[29.09-1.10.2023]
Znowu pojechałam w miejsce, gdzie dolnośląskie, wielkopolskie, łódzkie i opolskie są w zasięgu wzroku, czyli pod Ostrzeszów. Kilka sesji praktyki jogi, z czego tylko jedną przeleżałam, albowiem dwa kieliszki prosecco z poprzedniego wieczora mi się nie przyjęły, zdradliwe było ewidentnie. Poza jedzeniem, którego było dużo i pyszne (a jak pewnie wspominałam, najlepiej mi smakuje jedzenie przyrządzone przez kogoś innego), poszłam na spacer dookoła zalewu Blewązka w Kobylej Górze oraz na krótką przejażdżkę obok klimatycznego drewnianego kościoła w Myślniewie i ruin kościoła ewangelickiego w Pisarzowicach. Joga z Agą robi doskonale w głowę i ciało, pytajcie o warsztaty weekendowe, chyba że macie blisko do Ostrzeszowa, to i w tygodniu coś znajdziecie.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 29, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tagi:
polska, szklarka-myślniewska, myślniew, pisarzowice
- Skomentuj
Żmijowisko to agroturystyka z domkami letniskowymi nad jeziorem. Właściciele starają się zareklamować pobyt, piękna przyroda, spokój, świetne warunki; spotyka się paczka znajomych ze studiów. Kamila przywozi rodzinę - niechętnego męża, którego jej znajomi nie lubią, zwłaszcza Robert, dawny chłopak Kamili, sfochowaną nastolatkę Adę, która wolałaby być z przyjaciółmi na obozie żeglarskim oraz malucha, którym trzeba się zajmować. Robert z kolei przywozi Adaomę, eks-modelkę i gwiazdkę telewizyjną, piękną pół-Polkę, pół-Nigeryjkę. I jak przyroda dopisuje, tak coraz poważniejsze konflikty prowadzą do tragedii. Z narracji po roku wiadomo, że ostatniej nocy wakacji zniknęła Ada i przez rok nie udało się jej znaleźć. Po roku do Żmijowiska wraca Arek, sam. Okazuje się, że na miejscu jest też Adaoma. On nieustająco szuka córki mimo niechęci lokalnych, ona jest sama, bez Roberta, a jej do niedawna imponująca kariera się właśnie posypała. Narracja skacze między wydarzeniami sprzed roku - feralną imprezą i konsekwencjami; pomiędzy - konfliktem między właścicielami Żmijowiska i Rybakiem, biznesmenem-cwaniaczkiem z Trójmiasta oraz skrywanym związkiem ich dzieci; teraz - poszukiwaniami po roku.
Jakie to jest nagromadzenie toksyczności - nie ma tu szczęśliwych ludzi, nie ma szczęśliwych rodzin. Kamila mimo wieloletniego związku, fakt, że z rozsądku, bo Ada była wpadką, ciągle wzdycha do Roberta, który bez zażenowania sypia z kim popadnie, również po zaręczynach z Adaomą. Arek, najpierw wyszydzany w towarzystwie za życiowy nieogar przy cichej aprobacie żony, po tragedii jest uznany za winnego, bo niewystarczająco aktywnie szukał zaginionej córki oraz nie umiał zarobić wystarczająco na poszukiwania. Właściciele Żmijowiska żyją w cieniu apodyktycznego teścia, który nie pozwala im rozwinąć skrzydeł, a plotka głosi, że zabił mężczyznę, z którym sypiała jego pierwsza żona. Rodzina Rybaka jest przerażająca, miotająca się między blichtrem a patologią - żona jest alkoholiczką, córka niestabilna emocjonalnie, sam Rybak zaś to psychopata i brutal. To wszystko jest wygrane w serialu znacznie brutalniej niż w książce, chociaż ekranizacja jest co do linijki prawie. Niekoniecznie kupuję sam finał, jest niewiarygodny i burzy jeszcze więcej niż pozostawienie mordercy nieukaranego, ale rozumiem, co za tym stoi. Serial porównywano do skandynawskich kryminałów, ja bym raczej poszła w kierunku podobieństwa do Smarzowskiego, takie samo poczucie obrzydzenia i brudu, który przylega do człowieka w czasie oglądania.
#93
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 27, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Oglądam, Seriale -
Tagi:
2023, kryminal, panowie
- Skomentuj
[20.09.2023]
Najpierw poczułam się staro, gdy usłyszałam, że centrum handlowe Stary Browar w tym roku kończy 20 lat. A ja pamiętam czasy, kiedy Stary Browar, i owszem, istniał, ale bynajmniej nie był centrum niczego - stare, rozwalające się ceglane budynki, okazjonalnie używane np. jako niszowy (czyt. tani) pub studencki. Pamiętam, kiedy Starego Browaru było pół - tylko część zwana Atrium, Pasaż został dobudowany kilka lat później. I do niedawna powiedziałabym, że byłam wszędzie, ale bardzo się zdziwiłam, kiedy okazało się, że można wejść na mostek łączący Atrium z budynkiem, w którym na dole jest H&M. Że można obejść pół budynku Atrium po kratownicy prawie że na wysokości dachu (aaaa, nie patrzyłam w dół, skupienie na tym, co na wysokości wzroku!). Że można wejść na dach nad Dziedzińcem. I wreszcie, że da się wejść na Wieżę Zegarową - schody jak w latarni morskiej, a na szczycie działający zegar z 1912 roku! Absolutnie warto, jeśli macie taką opcję - widoki niesamowite, zwłaszcza o zachodzie słońca. Tego dnia był dodatkowo urodzaj na samoloty, przelatywały chyba ze cztery. Oczywiście oprócz tych niedostępnych normalnie miejsc warto się pokręcić po Browarze, ma mnóstwo nietypowych, ciekawych architektonicznie i artystycznie zakamarków. Słyszałam, że w listopadzie będą opcje na zwiedzanie, warto obserwować Browar w mediach. W ramach wisienki na torciku dorzuciłam kilka zdjęć z okolicy, bo samoloty i piękne niebo oraz - dla kontekstu - zrobione tydzień temu zdjęcie mostka między budynkami.
GALERIA ZDJĘĆ, również innych fotografów.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 25, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tagi:
photowalk, stary-browar, korona-poznania
- Komentarzy: 2
1960. Elizabeth Zott asertywnie wbija do biura producenta telewizyjnego, Waltera Pine’a, wcale nie po to, żeby dostać rólkę w telewizji, ale żeby wyjaśnić mu, że jego córka Amanda ma nie wyjadać metodycznie skomponowanych śniadań, jakie ona przygotowuje swojej córce, Madeline. Elizabeth jednak nie jest zwykłą, świetnie gotującą gospodynią domową, tylko bardzo zdolną chemiczką i piekielnie inteligentną naukowczynią. Tyle że nie pracuje w swoim zawodzie, bo nikt jej nie traktował poważnie, kobieta może pomyć kolby, przynieść kolegom kawę i ewentualnie dyplomatycznie im wskazać, gdzie popełnili błąd (a raczej - gdzie nie mają zielonego pojęcia, co robią). Stopniowo narracja się cofa, pokazując, jakie wydarzenia - szczęśliwie i te tragiczne - doprowadziły Elizabeth do tego miejsca w życiu. A, jakbyście się zastanawiały, to Elizabeth jednak trafiła na ekrany, rozpoczynając swoją burzliwą karierę w programie “Kolacja o szóstej”, gdzie pokazywała, jak smacznie i zdrowo gotować. W pewnym sensie.
Są takie książki, przy czytaniu których - bez względu na fabularne dramaty i to, że czasem łezka spłynie - robi się człowiekowi ciepło w brzuszku. To jest właśnie taka książka. Niby fabuła jest prosta, tak jak proste były kobiece losy w latach 50. i 60. XX wieku - zdolna dziewczyna chce zrobić karierę, ale poznaje chłopaka, zachodzi w ciążę i po karierze; nawet jeśli jest tak zdeterminowana i asertywna jak Elizabeth, musi sobie zdać sprawę, że sama świata nie zmieni. Ale jednak próbuje, bo robi to nie tylko dla siebie, ale dla swojej córki, sąsiadki z toksycznym mężem, studentek molestowanych seksualnie i tych wszystkich kobiet, które społeczeństwo i religia wtłoczyły w sztywne ramy mimo osobistych uzdolnień. Nie jest to mimo wszystko opowieść minorowa - tragedię uroczo balansuje super inteligentny pies Szósta Trzydzieści, a może nieco bajkowe i szczęśliwe zakończenie zapewnia właśnie to wspomniane ciepełko po lekturze. Bardzo mi się podobało, idę oglądać serial, nawet kosztem wykupienia dostępu do Apple TV, przed czym się wzbranialiśmy w domu, bo ile można, a doba ma tylko 24h.
#92
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 24, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 2
Magda jest konkubiną, więc automatycznie została taką nie do końca macochą dla 14-letniej Julki, nie jest łatwo, bo nad rodziną wisi widmo byłej żony, która w ramach “porozumienia” nieustająco ingeruje w wychowanie córki; o swój rozpad związku obwinia oczywiście nową partnerkę byłego męża. Magda kocha Julkę i stara się wspierać ją tam, gdzie biologiczna rodzina zawodzi, chociaż zdaje sobie sprawę, że jeśli rozstanie się z partnerem, automatycznie straci szansę na widywanie się z pasierbicą. Julka jest obciążona oczekiwaniami matki i uważa, że jest gruba i brzydka, ale ma fajne ciuchy, więc może przyjaźnić się z ładną Oliwką. Oliwka również mieszka z konkubentem matki, która zarabia na życie w Niemczech; tu brak uregulowania prawnego oznacza kontrolę kuratora. Oliwka widzi, że bez modnych ubrań jest nikim, nadrabia więc brawurą w kwestiach imprez i przygodnego pożycia intymnego, co szalenie imponuje Julii. Dochodzi do tego też ogromny strach przed Systemem, który tylko czeka, żeby zabrać Oliwkę i jej młodsze rodzeństwo do Ośrodka, jeśli wyjdzie, że ojczym nie opiekuje się nimi wystarczająco dobrze. Bo taka jest prawda - to na najstarszą spada codzienna opieka nad domem i dziećmi, a odgłos pukania do drzwi budzi panikę, gdy lodówka pusta, a ojczym pracuje na noc.
I byłby to świetny wycinek współczesnego świata, z wszechobecnymi social mediami, z bolesnym rozdarciem między dziećmi z “lepszego” osiedla, a tymi, dla których posądzenie o kradzież batonika w sklepie może skończyć się sprawą sądową i odstawieniem do ośrodka dla trudnej młodzieży, tyle że jest to książka strasznie nierówna. Narracja rozbita na trzy głosy - Magdy, Julki i Oliwii - czasem gubi kawałki historii. Miejscami przypominam artykuł z tezą, nie pomagają toporne przypisy wyjaśniające na przykład, co to jest internetowy challenge. Miałam w pewnym momencie wrażenie, że autorka odhacza kolejne elementy patologiczne - niepełna rodzina - jest, parentyfikacja - jest, nieuświadomienie seksualne - jest, toksyczna była żona - jest, zapełnianie dziecku grafiku zajęciami - jest, flirt z grupą nacjonalistów - jest, branie narkotyków i psychoza po - jest, instrumentalne traktowanie ciała przez nastolatkę - jest, brak samoakceptacji - jest… Do tego brak wyraźnej puenty, miałam poczucie, że historia urywa się w połowie, tyle dobrze, że bez moralizowania. Szkoda, bo był potencjał na bardzo dobrą, mocną książkę.
Inne tej autorki.
#91
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 20, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Bardzo chciałam, żeby mi się podobało. Bo Keanu, który im starszy, tym szlachetniejszy, bo świetnie filmowane, bo wnętrza, bo noir jak się patrzy, bo bombowa obsada. Ale na litość, to jest archetypowa ekranizacja strzelanki o fabule prostej jak sztacheta. John Wick, zreformowany płatny morderca, best of the best of the best, żył sobie spokojnie kilka lat, tyle że wtem umarła mu ukochana żona, dla której się wycofał z zawodu. Od załamania uratował go prezent zza grobu - szczeniak zamówiony jeszcze przez żonę, sens życia, te sprawy. Niestety John przypadkiem trafił na syna szefa ruskiej mafii, któremu spodobał się piękny samochód i w efekcie młody zrobił Wickowi najazd na chatę, sponiewierał gospodarza, zabił szczeniaka i zabrał samochód. Jak się łatwo domyślić, Wick zdecydował się na zemstę, mordując pół miasta, w tym nasłanych na niego płatnych morderców oraz rozwalając całą ruską mafię. Jak w grze, kolejni przeciwny podchodzą po jednym, on ich eliminuje, następny, następny, aż do finałowej rozgrywki z bossem. I tyle. Zero finezji, mnóstwo akrobacji zakończonych krwawych rozpryskiem, nieco żartów - ekipa czyścicieli, hotel w budynku Flatiron jako miejsce eksterytorialne, reakcja policjanta wezwanego do rozróby na widok sterty trupów, drobiazgi. Czy ja chcę oglądać kolejne trzy części?
Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 18, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 4
Umiera babcia Krystyna, ateistka w katolickim hospicjum, osoba o trudnym charakterze, nie dająca się kochać. Dwójka kuzynów - Jakub, syn Marka i Justyna, córka Helenki - spotykają się po pogrzebie i piją wraz ze swoimi małżonkami; taki pretekst, żeby porozmawiać o wszystkich rodzinnych tajemnicach, traumach i niedopowiedzeniach. Bo niby śmierć wszystko kończy, ale tak naprawdę daje początek gdybaniu, rozmyślaniu i wspominaniu. Fabuła niby prosta, ale jak to jest napisane, jak wnikliwie autorka opowiada o zwykłych rzeczach - kocie bez wstydu kłamiącym, że nie dostał śniadania, bo może wyłudzi drugie, o kłócących się po cichu rodzicach, żeby sąsiedzi nie słyszeli, starszej siostrze opiekującej się bratem, babci nienawidzącej męża tak bardzo, że wymazała go w ogóle z całej historii, o miłości i jej braku… “Ty to sobie poradzisz, Kryśka. Najgorsze, co można powiedzieć dziecku. Bo co to znaczy poradzić sobie. To znaczy przeżyć życie mimo wszystko, mimo że jest nieznośne i kanciaste jak buty po starszej siostrze, mimo że boli jak obowiązkowe szczepienie. Poradzisz sobie”. Jest i zabawnie, ironicznie, bo w pewnym momencie już tylko śmiech zostaje, kiedy po zdjęciu warstw historii, zostają zadry w na pozór wypolerowanej normalności. Jak w każdej rodzinie.
Inne tej autorki.
#90
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 17, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, beletrystyka, panie
- Skomentuj
[6.09.2023]
Otóż wymyśliłam sobie, że pojadę w plener. Sama. Nie że 600 km i w nieznane, ale blisko i w znajome miejsce. Piękny, słoneczny dzień, mam pinezki w miejscach, gdzie winnice, ładne murale i zabytkowe sklepy z galanterią mięsną, wykładane kaflami z epoki, umówiłam się na obiad z U., miło. Po czym zaczęło się #nieustającepasmosukcesów. Wyjechałam z telefonem na 60% baterii, podładuję sobie po drodze. Tyle że nie, ładowarka jedynie spowalniała zużycie baterii, bo nawigacja źre jak wołoduch. Trzy kolejne winnice, w tym Lubuskie Centrum Winiarstwa okazały się być zamknięte, bo trzeba poczekać na Winobranie, którego chciałam uniknąć, żeby nie w tłumie. To sobie uniknęłam. W międzyczasie obiad zmienił się w późną kawę, bo U. musiała ogarnąć rodzinę. Spocona i zirytowana przebiegłam przez miasto, szukając najpierw kawy, potem obiadu oraz żebrząc o podładowanie telefonu tam, gdzie mieli pasującą ładowarkę, usiłując na papierową mapę przenieść interesujące mnie punkty. Wyszło tak sobie, zwłaszcza że zrobiłam dwukrotnie tę samą trasę, a mogłam nie. To, że niektórych murali nie było w zaznaczonych miejscach, to już zgniła wisienka na czubku. Ale kawa z U. była miła. Wniosek z całości mam taki, że potrzebuję żony, żeby mi takie wyjazdy organizowała i żeby było na kogo narzekać, że coś jest nie tak.
Adresy:
- Cosmos Greek Food & Coffee - plac Pocztowy 3
- Mural „Urszula Dudziak” - Wandy 40
- Mural „Postaci filmowe" - Kupiecka 47
- Mural „Lisy” - Lisia 39 (oraz 49 i 57, jest więcej!)
- Mural „Elżbietanki” - Plac Powstańców Wielkopolskich 4
- Mural „Maryla Rodowicz” - plac Bohaterów 3
- Wegarnik - Mikołaja Reja 15/1
- Sklep mięsny - Artura Grottgera 5
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 16, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
polska, zielona-gora
- Komentarzy: 1
Kilku robotników Arabów prosiło o zrobienie im zbiorowego zdjęcia. Przyjemnie im będzie, kiedy w gazecie dalekiego kraju, który nazywają Bolanda, ukaże się ich fotografia.
Tak, to ojciec tego Głowackiego, czymś trzeba było na chleb zarobić, nawet nagrodę dostał.
Dwóch przyjaciół - porucznik Kania i kapitan Wojnar - planują wspólne śledztwo. Profesor Sulima, światowej sławy archeolog, zostaje znaleziony martwy w swojej willi na Żoliborzu. Przed śmiercią pracował nad odszyfrowaniem papirusu, znalezionego w sarkofagu; mumię oczywiście trzymał w domu[1]. Kapitan Wojnar, przystojny i wysportowany (trenuje judo) od razu zachwyca się piękną siostrzenicą profesora, Ewą. Podejrzany jest asystent profesora, docent Radoń, który przebywał akurat w domu Sulimów, po czym wyjechał nagle do Egiptu. Sprawa się komplikuje, gdy zostają znalezione zwłoki siostrzeńca profesora, który przedawkował morfinę. Kania inwigiluje w Warszawie w nocnych klubach, bo skądś młody narkotyki brał, Wojnar zaś udaje się incognito jako dziennikarz na wykopaliska. Tam się dzieje - podejrzani są wszyscy, a najbardziej egipski intendent, Wojnar niejednokrotnie usiłuje zbliżyć usta do ust Ewy[2], ichneumon ratuje przed kobrą, spotyka się z bossem lokalnego gangu, wreszcie w dramatycznym finale jak z “Indiany Jonesa”, gdzie kolejne zwłoki ujawniają pułapki sprzed tysięcy lat, pojawia się skarb. Kolejne zwycięstwo białego Europejczyka nad prymitywnymi Arabami.
Mizoginia jest obecna na każdym kroku - kobiety to “dziwne istoty”, nie ma co przejmować się ich humorami, wystarczy być cierpliwym, a rozwieją się jak mgła. Ciotka profesora bez żadnego powodu określona jest jako “zdziwaczała stara panna”. Jedna z pań - specjalistka od mechaniki precyzyjnej i astronautyki - jak na kobietę, dziwny wybrała sobie zawód — obserwował ją Kania. Żona jednego z archeologów jest “tęgawa”, “uśmiech rozkapryszonego dziecka” i “szczebiotliwy głos”, wymawia się migreną, że nie zajmuje się Wojnarem. Na szczęście jej mąż umie się znaleźć: - Przepraszam za żonę (...). - wyciągnął do Wojnara kościstą dłoń mężczyzna o sępiej, spalonej słońcem twarzy. Kilka scenek z kairskiego klubu nocnego - najpierw taniec brzucha, zaanonsowany jako wschodni strip-tease, potem taniec skąpo ubranej Fatimy - jest absolutnie w porządku, bo to egzotyka i taki zwyczaj:
- Wiesz, co bym teraz najchętniej zrobił? - zwrócił się do Wojnara. - Wszedłbym na parkiet, jak tenisową rakietę wziąłbym tę małą pod pachę, każdemu, kto stanąłby na drodze, dał kopniaka i pognałbym z nią gdzieś w dal. Raczej w mrok, gdzieś pod piramidy. (...)
- Ile ona może mieć lat?
- Najwyżej piętnaście, ale tu na Wschodzie takie smarkate uważane już są za dojrzałe kobiety.
Się pije: herbatę, wermuth (“na pokrzepienie mięśnia sercowego”), cherry z kawą, wódkę (kucharz w “Narcyzie”, inaczej nie ma dań z patelni oraz babcia klozetowa, bo inaczej nie wydaje papieru toaletowego i mydła klientom), koniak w samolocie i diabelnie mocną kawę.
Się je: wymyślnie skomponowane kanapki, łososia, szary astrachański kawior, mleko, mięso i daktyle (w arabskiej niewoli), lokalne owoce - banany, mango, daktyle, figi, morele i winogrona.
Się pali: najtańsze papierosy (bo mają mocniejszy tytoń), “sporty”, fajkę, egipskie “Złoty Ramzes”, robione na zamówienie, wodną fajkę (w klubie).
Się interesuje: Komendant kairskiej policji przejawił żywe zainteresowanie polską kuchnią i prosił Wojnara, żeby mu opisał kilka narodowych potraw polskich.
Się ozdabia wnętrza: golaskiem-murzynkiem na tapczanie.
Bawiąc-uczyć: rodowód i historia faraonów oraz egipscy bogowie (“Widzę, że olśniłam pana moją wiedzą”).
[1] Podobno rząd Egiptu ofiarował mu ją w podziękowaniu za odkrycia. Ale praktyka pobierania fantów z wykopalisk była powszechna (Początkowo miałem zamiar ofiarować naszyjnik Ewie. Nie jest praktykowane robienie prezentów z rzeczy znalezionych na terenie wykopalisk, lecz miałem nadzieję, że jakoś to oficjalnie załatwię).
[2] Serio, milicjant nieustająco atakuje swoim afektem osobę, nie dość, że zależną od niego, bo związaną ze śledztwem, ale dodatkowo w żałobie - w którym okresie straciła wuja i brata. Ale wszystko w porządku, ma oczy bizantyjskiej ikony, to można.
Inne z tej serii.
#89
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 14, 2023
Link permanentny -
Tagi:
2023, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie, prl -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Rodzina Matthewsów, rodzice z dwójką dzieci jedzie na wakacje, na drodze wtem napotykają na drzewo. Objeżdżają, przejeżdżają przez zapyziałą miejscowość, przejeżdżają przez zapyziałą miejscowość, przejeżdżają przez zapyziałą miejscowość i okazuje się, że bez względu na to, jaką drogą pojadą, krążą w koło. Mieszkańcy zachowują się co najmniej dziwnie, dochodzi do wypadku, w dramatycznych okolicznościach pasażerowie dwóch aut dowiadują się, że nocą przychodzą mordercze upiory i zabijają wszystkich, którzy ich wpuszczą do domów. Miasteczko jest “zarządzane” przez szeryfa, byłego wojskowego, który dba, żeby było jak najmniej ofiar - zakazuje opuszczania domów po zmierzchu, znalazł odstraszające upiory medaliony, karze tych, przez których zaniedbanie ktoś zginął. Nie wiadomo, gdzie znajduje się miasteczko, bo każdy z mieszkańców pojawił się, jadąc w innym kierunku, niektórzy mają wizje, które motywują ich do czasem niezrozumiałych zachowań. Tę kruchą “normalność” destabilizuje pojawienie się wspomnianych dwóch samochodów; “nowi” zaczynają zadawać pytania i próbują rozwikłać tajemnicę miasteczka. Uwaga - bywa gore, są jump scare’y.
Wszyscy osieroceni przez twórców “Lost”, gdzie przez lata budowane było napięcie i oczekiwania, a na końcu dostaliśmy, ech, wielkie rozczarowanie, mogą wskoczyć do tego samego pociągu ponownie! Świetnie zbudowany tajemniczy świat, niby nasz, ale nie nasz, gdzie pojawiają się potwory, prąd płynie bez kabli, w tajemniczy sposób uzupełniają się (choć wybiórczo) zapasy, są magiczne portale i istoty obdarzone mocą parapsychologiczną albo… wszyscy są w symulacji, gdzie badają ich odporność na stres, taka “Gra Endera” z nieświadomymi uczestnikami. Na razie dwa sezony, w planach trzeci. Czekam, dokąd dojedzie ten pociąg i czym mnie negatywnie zaskoczy w finale. Chyba żeby nie.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 11, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 1