Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Ryszard Ćwirlej - Tam ci będzie lepiej

Międzywojnie, Poznań. Komisarz Antoni Fischer, weteran I wojny światowej, zostaje grzecznościowo poproszony przez kolegę z wojska o rozpytanie się o zaginionego oficera, który miał przygotować zestaw wrażliwych materiałów, ale zamiast tego zaginął. Niebawem zwłoki odziane w mundur znajdują się na budowie na Targach Poznańskich. Wprawdzie Fischer prowadzi też sprawę bestialskich morderstw prostytutek, ale szybko okazuje się, że obie sprawy się łączą.

Niespecjalnie trafił do mnie kryminał w innym entourage'u niż PRL (podobne odczucia miałam przy Jedynym wyjściu). Owszem, research był zrobiony należycie, czasem uzasadnia to akcja (pewnie ciężej byłoby w PRL-u podróżować między Polską z Niemcami), nieco rekompensują to bohaterowie (Fischer to przodek Marcinkowskiego, Tolek Grubiński niewiele się różni od wnuka, Szwartz pracuje na kolei w Pile, a epizodycznie wspomniany jest delikwent o nazwisku Olkiewicz, przeżywający postrzał w brzuch po zaprawie spirytusem), ale brakuje soczystości powojennej milicji.

Akcja książki dzieje się między 3 marca (1924) a 14 marca. Przypadek, że zaczęłam czytać na początku marca? Nie przypuszczam![1]

[1] Swoją drogą chętnie bym przygarnęła kalendarz z zaznaczonym czasem akcji kryminałów, większość współczesnych dzieje się w dość dobrze opisanej czasoprzestrzeni. Dla Ćwirleja zrobiłam taki (na bazie 2017) na Google Calendar, chętnym mogę udostępnić.

Inne tego autora tutaj.

#16

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 12, 2017

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2017, panowie, kryminal - Skomentuj


O piątkach i o ryzyku wchodzenia na klatki schodowe

Piątkowa przygoda jest konsekwencją dwóch czynników - po pierwsze w piątki pracodawca wypuszcza mnie z pracy o 16 w myśl filozofii "get-a-life", po drugie - mamy w pałacu remont, nie ma kuchni w piwnicy oraz przeniosłam się z pierwszego pietra na parter. Wychodzę więc wcześniej z poczuciem, że jeszcze jest dzień, a nie wieczór. Wprawdzie pada i jest szaro, ale wystarczy widok-klucz: otwarte drzwi do secesyjnej kamienicy, żebym na piątkowym asapie przyparkowała samochód gdziekolwiek i poszła w miasto, a konkretnie na klatkę schodową. Nie jest to oczywiście rozrywka bezpieczna, ostrzegam. Klatka schodowa na Wyspiańskiego okazała się oczywiście mieć wszystko, co tylko secesyjna klatka schodowa powinna mieć - witraże, tralki, mozaiki i spiralne schody o skomplikowanym kształcie. Wchodzę na samą górę, bo wiadomo - z góry widać więcej, kiedy wtem łapie mnie skurcz w udzie. Ale taki skurcz, jaki ostatnio mnie złapał w 2006 podczas schodzenia z minaretu w Egerze. Do tej pory mnie udo boli, jak siadam. Posłuchajcie rady ciotki Zuzanki i trenujcie chodzenie po schodach przed wysokogórską wyprawą fotograficzną na secesyjne klatki schodowe Łazarza.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 11, 2017

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 1


Natalia Fiedorczuk-Cieślak - Jak pokochać centra handlowe

Zbiór luźno ze sobą powiązanych historii o depresji i macierzyństwie, których wspólnym mianownikiem jest przestrzeń alejek w centrach handlowych. Można próbować rekonstruować sobie na podstawie tych epizodów jakąś fabułę, ale głównym motywem jest nieprzygotowanie na macierzyństwo (i ogólnie bycie rodzicem), samotność w doświadczeniu, mimo że jest ono wspólne dla większości kobiet, strach i niepewność, przed którymi nie da się zabezpieczyć zakupem pieluch z promocji i modnego poradnika.

Miało być objawienie, podkręcone przyznaniem "Paszportu Polityki", ale po przeczytaniu miałam poczucie lekkiego rozczarowania. Lekkiego, bo to jednak dobra książka, rozczarowania, bo jednak ani nie jest nowatorska, ani nie zachwyca kompozycyjnie czy językowo. Przez ostatnie lata przeczytałam wiele tego typu opowieści, owszem, niekoniecznie ubranych w formę książki, ale równie dojmujących czy prawdziwych (proszę docenić, że nie napisałam, że mogłabym sama napisać taką książkę, bo tego wszak nie zrobiłam).

#15

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 6, 2017

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2017, beletrystyka, panie - Komentarzy: 1


Alice Munro - Księżyce Jowisza

[Uwaga, zdradzam pointę jednego z opowiadań.]

Kolejne zbiory opowiadań Munro są dla mnie nie do odróżnienia, dobór opowiadań pozostaje niezrozumiały. W tym tomie jest o śmierci ojca, wspomnienie o ekscentrycznych ciotkach, historia znajomości dwóch pań - od dzieciństwa do domu spokojnej starości, opowieść o fermie indyków z dywagacjami, czy jeden z pracowników był homoseksualny, do tego kilka historii o związkach. Absolutnie nie do odróżnienia od innych zbiorów.

Ze wszystkimi wcześniejszymi zastrzeżeniami (oraz że nie lubię opowiadań), jedno z nich jednak uważam za znakomite. W "Autobusie do Bardon" narratorka opowiada o miłości, która się jej zdarzyła w Australii, gdzie pracowała ze swoim znajomym z Toronto. Minęły lata, oboje przeszli przez inne związki, ona dociera do Toronto, gdzie ma przeczucie, że go spotka, jakimś cudem. Odmawia koleżance, która zaprasza ją na hipisowską farmę, woli snuć się po miejscach, w których przypuszczalnie mogłaby na niego trafić. Kochanek sprzed lat oczywiście jest wtedy gościem na farmie i o włos się mijają. Koleżanka wraca i opowiada o poznanym sympatycznym etnografie. A ja się poczułam jak w liceum, kiedy przez kilka lat kochałam się w jednym koledze z klasy równoległej, ale zawsze mieliśmy zły timing - to on z kimś chodził, a to ja z kimś byłam. Kiedy wreszcie zdobyłam się na odwagę, żeby, dowiedziałam się, że chwilę wcześniej wyjęła go nasza wspólna koleżanka, z którą przypadkiem jechał pociągiem i tak im jakoś wyszło, że czemu by nie. Oczywiście im nie wyszło (bo to zła kobieta była), ale poczucie bycia tuż obok mi pozostało.

Inne tej autorki tutaj.

#14

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 4, 2017

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2017, beletrystyka, panie, opowiadania - Skomentuj


Maria Czubaszek - Nienachalna z urody

Zbiór felietonów czy raczej luźnych opinii autorki na różne tematy - życie, małżeństwo, przyjaźń, rodzinę, pieniądze, jedzenie, dawnych i współczesnych znajomych czy politykę. Czytałam długo, z przerwami, bo jakoś całość mnie nie porwała. Może dlatego, że pożądam fabuły (ale na przykład jak po grudzie idzie mi vintage kryminał Ćwirleja, a opowieść Rusinka o sekretarzowaniu Szymborskiej łykam jak pelikan rybę), może dlatego, że mam poczucie, że już gdzieś, może w innej formie, ale wszystko to czytałam. Dużym zaskoczeniem dla mnie natomiast było, że książka jest traktowana jako swego rodzaju testament, bo - absurdalnie - nie zarejestrowałam faktu śmierci autorki.

Inne tej autorki tutaj.

#13

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 3, 2017

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2017, felietony, panie - Skomentuj


Most nad Sundem (Broen/Bron)

Na moście łączącym Danię i Szwecję gaśnie światło, a chwilę potem dokładnie na granicy między dwoma krajami pojawia się ciało zamordowanej kobiety (a w zasadzie dwie połówki różnych ciał). Błyskawicznie tworzy się międzynarodowa ekipa śledcza - Saga Noren ze Szwecji i Martin Rohde z Danii współpracują, żeby odkryć, kto stoi za tym morderstwem i powiązanymi z nim kolejnymi zbrodniami. W sezonie drugim Saga i Martin rozwiązują sprawę eko-terrorysty, a w trzecim Saga z nowym współpracownikiem z Danii szuka mordercy-artysty, który reżyseruje swoje zbrodnie na podstawie tytułów obrazów z pewnej kolekcji sztuki. I jakkolwiek sprawy są w każdym sezonie bardzo rozbudowane, tak integralną częścią serialu jest życie policjantów, gęsto przeplatające się z prowadzonymi śledztwami. Saga ma (prawdopodobnie) Zespół Aspergera - nie kłamie, jest praworządna (nie czuje nic niewłaściwego w tym, że zgłasza wykroczenie swojego kolegi z pracy), nie zwraca uwagi na opinię otoczenia, robi to, co uważa za słuszne; empatia to dla niej puste pojęcie, podobnie jak ironia, dyplomacja i konwenanse. Jest świeża (wiadomo, do pewnego momentu, potem może nużyć) i stanowi świetny kontrast do jowialnego, przyjacielskiego Martina, który dużo załatwia po koleżeńsku, nieoficjalnie i nie zawsze zgodnie z literą prawa.

Uwielbiam skandynawskie kryminały za ich nieoczywistość zarówno w kwestii bohaterów, jak i rozwiązań fabularnych. Podobnie jak w "Marcelli" scenariusz tworzył Rosenfeldt, który nie przejmuje się tym, że widz może być wrażliwy albo że policjant powinien być sympatyczny (i nie tylko). Dodatkowo ciekawa jest scenografia i warstwa graficzna - zgaszone kolory, w zasadzie brak słońca, ciemne, klaustrofobiczne wnętrza, zwykli, brzydcy(!) ludzie.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 26, 2017

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 5


China Mieville - Dworzec Perdido

Issac, naukowiec-renegat dostaje lukratywne zlecenie - ma wymyślić sposób, żeby okaleczony człowiek-orzeł (garuda o imieniu Yagharek) mógł się samodzielnie wznieść w powietrze. Dziewczyna Issaca, rzeźbiarka rasy khepri (człekokształtny insekt) otrzymuje z kolei propozycję stworzenia unikalnej rzeźby dla pewnego bossa półświatka. Te dwa nie powiązane ze sobą zdarzenia uruchamiają cały szereg wydarzeń, który może doprowadzić nieomal do zagłady miasta, zaatakowanego przez żywiące się ludzkimi myślami ćmy.

Mieville nie stworzył gęstej, mocnej epickiej opowieści o Nowym Crobuzon, on to miasto zbudował słowami. Realne, pełne zapachów, ze skomplikowaną geografią terenu poprzecinanego rzekami, zamieszkałe przez ekumeniczną różnorodność ras - ludzi, kheprich, vodyanoich, ludzi-kaktusów, konstrukty, pasożytów i byty z innych wymiarów; wszyscy zanurzeni w skomplikowanych politycznych układach i zależnościach. Nie ma elektryczności, jest za to taumaturgia pozwalająca na pracę z różnymi substancjami i - przede wszystkim - przekształcanie żywych istot (zwykle przestępców, przy czym kodeks karny jest raczej taki po uważaniu) w czasem najbardziej zwyrodniałe cyborgi; gospodarka miasta w głównej mierze opiera się właśnie na przemysłowej pracy tak przystosowanych istot. Tytułowy Dworzec Perdido to główny węzeł komunikacyjny, serce miasta, może rzeczywiście nieco pretekstowy jako lokalizacja tytułowa (choć tuż obok rozgrywa się najważniejsza walka o mieszkańców metropolii), ale pozostający w głowie na mapie Nowego Crobuzon.

Szybko czytam, ale przez tę książkę przechodziłam przez ponad trzy tygodnie (owszem, czytając w międzyczasie cztery inne, ale jakby nie o to chodzi, tak?). Nie wiem, czy da się od niej nie oderwać aż do ostatniej, ja musiałam ze względu na intensywność opisu i czasem jego drastyczność. Oraz oczywiście żeby starczyło mi na dłużej, mimo że wiem o kolejnych dwóch tomach cyklu. Wprawdzie dopiero luty, ale mam poczucie, że już mam książkę roku 2017.

Inne tego autora tutaj.

#12

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 20, 2017

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2017, panowie, sf-f - Komentarzy: 1


Evzen Bocek - Dziennik kasztelana

Tym razem zamek na czeskiej prowincji w ujęciu serio, a nawet nieco przerażającym. Połowa lat 90., wypalony pracownik naukowy wynosi się z Pragi, żeby pracując jako kasztelan odpocząć psychicznie. Inwentaryzacja zamku, zarządzanie ogrodnikiem, dozorcą, kustoszką i ogrodnikiem nie wydaje się być trudne. Do zimna w zamkowych pokojach idzie się przyzwyczaić, gorzej z lustrami wszędzie i spuścizną po zmarłym poprzedniku, o którym nikt nie chce mówić. Inne niż w stolicy problemy zaczynają się piętrzyć - w okolicy mieszka socjalistyczny aparatczyk strzelający do zwierząt, opodal jest hodowla niebezpiecznych psów, dozorca ma epilepsję, żona nienawidzi zamku, a 5-letnia córka ciężko choruje i chyba widzi duchy.

To Czechy mniej zabawne, chociaż oczywiście między wierszami są zabawne sytuacje. Historia jest lepiej zbilansowana niż cykl o "Arystokratce", chociaż podobnie jak tam to pierwsza część historii, bo narracja urywa się nagle.

Inne tego autora tutaj.

#11

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 18, 2017

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2017, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Herman Koch - Dom letni z basenem

Czego się spodziewacie po lekarzu poza tym, że przede wszystkim ma nie szkodzić? Pewnie tego, że potraktuje Was poważnie, zbada, przeanalizuje symptomy i zaproponuje sensowne leczenie? Martin nie jest takim lekarzem. Celem Martina jest zatrzymanie jak największej liczby pacjentów na poziomie pierwszego kontaktu, bez zawracania głowy specjalistom. Ale sporą grupę wiernych pacjentów ma, bo spędza z każdym 20 minut, słucha, nie gani nawet w sytuacji, kiedy pacjent nadużywa, a do tego skwapliwie wypisuje stymulanty i środki nasenne w razie potrzeby. Tak trafia do niego Ralph Meier, znany aktor; w podziękowaniu za wizytę wysyła zaproszenie na przedstawienie, w którym gra. Martin zaproszenie przyjmuje, a mimo niechęci żony, której nie odpowiadało obcesowe zachowanie aktora, planuje wakacje tak, żeby wylądować z całą rodziną tuż obok wynajętej przez niego willi. Z dwutorowej fabuły wiadomo od początku, że wszystko skończy się źle, ale Martin opowiada powoli, zastanawiając się nad punktami zwrotnymi, które doprowadziły do tragedii.

To historia o zwykłych ludziach, którym zdarza się robić rzeczy społecznie nieakceptowalne - zdradzać partnera, pragnąć ciała nastolatki, zgwałcić, skłamać, brutalnie pobić czy całkiem poważnie rozważać morderstwo (a może nie tylko rozważać?). Brudna, nieprzyjemna i zostawiająca osad.

Inne tego autora tutaj.

#10

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 13, 2017

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2017, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Arrival / Dziewczyna z pociągu

Dziewczyna z pociągu (tu fabuła) filmowo niczym nie zaskakuje, bardzo przyzwoicie zrealizowana, ładnie poprowadzona akcja. Owszem, w książce było więcej zwrotów akcji, kilka wątków pociągnięte szerzej, ale ekranizacja nie rozczarowuje.

Za to "Arrival"... Na Ziemi lądują Obcy. Najpierw oczywiście skrzywiłam się, że lądują w Stanach Zjednoczonych, ale to tylko jeden z 12 wątków przylotu, bo wylądowali też w innych 11 miejscach globu. Każdy kraj próbuje dogadać się z gośćmi, ale łatwo nie jest - to siedmiomackowe głowonogi, zanurzone w płynie, wydające wielorybie dźwięki. Zatrudniona przez amerykańską armię lingwistka Louise rozpoczyna mozolną pracę z Obcymi, natykając się na utrudniające wszystko wojskowe procedury, za wsparcie mając jedynie kolegę-fizyka. Dodatkowo sytuacja globalna się zaognia, bo wielkie mocarstwa - Chiny, Rosja, Afryka - poważnie rozważają atak, zaniepokojeni przebłyskami komunikacji ujawniającymi takie słowa jak "broń". Louise odkrywa język pisany Obcych, a jednocześnie śni dziwne sny-wspomnienia o swojej córce i mężu.

Jaka to jest piękna historia o semantyce i komunikacji! Elegancka, nie przegadana, mądra. Bogata wizualnie - Obcy są naprawdę Obcy, a technika - chociaż chropawa - sugeruje całkiem nowy poziom rozwoju. Zostałam z materiałem do przemyśleń o tym, czy w świecie zdeterminowanym wiedzą o przyszłości pozostaje opcja wolnego wyboru.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 12, 2017

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 4