Jeśli projektom przypisać części mowy, to okładka Raportu [o stanie wojennym] jest rzeczownikiem. Wrogiem przymiotników (...) Rzeczownik wyraża zaufanie do czytelników. Przymiotnik maszeruje obok jak cień lub strażnik. Dopowiada, dociska, zaznacza. Dba, żebyśmy nie popełnili błędu w ocenie. Nie przeoczyli cech osoby lub rzeczy.

*
Bezosobowe formy: zrobiono, postawiono, spierdolono. Nikt nikogo nie złapano za czasownik.

*
Nad polskim projektowaniem wisi klątwa ładności.

*
Płynął z tego morał kolorystyczny: szarość to suma wszystkich podjętych decyzji. Na skali barw zajmuje miejsce nazywane "i tak wszystko jedno" ("wyjdzie na to samo").

*
Poszliśmy (...), żeby wysłuchać briefu (po co tyle pisać, lepiej się spotkać - jedno z ulubionych haseł klientów).
- Założenia projektu? - zagaił dyrektor czegoś tam państwowego. - Panowie, to wy jesteście artystami, proszę mnie nie pytać. Ma być ładnie.

Inne tego autora:

#40

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 23, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panowie, 2015, reportaz - Komentarzy: 7

« Shirley Jackson - Poskramianie demonów - Francis Durbridge - Moja żona Melissa »

Komentarze

Bebe

Już sam tytuł intryguje, a cytaty każą się oblizać z chęcią na więcej.
Tytuł zresztą przemówił mi do serca, czuję to samo... :)

wonderwoman

ja ostatnio miałam przemyślenia odnośnie designu w domach. że u nas (w polsce) jest DUŻO: kolorów, faktur, fizdrygałek na szafach, gobelinów, kwiatów itp. a np. w skandynawii (czy gdzieś indziej) nie. i czemu u nas tak nie ma. i tak wymyśliłam, że to przez komunizm: wszystko można było kupić szare albo bure. więc kolor jest dla nas synonimem bogactwa (ma kolorowo=jest bogaty). i dopiero teraz, powoli, powoli zaczynamy fascynację frazą "mniej znaczy więcej".
(po 7 latach w domu ze ścianami w kolorach fioletowym, niebieskim, zielonym, pomarańczowym marzę o remoncie i wymalowaniu całości na biało...)

Theli

@wonderwoman: w Skandynawii potrafią na kolorowo, to jest zdjęcie ze szwedzkiej strony Ikei http://www.ikea.com/ms/sv_SE/img/fy15/fokus/festivities_15-23/IKEA_festivities_boat_1060x415.jpg Wiem, że nie wnętrze, ale różnorodność i pstrokacizna mnie powaliła.

wonderwoman

@Theli kolorowo. pstrokacizna to u moich rodziców ;-) (boazeria, kolorowy dywan, każda szafa innego koloru, obrazy, fotki na ścianach i włączony tv)

Zuzanka

@wonderwoman, to jedna z diagnoz. Po szarym PRL-u z kupowaniem tego, co akurat "rzucili", był zachwyt kolorem (i wystawianie wszystkie "na widok"). Skandynawia (jako nurt we wnętrzarstwie) akurat używa koloru, ale celowo. I ja też wchodzę w biało na ścianach, ba, nawet zaryzykuję białe meble w kuchni :-D

Zuzanka

@Theli, jest kolorowo, ale zobacz, że w określonej palecie kolorów (może się mylę, bo światło na zdjęciu jest specyficzne).

Kerri

Strasznie ciężko mi się czyta tę książkę. Chyba za dużo fragmentów oderwanych od całości, brakuje mi płynności i jakiejś historii. Smaczki są, owszem, ale i tak mnie nie zadowala. Dla porównania, "Wannę z kolumnadą" Springera pożarłam bez popijania i prawie że jednym tchem :)

Skomentuj