Nuda. Ja wiem, że jak film jest o poszukiwaniu sensu życia, szukaniu sposobu uratowania umierającej ukochanej, kończeniu rozpoczętej pracy i ogólnie moralnego niepokoju, to Wielkie Kino jest. No ale mimo usilnego krzesania z siebie entuzjazmu, wywołałam tylko ziewnięcie. Co z tego, jak film jest nudny do bólu. W 1/3 wszystko wiadomo, "wielopłaszczyznowość" czyli poprzeplanie dość ciekawej, choć naiwnej, realności z mistycznym poszukiwaniem drzewa życia i książką o hiszpańskiej inkwizycji (której się nikt oczywiście nie spodziewał) nuży i w zasadzie nic poza ładnymi obrazkami nie sprawia, że nie ma się ochoty przelecieć filmu na fast-forward. Tak, obrazki są ładne, przypominają "Katedrę" Bagińskiego i mają niestety tyleż sensu. Na korzyść "Katedry" jeszcze przemawia to, że miała 7 minut, a nie półtorej godziny.
Wychodzi na to, że Aronofskiemu nie można dawać za dużo pieniędzy, bo zrobi kolorowe obrazki, a na scenariuszu się nie skupi.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 1, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 1
Królowa jest zachwycona. Po pierwsze - Woody Allen taki, jakiego lubię. Nerwowy starszy pan, z błyskotliwym dowcipem, ciętymi ripostami i przednimi pomysłami. Po drugie - śliczny Londyn. Nie byłam, ale plotki głoszą, że London en masse jest dość paskudny z wyglądu. Woodyallenowy Londyn wygląda jak Upper West Side, śliczna zieleń, kamieniczki i urokliwe zakątki. Bawi mnie to tym bardziej, że TŻ w ramach szwędania się po memory lane wywlókł Machinę z 2002, gdzie znajduje się wywiad z Allenem (zrobiony bodaj po "Tajemnicy jadeitowego skorpiona", w bardzo podobnym klimacie). Allen twierdzi, że nikt nir wyciągnie go z NJ na dłużej niż 48h, a już nie ma mowy, żeby zrobił film poza NJ. Po trzecie - bardzo smaczny Hugh Jackman, zwłaszcza bez przyodziewy w basenie bądź w łóżku.
Jedynym smętnym elementem jest Scarlett Johansson, która w zestawieniu z Allenem i Jackmanem jest bledziutka i plastikowa. Żeby zagrać dziennikarkę (no, niech będzie, że początkującą), nie wystarczy nosić okulary nawet w scenach łóżkowych i robić notatki pożyczonym długopisem na karteluszku o powierzchni 3cm2. Film poza tym, że przeładny i bardzo teatralny, jest śmieszny. Dużo allenowych tekstów, przyjemna choć przewidywalna intryga i bardzo pythonowski motyw śmierci.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 29, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 6
Żeby spadł siarczysty deszcz (i była burza z piorunami) wystarczy umyć balkon.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 29, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Miniblog
- Skomentuj
- Pasiaste skarpetki w PiP-ie na Tarzańskiej - są (coraz mniej, bo nad sukcesywnym wykupem pracuję).
- Sałatka meksykańska w KFC - porażka. To, że w stercie kapusty z marchewką znajduje się kilka ziaren puszkowej fasoli, trzy naczosy, a całość polana może być kwaśnym sosem podobno chili, nie czyni Meksyku.
- Na Tarzańskiej koło PiP-a otworzyli restaurację "Kuchnia Polki". Z zewnątrz wyglada na średnio drogą, wzrokowo przyjemnie.
- W IKEI w dalszym ciągu jest mnóstwo rzeczy, które Trzeba Mieć. Dziś padło na czarne kamionkowe kwadratowe miseczki, foremkę do muffinków (jutro mam chytry plan upiec muffinki z chorizo), pudełka na buty i metalowe puszki model "baba w babie" (wspominałam, że mam hopla na punkcie metalowych puszek?). Cały czas się zbieram, żeby kupić zieloną filiżankę i talerzyk (a może od razu 6, dla równego rachunku? Niestety, dość słono kosztują, jakbym chciała w hurcie). TŻ jeszcze mnie supportuje, ale naczynia się już nieco wylewają z szafek. Ale książki też mi się wylewają, więc rozwiązaniem jest kupienie nowych szafek (i zamówieniem regałów na książki).
- Biurka - nie ma. Specjalnie wykonaliśmy quest do ETC w Swarzędzu po to, żeby się dowiedzieć, że chcemy nieistniejące biurko - bez ozdób, bez miejsca na komputer, bez wysuwanej półki, za to z szufladami (zwłaszcza taką dużą na dokumenty, co to można teczki wieszać), z drewna i do 140 cm szerokości. Prawie idealne jest ikeowe ALVE, niestety ma 152 cm długości, więc nfw, nie wejdzie nam na kuchniosalonu w liczbie sztuk dwóch.
Z leniwej obserwacji - bawią mnie ludzie, którzy ubierają się na kalendarz. Dzieci w rajstopach, panowie w kurtkach, panie z długim rękawem - przecież jeszcze kwiecień, w kwietniu się nie ma co rozbierać, nawet jak jest 25-30 celsjuszów...
Wracam oglądać "Heroes" ;-)
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 28, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Komentarzy: 6
Po wynikach. Kot ma nowotwór o potencjalnej złośliwości, po łacinie Carcinoma papillare in situ. Czyli na dwoje babka wróżyła, albo nic nie urośnie i kotka nie trzeba będzie ciąć znowu, albo powtórka. Na razie trzymam się opcji pierwszej. Mam nadzieję, że nie będzie dalszego ciągu.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 28, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Koty
- Komentarzy: 3
Od zawsze walczę ze sobą, żeby notowane na karteluszkach numery telefonów obdarzać komunikatem. Bez efektu. Zwykle rozpoznaję je po miejscu, w którym zapisałam lub po kolorze długopisu. W efekcie przy okazji jakiejś próby uporządkowania zawartości biurka w telefonie wylądował telefon do gabinetu weterynarza opisany jako "Dentysta?". Upewniłam się wczoraj, usiłując umówić się na wizytę. Zdziwiona asystentka tłumaczyła mi, że mogę przyjść z pacjentem bez umawiania się, są czynni do 19. Dodatkowej pikanterii dodaje fakt, że numer jakieś dwa tygodnie temu dałam kołorkerowi na wypadek, gdyby jego nowy dentysta był niefajny. Na szczęście był fajny i nie musiałam świecić oczami przed kołorkerem próbującym umówić się na plombę w lecznicy małych zwierząt...
Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 25, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Śmieszne
- Komentarzy: 2
Jeśli kotek wygnie trochę uszki do tyłu i otworzy szeroko oczka, wygląda jak puchacz. Efekt znika po wybuchnięciu śmiechem lub wyjęciu aparatu.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 24, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Koty
- Komentarzy: 3
Dobre, dobre, dobre. Dexter to serial o psychopatycznym mordercy. Ale sympatycznym. Wprawdzie nocami biega z piłą łańcuchową i na żywca tnie ludzkie ciała, ale na okoliczność łagodzącą można mu policzyć to, że zabija tylko złych ludzi. Ludzi, którzy mimo tego, że robią rzeczy bardzo złe, chodzą wolni i mogą dalej krzywdzić innych z braku dowodów lub dobrego adwokata i precedensów. A na tym Dexter również się świetnie zna, bo w dzień pracuje w policji jako ekspert analiz krwi. Dzięki "prywatnej praktyce" ma wiedzę z pierwszej ręki o tym, jak powstają rozpryski krwi podczas odcinania rączki lub nóżki, więc dla wydziału policji jest cennym nabytkiem. Prywatnie Dexter ma jeden problem - nie czuje nic. Jest miłym, uśmiechniętym i dowcipnym mężczyzną, ale poza zwykłą sympatią nie odczuwa głębszych uczyć, nawet do swojej dziewczyny - Rity czy przyrodniej siostry.
Dexter jest adoptowany i wszystkiego, co umie, nauczył go ojczym, policjant Harry, który zdawał sobie sprawę z krwawych skłonności syna. Przyrodnia siostra, Debora, również pracuje w policji i nagle oboje znajdują się w środku śledztwa dotyczącego psychopaty, który zostawia malowniczo upozowane i wykrwawione zwłoki z wyraźnym komunikatem dla Dextera. Dexter oczywiście podejmuje wyzwanie, bo wyczuwa w mordercy bratnią duszę.
Oprócz serialu mozna nabyć drogą kupna (na Allegro tanio) dwie książki Jeffa Lindsaya o dobrym Dexterze - "Demony dobrego Dextera" i "Dekalog dobrego Dextera". Na podstawie obu postał pierwszy sezon, ale niektóre wątki z książek nie pojawiły się w serialu i vice versa. Książki są bardziej spójne, każda opowiada o innej sprawie wielokrotnego mordercy, z którym wydział śledczy w Miami musi sobie radzić. W serialu więcej jest o postaciach drugoplanowych - kubańskiej s.e.k.sownej komendant LaGuercie, nieco zboczonym patologu Matsuko, nieszczęśliwym w małżeństwie Angelu Batiście, tajemniczym sierżancie Doakesie czy dziewczynie Dextera - rozwódce Ricie.
W planach sezon drugi, a jesienią tego roku - trzecia książka (na razie za granicą). Dla fanów "Six Feet Under" - rolę Dextera gra młodszy z braci Fisher, gej David.
Inne tego autora:
#17-18
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 22, 2007
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Oglądam, Seriale -
Tagi:
2007, kryminal, panowie
- Komentarzy: 5
"Seks w Brnie" oryginalnie nosi tytuł "Nuda w Brnie" i tak naprawdę ten tytuł lepiej opowiada, o czym jest film. Kilkuwątkowo opowiada o mieszkańcach pewnej kamienicy. Nieco opóźniona psychicznie Olga chce po raz pierwszy spróbować seksu z poznanym korespondencyjnie równie opóźnionym młodym Standą. Sąsiadki opowiadają jej, jak przez ten traumatyczny pierwszy raz przejść. Jedna z sąsiadek wyrywa w kawiarni, w której pracuje matka dziewczyny, znanego brneńskiego aktora i wygląda na to, że nie tylko młodzi tej nocy będą cieszyć się, że jest ciepło i nie marzną bez ubrania. Matka odmawia podrywającemu ją mężczyźnie i wraca do domu, przez co Olga musi się zdrowo nakombinować, bo Standa już za chwilę zadzwoni do drzwi. Inna pechowa dziewczyna poznaje chłopaka, który lubi, kiedy się go bije i wyzywa. Do rana wszystkie historie będą miały swój finał.
Stylizowany na lata siedemdziesiąte za pomocą czarno-białej taśmy, film jest bardzo przaśny i bardzo surowy w warstwie graficznej. Tak naprawdę trudno powiedzieć, czy mi się podobał, czy nie. Dziwny.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 22, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Na początku ponownie serdeczne gratulacje dla naszych dystrybutorów, którzy właśnie rzucili na rynek porcję czeskich DVD. Nic to, że większość z nich powstała 10-15 lat temu...
Czeska szkoła filmowa do mnie przemawia tym, że ma ładne obrazki. W przeciwieństwie do polskiej szkoły filmowej, gdzie albo jest o alkoholikach-policjantach, albo o młodych blokersach, da się pokazać coś, co dzieje się w ładnych okolicznościach przyrody, u niekoniecznie zwykłych i nudnych ludzi. Pisarz pracujący jako nauczyciel jest zatrudniony przez lokalnego czeskiego prywaciarza, żeby przeprowadził z jego córką warsztaty kreatywnego pisania. Okazuje się, że córka zasadniczo ma gdzieś, albowiem ma depresję i dni spędza leżąc nago w łóżku i popijając wino (z tych droższych, bo papę stać). Łatwo się domyślić, że pan nauczyciel, mimo że żonaty, budzi córkę prywaciarza z depresji w sposób ogólnie uznawany za słuszny od kilku tysięcy lat. Trochę o nastoletnim postrzeganiu świata i wielkich tragedii miłosnych, trochę o leczeniu kryzysu wieku średniego.
Film powstał na podstawie książki Michaela Viewegha. Sądząc z innych jego książek, lubi zakończenia nagłe i trochę przewrotnie odwracające sens całej historii. Tutaj wyszło na plus, mimo iż dość nie lubię historii kończących się [spojler-space] nyr gnx ancenjqę gb fvę avr mqnemlłb, ob jfmlfgxb cvfnem fbovr jlzlśyvł.
Inne tego autora: tu.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 22, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj