Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Kawałek metra (6)

Jeśli macie opcję przyjechania do Lizbony samochodem, to serdecznie odradzam, zwłaszcza do centrum. Bo w centrum, to wiadomo, imperatyw turystyczny to charakterystyczne zatłoczone tramwaje, aczkolwiek tym razem nie przejechałam się takim, za to z przyjemnością jeździłam metrem. Metro jest stosunkowo nowe, budowa rozpoczęła się w latach 50. Cztery linie - Czerwona (Amarela, linia Oriente), Zielona (Verde, linia karaweli), Żółta (Amarela, linia słonecznika) i Niebieska (Azul, linia mew) - dowiozą chyba wszędzie poza zachodnią częścią miasta (tam, gdzie Tor de Belem), ale można przesiąść się w ramach biletu na pociąg. Stacje są różne - od malutkich i niepozornych jak Telheiras do widowiskowych jak Oriente, za to w większości ozdobione kaflami albo muralami.

Dotychczas: Berlin * Budapeszt * Buenos Aires * Dublin * Praga * Lizbona. Niebawem: San Francisco * Taipei * Paryż * Londyn

Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 22, 2023

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: lizbona, metro, portugalia - Skomentuj


Informacja zwrotna

Wtem nowy serial w oparciu o prozę Żulczyka, więc jeśli nie chce Wam się czytać książki, to jest to legitna opcja. Serial jest bardzo kameralny, ale grający główną rolę Jakubik jest fantastyczny i wiarygodny zarówno w bólu dziecka DDA, ojca, którego syn zaginął, jak i w brutalności osoby niepoczytalnej z powodu mózgu zepsutego alkoholem. A jak już obejrzycie serial, to jednak rozważcie, czy nie wziąć książki do ręki, bo mimo wszystkich zalet serial jest płytszy. Wprawdzie sporo historii zza kamery opowiada voiceover głównego bohatera, ale znika spora część jego życiowych rozkmin, radzenia sobie z byciem oszukanym i skrzywdzonym przez chyba każdego, kogo napotkał w życiu, manii prześladowczej i racjonalizacji własnego krzywdzenia i traktowania przedmiotowo innych, bo już nie ma w głowie żadnych hamulców.

Mimo że czytałam książkę raptem 2 lata temu, przeczytałam sobie ponownie, bo kto bogatemu zabroni.

#101

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 21, 2023

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Oglądam, Seriale - Skomentuj


Grzegorz Sobaszek - Wszystkojedność

Barbara, zwana Pyszczydełkiem, jest ładna, ma dobrą pracę, mieszkanie w stolicy, pieniądze, ale nie ma po co żyć - jej ukochany mąż zginął w wypadku (spokojnie, informacja o tym pojawia się na stronie 11). Buja się tak w tytułowej wszystkojedności przez kilka lat, łyka kolejne nie działające leki, wreszcie po półtora roku oczekiwania trafia na Podlasie do “Prałdy”, nietypowego ośrodka dla kobiet. A tu jest dziwnie. Nie ma terapii jako takiej, jest za to praca w kuchni, w ogrodzie, w pralni, codzienne, męczące czynności, każdy, na zmianę. Z rzadka z “pustelni” schodzi gura (feminatyw od “guru”), 18-letnia córka założycielki i mówi rzeczy z jednej strony oczywiste, tu wstaw przewracanie oczami, Barbie już słyszała to setki razy w swojej nieprzepracowanej ciągle żałobie, z drugiej strony - patrząc na wszystkie pokiereszowane życiowo kobiety i jednego geja, którym tradycyjna medycyna nie pomaga, może jest w tym metoda. W leczeniu jednak przeszkadza to, co dzieje się dookoła ośrodka, który - mimo że pośrodku niczego - jest solą w oku lokalnych mieszkańców, bo wcale nie chcą ośrodka u siebie. Nie będą lizbijki pluły im w twarza, więc zdarzają różne szykany, a podczas pierwszej nocy Barbie w ośrodku ktoś podpala przed bramą ludzkie zwłoki. Nie żeby lokalesi narzekali na brak wrogów - tuż obok mieszka Jerzy Majer, aktywista-ekolog, który ma takie hobby, żeby nie wycinać Puszczy Białowieskiej, za nim ciągnie się całe stado wspierających go wolontariuszy oraz nienawidząca go żona i córka. Kolejne zwłoki, z Białegostoku przybywa całkiem niegłupi podkomisarz Ćwik i zaczyna rozplątywać problemy dookoła lokalnych układów.

Już nawet nie będę się egzaltować zbiegiem okoliczności miejsca akcji[1], ale jaka to jest pyszna książka. Napisana świetnym, bezpretensjonalnie ironicznym językiem, a mimo że autor jest mężczyzną, fantastycznie oddaje perspektywę kobiecą na wiele spraw - miłość, rodzinę, odpowiedzialność, cel w życiu. Nawet zniekształcona perspektywa wiecznie pijanego Majera, który chce dobrze, ale wychodzi jak zwykle, doskonale pasuje do dezorganizacji środowisk ekologicznych, które walczą o słuszną sprawę, ale niekoniecznie sensownymi metodami. Oraz o nierówności stron, bo nikt nie obiecywał, że druga strona nie użyje przemocy, kłamstwa czy oszustwa. Idźcie czytać, nie rozczarujecie się.

[1] Otóż rzecz się dzieje tuż obok miejscowości Zwierzyniec i Teremiski, kilka kilometrów od miejsca, gdzie swoje dzieciństwo przeżyła moja matka.

Inne tego autora.

#100

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 20, 2023

Link permanentny - Tagi: kryminal, panowie, 2023 - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Lizbona, Bairro Alto

[3.11.2023]

W poprzednim odcinku zatrzymałam się w jednej ze starszych kawiarni w Lizbonie, żeby nieco, pun intended, odrestaurowana, udać się przez psychodeliczny plac Rossio i plac Carmo w kierunku Windy Świętej Justyny, zwanej też Windą Carmo (tak, to powinno mi dać do myślenia). Oczywiście samej windy nie żałuję, bo Elevador de Santa Justa to przepiękna ażurowa stalowa konstrukcja w stylu neogotyckim, stałam pod nią z szeroko otwartymi oczami i mam nadzieję, że zamkniętymi ustami, ale mogło mi też co nieco i w kwestii szczęki opaść. A stałam ponad 40 minut, bo to sztandarowe miejsce turystyczne i chyba połowa turystów miała plan nią wjechać; eloy rozpoznał nawet pasażerów lotu z Poznania. A kiedy już swoje odstałam (ignorując sklep MUJI, który był tuż obok), kupiłam bilety i wjechałam na górę, zachwyciłam widokiem, okazało się, że można było na platformę widokową wejść darmo z placu Carmo, na którym chyba tylko ze złośliwości nie było wielkiej strzałki “TĘDY PUNKT WIDOKOWY”. A może była, a ja nie znalazłam. Nie zapomnę ci tego, Lizbono, złamałaś mi ufne serduszko. Na placu Carmo oczywiście pominęłam ruiny klasztoru, bo cóż ciekawego mogłoby się w czymś tak antycznym znaleźć, nie poklepałam się za to po ramieniu. Na szczęście kolejny przystanek - Miradouro de São Pedro de Alcântara w Jardim António Nobre był darmowy, a widoki jeszcze piękniejsze, bo właśnie zaczęło zachodzić słońce. W roli wisienki na czubku obiad w restauracji o dźwięcznej nazwie La Paparrucha (“Nonsens”) z tarasem widokowym oraz - już po zapadnięciu zmroku - powrót przez park, wzdłuż trasy ukośnego tramwaju Glória i do metra przy placu Rossio.

Oficjalnie chwalę moją rodzinę, która przeszła kilkanaście tysięcy kroków bez specjalnego narzekania, chociaż warunki terenowe bywały trudne.

Adresy:

Śniadanie w "Dear Breakfast", reszty nie sfotografowałam(!)

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 19, 2023

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: lizbona, portugalia - Komentarzy: 2


Jakub Małecki - Sąsiednie kolory

Dwudziestolecie międzywojenne. Zaczątkiem wydarzeń jest pojawienie się w lesie pod Kołem Diabła, wysokiego, mrukliwego, długowłosego mężczyzny, który spędza czas tylko ze swoim psem, któremu nadal imię Bóg. A może rzecz zaczęła się od samobójczej śmierci Lolka, wuja Krystiana Dzierzby, lokalnego stolarza ze specjalizacją w trumnach. Chyba że jednak to pojawienie się u stolarza dziennikarza Graczyka, którego żona umarła z tęsknoty. A może być i tak, że dla każdego początek był inny - dla małej Poli Dzierzby, która dla swojej ukochanych rodziców, pragnących syna, poszła prosić o to samego Diabła; dla Mikołaja Steina - brzemienne w skutki spotkanie na łące, gdzie był świadkiem dramatycznego wydarzenia; dla policji - zignorowanie skargi tępej Weroniki. A może nie ważne, jak się się zaczęło, ważne, że każdy z bohaterów - może poza Reginą Dzierzbą - ma jakiś brak, nieprzepracowaną traumę, tragedię, tęsknotę, powidoki wojny. A potem to już rzeczy się dzieją same z siebie.

To bardzo czuła, wnikliwa książka o życiu i niewielkim wpływie, jaki ludzie zwykle mają na to, co się wydarza. Małecki umie w nieoceniające portrety, w wyjęcie na wierzch tego, co z pozoru nieskomplikowani ludzie mają zwinięte w splątany kłębek. Jedyna wada to niedopowiedzenia i wątki zawieszone w powietrzu, raczej dłuższa nowela niż pełnoprawna powieść.

Inne książki tego autora.

#99

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 16, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Freud

Kojarzycie takiego typka, Freuda? Sprowadzanie wszystkiego do seksu, myślenie w niewłaściwy sposób o matce, pomyłka, siwa broda, nadużywanie kokainy. No. To ten serial mniej więcej jest o tym. Młody Sigmund usiłuje zadziwić wiedeńskie środowisko naukowe pokazem hipnozy jako metody leczniczej, w tym celu stosuje skuteczne środki typu oszustwo i mistyfikacja. Niespecjalnie mu wychodzi, ale niechcący wpada w krąg dziwnych ludzi, którzy z niewiadomych przyczyn popełniają brutalne zbrodnie. Ktoś wypatroszy kochankę, ktoś obetnie palce u nóg młodszej siostrze, inny zagryzie rodziców; to wszystko widzi też Fleur, młoda Węgierka, która zapada w kataleptyczny stan, kończący się epilepsją. Doktor Freud próbuje tę tajemnicę rozwikłać z medycznego punktu widzenia, przypadkowo wezwany do pierwszego miejsca zbrodni komisarz Kiss - z perspektywy prawa.

Zanim przejdę do wad, jest jedna niebagatelna zaleta - scenografia. Bez pudła rozpoznałam ratusz w Libercu, sporo scen kręcone jest w Pradze, a klatka schodowa Freuda to już jest poezja. Niestety, to tyle. Serial jest przede wszystkim rozdmuchany do 8 odcinków za pomocą licznych scen halucynacji, komentujących akcję piosenek w podłym szynku, do którego większość bohaterów uczęszcza czy długich, często niewiele wnoszących reminiscencji. Twórcy też niekoniecznie doszli do porozumienia, czy ma być na serio, czy jednak czasem nie puścić oka do widza, pokazując ewidentną szyderę, więc why not both; nie pomaga to na zaangażowanie i tłumi jakiekolwiek emocje. Żonglowanie nadnaturalnymi wydarzeniami - duchem z węgierskich legend czy nadnaturalnymi umiejętnościami i jednocześnie mozolną próbą przekonania środowiska naukowego do nowoczesnych metod, że mędrca szkiełko i oko, zupełnie ze sobą nie gra. Na to dołożona jest kwestia żydowska (Freud był Żydem) oraz węgierska (osią jest próba odzyskania niepodległości Węgier spod austriackiego płaszcza Franciszka Józefa I). Biedni są bardzo biedni, szlachta zdegenerowana i oddająca się lubieżności, pojedynkom i zakazanym rytuałom, a biedni mieszczanie próbują w tym całym pierdolniku prowadzić normalne życie. Podsumowując, niekoniecznie.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 15, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Lizbona, Baixa-Chiado

[3/5.11.2023]

Wywiało mnie w listopadzie do Lizbony, impulsowo kupiłam bilety lotnicze zaraz po tym, jak okazało się, że jest lot bezpośredni z Poznania. Niczego nie żałuję, trzy dni w sandałach i gołymi nogami pod błękitnym niebem są absolutnie warte wydatku, a Lizbona prześliczna (choć z drobnymi wadami, ale o tym później).

O tym, że metro jest najlepsze do podróżowania po Lizbonie, opowiem niebawem. Na razie niech Wam wystarczy, że w metrze są ruchome schody (zwykle), a potem jedzie się po płaskim. Albowiem to w Lizbonie jest rzadkość, pozostałe części miasta są skośne, przy czym moje doświadczenie jest takie, że wbrew fizyce i logice więcej się idzie w górę. Więc te naście tysięcy kroków, jakie robiłam z coraz bardziej zrezygnowaną rodziną każdego dnia, powinno liczyć się razy dwa, bo Było Trudno. Zaczęłam od nadbrzeżnej stacji Cais do Sodré, skąd - zerkając tęsknie na to, co po drugiej stronie Tagu - przeszłam przez halę Mercado da Ribeira do Pink Street, gdzie za pomocą subtelnego różu zaznaczono, że tu kiedyś było życie nocne, salony negocjowalnego afektu i inne przybytki rozrywki dla dorosłych. Z przerwą na drugie śniadanie - bo nic tak nie wyczerpuje, jak chodzenie pod górę i z góry - trafiłam na Praça do Comércio, tamże na nabrzeżu poślizgnęłam się na wodorostach, ale utrzymałam pion, a w ramach rekompensaty namówiłam resztę na wjazd na szczyt Arco da Rua Augusta (windą, ale trochę schodów też było). Widoki z jednej strony na wodę, z trzech na miasto, ale to nic unikalnego, bo tutaj punktów widokowych jak napluć; wspomniałam, że prześliczne miasto? Dygresja: pod Łukiem byłam świadkinią, jak w życiu dwóch młodych mężczyzn chyba coś radosnego się wydarzyło, bo obejmowali się i przytulali, a potem poszli za rękę Rua Augusta, przemiły widok, niech się chłopakom darzy w życiu. Na przedobiednią kawę chciałam iść do wzrokowo fantastycznej kawiarni A Brasileira, ale na taki sam pomysł wpadła setka innych turystów, więc wypiłam mazagran i zjadłam truskawkową tartę tuż obok.

W następnym odcinku opowiem o pierwszej pułapce na turystów i dwóch kolejnych miejscach z widokami oraz o Nonsensie.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 13, 2023

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: lizbona, portugalia - Komentarzy: 2


Marilynne Robinson - Gilead

USA, lata 50. XX wieku. John Ames, prawie 80-letni pastor stracił w młodości pierwszą żonę i dziecko, stosunkowo niedawno się ponownie ożenił i został ojcem. Wie, że nie pożyje już długo, bo ma problemy z sercem, zapisuje więc swoje przemyślenia w formie listów do syna w przyszłości, aktualnie 7-latka. Swoją młodą żonę, w której jest zakochany, tytułuje “twoją matką” i martwi się, że kiedy go zabraknie, ktoś będzie musiał go zastąpić w roli ojca i jednak dobrze byłoby, żeby nie był to syn jego przyjaciela, jego imiennik John Ames, zwany Jackiem. I to tyle, dodatkowo obudowane licznymi dygresjami o dziadku pastora, pastorze Johnie Amesie, jego ojcu, pastorze Johnie Amesie, ruchu abolicjonistycznym i “podziemnej kolei”, w której całym rodem uczestniczyli (tu anegdotka o zapadniętym tunelu, do którego wpadł koń i całe miasteczko ukrywało fakt przemytu), przyjaźni z ojcem Jacka, pastorem Boughtonem i obserwacje dynamiki jego rodziny.

Nie zainteresowało Was? Bo mnie zupełnie nie. Przemęczyłam tę książkę, przedzierając się przez wewnętrzne zmagania pastora z jego śmiertelnością, próbą odnalezienia w Biblii poparcia dla swojego humanizmu, walki ze sobą, żeby nie odrzucić Jacka jako zła wcielonego, mimo że tak czuje. Owszem, są tu niezmiennie ogólnoludzkie przemyślenia, co będzie, kiedy ktoś odejdzie, czy jego miejsce zostanie wypełnione, czy będzie stanowić wieczną pustkę zwłaszcza w życiu małego dziecka. Ale to trochę za mało, dziwi mnie nagroda Pulitzera tutaj, ale może po prostu nie lubię takich egzystencjalnych snujów o niczym. Dees się dla odmiany podobało.

#98

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 9, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, beletrystyka, panie - Skomentuj


Paula Hawkins - Powolne spalanie

Małe angielskie miasteczko. Żyjąca na uboczu Miriam, odwiedza Daniela, mieszkańca sąsiedniej barki, okazuje się, że chłopak został zamordowany. Na miejscu zbrodni znajduje charakterystyczny klucz, Miriam ukrywa go, zanim zaalarmuje policję. Klucz należy do Laury, młodej dziewczyny o skomplikowanej przeszłości i z problemami kontroli, która spędziła z Danielem noc i uciekła o poranku zakrwawiona. Widział ją Theo, mieszkaniec jednego z okolicznych domów nad kanałem, pisarz. On też ma za sobą tragedię - 15 lat temu jego 3-letni synek, którym opiekowała się Angela, matka właśnie zabitego Daniela, spadł z niezabezpieczonego balkonu; to odseparowało go od ukochanej żony Carla i zahamowało jego karierę pisarską. I tu pojawiła się Miriam, która w dobrej wierze pokazała mu swój pamiętnik, opisujący dramatyczne wydarzenia sprzed lat, które zmieniły jej życie. A co zrobił Theo? Oczywiście przepisał notatki Miriam w książkę, która stała się bestsellerem, a ją samą wyśmiał. Carla, żona Theo i ciotka Daniela, spędza całe dni w domu swojej niedawno zmarłej siostry Angeli, co budzi ciekawość Irene, starszej pani z przeciwka, dodatkowo zaprzyjaźnionej z Laurą. I ten kłębek zależności trzeba rozplątać, żeby odkryć, czemu zginął Daniel.

Jaka to posępna historia - każdy ma za sobą traumatyczne wydarzenia. Śmierć dziecka; wypadek i matka ukrywająca sprawcę wypadku, który okaleczył jej córkę; psychopata mordujący jedną z autostopowiczek, drugiej udaje się uciec, ale jej życie się sypie; alkoholizm; kłamstwa i rozdzielone tragedią siostry… Szczerze mówiąc w pewnym momencie przestało mnie ciekawić, kto zabił młodego człowieka, czy jego matka spadła ze schodów przypadkiem, czy była to śmierć celowa, odkrywanie kolejnych tajemnic było nużące. Jedynym ciekawszym wątkiem jest plagiat dokonany przez Theo i jego konsekwencje. Chyba najsłabsza z książek tej autorki.

Inne tej autorki.

#97

Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 8, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, kryminal, panie - Skomentuj


Cheryl Strayed - Dzika droga

Pamiętacie tę przezabawną opowieść o tym, jak starszy pan z brzuszkiem chciał przejść przez Szlak Appalachów? Tu historia jest w teorii podobna - 26-latka planuje przejść w trzy miesiące większą część Pacific Crest Trail. Różnią się jednak szczegóły - Cheryl nie jest w stanie pozbierać się po nagłej śmierci swojej matki kilka lat wcześniej, przez co jej całe życie się rozsypało: rodzina, którą spajała matka; małżeństwo, które zniszczyła, sypiając z przypadkowymi mężczyznami; studia, z których zrezygnowała, zostając z kolosalnym kredytem do spłacenia; dodatkowo z jednym z partnerów zaczęła brać heroinę, żeby przeżyć kolejny dzień. Jako remedium wymyśliła, że samotne przejście trudnego i wymagającego szlaku naprawi jej głowę i sprawi, że będzie wiedziała, co robić dalej. Mimo przygotowań okazało się, że szlak jest jeszcze trudniejszy niż myślała, a pieczołowicie zgromadzony ekwipunek nie do udźwignięcia w sensie dosłownym, tak samo, jak nie do udźwignięcia były jej problemy życiowe. Z dwojga złego jednak łatwiej radzić sobie z krwawiącymi stopami, schodzącymi paznokciami, zdartą od pasów plecaka skórą, obawą przed niedźwiedziem i brakiem butów, co autorka opisuje aż do bolesnych szczegółów. W przeciwieństwie do Brysona mało tu humoru, chociaż zdarza się sarkazm i autoironia. Trochę to też opowieść o ludziach, spotkanych na szlaku, społeczności, która rozumie, że trzeba sobie pomagać, żeby dojść do celu.

Jest i ekranizacja, ale zważywszy, że główną rolę odtwarza Reese Witherspoon, trochę się boję oglądać.

#96

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 7, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, biografia, panie - Komentarzy: 1