Nawet lubię ten rozjazd między serialowym a książkowym Dexterem w kwestii fabularnej. Nie ma la Guerty, jest sierżant Doakes, a Debra i dzieci Rity wiedzą o mrocznej stronie brata. Mniej lubię narrację książkową, bo słabsza niż w filmie - fragmenty personalizujące "Mrocznego Pasażera", opisujące go jako odrębną istotę, korzystającą tylko z ciała sprawnego specjalisty od krwi, są niestrawne. Na miejscu zbrodni, gdzie policja znajduje dwa spalone ciała bez głów, z głowy Dextera znika Mroczny Pasażer, pozostawiając go bezbronnego jak niemowlę. Przez całą książkę, w przerwach między przygotowaniami do ślubu z Ritą, uczeniem jej dzieci, żeby nie zostały złapane i prywatnym śledztwem, Dexter szuka w internecie, gdzie też to jego sprawne i mordercze alter ego mogło pójść.
Inne tego autora tutaj.
#9
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 20, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, kryminal, panowie
- Skomentuj
Maja obudziła się po raz kolejny tej nocy, tym razem przed ósmą. Nakarmiłam ją, posadziłam w kocyku na kolanach, żeby wypuścić górą nadmiar powietrza. Maja przytuliła się do mnie, ja wtuliłam nos w jej włosy i tak siedziałyśmy sobie. Obie. Maja z zaangażowaniem mruczała swoje frazy składające się z modulowanych "mmm", "uuu" i "aaa", ja opowiadałam jej, co mi się śniło (lato, kamienica z ogrodem od frontu, idę robić zdjęcia, na squacie protestujący tańczą jak w La Boca, sielanka). A potem poszłyśmy spać jeszcze na godzinę.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 18, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Maja
- Komentarzy: 3
Harry Bosch, aktualnie emerytowany policjant z Los Angeles, ponownie otwiera niewyjaśnioną sprawę sprzed czterech lat. Najpierw zabito asystentkę w firmie produkującej film, a kilka dni później z planu skradziono 2 miliony dolarów. Harry był wtedy świadkiem kradzieży, ale głównie ciąży mu brak mordercy dziewczyny. Szybko się okazuje, że jako eks-policjant nie ma specjalnego poważania ani w społeczeństwie, ani wśród do niedawna kolegów, a do tego dostaje jasny sygnał z tajemniczego oddziału antyterrorystycznego (rzecz się dzieje kilka lat po 11. września), że jak nie przestanie węszyć, to może już nie móc węszyć w ogóle. Ale Harry twardy jest, więc nie zważa na niczyją niechęć. Jeździ sobie po Los Angeles, odpytuje kolejnych świadków, robi małą przerwę na lot do Vegas, żeby spotkać się z byłą żoną i szuka dalej. Na końcu znajduje, ale - jak to zwykle bywa w sprawach, w których ktoś "z zewnątrz" wchodzi w świat policji i federalnych - rozwiązanie nie jest zbyt łatwe.
Kryminał jak kryminał, słabszy niż Sue Grafton, ale czytalny. Zirytował mnie finał drugoplanowej sprawy z żoną detektywa, który tłnqxb łlxaął, żr ebmjvrqmvban żban mncbzavnłn jfcbzavrć, vż pujvyę cemrq ebmjbqrz mnfmłn j pvążę v znwą śyvpmaą xvyxhyrgavą póerpmxę, xgóerw Uneel avr jvqmvnł. Suche.
Inne tego autora:
#8
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 17, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, kryminal, panowie
- Komentarzy: 2
Mam takie miękkie miejsce w serduszku dla wczesnego Allena z całym jego nowojorsko-żydowskim bohaterem - sfrustrowanym, pokrywającym zakłopotanie dowcipkowaniem, z libido nieadekwatnym do skromnego wyglądu, okularami, szelkami i łysinką.
Wprawdzie niespecjalnie przepadam za filmami kostiumowymi, ale tutaj kostiumy dodają niesamowitego uroku. Dystyngowany i dość leciwy Leopold, profesor Uniwersytetu Nowojorskiego bierze ślub z młodą, acz dość doświadczoną życiowo Ariel. Ślub ma odbyć się w wiejskim domu kuzynki profesora, Adrian. Adrian cierpi na oziębłość, a Andrew, jej mąż, w celu rozładowania napięcia zajmuje się wynalazkami. Do tego na zaplanowaną uroczystość przyjeżdża przyjaciel Andrew, doktor Maxwell z przypadkowo zabraną pielęgniarką Dulcy, która nieprzypadkowo okazuje się znawczynią ars amandi. Trzy pary w pięknych okolicznościach przyrody proszą się o wprowadzenie pewnego zamieszania w podziale na związki. W tle odbywa się parę dyskusji o ucywilizowaniu, o granicach między realnością a mistycyzmem, trochę biegania po lesie i rozmów o s.eksie, wraz z końcowym wnioskiem, że nie warto wszystkiego traktować poważnie.
Sympatyczny film na wieczór, brakuje w nim trochę allenowskiego Nowego Jorku (mała acz urokliwa scenka na terenie Uniwersytetu), za to pejzażyki wiejskie przemiłe.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 16, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 2
Pierwsza taka. Czerwone lampioniki, camembert z truskawkami i zielonym pieprzem (tak, naiwnością byłoby sądzić, że o tej porze roku można dostać coś więcej niż kartonowe owoce z dmuchanego plastiku o aromacie zgodnym z naturalnym, ale musiałam spróbować), kawa z cynamonem, bukiet ciemnoczerwonych tulipanów. Choinkowe światełka, porozwieszane wszędzie. Małe świeczki na każdym stoliku. Dla gości wieczornych na stołach porozsypywane były różane płatki, oświetlone tea-lightami. Brzęk machiny do kawy. Dzbanuszek z herbatą i woda mineralna z cytryną.
I zachwycone spojrzenie wielkich, szeroko otwartych oczu. Zielona pognieciona serwetka. Ręce sięgające do mojej twarzy, usiłujące złapać brzeg mojego talerza. Bezzębny uśmiech. To naprawdę obłędne jest pokazywać świat niespełna 6-miesięcznej córce. Skończyła się pewna era (nie, nie gorsza; tym wszystkim, którzy twierdzą, że "zanim" ich życie było puste, mogę tylko nieszczerze współczuć), teraz jest inaczej. Nie, nie gorzej.
Czekam na wiosnę, żeby świat stał się bardziej przejezdny i przyjazny. Może i sople malowniczo zwisające z balkonu są urocze, ale wolę pokazywać zielone liście na drzewach, motyle, kwiaty i ślimaki. Poproszę wiosnę NAOW! Tak jak nadchodzenie jesieni to melancholijna schyłkowość, tak dłuższy dzień (o 17 jeszcze nie jest ciemno!), pierwsze pączki na drzewach i coroczny festiwal na największą dziurę w wielkopolskiej nawierzchni budzi nadzieję, że przyjdzie lato i już tak zostanie.
A poza tym opanowałam maleńki kawałek chaosiku, pakując go w kolorowe pudełka z BRW i jest mi z tym trochę lepiej.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 14, 2010
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 3
Po sierpniowej kampanii łazienkowo-przedpokojowej opadłam z sił, ale pożądam kolejnych zmian.
- Wybrać dywan. Zorientować się, że nie ma dywanów w formacie 4x2m. Wybrać wykładzinę. Czekać 4 tygodnie na sprowadzenie, bo tak to jest, jak się ma wymagania kolorystyczne[1].
- Wybrać biurka w IKEI.
- Zdjąć cały pierdolnik z biurek i okolic, przechować bezpiecznie (oraz nie zwariować bez stacjonarnego komputera).
- Wyrzucić stare biurka i starą wykładzinę, jak przyjedzie nowa.
- Cieszyć się przez chwilę idealnie pustym kątem kuchni.
- Rozłożyć nową wykładzinę.
- Okazać kotom i objaśnić, że TEJ NIE DRAPIEMY.
- Przywieźć i zmontować biurka.
- Władować do szuflad tonę papierów, która od kilku lat oczekuje w różnego autoramentu kartonach i pudłach.
Ciekawe, czy zdążę, zanim młodzież zacznie pełzać.
[1] Uprzejmy pan zapytał, w czym może pomóc. TŻ objaśnił, że wykładzinę albo dywan w rozmiarze 4x2m. Pan zaprowadził nad pod belę jakiejś granatowej szkarady i zapytał, czy taką. Bez większego wahania objaśniłam, że szukamy ładnej.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 13, 2010
Link permanentny -
- Komentarzy: 2
Komisarz Martin Beck ma niepracującą i dość marudną żonę, dwójkę dzieci w wieku szkolnym, hobbystycznie buduje modele okrętów, ale na szczęście ma też pracę, która pozwala mu nie przebywać za dużo w domu. Podczas pogłębiania jednego z kanałów znalezione zostaje ciało młodej kobiety. Śledztwo się wlecze, Beck i jego współpracownicy spędzają nad nim mnóstwo dupogodzin, przemierzają niezliczone kilometry, poruszają pół świata, bo ofiara okazuje się być Amerykanką. Trochę bawi zestawienie ze współczesnymi kryminałami, gdzie łatwiej się odpuszcza. Ten dzieje się w latach 60. ubiegłego wieku (uwielbiam to dookreślenie, chociaż dla mnie mentalnie to jednak cały czas "ten wiek") i wysiłek, jaki szwedzka policja wkłada w pojedynczą sprawę, jest niesamowity. I za ten wysiłek cenię szwedzkie kryminały. I za melancholię, zadumę nad zdjęciem, spacer z hotelu do nabrzeża i wieczór przy kolejnej paczce papierosów marki Floryda, podczas którego wykluwa się nowa koncepcja śledztwa. Nie ma deus ex machina, jest ciężka praca.
Inne tych autorów.
#7
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 10, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, kryminal, panie, panowie
- Komentarzy: 4
... ale na zajęciach z chustowania pani wyjaśniła, że granatowo-niebieska chusta i owszem jest za ciemna na lato, ale kupiła dlatego taką, że to do noszenia syna. Niczego jaskrawszego nie można przecież. Nawet latem.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 10, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Komentarzy: 13
Bajeczki są dziwne. Z jednej strony ciekawe, bo nietypowe (i o zwierzętach, i o dżinach, i o mądrym Salomonie czy o praludziach), z drugiej bardzo toporne. I w warstwie językowej, i na poziomie rysunków, i społecznym (dużo aluzji do społeczeństwa klasowego, roli kobiety i mężczyzny, feudalizmu i angielskiego kolonializmu). Nie wiem, na ile to kwestia tłumaczenia i rysunków w polskim wydaniu, ale czyta się ciężko (zwłaszcza przedziwnie rymowane wiersze). Kiedy czytałam je kilkanaście lat temu, byłam zachwycona, teraz już nie tak bardzo.
#6
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 9, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, dla-dzieci, panowie
- Skomentuj
W zasadzie to nic się nie działo poza tym, że w deszczowym Los Angeles, które wyglądało jak wielki ziggurat, łowca Deckard ścigał androidy. Androidy nie różniły się od ludzi niczym, tylko miały bardziej frywolne stroje i robiły sobie makijaż aerografem. Co jakiś czas w tle przechodził jednorożec, a analogowe urządzenie do postprocesingu zdjęć zrobiłoby furorę i obecnie.
Poza tym to jeden z najładniejszych, mrocznych i smutnych filmów, jakie znam. Mimo że od nakręcenia minęło 28 lat, współczesne filmy mogą BR (zwłaszcza w wersji odświeżonej) czyścić buty.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 9, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 5